dr hab. Paweł Soroka
Podkarpackie Ślady Pegaza
Podkarpackie Ślady Pegaza, to nowa pozycja wydawnicza na podkarpackim rynku wydawniczym. Książka ukazała się pod patronatem Związku Literatów Polskich Oddział w Rzeszowie. Autorem i pomysłodawcą tej interesującej publikacji jest Stefan Michał Żarów, były długoletni wiceprezes Regionalnego Stowarzyszenia Twórców Kultury w Rzeszowie.
W słowie wstępnym skierowanym do czytelnika pisze: „Podkarpacie poprzez swoje uwarunkowania historyczne stanowi magiczne miejsce. Składają się na to różne czynniki, a o jego specyfice decydują w dużej mierze wielopokoleniowe rodziny zamieszkujące jego tereny. Ich obecność sprzyja podtrzymaniu tradycji kulturowej, co ma istotny wpływ na powstającą tu literaturę”. W niniejszej pracy Autor przedstawia własne odniesienia z zakresu poezji, prezentując twórców działających w grupach literackich, oraz wybrane dynamicznie funkcjonujące środowiska literackie i stowarzyszenia o charakterze kulturotwórczym. Ma również nadzieję, że przedstawione zagadnienia znajdą kontynuację w kolejnych wydaniach. Książka ta jest jego autorskim projektem, a podzielona została na trzy części: „Eseje, Krytyka i omówienia” oraz „Z kart historii”. Podział ten wynika z przedstawianego zakresu pracy i wiąże się z próbą klarownego usystematyzowania jej treści. Przyświecały mu dwa cele: zapoznać czytelnika z tematyką literacką, zwracając szczególną uwagę na twórczość poetycką z jej specyfiką oraz zarazem przybliżyć podkarpackie środowisko kulturowe.
Część I Eseje
Ta część książki składa się z trzech esejów tj. Kategorie tworzenia, Pamięć, nieistnienie i konieczność rekonstrukcji oraz Poeta i jego poezja. Są one przedstawieniem odniesienia Stefana M. Żarowa do roli poezji, a zarazem stosunku twórcy do powstającego utworu. Zwraca uwagę na odpowiedzialność poety wynikającą ze słowa zawartego w wierszu, a w szczególności na siłę oddziaływania Słowa na czytelnika.
Część II Krytyka i omówienia
Zawiera próbę analitycznego podejścia do szesnastu wybranych autorów i tytułów ich książek, które ukazały się drukiem w ostatnich latach na terenie Podkarpacia. Należą do nich znani i utytułowani twórcy, jak również adepci pióra, którzy mają w swoim dorobku zdobyte nagrody i wyróżnienia w ogólnopolskich konkursach literackich: Janina Ataman, śp. Marian Berkowicz, Stanisława Bylica, Adam Decowski, śp. Józef Kawałek, Joanna Kłaczyńska, Ewelina Łopuszańska, Jolanta Michna, Edyta Pietrasz, Aleksandra Piguła, Marek Petrykowski, Jolanta Szal-Mach, Michał Warzocha, Bogusław Kotula, Jerzy Stefan Nawrocki i Maria Rudnicka.
Część III Z kart historii
W artykule pt. Zastanawia mnie ta droga Autor przestawia patrona Podkarpackiej Izby Poetów, jakim był Stanisław Harla. W Izbie w jej ponad dwudziestoletniej działalności prezentowało się ponad stu twórców z terenu Podkarpacia. Charakterystyczne jest to, że Izba rozpoczęła swoją działalność od wspomnienia twórczości nieżyjącego już wówczas Stanisława Harli z ziemi mieleckiej i zakończyła ją na spotkaniu innego jej przedstawiciela, poety Zbigniewa Michalskiego. Kontynuacją Izby ale już w zmienionej formule jest Podkarpacki Salon Literacki, autorski pomysł Marka Jastrzębskiego dyrektora Wojewódzkiego Domu Kultury w Rzeszowie. Mielecki Klub Młodych Pisarzy to przedstawienie fenomenu kulturowego, jakim była jego działalność w latach osiemdziesiątych minionego wieku, a z którego to wywodzi się kilku twórców do dzisiaj uprawiających działalność literacką.
Kolejny artykuł to Mielczanie w Podkarpackiej Izbie Poetów, co jest odzwierciedleniem dynamicznego środowiska literackiego tego miasta. Na zakończenie przedstawiono wspomnienie ze Światowego Dnia Poezji w Rzeszowie, zainicjowanego i od wielu lat organizowanego przez Regionalne Stowarzyszenie Twórców Kultury.
dr hab. Paweł Soroka
________________
Stefan Michał Żarów, Podkarpackie Ślady Pegaza. Oddział ZLP Rzeszów 2019.
Paweł M. Wiśniewski
Jutro polecimy w gwiazdy
Największy sukces ludzkości – umiejętność przeszczepu mózgu, przeniesienia dysku twardego ze zniszczonej obudowy do nowej, pozbawionej wad poprzedniej konstrukcji.
Dzisiaj manipulujemy genami, manipulujemy jaźnią, emocjami, przeczuciami i wspomnieniami. Jutro polecimy na Marsa. Założymy tam kolonię, zasadzimy rośliny mogące przemieniać szkodliwe substancje atmosferyczne w tlen. Zbudujemy bazy planetarne służące podbojowi sąsiednich ciał niebieskich.
Jutro wynajdziemy cudowny lek na raka, który obecny już dzisiaj nie miałby szans na wprowadzenie do masowych produkcji. Zdobędziemy wiedzę niezbędną do przetwarzania pliku danych tekstowych, obrazkowych i dźwiękowych będących językiem gwiazd i galaktyk. Odkryjemy nowe sposoby pozyskiwania energii z fuzji jądrowej naturalnego paliwa słońc.
To jutro. Dzisiaj jesteśmy w fazie przygotowań, prób i błędów, troski o bezpieczeństwo misji bezzałogowych i tych załogowych – eksplorerów nowych światów. Sprawdzamy dokładnie każdy najmniejszy szczegół po dwa razy, aby być pewnymi, że nasz wysiłek nie pójdzie na marne, że nie zostanie skreślony upływem czasu, jaki pozostał do nieznanego. Wyznaczamy granice znanego i przesuwamy ją coraz dalej, w kierunku jeszcze nie poznanego. Kierujemy się ciekawością, ciekawością, która przyprowadziła nas z kresu ciemności wieków średnich aż do epoki postępu, epoki pędu w niezmierzoną czeluść wszechświata.
Wiemy, co czeka nas za krańcem galaktyki? Nie, ale dowiemy się. Odnajdziemy właściwą drogę. Nie będzie nam potrzebny kompas, busola ani systemy satelitarne. One i tak nie miałyby sensu w przestrzeni międzygwiezdnej.
To jutro. Dzisiaj liczymy na łut szczęścia i sygnał z ciemnej otchłani wołający nas po imieniu, sygnał, który odebrał nasz zapis ze złotych tabliczek; ślepy traf, litość obcych cywilizacji górujących nad nami jak my nad mrówkami.
Paweł M. Wiśniewski
Rysunek w tekście: Sławomir Łuczyński
Adam Lewandowski
Jakimi zmysłami poznawać świat...
No tak, każdy z nas z nowym rokiem chce być lepszy, podejmuje wszelkie wyzwania, zobowiązania. Więcej treningu – biegania, siłowni, seansów terapeutycznych, jazdy rowerem. Przeglądam wszelkie raporty, podsumowania 2019 roku i jakoś brak zapisów dotyczących wyzwań kulturalnych, a tym bardziej czytelniczych…. A może przeczytam w 2020 roku 20 książek, a ktoś 30 książek, inny doda – przeczytam 30 książek i napiszę kilka słów ze zrozumieniem? To byłaby dopiero licytacja. Nikt nie chwali się ile to książek dostał w prezencie? A przecież była i jest taka okazja – każdemu w rodzinie sprezentować książkę autorstwa Olgi Tokarczuk – całkiem niezły pomysł! Podarować Prowadź swój pług przez kości umarłych – w przyzwoitej cenie, ładnie wydany egzemplarz, nie mówiąc o treściach. Ewentualnie Opowiadania bizarne – dobra lektura na dziwności tego świata, bo przecież bizzare z francuskiego znaczy dziwny, czasami śmieszny, czy niezwykły. Przecież otaczający nas świat jest przedziwny, czasami rozśmiesza. Czyż powyższe lektury nie są najlepszymi? Albo światowy bestseller Yuvala Noah Harari – Homo deus. Krótka historia jutra. To po Sapiens – od zwierząt do bogów, i po 21 lekcjach na XX wiek – kto chce poznać przyszłość? Książki to niesamowita przestrzeń do ogarnięcia...
W Śremie od nowego roku funkcjonuje empik – super książkowe zaplecze, z muzycznym asortymentem. Radość mieszkańców duża, w ostatnich dniach niesamowity tłok – pomyślałem – to dobry znak, ludzie zaczynają doceniać czytelnictwo – najlepszy zmysł poznawczy. Czytajmy, przeglądajmy, zbierajmy wszystko co jest związane z pisaniem. To takie noworoczne przemyślenia...
Często przyjaciele, znajomi, czy spotykani w codzienności czytelnicy zadają pytanie: czym jest poezja? Adam Zagajewski pisze, że poezja jest czymś niezdefiniowalnym, im dłużej myślę o jej definicji, tym bardziej się komplikuje. Jest w niej moc poznawcza, bo otwiera się na świat zewnętrzny i wewnętrzny autora. Jednak – za myślą Zagajewskiego – rozpina się pomiędzy próbą poznania i niemożnością poznania. Inaczej stwierdza Ryszard Krynicki cytując zapis Szymborskiej: niejedna chwiejna odpowiedź na to pytanie już padła. A ja wiem i nie wiem i trzymam się tego jak zbawiennej poręczy. Dla innych poezja jest oczywiście tajemnicą i jak każdą tajemnicę próbujemy ją zgłębić. Natomiast Anna Piwkowska pisze, że poezja to współczesny język, którym opisujemy współczesny świat – posługując się nastrojem i rozumem. Najłatwiej i najbliżej mi do stwierdzenia, że poezja to mowa bezdomna, sieroca, która bierze ze wszystkich języków świata, a sama nie jest językiem: jest, w każdym swoim wcieleniu, jednorazową wypowiedzią, która powstaje, kiedy w umyśle poety lub w świecie dzieje się coś poza wszelkim porządkiem (zbliżone do myśli Jarosława Mikołajewskiego). Dla mnie poezja to wyzwanie, to opis otaczającej rzeczywistości, to łzy i uśmiech dnia, to sakramentalne własne zdanie i nić związania z innymi podmiotami. Niech każdy samodzielnie zdefiniuje – bez poezji byłoby nudno, smutno i bezrefleksyjnie.
Muzyka, literatura, fotografia czynią nas bardziej oryginalnymi, ciekawszymi, mądrzejszymi, ba nawet lepszymi od innych! Pewno nie wszystkich, ale ci którzy to robią, tworzą jedną wielką rodzinę, która walczy w poszukiwaniu lepszego, innego świata. Podobne pytanie dotyczy stwierdzenia co słychać w poezji? Czy czytanie poezji może przynieść trwały pożytek? Odpowiedz wydaje się prosta: tak, jeżeli na chwilę zawiesimy zautomatyzowany sposób lektury, do którego przyzwyczaiła nas szkoła. Siła literatury, a zwłaszcza poezji, tkwi jednak w akcentowaniu tego, nad czym prześlizgujemy się zbyt gładko, wybudowaniu tego, co łatwo ulega przeoczeniu i uwrażliwianiu na to, co za szybko osuwa się w uogólnienie – cytat z tekstu Agnieszki Budnik.
O poezji można wiele i długo rozmawiać – wieczorami, porankami, w samotności, a i w grupach zainteresowania. Punktów widzenia jest co najmniej tyle, ile poetyckich tomów. Ważne, by znalazł się inicjator tych rozmów! A następnie posypią się pomysły wieczorów poezji, chwile głośnego czytania, czy śpiewania poezji, przeglądy i festiwale poezji. A może pojawią się jednolite kursy poezji – których tak bardzo brak – czy systemowe studia akademickie dotyczące poezji? Brakuje poważnych, oryginalnych festiwali poetyckich, których celem jest upowszechnianie poezji, jej wtargnięcie do wszystkich domów. Przecież nie wyważam drzwi, a tylko wskazuję, aby je uchylić!
Adam Lewandowski
Maciej Bylica
„Europejski świat”
Europejczycy charakteryzują się pewnym rodzajem pychy, który karze im patrzeć na świat w porównaniu do starego kontynentu. I od razu zaznaczam, że chodzi mi o Europejczyków jako ogół, a nie o konkretne nacje jak Polacy. Chociaż udało nam się opanować Amerykę Północną, Australię i w pewnym stopniu Amerykę Południową, i choć wiemy jakie były konsekwencję naszej ingerencji w ich kulturę to wciąż nie potrafimy wyciągnąć z nich słusznych wniosków i zaprzestać działań, które w przeszłość niszczyły kultury lepiej funkcjonujące od naszej.
Dlaczego akurat nam się udało? Dlaczego to my zdominowaliśmy połowę świata w ujęciu kulturowym? Prawda jest taka, że jedynie kultura europejska i muzułmańska ma w swoich podstawach zapisaną ekspansję. Przez ten zapis ekspansji rozumiem religijnie uwarunkowany obowiązek szerzenia swoich wartości, a więc i kultury. Obecne odejście Europejczyków od wiary jest również bezpośrednią przyczyną przyszłego (może całkiem niedalekiego) upadku naszej kultury. Stanie się tak, ponieważ nie będziemy szerzyć swoich wartości. W imię liberalizmu przekształciliśmy się z grupy tj. siły kulturowej w zbieraninę różnych mini kultur. I oczywiście nie można powiedzieć, że to źle, że tak się stało. Po prostu nasza kultura najprościej rzecz ujmując się zestarzała, zatarły się jej granice, a ona sama stała się czymś trudnym do zdefiniowania. Uważam ten proces za normalny i spokojnie czekam, aż moją kulturę zastąpi jej ekspansywna młodsza siostra, która bardzo przypomina starszą siostrę z okresu jej świetności.
Chociaż czasy kiedy odważni ludzie wsiadali na okręty i pewni tylko morza przed sobą i Boga w Niebie płynęli ku nieznanemu są już przeszłością, to dalej możemy obserwować skutki tych wojaży. Ze świadomością, że reprezentujemy JEDYNEGO Boga, gardząc innowiercami i ich kulturą, Europejczycy uważali, że wprowadzając chrześcijański system wartości wprowadzają porządek i ład do „społeczności prymitywnych dzikusów”. Nikt nie zadał sobie trudu poznania tych kultur, które nie raz olśniewały swoimi dokonaniami adekwatnymi do ich poziomu rozwoju. Niemniej dla przepełnionych pychą Europejczyków nie miało to znaczenia. I dalej nie ma to znaczenia.
Kiedy w 1960 roku państwa afrykańskie odzyskiwały niepodległość – pomijając już fakt, że zostały przez kolonizatorów ograbione i zrównane z ziemią – były w opłakanym stanie. Pierwsi kolonizatorzy starali się budować Europejskie społeczeństwo i monarchię doby renesansu w miejscach gdzie dotychczas były system wodzowski. Ten szok kulturowy, a także oczywiście bariera etniczno-językowa spowodowała, że koloniści żyli wyzyskując ludność rdzenną, niszcząc ich kulturę, której nie rozumieli i ograbiając ich z ich bogactw, nie dawali niczego w zamian. Problemem było głównie to, że choć Europejczycy budowali cywilizację dla siebie, a nie dla ludności tam mieszkającej, która jej nie rozumiała i się jej bała. Strach wynikał głównie z niemożności zrozumienia tej kultury, która była im zupełnie obca. I wciąż jest.
My, Europejczycy, wciąż jesteśmy dumni. Mówimy, że oświetlimy Afrykę naszym światłem, które w rzeczywistości ją oślepia. Sami dalej nie chcemy zrozumieć, dlaczego oni często po prostu nas nie chcą. Stworzyliśmy sztuczne państwa, które włączyliśmy do naszych wspólnot i narzuciliśmy im nasze wartości. Wszystko to są błędy przeszłości, których już nie jesteśmy w stanie zmienić. I choć etycznie zachowujemy się poprawnie i budujemy studnie, które działają przez miesiąc, aż się zepsują i nikt nie będzie w stanie ich naprawić, to jesteśmy w błędzie u samych podstaw. Budujemy szkoły i narzucamy nasz system edukacji, a co jeśli oni chcą mieć inny? Budujemy drogi i bloki, a może oni ich nie chcą? Wszystko co budujemy razi swoim europejskim charakterem oczy ludzi przywiązanych do swoich wartości, których chcemy ich pozbawić. I choć jak już mówiłem, etycznie racja jest po naszej stronie, to niestety kiedy się nad tym trochę bardzie zastanowimy, to dojdziemy do wniosku, że etyka jest również naszym wymysłem.
Wielu rzeczy nie możemy już zmienić, Afryka już zawsze będzie pokracznie starała się dogonić Europę. Czytelnik czytając ten artykuł może mnie źle zrozumieć. Uważam, że naszym obowiązkiem jest pomoc Afryce, ale my tą pomoc mylnie rozumiemy u podstaw. Dajmy im umiejętności, pokażmy im, że nie muszą być Europą, żeby być kimś. Niech oni sami budują swoje szkoły, tak żeby umieli z nich korzystać. Powiem więcej, to my powinniśmy się najpierw nauczyć ich, żeby później móc ich uczyć. Musimy zaprzestać usilnego budowania europejskiego świata, gdzie nasze racje są racjami wszystkich. Bo choć może tak być, to wcale nie musi i w tym szczególe tkwi cała zagadka.
Maciej Bylica
prof. Maria Szyszkowska
W czasach zarazy
Obecna sytuacja zagrożenia życia każdego z nas jest stanem w istocie rzeczy towarzyszącym każdemu, kto się narodził. Dodam, że okrucieństwo jakim jest odbieranie nam życia nie jest możliwe do pogodzenia z pojmowaniem Boga jako osoby wszechmocnej i zarazem dobrej, nasyconej miłością. Miliardy ludzi błagają od wieków o życie, cierpią głód, choroby i nieszczęścia wojenne. Modlitwa nie przynosi pomocy. Ten odwieczny stan rzeczy dopiero teraz, w czasach powszechnej zarazy, uświadomiły sobie miliony Polaków. W bardziej normalnych warunkach myślą o tym bezsensie jedynie elity literacko-artystyczne oraz intelektualne. Ludzie mądrzy zdają sobie z tego sprawę od wieków. Wiedzą, że modlitwy kapłanów nie odwracają epidemii oraz innych zagrożeń.
Nie ma dowodów, ale nie mam też wątpliwości, że ten śmiercionośny wirus jest efektem poszukiwań broni biologicznej. Nienasyceni w swym posiadaniu właściciele koncernów wywołują nowe wojny, bo przynoszą one wielki zysk. Kiedy odejdziemy od gospodarki neoliberalnej, czyli neokapitalistycznej?
Świat może uratować jedynie trwały pokój oraz zahamowanie wynalazków cywilizacyjnych, które nas nie uczłowieczają, lecz jedynie potęgują dążenie do wygody i związaną z tym bierność. One niszczą nieodwracalnie naszą planetę.
Ludzkość powinna się zbuntować wobec przeznaczania pieniędzy na zbrojenia i żądać rozbrojenia.
Można wychować pokolenia w duchu pokoju o czym świadczy postawa świadków Jehowy, którzy za swój pacyfizm skazywani byli, za czasów Hitlera, do obozów koncentracyjnych. Także inne wyznania religijne wychowują w zakazie braniu udziału w wojnach, by wymienić na przykład Buddystów, Adwentystów Dnia Siódmego, Armię Zbawienia, czy Kwakrów.
Ale jak istnieć dziś w czasie epidemii? Należy dbać przede wszystkim o własną odporność psychiczną, bo ona wpływa korzystnie na nasze ciało. A więc ograniczajmy dostęp do nas informacji o rozmiarach tego kataklizmu. Osłabia nas i nie jest konstruktywny. Oglądajmy w telewizji filmy fabularne, audycje przyrodnicze, dokumentalne i śmiejmy się samokrytycznie oglądając „Rodzinę Kiepskich”.
prof. Maria Szyszkowska
dr Felicja Borzyszkowska-Sękowska
Wielmożni literaci!
Cenicie sobie Spotkania Autorskie? Promocje książek też? A chcielibyście mieć dużą frekwencję? Tak? No to posłuchajcie: W jednym z uzdrowisk pobiegłam na Wieczór Poezji, naprawdę dobrego poety. Na sali było osób…trzy! Ja czwarta. Pani poetowa pięknie czytała niecodzienne strofy. I cóż ja zrobiłam? Zbulwersowana wielce nie dosiedziawszy do końca, obleciałam wszystkie pobliskie sanatoria. I co? I co zrobiłam? Ano, pozrywałam wszystkie plakaty: w trymiga zniknęły zaproszenia na mój Wieczór Poezji. Pourquoi – słyszałam nie tylko swojskie: – dlaczego? – płynęło od wielu zdumionych kuracjuszy, biorących mi to za wybryk chuligański, a także za zagranie, zawiścią generowane. Nie miałam sił, by im tłumaczyć, nie pytać dlaczego nie chodzą na poezję?
Nazajutrz znów zawisły plakaty. Nowe. A na nich: „Doktor psychologii mówić będzie na temat: Być pogodnym – być zdrowym…”. A niżej, małym drukiem, niczym na bankowo-kredytowej zachęcie... W programie: trochę poezji, trochę fraszek, prezentacja nowych książek Felicji Borzyszkowskiej-Sękowskiej, dedykacje gratis… No i co koledzy literaci? Jak myślicie, jaka była frekwencja? Nie pomnę już dziś 100-200 osób! Sala pękała w szwach, a mój zapas książek rozszedł się szybciej niż przysłowiowe bułeczki, zabrakło wielu egzemplarzy. Zupełnie jak w czasach, gdy autorzy w ogóle swych książek nie nosili, bo robili to księgarze, których dziś brak.
Bo i księgarni nie ma. Natomiast biblioteki, swój wcale nie nad-metraż muszą oddawać na „lepsze” cele. O drastycznych przykładach w innym liście.
Dziś, skoro już o licznie obsadzonych spotkaniach mowa – przypominają mi się promocje z lat 70-80. Przecież to był sposób na życie. Metoda zarobkowanie! I to niezła. Zważywszy że... – że posłużę się przykładem Krynicy, gdzie spędzałam wszystkie przerwy semestralne i część wakacji – robiłam prelekcje w Domach FWP, czasem 3-4 dziennie.
Inkasowałam sowite honoraria, a potem za to odpoczywałam, chociaż nie byłam aż tak „obrotna” jak jedna z gwiazd TVP, która jednego dnia miała spotkań 5 i inkasowała nie tylko honoraria, ale i... 5-krotne przeloty LOT-em. Potem musiała się spowiadać (tzn. w Podstawowej Organizacji Partyjnej składać samokrytykę i postanowienie poprawy, ale zwracać grosiwa już nie musiała).
Wówczas frekwencję podbijały takie tematy jak: Miłość, Małżeństwo, Rodzina, bo właśnie taki cykl prowadziłam w „Tygodniu Kulturalnym” lub przygotowując, książkę eseistyczną „Trzecia płeć” (1999) mówiłam nt. „Kobieta, miłość i seks”, a także na podstawie książek z cyklu „Być...”, „Opowieści o wybitnych Polakach” – tylko, że wówczas dopytywano się o pikantne szczegóły z życia mych bohaterów, co dziś króluje w tabloidach, aż „rzygać się chce” – jak mówią celebryci domagający się odszkodowań i nie zabiegający dziś, tak jak ongiś na łamy moich książek.
Że kultura dziś boleśnie niedoinwestowana – odczuwają wszyscy, stąd tak dołująca rozwój młodzieży, ucieczka w internet. Fundusz Wczasów Pracowniczych przestał istnieć, sanatoria już nie co roku przydziela się nawet najbardziej potrzebującym. Kaowcy wymarli – mówi się o instruktorach kulturalno-oświatowych w uzdrowiskach, chociaż ci pragnęliby nadal służyć rozwojowi kultury polskiej i też boleją nad tym, gdy pisarzom każe się wynajmować sale, aby „sobie gadali o książkach” jak powiedziano nam w obiekcie, który od dziesięcioleci hołubił głosicieli Dobrego Słowa. A kiedy przypomniałam im o mojej frekwencji, rzekli: – No dobra, salę damy, ale załatwi pani sprzątaczkę. A potem klucz odniesie!
A woźna ta zamieszkiwała „zakazaną dzielnicę”, do której zabronili mi wstępować czytelnicy, jeśli nie chcę w następnej książce opisywać szczegółowo rozboju, a zwłaszcza gwałtu zbiorowego dokonanego na mnie.
Za salę też kazano mi płacić nawet w obiekcie ongiś nauczycielskim, gdzie promowałam „Być partnerem” (1988, ul. Odyńca), a dla pedagogów i Domu Dziecka – bo dla nich to głównie zorganizowałam – występowały gwiazdy tej wielkości co pierwsza primadonna polskiej operetki Wanda Polańska, solistka Opery Narodowej Irena Jezierska, znakomita aktorka Ewa Krasnodębska, całość filmował sam Toni Halik z Elżbietą Dzikowską, a kiedy redaktor Rumniak całość wyemitował w TVP, posypały się prośby do Klubu Kobiet Twórczych, o powtórzenie występów, zwłaszcza, że telewidzowie „przyuważyli” wśród gości, przedwojenne, rzadko już widywane gwiazdy i osobistości np. Halina Mancewiczówna, czy – mistrzyni baletu Liliana Wolska, Emil Filipowski – pierwszy skrzypek Filharmonii Narodowej. Z zachowanych fotosów wyziera też postać, rzadko wówczas jeszcze w Ojczyźnie widywanej kpt. Żeglugi Wielkiej Danuty Kobylińskiej-Walas, wraz z drugim mężem (pierwszy kpt. ż.w., o którym też mówię w książkach „Być kobietą” i „Być na Wybrzeżu” – zginął od zabłąkanej kuli na polowaniu), znanym tenorem Edmundem Wajdą (ojciec śpiewającej też Grażyny Brodzińskiej). Była też Lidia Korsakówna z mężem Brusikiewiczem.
Artyści ci, jak zawsze w moim Klubie Kobiet Twórczych – występowali honorowo. Ale kiedy uprosiłam ich o powtórzenie imprezy – następowała właśnie – tak bardzo przez nas upragniona – Dobra Zmiana, więc... zażądano od Nich zapłaty za salę (sic!). Obecna tam także (vide-foto) pisarka i animatorka kultury, przybyła świeżo z emigracji do Stanów Zjednoczonych Maria Ginter wraz z towarzyszącym jej aktorem, chcieli nawet ogłosić zbiórkę, aby ratować, a potem też reanimować tradycje kultury polskiej i organizować takie imprezy częściej, zwłaszcza dla nauczycieli i młodzieży, bo – chociaż to dziś przez pryncypia ustaw o prawach autorskich zakazane – długo egzystowały wśród miłośników literatury i muzyki pirackie nagrania tych występów.
Kiedy „pocztą pantoflową” dowiedział się o tym wielki animator kultury, sławetny Boguś Kaczyński – zobligował mnie wprost abym na Festiwalu Arii i Pieśni im. Jana Kiepury w Krynicy Zdroju, opowiedziała o tym publicznie, na imprezie gloryfikującej sopran Wandy Polańskiej. Przyznam się, iż po prostu się zlękłam. I stchórzyłam. Ale nieugięty Boguś – któż go nie pamięta? „wyciągnął mnie za uszy”, więc opowiedziałam, jak to na promocji „Być partnerem”, pod spódnicami pań, działały pirackie magnetofony, a potem soprany Polańskiej i Jezierskiej, rozbrzmiewały pośród szkolnych ław itp. Primadonny były zachwycone i na pewno nawet nie pomyślały o zadośćuczynieniu finansowym. Zresztą nie pobierały też ani grosza honorarium za kilkanaście! lat występów na imprezach Klubu Kobiet Twórczych w Muzeum Niepodległości, ale kiedy potem chciałam tam zorganizować 50-lecie KKT, zażądano za salę 1600 zł za 1h. Ze łzami odmówiłyśmy. Ukarano za to nas obojętnością na uroczystości jubileuszu Muzeum. Siedziałyśmy na schodach (w płaszczach bo i w szatni miejsc nie było) i patrzyłyśmy jak inni otrzymują kwiaty, dyplomy itp. Wszystko to ma obszerną dokumentację fotograficzną jaką pomieszczę w książce „Ogród pełen róż i narcyzów”. A szanownych literatów proszę o zintegrowanie się i wspólną walkę o kulturę, o czym piszę w następnym artykule, bo organizuję Polską Radę Miłośników Literatury PoRa MiLi abyśmy to zrobili! Mam amerykańskich sponsorów!
dr Felicja Borzyszkowska-Sękowska
Startuje nowa audycja radiowej DWÓJKI
Literackie witaminy
W poniedziałek 4 maja w Programie 2 Polskiego Radia zadebiutuje nowa audycja pt. „Literackie witaminy”. Jej autorki, Dorota Gacek i Kinga Michalska, będą codziennie rozmawiać z ludźmi słowa – pisarzami, krytykami, tłumaczami, literaturoznawcami – o tym, jakie książki dostarczają im w tym trudnym czasie najwięcej pozytywnej energii i emocji, czyli tytułowych witamin. Pierwszy odcinek już dziś o godz. 16.45.
Co czytać, kiedy – jak to mówił szekspirowski Hamlet „czas wypadł z ram”? Czy wracać do sprawdzonej klasyki, czy otwierać się na książkowe nowości? Czy pomoc przynoszą lektury, dzięki którym się uśmiechamy, czy takie, które pokazują tragizm naszej egzystencji? Czy nasz tryb lektury się zmienił, mamy na nią więcej, czy – paradoksalnie – mniej czasu? A wreszcie, czy czytamy bardziej uważnie czy może jednak rozpraszają nas lęki i niepokoje związane z obecnym stanem i niepewną przyszłością. – O tym wszystkim porozmawiamy z gośćmi audycji – ludźmi słowa – pisarzami, tłumaczami, historykami literatury i krytykami, którzy opowiedzą również o swoich literackich pasjach i sekretach oraz książkach, które mogą pomóc w trudnym czasie – mówią Dorota Gacek i Kinga Michalska, autorki „Literackich witamin”.
– W pierwszych odcinkach dowiemy się od prof. Tadeusza Sławka, jaka gruba książka od lat stała u niego na półce i czekała na tę chwilę, kiedy życie trochę zwolni. Paweł Sołtys powie, jaki tytuł to dla niego witamina C – w środku bardzo kwaśna, ale oblana smaczną osłonką. A Przemysław Dakowicz wyzna, od jakiej książki nie mógł się oderwać i zaśmiewał się czytając ją w środku nocy, tak jednak, żeby nie obudzić śpiącej żony – dodaje Dorota Gacek, która w tym tygodniu czeka (pod adresem Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.) również na opowieści słuchaczy o wyjątkowych książkach – ich „literackich witaminach”.
Emisja audycji codziennie od poniedziałku do piątku o godz. 16.45.