Nowy numer kwartalnika „Ethos”: Wolność – Kultura – Wartości
OD REDAKCJI
W poszukiwaniu źródeł rozumienia wolności
Wprowadzenie do poprzedniego tomu „Ethosu” dotyczyło „warunków brzegowych wolności”.1 Formuła ta wyprofilowała refleksję obejmującą zamieszczone w numerze wypowiedzi. Jest tak, że precyzacja pojęcia wolności staje się w pewnym sensie bardziej osiągalna przez rysunek uwarunkowań wolności, jej bliskich kontekstów znaczeniowych. Autorzy jej najprostszych formuł definicyjnych obecnych w podręcznych słownikach i encyklopediach, poszukując zwięzłej, krótkiej syntezy, postępują w pewien sposób „od zewnątrz”; wydaje się, że droga opisu analogizującego i odwołującego się do przykładów jest najlepszym sposobem racjonalnego uchwycenia tego pojęcia.
Wolność należy do kategorii pierwszych, które w sposób konieczny pojawiają się w (czy też przy okazji) refleksji nad transcendentaliami (przede wszystkim prawdą, dobrem i pięknem). Prawda i dobro, opuszczając swoje wyabstrahowane pozycje, niemal natychmiast wyzwalają – i dołączają do siebie – właśnie wolność, co oddają choćby słowa mówiące, że prawda nas wyzwoli (por. J 8,32), że „wolność jest dla miłości”2 czy też, że „wolność to sposób istnienia dobra”.3
Pewna konieczność pojawiania się (wyzwalania) transcendentaliów w refleksji nad wolnością (terminologiczna przyległość?) rodzi pokusę zobaczenia problemu jakby od środka, możliwie poza ujęciami kontekstowymi. Wydaje się, że próby takiej dokonał Roman Ingarden w klasycznej już rozprawie Człowiek i czas4, na marginesie problematyki czasu pisząc o źródłowym wewnątrz–osobowym doświadczeniu wolności. W części końcowej szkicu znajdujemy rodzaj filozoficznej konkluzji, nacechowanej nieco poetycko: „Jestem siłą, co chce być w o 1 n a. I nawet trwanie swoje wolności poświęci. Ale zewsząd pod naporem sił innych żyjąca, niewoli zaródź sama w sobie znajduje, jeśli się odpręży, jeżeli wysiłku zaniedba. I wolność swoją utraci, jeżeli się sama do siebie przywiąże. Trwać i być wolna może tylko wtedy, jeżeli siebie samą dobrowolnie odda na wytwarzanie dobra, piękna i prawdy. Wówczas dopiero istnieje”.5
Mimo że transcendentalia pojawiają się dopiero w dwóch ostatnich zdaniach tego fragmentu, przywołanie w całości swojej zwraca uwagę na osobowe miejsce wolności i na jego „ruchomą topografię”. Te właśnie słowa szkicu Człowiek i czas, jako zasadnicze dla tematu, wyeksponowane zostały w artykule Andrzeja Półtawskiego Roman Ingarden – metafizyk wolności.6 Nie przypadkiem zatem można szkic ten potraktować jako próbę wskazania elementarnych przestrzeni uchwytywania wolności. Widzimy jednak, że przywołane, konkludywne zdania pełne są wewnętrznej dialektyki, napięcia, a nawet zmąconej tautologii (na przykład „wolna [...] jeżeli [...] dobrowolnie odda”). Jakimś constans okazuje się ekspozycja koniecznego wysiłku człowieka, jego aktywności – wysiłku i aktywności człowieka zmagającego się ciągle „o coś” i „w jakimś kierunku”; osobowy „ruch” daje możliwość uchwycenia tego, co nazywamy wolnością. Jedynie w tym „ruchu” daje się ona odsłonić i zobaczyć. Ostatnie słowa przywołanego fragmentu zatrzymują pewien patos myśli filozofa, by „znieruchomieć” właśnie na transcendentaliach, bez których wolność zrozumieć się nie daje. Ingarden wskazuje jej rdzeń jakby na przedpolu, inni myśliciele rozpoczynają swoją refleksję od zdecydowanie odleglejszego miejsca.
Andrzej Półtawski, mówiąc o Ingardenowskiej metafizyce wolności i odwołując się do fundamentalnej, niedokończonej rozprawy Spór o istnienie świata,7 pisze: „W [...] pracy [Spór o istnienie świata – B.K.Ch.] Ingarden stwierdza wyraźnie, że rozwiązanie sporu o istnienie świata wiąże się ściśle z koncepcją natury człowieka i że posiada ono decydujące znaczenie dla tego, jak tę naturę pojmujemy; mianowicie stwierdza, że decydującym argumentem przeciwko idealistycznemu rozwiązaniu zagadnienia istnienia świata jest wolność człowieka. Istnieją– pisze – wolne i odpowiedzialne, realne czyny ludzkie; dokonuję ich w ciężkich momentach życia i są one zakorzenione w najgłębszych warstwach mojej osobowości. Czyny te są jednak możliwe
jedynie wówczas, jeśli rzeczywiście, jako realny człowiek, pozostaję tym samym w czasie. Co więcej: w takim wolnym, odpowiedzialnym działaniu rozwijam się i buduję siebie samego w ten sposób, że staję się coraz bardziej niezależny od czasu. Jeśli natomiast jestem zbyt niedojrzały, aby podjąć takie działanie, jeśli jestem niewierny sobie samemu, trwonię swoje siły i rozpadam się w czasie. A zatem człowiek w swym wolnym i odpowiedzialnym działaniu sam się zmienia. Sprawa ta jest tu wprawdzie tylko zaznaczona i Ingarden nie omawia szeroko, na czym ta zmiana polega, jak działa i co właściwie sprawia owa moc integrująca człowieka i uniezależniająca go od czasu. Niewątpliwie jednak działanie to ma być realizacją wartości – dobra, piękna i prawdy; ma to być życie przeżywane świadomie w poczuciu odpowiedzialności za te wartości”.8
W końcowej części przywołania Półtawski odnosi się do opisanych przez Ingardena w szkicu Człowiek i czas dwóch podstawowych doświadczeń czasu, które – jak się okazuje – w elementarnym sensie związane są z problemem wolności człowieka. Ingarden pisze: „Istniejąjednak dwa zasadniczo odmienne sposoby doświadczania czasu i nas samych w czasie. W jednym z nich wydaje się, że to, co «naprawdę» istnieje, to my sami, natomiast czas to jedynie coś pochodnego i tylko zjawiskowego; w drugim zaś, przeciwnie, czas i dokonujące się w nim przemiany stanowią jedyną rzeczywistość, my natomiast jakbyśmy zupełnie ulegali unicestwieniu w tych przemianach”.9
A zatem, przechodząc do krótkiej, syntetycznej, ale też wyinterpretowanej konkluzji Ingardenowskiego rozpoznania widzianego w całości10 i przenosząc je na interesujące mnie pole, można stwierdzić: drugie doświadczenie przemijania odsłania człowieka będącego niewolnikiem czasu; staje się on przedmiotem ustawicznego unicestwiania przez czas. W pierwszym natomiast przypadku mamy do czynienia z sytuacją, w której człowiek dzięki swoim życiowym decyzjom i kierunkowi działania jest w stanie uwolnić się od poczucia tego rodzaju unicestwienia w procesie przemijania. Mówi dalej Ingarden: „Przezwyciężam więc czas przez to, że żyję w sposób naturalny i pierwotny tak, iż nie czuję się ograniczony przez granice teraźniejszości, że je stale przekraczam. Ja – ten, który jestem transcendentny w stosunku do ulotnych przeżyć świadomych – transcenduję stale to, co istnieje w każdorazowej teraźniejszości, jak gdyby w jakiś sposób istniało nie tylko to, co teraźniejsze, ale i to, co przeszłe, i to, co przyszłe”.11 [...]
Bernadetta Kuczera-Chachulska
_________________________
[1] Zob. M. Słomka, Warunki brzegowe wolności, „Ethos” 35(2022) nr 4, s. 5-10.
2 Zob. Jan Paweł II, Wolność jest dla miłości, w: tenże, Pamięć i tożsamość, Wydawnictwo Znak, Kraków 2005, s. 47-51.
3 Zob. W. Załuski, „Wolność jako sposób istnienia dobra”. O filozofii wolności Józefa Tischnera, „Studia z Filozofii Polskiej” 10(2015), s. 89-110.
4 Zob. R. Ingarden, Człowiek i czas, w: tenże, Książeczka o człowieku, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1973, s. 41-77.
5 Tamże, s. 74, wyróżnienia – B.K.Ch.
6 Zob. A. Półtawski, Roman Ingarden – metafizyk wolności, w: W kręgu filozofii Romana Ingardena, red. W. Stróżewski, A. Węgrzecki, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995, s. 137-151.
7 Zob. R. Ingarden, Spór o istnienie świata, t. 1-3, PWN, Warszawa 1987.
8 P ó 11 a w s k i, dz. cyt., s. 144, wyróżnienia – B.K.Ch.
9 Ingarden, Człowiek i czas, s. 43.
10 Por. tamże, s. 43-74.
11 Tamże, s. 51.
Robert Rudiak
Przebudzenie poezji po długoletniej drzemce
Pochodząca z Żar poetka, Grażyna Rozwadowska-Bar, wydała właśnie swój trzeci zbiór poetycki zatytułowany obudziłam wiersze, który ukazał się po... 23 latach milczenia. I mimo że poetka debiutowała w prasie wierszem w wieku 20 lat, to na debiut książkowy zdecydowała się dość późno, bo w wieku 38 lat. Wówczas ukazał się jej tomik Zapraszam do domu (Wyd. AND Zielona Góra-Wrocław 1999), a trzy lata później drugi Nie lubię zegarów (Wyd. Pro Libris, Zielona Góra 2000). Przed ukazaniem się tych książek poetyckich autorka należała do żarskiej Grupy Literackiej „Dziewin-Młodzi”, a po ich wydaniu została członkinią Związku Literatów Polskich, zamieszczała wiersze w prasie oraz w antologiach poetyckich. Przez pięć lat była również przewodniczącą Klubu Literackiego ZLP w Żarach, powołanego z ramienia zielonogórskiego Oddziału.
Cóż zatem się stało, że aktywna poetka zamilkła wydawniczo przez ponad dwie dekady. Wiersze, które znalazły się w najnowszym zbiorku, a jest ich 24, podzielone zostały na trzy cykle – „stare fotografie”, „w drodze” i „lubię powroty”. I mimo że autorka nie stosuje przy swoich tekstach datacji, wiele z nich pochodzi właśnie z okresu jej wieloletniego „zamilczenia”. Można zatem by rzec, że budząc do życia nowe, przebudza stare i to w kontekście całościowym, gdyż nie idzie tu tylko o materię wiersza, ale o retrospektywną tematykę. Rozwadowska-Bar powraca bowiem do wspomnień, do lat dzieciństwa, do historii, rozpamiętuje dawność i ocala własną przeszłość. Ale po kolei, choć zacznę od... końca, bowiem ostatnim, zamykającym tomik wierszem, jest właśnie ten tytułowy, i – co ciekawe – jest bez tytułu. W nim to podmiot wyznaje, dlaczego dokonał przebudzenia swojej twórczości:
obudziłam wiersze
uśpione snem wielozimowym
drzemały na półkach
między książkami
wtulone w słowa
latami
szukałam swoich wierszy
po całym świecie mojego pokoju (…)
wiersze
długo spały ukryte
między książkami
i długo ich szukałam
Poezja służy autorce „zbudzonych wierszy” do nazywania i opisywania, do zatrzymywania czasu, wspominania, zapamiętywania i przypominania tego, co zatarte. W części otwierającej zbiór „stare fotografie” w sentymentalny sposób podmiot opowiada, często też gorzko i z bólem, ale też z rozrzewnieniem, o matce, babce, ojcu, którzy już odeszli. Przypomina przedmioty zapamiętane z dzieciństwa, które przywieźli po drugiej wojnie dziadkowie i rodzice z Kresów i Grodna, przypomina ich sylwetki, słowa, czyny oraz przejmująco opisuje śmierć rodziców.
w ostatniej minucie
trzymałam cię za rękę
ty pytałaś – co teraz będzie
nie wiem
mamo
(„twój świat”)
O ojcu zaś, któremu poetka poświęciła kilka liryków, napisze, że cały świat / zamykał się w tobie („portret z pamięci”) i szukałam twoich śladów / świadków młodości (*** gdy nie było...). To z ojcem autorka powróci w jego rodzinne strony w poszukiwaniu śladów jego dzieciństwa, o czym traktuje liryk (*** zabrałeś mnie...) i jemu towarzyszyć będzie aż do odejścia.
W cyklu „w drodze” Rozwadowska-Bar opisuje swoje liczne podróże i przemyślenia z nimi związane. Odwiedza Włochy, Francję, Holandię, Grecję i Bośnię, opisując zabytki, muzea, obrazy europejskich mistrzów pędzla, ale też zwykłych ludzi, np. sprzedawców – sardynek na Sycylii, owoców w Bośni czy pielgrzymów w drodze na górę Križevac nieopodal Medziugoria. A sielankę peregrynacji przerywa radiowy komunikat o wybuchu wojny na Ukrainie, który zakłóca odpoczynek przy kawiarnianym stoliku i wprowadza wewnętrzny niepokój. Ale nie opisywanie samych ekskursji po Europie jest istotne, ale życiowa filozofia poetki, dla której wojaże i wędrówki są istotnym sposobem na poznawanie świata i zarazem to, co w nich najbardziej urzeka, czyli… powroty. Dla autorki obudzonych wierszy powroty właśnie stanowią ważny element licznych wypraw, by nie rzec sedno wyjazdów, bowiem po nich można znów cieszyć się rodzinnym miastem, domem i otoczeniem, na nowo można rozpamiętywać to, co się zobaczyło, przeżyło, doświadczyło. Stąd podmiot stwierdzi, że:
oczy znów błyszczą światłem
napełniają pamięcią
(*** kefalońskie koty...)
Podróże i powroty, niemal jak u mitycznego Odysa, pozwalają poznawać i podziwiać świat, zachwycać się jego pięknem, przyrodą i architekturą metropolii, nurtują i zmuszają do głębszych przemyśleń i poszukiwań sensu ziemskiego trwania. A rodzinny dom, niczym Itaka, przynosi ukojenie i spokój, pozwala na odpoczynek i wytchnienie, na retrospekcję, na beztroskie zagłębienie się w rozmyślania i rozpamiętywanie minionego. Dlatego w wierszu bez tytułu (*** idę do ciebie...) podmiot wyzna:
idę do ciebie miasto tam gdzie dom mój
idę przez kartki książek ciągle ciepłe
oddechem poetów umarłych
i tych jeszcze żywych
którzy jak ja zagubieni błądzą pytają
i dziwią się że odpowiedź
to kolejny znak zapytania
róże pachną wszędzie tak samo
jak dotyk
sens życia człowieka
Podmiot liryczny w utworach żarskiej poetki szuka i poznaje piękno w drobnych rzeczach, w zapachu róż, pomarańczy, macierzanki, leszczyny lub w smaku zielonych liści herbaty czy śliwek, które przypominają okres dzieciństwa, do którego z nostalgią chętnie powraca.
Ostatnia część tomu „lubię powroty” najwięcej uwagi poświęca właśnie owym, idyllicznym powrotom do domu, do ukochanego miasta, znajomych skwerów i ulic. To w wierszach tego cyklu uwidacznia się najlepiej istota i cel poetyckich wędrówek. Powie wprost: to z ciekawości / biegam po ulicach świata. Dlatego poetka wyjawi: w podróży lubię powroty albo podróżując szukam prawdy, które brzmi niczym autorskie credo. To właśnie w utworze bez tytułu (*** w podróży lubię powroty…) podmiot rozwinie myśl i dopowie:
w podróży lubię powroty
zakurzone myśli
w zmęczonych walizkach
do domu zwożę
Radość i otuchę przynoszą także małe rzeczy, wspomniane zapachy i smaki, ale też cisza i gwar, cień i światło, dotyk i muśnięcia, ciepło i pogodna aura pór roku, krajobrazy i spacery. Podmiot więc przechadza się ulicami i parkami swojego miasta, najchętniej jesienią i latem lub też rankiem i wieczorami. W wierszu bez tytułu (*** krajobraz który noszę w sobie...) podmiot wyzna:
próbuję złapać
mijane obrazy
zamknąć w pamięci
oswoić nieznane
w krajobrazie który noszę w sobie
jest też moje dzieciństwo (...)
przypadkowe obrazy
ważne i nieważne historie
i czas zostawiony za sobą
Podmiot liryczny autorki poprzedniego zbiorku Zapraszam do domu był przede wszystkim domatorem. W najnowszej książce jest podobnie, znów najlepiej czuje się we własnym ognisku rodzinnym, dlatego wypowie znamienne słowa:
a ja udomowiona
najbardziej mieszkam
w moim pokoju
między komputerem
a półką z książkami
W posłowiu do zbioru wierszy Grażyny Rozwadowskiej-Bar, zatytułowanym „Długo ich szukałam” dr Mirosława Szott słusznie zauważyła, że „W świecie bohaterki odbywają się równolegle dwie wyprawy: jedna prowadzi do dalekich miejsc, druga – to jej wewnętrzna peregrynacja. (…) Etap podróży i poszukiwań tego, co poza domem, przyniósł najistotniejsze odkrycie – że warto jest wrócić”. I tym właściwie sposobem powróciliśmy do punktu wyjścia – czyli odpowiedzi, na pytanie, dlaczego tak długo trwał poetycki zastój autorki. Odpowiedź znajdujemy w jej ostatnim, zamykającym tom utworze (*** obudziłam wiersze…), gdy szczerze powie:
moje życie było niepełne
nie umiałam nazwać
radości ani smutku
nie rozumiałam łzy
ani kwiatów w wazonie
rozmowy prowadziłam
za pomocą ciszy
zapomniałam języka słów
przez ten czas
nic nie było
na swoim miejscu
jak dobrze że
obudziłam wiersze
To dzięki poezji można nazwać, to, co było tylko przeczute i zrozumieć to, co było niejasne lub zgoła niepewne. Wiersze pozwalają przetrwać nawet najdłużej trwający marazm i zapełnić językową pustkę. Pomagają ocaleć i tak stało się w przypadku długoletniego zamilczenia Grażyny Rozwadowskiej-Bar.
Nie ma w zbiorze obudziłam wiersze zawrotnej metaforyki, wydumanych konceptów poetyckich, zawiłej symboliki i abstraktów myślowych, nie ma też napuszonego słownictwa czy wirtuozerii językowej. Poetka nie sili się na takie chwyty, pisze prosto, od serca, tak, jak czuje i myśli, bez ubierania słów w barwny i elegancki kostium poetycki. Jej wiersze skomponowane są w przyzwoitej formie warsztatowej i opisowej, stąd recepcja ich nie jest trudna, acz zdarzają się świetne, wręcz urocze perełki liryczne w postaci: najtrudniej zatrzymać człowieka / tak szybko znika; wyjrzała nagość samotnych drzew / porzuconych przez liście; kieliszek czerwonego wina / nieśpiesznie kołysze myśli; o świcie czuć jak rośnie światło oraz twierdza uśpionego czasu.
Najnowsze wiersze Grażyny Rozwadowskiej-Bar stanowią dojmującą z jednej i ujmującą z drugiej strony zwartą, logiczną poetykę emocji. Są to wiersze bardzo mądre, przemyślane i dojrzałe, poparte życiowym doświadczeniem i autentycznym przeżyciem. Wiersze bardzo osobiste, retrospektywne, często sentymentalne i nostalgiczne, a przy tym bardzo kobiece i ciepłe. „U żarskiej poetki kobiecość uwidacznia się na pewno poprzez bliską relację z tekstem, brak jakiegoś kamuflażu, zdystansowania. – wyjaśnia w posłowiu wspomniana Mirosława Szott – W końcu są to wiersze w dużym stopniu autobiograficzne”. I wiele w tych słowach prawdy, gdyż poezja przefiltrowana przez własne doznania jest do bólu szczera, nad wyraz realna, niewymuszona, żywa i naturalna, a przez to własna i oryginalna. Zbiór „przebudzonych wierszy” ozdabia i zarazem uzupełnia czarno-biała ikonografia żarskiego artysty plastyka i pedagoga Ryszarda Tomczaka, co sprawia, że edytorsko i artystycznie prezentuje się on bardzo przyzwoicie i intrygująco.
Robert Rudiak
_______________________
Grażyna Rozwadowska-Bar, obudziłam wiersze. Posłowie: Mirosława Szott. Redakcja: Ewa Mielczarek, Mirosława Szott. Ikonografia: Ryszard Tomczak (autoportret, okładka i wewnętrzne ilustracje z cyklu Chaos). Zdjęcie autorki: Mirosława Szott. Wydawca: Pro Libris – Wydawnictwo WiMBP im. Cypriana Norwida w Zielonej Górze, Zielona Góra 2023, s. 52.