Nowości książkowe

 

Plakat

 

 

Plakat

 Andrzej Walter

 

Współczesny Trubadur

 

Bronek z Obidzy czyli poeta Bronisław Kozieński jest fenomenem na skalę światową. Pisze wierszem jakby klasycznym, ze swoją zwrotką, muzykalnością, rytmem i rymem, ale pisze o sprawach jak najżywiej nam obecnych i zwyczajnie współczesnych, pisze o nich: wartko, impulsywnie, emocjonalnie, ale i dyskretnie, subtelnie i delikatnie. Momenty wzruszenia u tego twórcy splatają się z momentami buntu i niezgody na świat krzywd i uzurpacji, z całą jego sztucznością i hipokryzją. Bronisław dotyka wrażliwych strun metaforą nie tylko słowną, nowatorską i zaczepną, ale i metaforą sytuacyjną, opisową, wynikającą z konstrukcji fabuły wiersza czy rozsnuwanej w wierszu opowieści. Przypomina właśnie poetów i muzyków sprzed niemal tysiąca lat nazywanych powszechnie trubadurami, inaczej też poetami prowansalskimi, u których ważny był właśnie swojego rodzaju regionalizm oraz treści idealistyczne, oczywiście wówczas rozsnute wokół idealnej miłości, ale krąg i zakres treściowych poszukiwań generalnie współczesnej istocie znacznie się rozszerzył to też i Bronek (z Obidzy) „Gadając z halnym” przekracza Rubikon wielu narracji. Mówiąc jednak syntetycznie Bronisław Kozieński w swoim najnowszym krakowskim tomie roku 2025 zatytułowanym „Gadałem z Halnym” opowiada nam o tym świecie bardzo wiele, opowiada o sobie i o nas w tymże świecie zanurzonych, poezjuje genialnie, miękko szorstkim językiem, opowiada nam też o tych wszystkich rozterkach i dylematach, z którym będziemy chcąc nie chcąc musieli się uporać w XXI wieku. Tak oto tom zawierający ponad sto dwadzieścia utworów można czytać długo i wnikliwie, ba, z należną satysfakcją pytań i rozważań, to tom wysoce nowatorski i dalece intelektualny w swej wymowie, tom jakby pełny, przede wszystkim pełny poezji, a chyba to w tym wszystkim najważniejsze.

 

Korzenie

 

I nie masz większej tęsknoty,

jak ta za tym, co było.

Śnią ci się lekkie powroty.

Ciężkie wyprawy po miłość.

 

Bo nie ma skarbów na ziemi

większych niż własne istnienie,

wciąż trzymający się cienia,

wzmacniasz w nim drżące korzenie.

 

Dlaczego, gdy o tym mówię,

to łezki w oczach się kręcą,

bo nigdy mnie nie zrozumiesz.

Sztuczna inteligencjo.

 

Mógłbym zawilej lub prościej,

lecz to niczego nie zmieni.

Pomimo sztucznej mądrości,

Ty nie posiadasz korzeni.

 

Odejdę jak starzy bogowie,

gdyż muszę ustąpić miejsca,

innym z wiatrakiem na głowie.

Baterią na miejscu serca.

 

Nieprawdaż, że ten wiersz to mieszanina geniuszu z naiwnością, splątanie duszy dziecka z mentalnością mędrca i słów wieszcza ze słowami... trubadura? Takie bowiem wyzwania stoją dziś przed trubadurami. Miłość się skomercjalizowała i trubadurzy mają powinność jakoś ją ocalić, ale muszą ocalać miarowo, z dystansem i wiarą w ocalenie, z umiarem istoty rozumiejącej na wskroś współczesność i cały ten bagaż alienacji wraz z przemijaniem postaci... tego świata. Doskonale to „łapie” Bronek z Obidzy, praktycznie na każdym kroku, słowem w każdym niemal wierszu.

 

Mędrzec

 

Za kilka dni znowu na zachód wyruszę,

choć nie wiem wciąż po co, najlepiej na swoim.

A może dlatego, że wcale nie muszę

i przez to, że (swoje) z czasem cię zniewoli.

 

Pamiętam, jak kiedyś powiedział mi starzec.

Pustelnik, co nigdy z niej dalej nie wyszedł:

Najbardziej mi szkoda i tobie to zdradzę,

że nie ja do ciebie, lecz tyś do mnie przyszedł.

 

Tak właśnie poeta zadaje pytanie samemu sobie, ale i nam: co nas pcha do gonitwy, do wyścigu, do wyruszania na zachód, do wspinaczki? Do współzawodnictwa, do przepychania się, zarabiania (ponad miarę), do materialnej niewoli oraz społecznych ról, które spełniamy nadgorliwie niczym zaprogramowane maszyny. Co nas popycha do przepychu i nakładania masek, co nas determinuje do nadmiaru, do nieumiarkowania, do pychy i pogardy w końcu, do cnót wydaje się odwrotnych od cnót odwiecznych. Jednym słowem Trubadur podkarpacki w najlepszym wydaniu. Poeta z krwi i kości i z rozumu scalonego do przestrzeni zwyczajnej wątpliwości czy to wszystko ma dalej sens. Tak właśnie poeta powinien spełniać swoją rolę. Powinien pytać i zastanawiać się z nami i dla nas, a kiedy my tracimy czas na cokolwiek, to i za nas pytać powinien o nasze i wasze sumienia. Począwszy od swojego sumienia co Bronek czyni, a czyni to wybornie. Poczytajcie sami.

 

Z lasu

 

Kiedy zacząłem pisać? Kiedy pić przestałem,

lecz nie dziw się, gdy pytasz, że tak ci odpowiadam.

Pamiętam takie czasy, wcale mi się nie śniły.

Widziałem martwe lasy

i mechaniczne piły.

 

Podobnie upadałem, jak drzewa z tego lasu

w głos piły zasłuchany, więc piłem, aby zasnąć.

A kiedy pić przestałem? Kiedy nadeszła cisza.

Spać mi się już nie chciało

i las się we mnie wpisał.

 

Jak pięknie to zostało napisane. Przecież to jest o Bronku i o każdym z nas, o każdym z nas, plastikowych buntowników, których zakaziła poezja i nadzieja. My pełni wzlotów i upadków, zapewne częściej upadków, pełni goryczy i żalu, i pełni zachwytów i piękna, piękna, którym można dziś kupczyć, które można dziś sprzeniewierzyć dla komercji, które wreszcie można sprzedać na szali doraźnych korzyści i wyrzeczenia się ideałów. Które można dziś przenicować dziwolągiem sztuki współczesnej z hasłem „bo przecież wszystko już było”, i my byliśmy, kochaliśmy, szlochaliśmy ... przeminęliśmy. Bezpowrotnie i bezpotomnie. Nasze wiersze spłoną jak rękopisy, które już płoną, jak i płonie całe piekło, które na tę Ziemię przywlekliśmy podpisując cyrografy zdefraudowania własnej hierarchii wartości. Wartością czyniąc władzę i pieniądze.

 

Nie tylko ryba

 

Tyle wszystkiego masz na głowie

od poniedziałku do niedzieli

gdzieś przeszła burza tam odszedł człowiek

szlag wszystko trafił diabli wzięli

 

I jak nie przekląć przy tym wszystkim

chociaż to grzech i twoja wada

gdy tyle wokół nienawiści

wyzysk służalczość podstęp zdrada

 

piątek sobota czy niedziela

coś w tobie ciągle się buntuje

wieczna życiowa karuzela

więc i od głowy człek się psuje

 

O tak, nie tylko ryba psuje się od głowy. Człek też. I jak nie przekląć przy tym wszystkim...

Wielu wciąż pyta, udając Greka – przy czym wszystkim? Jest prawo, demokracja, umowa społeczna zwana „państwem” i tak dalej i tym podobne pożyteczne idioctwo ma się znakomicie. Negacjoniści obserwacji konfrontowanych z propagandą sami są wyznawcami tej czy innej idei, sami są wierzącymi fanatykami w nieistnienie Siły Wyższej zwanej Bogiem, bo po cóż wierzyć w coś czego się nie dotknęło. A samo pojęcie „wiara”...? Oglądałem ostatnio spektakl Traviata w Narodovym Divadle w Ostrawie Czeskiej, podczas spektaklu tłumaczono treść – napisy wyświetlały się po czesku i po angielsku. Słowa „Bóg mnie ocalił i moją wiarę” przełożono na angielski następująco: „Religia jest wielka”. Czyż trudno o większy cynizm i manipulację? Albo o większy kretynizm? Poprawność polityczna każe nawet wcisnąć w błoto nowomowy język, co uważam za zbrodnię doskonałą. Wraz z językiem zmieni się świadomość. Wiara zniknie. Czy aby na pewno?

Czytajcie i słuchajcie Bronka z Obidzy. Ma właściwości myśląco kojące. Stawia pytania tam, gdzie trzeba, do tego właściwe pytania, już one same dodają otuchy, że takie właśnie, a nie inne je stawia. Snuje opowieści. Ważne i dosadne. Mięsiste. Pełne. Na kilku wersach buduje całe konstrukcje dyskusji i debaty, te które powinno się dziś toczyć, te które powinny nas dziś zająć, taka jest ta poezja niby naiwna swoją rytmiką i muzycznością, oldskulowym rymem, a taka bogata i pełna w treści i dylematy. Przy tym będąca najczystszą i najprawdziwszą poezją wynikająca z duszy trubadura z Obidzy, współczesnego barda słowa, które głosi tu i tam stanowczo i konsekwentnie, kiedy już przestał upadać i pić, tak jak i my.

Tylko, że my wciąż się lękamy. Wypłynąć na głębię. Dotknąć gwiazd, opuścić swoje plemię. My wciąż trzymamy się utartych schematów, wyznajemy prawdy nie rozumiejąc ich, wzniecamy tumult i kurz, aby uciec kiedy nadarzy się okazja do dezercji. Nie łakniemy poezji, potrzebując jej dziś bardziej niż powietrza, aby ocalić w nas resztki samych siebie. I w tym właśnie pomaga Bronek. Od lat pisze swoim głosem, ba, swoim językiem, pisze jakby wciąż to samo i niby tak samo, ale z tomu na tom pełniej, mądrzej, głębiej. Tym własnym timbrem dotyka potencjału wierszy wielkich minionych mistrzów: Miłosza, Herberta, Zagajewskiego, Różewicza, ale robi to po swojemu – Bronek z Obidzy, Bronisław Kozieński, pracownik budowlany niemieckich budów. Bronek z Obidzy, góral, który rozmawiał z Halnym, a Halny jak wiemy wywołuje histerię i szaleństwo. Kozieński zatem oszalał, w sensie metaforycznym, od głowy, od stóp do głów, zakaził się poezją, a to gorsze niż Covid.

Wielkim przyjacielem, mentorem i orędownikiem, a nawet jako wydawca i mecenasem Bronisława Kozieńskiego jest krakowski pedagog i historyk literatury profesor Bolesław Faron miłośnik poezji i poetów. Staram się Go wspierać w tym chwalebnym dziele, gdyż jak napisałem na wstępie, również uważam Bronka z Obidzy za poetycki fenomen na skalę światową, nie tylko Polską, choć jestem pewien, że ciężko by było dobrze przełożyć te wiersze na inne języki z zachowaniem ich rytmiki, melodyjności i rymu. Właściwie to chyba niemożliwe, ale nie ma ponoć rzeczy niemożliwych. No cóż, to pieśń przyszłości. Popieram orędownictwo profesora Farona, bo Bronek z Obidzy pisze arcyważne wiersze, w których porusza problemy wręcz elementarne, podstawowe i będące podwaliną naszej egzystencji. Te rozmowy z Halnym i my z profesorem prowadzimy, tyle, że nasze pióra chyba czemu innemu służą i nie ma w nas tyle nieskrępowanej i niewinnej poetyki co opisywanego Autora. Widać tak to się jednak ma uzupełniać. Dbajmy o takie talenty i róbmy wszystko, aby mogły tworzyć i dalej się rozwijać, bo taka działalność służy właśnie najlepiej kulturze narodowej i Polsce jako krajowi od zawsze poezją i słowem stojącego. Nasza siła w poezji i być może kiedyś to właśnie nas ocali.

Rozważanie te wypada zakończyć jeszcze jednym wierszem, kolejnym ciekawym krótkim wierszem trubadura z Obidzy, nam, ku przestrodze, ku rozwadze, na pożegnanie i na przyszłość

 

Chociaż tyle

 

Miej chociaż tyle odwagi,

co każdy ptak. Każde zwierzę,

by nikt nie uczył cię prawdy,

by nikt nie uczył w co wierzyć.

 

Wolności miej trochę więcej

niżeli ptak albo ryba,

abyś nie musiał klęczeć,

gdy możesz latać i pływać.

Andrzej Walter

_______________

Bronek z Obidzy, Gadałem z halnym. Projekt okładki: Mikołaj Faron. Zdjęcie na okładce: Uladzislau Petrushevich. Krój pisma na okładce: Jakub Rudziński. Opracowanie redakcyjne i korekta: Iwona Dudzińska. Wydawnictwo Edukacyjne, Kraków 2024, s. 134.

Bronek z Obidzy (wł. Bronisław Kozieński, ur. 1963) pracuje obecnie na budowach w Saarbrucken i we Frankfurcie nad Menem w Niemczech. Przekroczenie przez poetę sześćdziesiątki wywarło – jak się zdaje – wpływ na tematykę i nastrój tej poezji. Stąd zapewne sporo wierszy w tym tomiku ma charakter powrotów do przeszłości, do dawnej, starej wsi Beskidu Sądeckiego. To jednak nie wszystkie kwestie, które podejmuje tu przekorny poeta...

 

 

Plakat

 

 

Plakat

 

 

Plakat

 

 

Plakat

 

 

Plakat