Maria Duszka
W oczekiwaniu na „Maestro”
„Maranta” – litewska powieść o poszukiwaniu prawdy i miłości
Jak czuje się człowiek, który dowiaduje się po latach, że od dziecka były okłamywany, oszukiwany przez własną rodzinę? Który co pewien czas odkrywa nową, starannie ukrywaną przez najbliższych tajemnicę. Akcja powieści Birutė Jonuškaitė „Maranta” toczy się w litewskiej rodzinie mieszkającej w Polsce nad jeziorem Sejwy. Główna bohaterka skupia się na poszukiwaniu własnej tożsamości. Pełno jest tutaj zaskakujących zwrotów akcji. Właściwie można byłoby powiedzieć, że to powieść detektywistyczna.
Birutė Jonuškaitė to Litwinka urodzona i wychowana w Polsce. Dzieciństwo i wczesną młodość spędziła na Sejneńszczyźnie. I z tym regionem czuje się związana emocjonalnie, mimo że od wielu lat mieszka w Wilnie. Jak trafiła do stolicy Litwy? Była uczennicą liceum ogólnokształcącego w Puńsku. W latach siedemdziesiątych tylko jeden absolwent tej szkoły, który w danym roku uzyskał najwyższą lokatę, mógł wyjechać na studia do Wilna. W roczniku Birutė Jonuškaitė to właśnie ona była tą najlepszą uczennicą. Ukończyła dziennikarstwo na Uniwersytecie Wileńskim. Jest poetką, powieściopisarką, eseistką i tłumaczką literatury polskiej. Opublikowała sześć powieści i siedem zbiorów opowiadań, tom wierszy oraz wiele esejów i szkiców literackich. W swoim dorobku ma również przekłady wierszy Czesława Miłosza, Wisławy Szymborskiej, powieści Hanny Krall, Magdaleny Tulli i Jacka Dehnela. Przełożyła także mój wybór wierszy. Jest osobą, która łączy i zbliża do siebie kulturę Polski i Litwy. Otrzymała za to wiele nagród i odznaczeń. Od kilku lat pełni funkcję prezesa Związku Pisarzy Litwy.
Litewska powieść wydana u nas to ewenement. Natomiast na Litwie nasza literatura jest powszechnie znana – nie tylko w przekładach, ale i w oryginale. Tak było już zresztą w okresie komunizmu – nasi wschodni sąsiedzi uczyli się języka polskiego, aby móc poznawać nie tylko naszą, ale i światową poezję i prozę. U nich bowiem przekłady literatury zachodniej się nie ukazywały.
Powieść „Maranta” otwiera motto i dedykacja: „Nie żyje ten, kto ciągle boi się śmierci. Wszystkim, którzy żyją. Zwłaszcza Nijolė”. Nijolė jest przyjaciółką Birutė, którą i ja miałam okazję poznać. Jest nauczycielką lituanistką. Osobą, która od wielu lat zmaga się z nieuleczalną chorobą, porusza się na wózku inwalidzkim. Swoją energią, zaradnością i optymizmem mogłaby jednak zarażać ludzi, którym życie układa się o wiele łatwiej.
Główna bohaterka „Maranty” to Rasa – najpierw mała dziewczynka, potem uczennica liceum pielęgniarskiego, studentka akademii sztuk pięknych dążąca, mimo wielu przeszkód, do realizacji swojego pragnienia, aby być malarką. Bohaterowie powieści to silne osobowości, barwni ludzie z (czasem niełatwym) charakterem. Oto Dominika, osoba, której nikt w rodzinie nie jest w stanie się przeciwstawić:
„Matka leży w szerokim małżeńskim łożu (…) Ostre krawędzie tej kobiety ojciec zawsze szlifował łagodnymi słowami, przysłaniał dłonią, nieraz kalecząc się do krwi, najważniejsze, żeby dzieci nie widziały, nie odczuły, żeby nie zraniła ich zbyt głęboko swoją twardą bezwzględnością, żeby nie pozostawiła im blizn na całe życie.”
Rasa najbardziej czuje się związana ze swoją siostrą Saulė:
„Twój Boziulek ma baranki na ręku, czapkę wciśniętą na czarne loki i pognieciony liścik z twoimi modlitwami za wszystkich tych, którzy zasypiają obok ciebie, ale najbardziej za siostrę, za jej ramiona, w których czujesz się tak bezpiecznie, za jej gruby warkocz, który teraz opasał was obie w jednym śnie i spaja was jak woda dwa brzegi jeziora. „
Jednak ukochana siostra Rasy już wkrótce okaże się… Judaszem. Nagle wyjedzie do Ameryki. „Wyjechała z solidnym chłopem pod koniec lata siedemdziesiątego siódmego roku, z dwiema walizkami w białych lakierowanych pantofelkach, w plisowanej niebieskiej spódniczce, pozostawiając w domu gromadkę zmartwiałych domowników. Wtedy ojciec po raz pierwszy zapłakał w obecności dzieci: „Zgasło, słońce zgasło na wieki…”.
Nie tylko ojciec boleśnie przeżywa wyjazd Saulė. Cała rodzina pogrążona jest w rozpaczy. Najbardziej jednak cierpi jeden z braci – Tadulek.
„Czy to jest możliwe? – zastanawiałaś się brnąc przez zaspy. Czy można stracić coś, co się dostało na całe życie? Przecież każdy mówi: mówią Lonia i Werutka, mówi wujek Jurgis, nawet Kazys od czasu do czasu coś mówi.
Dowiedziałaś się, że to jest możliwe, krótko po wyjeździe siostry. Po wielkim płaczu na pagórku. Tadulek mówił coraz mniej, aż wreszcie całkiem przestał się odzywać: komunikował się z wami gestem dłoni, skinięciami głowy, wzruszaniem ramion.”
Rasa dorasta, kończy wymarzone studia plastyczne, podróżuje po świecie – do Ameryki, Francji, Ziemi Świętej. I przez cały czas usiłuje się dowiedzieć prawdy o swoim pochodzeniu, o tajemnicach (czasem mrocznych), w które uwikłani są jej najbliżsi.
A kiedy już wszystko wychodzi na jaw, Rasa ma do nich wielki żal. Wujek Vladas próbuje jednak usprawiedliwiać rodzinę: „Nie przez złość tobie nie powiedzieli… Czy źle się tobie działo? Czy kto ciebie bił, popychał? Dla mnie z boku się widziało, że to ciebie, najmniejszą, wszyscy najbardziej kochali…”
To powieść, której poszczególne wątki układają się jak puzzle. Język , którym posługuje się Birute jest niezwykle żywy, barwny, czasem dosadny, inkrustowany zwrotami zaczerpniętymi z gwary litewskiej. Autorka ma wyjątkowy dar pięknego i interesującego opowiadania.
Świetna powieść Birute Jonuskaite i znakomity jej przekład dokonany przez Agnieszkę Rembiałkowską, wykładowczynię w Zakładzie Bałtystyki na Uniwersytecie Warszawskim. „Maranta” ukazała się na Litwie w 2015 r., a w Polsce w 2020 r. w Wydawnictwie „Pogranicze” w redagowanej przez Krzysztofa Czyżewskiego serii „Meridian”. Czekamy na ciąg dalszy, czyli powieść „Maestro”, która na Litwie została wydana w 2019 r. Miejmy nadzieję, że wkrótce jej przekład ukaże się także u nas.
Maria Duszka
______________
Birutė Jonuškaitė, Maranta. Przełożyła: Agnieszka Rembiałkowska. Fundacja „Pogranicze”, Ośrodek „Pogranicze – sztuk, kultur, narodów”, Sejny 2020, ss. 351 + 2 nlb. (seria „Meridian” pod redakcją Krzysztofa Czyżewskiego).
Ryszard Mścisz
Nadsańska poezja – odsłona druga
Mirosław Osowski nie spoczął na laurach i doprowadził na początku roku 2021 do wydania drugiego zbiorku „Wierszy znad Sanu”. Bo przecież mimo panującej pandemii, na rozłożystych zakolach Sanu dokonuje się wzrastanie – w sensie życiowym i twórczym. Słowa te pochodzą z wiersza „Moja słodka dola”, który napisała debiutująca w almanachu Elżbieta Boukourbane. Poza nią pojawiają się tu także, jako twórcy nieobecni w pierwszym almanachu, młode poetki Karina Jurewicz i Gabriella Sharkey oraz członek rzeszowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich – Ryszard Jaśkowski. Ostatni z wymienionych twórców dołącza do obecnych w obu almanachach twórców z Oddziału: Bogdana Stangrodzkiego, Małgorzaty Żureckiej, Ryszarda Mścisza i Mirosława Osowskiego. Ponownie prezentują swoją twórczości poeci związani obecnie lub kiedyś ze Stowarzyszeniem Literackim „Witryna” w Stalowej Woli: Elżbieta Ferlejko, Jacenty (Jacek Kotwica), Marta Męcińska, Grzegorz Męciński, Andrzej Moskal, Wiktoria Serafin i Mirosław Grudzień. Po raz drugi także możemy się zetknąć z twórcami niezwiązanymi z literackimi związkami czy stowarzyszeniami: Henrykiem J. Giecko i Hiacyntem Górnickim. Wśród 17. twórców związanych ze stalowowolskim środowiskiem nie ma natomiast, obecnych w pierwszym nadsańskim zbiorku, Dariusza i Marty Sienkiewicz oraz Beaty Wermińskiej.
Na szlakach twórczej wyobraźni poetów prezentujących odmienne osobowości, źródła inspiracji, pokłady wrażliwości i skale wyobraźni możemy odkrywać zarówno płaszczyzny zbliżeń jak i oddaleń. W plastycznej wyobraźni Elżbiety Boukourbane świat nabiera barw i tętni rytmem oswojenia znanych miejsc, wędrówki przez życie i wejrzenia we własny twórczy świat Elżbiety Ferlejko zmierzają ku przyczynie istnienia / nieodgadnionej (wiersz „Inny wymiar”).
Henryk J. Giecko wyznaje w swoim wierszu „Jak i ty”: Boję się spojrzenia ludzi, / chowam swą twarz, a poszukiwania sensu i istoty trwania zyskują nieco introwertyczny wymiar. Z kolei ekstrawertycznych „wyjść”, wypraw w nieznane można by się doszukiwać w poezji Hiacynta Górnickiego, który między innymi pisze: Ktoś z nas otworzył bramę / i weszliśmy w głąb cienistej parkowej alei (wiersz „Noc świętojańska”).
Wyruszający na poszukiwanie uczuć i trwałych wartości Mirosław Grudzień z nutą ekshibicjonizmu wyznaje: tam głęboko / w żelaznej klatce moja dusza (wiersz „*** (nieodstępny towarzysz)”. W poezji Jacentego (Jacka Kotwicy) można dostrzec problem balansowania między „osobnością”, światem postrzeganym wielce subiektywnie, i objawiającym się w relacjach z innymi, a jedna z płaszczyzn kompromisu między nimi wyłania się ze słów wiersza „Grupa”: W zasadzie nie było nigdy problemu żeby się wtopić.
Ryszard Jaśkowski zdaje się poszukiwać jakiejś esencji życia, łowić ulotne uczucia w przemijającym świecie: Z nadzieją, że ujrzę / Szczęśliwych ludzi / Pośród tykających zegarów.
A może zauroczy czytelnika wejrzenie w siebie, szukanie tego, co esencjonalne, w wierszu Kariny Jurewicz, która w wierszu „My, piaski” pisze: A gdyby tak zamiast krwi pod skórą kryć piaski, / karmić się skałą oddychać kurzem?
Pewne pragnienie utrwalania siebie, czasem apoteoza życia, czasem zaś melancholijna refleksja dojrzewają w wierszach Marty Męcińskiej, która potrafi przewidzieć: Za przyzwoleniem nowego dnia / stoczę się gładko po krawędzi nocy (wiersz „Przepowiednia”).
Pewna ulotność uczuć, przeżytych chwil, próba oswojenia tęsknoty widoczna jest w poezji Grzegorza Męcińskiego. Natomiast Andrzej Moskal zgłębia filozofię egzystencji, tajemną mowę chwil i rzeczy oraz sekrety miłości, która chodzi szeptem (wiersz „Ona chodzi szeptem”).
Nuta egzystencjalnej refleksji, przemijania, ale i zauroczenie pięknem świata, natury wybrzmiewa niejednokrotnie z wierszy Wiktorii Serafin, która pisze w wierszu „Zaplątani”: wolni zamknięci w klatkach życia / możemy tańczyć z obłokami.
W poezji Bogdana Stangrodzkiego ów nurt egzystencjalnych doznań i wejrzeń w siebie łączy się często z wiarą, więc na przykład w wierszu dedykowanym Julianowi Przybosiowi „Wędrówka” pisze: Boską cnotą / odłożyłeś na bok obłok niewiary.
Dla Małgorzaty Żureckiej świat wartości, nurt życia i nakładający się nań obłok wspomnień poszukują słów pojemnych, twórczych utrwaleń, choć nieco przekornie w utworze „Piszę biały wiersz” stwierdza: nie czekałam na was / okrągłe słowa spod serca. Podobnie jak w poprzednim almanachu, aforystycznie puentuje całość Mirosław Osowski, a refleksje całkiem poważne, czasem gorzkie korespondują tu z ujęciami ironicznymi, humorystycznym dystansem.
Zaprezentowane tu myśli, wyimki z utworów obecnych w almanachu poetów nie określają ich twórczości całościowo – także w odniesieniu do zestawu wierszy, który znalazł się w tym almanachu. Stanowią swoiste zaproszenie do wejrzenia w poetyckie światy owych twórców i własnej percepcji, odbioru każdego utworu osobno i w reprezentatywnym wyborze. Wierzę, że będzie to doznanie interesujące, które zarazem pozwoli docenić wydawniczą inicjatywę Mirosława Osowskiego.
Ryszard Mścisz
_________________
„Wiersze znad Sanu 2. Almanach poetycki”. Pod red. Mirosława Osowskiego, Stalowa Wola 2021.
Regulamin
VII Mazowiecki Konkurs Przyjaciół Słowa im. Wojciecha Siemiona 2021
„Oto – patrz, Fryderyku! To Warszawa...”
Cyprian Kamil Norwid (1821-1883) – poemat „Fortepian Szopena”
Organizatorami konkursu są Unia Poetycka Wojciecha Siemiona i Mszczonowski Ośrodek Kultury, ul. Warszawska 33,96-320 Mszczonów. Patronat nad VII Mazowieckim Konkursem Przyjaciół Słowa im. Wojciecha Siemiona objął Burmistrz Mszczonowa oraz Związek Literatów Polskich w Warszawie.
Tegoroczny konkurs jest skierowany do uczniów szkół podstawowych z terenu Mazowsza i obejmuje klasy IV-VI (kategoria wiekowa – klasy młodsze) oraz klasy VII i VIII (kategoria wiekowa – klasy starsze).
Celem konkursu jest upamiętnienie działalności Profesora Wojciecha Siemiona na rzecz odkrywania piękna języka polskiego poprzez poezję; kształtowanie świadomych i twórczych postaw wobec języka ojczystego; rozwijanie umiejętności wyrażania swoich emocji i uczuć poprzez twórczość poetycką.
W bieżącym roku uczestnik może zgłosić do konkursu jeden wiersz o dowolnej tematyce i formie. Organizatorzy zachęcają do nadsyłania wierszy, które byłyby inspirowane mottem VII Mazowieckiego Konkursu Przyjaciół Słowa im. Wojciecha Siemiona.
Wiersze należy przesłać drogą elektroniczną do 15 maja br. na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Wiersz powinien być zapisany w załączniku. W lewym górnym rogu załącznika należy umieścić godło zamiast nazwiska autora utworu (dopuszczalne jest umieszczenie jednego słowa lub ciągu słów oraz liczb przy godle), a poniżej kategorię – klasy młodsze lub klasy starsze. W przypadku wysłania wierszy kilku autorów z jednego adresu mailowego należy każdy utwór umieścić w osobnym załączniku. Przesyłka elektroniczna może zawierać kilka załączników.
W temacie e-maila należy napisać: „Zgłoszenie do konkursu 2021”. Adres mailowy, z którego wysyłane są wiersze, nie może zawierać nazwiska uczestnika, pedagoga lub rodzica. Niezastosowanie się do powyższych wymogów dyskwalifikuje uczestnika z udziału w konkursie.
Utwór zgłoszony do konkursu musi być w pełni samodzielny, autorski. Niesamodzielność i znamiona plagiatu decydują o dyskwalifikacji uczestnika konkursu.
W przypadku zgłoszenia liczby mniejszej niż 10 utworów w każdej z dwu kategorii tegoroczna edycja Konkursu nie odbędzie się, a wiersze za zgodą autorów będą mogły być ocenione w 2022 roku w ramach Mazowieckiego Konkursu Przyjaciół Słowa im. Wojciecha Siemiona.
Powołane przez organizatora jury będzie obradować do 15 maja 2021 roku. Po tym czasie uczestnicy, których wiersze zostaną nagrodzone, będą poproszeni o ujawnienie swoich danych osobowych drogą elektroniczną.
Ogłoszenie wyników konkursu i rozdanie nagród w postaci Złotych, Srebrnych i Zielonych Siemionówek oraz wyróżnień nastąpi podczas koncertu finałowego w dniu 8 czerwca w Mszczonowskim Ośrodku Kultury przy ul. Warszawskiej 33 w Mszczonowie. W przypadku przedłużającej się nauki w trybie on-line organizatorzy mogą odwołać koncert finałowy, a dyplomy i nagrody zostaną przesłane do szkół przed zakończeniem roku szkolnego 2020/21.
Organizatorzy zastrzegają sobie możliwość nieodpłatnej prezentacji i publikacji nagrodzonych wierszy w celu promowania konkursu.
Jury ma prawo decydować o sposobie rozdziału dyplomów i nagród.
Wysłanie wiersza na konkurs równoznaczne jest z akceptacją wszystkich postanowień regulaminu przez uczestnika.
W przypadku jakichkolwiek wątpliwości, prosimy o kontakt drogą elektroniczną; e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
ZACHĘCAMY DO UDZIAŁU W KONKURSIE!
Andrzej Dębkowski
Przywoływanie Dybuka
Jak pisać o relacjach polsko-żydowskich, i o samym Holokauście w XXI wieku? Nie jest to łatwe zadanie, by nie powiedzieć, że czasami nawet karkołomne. Wielu badaczy i historyków do dzisiaj zadaje pytanie: jak uczyć o tej największej masakrze świata nowożytnego? I nie zawsze daje się na nie odpowiedzieć w sposób jednoznaczny.
Ukazało się naprawdę dużo publikacji na ten temat. Od obszernych opracowań naukowych, poprzez wspomnienia, po powieści beletrystyczne. Ale należy odróżnić teksty, które powstały jeszcze w obliczu trwającej Zagłady, od utworów pisanych po wojnie. Te pierwsze usiłują opisać teraźniejszość, napierającą zewsząd i pochłaniającą wszystko, te drugie – na różne sposoby oswajają traumatyczną przeszłość. Notowanie na gorąco zdarzeń i doznań odbywa się z perspektywy ofiary, osaczonej i nieodwołalnie skazanej. Wspominanie po latach dokonuje się z perspektywy ocalonego, który wciąż nie jest bezpieczny, nosi bowiem w sobie niedające się uleczyć rany pamięci. W sytuacji piszącego tam i wtedy osobiste zagrożenie przeradza się w świadomość katastrofy całej zbiorowości w obliczu obojętnego świata. Pisanie staje się wtedy moralną powinnością złożenia świadectwa, misją zaalarmowania i wstrząśnięcia sumieniem świata, a także manifestacją niezgody na unicestwienie, pragnieniem utrwalenia śladu po sobie i po zamordowanym narodzie. Teksty powstałe w czasach Zagłady mówią o grozie tamtej rzeczywistości i same są jej cząstką, jak przedmioty ocalałe z katastrofy. Prawda świa-dectwa i prawda zapisu stają się tutaj czymś niepodzielnym.
W swojej trzeciej powieści Szymon Koprowski – artysta plastyk i pisarz – podjął próbę opowiedzenia o trudnych, polsko-żydowskich relacjach. Przed nim wielokrotnie podejmowano wątki problematyki Zagłady i okupacji. Pisano o powstaniu w getcie warszawskim i innych formach oporu, o pomocy udzielanej Żydom przez Polaków. Jednak – jak dotąd – nikt nie potrafił w tak nieprawdopodobny sposób ukazać temat – jakby nie z tego świata. I to dosłownie. Bohaterami powieści Dybuk z ulicy Piotrkowskiej są zwykli ludzie, żyjący współcześnie w Łodzi. Autor wręcz perfekcyjnie opisuje historie, które miały miejsce podczas II wojny światowej w łódzkim getcie, ale nawiązując do teraźniejszości. Bohaterowie powieści to ludzie – z jednej strony zagubieni współczesnymi, egzystencjalnymi problemami – a z drugiej zdarzają się i tacy, dla których traumatyczna przeszłość, to jednak coś więcej, niż tylko barwne opowieści z czasów minionych. Koprowski wymyśla zwykłą historię swojego bohatera, dla którego czasy minione, te najbardziej bolesne, nie dają mu spokoju. Próbuje odnaleźć resztki przeszłości, nadając im nowy, magiczno-fantastyczny wymiar. Czas teraźniejszy splata się z historią, której już praktycznie nie ma we współczesnym świecie... Ale nie dla Koprowskiego, on potrafi dostrzegać to, czego nie widzą już współcześni mieszkańcy miasta nad Łódką. Autor wie, gdzie szukać, bo przecież wychował się na łódzkich ulicach, zaułkach i bramach, zna tam każdy kąt, pamięta czasy, gdzie wychodzenie po zmroku było nie lada wyczynem. Właśnie te schowane w zakamarkach pamięci (czy tylko tam?) miejsca są tajemniczymi wrotami do przejścia na drugą stronę – do tamtego świata , którego już nie ma. Ale czy na pewno? Czyżby tamten świat nie istniał? Szymon Koprowski mówi nam, że tamten świat nie zginął, nie odszedł – on jest w nas i będzie tak długo, jak długo będziemy pamiętali o tym, co minione... To zależy tylko i wyłącznie o nas.
Tytułowy Dybuk, który objawia się głównemu bohaterowi, to nie tylko zjawisko z mistycyzmu i folkloru żydowskiego, które próbuje zawładnąć ciało żywego człowieka przez ducha zmarłej osoby. Dybukiem w powieści Koprowskiego jest nie tylko duch, nie tylko dusza zmarłego, która nie może zaznać spoczynku z powodu popełnionych grzechów, która szuka osoby żyjącej, aby wtargnąć w jej ciało. Dybuk Szymona Koprowskiego, to po prostu pamięć, a więc to, co powoduje, że stajemy się ludźmi lepszymi.
Autor wymyślił historię, która jest tak unikatowa, że trudno odnaleźć podobną w polskiej literaturze. Jednak sam pomysł na taką powieść, to nie jest najważniejsza rzecz, bo drugą, równie ważną jest język, którym posługuje się Koprowski. To język nieprawdopodobnie piękny, prawdziwie literacki, pełen metafor, niedopowiedzeń, magicznych opisów swojej ukochanej Łodzi – tej współczesnej i tej z czasów, kiedy dokonywały się te straszne wydarzenia. Ten język literackiego przekazu staje się w ten sposób miejscem spotkania głosów ofiar i świadków. Powstaje znamienne napięcie między zewnętrzną i wewnętrzną perspektywą, dwóch światów, przegrodzonych niewidzialnym wejściem w murze zapomnienia.
Przemierzając polskie miasta i miasteczka, nie zawsze mamy świadomość tego, jaki fragment historii tych miejsc tworzyły inne narodowości. Ryzykownym byłoby używać słowa „mniejszości”, bowiem bywały polskie miejscowości, w których dominowały inne narodowości niż Polacy. Nawet jeśli po dziesięcioleciach od Holocaustu nie zawsze potrafimy to jednoznacznie określić, to 3,5-milionowa społeczność obywateli narodowości żydowskiej zamieszkująca przedwojenną Polskę o czymś świadczy. Mimo przerażającej eksterminacji tego narodu pozostała po niej niepowtarzalna kultura, wspomnienia i ludzie. Szymon Koprowski jest jednym z tych pisarzy, dla który pamięć jest sposobem ożywiania czasu minionego, tak przecież ważnego nie tylko dla niego samego...
Andrzej Dębkowski
Zdjęcie Szymona Koprowskiego w tekście: ©Andrzej Walter
________________
Szymon Koprowski, Dybuk z ulicy Piotrkowskiej. Redakcja: Paweł Kuligowski. Korekta: Emil Wojtaszek. Na podstawie zdjęcia Iwony Pilarczyk projekt okładki wykonał Bartosz Harlender. DTP: Alicja Rulewicz. Oficyna Wydawnicza ATUT Wrocławskie Wydawnictwo Oświatowe, Wrocław 2018, s. 266.
Drodzy Przyjaciele, Widzowie Teatru „Witkacy”
Jubileusz powstania Teatru Witkacego
Już w najbliższą środę, 24. lutego obchodzimy 36. Rocznicę powstania naszego Teatru. Po raz pierwszy nie będziemy mogli Was gościć w naszych progach, ale...
Tak jak każdy kij ma dwa końce, tak każda wiadomość ma dwie strony.
Co roku Wasza chęć uczestnictwa w Urodzinach Teatru była tak wielka, że nie mogliśmy wszystkich pomieścić na Chramcówkach 15.
W tym roku możemy stworzyć największą rodzinę Przyjaciół Witkacego.
Wierzymy, że wszyscy nasi kochani widzowie, w „wieczorowych” strojach zasiądą przed monitorami z podłączonym sprzętem audio i śpiewając, tańcząc w świątecznych nastrojach, wzniosą toast za Witkacego.
Zaczynamy o 20.15 koncertem zespołu NIC DO UKRYCIA. Około 21.30 dołączy cały Zespół Teatru „Witkacy”, by wspólnie z Wami, drodzy Przyjaciele, zacząć kolejny rok radosnego, teatralnego mierzenia się z „metafizyczną dziurą”.
W czwartek (25.02) zapraszamy na spektakl „THE UNDERGROUND MAN” – streaming live!, a w piątek „RZEŹNIĘ” wg Sławomira Mrożka (spektakl dostępny w wersji klasycznej lub 360°).
Poniżej pełny harmonogram wydarzeń. Streaming oraz bilety na www.witkacy.tv
Czekamy na Was.
Przekażcie tę wiadomość wszystkim znajomym i nieznajomym. Niech ten wyjątkowy wieczór zaistnieje na całym świecie .
Do zobaczenia! Zespół Teatru „Witkacy”.
24.02 (środa), godz. 20:15
NIC DO UKRYCIA
Stowarzyszenie Konstruktorów Słów i Dźwięków – koncert
streaming www.witkacy.tv
godz. 21:45
Hymny, Pieśni, przedstawienie Zespołu, życzenia...
Dzwoneczki dla „Witkacego”, dla Was Drodzy Przyjaciele
streaming www.witkacy.tv
25.02 (czwartek), godz. 20.15
THE UNDERGROUND MAN
streaming live www.witkacy.tv
reż. Andrzej St. Dziuk
26.02 (piątek), godz. 20.15
RZEŹNIA
streaming www.witkacy.tv
reż. Andrzej St. Dziuk
Mirosław Grudzień
Izabela Zubko i jej Wierszariusz słowiański
Jako że sam też jestem poetą, piszę ten swój zbiór wrażeń zastrzegając sobie, że jest to mój odbiór osobisty i subiektywny. Poprzez wiersze tomiku próbuję wejść w „pole psychiczne” podmiotu lirycznego, i zdekodować grę ukrytych znaczeń.
W małym stopniu korzystam tutaj z teoretyczno- i historyczno-literackiego warsztatu filologa, którym także jestem. Wiem jednak, że Autorka nad każdym wierszem długo pracowała, wszystko w nich jest dokładnie i bardzo starannie przemyślane, wszystkie elementy wstawione na swoje właściwe miejsca. To zobowiązuje także mnie do dużej precyzji wypowiedzi na temat formy i treści tego tomiku.
Ale też muszę w porę się zatrzymać, aby nie podpowiadać zbyt wiele, aby wyręczać Szanownego Czytelnika w indywidualnej pracy jego umysłu, wyobraźni i intuicji .
Najpierw więc to, co mi się rzuca w oczy w pierwszej kolejności. Dostrzegam, że Izabela Zubko odważnie podejmuje zdałoby się nieco porzuconą i zapomnianą nić literackich poszukiwań w słowiańskości i „duszy słowiańskiej”, która była popularna w okresie Młodej Polski i jeszcze w okresie międzywojennym. Wymieńmy tu mocno odstawione do lamusa nazwisko Tadeusza Micińskiego — i przede wszystkim wizyjną poezję Leśmiana... dorzućmy tu słowiańskie motywy w malarstwie Zofii Stryjeńskiej.
Te refleksje słowiańskie stają się tym ważniejsze, im bardziej kwestionowana i zagrożona jest nasza narodowa tożsamość, stojące w obliczu roztopienia się w całościach większych, ponadpaństwowych i ponadnarodowych. Jest to zarazem pewien rzut oka na nasze dziedzictwo. Jest bowiem faktem, że rzymsko-katolicka europejska kultura przyszła do nas tysiąc lat temu z zewnątrz, w ostrej konfrontacji z nasza własną pogańską przeszłością, zaszczepiła nam elementy kulturowe wyrosłe na obcym gruncie, zmieniła nasze poczucie tożsamości . Stanowiła wg określenia Oswalda Spenglera pseudomorfozę, rodzaj obcego przeszczepu. Pewne elementy słowiańskości zaczęliśmy odrzucać, innych się wstydzić jako „prymitywnych” ...i o naszych słowiańskich korzeniach przypomniało nam dopiero pracowite i intensywne słowianoznawstwo XIX wieku. I do tej pory musimy te zapomniane korzenie rekonstruować z rozbitych okruchów, a także wiedzieć czego mamy bronić jako naszej niepodważalnej własności zbiorowej. Tak więc inicjatywa Autorki, jej poetycki powrót do słowiańskich źródeł, zasługuje na uznanie, ubogaca nasze spojrzenie na samych siebie.
Sama nazwa tomiku zdaje się być w starym stylu, sugeruje coś z „myszką” i nawet pewne przymrużenie oka. Kojarzy się z dawno wyszłym z użycia słowem „diariusz”, oznaczającym dziennik, czyli jakby rodzaj osobistego pamiętnika o pozorach obiektywizmu. To stylizacja na coś starego, „uczonego”, solidnego i pedantycznego, ale... to tylko tak się wydaje.
Te miniatury poetyckie to na pierwszy rzut oka bardzo swobodne, nawet nieco rozwichrzone impresje... ale pryz bliższym spojrzeniu widać, że są one jednak poddane dyscyplinie ładu i rygoru formalnego, to są starannie dopracowane „etiudy” z wyraźnym rytmem i melodyką, ich układ jest także przemyślany i znaczący, bynajmniej nie przypadkowy.
Ilustrator uchwycił pewien ukryty ton tych etiud poetyckich i dostroił do nich wyrazisty, ekspresyjny styl ilustracji, przywołujący na myśl suibokuga - japońską sztukę malowania wodnym tuszem i niosący odległe przywołania kwaidan, japońskie opowieści niesamowite, najbardziej w Polsce znane z wydanych zbiorów Kwaidan (L. Hearna) i Ballada o Narayamie (pod red. B. Yonekawa).
Te nawiązania zdają się tutaj trafne. Pewne wiersze Autorki (Kania, Topielica, Utopiec), przywołujące postaci z ludowej demonologii, ocierają się o horror, dotykają tragizmu ludzkiego losu, konfrontacji ze śmiercią, ale są też jakby „po japońsku „ przesycone tajemniczym urokliwym liryzmem, obejmującym rzeczy piękne i dobre, ale nie wykluczającym rzeczy groźnych, okropnych, budzących dreszcze.
Autorka korzysta z materiałów etnograficznych, ale się ich pedantycznie nie trzyma, nie stara się epatować „uczonością” erudytki, nie docieka też czystej słowiańskości przywoływanych wątków folkloru, bo też nie leży to w jej zamiarze twórczym.
Zasięg etnogeograficzny przywoływanych postaci folkloru jest szeroki, sięga z jednej strony pogranicza z folklorem osadnictwa niemieckiego (Fajerman), z drugiej północnej rubieży etnograficznej sięgającej dawnych Inflant Polskich, wzajemnego przenikania z folklorem niesłowiańskich ludów bałtyjskich (Łojma), występują też motywy kresowe z dawnego folkloru ukraińskiego (Lysowyki) - tutaj dorzućmy także zapomnianego, tajemniczego Chorsa z mitologii Słowian Wschodnich.
Ożywia też Autorka szczątkowo zachowane relikty pogańskiej mitologii dawnych Słowian, które są znane już nie tyle z aktualnych wierzeń ludowych, co z kronik historycznych i pieczołowitych rekonstrukcji słowianoznawców (Chors, Świętowit, Swarożyc, Weles, Rujewit) — jej wysublimowane poetyckie refleksje są tutaj dość luźno związane z aktualnym akademickim stanem badań nad starosłowiańskimi wierzeniami. Można powiedzieć, że to jest jej osobista, intuicyjna wizja świata Słowian jako pewnej wyobrażonej duchowej całości.
Te wszystkie, czasami ledwie zarysowane postaci, a nawet niemal tylko ich imiona — stanowią system sygnałów wywoławczych, uruchamiających obfitą grę skojarzeń, kłębiących się w strumieniu wyobraźni obrazów i ich emocjonalnych zabarwień — chciałoby się to nazwać „techniką surrealistyczną”.
Podobnie, jak to czynił niegdyś Leśmian, Autorka przetwarza je przez pryzmat poetyckiej wyobraźni, nadaje im swoisty niepowtarzalny klimat i charakter osobistych wizji, inspiracyjnych „spotkań” z zagnieżdżonymi w jej psyche archetypami słowiańskiej wyobraźni i tożsamości, pewnej słowiańskiej wizji człowieczego losu i sił rządzących ludzkim życiem. Wyprowadza je, oraz towarzyszące im odczucia z głębokich pokładów podświadomości, ze skarbca mądrości odziedziczonej po zapomnianych słowiańskich przodkach.
Przywodzi mi to na myśl odległe echa niegdyś modnych medytacji nad tajemniczymi postaciami Wielkich Arkanów tarota, w tym także ze strony psychologów-jungistów. Postaci „Wierszariusza” podobnie pełnią tu role kluczy do ludzkiego wnętrza, prowokują do samoanalizy i refleksji nad sobą, pobudzają, wydobywają na wierzch zawarte głęboko w duszy czynniki życia wewnętrznego i duchowego wzrostu.
Z tym, że tutaj obrazy mitologicznych postaci ludowego folkloru to nie skatalogowane, nie całkiem odkryte, nieoswojone „dzikie pola” — brak utrwalonych schematów, stereotypów i szablonów, co pozostawia wielką swobodę osobistej interpretacji. Jest to więc w istocie wędrówka głąb siebie, z niby-magicznym wykorzystaniem symboliki folkloru.
Na uwagę zasługuje przywołanie demonów losu (Dola, Łojma, Isetki, Rodzanica). Wg wybitnego znawcy kultury ludowej Słowian Kazimierza Moszyńskiego charakterystyczną cechą dawnej religii Słowian (co zresztą pozostaje nadal w obecnym folklorze ludów słowiańskich ) — jest fascynacja tajemniczymi siłami rządzącymi ludzkim losem.
W przypadku TOMIKU Izabeli Zubko chodzi o przeznaczenie i powołanie życiowe kobiety, wyznaczające jej kolejne etapy i role, odczuwane przez nią jako pewien specyficzny i nieporównywalny z niczym innym kobiecy tor życia, uwarunkowany przez sam fakt bycia kobietą. Prezentacja tych postaci prowadzona jest z punktu widzenia kobiety, różnych etapów, ról i stref jej życia.
Widać wyraźnie, że podmiot liryczny, objawiające się w wierszach kobiece „ja” tych wierszy traktuje te postaci jako swoje alter ego, ważne cząstki własnej duszy. Utożsamia się z nimi i zarazem prowadzi z nimi wewnętrzny dialog.
Występują tu między innymi kobiece demony przyrody dzikiej, nieoswojonej — Bogunki, Brzegina, Dziwożona, które odwołują się do głęboko schowanego w podziemiach duszy archetypu „dzikiej kobiety”, z jej pierwotną, naturalną i autentyczną, niezbyt bezpieczną ani społecznie akceptowaną spontanicznością... co się kojarzy z wizją „wiecznej dziewczyny”, bez obowiązków, jakie niesie później ze sobą życie kobiety. Jednym słowem: los nieukierunkowany, ciągła potencjalność i wiele możliwości jeszcze nie podlegających selekcji.
Mamy tu także duchowy byt, który można widzieć jako personifikację stanu uczuciowego, pragnień rozmytych i niedookreślonych, stanu odczuwanego w wyobraźni ludowej na sposób archaiczny, jako „nasłany” z zewnątrz (Tęsknica). Kobiece „ja”, rozpięte pomiędzy takimi skrajnościami, określa samą siebie przez konfrontację z nimi i pewne opozycyjne napięcie, a zarazem jest to poszerzenie własnej kobiecej tożsamości, jej wzbogacenie.
Ta kobieca strefa „ja” nie ogranicza się do jej własnej jednostkowości, lecz wykracza poza siebie, rozciąga się na domostwo, jego dobytek, obejście i ogród, pszczoły i zboże — ale przede wszystkim obecne w nim dzieci, które są przedmiotem troski i lęku. Jest tu więc także punkt widzenia kobiety jako gospodyni, strażniczki ogniska i oznaczanego przez nie ładu życia — ciągle oswajanej i „uczłowieczanej” strefy rzeczywistości, przeciwstawianej obszarom groźnego nieobliczalnego chaosu.
Pojawiają się opiekuńcze demony domu, ale i groźne duchy kradnące i zabijające dzieci (Cicha, Kania), a także i tajemnicze zjawy nawiedzające nocą, na pograniczu sennych rojeń — Baj, Grzenia, Mrucek, Och. W tym także inkub skrytych kobiecych snów, Przyłożnik, uosabiający pragnienia i marzenia o zjednoczeniu się z męską połówką człowieczeństwa, ale też widziane jako biegunowe przeciwieństwo, odrębność, i jednocześnie lekarstwo na samotność, dopełniającą pierwiastek kobiecy.
W tle tej wizji świata dostrzegamy pewien dualizm, swoistą słowiańską „księga przemian”, walkę i cykliczne następstwo elementów przeciwstawnych, światła i mroku, ognia i wody opatrzonych różnoimiennymi znakami.
Zmaganie się dynamicznych, antagonistycznych sił przyrody, widzianych przez pryzmat oczekiwanych przez rolniczy lud, pożądanych stanów pogody (Płanetnik i Żmij). O ile Płanetnik przemawia do nas jako statyczny, spokojny pejzaż, przeniknięty jakąś tajemniczą duchowością przyrody, w której „ja” się roztapia i odpowiada wewnętrznym rezonansem — to Żmij wchodzi już w sferę relacji międzyludzkich, dialogu ze zmarłą przyjaciółką, której wiersz jest dedykowany.
Żmij, jeśli użyć terminologii prof. Marii Składankowej, to słowiański demon „górnego (niebiańskiego) szeregu symboli”, chińska kategoria jang. To ognisty smok, unoszący się wysoko, właściwym jego miejscem jest burza i ogień piorunów, walczy z płanetnikami, z żywiołem chmur, wody i mroku — czyli z tym, co w folklorze ma także konotacje negatywne, kojarzy się bowiem ze śmiercią i chaosem.
I oto mamy przywołany bardzo oszczędnymi środkami poetyckimi dramatyczny obraz śmiertelnie chorej przyjaciółki jako „ognistego smoka”, walczącej o życie w buncie... i coraz bardziej ze świadomością przegranej walki, bezpowrotnie odlatującej ze świata żywych. Jest tu pewien ton sprzeciwu, próba ocalenia sensu i ładu życia w obliczu przegranej, wobec śmierci widzianej jako groza i absurd. A zarazem próba wpisania tego tragicznego faktu w odwieczny porządek rzeczy.
„Jak na górze, tak i na dole”, chciałoby się to tutaj ująć hermetyczną maksymą. Makrokosmos wszechogarniającej natury w której jesteśmy zanurzeni jak małe drobinki — odpowiada tutaj mikrokosmosowi ludzkiego życia i wnętrza. Demon przyrody staje się uosobieniem pewnego aspektu duszy ludzkiej. Odwieczna gra sił kosmicznych natury przenosi się tu na płaszczyznę jednostkowego, niepowtarzalnego ludzkiego istnienia — staje się grą nadziei i zwątpienia toczoną wewnątrz duszy ludzkiej.
Tutaj symbolika mitologicznych postaci sięga wyżyn wielkiej syntezy ludzkiego losu, i ten właśnie wiersz jest ukoronowaniem tomiku, tym co nadaje mu znamię dojrzałości .
Ta prezentacja galerii mitologicznych postaci, ta rozmowa z nimi niesie w sobie jakiś klimat tajemniczego obrzędu szamańskiego coś takiego jak wywoływanie duchów w „Dziadach” Mickiewicza — z tym, że pojawiające się przed nami postaci bliższe są zjawom z dramatów Wyspiańskiego, miedzy innymi dlatego, że między nimi i Kobietą toczy się autentyczny żywy dialog. Jest to sytuacja parateatralna, jakby na scenie, w której centrum stoi „wywoływaczka”, otaczana przez zjawy. Wrażenie to potęguje zestaw bardzo starannie dobranych ilustracji, z których każda koresponduje z wierszem jako jego plastyczne uzupełnienie — jakby układ zmieniających się kulis, które przenoszą nas to w miejsca bagienne, to do pasieki, to nad rzekę, to do nocnego wnętrza uśpionego domu...
Jest to zjawisko które określa się jako „korespondencję sztuk” — słowo i obraz ściśle ze sobą współgrają, przenikają się wzajemnie i dają w wyniku łączny, syntetyczny odbiór. Zarazem daje to wręcz filmowy efekt następujących po sobie migawek, iluzję przenoszenia się z miejsca na miejsce, a także w czasie... jako że poza aktualnym „teraz” wiersza pojawia się czasami plan dalszy na prawach wcześniejszych wspomnień.
I to również pozna uznać za kontynuację tradycji neoromantyzmu, zwłaszcza w tej tendencji mieszania świata fantastycznego z tym naszym codziennym, racjonalnym i przyziemnym aż do bólu, pozbawionym cudowności. No i rozsadzania zastanych schematów, podziałów i rygorów literackich.
I tym, być może, tomik Izabeli Zubko, wpisuje się w nadchodzące „przestawienie zwrotnicy” w biegu poetyckich nurtów— teraz bardziej w duchu „dionizyjskim” i romantycznym. I być może głos w tym nowym nurcie poezji będzie o wiele bardziej należał do kobiet, do kobiecego sposobu odczuwania. Ale to już wykracza poza zamierzone ramy tematyczne mojego tekstu.
Ale w tym miejscu muszę już Szanownego Czytelnika pozostawić sam na sam z wierszami Izabeli Zubko, z ta zachętą, aby starał się je odbierać wrażliwym sercem i intuicją własną. Moja rola jako przewodnika się tutaj kończy i życzę owocnej wędrówki przez wiersze, zawarte w nich drogowskazy i ścieżki — już na własną rękę i odpowiedzialność.
Mirosław Grudzień