Nowości książkowe

 

 

Plakat

Jerzy Grupiński

 

Trzy pióra w drodze do Słowa

 

Pisząc o książkach poetyckich chętnie sięgamy po publikacje – meteory, po tomiki młodych – zapowiadających się... A jakie drogi, ścieżki czekają na tych, którzy dopiero w dojrzałe swe lata sięgnęli po pióro? Czy osobowość ułożona latami doświadczeń, ukształtowana świadomość, język... jednym słowem, czy sięgający po pióro w tej sytuacji, mają szansę, by zapisać w sposób własny, oryginalny, swą literacką ścieżkę? Jedno więc pytanie i trzy odpowiedzi w twórczości trojga...

Danuta Ewa Dachtera debiutowała w „Protokole Kulturalnym”. „Więź poza śmierć” jest drugą książką poetki, znajdziemy w niej wiele wątków, symboli, obrazów kontynuujących przeżycia autorki z poprzedniego tomiku pt. „Moje Macondo”. Na okładce czytamy, jakby w charakterze programu wiersz pt. „Poza śmierć”: Oni żyją / Mówią swoje: / Człowiek jest bytem niekoniecznym / Trzymaj pion i fason / Nie rozpaczaj – jak ja nie umarłam / To nie tylko pamięć / to więź poza śmierć.

Na stronie pierwszej okładki oglądamy słonie, zwierzęta, jak wiadomo, pamiętające cmentarze, kości swych zmarłych. Obraz nie bez znaczenia dla twórczości Danuty Ewy Dachtery. Czytam, że i nasze krukowate, między innymi sroki, rozpoznają szczątki swych zmarłych. Bo też i pamięć, tytułowa więź, stanowią kluczowy symbol łączący wiersze książki – „Więź poza śmierć”. Te słowa pięciokrotnie powtórzone w tomiku odnosi poetka tak do żywych, jak i do tych, którzy odeszli. Czułość, wrażliwość Danuty Ewy Dachtery ogarnia wszystko i wszystkich „To tylko pies...”, czytamy. Liczne wiersze, słowa poświęca poetka mężczyźnie – towarzyszowi dni i nocy „Czas mija jednako”: Masz rozum naiwna / pokaż zanim przeczytasz / o sobie / kobieta definiująca się / przez mężczyznę.

Najczęściej wraca jednak motyw śmierci, przemijania „Oni są”: Matce / W czasie magicznym / wyrwanym ze snu / umarli żyją / mówiąc / (co chcą / do kogo chcą)...

Obok tekstów łatwych, deklaratywnych, ba – okolicznościowych ku czci – znajdziemy tu wersy pełne tajemnic, bardzo osobiste niełatwe do rozszyfrowania. Pieczęć tajemnicy, intymności zabezpiecza pełne przejęcie ich przez czytelnika. Liczy się ekspresja, emocja, jak w wierszu „Stopniowo”: Charon czuwa bez sznura / bo mój ci jest / oblubieniec radosno-muzyczny / jako chcą rzeczowi / bo tak już mają / że logicznie musi być – może.

Bo to poetka na swój sposób zamknięta poprzez indywidualne, osobnicze przeżycie, z drugiej strony – paradoksalnie – otwarta, wymagająca od odbiorcy jego „uzupełnień”. Jakby więc nie dowierzając czytelnikowi, w swym posłowiu Danuta Ewa Dachtera dopisuje: „Więź poza śmierćto moja druga książka poetycka po wydanej w 2018 roku wielowątkowej, poetyckiej opowieści Moje Macondo”. W „Więzi...” daję wyraz wierze w sens życia człowieka opartej na więzi między ludźmi, tej doczesnej i tej – poza śmierć”. Autorka nie tylko uprawia poezję, środowisko poznańskie zawdzięcza jej też publikacje – recenzje, wywiady we wrocławskiej „Kamenie”.

„Na rozdrożu” to siódma książka Stanisława Chutkowskiego inżyniera-mechanika. Niewątpliwym atutem poety jest pamięć, związek z Ziemią Ojców, z nadwiślańskim krajobrazem Mazowsza. Tak więc na okładce czytamy, że Przywędrował nad Wartę i poczuł się / jakby był stąd, tylko mowa i akcent – / zdrajcy pochodzenia, obwieszczają, że nie. / Że nie wsiąknął całym sobą w jej ziemię, / a mowy jego przyoranej mazowiecką skibą, / nie odwrócił jeszcze wielkopolski pług.

Tomik Stanisława Chutkowskiego ma trójdzielną budowę, poszczególne części poprzedza motto – wprowadzenie do tekstów. Na początek więc czytamy: Kłębią się chmury nad coraz / ciemniejszą perspektywą dni, / w szeroko otwartej / przestrzeni Świata, wiatr / rozsiewa skażone powietrze. Wiersze tego cyklu, pełne aktualnych sytuacji, obaw i nieprzystosowania do środowiska metropolii... Jest więc obawa przed bliźnim, nosicielem wirusa, przed domową smyczą, symboliczną skorupą... Brak „uścisku dłoni, żywego słowa”. Na szczęście jest pamięć o utraconym bezpiecznym świecie dzieciństwa, rodziców... „Boski parasol”: W myślach tulę się do łona matki, / jak kiedyś, / gdy byłem jeszcze pod jej sercem. / Wtedy gorącą modlitwą / wyprosiła powrót ojca z wojny.

Ważną niezbędną cząstką duchowości autora „Na rozdrożu” jest Kościół. Obrzędowość religijna, pamięć „Wokół nadziei”: ...Przygotowuję się duchowo do niedzielnej mszy / odprawianej w domowym zaciszu. / Nachodzą mnie dziwne skojarzenia, / doczekałem chwili / kiedy telewizor stał się ołtarzem. Obok niej liczne odwołania (typowe to dla autora) do dnia codziennego, do spraw społecznych, politycznych. Stanisław Chutkowski żywo i szybko reaguje na wydarzenia z telewizji, dziennika, komentuje, protestuje, wierzga.

Część druga książki to wiersze dedykowane rodzinie, bliskim, osobom z twórczego kręgu literackiego. Wzruszają teksty poświęcone zmarłym kolegom, których cień ciągle kładzie się na kartki pamięci, autor wspomina między innymi Andrzeja Ogrodowczyka i Tomasza Rębacza. W tym cyklu odnajdujemy również towarzyskie realia, nazwiska poetów założycieli „stolika poetyckiego, Jolanty i Stanisława Szwarców, a także Jerzego Beniamina Zimnego, któremu poeta zadedykował wiersz drapieżny (ale czuły), „Jastrząb z gołębim sercem”: ...Krąży w poetyckiej przestrzeni Poznania / jako drapieżnik myśli. / wypatruje głodne poezji młode talenty, / służy radą, aby poszybowały / lotem jaskółki w niebo wzięte.

Nasz autor nie gardzi też wydarzeniami z kręgu literackiego jak i inżynierskiego. Stąd i relacje, anegdoty z wydarzeń towarzyskich, sytuacje, sylwetki, wspominki.

We wspomnianym cyklu także liczne, typowe dla poety odwołania do dzieciństwa, Kraju nad Wisłą, do domu, w którym w Wigilię całowało się ojca w rękę, a chleb znaczyło krzyżem. Wiersz „Chaber”: ...nieświadomy jutra, trzymam się gromady / nasadzonej w minionym czasie. / Z nadzieją na jeszcze jeden sezon, odnajduję się wśród polnych stokrotek, fiołków, niebieskich dzwonków, ogrodowej nasturcji i zgarbionych słoneczników.

Książkę zamyka cykl „Paradoks czasów” silnie zaznaczający kontrast między czasami dzieciństwa a wiekiem męskim. Wyostrzeniu ulegają tu obrazy, symbole kontrastujące „tam – tu”, „dawniej – dzisiaj”. Bohater tych wierszy staje „między”. Trudno o wybór. Utracone nie wróci a „nabyte” w metropolii nie satysfakcjonuje. Zapewne – paradoks sytuacji. Na szczęście jest jeszcze Słowo. Ono, jak Arka „między dawnymi a nowymi laty”. To ono zawróci nas, znów zaniesie do kraju dzieciństwa. Jest i nadzieja w tych wierszach. Może otworzą się (jak w wersach) „Wrota czasu”? Nadzieja w sacrum, w konfesji i oczyszczeniu się... W powrocie do nadziei, do Kościoła. ...Będziemy krążyć w kosmicznym śmietniku. / Czekać na otwarcie wrót czasu / z których wyłoni się inność. / Może w niej / będzie nowe odpuszczenie i zadośćuczynienie. Na koniec wypada dopisać, że znaczącą zaletą twórczości Stanisława Chutkowskiego jest jej przystępność. Także swoista aktualność, bo poeta żywo i szybko reaguje na wydarzenia środowiskowe, społeczne i polityczne.

W innej sytuacji wobec wiersza znajdujemy Józefa Zdunka. Pisarza – zasłużonego historyka krotoszyńskiego regionu, redaktora i autora licznych publikacji, periodyków, kolekcjonera ekslibrisów... Autor sześciu książek poetyckich... Tu także poeta poprzez słowo wstępne objaśnia swą twórczość: Główny wątek stanowią zagadnienia filozoficzne dotyczące ludzkiej egzystencji w świecie wielości wyborów prezentowane z pozycji różnych ról życiowych. Nie brak także odwołania do miejsc i sytuacji, także takich w których tracimy poczucie bezpieczeństwa i wolności. Pojawiają się pytania, jaki człowiek ma wpływ na to kim jest i jego oddziaływanie na społeczeństwo w którym żyje. / A więc „bezpieczeństwo, wolność” a w końcu wstępu dopisana i „przyjemność”. Te stoickie pojęcia przywołują też postawy dawnych pisarzy, m.in. naszego renesansu... A więc nie „ja, ja, ja” lecz Ktoś bardziej, Ktoś jeszcze. To twórczość zwrócona do tzw. szerokiego odbiorcy. Klarowna, jasna, pełna dobra i optymizmu. Wiersze przeplatają autorskie zdjęcia – ulubiony pejzaż, znajoma uliczka, drzewo, koń...

Książkę otwiera wiersz „Czas w bezkresie istnienia” / czas w bezkresie istnienia/ wypełnia człowiek i natura/ jeśli bezkres istnieje/ gdzie jego początek/ gdzie punkt wyjścia/ Jaki cel jaka przyczyna/ początek bez udziału/ człowieka/ odległy i niewyraźny/ jak mgła/ później historia/ zapisana w archeologii/ i księgach/ dla przyszłych pokoleń. Zgodnie ze swymi założeniami, autor obdarza czytelnika dobrymi radami, otwiera się na piękno, dobro. Niewątpliwym walorem książki są obrazy przyrody. Kolorowe, pełne świateł i zapachów... Matka Natura towarzyszy przeżyciom poety. Wszystko zależy od niej, człowiek, zwierzę, roślina. „Marsze demonstracyjne (...) pozostaje niesmak”. Ludzie przemijają jak chmury, jak u Horacego „Eheu Postume, Postume labuntur anni...” „cumulusy”: na niebie obłoki / piękne cumulusy / wypiętrzają się / zmieniają kształty / i znikają / niewolnice wiatru / pchane w nieznane / budzą wyobraźnię / i myślenie / spokojne / sympatyczne ptaki / lecą donikąd.

Często wraca w tych wersach motyw sumienia. To sumienie mówi najwięcej o człowieku, o jego świecie. I ten motyw Horacjański z prochem i cieniem... Mikrokosmos („Noc rześka...”): pająk, kromka chleba, łza i milczenie – mówią więcej o człowieku i jego świecie niż zapisane tomy – deklaruje autor. To również twórczość zwrócona do szerokiego czytelnika. Jasna, otwarta, programowo unikająca eksperymentu, ryzykanckiego języka. Otwarte serce i Słowo patronują drodze twórczej Józefa Zdunka.

Jerzy Grupiński

 

__________________

Danuta Ewa Dachtera, „Więź poza śmierć”, Wydawnictwo Atena, Poznań 2021.

Stanisław Chutkowski, „Na rozdrożu”, Wydawnictwo Kontekst Poznań 2020.

Józef Zdunek, „Czas wypełniony”, Wydawnictwo rhytmos Poznań 2021.

 

W tekście portret Jerzego Grupińskiego autorstwa Zbigniewa Kresowatego.

Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Jerzy_Grupi%C5%84ski

 

 

Plakat

 

 

 

Plakat

Jerzy Stasiewicz

 

Widziane światy Františka Všetički 

 

Prawda o Don Kiszocie

 

Pozbyć się oślej upartości

jak Rufio pilnujący szlaku – – –

 

Okulbaczony domorosłym filozofem

Szancho Pansą dźwigającym na barkach

szaleństwo swego pana

– obietnica władzy na wyspie –

widzącego: w wiatrakach olbrzymy

w płatach śmigieł upadłe anioły

ciągnące ukochaną Dulcyneę na zatracenie.

Słyszący głos:

– Luby dobyj miecza jam  warta krwi.

 

Zagubionym traktem leśnym

na rozkracznym Rosynancie rycerz szuka

szczęścia z pieśni trubadura – – –

wąwóz, przełęcz, góra

gdzie jest skryptu skóra –

opis losów błędnego rycerza.

Nikt do dziś nie odgadł? Dokąd zmierzał?

 

A ja wiem...  Alonzo Quejana

pod tekturowym hełmem był łysy

bruzdy spalonego czoła – gościniec do Nysy,

którym parł na oślep, w galopie,

rąbiąc przekaźniki telefonii komórkowej.

 

Szkic rozpocząłem swoim wierszem drukowanym w międzynarodowej antologii poezji Poezijos tiltai (Wilno 2020) i tłumaczonym przez Editę Masiulianec na język litewski. Bardzo – że tak powiem – konweniujący terytorialnie z okładką książki Nábřeži nón / Nabrzeże non  (Prudnik 2021) Františka Všetički – zawierającej 34 owe nony po czesku – w przekładzie na język polski Wojciecha Ossolińskiego.

Twórca obrazu Paweł Pałczyński na prośbę Wojciecha, pragnącego czymś wyjątkowym obdarować  Františka na kolejne urodziny – a sporo już ich obchodził docent Všetička – jak często prostuje – mówiąc: – nie mylcie docenta z profesorem, różnica między tymi stopniami naukowymi w Czechach wynosi zaledwie 100 koron.

Paweł Pałczyński użył surrealistycznego sposobu obrazowania Salvadora Dali i karykaturalnych postaci z czytelną symboliką Jerzego Dudy-Gracza, pracując nad płótnem. Obraz zawisł w profesorskiej (docenckiej) sypialni na wysokości wzroku leżącego. A po czasie posłużył jako okładka książki. I cóż on przedstawia? Ano... Františka jako Don Kichota, okutego w zbroję bez hełmu, z długą  piką, zakończoną staroświecką stalówką. Dosiada Rosynanta. I patrzy z wysokości na giermka. O krok za mistrzem Wojciech odziany w podartą szatę – to chyba te słynne dżinsowe ogrodniczki, które poeta „wtedy... zawsze młody” nosił przez dwadzieścia lat – na maleńkim osiołku – katalońskim symbolu mądrego i spokojnego, lecz upartego dążenia do celu. Patrzy na mistrza pełen podziwu i uwielbienia. Przez okulary powiększające stokroć wielkość mentora. Podążają asfaltową drogą przed siebie. Może pochłonięci dyskusją? W dali widać góry, to nie Sierra Morena tylko nasze Opawskie. Po prawej zwalony wiatrak... czas zrobił swoje i brak prawa własności. A po lewej wrak czołgu. Lud czeski owiany wiatrem wolności 68. roku, uśmiercił stalowego, radzieckiego kolosa. Głowy obu jeźdźców nieproporcjonalnie duże – wiedza gdzieś musi się zmieścić! W obrazie każdy widzi to, co chce. Zwłaszcza Stasiewicz, który obu twórców zna od dziesiątków lat. I pojąć nie może jak te dwie wybitne osobowości znajdują wspólny język. A początek ich przyjaźni datuje się jeszcze na XX wiek.

Parę słów o Františku Všetičce: urodził się 25 kwietnia 1932 roku w Ołomuńcu. Jest teoretykiem literatury, prozaikiem, poetą i tłumaczem. Jego teoretyczne myślenie kształtował anglista ołomunieckiego uniwersytetu Ladislav Cejp i rosyjska szkoła formalna. Interesuje go, z racji profesji, poetyka dzieł literackich.

W latach 1961-1963 pracował jako bohemista w Instytucie Pedagogicznym w Gottwaldowie (Zlín), a od roku 1964 na Uniwersytecie Palackiego w Ołomuńcu. Jako teoretyk literatury zajmuje się literaturą czeską, słowacką, polską i rosyjską. Łącznie opublikował ponad 30 książek, przeważnie literaturoznawczych (Václav Říha,Josef Štefan Kubín, Kompoziciana itd.). Jest autorem pięciu powieści: Před branami Omegy, Daleký dům, Léta legionů, Otevírání oken i Kuděj aneb Krása kuráže. Felietony poświęcone literaturze zamieszczał w dotychczas wydanych książkach: Vnitřní vitráže, Olomouc literární (cztery tomy), Morava a Slezsko literární, Rakousko literární i Polsko literární. Opublikował również 3 tomiki wierszy: 57 + 5 haiku, Hájemství haiku, Návratnost nóny. Tłumaczy między innymi wiersze. Dotąd opublikował tomiki następujących poetów polskich: Jana Pyszki, Zygmunta Dmochowskiego, Waltera Pyki, Tadeusza Soroczyńskiego, Jerzego Kozarzewskiego, Danuty Kobyłeckiej, również jej  monografię o Jerzym Kozarzewskim, Wojciecha Ossolińskiego, Jana Szczurka, Urszuli Tom i Piotra Horzyka. Pracuje w kolegium redakcyjnym czasopism „The Peculiarity of Man” (Toruń-Kielce) i „Inskrypcje” (Siedlce).

W roku 2015, podczas pobytu w Polsce, za całokształt twórczości uchwałą Warszawskiej Kapituły odznaczony został Złotym Wawrzynem Literackim.1

Dla tych, którzy znają Všetičkę jedynie z jego książek, może nie dość jaskrawo odczytują (wychwytują) pewien jego rys, który w obcowaniu osobistym, w rozmowach zdaje się cechą dominującą Františka inteligencji: mianowicie czeska (morawska) złośliwość, podszyta dowcipem złośliwość, wyostrzona jak brzytwa, lśniąca jak piana piwa „Opat”. Rozmowa zawsze iskrzyła od takich cięć, które zadawał – nawet w czasie znakomitych wykładów o literaturze i pisarzach czeskich – przyciszonym głosem z dziwnym miękkim akcentem i czartowskim uśmieszkiem na wargach. Wykładami doszczętnie pochłonięty – jedna z wizyt z Danutą Kobyłecką w Stasiewiczówce – dolałem coś mocniejszego do herbaty, wielokroć, nawet nie poczuł. Zdziwił się tylko, że sam opróżniłem całą butelkę. Wieczorem z Kresowatymi oglądaliśmy mecz piłkarski Polska – Rumunia u Danusi i Tadeusza Zająców – przyjaciół poetów, mających  monitor jak wrota  garażu – František kibicował przeciwnikowi, jako że wojska Nicolae Ceausescu nie wzięły udziału w interwencji czechosłowackiej. Jego znakiem rozpoznawczym na promocjach książek i wieczorach autorskich – nawet własnych – było zaprezentowanie w języku czeskim tekstów autorów polskich obecnych na spotkaniu. Wszystko w translacji gościa z Ołomłuńca.

Lubił i zaskakiwać po odczycie pytaniem: – czyj to liryk? Doświadczyłem tego osobiście zapatrzony w kształty niewieście z pierwszego rzędu. Od tamtego – pamiętnego – wieczoru stałem się wzorem słuchacza... A może upływający czas studzi instynkt? O Boże! Tu wiele na temat relacji męsko-damskich – satyrycznie oczywiście – mógłby dodać Wojciech Ossoliński rocznik 1949 – prudniczanin. Autor 13. tomików poetyckich. Redaktor książek literackich (antologie, almanachy, wydania autorskie podparte wstępami). Były lider wielu grup poetyckich. Aktywny organizator spotkań literackich. Tłumacz poezji Františka Všetički. Poeta, satyryk, felietonista. Jego utwory prezentowano w polskiej i czeskiej prasie literackiej i wydaniach międzynarodowych. Wielokrotny laureat konkursów poetyckich. Odznaczony Medalem Honorowym im. Jakuba Wojciechowskiego, Srebrnym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis i wielu innymi.

Zaciekły dyskutant i polemista. Wychwytujący w zapisach mowy wiązanej: miałkość i płytkość. Potrafiący wycisnąć – z dziesiątek wierszopisów i poetes, obdarzonych atrybutami typowo... nieliterackimi – ciecz grafomana do ostatniej kropli, do łzy niewiedzy i braku logicznego zamysłu. Czasem rozpędzony potrząśnie i „autorytetem”, co nie zjednuje mu przyjaciół. Ale na dobre wychodzi literaturze.

W takim klimacie przebiegają rozmowy Wojciecha z Františkiem. Františka z Wojciechem. Ludźmi pióra potrafiącymi mówić, ale i słuchanie nie jest im obce. Czego przykładem tyluletnia współpraca i przyjaźń – czasem kolczasta.

Za materiał wyjściowy do pracy przekładowej nad książką Nábřeži nón / Nabrzeże non, posłużył czeski tom Františka Všetički Návratnost nóny opublikowany w H&H w 2019 roku, a sfinansowany „s podporou grantu Olomouckého kraje” (odpowiednik naszego województwa). I zawierający 68 non ułożonych zgodnie z zamysłem autora. Ale czymże są owe nony? David Voda w posłowiu „Smak nieśmiertelności, czyli nony” sięga do słownika poetyckiego Jozefa Bruknera i Jiřího Filipa, który sucho oznajmia: Strofa włoskiej poezji renesansowej, pierwotnie złożona z dziewięciu-, dziesięcio-sylabowych wersów z obrazem rymowym: abababccb (...), należy już do historycznych rekwizytów poezji. W słownikach, które posiadam jest tylko objaśnienie „nony muzycznej”. A do biblioteki strach iść. Więc Wikipedia: „Termin może oznaczać albo każdą strofę dziewięciowersową, albo konkretną strofę dziewięciowersową pochodzenia włoskiego. Za wynalazcę włoskiej nony uchodzi Dino Campagni, domniemany autor dzieła L’intelligenza. Włoską strofę spożytkował również Gabriele D’Annunzio w  wierszu II dolce grappolo z tomu L’lsottèo (1886). Strofy dziewięciowersowe mogą być oparte na trzech lub czterech rymach. Strofę dziewięciowersową trójrymową Alfred Tennyson wykorzystał w znanej balladzie Pani z Shalott. Strofy Tennysona rymują się aaaabcccb. Najwyżej cenioną strofą dziewięciowersową jest zapewne strofa spencerowska, której używały dziesiątki poetów, w tym Walter Scott w lirycznych partiach poematu The Lady of the Lake. W tym samym dziele poeta zastosował również inną, czterorymowaną strofę dziewięciowersową (abaabccdd). Felicia Hemans w poemacie The forest sanctuary zastosowała strofę dziewięciowersową rymowaną ababccbdd. Zwrotkę dziewięciowersową będącą oktawą (abababcc) wydłużoną o jeden wers (abababccc) zastosował angielski poeta z XVII wieku Phineas Fletcher w poemacie The Locusts, or Apollyonists. Później schemat ten przejął od niego Francis Quarles. Cztery rymy, dziewięć wersów w schemacie ababbccdd spożytkował w utworze Twicknam Garden John Donne. Strofy dziewięciowersowe o różnych układach współbrzmień wykorzystywał Robert Browning. Dziewięciowersowa w zapisie jest też zazwyczaj strofa Balassiego. W Polsce strofa dziewięciowersowa nigdy nie była tak popularna jak oktostych albo oktawa. Pojawiła się wprawdzie już w średniowieczu (w pieśni Cesarzewno wszech   najświętsza), ale pozostawała na uboczu. Strofy spenserowskiej używali Juliusz Słowacki i Jan Kasprowicz – poeta młodopolski – zastosował ją w wierszu Oni i my z cyklu Z padołu walki. Rymy ababcbcdd. W literaturze czeskiej strofę dziewięciowierszową rymowaną ababccdcd  w wierszu Svatý kraj z tomiku Českie pisane zastosował Josef Václav Sládek. Natomiast klasyczną strofę spenserowską w utworze  Stvořeni světa  wykorzystał Jaroslav Vrchlický. Poeta ten wypracował też oryginalną zwrotkę dziewięciowersową, rymowaną ababcccdd, o wyraziście skontrastowanych wersach. Użył jej w wierszu  Ekloga V z tomu  Eklogy a pisně.” Jest jeszcze jeden tytan czeskiej poezji Vitězslav Nezval jak doczytał się Voda „ u Bruknera z Filipem”, ale jego wymienić Wikipedia zapomniała.

Kiedy doszło do aktu tchnienia – poczucia w sobie wiatru Boga – owej siły danej człowiekowi-poecie czującemu możliwość uniesienia na barkach słów prawdy (zawierzone beneficium) i przekazanie jej czytelnikowi w uncji utworu obwarowanego wersyfikacją i sylabotoniką. I co było motywem sięgnięcia w przeszłość? „(...) dlaczegóż sobie ten Všetička – pyta David Voda po hrabalowsku – tak chętnie nakłada pancerz z brązu starej włoskiej strofy? Na pozera czy flagelanta nie wygląda. (...) Dosłownie w chwili, kiedy czytałem nonę „W winnicy”:

 

Do winnicy przyszedł młody winiarz,

gdy z przedświtu zerkało już rano.

– Jak tu pięknie niezmiernie – pomyślał

i ją całą w okamgnienie zgarnął.

W głębi domek, uwierz, to nie miraż,

starą klamkę damskie szatki barwią.

W środku ona. Naga, pełna soków.

Czy się winiarz odda jej urokom?

Zgrzytem zamka cenzor w scenę wtargnął.2

 

Zrozumiałem, muza mnie rąbnęła – gdy Všetička glosuje, filozofuje, rymuje, wtedy tak naprawdę bosko się bawi. Ale bawić się tak (jak bóg) można tylko wtedy, kiedy potraficie <<tańczyć w kajdanach>>, jak pracę poetycką z rymem określił, dziś już niewątpliwie pokryty rdzą, klasyk. Taki taniec ma swoje kroki, swoją tektonikę; w czymś jest jak architektura, też, jak mawiał Gottfried Semper, nie jest niczym innym niż – zamarzniętą muzyką”. Prawda. Wszystko prawda. Mnie jednak wydaje się – abym w tej dyspucie wyłuszczył istotę zagadnienia – że stosunek poety do rzeczywistości w nonach jest inny niż zazwyczaj w jego pismach. Anegdota jest nie punktem wyjścia, ale najistotniejszym materiałem twórczym. Rzadko kiedy dane nam głęboko wejrzeć w warsztat poety. I każdemu kto patrzy/patrzył z bliska na ludzi (Ossoliński, Kresowaty, Stasiewicz) i wydarzenia („Boże Narodzenie”, „Trzej jeźdźcy”, umykające miesiące – od „ Stycznia” po „ Grudzień”) splatające się w  Nabrzeże non. Podziwu godnym jest właśnie to, jak lekkimi muśnięciami – niby szkic – Všetička potrafi codzienną rzeczywistość zakląć w poezję. I na mały krok odstępując od anegdoty umie jej nadać olbrzymie znaczenie symbolu. František w tworach imaginacji nie zaciera związków z rzeczywistością, ale je jakby uwypukla. Tu trzeba doświadczenia życiowego (za cztery miesiące ukończy 90 lat). Wiedzy nabytej z ksiąg i apokryfów, wymiany myśli pisarskiej i filozoficznej, obcowania z malarstwem, podróży. Nawet szperania w archiwach, przerzucania rękopisów, starodruków. By wyjść z tajemnicą własnego wnętrza – Nie bój się:

 

Nie bójże się, nie bój się tak bardzo,

a jeśli to tego, co tkwi w tobie.

Nie wierz ulicy, nią mądrzy gardzą,

spoglądaj wyżej, tam masz odpowiedź.

Przed tobą pustka, więc po co z tarczą?

Zawsze przed sobą mam siebie – powiedz.

Gdy wielbisz wielu, nie będzie lepiej.     

We wzroku innych nie będzie ciebie.    

Czego zapragniesz – wiedz – znajdziesz w sobie.3   

 

A potem z wielką atencją oddać „ hołd dla mistrza” Ossolińskiego:

 

Ossoliński

 

Woj Ossoliński wierszem się gryzie,

wadzi ze słowem, ze składnią igra.

Jak mam mu pomóc, gdy – zaśnij – słyszę.

Zanim zasnąłem, szczerze podziwiam

upór, zasadność Wojtkowych zbliżeń.

W kąt cisnął harfę. Wena na witraż!

Zręcznie przetworzył oporną nonę,

wiersz mi rozświetlił, ustawił w pionie.

Piękne więc dzięki i hołd dla mistrza.4

 

Wiedział przecież, że stawia prudnickiego satyra na pozycji Syzyfa? Wojciech jednak jak wprawny grotołaz, przedarł się przez ciemne, ciasne, oślizłe tunele języka i znaczeń. Opierając się na własnej intuicji sensu słów, zwrotów. Tworzył niekiedy nowe powidoki, by „komnata” nony tętniła życiem. Przecież odnosi się i do świata realistycznego, i metafizycznego, ale z tą rzeczywistością – jak  pisałem wcześniej – wyczuwalną. Co znakomicie oddał Ossoliński w translacji, nie gubiąc czystości zamyślenia twórczego poety z Ołomuńca. Tak wyczulonego na każdy zgrzyt.

Dobre słowo należy się także Magdalenie Sajewicz za całościowe złożenie i wytrwałe czuwanie nad wysoką jakością książki.

Jerzy Stasiewicz

 

____________________________

1 Nábřeži nón/ Nabrzeże non, s. 81.

2 Tamże, s. 29.

3 Tamże, s. 11.

4 Tamże, s. 75.

František Všetička, Nábřeži nón/ Nabrzeże non. Przekład: Wojciech Ossoliński. Wydawca: Agencja Sportu i Promocji w Prudniku, Prudnik 2021, s. 86.

 

 

Plakat

30. edycja Nagrody

 

Złoty Ekslibris Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Łodzi

 

W 2022 roku odbędzie się 30. edycja Nagrody Złoty Ekslibris Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Łodzi.

Nagroda przyznawana jest w czterech kategoriach:

  • Najlepsza książka o Łodzi,
  • Najlepsza książka o Ziemi Łódzkiej,
  • Najlepsze wydawnictwo albumowe o Łodzi,
  • Najlepsze wydawnictwo albumowe o Ziemi Łódzkiej.

Biblioteka zaprasza autorów, wydawców i czytelników do zgłaszania publikacji do tej Nagrody. Jury oceniać będzie poziom merytoryczny i edytorski publikacji wydanych w roku 2021. Zgłoszenia będą przyjmowane do dnia 31 marca 2022 roku.

Zgłoszenia można złożyć w sekretariacie Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w godz. 8.00-15.00 (poniedziałek – piątek), przesłać na adres Biblioteki (90-508 Łódź, ul. Gdańska 100/102) z dopiskiem „Złoty Ekslibris”, przesłać pocztą elektroniczną na adres Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..

Regulamin Nagrody zamieszczony jest na stronie wbp.lodz.pl w zakładce „Nagroda Złoty Ekslibris” (https://www.wbp.lodz.pl/regulamin-zloty-ekslibris.html).

Kontakt: Jolanta Zwierzyńska, Specjalista ds. promocji Biuro Promocji Wojewódzka Biblioteka Publiczna im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Łodzi, ul. Gdańska 100/102, 90-508 Łódź, tel. /+48/ 42 663 03 38; Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript., https://wbp.lodz.pl

 

 

Plakat

Andrzej Walter

 

Szczera i bolesna spowiedź poety

 

Zdzisława Antolskiego przedstawiać nie trzeba. To znany i uznany poeta regionu świętokrzyskiego od samego początku zaangażowany w projekt o nazwie Pisarze.pl, słowem mój redakcyjny kolega po piórze. Ja z kolei jestem teraz świeżo po lekturze Jego najnowszego tomu zatytułowanego „Kapsuła czasu”, znając dość dobrze wcześniejsze dokonania i wiersze tego poety.

„Kapsuła czasu” jest dojmująco smutna. Wszelka lekkość bytu uszlachetniona poezją więdnie tutaj w atmosferze oparów destrukcji tego świata, który został jakże skutecznie unicestwiony poprzez świat nowy i najnowszy, a częściowo wręcz poprzez samego siebie siłą naszej katastroficznej przemijalności, ujarzmionej zaakceptowanym kalectwem (tutaj odnajdziemy być może szczyptę optymizmu) oraz tytułową, podprogową bezsilnością wobec czasu, tego przerażającego, naszego najstraszliwszego wroga i przeciwnika na drodze ku wieczności.

Zdzisław Antolski został poetą z konieczności. Jak sam powiedział w wywiadzie udzielonym Agnieszce Sroczyńskiej-Kostuch w „Nowym Napisie” 17 marca ubiegłego roku:

Każdy człowiek jest inny i każdy poeta również. Myślę, że to porównanie do Czechowicza jest nazbyt dla mnie pochlebne. Myślę, że do niego warsztatowo nie dorastam, zresztą to inna epoka, nie wiadomo jak pisałby dzisiaj. Epoka zawsze nas określa. Czechowicz był poetą z powołania, z talentem, pisał, jak mi się wydaje, w natchnieniu. Ja nie uważam się za poetę. Nie mam talentu. Jestem poetą z konieczności, bo tak dostałem w d... od życia i od biologii, że muszę to sobie zapisywać, żeby nie zwariować do końca. Ja wolałbym być zwykłym człowiekiem, najlepiej takim kolekcjonerem radości, doradcą i przyjacielem dla niektórych, miłośnikiem codzienności, bibliofilem, może nauczycielem w wiejskiej szkole. Ale choroby skrzywiły mój świat, piszę w ostateczności. Nie zależy mi na nagrodach, chociaż owszem wysyłałem na konkursy, nie zależy mi na pochlebnych recenzjach. Piszę dla Boga albo pomimo braku Boga, który się chowa, a może już abdykował po cichu. Piszę, jak pisali skazańcy na murach więzienia. Nie zależało im, żeby pięknie pisać. Piszę, bo nie wiem, po co i dlaczego jestem, a człowiek ma w sobie jakąś tęsknotę za drugim człowiekiem, który go zrozumie, albo chociaż usłyszy. Co do prowincji... Myślę, że wszędzie jest prowincja, nie ma centrum. Wszystko zależy od ludzi.*

Wiersze Antolskiego ciekawie scharakteryzował pisarz i twórca radiowy, Marek Ławrynowicz:

Prawdziwemu poecie niewiele potrzeba. Mały kawałek świata, ojciec, matka, kot, pies, kilka miejscowości zagubionych w przestrzeni, zdarzenia, o których ludzie po cichu gadają - nie wiadomo kiedy wykluwa się z tego poezja.

Zdzisław Antolski pisze o czasach dawnych, mitycznej epoce „zanim wypędzono nas w dorosłość”. Pryzmy śniegu przemieniały się wtedy w Himalaje, kopiec kartoflí w piramidę, garnek – transatlantyk płynął ku nieznanym brzegom. Każdy tego doświadczył, ale niewielu potrafi podtrzymać istnienie czasu, który był najważniejszy.

Antolski jest w swych wierszach po jubilersku precyzyjny. Są poeci potrafiący tak ,,oszlifować” rzeczywistość, że staje się wielowymiarowa. Przez taki prawdziwy-nieprawdziwy świat wędrują armie papierowych żołnierzyków pod dowództwem poety. l choć zginą marnie w ostatnim dniu dzieciństwa, nie mógł im się przytrafić lepszy los.

Mnie lektura „Kapsuły czasu” dosłownie przygniotła, wbiła w ziemię, jako człowieka z natury obciążonego rozważnym spojrzeniem na świat, lektura ta nastroiła mnie jeszcze silniej defensywnie i mocniej depresyjnie, właściwie oprócz swobody snutej opowieści otrzymujemy tu absolutną wiwisekcję przemijalności, determinacji godzenia się z losem, chorobą, drogą ku śmierci i z właściwą (już wspomnianą) precyzją i w zasadzie to sam już nie wiem czy armiom papierowych żołnierzyków przytrafił znów aż taki dobry los?

Nie da się trafić do raju  nie zaznając piekieł, nie da się właściwie zrozumieć piękna i natury światła nie poznając mroku, tak jak nie da się zachłysnąć życiem nie odbijając się od dna. Antolski chyba wychodzi z podobnego założenia, gdyż prowadzi nas po tym dnie z właściwą sobie wrażliwością i stylistyką. To lektura terapeutyczna, prawdziwa, szorstka i chropowata. Ma swój cel, ocalenie poprzez prawdę, poprzez ukazanie jaka jest natura naszego człowieczeństwa, jak współczesnym, najszczerszym z możliwych, językiem opisać przemijalność i bez figur retorycznych nie ornamentować zbędnie naszych ścieżek i dróg.

Antolskiemu udało się nami wstrząsnąć. „Kapsułą czasu” pokazał, że warto żyć, aby coś kochać, zasklepić się w kokonie swojego świata, swojego dzieciństwa, swojej przestrzeni i tworzyć w wolności wobec Boga i sumienia. To poezja bardzo osobista i stąd taka cenna. Zdzisław Antolski nie jest w żadnym stopniu konfekcjonistą, nie upiększa stanów, nie oszukuje nas, nie zwodzi. Pisze jak jest. Ktoś zaprotestuje – czy po to jest poezja? Czy takiej to poezji nam dziś potrzeba? Tego nie wiem. Wiem, że taka poezja, taka stylistyka, forma i styl są dziś dopuszczalne. Odzwierciedlają świat zastany. Burzą nasze dobre samopoczucie, mącą ciszę, zamiatanie pod dywan i ugłaskiwanie codzienności, że inaczej być nie może. Może, tylko musimy w to uwierzyć. Czy „Kapsuła czasu” to tom mistyczny? Z pewnością nie. Jest w nim jednak siła sztuki stosowana solidną metaforą nihilizmu współczesnego w iście dobrym stylu.

Kiedy mierzę się z współczesną codziennością dochodzę być może do podobnej konkluzji, że chyba najbardziej warto uciec w ten inny świat fikcji literackiej i w ten straceńczy sposób odszukać i odnaleźć schronienie w coraz bardziej pokrytych kurzem i osamotnieniem ginących i zapomnianych bibliotekach. Los nie zna przecież litości, dla marzycieli. Eliminuje ich z hierarchii akceptowalnych przypadków. Chowa nas do swoich najgłębszych szuflad światów zaginionych, zdziecinniałych i bardzo przebrzmiałych. Podobno zwycięzcy wezmą wszystko. Tylko czy w takim świecie będą jacyś zwycięzcy?

Może warto stworzyć sobie, na użytek przetrwania w tym pokręconym świecie, właśnie taką prywatną, poetyczną, jakże niewinną... kapsułę czasu?

Andrzej Walter

______________________

*Agnieszka Kostuch, „Jestem poetą z konieczności” – Zdzisław Antolski w rozmowie z Agnieszką Sroczyńską-Kostuch, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021.

Zdzisław Antolski „Kapsuła czasu”. Wydawnictwo Pisarze.pl. Instytut Literatury w Krakowie. Warszawa 2021, s. 92.

 

Plakat

Józef Zdunek 

 

Antologia poznańskiego Klubu Literackiego

 

Półwieczna działalność poznańskiego Klubu to okres różnorodnej, owocnej pracy. W ciekawej i pięknej formie przedstawia ją wydana publikacja Daję słowo. Antologia 50-lecia Poznańskiego Klubu Literackiego. Książka pod redakcją Jerzego Grupińskiego i Łucji Dudzińskiej – prezeski Fundacji Otwartych Na Twórczość (FOND) – jest książką urokliwą, elegancką – jednym słowem – bibliofilską, przyciągającą. Duża w tym zasługa Joanny Kulhawik (opracowała projekt okładki i całego wnętrza antologii) i Edyty Kulczak (korekta). Publikacja ukazała się w 2020 roku, pod patronatem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich (SPP), jest 46. tomem Biblioteki FONT. Składa się z trzech części: Tekst Jerzego Grupińskiego pt. W podwójną rocznicę Poznańskiego Klubu Literackiego „Dąbrówka”. Autorzy – poezja i proza. Aneks – pamiątki, archiwalia, w tym tekst Koniecznie pisz... autorstwa Jerzego Grupińskiego.

Na lata działalności Klubu Literackiego 1970-2021 składają się dwa okresy wyodrębnione według miejsca lokalizacji – 35 lat w Pałacu Kultury i Centrum Kultury Zamek oraz 16 lat w Piątkowskim Centrum Kultury „Dąbrówka”. Od samego początku Klub był nastawiony na organizowanie spotkań literackich i promowanie poetów i pisarzy nie tylko posiadających dorobek literacki, ale także początkujących. Pierwszymi poetami i pisarzami, którzy współtworzyli spotkania byli: Andrzej Babiński, Stanisław Barańczak, Edward Balcerzan, Krzysztof Kaczkowski, Ryszard Milczewski-Bruno, Marek Obarski, Jerzy Satanowski, Edward Stachura, Jerzy Strzałkowski i inni. Dalej autor wymienia nazwiska młodych w owym czasie, promowanych, wstępujących do literatury twórców, dziś cenionych za swe dokonania: Małgorzatę Lebdę, Bartosza Konstrata, Mateusza Grzebalskiego, Andrzeja Sośnickiego, Józefa Ł. Kaczmarka, Jacka Dehnela, Piotra Macierzyńskiego, Mariana Czerkasowa, Karola Francuzika, Dariusza Sośnickiego i innych. Klub Promował nie tylko poetów i pisarzy, ale także grupy literackie: gnieźnieńskie „Drzewo”, krakowską grupę „Tylicz”, śląski „Kontekst”, trójmiejski „Monolit Poetycki PARALIŻ” i inne.

Sporo miejsca autor poświęca kwartalnikowi Protokół Kulturalny, wydawanemu najpierw w Zamku, obecnie przez Klub Literacki „Dąbrówka” Piątkowskie Centrum Kultury Poznańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej (ukazuje się już od ponad 20 lat, wcześniej ukazywał się Protokół Towarzyski), ponadto wydano wiele ulotek, półarkuszy, programów itp.

W Protokole Towarzyskim debiutowało wielu młodych utalentowanych poetów, których lista jest bardzo długa (są wymienieni w antologii), dziś znani twórcy, animatorzy środowisk,  redaktorzy pism, twórcy serii wydawniczych, profesorowie. Redaktor Jerzy Grupiński pisze: Chyba od początku mieliśmy przysłowiowego „dobrego nosa” do debiutantów.

W 50-letniej historii Klubu były też zdarzenia na wskroś humorystyczne, a może nawet z pogranicza skandalu, o których wspomina się w antologii. Ich autorem był m.in. Andrzej Babiński, człowiek niezwykły, poniekąd tragiczny.

Pokaźną część książki zajmuje alfabetyczna prezentacja 46. poetów i pisarzy. Każdemu prezentowanemu poświęcono cztery strony, umieszczając kolejno: fotografię, notkę biogram, pod nim skondensowaną myśl, wyimek z twórczości danego artysty oraz prezentowane utwory (na 3 stronach).

Oto kilka wziętych losowo:

 

Czas zaciera po sobie ślady / lecz nie mylić tego z leczeniem ran (Tomasz Fellmann), s. 46.

niektóre słowa są takie stare / niektóre idee jak zwykłe kamienie / w jednym z nich jest  łaska (Grażyna Kielińska), s. 62.

Każdego dnia robimy tysiące kroków, ale co sprawia, że jeden z nich wyrzuca nas na orbitę

nieznanych doświadczeń. (Anna Kokot-Nowak), s. 70.

Kultura różnie pisana jest jednak jedna. Tak niech zostanie. (Jan Wojciech Malik), s. 110.

czym jest teraźniejszość pełna niewiadomych znaczeń (Marek Słomiak), s. 158.

czego naprawdę pragnę / w spoconej dłoni / kolejny zmięty bilet donikąd (Kamila Izabela Zioła), s. 194.

 

Prezentowana w antologii grupa twórców jest zróżnicowana pod względem wiekowym i zawodowym, a także pod względem dorobku twórczego, wszystkich łączy przyjaźń i umiłowanie literatury.

Część trzecia to „Aneksy” – pamiątki i archiwalia, obejmujące 21 stron. Są tu reprodukcje dyplomów, plakatów, pierwsze strony Protokołu Towarzyskiego i Protokołu Kulturalnego, portrety nieżyjących poetów Andrzeja Babińskiego, Jerzego Szatkowskiego, Marka Kośmidra i Wincentego Różańskiego. Portrety wykonał Zbigniew Ikona Kresowaty. Jest wiele zdjęć ze spotkań literackich i innych imprez, na których można zobaczyć m.in. Jerzego Milczewskiego-Bruno, Jerzego Kośmidra, Krzysztofa Kuczkowskiego, Andrzeja Babińskiego, Witka Różańskiego, Leszka Szarugę, Ryszarda Krynickiego, Stanisława Barańczaka, Edwarda Balcerzana, Stanisława Różewicza, Jerzego Strzałkowskiego, Stefana Pastuszewskiego, Dawida Junga, Omira Sochy i innych.

W tej części umieszczono tekst autorstwa Jerzego Grupińskiego, który jest uzupełnionym wstępem do wydanego na 40-lecie Klubu, almanachu pod tytułem Na końcu świata albo języka (wydawnictwo Kontekst 2011) zredagowanego przez Jerzego Grupińskiego, Jolantę i Stanisława Szwarców.

Bogatą dokumentację Klubu posiada Ośrodek Dokumentacji Wielkopolskiego Środowiska Literackiego, przekazał ją Jerzy Grupiński filii Biblioteki Raczyńskich przy ulicy Wronieckiej 14. W 2016 roku Biblioteka Raczyńskich wydała „Katalog” – opracowanie bibliograficzne dorobku Klubu,  tom 4, sygnatury DL/408 – DL/511w opracowaniu Reginy Kurewicz i Alicji Przybyszewskiej. Powstały też inne opracowania, np. praca magisterska „Zarys monograficzny Klubu Literackiego Centrum Kultury Zamek w Poznaniu” Kaliny Mądrej napisana pod kierunkiem prof. Jerzego Świdzińskiego UAM Wydział Pedagogiczno-Artystyczny w Kaliszu (nr albumu 5605). „Protokół” bywa publikowany i komentowany przez Stefanię Pruszyńską („Gazeta Autorska”), przez Zygmunta Dekierta, w pismach literackich („ReWiry”, „Akant”) i w internecie, m.in. vide strona Wielkopolskiego Oddziału ZLP.

Podsumowaniem działalności Klubu niech będą słowa Łucji Dudzińskiej (4. strona okładki antologii Daję słowo): Półwieczny jubileusz istnienia Klubu Literackiego w Poznaniu, to wydarzenie skupiające dwa albo trzy pokolenia twórców. Pierwsze kroki w „uprawianiu poezji”, pierwsze publikacje i kontakt z czytelnikiem, ze środowiskiem literackim – tego się nie zapomina.  

Józef Zdunek

 

 

Plakat