prof. Ignacy S. Fiut
Morze – słowem i pędzlem
Fenomen morza ma w literaturze światowej i rodzimej ogromne odzwierciedlenie. Trudno znaleźć pisarza, który by nie pochylił się choćby w jednym tekście nad nim. Funkcjonuje jako przedmiot inspirujący samo pisarstwo, ale również jest źródłem niekończących się metafor. Z taką sytuacja mamy do czynienie w książce kieleckich autorów – Stanisława Nyczaja i Marii Wallenberg-Kluzy: „Morze w poezji i malarstwie”, gdzie oboje autorów słowem i pędzlem starają się uwiecznić własne fascynacje tym elementem przyrody. Najpierw Stanisław Nyczaj przypomina własną drogę rozwoju twórczego, poczynając od Opola, aż do Kielc, ale i inne regiony Polski, aż po morze właśnie. Jak przypomina Autor jego wiersz pt. „Jesteś jak morze” powstał już w roku 1972, kiedy właśnie spotkał Stanisława Grochowiaka i Wiesława Malickiego, którzy przez długie lata wpływali na rozwój jego warsztatu artystycznego i wyobraźni twórczej. Nyczaj wspomina liczne swoje wojaże po kraju, uczestnictwo w różnych akcjach i wydarzeniach literackich, kiedy to spotykał się właściwie ze wszystkimi ważnym osobistościami literatury polskiej. W roku 1996 został także szefem Kieleckiego Oddziału ZLP i do dnia dzisiejszego nim kieruje, budując w tym mieście coś na kształt twierdzy literackiej, inicjującej różne festiwale, konkursy literackie, dysponując własnym kwartalnikiem – „Kielecki Kwartalnik Literacki”. Często wspomina działalność kolegów po piórze m.in.: Teresę Ferency, Stanisława Piętaka, Bogusława Żurakowskiego.
Przypomina, że z Marią Wallenberg-Kluzą spotkał się dopiero w roku 2000, co zaowocowało współpracą z nią, jej mężem, ale i m.in. Walentyną Mikołajczyk-Trzcińską, Grzegorzem Wiśniewskim, Adamem Ferencym, teatrem Józefa Szajny, Marią i Mirosławem Malcharków, ale i Zbigniewem Jerzyną i Markiem Wawrzkiewiczem. Na liście przedstawionej przez Autora w tej książce właściwie są wszyscy wybitni pisarze i związani z nimi artyści, którzy działali w Polsce po II wojnie światowej, z którymi Nyczaj miał owocne kontakty, a zadzierzgnięte więzy przez lata kontynuował. Obecnie, kiedy żyjemy w cieniu pandemii, Nyczaj przypomina, że zmierzają się z nią tacy pisarze, jak: Piotr Bednarski, Romuald Bielenda, Krystyna Cel, Jan Lechnicki, Irena J. Paździerz, Kazimierz Szczykutowicz, Władysław Szproch, Barbara i Szczęsny Wrońscy (z Krakowa), Anna Zielińska-Brudek, Harry Duda, Elżbieta Lisak-Duda z Opola, Zofia Grabowska-Andrijew, Elżbieta Jach, Krystyna F. Henczel, Stefan Jurkowski, Anna Maria Musz, Grażyna Cywik, Krystyna Konecka, Beata Kulaga, Teresa Klimek Jonata, Maria Jolanta Kowalska, Benedykt Kozieł, Jadwiga Miesiąc, Regina Nachacz, Małgorzata Orzechowska-Brol, Teresa Ostrowska, Julia Pawlicka-Dekert, Hanna Fołtyn, Krystyna Guranowska-Stolarz, Elżbieta Jarosz-Kondraciuk, Irena Łukszo, Antonina Marcinkiewicz i Marlena Zygner z Warszawy.
Jeśli chodzi o Marię Wallenberg-Kluzę – to głównie fascynują ją gry światła z naturą, które stara się uchwycić w swoich obrazach. Światło bowiem umożliwia oglądanie obrazu pod różnymi kontami i w różnym czasie, kształtując i wzbogacając jego fabułę – podkreśla malarka. Tak więc Nyczaja i Wallenberg-Kluzę w swych działaniach twórczych łączy poszukiwanie współgier słowa ze śladem pędzla, które poszerzają w utworach artystycznych horyzonty możliwych inspiracji oraz interpretacji. Toteż w drugiej części książki Autorzy zamieścili kopie obrazów inspirowanych morzem, a Nyczaj długi poemat jemu poświęcony. Jego klimat dobrze oddaje II część, w której poeta pisze: (...) Morze – pokorne. / Upada nam do stóp, / nawet gdy wzmaga się w sobie. // Z zębów rekina / tylko lśniąca piana. / Śmiech, zwykły śmiech ją rozprasza. // Nie bój się sztormu włosów nad czołem! / Fale morza – łagodne. / Gorsze te, co w nas rosną / i kipią tak bezbrzeżnie, / że ledwo słońce zdąży o zachodzie widzenia / przytrzymać je silnym promieniem. (…).
Warto więc sięgnąć po ten ciekawy i wielowymiarowy tomik obojga Autorów, bo odsyła ku różnym rzeczywistościom alternatywnym, powstającym w grze światła z obrazem i słowa z jego rytmem wypowiedzi.
prof. Ignacy S. Fiut
______________
Stanisław Nyczaj, Maria Wallenberg-Kluza, „Morze w poezji i malarstwie”. Oficyna Wydawnicza STON 2, Kielce 2021, s. 90.
Polanica Zdrój zaprasza
III Powiatowy Konkurs Literacki dla uczniów szkół powiatu kłodzkiego
Zapraszamy do wzięcia udziału w konkursie literackim, którego rozstrzygnięcie nastąpi podczas XVII Międzynarodowego Festiwalu Poezji „Poeci bez granic” im. A. Bartyńskiego!
Teatr Zdrojowy – Centrum Kultury i Promocji, Dolnośląski Oddział Związku Literatów Polskich we Wrocławiu oraz Towarzystwo Miłośników Polanicy zapraszają do udziału w III Powiatowym Konkursie Literackim dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych pod honorowym patronatem Starosty Kłodzkiego.
Cele konkursu: promocja twórczości młodzieży powiatu kłodzkiego, popularyzacja poezji i prozy, upowszechnienie piękna języka polskiego, rozwijanie wyobraźni twórczej, zdolności i zainteresowań literackich, stwarzanie autorom możliwości zaprezentowania swoich utworów szerszemu gronu odbiorców.
Terminarz konkursu: termin składania prac: 30 września 2021 roku – ogłoszenie werdyktu jury: 19 listopada 2021 roku (podczas XVII Międzynarodowego Festiwalu Poezji „Poeci bez granic” w Teatrze Zdrojowym w Polanicy-Zdroju.
Konkurs jest skierowany do uczniów szkół ponadgimnazjalnych powiatu kłodzkiego Każdy uczestnik zgłasza do konkursu do 5 wybranych wierszy (tematyka dowolna) lub prozę (do dwóch stron formatu A4, tematyka dowolna) własnego autorstwa. Przyjmowane będą prace dotychczas niepublikowane i nienagradzane.
Prace konkursowe można składać osobiście w sekretariacie Teatru Zdrojowego lub przesłać pocztą na adres: Teatr Zdrojowy – Centrum Kultury i Promocji, 57-320 Polanica Zdrój, ul. Parkowa 2, tel. 74 869 06 43 z dopiskiem „III Konkurs Literacki”. Zgłoszone prace muszą zostać równocześnie dostarczone w formie elektronicznej (w formacie:.doc, .docx lub .txt) na adres e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. (temat e-maila: Konkurs literacki). Brak którejkolwiek z form dostarczenia prac powoduje automatyczne odrzucenie zgłoszonych utworów.
Wszystkie utwory winny być opatrzone godłem tzn. pseudonimem autorskim (nie znakiem graficznym). GODŁO jest zastępnikiem imienia i nazwiska osoby biorącej udział w konkursie. Godłem może być słowo, zestaw liter bądź cyfr. Do nadesłanych prac należy dołączyć zaklejoną kopertę, opisaną godłem, która powinna zawierać dane o autorze: imię i nazwisko, data urodzenia, adres zamieszkania, szkoła, telefon oraz e-mail kontaktowy. Mile widziane będzie umieszczenie kilku słów o sobie.
W kopercie powinna się znaleźć również formułka: „Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych dla celów statutowych TMP, TZ-CKiP i ZLP. Zgłaszane na konkurs prace nie były wcześniej nagradzane i publikowane” oraz czytelny podpis autora.
Każdy z autorów może przesłać tylko jeden zestaw.
Udział w konkursie jest bezpłatny. Koszty przygotowania i dostarczenia prac pokrywa uczestnik konkursu.
Organizatorzy powołują jury, w skład którego wejdą m.in. członkowie Związku Literatów Polskich Oddział Dolnośląski we Wrocławiu i przedstawiciele organizatorów. Jury zdecyduje o przyznaniu nagród. W przypadku zdobycia dodatkowych środków finansowych wydany zostanie pokonkursowy zbiór zgłoszonych do konkursu wierszy. O zakwalifikowaniu wierszy do wydawnictwa książkowego decyduje jury. Jury decyduje w szczególności o: przyznaniu nagród i wyróżnień, ewentualnym umieszczeniu tekstów w pokonkursowym wydawnictwie. Decyzje jury są ostateczne i niepodważalne. W konkursie przewidziano nagrody główne i wyróżnienia.
Uroczyste ogłoszenie wyników i wręczenie nagród nastąpi podczas Międzynarodowego Festiwalu Poezji Poeci bez Granic 19 listopada 2021 roku w Polanicy Zdroju. O terminie ogłoszenia wyników konkursu i wręczenia nagród wszyscy laureaci zostaną powiadomieni specjalnym zaproszeniem.
Organizatorzy zastrzegają sobie prawo do publikacji konkursowych tekstów oraz do cytowania ich w mediach bez gratyfikacji pieniężnych dla ich autorów. Nadesłanie prac jest jednocześnie zgodą autora na nieodpłatne wykorzystanie ich w formie publikacji pokonkursowych (w przypadku nagrodzenia bądź wyróżnienia przez jury), bądź reklamujących kolejne edycje konkursu z podaniem nazwiska (pseudonimu) autora.
Prace zgłoszone do konkursu przechodzą na własność organizatorów i nie będą odsyłane do uczestników. Sprawy nie ujęte regulaminem i sporne rozstrzyga Jury oraz Komitet Organizacyjny. Organizatorzy zastrzegają sobie prawo do ostatecznej interpretacji regulaminu. Organizatorzy zastrzegają sobie prawo do ewentualnej zmiany niniejszego regulaminu.
Andrzej Walter
Chcielibyśmy wiedzieć, czym jest nasze życie
Przyjrzyjmy się literaturze jako istotnej dziedzinie sztuki, tudzież jako zjawisku artystycznemu, a jednocześnie jako fenomenowi społecznemu i w tym kontekście pokuśmy się o ocenę: dzieł i twórców, a potem zachwyćmy się nimi, bądź też zgańmy: za poziom, albo też za frywolność myśli czy też może za banalność kontekstów.
Załamujemy ręce nad stanem czytelnictwa, nad pozycją społeczną pisarza, nad wyrzuceniem poezji poza nawias właściwej jej powagi w przestrzeni publicznej i utyskujemy nad szacunkiem ludzkim dla literatury jako takiej. Kontestujemy zmalałą rangę pisarstwa jako metodę i sposób na życie. Spójrzmy zatem na to wszystko w ogromnie szerokim kontekście całościowego spojrzenia na sztukę współczesną oraz literaturę jako jej bardzo ważny element.
Czy nie warto uświadomić sobie, rzeczy, być może arcybanalnej, niejako oczywistej, od wieków jasnej i swoiście niewątpliwej, że literatura przecież od zawsze – była, jest i będzie – bardzo istotnym elementem sztuki, że jest wręcz jej integralną częścią, że literatura piękna to fundament tak wielkich i ważnych spraw jak: cywilizacja, kultura i tożsamość. A skoro tak, to czy nie warto na moment zamyślić się nad samą sztuką i zbadać, rozpoznać może nawet rozeznać od nowa czym dziś jest, bądź też czym się stała się owa Sztuka – dziedzina jakby nie było nam przecież bliska?
Każdy piszący bowiem jest przecież sobie twórcą i jakby nie było pisząc... tworzy... dzieło. Jest zatem potencjalnym artystą, jest twórcą, kreatorem, ba, czasami bogiem, który stwarza... a tylko na drugim biegunie aktu tego dramatu mamy to paskudne społeczeństwo, lud przaśny i gnuśny, który jakoś nie chce go właściwie docenić czy uwznioślić, a później słusznie zasłużonego posadzić na odpowiednio ustrojonym cokole. Oj, albo co gorsza, ów lud na cokoły wsadza miernoty, czy też przypadkowych głupków, którzy akurat znaleźli się pod ręką. Może zatem warto też z odmiennej perspektywy zadać i inne pytanie – a po cóż ludowi owa Sztuka, skoro on, lud – byt niezależny i autonomiczny, na co dzień wybiera dobrze skrojoną sztukę mięsa, albo inną sztukę ekologicznej pulpy niż wszelakie ważkie sztuki piękne?
Sztuki te ów lud zastępuje sobie łatwo dostępną rozrywką pop, słowem rozrywką popularną i niezobowiązującą do myślenia. (No cóż, nieprzyzwyczajonym szkodzi). Spójrzmy na bieżące dajmy na to kabarety, w których człowiek obyty nie za bardzo znajdzie coś śmiesznego, a gawiedź w najlepsze rechocze się na kiwnięcie palcem. No cóż, takich czasów dożyliśmy. Jarmark zastąpił rynek, igrzyska zastąpiły sztukmistrzów, rozrywka skrojona na towarzysza Szmaciaka zastąpiła wyrafinowany śmiech Milana Kundery i jemu podobnych wichrzycieli.
Musimy sobie uświadomić kochani, że sztuka nie jest człowieczym wymysłem od zarania dziejów. Owszem, dowiedzieliśmy się poniekąd, iż istota ludzka od kiedy tu jest cechuje się oczywistą przecież potrzebą jakiejś estetyzacji, wyrażenia siebie i świata, wytwarzania i podziwiania piękna, doceniania go oraz utrwalenia tego momentu na dłużej, tyle że sztuka, w sensie bycia dziedziną sformalizowaną, nazwaną i autonomiczną, funkcjonuje w społeczeństwie od mniej więcej połowy XVII wieku i jako taka na naszych oczach ulega rozpadowi, zabrudzeniu, zbrukaniu i erozji, aby nie rzecz brutalnie i bezczelnie: degradacji, z jakże możliwą i prawdopodobną eliminacją włącznie.
Może nagle, w połowie XXI wieku społeczeństwo uświadomi sobie, że w zasadzie w ogóle Sztuki nie potrzebuje. Sztuki instytucjonalnej, formalnej i darmozjadzko kłującej w oczy, tudzież sztuce zbyt kosztownej społecznie poprzez tych obszarpanych i jakże leniwych artystów, a człowiek swoje estetyczne potrzeby będzie zaspokajał zupełnie inaczej – netflixowo i cyfrowo, w sposób platformersko sieciowy i mega higienicznie przefitrowany... Kto wie? W mojej nabuzowanej wyobraźni to całkiem możliwe. Przecież rewolucja cywilizacyjna posuwa się w tempie szalonym i wydaje się właściwie nie do okiełznania.
Jakże to możliwy i prawdopodobny scenariusz, niekoniecznie jednak możliwy w takiej naturalnej i bliższej perspektywie, lecz jeśli by uzyskać perspektywę nieco szerszą, choćby za lat 100, czy może za 200 albo i w jakiejś większej perspektywie dziejów, to w ramach dzisiejszych lęków o sztukę jest to całkiem realne. Przy standaryzacji ludzkich potrzeb i zrównywaniu metod ich zaspokajania taki model jest całkiem możliwy. Czy nie warto zatem zasadnie zapytać – kto podpalił lont?
Kto rozsadził wcześniejsze myślenie i wartościowanie? Kto wyczuł możliwie wcześnie nadchodzące Zesitgeist? I wreszcie kto (i czy w ogóle) odnalazł ten nowy język zdolny oddać skomplikowanie i arcyzłożoność współczesnego świata?
Mniejsza o konkretne nazwiska, bo jeśli wymienię tu Picassa z pewnością się nie pomylę, ale po nim szło przecież wielu, gdyż bardzo, bardzo wielu jest i dziś twórców doskonale pochłaniających i rozpoznających ów tajemniczy Zeitgeist (i do tego znów w wersji niemieckiej), a w całej zabawie w sztukę (jak i w literaturę) przecież dobrze jest wstrzelić się (najlepiej rynkowo) w jak najbardziej... decydujący moment.
Jestem tu nieco ironiczny, ale jak bez ironii spojrzeć dziś na degrengoladę i rozpad?
Teraz już myśląc o sztuce, czy myśląc właśnie o literaturze nikt nie łączy ich losu tak bardzo znowu ściśle z gwałtownością zmian tego świata, z globalizacją, z ideologiami, z końcami historii, z początkami histerii, z bieżącym i codziennym pantha rei, a bodaj w tym tkwi najistotniejszy klucz do zrozumienia, dlaczego jest, jak jest.
Sztuka bowiem przestała już być tą sztuką, którą znaliśmy jeszcze choćby u schyłku XX wieku. Choć był to rzecz jasna wieloletni proces jak już napomknąłem, ciągnący się od powiedzmy impresjonizmu, albo wręcz realizmu, to wykwity te, kwestionujące wszystko na czym sztuka opierała się dotychczas, przestały być jedynie incydentalne, a stały się raczej normatywne i powszechne. Nastąpiło ostateczne zerwanie z pięknem, a wiodącą wartością stały się: przekraczanie granic i nowatorstwo, i w konsekwencji prowokacja doświadczeń i sytuacji intelektualnych. Sztuka stała się wytrąceniem myślenia z utartych szlaków, wstrząśnięciem wyobraźnią, a dzieło przestało już być przyjemnością percepcji. Zaczęło być katalizatorem refleksji intelektualnej, a nawet narzędziem walki o cele pozaartystyczne.
W tym kontekście Picasso rozsadził utrwalony i przyjmowany za „naturalny” sposób przedstawiania rzeczy. Uczynili to też: Kazimierz Malewicz, Marcel Duchamp, Joseph Beuys, Wassily Kandinsky – jeśli chcemy przywołać nazwiska ze sceny sztuk plastycznych, a jeśli ze sceny literackiej, to proszę bardzo: Gombrowicz, Lem, Kundera, Broch... Różewicz... i tak dalej. I wielu, wielu innych. Możne wręcz przyjąć, że uczynili oni ze sztuki pewną formę rejestracji energii, oddawania czystej emocji, co często wiedzie ku abstrakcji.
Współcześni twórcy jak się okazało poszli znów o wiele dalej. Jako manifest bez manifestu i manifestacji samoistnie uczynili sztukę ze wszystkiego, nawet propagując obrazoburcze hasło, że z każdego można uczynić artystę, a głębokim sensem tych przemyśleń jest fakt, iż każdy ma prawo do twórczego przeżywania swojego życia, każdy powinien rozwijać swoją twórczą postawę wobec świata i wreszcie, że kreatywność człowieka jest wartością samą w sobie. Finalnie sztuka, w ramach pewnej utopijnej awangardy ma się roztopić w ludzkim życiu... Tylko cóż to za życie?
I tutaj warto postawić zasadnicze pytanie: czy nie doszło do relatywizacji sztuki i roli w niej artysty?
Odpowiedź jest dalece podchwytliwa, a w zasadzie z gruntu zafałszowana – bo niby poprzez to trudno oddzielić dobre od marnego, ale niby dawniej to było tak fajnie, wszystko było oczywiste. Tyle, że to nieprawda. Wartościowanie zawsze zawierało w sobie pewien moment arbitralności. Do tego dochodziły czynniki zewnętrzne. Świat artystyczny się jednak rozszerzył i spluralizował. Być wybitnym artystą, albo choć artystą wartościowym jest o wiele trudniej, gdyż nagle się okazało, że w jednym czasie i miejscu obowiązuje wiele różnych wizji dobrej sztuki.
W tym oto momencie, przy obecnej sile pieniądza, przy zmerkantylizowaniu świata oraz możliwościach współczesnej komunikacji pojawia się ogromne pole do popisu dla manipulacji – i tu też pojawia się rynek, sztuka staje się nagle towarem, a fe...
Cały ten proces jest jednak jeszcze bardziej złożony: – w sztuce malarstwa tutaj właśnie pojawiają się (nadal prężni i silni środowiskowo czy wizerunkowo, z potężnym zapleczem i kontekstem społecznym): – krytycy, kuratorzy, muzea i kolekcjonerzy – trudno zatem uznać całkowicie przypadkiem za wybitne dzieło bezwartościowe – weryfikatorem jest też czas, ale to argument dodatkowy – nieadekwatny.
Tak oto doszedłem do sedna i pointy tej „opowieści”. Do literatury, w tym i poezji, do czytelnictwa i upadki rangi pisarza, czy stanu pisarskiego, o poetach już nawet nie wspominając, gdyż ich los jest w tym wszystkim najbardziej żałosny, by nie powiedzieć kompletnie społecznie zbędny.
Otóż zdecydowanie inaczej niż w sztukach plastycznych jest w tym momencie w literaturze: tu pojawiają się: źle opłacani, albo nieopłacani wcale (nieopłacalni?) krytycy, brak jakichś kuratorów (w ich miejsce wyobraźmy sobie – mecenasi z permanentnej łapanki), brak instytucji wspierających prezentację (łaska wydawnictw, bądź teksty wszeteczne – a jak ja na tym zarobię) i wreszcie brak odbiorców – jakże łatwo sprawić w czymś takim sytuację następującą, że grupka krzykaczy dobrze umocowanych środowiskowo (ot co najważniejsze – wiedzących gdzie rozdają konfitury), (połowicznie) rynkowo i (układowo) medialnie może ogłosić wybitność chłamu. Podeprą to paroma groszami z wydawnictwa, okraszą lansem w kilku czasopismach dla tak zwanych intelektualistów, w stopkach zaanonsują dwóch profesorów i mamy gotowy, skrojony i podbijający świat wybitny produkt literacki. Dojdzie do tego kilka dyskretnie ustawionych Nagród literackich, w którym w skład jury wchodzą tylko ludzie związani absolutnie z jedną opcją czy też środowiskiem i mamy prawie wieszcza. No, bez przesady, ale w jeszcze ledwie dyszącej księgarni można wystawić ów wybitny chłam z opaską – nagroda imienia...
Później kochani i tak nikt tego nie kupuje, nie czyta, bo w tym kraju mało kto czyta, ale leży sobie ładnie, pachnie, a potem ląduje za 4 złote w składnicy tanich książek, aby w końcu trafić dziarsko do antykwariatów bądź na makulaturę i na przemiał. Mój Boże. Ilu ja już tych „wybitnych” zaliczyłem, ilu widziałem, z ilu się zdrowo pośmiałem. Ech, łza się w oku kręci. Tak naprawdę jednak żałość ogarnia i... lęk się czai za rogiem. No bo w końcu dokąd my wszyscy zmierzamy? My, my wszyscy płynący nabierającą wody, rozchwianą i przeciekającą łodzią literatury. Może wróćmy do meritum. Do opowieści o sztuce. I do tego co najważniejsze, że w sztuce dziś nie musi być piękna.
Idziemy na przemiał. Na przemiał losu. Na przemiał przeznaczenia. Na przemiał wszystkich napisanych słów, skoro czytają je tylko ci, co też piszą? Oj nie, jest przecież jeszcze grupka niepiszących czytających, ale kurczy się ona w tempie zastraszającym i potwierdzającym regułę. Smutne.
Sztuka rozumiana współcześnie ma ponoć: wzbogacić wrażliwość, poszerzyć wyobraźnię, otworzyć na świat, zmienić percepcję, ułatwić zobaczenie rzeczy inaczej. Nadeszły czasy pełni kultury popularnej. Innego, zubożonego języka, ekspansji mody, trendu, łatwości promocji, siły internetu. Po co komu literatura? To nudne i wymagające intymnego namysłu spędzanie (marnowanie?) czasu, wysiłku, wczytania się, zrozumienia, podstaw wiedzy i wyobraźni. A tu ukształtowała się edukacyjnie inna wyobraźnia – wyobraźnia obrazkowa. Komiksowa. Szybka. Słowem pop-art do potęgi podświadomości. Książka na księżyc. Tak jak księża. Dobra, żartowałem...
Wcale nie chcę powiedzieć, że sztuka współczesna jest zła, że idzie w złym kierunku, że neguje człowieka, czy coś w tym stylu. Wręcz przeciwnie. W świetle całego wyżej przedstawionego wywodu uważam, że sztuka współczesna ma się dobrze (ale nie w dziedzinie literatury) i chce współczesnego nam człowieka po prostu uratować. Paradoksalnie. Wbrew biadoleniu i frustracjom ludzi sztuki ja wciąż w Sztukę wierzę. Wierzę w Nią bardziej niż w siebie i bardziej niż w Ciebie – czy to drogi czytelniku, czy to... bracie artysto.
Globalizacja spowodowała, że nieprawdopodobnie poszerzyło się nam dziś to pole artystyczne i obszar jego uprawiania, a jednocześnie guru lansu i krytyk przestaje być też aż tak słyszalny, jak był kiedyś. Dzieje się i tworzy ożywczy chaos. Nawet z tym rynkiem, snobizmem, inwestycyjnym wartościowaniem dzieła, a nie merytorycznym spojrzeniem na nie. Głównym zadaniem współczesnej sztuki jest zatem wykształcenie zdolności samodzielnego myślenie oraz krytycznego widzenia rzeczywistości. To jest ta bezcenna wartość podpalenia lontu przez tych kilku szaleńców sztuki. Fakt, że sztuka zaczęła być mało pięknym drogowskazem dla wybrańców. Dla tych, którzy nie chcą stać się łatwo manipulowalnym przedmiotem, zamiast podmiotu. Dla tych, którzy nie chcą ulec modom, marketingowi i propagandzie. Dla prawdziwych koneserów.
Znów na moment wkraczając na pole literackie. Nie naszą jest winą, że Zeitgeist ujarzmił czytelnictwo, w konsekwencji niwelując naszą rolę i znaczenie. Bez słowa i jego zapisu nie da się ani tego zanalizować, ani nawet przekazać, ani choćby przedstawić odbiorcy zatem to stan (wierzę, a właściwie jestem pewien) przejściowy. Nowe czasy ustalą i określą skalę podaży literatury, a czas spowoduje, że brak czytelnictwa wybitnego chłamu wyprze go jednak z rynku, a ktoś w to miejsce wejść musi. Poezja nie zginie. Jedynie artyści ją tworzący muszą trochę zmienić swoją mentalność, ale to temat rzeka i na inny tekst. Tutaj chciałem tylko skorelować los literatury jako takiej ze strumieniem sztuki i jej losu w kontekście globalnym i niejako całościowym. Każdy niech sobie wyciąga własne wnioski z tych wielu równań z wieloma niewiadomymi. Ja z matematyki byłem raczej kiepski. Lubiłem jednak filozofować i pytać dlaczego, a ten aspekt w matematyce jest czymś niesamowitym i wiodącym w odkrywanie nieodkrytego.
Przedefiniowaliśmy, zarówno jako odbiorcy, ale i jako twórcy znaczenie piękna. Kiedyś piękno było rozumiane w sposób klasyczny. Dziś to już nie wróci. Wizja klasyczna piękna stała się jednym z elementów pojmowania sztuki. Jest, albo stało się ono jednym ze środków artystycznych do celu – do pobudzenia: wyobraźni, emocji, energii. W związku z tym wielu stawia pytanie również bardzo ważne – czy sztuka się dziś kończy – czy zjada własny ogon? Czy jest jeszcze miejsce na rewolucję w sztuce.
Nie ma już miejsca na rewolucję w sztuce. Nie ma już i nie będzie wielkich przełomów, epokowych impulsów, dzieł monumentalnych. Jedyna rewolucja jaka może się wydarzyć, to rewolucja w naszych głowach, rewolucja cywilizacyjna, a wtedy świat sam sobie zadecyduje czy w ogóle jeszcze sztuki potrzebuje, czy powróci ona do korzeni starożytności, jako dobrze opłacone rzemiosło czy też skoro ludzkość od strony duchowej i intelektualnej cofa się w hedonizm, barbarzyństwo, pogaństwo i jarmarczną luddyczność, ona też się tam cofnie.
Jestem sobie w stanie TO wyobrazić – taki prymitywny świat bez sztuki, świat pop-przemysłowy, w którym sztukę zastąpi najwymyślniejsza rozrywka, a elity będę zatrudniać takich jak my do ornamentowania sedesów... i laudacji czynności z nimi związanych... I jeśli będziemy na to gotowi – mentalnie i ambicjonalnie – staniemy się wtedy naprawdę wolni, przechowamy w sobie ów niezbędny bunt i okruchy anarchii, bo to właśnie to będzie warunek konieczny do przetrwania na ścieżkach sztuki i prawdy tworzenia. Czyż można dodać do tych rozważań coś jeszcze? Ależ tak. To przecież dyskurs na wiele nocy.
Przyszło nam żyć w czasach dywersyfikacji zdefiniowań, w czasach negacji utartych szlaków i ról społecznych, w czasach poszukiwania tożsamości. Paskudne to czasy. Psychicznie szkodliwe. Przejmujące. Niejednoznaczne. Nie poezja nam dziś świat wytłumaczy, a brudny pieniądz, iluzja władzy, instynkty stadne i mało szlachetne.
Pomimo że, jak zakładałem, od samego początku, do niczego nie dojdę w tych rozważaniach, to jednak udało mi się może zadać kilka pytań i zostawić nas z tym pytajnikiem przed tą całą naszą zmienną codziennością. Nie wiemy czym jest sztuka. Ślepniemy, dziwimy się, stajemy się przeźroczyści...
Adam Zagajewski napisał kiedyś taki wiersz, który być może dobrze podsumuje powyższe rozważania:
Wiemy, czym jest sztuka
Wiemy, czym jest sztuka, dobrze znamy uczucie szczęścia
jakie nam daje, niekiedy trudne, gorzkie, gorzko-słodkie,
a czasem tylko słodkie, jak turecki smakołyk. Cenimy sztukę
bo chcielibyśmy wiedzieć, czym jest nasze życie.
Żyjemy, ale nie zawsze wiemy, co to znaczy.
Podróżujemy więc, albo po prostu otwieramy w domu książkę.
Pamiętamy moment olśnienia gdy staliśmy przed obrazem,
i pamiętamy też może, jakie obłoki płynęły wtedy po niebie.
Drżymy słysząc jak wiolonczelista gra
suity Bacha, gdy słuchamy, jak śpiewa fortepian.
Wiemy, czym może być wielka poezja, wiersz
napisany trzy tysiące lat temu albo wczoraj.
A jednak nie rozumiemy, dlaczego niekiedy na koncercie
ogarnia nas obojętność. Nie rozumiemy, dlaczego
niektóre książki zdają się ofiarowywać nam przebaczenie
a inne nie kryją swego gniewu. Wiemy, a potem zapominamy.
Z trudem tylko domyślamy się, dlaczego zdarza się, że dzieła sztuki
zwijają się, zamykają jak włoskie muzeum w dniu strajku (sciopero)
Dlaczego także nasze dusze zwijają się niekiedy i zamykają
jak włoskie muzeum w dniu strajku (sciopero).
Dlaczego sztuka milczy, gdy dzieją się rzeczy straszliwe,
dlaczego jej wtedy nie potrzebujemy – tak jakby rzeczy straszliwe
wypełniały świat całkowicie, kompletnie po sam dach
Nie wiemy czym jest sztuka
Pozwolę sobie Was z tą błogą albo i nieco drażniącą niewiedzą tu i teraz pozostawić...
Andrzej Walter
Nowa wystawa w Muzeum Niepodległości w Warszawie
Wołyń 1935
Muzeum Niepodległości w Warszawie zaprasza na wystawę Wołyń 1935 w obiektywie reporterów Polskiej Agencji Telegraficznej, która zostanie zaprezentowana 14 czerwca 2021 roku w Galerii W-Z przy ul. Krakowskie Przedmieście 85. Fotografie ze zbiorów Muzeum będzie można oglądać do 4 lipca 2021 roku.
W 1935 roku Wydział Fotografii Państwowej Agencji Fotograficznej podlegającej Prezydium Rady Ministrów, wykonał szereg zdjęć, które pokazywały Wołyń i jego mieszkańców w czasie pracy i odpoczynku, ich obejścia gospodarcze, obyczaje, uroczystości związane z tradycją różnych narodowości zamieszkujących ten region. Zdjęcia ukazują również miasta i zabytki oraz świątynie ziemi wołyńskiej.
W zbiorach Muzeum Niepodległości znajduje się jeden z albumów zawierający sto czterdzieści jeden fotografii, z których prezentujemy dwadzieścia trzy. Żadne ze zdjęć nie jest opatrzone nazwiskiem fotografa, wiadomo jednak, że z Państwową Agencją Telegraficzną współpracował między innymi Henryk Poddębski.