Motto: Megalomania jest dobrym prawem każdego autora
Przykra wiadomość: nie istniejemy
W „Gazecie Wyborczej” ukazał się wywiad z Jackiem Dehnelem – wypowiedź wywołała liczne kontrowersje, szczególnie w ignorowaniu przez J. Dehnela innych organizacji pisarskich (Związek Literatów Polskich, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, Pen Club), niż jego własna Unia Literacka. To zapewne zabieg celowy, mimo że jego obecność w zespole działających przy Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego do spraw pola literackiego miała służyć reprezentowaniu wszystkich organizacji literackich.
Publikujemy poniżej wypowiedź w tej sprawie Marka Wawrzkiewicza, Prezesa Związku Literatów Polskich, istniejącego od 105 lat...
Z należną uwagą przeczytałem obszerny wywiad, którego Jacek Dehnel udzielił „Gazecie Wyborczej”. W wywiadzie tym jest sporo trafnych diagnoz dotyczących poziomu czytelnictwa, sytuacji literatury i problemów ludzi pióra, tworzących, lub próbujących tworzyć polską literaturę współczesną. Są w nim też niezbyt precyzyjnie zaproponowane sposoby naprawienia tej katastrofalnej sytuacji. Trzeba cenić każdą wypowiedź w tej sprawie – co też czynię – nawet jeśli są w niej fragmenty niesprawiedliwe i niezbyt mądre. Tak właśnie oceniam akapit, w którym Jacek Dehnel z właściwą sobie kategorycznością stwierdza, że jest w naszym czterdziestomilionowym kraju tylko jedna organizacja pisarska faktycznie zajmuje się wyżej określonym obszarem kultury – Unia Literacka, którą on właśnie kieruje.
Kilkanaście dni temu napisałem do P. Dehnela list, którego przyczyną był fakt powołania go – jako jedynego przedstawiciela środowiska pisarskiego – do firmowanego przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego – zespołu mającego proponować reformy funkcjonowania literatury. Pisarz uprzejmie odpisał na list podpisany przeze mnie, prezesa Związku Literatów Polskich. Już to mogło mu zasugerować, że jednak istnieją poza UL inne organizacje pisarskie, wielokrotnie liczniejsze i mające wielokrotnie dłuższą tradycję. Wiem też, że powiadomiła go o tym prezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, prof. Anna Nasiłowska. Są to jednak mało ważne dowody na nasze istnienie. Ważniejsze są inne, o których Jacek Dehnel nie wie lub nie chce wiedzieć.
20 maja Związek Literatów Polskich będzie miał 105 lat. Liczy obecnie przeszło 1000 członków skupionych w 17 oddziałach. Większość z nich prowadzi ożywioną działalność propagującą literaturę przez wydawanie książek swoich członków, biuletynów i periodyków, organizowanie konkursów, wieczorów poetyckich i promocji nowych pozycji książkowych.
Kilkadziesiąt lat liczą Poznański Listopad Poetycki, Polanickie Spotkania „Poeci bez granic”, od kilku lat odbywają się w Wielkopolsce „Konferencje Literackie”. Oddziały organizują też swoje plenery literacko-plastyczne, współdziałają z innymi stowarzyszeniami twórczymi. Festiwal „Warszawska Jesień Poezji” odbędzie się w tym roku po raz 53. W warszawskim Domu Literatury odbywa się corocznie 30-40 promocji nowych książek, wieczorów poświęconych ważnym rocznicom literackim, jubileuszy, sesji krytycznych, koncertów poetycko-muzycznych itd. Jacek Dehnel może tego nie zauważać, bo w Domu Literatury na tych imprezach nie bywa. Nie przypuszczam też, że uznałby za godne uwagi prowadzone przez nas lekcje poetyckie w szkołach, konkursy dla młodych poetów, współpracę z warszawskimi stowarzyszeniami twórczymi. Uważamy, że w czasach kiedy książki mają minimalne nakłady i kiedy praktycznie nie istnieje tzw. krytyka towarzysząca, wszelkie działania popularyzujące literaturę należą do obowiązków pisarzy. Sądzimy też, że nie ma nic uwłaczającego w tym, że autorzy książek niskonakładowych, które nie miały sukcesu komercyjnego, w różny sposób zabiegają o czytelników.
Można kogoś cenić jako pisarza, a jednocześnie nie zgadzać się z jego publicznymi wypowiedziami. Wolno chyba nie zgadzać się na swojego rodzaju uzurpatorstwo: Pan Dehnel nie reprezentuje wszystkich pisarzy polskich, a tylko niewielką ich część. Owszem, wiem, że ilość niekoniecznie oznacza jakość. Ale też próby eliminowania wszystkich nienależących do własnego grona, nie są oznaką wielkości. Co konstatuję bez satysfakcji.
Marek Wawrzkiewicz
Andrzej Dębkowski
IVOSSÉ
23 marca 2025 roku kilka minut po dwudziestej trzeciej zmarł w Wankendorfie w Niemczech Kazimierz Ivossé, polski twórca emigracyjny – prozaik, poeta, publicysta, artysta malarz. Miał 87 lat.
Los przed laty rzucił go na emigracyjne szlaki (uchodźstwo Solidarnościowe). Wiele lat na stałe przebywał w Niemczech (azyl polityczny). Często powtarzał: „To tylko »żabi skok« do ojczystego brzegu twierdził, ale też zakon samotności. Kiedy trzeba być zawsze w drodze, bo jest nią twórczość, obce miejsce staje się znakiem ufności”.
Kazika poznałem w 1997 roku na Pogórzu. Bywaliśmy tam często na Międzynarodowej Jesieni Literackiej Pogórza w Ciężkowicach – na zaproszenie Andrzeja Grabowskiego – twórcy tego festiwalu.
Znajomość z Kazikiem Ivossé od początku naznaczona była wspólnotą myśli i poglądów. Chociaż był dużo starszy ode mnie, potrafiliśmy odnaleźć w sobie elementy wspólne, tak ważne i jednocześnie tak nieczęsto spotykanie we współczesnych relacjach międzyludzkich. Ta znajomość, a potem przyjaźń, nie uległa rozpadowi, a w miarę upływu czasu scementowała nasze relacje jeszcze bardziej. Liczne rozmowy, listy, a co najważniejsze wspólne udziały w wydarzeniach literackich w całej Polsce spowodowały, że Kazik przyjął moje zaproszenie do współtworzenia „Gazety Kulturalnej” jako stały felietonista. Współpraca ta trwała nieprzerwanie blisko dwadzieścia lat przedzielana naszymi licznymi spotkaniami na Pogórzu, a także w Limanowej, Brzegu, Łambinowicach, Poznaniu, Warszawie czy Zelowie.
Kazik nie był poetą w potocznym znaczeniu tego słowa, ale był poetą wielkiego serca. Był bardzo dobrym pisarzem, świetnym obserwatorem tego, co wokół nas. Miał swoisty sposób fotografowania ludzkich spraw – społecznego działania, zaangażowania, miłości do drugiego człowieka. Potrafił opisywać nie tylko te dobre strony ludzkiego losu, ale także jego ułomności...
W naszych rozmowach nieustannie podkreślał, że „jedynie prawda jest ciekawa, ale w naszym kraju ciągle jeszcze złe siły zamykają przed nią drzwi i zasuwają rygle bram”. Kiedy czyta się jego powieści nagle uświadamiamy sobie, że w działaniach bohaterów jego książek rozbrzmiewa coś złowieszczego i zdawać się może nieodwołalnego. Tak zaplanowana oziębłość wobec prawdy, ostatnio częsta także nienawiść, mąci w rozpalonych umysłach, otumania i przygaszą wszelki zapał do poznania prawdy. Pisarz poprzez swoich bohaterów tłumaczy się nam, że prawda winna odpoczywać zanim nie spowszednieje jak spowszedniał nam sierpniowy zryw narodu i prosty człowiek, który w swej wielomilionowej masie dokonał czegoś, co przewróciło europejski ład, przynosząc Polsce prawdziwą i wytęsknioną przez pokolenia niepodległość. Czas spala nam nad głowami wydarzenia jak słomę i dobrze, kiedy pisarze zrywają żelazne łańcuchy krępujące właśnie prawdę o tamtym, minionym czasie. Takim pisarzem był (jest) Kazimierz Ivossé penetrujący niezmierzone obszary czasu i prawdy, przekornie przełamując poczucie bezsensu twórczego działania.
Dla ludzi pióra emigracja bywa literackim obrzeżem, wyobcowaniem i zagubieniem, bo tam „niebo skrzypi piórami nieczytanych poetów i pisarzy”, zresztą podobnie bywa i w kraju. Ivossé nie zważając na fale literackiej mody i uznania, docierał ze swoimi utworami do polskiego czytelnika, jako tropiciel śladów polskości w różnych zakątkach świata. Penetrując niezmierzone obszary czasu, szukał sensu ludzkiej egzystencji z właściwą mu przekorą budując szańce obronne w tym kłębiącym się tyglu zła i przewrotności cywilizacyjnej krążącej nad skrajem przepaści i ostatecznej zagłady.
I nie było to z jego strony czarnowidztwo, ale realizm kipiącej psychiki buntu pisarza, kiedy w mozole istnienia coraz bardziej wyczerpuje się nasz ludzki zapas ufności w dobre intencje rządzących tym światem.
Kazik zdawał sobie sprawę, że czas, który opisuje między ciszą a ciszą, odchodzi w czas historyczny, ale wiedział, że nie wolno nam o nim mówić... BYŁ. Równocześnie uświadamiał nam, że „Solidarność” spełniając swój obowiązek, nie umarła, że żyje mimo zadanych jej ran zdrady ideałów, sprzeniewierzenia celom, hipokryzji wielu czołowych działaczy. Sam jako uchodźca i emigrant żyjący na Zachodzie, dostrzegał jak bardzo ten kiedyś piękny ogród stał się stary, zarośnięty i zachwaszczony, stając się mogiłą tego, co kiedyś było piękne, mądre i prawdziwe, świecące drogowskazem prawdy. W jednym ze swoich felietonów pisał, że „z emigracji dostrzega się wszystko lepiej i dalej, kiedy czuwa się z daleka”. W jego po-wieściach często pojawiają się gorzkie opowieści, które są po części erratą do życiorysu pisarza, który w lęku i napięciu domyśla się, co go czeka, kiedy zechce powrócić do opuszczonego, ojczystego domu. Jakże często opowiadał mi, że kiedy wrócił – po latach – do Ojczyzny, zastanawiał się, czy ma jeszcze siłę, aby zaczynać wszystko od początku – „od widelca i łyżki”. Miał tę siłę, bo na dobre zadomowił się ponownie w swoim ukochanym Jarosławiu.
Jego uchodźstwo i emigracja to jakby przymusowe odosobnienie, twórcza samotność. „Odpoczywająca miłość” do porzuconego kraju stała się połowiczną ucieczką od tego stanu ducha, w której się znalazł, bo ratunkiem dla niego stała się literatura, poezja, ta w dobrym gatunku, bez tandety i nieistotnych tematów.
Oprócz spraw typowo polskich pisał dużo o innych nacjach, głównie wywodzących się z Afryki. Obecnie, w dobie ogromnej fali uchodźców, tematy jego powieści stają się ponownie niezwykle aktualne i palące. Pisarz dotknięty syndromem emigracji często powtarzał, że „cały ciąg wojennych ciosów, dotykających Afrykę od stuleci, zaświadczają o tym, że ten nasz świat nie wyleczył się z wojen i nienawiści. Kto raz był prześladowany, nie uzyska spokoju już nigdy. Raz doświadczonego zła nigdy jednak się nie zapomina”.
Myślę, że te jego nieustannie obserwowanie innych nacji stały się podłożem do poruszania problematyki konfliktów narodowych i społecznych. A odnajdujemy tego typu odniesienia bardzo często w jego twórczości.
Książki Kazika Ivossé, to także – a może przede wszystkim – historie z życia osobistego, zapisy istnienia i kształtowania oraz potwierdzenia swojej tożsamości w tamtym, ciągle umykającym pamięci żywiole czasu wojny i pierwszych lat powojennych.
Kazimierz Ivossé był pisarzem wyjątkowym. Jak pisał o nim Piotr Kuncewicz – „niezwykle trafnie oceniał ludzi, miejsca i sytuację, tak naprawdę ukazując w swych powieściach człowieka samotnego”.
Z kolei Andrzej Grabowski pisał o nim, że „jest człowiekiem o skromności tak rzadkiej, że z trudem byłoby jej szukać u jego rówieśników. Los nie szczędził mu problemów. Był zawsze z tymi, którzy myślą nie tylko odważnie, ale i mądrze. Za tę odwagę zapłacił trudnym postanowieniem wyjazdu z kraju”.
Kazimierz lvossé, był pisarzem o niespotykanym ładunku łagodności, który przez całe swoje życie starał się poszukiwać człowieka – przewodnika, autorytetu moralnego i duchowego – ukazywać tych ludzi i te postaci, które na tle kultury polskiej i europejskiej, mogą stanowić przykład odnajdywania drogi spełnienia, które następują tylko wobec działania i pracy dla innych...
PS.
22 marca córka Kazia – Iwonka Pinno – przysłała mi jego kolejny tekst do „Gazety Kulturalnej” z następującym słowem od siebie: „Drogi Andrzeju! Wysyłam artykuł ojca, być może ostatni, on jest bardzo ciężko chory. To materiał, który już kiedyś wcześniej przygotował, ale postanowił go jeszcze wówczas nie wysyłać. Teraz wysyłam go ja... To prawie jak podsumowanie jego doczesnego życia. Oczywiście jesteśmy pełni nadziei, że jeszcze trochę stanie na nogi. Wszystko w rękach Wszechmogącego”.
Niestety, następnego dnia okazało się, że to jest ostatni tekst KAZIA...
Pod notą biograficzną zamieszczam ostatni tekst Kazimierza Ivossé.
_______________________________
Urodził się 11 marca 1938 roku w Jarosławiu na Podkarpaciu, gdzie spędził dzieciństwo. W 1958 roku ukończył Technikum Drogowo-Geodezyjne. W tym samym roku przeniósł się do Wrocławia, pracując dorywczo i równocześnie uczęszczając jako wolny słuchacz na studia dziennikarskie na Uniwersytecie Wrocławskim. W latach 1964-66 pracował na Podkarpaciu jako nadzorujący budowę dróg i mostów w Powiatowym Zarządzie Dróg Lokalnych w Brzozowie, w latach 1967-72. W tym czasie rozpoczął twórczość literacką. Debiutował w 1968 roku na łamach „Życia Przemyskiego” wierszem pt. Otwieranie miasta, a w 1969 roku fragmentami prozy pt. Pory dnia. Swoją twórczość poetycką i prozatorską, zamieszczał m.in. w „Prometeju” (od 1971), „Nowinach” (1975-81), „Profilach” (1978-82).
Otrzymał wiele nagród i wyróżnień w konkursach na poezję i prozę, m.in.: w konkursie o nagrodę „Złotej Lampki Górniczej” (1968, 1970), o „Bieszczadzki Laur” (1972), nagrodę Krakowskiej Rozgłośni Polskiego Radia (1973). W 1980 roku otrzymał III nagrodę na Festiwalu Filmów Animowanych w Moskwie za scenariusz filmu Inspektor na tropie.
Był członkiem NSZZ „Solidarność”, redagował Biuletyn Informacyjny Międzyzakładowej Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w Jarosławiu „Do Rzeczy” (wydawany od kwietnia do listopada 1981). Po ogłoszeniu stanu wojennego kontynuował konspiracyjną działalność związkową w NSZZ „Solidarność”. Wiosną 1988 roku z powodów politycznych wyemigrował do Niemiec. Przebywał do czasu otrzymania azylu jesienią 1988 roku w obozie dla uchodźców w Oldenburgu. Pracował fizycznie, m.in. jako pomocnik kucharza i dozorca. Wiersze, artykuły i recenzje zamieszczał w pismach krajowych i ukazujących się poza granicami Polski, m.in.: w „Słowie” (1990-91), „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza” (Londyn 1994-2005), „Teczce” (Paryż), „Kurierze” (Hamburg), „Samym Życiu” (Ahlen), „Naszym Słowie” (Würzburg). Był współzałożycielem Klubu Inteligencji Katolickiej w Lubece (1994) oraz Towarzystwa Krzewienia Kultury Polskiej „Polonus” w Kilonii (1995). Zajął się także malarstwem sztalugowym, grafiką i rysunkiem, brał udział w wielu wystawach zbiorowych na terenie Niemiec (m.in. w Oldenburgu, Lubece i Hamburgu). W 1995-97 prowadził galerię sztuki w Oldenburgu. Został laureatem Nagrody Honorowej m. Jarosławia (1995) oraz nagrody wydawnictwa Artex Publishing (Stany Zjednoczone; 1996). Wstąpił do Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie w Londynie (1997), Stowarzyszenia Éditions „Casimir Le Grand” w Paryżu (1997), Jarosławskiego Stowarzyszenia Charytatywnego im. Ojca Pio (1999), Lubecker Autorenkreis und seine Freunde e.v. (członek w 2000-2006), Polskiego Stowarzyszenia Autorów, Dziennikarzy i Tłumaczy w Europie (2001; Association Polonaise des Auteurs, Journalistes et Traducteurs en Europe; A.P.A.J.T.E) z siedzibą w Paryżu. Od 2004 roku był stałym współpracownikiem wydawanej w Zelowie „Gazety Kulturalnej”. W 1964 zawarł związek małżeński z Anną Nepelską, nauczycielką polskiego (zmarłą w 2006). Jest ojcem Iwony Ivosse-Pinno (ur. 1965), historyka sztuki i poetki. Mieszkał w Jarosławiu i w Wankendorfie w Niemczech.
Opublikował m.in.: Zanim zabrzmi cisza. Powieść. Wydawnictwo Pojezierze, Olsztyn 1982, s. 113. Obcy. Powieść. KAW, Rzeszów 1982, s. 162. Siódmy dzień święcić. Powieść. KAW, Rzeszów 1984, s. 208. Garść nieba, garść piekła. Powieść. KAW, Rzeszów 1988, s. 389. Wiersze grudniowe=Dezembergedichte. Wydawnictwo Erulier, Hannover 1995. Przeminęło, odeszło w milczeniu. O Karlu Dedeciusie. Powieść. Wydawnictwo KUL, Lublin 1997, s. 268. Złoty kościotrup. Opowiadania. Oficyna Wydawnicza Witek-Druk, Tarnów 1998, s. 112. Fremd in Deutschland. Wiersze. Lubeka 1999, s. 30. Tak daleko drugi brzeg. Powieść. Wydawnictwo Franciszkańskie, Jarosław 1999, s. 143. Rzeka ludzi szczęśliwych. Powieść. Jarosław 2000, s. 207. Claudine. Powieść. Wydawca Roksana, Krosno 2002, s. 185. Kamienica pod czternastką. Powieść. Wydawnictwo Papirus, Jarosław 2004, s. 232. 100 fraszek. Wydawnictwo Kolor-Druki, Jarosław 2005, s. 61. Odejścia i powroty. Wiersze wybrane. Wydawnictwo Papirus, Jarosław-Oldenburg 2006, s. 179. Opowiem to jeszcze raz. Powieść. Wydawnictwo Kolor-Druki, Jarosław 2007, s. 234. List otwarty do poety Kennetha Rexrotha albo poemat egzystencjalny. Wydawnictwo Kolor-Druk Jarosław-Oldenburg 2008, s. 68. Światłocienie. Felietony. Jarosław 2009, s. 272. Księga ciszy. Powieść. Jarosław: Wydawnictwo Kolor-Druk Jarosław-Oldenburg 2012, s. 441. Cisza i cień. Powieść. Wydawnictwo Papirus, Hamburg-Oldenburg/H-Jarosław 2015, s. 291. Między ciszą a ciszą. Powieść. Jarosław: Wydawnictwo Kolor-Druk, Hamburg-Oldenburg/H.-Wankendorf 2017, s. 344.
Tekst i fotografia: ©Andrzej Dębkowski
Kazimierz Ivosse
I jak tu żyć, przyjacielu?!
Tu na emigracji zapomniałem jak się kiedyś mówiło do przyjaciela. Wpadnij, pogadamy. Z Niemcem trudno tu się zaprzyjaźnić. Ein verschlossene Tor. A jeszcze trudniej zaprzyjaźnić się z takim, który jeszcze nie jest Niemcem, a już nie jest Polakiem. Jak się odnaleźć w miejscu, które mówi do ciebie w obcym języku? Codzienność tutaj to trudna układanka, w której wciąż brakuje pasujących elementów. Jeszcze trudniej porozumieć się z tymi, którzy nie są tutejsi, ale już nimi się stali. Na północy ostatnie trzy miesiące to tylko trzy dni światła. Ciemność jest ciężka, przesiąknięta wilgocią i gniciem. Samotność staje się nieodłącznym towarzyszem, a odcięcie od dawnych przyjaciół staje się faktem. Od czasu do czasu kapną dobrym słowem. Czy żyjąc w małej przestrzeni można czuć się bezpieczniej? Najbardziej pewnym swej tożsamości? Za ścianą chyba nie ma już niczego, ale za to u góry. Głośne tupanie, często nocą. Ja wiem, że Niemcy ciągle gdzieś maszerują. Do dziś mają w tym jakiś cel. Czyjaś dłoń na obrazie wskazuje im kierunek. Potrzebujemy tu siebie, ale coraz bardziej od siebie się oddalamy. Ktoś powiedział, że wolność możliwa jest jedynie w samotności. I taka samotność bywa właśnie intencjonalnym aktem idącym w kierunku wolności. Czasem można odnieść wrażenie, że żyjemy w przestrzeni, gdzie bezpieczeństwo to tylko iluzja, a najbliższa osoba może być jednocześnie najbardziej obca.
W Niemczech, kiedy chcesz się do kogoś zbliżyć – odwraca się plecami. Mój ulubiony Stachura mówił o postępującej atomizacji społeczeństwa. Ludzi coraz więcej, ale człowieka coraz mniej. Samotność nie jest już stanem wyjątkowym – stała się normą. Izolacja i osamotnienie to problemy wielu, ale nikt o nich głośno nie mówi. Mija prawie 40 lat, odkąd zaczęło się moje życie na obczyźnie. Los tak chciał, tak się potoczyło. Wolność, którą wybrałem stała się moim ciężarem. Zrozumiałem, że powrót nie jest możliwy. Nigdy nie miałem na to siły od początku było jasne, że to co zostawiłem to nie miejsce, do którego mógłbym wrócić.
Andrzej Rzepliński napisał w „Respublice”: „Pewien uchodźca polityczny zszokowany zakresem wolności jakimi cieszyli się mieszkańcy krajów, którym się osiedlił postanowił wypróbować nieznane mu granice tych wolności. I podjął się najprostszego sposobu i zwyczajnie uderzył w nos obywatela tego kraju. Cudzoziemiec zapytał o powód pobicia. Gdy go usłyszał powiedział: „w tym kraju granicą mojej wolności jest mój nos. Co więcej na straży tego nosa stoi cała policja mojego państwa. Inny kraj?”
Los tułacza prowadził mnie na różne wysokości, ale nigdzie nie znalazłem przystani. Obszedłem swoje zakichane życie wzdłuż wszerz i na odwrót. Otwarcie sezonu tak zwanego uchodźstwa trwa, powiększa się rośnie lawinowo. To gorzki chleb smakuje jak piołun.
Właściwie nie to co człowiek, ale właśnie jak, co stanowi w końcu o naszym losie. Ktoś kiedyś zapytał mnie: gdyby można było odwrócić czas co byś chciał zmienić rozpoczynając życie na nowo? Cóż nie mam już czasu na to i nikt już nie zmusi mnie do marzeń. Nikt nie jest sędzią we własnej sprawie. Strumień czasu jest nieubłagany. Obok idei i wartości zostaną ruiny. Więc i ja staję na ruinach danego mi losu i czasu. A ten mój sąsiad piętro wyżej chyba ostatnio majstruje swoją trumnę. Wykorzystuje swoje meble. Stół kuchenny, szafki nocne regały i diabli wiedzą co jeszcze. To dzieło ludzkich rąk, kiedy się ukończył cichną te kroki. A może zajął się tym dla poprawy swojej kondycji? Ale po cholerę mu ta trumna? Czy jest tak jak ja skłócony z własnym bytem? Obaj płyniemy ku drugiemu brzegowi... i ta domowa Wieża Babel. Cóż samotność jest niczym czad. Jeśli w porę nie zwrócisz na to uwagi może cię zabić. Wynajmujemy taki Betreute Wohnung, ale jakiejś pomocy tu nie oczekuj. Trudno szukać tu pomostów porozumienia albo nie mamy tu siły by je tworzyć. Samotni najbardziej potrzebują ludzi chcących poświęcić im trochę uwagi i wolnego czasu. My sami mamy go w nadmiarze. Należy żyć tym, co się ma na starość, a nie tym, co się straciło. Jedno jest pewne, że na starość nigdy nie jest nam dobrze tam, gdzie się jest i... Jak żyć człowieku?
Kazimierz Ivossé