Nowości książkowe

 

Plakat

Andrzej Walter

 

Ósmy dzień Adrianny Jarosz

 

Jestem, który jestem. Siódmego dnia odpoczywam. Ósmego dnia otwiera się przed nami fascynujący świat poezji Adrianny Jarosz. Czy poezja jest właściwym miejscem na czułość i jej utrwalanie na kartkach papieru? Być może jedynym.

Ta poetka jednak z czułością przenika zanikające światy, maluje obrazy baśniowe i realne przeplatając rzeczywistość z magią, wspomnienie z przemijaniem i wrażliwość na krzywdę z pieśnią o naturze. Właściwie pyta Boga o cały Wszechświat i nasze w nim miejsca, a do tego upomina się o tych: najbiedniejszych, wykluczonych i zapomnianych. Ta mistrzowska poezja jest tylko dla wybranych, dla ludzi sztuki, dla outsiderów, wrażliwców, którzy w wielości pejzaży i barw odnajdują swoją treść i sens, tudzież nową rzeczywistość.

Adrianna Jarosz wskrzesza z niepamięci umarłe kultury, pewnych ludzi wyciąga z mgieł przeszłości, ich ponoć nieważne historie, ich życie, ich miłość i ich umieranie, ich marzenia, przy okazji opowiadając w wierszach: o Tobie, o nas, o sobie, snuje nić poezji w zwyczajności przemijania, w niesprawiedliwości zakleszczenia nas w czasie i przestrzeni zawsze nie tej, zawsze nie właściwie dobranej, a może wręcz nieistotnej. Poezja obrazu i mgły, baśni i dziwnych opowieści, nieistniejących jeszcze słów oraz przestrzeni języka, odkrywanych metafor i fraz niepokoju. Nie przypadkiem przywołuje jako motto Georga Orwella cytując, że

 

Ważniejsze od przetrwania jest zachowanie swojego człowieczeństwa

 

Człowieczeństwo, to klucz do sztuki tworzonej przez Adriannę Jarosz, człowieczeństwo, jako coś co kurczy się, kruszy bądź zostaje nam odebrane przez: czasy i technologię, przez tak zwany postęp i nowoczesność, przez porzucanie lektur, opuszczanie bibliotek, wyrzucanie książek. Człowieczeństwo w swej różnorodności odsłon, wymiarów czy wystąpień. Powołane z Bieszczadzkich bezdroży i tysięcy innych ucieczek od cywilizacji i wszechświata tworzonego bezdusznie przez człowieka w tej orwellowskiej wizji unicestwienia ducha.

 

Pokrył mnie kurz, Panie. Pokrył umysł i serce,

lecz póki śnię, oddycham nadzieją.

(...)

Nikt nie wie, Panie, jak słaby jest szew czasu.

 

Mówią, że nić zerwie się, nim krawiec snów

naprawi dzieło mgielnych prządek.

(...)

Póki oddycham, krawiec szyje.

 

Póki oddychamy, krawiec uszyje tak, jak sami wybierzemy. Czy wybierzemy: modne, silne, przebojowe, czy może: słabe, wątłe i ukryte. Miłość rodzi się w ciszy, piękno nie umiera, prawdy od lat pielęgnowane stają się – ciężarem albo przestrogą – Ty wybierasz, krawiec snów jedynie może podpowiedzieć, ale Twoja wolna wola jest potężna, choć wydaje się tylko mgnieniem. Póki oddycham (...)

Adrianna Jarosz dyskutuje z nami w sposób szlachetny, nienachalny i delikatny. Prezentuje malarskość w poezji jako świadectwo czasów, kultur i bytów, a sprawą odbiorcy jest jego na to wrażliwość, właściwe rozpoznanie i późniejsze poszukiwanie: kto i dlaczego, a właściwie i po co był tu i przeminął. Może nam się tylko wydawało?

Nie ma nic pewnego. Stoisz na brzegu / pociąga cię bezkres. Nasze życie rozpięte pomiędzy końcem i początkiem. Pamiętajcie o tym. Codzienność i pęd rzeczywistości, spadające kartki kalendarzy zdają się o tym zapominać, albo choć nie myśleć, wypierać tę jedyną faktyczną prawdę. Poetka nie tyle chce nam ją przypomnieć ile wszczepić pod skórę jako busolę sensualizacji naszego istnienia w świecie skasowanych wrażliwości, w świecie zanikania poezji, defraudacji dusz i niwelowania stanów poszukiwań nieskończoności. To bardzo mądre i ważne przesłanie. Idea wręcz najważniejsza, w świecie wyalienowanym realizacją potrzeb i mnożeniem materii. Baśń czy legenda być może więcej nas mogą nauczyć niż wyrachowane programy edukacyjne nowoczesności wraz z przemysłowym hodowaniem nowego człowieka. Tylko jak ocalić te baśnie i legendy w świecie, w którym trudno ocalić książki?

„Krawiec snów” Adrianny Jarosz z 2021 roku to bardzo dobry tom, tom równie udany jak tomy poprzednie, acz świadczący o ciągłym dojrzewaniu poetki, poetki mi bardzo bliskiej i bratniej, z tej minionej już krakowskiej, rodzikowo-kajtochowej macierzy, z Nagliskałkowej rzeczywistości i wawelskiej wrażliwości na: czas, przestrzeń, człowieka i przemijanie, z tej dawno zapomnianej stolicznej krakowskiej manany i oswajania czasu magią zamyślania, która rozleniwia ludzi z biegiem Wisły. Oboje tam niejako zaczynaliśmy, a to niczym skaza na pancerzu, doskonałe znamię nadające charakteru i właściwości, wypaczenie tyleż szkodliwe, co zmysłowe i pozwalające oglądać sprawy z dystansu i z odległości. Spleen się przecież uszlachetnia i nigdy nie umiera. Zakażeni Krakowem takimi pozostają. To jednak dygresja, odrobina subiektywnej prywaty, w tym naszym coraz uboższym w tego typu refleksje literackim świecie.

Adrianna Jarosz ukształtowała się na bardzo odrębną, niezależną i wielce oryginalną poetkę XXI wieku. Jaka szkoda, że właśnie takie poetki nie są nominowane do tych niby głośnych nagród, a nominuje się wierszyki banalne, lekkie łatwe i przyjemne, wierszyki o niczym i słowa nic nie warte. Nominuje się kluczem personalnym, a nie wartościującym, kluczem koteryjnym, a nie merytorycznym, pod merytoryczny się jedynie podszywając frazesami i pustosłowiem. No cóż. Wszyscy nie przetrwamy. Zachowajmy zatem swoje człowieczeństwo.

Emigrujmy wewnętrznie (i zewnętrznie) wobec poezjopsujów i sitw językowych. Róbmy swoje. Zachwycajmy się dla przykładu: Adrianną Jarosz, Joanną Nowocień, Magdaleną Pocgaj czy Anną Nasiłowską, a nie poetkami, którymi nam się każą zachwycać różne dziwne gremia w tym kraju. Słowacki wielkim poetą był, to wiemy. Nasza gombrowiczowska rzeczywistość jak wiemy jest wiecznie żywa i doskonale prosperuje wśród skarlałej krytyki literackiej i pozostanie taką na tej pustyni książkowych dziejów z wiadomych już względów. Trudno. Zachwycić się można jednak tym, co zachwyca naprawdę. Sztuka to wolność i nikt nam jej nie odbierze.

O takiej wolności pisze też i Adrianna Jarosz, której sylwetkę chciałem tu nieco przybliżyć, bo warto. Szukajmy zatem ocalenia swego człowieczeństwa, słów prawdy i piękna metafor, a nie poezji sztucznej od imitacji, a taką jawi się często poezja dziś nagradzana, której dla wyrównania samopoczucia również nikt nie czyta oprócz kilku mało istotnych statystycznie maniaków jak niżej podpisany

Niskie ukłony dla wszystkich, pięknych i bogatych, jak też tych ukrytych i przemilczanych, ale zwłaszcza dla wszystkich poetek i poetów, którym zawsze „nie po drodze”...

Andrzej Walter

 

 

Plakat

 

 

Plakat

 

 

Plakat

 

 

Plakat

 

 

Plakat

Paweł Kuszczyński

 

Wołanie o powrót sprawdzonych wartości

 

„Korozja” to ósmy tom poetycki autorstwa Andrzeja Waltera. Przesłania w nim zawarte, nie tylko tytuł, potwierdzają wierność poglądom zaprezentowanym w ważnej pozycji krytycznoliterackiej, jaką stała się książka „Poezja mi wszystko wyjaśniła”, szczególnie tezy zawarte w dwóch uwagach wstępnych, a także w niektórych pomieszczonych tam recenzjach.

Według Słownika Wyrazów Obcych i Zwrotów Obcojęzycznych Władysława Kopalińskiego korozja to zmiany na powierzchni ciał stałych (np. skał, metali), wskutek (elektro) chemicznego działania środowiska (np. atmosfery, wody, roztworów elektrolitu). Znaczącą wyrazistość znajdziemy w łacińskich źródłosłowach: gryzienie, rozgryzać. Oczywiście Walterowi nie chodzi o opisywanie „gryzienia” oraz „rozgryzania” skał lub metali. Tytuł tomu ma charakter metaforyczny, symboliczny. Zresztą koncepcja książki jawi się mi na wskroś kreatywnie, żeby nie powiedzieć przewrotnie, co także należy odnieść do opisu współczesnej rzeczywistości. Zawartą w niej treść trzeba odczytywać ā rebours.

Epidemia koronawirusa, która dotknęła kulę ziemską w ostatnich kilku latach nie mogła pozostać niezauważona. Ta pandemia pozostaje nadal niewiadomą, nawet do końca nie wiemy skąd się wziął ten wszędobylski wirus, czy stał się następstwem nieprzemyślanego „majstrowania” z naturą? Odbywał się taniec najczęściej spóźnionych informacji podszytych spekulacjami. WHO nie przekazywała na bieżąco trafnych wskazań. Tylko koncerny farmaceutyczne mogły się cieszyć bajońskimi zyskami, z których nikt nie próbuje ich rozliczyć. Szczepionkowe zakupy nie do końca okazywały się szczęśliwe. Niezliczeni pozostali spadkobiercy pocovidowych powikłań. Aż dziw bierze, że to mogło się zdarzyć w epoce gęstej od informacji i newsów.

Jedynie oczekiwanie na śmierć pozostaje człowiekowi niezmienną:

 

chyba już nigdy więcej

nie dogoni szczęścia

nie mrugnie nie zaśpiewa

nie poda ręki

nie pomacha czule

(z wiersza „Covidaspicjum-20”).

 

Dziesiątki milionów przedwczesnych zgonów napełniły traumą chwiejną atmosferę. W tytułowym wierszu znajdziemy obrazy patologii współczesnych czasów: niczym nieuzasadniony pośpiech, zagubienie pozbawione refleksji zastanowienia nad sobą, celem życia, utracenia naturalnej spontaniczności, niezauważania drugiego w biegu donikąd:

 

w ciemnym pokoju

w korowodzie dni wypełnionych

gonitwą za niczym

nasze oczy

porozrzucane bez godzin i nadziei

bez wyrazistości

spojrzeń... bezładnie płynącego

czasu... krzyk nie pachnie krzykiem

oczekiwaniem

na nic

 

Pogubione zostały imiona, a przecież to, co naprawdę istnieje ma Imię. Zatraca się w ten sposób i poezja. Kto kogo dziś bezinteresownie zauważa:

 

coraz mniej światła

cienie blakną od lęku

coraz mniej życia

nasze imiona przestały znaczyć

(z wiersza „Imiona bez znaczenia”)

 

Zatraciła się wyrazistość, zszarzały kolory, zagubiła ciągłość życia, wszystko za późno, wszystko poniewczasie:

 

za późno

na Ziemię i na dotyk nieba

o smaku kremówki

(jakże trafiona alegoria)

tomy słów skurczyły się

w paszczach bibliotek

naga otchłań

Nikogo tam nie było

tylko głosy

bez oczu bez ust bez wczoraj

(z wiersza „Za późno”)

 

Żyjemy w wieku, który zatraca humanistyczny wyraz, zagubione zostały: cisza i biel:

 

Ten wiek karmi się tobą

lękiem

rezygnacją z ciszy

pustym miejscem

w ostatnim przedziale

już wiemy po co były

obozy

do czego służy

człowiek

dokąd odchodzą

wiatr i dym

(z wiersza „Nieistniejący wiek”)

 

Jak przystało na doskonałego mistrza sztuki obrazu, znajdujemy w książce pełną swoistego symbolu fotografię matki Autora, Krystyny, której zresztą, jako kochanej Mamie, dedykowany jest tom. Wydaje się, że to charakterna kobieta, Pani pełnią walorów naznaczona.

Ukazują się ciągłe powroty do poprzednich lat, do dzieciństwa, jawiącego się macierzą duszy każdego artysty, w którym znajdujemy na poły realia jak i pełne marzeń pragnienia, niezmienne fantazmaty:

 

dziś

bogów już nie ma

(zapewne o zmierzch autorytetów tu chodzi)

niebo jest czarne

noc duszna

wracam do siebie wracam do ciebie

wracam gdzieś do źródeł

tylko powiedz mi proszę

gdzie to jest?

 

Przejmująco brzmią strofy dla Mamy:

 

Kocham Cię Mamo

także wtedy

kiedy mówisz cicho

że boisz się umierać

ja też się boję

krzyku mew

na nieznanym brzegu

i obcego nieba i boję się okrutnej

bramy wieczności

za nią podobno

już tylko spokój i raj

 

(nie należy zapominać o tym, że śmierć jest jedyną szansą spotkania,

zobaczenia Boga).

Oryginalnie rozprawia się Autor z polskimi historycznymi przypadłościami:

 

nasz kuchenny mesjanizm

stygł przy okrągłym stole

zwątpienia i po latach

okazał się kakofonią zbędnych

losów … potem powódź

zebrała żniwo

postradała cokoły

ukradła nadzieję

 

Lasy dające wytchnienie wielu ludziom, nie znajdują dziś spokoju. Gdzieś pogubiło się pro publico bono:

 

pozostał słup ogłoszeniowy

w betonowej dżungli

a na nim plakat

naddarty nieco

sprzedam las

cena nie gra roli

(z wiersza „Bibeloty”)

 

ten świat

rozsadził lęki rozproszył słowa

przygarnął klaunów obnażył

stańczyka

być albo nie być

przyodział w groteskę

i głęboki cień

(z wiersza „Rozmyślania na szczycie góry”)

 

Los poezji we współczesnych czasach, w wieku wątpliwości ukazują słowa:

 

jest tu bezradność gladiatora

który opuścił tarczę

za tarczę mając

wiersze

(z wiersza „Arena”)

 

Gorzkie są problemy z personifikacją człowieka:

 

moja osoba bez osoby

jak wiersze

bez nazw

(z wiersza „Czym jest prawda”), a co ze statusem poetów?

 

pośród was

mędrców ciszy

głęboko ukrytych

w słowach i wersach

nie na sprzedaż

to nam jeszcze pozostało

harfa i miód

alkohol i brud

zatroskane twarze

blizna na papierze

metafora bliskości

w kielichu zdarzeń

(z wiersza „Najazd poetów”)

 

to chyba jest tak

że słowa mają duszę

i tam mieszkają

 

bywa i tak:

 

z naszych kieszeni

wyrastają zakrwawione wiersze

bez żadnej duszy

(z wiersza „Rozważania duszy”)

 

Cierpimy na nadmiar poetów, w kraju poezji i wolności:

 

resztki elementarne połączą się

pod skórą zwiotczałą

od słów

(z wiersza „Wypłowiały sen”)

 

nikt nie wie

czym jest poezja

(z wiersza „Na dnie”)

 

Oto poeta – powiem – ukrzyżowany czasem i gorączką własnych słów. (z wiersza „Jest zimno”) Odsuwana i mglista jest dzisiejsza wiara…:

 

potem uwierzyli

w projekt

projekt był wieloznaczny wielowarstwowy wielozadaniowy

i wielokrotny

był trzeźwo osadzony

w innych projektach

które zaprojektowano

aby ciągle coś projektować

 

Potwierdza się nieśmiertelność Hansa Christiana Andersena w „Nowych szatach cesarza”. Trafiamy na oryginalny wizerunek Krakowa:

 

Kraków mój to coś

na zawsze

stuka końskim kopytem

smok wypuszcza ogień

Wisła koi czas

w zakolach myśli

kryją się wszystkie poronione poranki

(z wiersza „Gdzie mieszka smok”)

 

Polacy potrafili wybić się na wolność, niepodległość, suwerenność, a nie mogą osiągnąć zwyczajnej normalności, nieustająco muszą stawać się, gdy innym nacjom wystarcza bytowanie. Czas refleksji musi wypełnić cisza, by można porozmawiać ze sobą:

 

cisza... ratunek świata

motyw przewodni

cisza odpowiedź najgenialniejsza

rachunek sumienia

cisza w której wykuwa się

każdy bóg i w której rodzi się

nadzieja

 

Spotykamy, podobnie jak u Brodskiego, ten motyw towarzyszący pisaniu poezji:

czysta kartka

jak romans sensu i snu

albo jeszcze coś

na zdumionych łączach

(z wiersza „Kilka słów o poezji”)

 

Rdza, będąca następstwem procesu korozji pojawia się w tomie jeden raz i tylko w formie przymiotnikowej:

w twojej lekko już

pordzewiałej wannie

tylko cisza

pojmuje

zdrętwiałą codzienność.

 

Zasadnie byłoby o dziwo wystąpić „w obronie” rdzy, która sygnalizuje nieuchronnie pogłębiającą się korozję. Zresztą rdzę, gdy nie zżarła zbytnio metalowego przedmiotu można usunąć i nadal z niego korzystać i ponownie cieszyć oczy błyszczącym połyskiem. (tu też ma miejsce wszechobecny paradoks). Dlaczego tak można widzieć problem korozji? Dostrzegam bowiem nadzieję: korozja nie zżera natychmiast, błyskawicznie rzeczy, ale konieczna jest ich ochrona oraz niezbędna o nie dbałość. Zresztą i tutaj pojawia się mądrość natury: świat i zjawiska zmieniają się stopniowo. Nie zapominajmy o istnieniu szlachetnych metali (platyny, złota, srebra), które, jakkolwiek w ograniczonym stopniu, również ulegają korozji.

Podobnie przedstawia się zagadnienie potrzeby i konieczności trwałego zachowania wartości humanistycznych, sprawdzonych przez wieki oraz kształtowania, bardzo rzadkich dziś, szlachetnych ludzkich postaw. Właśnie o to zabiega, a nawet walczy w swoich znaczących dokonaniach poetyckich i krytycznoliterackich Andrzej Walter.

Paweł Kuszczyński

_____________________

Andrzej Walter, Korozja. Redaktor prowadzący: Szymon Gumienik. Korekta: Zespół. Projekt okładki: Andrzej Walter, Krzysztof Galus. Wydawca: Marszałek Development & Press, Toruń 2020, s. 64.

 

 

Plakat