Nowości książkowe

 

Plakat

Andrzej Walter

 

Z cyklu: Ważny wiersz

Tadeusz Różewicz – na obrzeżach poezji

 

Rozpoczynam nowy cykl publicystyczny. Ważny wiersz. Piszcie do mnie o takich wierszach. Zarażajcie mnie nimi, a ja zarażę Was swoimi.

Chciałem Wam oto przybliżyć kilka dość ważnych wierszy. Wierszy na tyle ważnych, że można rozważać ich ocalającą wymowę albo terapeutyczną rolę we współczesnym świecie. Wiersze, które po prostu wypada też znać. Zacznijmy od Różewicza, mistrza mistrzów.  

 

na obrzeżach poezji

 

po stworzeniu wiersza

jestem wymiatany

usuwany

na obrzeża poezji

 

w sam środek życia

 

na starość zrozumiałem

że świat jest „dziwny”

ale życie nie jest snem

wariata

 

ktoś – to było na początku –

chciał mnie wyprowadzić

z tego labiryntu

daj tu rękę swoją

i włóż z bok mój

a nie bądź bez wiary

powiedział do mnie

ale ja już zapomniałem

kto to był

kiedy to było

 

po skończeniu wiersza

jestem wydalany

usuwany

na obrzeża poezji

na obrzeżach panuje

gorączkowe ożywienie

zgiełk i zamieszanie

kipi życie

 

tylko wnętrze poezji

jest nieruchome puste

 

wejście do wnętrza

jest otwarte

dla wszystkich

 

wyjścia nie ma

 

dlatego poeci szukając

wpadają w pułapkę

 

na przynętę

„piękno” „dobro ludzkości”

sława wieczory przy świecach

oczy kobiet

laury wstęgi wieńce

 

poeci gubią się

wpadają w obłęd w szał

w politykę

stają się tajnymi radcami

młodszymi szambelanami dworu

kamerlokajami

rzecznikami „prawdy”

a nawet nierządu

słyszą głosy syren

wyskakują z okien

roztrzaskują się na bruku

jak muzyczne instrumenty

młodzi nie wiedzą

gdzie się znaleźli

gdzie Krym gdzie Rzym

(o! kurwa! Gdzie szmal?)

poezja śpiewana i śpiewająca

 

pośrednicząc

między górą a dołem

wykonując od wielu lat

ten zawód

do którego zostałem wybrany i

powołany

„a który nazywa się poezją”

 

oddałem się z ociąganiem

„tej najosobliwszej

ze wszystkich czynności ludzkich,

jedynej, co służy

uświadomieniu śmierci”

 

rzecz to trochę wstydliwa

być może nie nadawałem się

do niczego – byłem do niczego –

miałem dwie lewe ręce

do dziś piszę tylko ręką

ręką stawiam litery

oszczędzam na kropkach

 

moja ręka lewa

to mój anioł lewy

ten co nie wiedział

ten co odlatuje

 

moja ręka prawa

to tylko narzędzie pracy

służy do ocierania potu z czoła

pisania wierszy

 

na obrzeżach poezji

pod pokrywką śmierci

sentymentalnej

kipi życie i poezja

pełna smaku

dobrego i złego

 

wietrzeje sól ziemi

słowa

stają się bezdomne

 

Dokonało się. Właśnie żyjemy w świecie, w którym słowa stały się bezdomne. Ten wiersz Różewicza właściwie skończył wiek XX, wiek hekatomby i krwi, wiek hurtowego zabijania, przenosi nas jakby bezwiednie i bez naszego udziału w nowy, XXI wiek kolejnej hekatomby postępu technologicznego i szaleństwa cyfrowego wiodących do atomizacji i bezbrzeżnej samotności, które poczęły przerastać psychikę niemal każdego współczesnego człowieka. Spójrzmy na statystyki: morderstw, samobójstw, przestępstw czy szaleństwa jednostek jako stanów chorobowych. Liczby są jednoznaczne, a to dopiero początek.

Chyba po każdym „stworzeniu” twórca jest wymiatany na obrzeża: sztuki, wiersza, poezji, malarstwa, rzeźby czy poza nawias wszelkiej realności. W sam środek życia. W ten gąszcz zatracenia. Świat za oknem to coraz mniej przytulne czy przyjazne miejsce. Bez ducha i bez poezji. Czyli, kiedy piszemy, kiedy napiszemy i kiedy stajemy się wypluci na obrzeża poezji w sam środek chaosu czujemy się nadzy i brudni, tak brudni jak powinniśmy być czyści. I może nawet jak czyści jesteśmy, jedynie że ten świat brudzi nas mimo woli. Bezwiednie.

Życie nie jest snem wariata. Życie, kurwa, boli jak diabli, odziera nas ze złudzeń, świat przemija, zmienia się, przestajemy go poznawać, rozpoznawać, ludzie głupieją, wiotczeją intelektualnie, nie czytają, niczego już nie wiedzą, nie myślą, przestają czuć. Koszmar rozprzestrzenia się, i tylko blondynki i imbecyle udają, że jest cacy i cudownie, tak higienicznie i miło, jak pranie po środku zmiękczającym. Owszem, chemia: żywi, leczy, buduje. I unicestwia, już unicestwia.

Wszyscy już jesteśmy dziś niewiernymi Tomaszami, albo nawet gorzej. Folgujemy sobie wiarę, niewiarę, w zależności od zachcianki, w niezależności od myślenia, daleko od ateizmu Tadeusza Różewicza – skromnego, pokornego, dopuszczającego choć odmienny pogląd, ba, łaskę wiary i smutek niewiary. Słowem świat, który skonał. Dziś jest na odwrót. Mamy świat hedonisty, aby nie powiedzieć idioty. Świat, w którym wszyscy wygrywają wybory, choć tak naprawdę wszyscyśmy je przegrali pogrążając się w bałaganie, w marazmie, w chaosie i kłótniach wszystkich ze wszystkimi. Coraz mniej taki świat pojmuje, coraz dalej mi do niego, a coraz bliżej do obrzeży: poezji, świata i historii. Smutne to wszystko.

Wiersz Różewicza – zapewnie kompletnie dla dzisiejszej młodzieży niezrozumiały, ale czy tylko dla młodzieży, czy zinfantylniała dziś dorosłość taki wiersz choć cząstkowo jest w stanie pojąć ze swoich okopów merkantylnych czy hodowlanych? Czy władcy tego świata są go w stanie pojąć z swoich wieży z kości słoniowej, albo czy ubodzy tego świata ze swoich podziemi hulanek i swawoli, z perspektywy jarmarku i igrzysk, są w stanie choć nadążyć za Różewiczem wizjonerem?

Poezja?! Rzecz nieco wstydliwa, jedyna, co służy uświadomieniu śmierci, śmierci, której przecież nie ma. Wymazano ją z przestrzeni refleksji. Odsunięto ją do enklawy bojaźliwych albo zrzędliwych, przetransponowano ją w reinkarnacje albo inne przepoczwarzenia, byle tak nie straszyła swoim przyglebiającym memento mori

Słowa stały się bezdomne i o tym powinniście dziś napisać kochani poeci. O tym i o tej jakże dojmującej samotności człowieka na oceanie głupoty… tematy zarówno potężne, monumentalne, jak i mikro prywatne i intymne, jak Ocean, i jak Ocean burzliwe, aby kojąco je zrozumieć i odkodować, ku jakiejś znośnej przyszłości… ku Poezji właśnie, ku wszystkim obrzeżom, których doznajemy po napisaniu wiersza.

Andrzej Walter

 

 

Plakat

Tadeusz Zawadowski

 

Homer szukający bliskości

 

Dragan Jovanović Danilov to serbski krytyk sztuki, eseista, ale przede wszystkim poeta. Właśnie leży przede mną jego najnowszy tomik pt. Homer przedmieścia, który ukazał się w tym roku nakładem Wydawnictwa Ruthenus * Rafał Barski. Przekładu z serbskiego na polski dokonała niezmordowana tłumaczka i propagatorka literatury bałkańskiej w Polsce i na odwrót – Olga Lalić-Krowicka.

Już w pierwszych swoich wierszach Daniłov stwierdza, że dzisiejsza kultura, a w szczególności literatura, musi odwoływać się do przeszłości, która stanowi podwaliny tego, co tworzymy dzisiaj: ciągle od nowa wracają do naszych dni / starożytni nauczyciele, skąpi w słowach, / (...) / teraz w   waszych / niewypowiedzianych  słowach / szukamy echa. (Starożytni nauczyciele, s. 5). Również i nasze, dawno napisane wiersze powracają do nas echem chwil ich tworzenia: Odwiedzają nas nasze dawno temu wypowiadane słowa, / które co noc wynurzają się z ciemnej otchłani, / chcąc nas poślubić nami samymi. (słowa wypowiedziane dawno temu, s. 25). Trzeba być jednak niezwykle uważnym w tym co piszemy, bo po latach niektóre nasze wiersze mogą świadczyć przeciw nam samym. Daniłov uważa, że trzeba się zastanowić nad tym, czy czasem nie należy zniszczyć naszych pierwocin literackich, aby w przyszłości nie stały się one dowodami naszej słabości: Palę wiersze jak zakłamania, / (...) / aby nie było więcej śladów. (Palenie rękopisów, s. 6).

Poeta nie toleruje zakłamania i sztuczności dlatego w swoich wierszach bardzo często odwołuje się do natury, szukając w niej prostoty własnej twórczości: Nauczyciele, niczym róże, wyrastają z hummusu bałkańskiego. ( Pieśni są moimi płucami. 8 s.), czy: W mojej duszy jest wiele fal, / (...) / W ciemnym lesie nie ma innych tajemnic, / od tych, które falują w koronach drzew. / (...) / Kiedy pieśń przestaje / falować, następnie jest wymazywana. (Fale, s. 9). Fascynację poety przyrodą widać również w jakże urokliwym  początku wiersza Na targu w Herceg Novi (s. 10): Mimozy w rozkwicie wyszły / ze swoich zacienionych podwórek, / a teraz jaśnieją o poranku z niektórymi kobietami, / białymi i kwitnącymi jak Bagdad.

Daniłov nie lubi salonów, woli mroczne zaułki miasta, opuszczone doki, dworce, stragany z rupieciami, gdzie za fasadami pozornej szpetoty kryją się prawdziwi ludzie, bez sztuczności i zbędnych konwenansów. To właśnie oni są inspiracją dla jego wierszy: Ciała bezdomnych poległy na ławkach. / Z kruchego bufetu wychodzi łobuz i ma ponurą twarz, / jak koniak wpatruje się w zdumionych podróżników. / Cyganka, zbyt młoda, wyjęła z koszuli / pierś spiczastą jak gruszka... (Nasza agora, s. 14).

Dość częstym rekwizytem w tekstach Danilova jest lustro. Poeta nie tylko odnajduje w nim różne oblicza siebie samego ale również projekcje własnych wierszy, w których się przegląda i z którymi prowadzi długie egzystencjalne rozmowy. Czasem wystarcza sama jego obecność jako milczącego słuchacza: Lustro jest moim rozmówcą, / przerażająco cichym (Słowa wypowiedziane dawno temu, s. 25). Innym razem poeta ma wrażenie, że jego teksty w pewien sposób stają się ograniczane poprzez jego osobiste doświadczenia: W lustrze jest ktoś, kto jest zmuszony wyglądać jak ja. (Oczyszczanie się ze słów, s. 26).

Rozmowy z lustrem zdają się również świadczyć o swoistej samotności autora Homera przedmieścia: ...świat istnieje tylko w moim pokoju, / gdzie karmi się moja samotność / chleb mojej samotności (Klucz, s. 39). Poezja jednak musi żyć w innych ludziach, otwierać się na czytelnika i w nim się realizować: Nie jestem w sobie, ale w was / i czymś jeszcze dalszym. (Cienie, s. 56). Powinna ocalać, ale potrafi również zabić: Słowa wiersza, od którego można umrzeć, / są gałązkami, którymi podpalam / ogień pod chmurami. (Na tym kończy się przesłuchanie, s. 52), ale przecież: Tam, gdzie nie płonę, nie ma mnie. (Fiołki z przepaści, s. 53).

Danilov w swoich wierszach często odwołuje się do Boga, w którym widzi nie tylko Stwórcę, ale również kreatora ludzkich postaw. Człowiek reprezentuje to, co w nim jest najważniejsze, czyli dobro i wrażliwość: Jesteśmy sercami, które Bóg tworzy / w jego wymownym milczeniu. (Serce, s. 37). Nie mógłby on jednak funkcjonować bez otaczającej przyrody: Bóg musiał stworzyć wróbla siódmego dnia, / w święto, w niedzielę, uwolniony od światowego pośpiechu, / po zakończeniu pracy. (Wróbel w wiecznym śniegu, który nigdy się nie topi, s. 35).

W zbiorze znajdziemy też wiersze, w których autor pisze o członkach swojej rodziny: ojcu, córkach, babci. Szczególnie utkwił mi w pamięci piękny tekst poświęcony tej ostatniej: Żyłem w dużym plemieniu kobiet. / Najbardziej kochałem moją babcię, ponieważ / nigdy nie czytała Dantego: jest babcią, / właśnie robiła gibanicę i tyle jej / wystarczyło / (...) / Babcie są ważniejsze niż siedem cudów świata. / Babcie zamieniają tę ziemię w niebo. / Rozciągnięte nad nami jak namioty, to babcie / są nieśmiertelne. Tylko Bóg jest ponad babciami. (Babcie, s. 30).

Kobiety odegrały w życiu i twórczości Danilova olbrzymią rolę. Pisze o tym m.in. wierszu pt. Ciepły strach (s. 46): Moi przodkowie to kobiety / i ta świadomość zapada we mnie / jak kamień w studnię // Ukochana żona, tak samo jak matka, / nigdy nie jest wystarczająco blisko // Ciepły strach prowadzi mnie do niej. // z nią mam tę książkę, / a ona nosi ją jak dziecko.

Poeta poświęcił swojej partnerce wiele pełnych czułości wierszy, w których opisuje ich relacje oraz potrzebę  bliskości: Jesteśmy bliźniakami / (...) / tak łagodni i oddani sobie nawzajem. (Niech nasz uścisk nigdy nie dojrzeje, s. 40). Jest ona nie tylko jego kochanką, powierniczką ale również muzą, która inspiruje go do pisania: Ciepło dnia to twoja dłoń / na mojej klatce piersiowej. // Nie ma cieplejszych słów niż te / z oczu. // Słońce rozjaśnia pokój i twoje / palce piszą teraz mój wiersz. (Dar, s. 43).

Homer przedmieścia to zbiór wierszy o szerokim spectrum tematycznym, których motywem przewodnim jest stosunek autora do zagadnienia bliskości między ludźmi. I to zarówno tej fizycznej – między mężczyzną a kobietą, ale również – a może przede wszystkim – bliskości poprzez słowo. To ono jest niezmiernie ważne u Danilova; każde ma właściwą wagę i miejsce w wierszu. To słowa tworzą ścieżki prowadzące nas do świata jego poezji  i powodują, że nie chce się go opuścić. I nic dziwnego, bo niemal każdy wiersz z tego zbioru zmusza nas do głębokiej refleksji nad sensem naszego postępowania i wynikających z niego konsekwencji. Wskazuje, jak niemiernie ważna jest obecność drugiego człowieka, bez którego nasze życie wydaje się być bezcelowe.

To niezwykle ciekawa poezja, do lektury której gorąco zachęcam.

Tadeusz Zawadowski

____________________

Dragan Jovanović Danilov, Homer przedmieścia. Przekład z języka serbskiego: Olga Lalić-Krowicka. Wydawnictwo Rutheus * Rafał Barski, Krosno 2023.

 

 

Plakat

 

 

Plakat

 

 

Plakat

Ewa Radomska

 

Poezja bliskim słowem pisana

 

Tomik poezji Dragana Jovanowica Danilova pt.: „Homer przedmieścia” przysłała mi Olga Lalic-Krowicka, poetka, tłumaczka literatury serbskiej na polski i polskiej na serbski, na co dzień mieszkająca w Dukli na Podkarpaciu. Tomik wydało wydawnictwo „Ruthenus. Rafał Barski Krosno”. Wiersze z serbskiego na polski tłumaczyła Olga Lalić-Krowicka.

Zawsze zaczynam tomik poezji od kartkowania stron i zatrzymywaniu wzroku na przypadkowych wersach, to tu, to tam, bo już po nich widzę czy chwyci mnie za serce i spowoduje iż z głodną niecierpliwością otworzę pierwszą stronę i oddam się tomikowi w całości...

A potem kiedy już wiersze zaczynają układać się w nastrój, wyłania się z nich chwila zatrzymująca byt nasz powszedni, pojawia się tęsknota za czymś, co było, ale też tym, co może kiedyś będzie. Zaczynam szukać słów, które szczególnie będą wyrażały to, co sama czuję, ale do tej pory nie umiałam ich tak sformułować, aby oddały mi moją prawdę. I jeśli takie słowa znajduję lub kilka splecionych w warkocz  mojej wewnętrznej prawdy, wtedy poezja autora staje mi się tak bliska, jakbym  była w swoim domu, do którego zaprosiło mnie jego natchnienie.

Już od pierwszego wiersza w tomiku pt: „Starożytni nauczyciele” czuję swój dom. Bo przecież starożytność to moje uwielbienie tego czystego źródła, z którego wszystko wyszło i trwa nie przerwanie.

 

Starożytni nauczyciele

 

Ciągle od nowa wracają do naszych dni

starożytni nauczyciele, skąpi w słowach,

trochę zmęczeni ciężką pracą, którą

należy uznać, zrobić.

Obdarzeni darami,

godnymi bogami,

 o zmierzchu mijają agorę

lub spacerują brzegiem,

z dala od marnotrawnej

rozrywki ludzkości

i hałaśliwych pijaków

ze śmierdzących tawern.

 

Nasi starożytni nauczyciele,

starzy prorocy, świadkowie

przyszłości, żyliśmy

w bardziej niejasnej epoce

snów; teraz w waszych

niewypowiedzianych słowach

szukamy echa.

 

Ponieważ wszystko staje się jasne,

gdy się patrzy

na sam rezultat: nigdzie

nas nie będzie bez was,

nasi starożytni nauczyciele.

I znowu poniesiemy porażkę,

Jeśli nie zniszczymy waszych

wielkich królestw.

 

Kilka wierszy dalej znalazłam to, co mogłabym powiedzieć o sobie, ale nie potrafiłam tak dobrać słów.

Oto fragment wiersza pt. „Koncert dla nikogo”, którego tytuł to już zapowiedź moich myśli:

 

W każdym razie nie jestem kimś,

kto kiedykolwiek wiedział, jak się zrelaksować.

W dość zwyczajne dni panował strach

jako mój jedyny majątek ruchomy i nieruchomy (...)

 

Daniłov łączy delikatne, osobiste przeżycia, jak w wierszach poświęconych córkom Isabeli i Sofii, ojcu, babci, wspomnieniom z dzieciństwa, kobietom, ciału, przemyśleniom swoje wrażliwej poetyckiej duszy z troską o przyszły kształt świata, który jest w rękach dzieci, polityków i... poezji. Ale jakże pełna niepokoju jest ta troska, bo zanim wykuje się z niej prawdziwa wartość  musi przejść przez swoje piekło.

Oto fragment wiersza pełnego goryczy i rozpaczy, bo dotyczy tych, którzy są najsłabsi, a zaczynają wymykać się nam, nie umiemy już zapanować nad ich dzieciństwem, ujarzmić złe demony:

 

Nasze dzieci

 

Nasze dzieci są bez oczu.

Nasze dzieci zdziczały

I mogą robić co chcą.

Nasze dzieci już nas nie traktują

na poważnie.

Nasze dzieci nie mogą znieść proroków.

Nasze dzieci są doskonale zsocjalizowane –

ewentualnie mamy jednego lub dwóch przyjaciół,

A nasze dzieci w sieci mają ich tysiące.

Nasze dzieci nie są świadome, że walizki

Kiedyś noszono w dłoni.

Nasze dzieci są naszym nie rozumem, który nas usprawiedliwia.

Nasze nieletnie dzieci bardzo się martwią

O przyszłość swoich rodziców.

Nasze dzieci myślą, że rodzice nie są ludźmi.

Nasze dzieci żyją pod ziemią i swoją

Dziczą rządzą światem...

 

Podobnie odnosi się do poezji przyszłości w wierszu „Młodzi, wściekli poeci”:

 

Najważniejsze jest to co pozostaje po uczcie!

Mniej więcej co pięć do sześciu lat

Na scenie pojawia się nowe pokolenie młodych ludzi,

gniewni poeci gotowi zmienić świat....

I rzeczywiście, słusznie się gniewają; tyle całej tej

nieznośniej poetyckiej zgnilizny wokół;

tyle brudnego sentymentalizmu, który

powoduje gniew; demony folkloru, które powinno się

przebić kołkiem głogu...

 

I konkluduje:

 

I tylko dopiero jeden z nich / ten, który został upokorzony przed

ciemnym lustrem w sobie / jak starożytny egipski

skarabeusz w bursztynie przedłuża swoją żywotność.

 

Ale oto i jest śmierć, która jest nieodłącznym elementem życia.

 

Kaniony

Starość przychodzi, gdy zaczynamy żyć ze śmiercią

Jak z wiosną. Nie trzeba być uczonym

encyklopedystą, aby wiedzieć, że rzeczywistość nie może być

oszukana. (...)

 

Dragan Jovanovic Danilov urodził się w 1960 roku w  Pożedze (Serbia), studiował w Belgradzie historię sztuki, wydał wiele tomików wierszy.

Dziękuje Oldze Lalić-Krowickiej za przysłanie mi tego tomiku.  Była to poetycka uczta, odnalazłam w niej swoje  myśli, kłaniam się z szacunkiem i uznaniem Poecie!

Ewa Radomska

 

 

Plakat

Jerzy Stasiewicz

 

Spotykać ludzi dobrych i wartościowych

 

Ofiarowane prawdzie

tej zapomnianej...

Piotr Horzyk

 

– Wierz mi Jurku, to moja ostatnia, podsumowująca książka. Trochę wybór wierszy, trochę rozważanie nad minionym, trochę o ludziach spotkanych w drodze, a trochę...

Tu zawiesiła głos. Rozmowa miała miejsce w kawiarence artystycznej Klahra. Dodam dla ścisłości; kamienica „Zur Kornecke”, dom Michaela Klahra Starszego, urodzonego w 1693 roku w Bielicach, a zmarłego 9 marca 1742 roku w Lądku Zdroju – niemieckiego rzeźbiarza, przedstawiciela baroku. Ponoć jego talent odkryli jezuici. Według legendy rektor kłodzkiego konwiktu spotkał chłopca rzeźbiącego figurki do bożonarodzeniowej szopki. Rozpoznał w nim drzemiący dar Boga i po rozmowie z rodzicami zabrał do szkoły prowadzonej przez zakon w Kłodzku. Tu mały Michael pobierał nauki ogólne i uczył się teorii rzeźby. Sprowadzony przez jezuitów Karl Sebastian Flacker, architekt z Wiednia, został mistrzem młodego rzeźbiarza. Prawdopodobnie pod jego kuratelą studiował dalej. Po ożenku z Katarzyną Mühlan nabył ową narożną kamienicę, założył warsztat, szybko pnąc się po szczeblach drabiny społecznej.

Rozmowa trwała naprawdę chwikę... przed rozpoczęciem Lądeckiej Nocy Poetów (23.06.2023), zwołanej spontanicznie przez jej wieloletniego organizatora: malarza, poetę i krytyka literackiego Zbyszka Ikonę Kresowatego pod naciskiem poetów ze wszystkich zakątków Polski. Spragnionych – w czas pandemii i walki Kresowatego z cichym mordercą o swoją Muzę Grażynę. Teraz pod skrzydłami Grażyny idącej tunelem dalekiego światła!

Ale czy można wierzyć poetce świętującej za parę miesięcy... dopiero... 91 lat? (rocznik 1932). Nie raz zarzekała się, że to ostatnia publikacja, a spod pióra wychodziły kolejne – dojrzałe jak leciwe wino – wartościowe utwory. Wzbogacając tak już pokaźny dorobek, osnuty na doświadczeniu życiowym i dystansie do świata, mającej niesamowite szczęście do czytelników, czego przykładem – są świadkowie – pierwszy egzemplarz omawianego tomu poszedł za podwójną cenę. Więc jest zapotrzebowanie na słowo Danieli Długosz-Pency. (...) jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają..., tak Słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocnie zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni swego posłannictwa” (Iz 55, 10-11).

Idąc do... to pełna wolności wędrówka bohaterki, narratora i autorki w jednym, po zakamarkach własnej pamięci. Z uczciwym rozliczeniem czasu „nader obfitego życia” w pierwszych wersach rozdziału; „Idę – to znaczy, gdzie?”: „Całe życie idę do celu. Czy go osiągnęłam? Chyba tak, bo to, gdzie i po co szłam, zawsze się spełniało. Teraz mam poczucie zatrzymania się przed próbą przekroczenia legendarnego Rubikonu. Myślę, że każdego to czeka, więc zaczynam analizować”. ...wolność moja może naprawdę uzyskać ostatecznie potwierdzeniem jedynie wtedy, gdy skojarzy się z moim przeznaczeniem osobistym, nie czyniąc żadnych prób wzniesienia się ponad nie. Z drugiej jednak strony przeznaczenie to wykuwa się i pogłębia jedynie pod warunkiem, że otworzy się dla innych. Powiada Gabriel Marcel (Od sprzeciwu do wezwania, s. 45).

Najważniejszy był człowiek. W smudze wspomnień spotykamy raz jeszcze ludzi regionu prudnickiego, mających ogromny wpływ na życie Danieli Długosz-Pency. Jej rozwój duchowo-artystyczny... Tu wymienić trzeba: Antoniego Weigta; redaktora „Głosu Włókniarza”, którego młoda nauczycielka przybyła z Gór Świętokrzyskich – wędrowiec, ciekawa świata, Borgesowska konstatacja – „wszyscy jesteśmy Grekami na wygnaniu” – początkiem lat 70. XX wieku. Tak opisuje w 2008 roku w roczniku „Ziemia Prudnicka”: „Był człowiekiem skromnym, życzliwym, wrażliwym, budził zaufanie. Miał dar wyczuwania ludzi, ich zainteresowań i pewnie dlatego zachęcił mnie do współpracy z redakcją w promowaniu różnych talentów. Był to przecież czas Plastykalii, a więc krąg ciekawych artystów, jak: Jurek Góra, Tadek Weigt, Albert Strzewiczek, Krystyna i Henryk Sobczakowie, Franek Kauca, Walenty Stec, Tadeusz Soroczyński (poezja poety z Prężynki wyszła poza opłotki Opolszczyzny*), Anna Wyrwisz i inni. (...) On też zaznaczył w środowisku mój debiut literacko-poetycki w „Krajobrazach”, dodatku do „GW” poświęconym w całości Studium Wychowawczyń Przedszkoli 1 stycznia 1977 roku. (...) Odkąd go pamiętam, był zawsze pogodny, życzliwy, wyciszony, nawet gdy miał wiele pracy, problemów zawodowych, współpracy z władzami, bo też warunki były różne. (Czasy rozdzielczo nakazowe*)  Miał w tym wszystkim czas dla ludzi, także tych z ulicy, którzy przychodzili ze skargami, prośbami o interwencję – on słuchał, pisał i był nadzieją. Wiele osób miało potrzebę bycia z nim, rozmowy. (...) Podziwiałam jego kulturę bycia, wrażliwość na dokonania artystyczne, wydarzenia społeczne, wszak był dziennikarzem i historykiem z zamiłowania. Jakoś trudno pisać o Antonim, że był.

Plakat

Przenosząc się w świat liryki poetki: stanów, obrazów i przejścia na niewidzialną stronę rzeczywistości zacytować trzeba kolejne pokolenie twórcze – wychowankowie Danieli – mieszkające w cieniu Wieży Woka. Poezję mentorki widzą tak:

Zofia Kulig: W przeglądanych obrazach lirycznych odnajduję kogoś, kto w oceanie rzeczywistości znalazł właściwy nurt i doskonale wie, dokąd zmierza.

Alina Barbara Nowak: Obcując z wierszami Danieli Długosz-Pency od wielu lat, mam wrażenie, że umie ona cierpieć, dyscyplinując emocjonalność poprzez poezję, werbalizację źródeł cierpienia, a jednocześnie nazywanie jego sensów.

Krakowska redaktor Anna Kajtochowa w eseju „Sztuka myślenia i doświadczenie” zauważa: W swojej codzienności pogłębia ona wiarę, „wadząc się z Bogiem”, rozważa swój stosunek do cnót chrześcijańskich: „wobec miłości bywa niecierpliwa”, „tylko nadzieja rozpala jej wyobraźnię.” Z nadziei wznosi „Wieżę Babel – z doświadczenia lat”.

Jadwiga Szyszka: Każdy z wierszy zawiera filozoficzną treść, dla której ważny jest wers, a nawet pojedyncze słowo – przykuwa uwagę i zastanawia.

Z mojej wypowiedzi pomieszczono taki cytat: Trzeba długiego życia wypełnionego: nauką, pracą, bezinteresowną pomocą, bólem. Próbą zrozumienia „dlaczego ja”. Pomogła w tym wszystkim poezja z jej transcedentalnym działaniem.

Jest i w książce „Biogram nieklasyczny, czyli rzecz o przesuwaniu granic” pióra Grażyny Jaślar. Delikatnie i z ogromną wiedzą tnący na etapy życiorys wybitnej postaci jej uduchowienie i zaangażowanie społeczne. Z miejscami upamiętnienia i biografią.

Kadry przeszłości i imaginacja przyszłości to bezspornie u poetki proces teraźniejszego doświadczenia: Rozmawiałam dziś jeszcze / z polami sadami / i owocami / słuchały mnie / (...) / Widziałam w podróży / czyjeś oczy usta / I gesty / zostały tory.

Zostawiamy za sobą ślady / dziecięcych stóp i dużych butów, / a czas i przeznaczenie rozmywa wszystko, / także ślad odciśnięty na powierzchni ziemi. / Szmer piasku, plusk wody – / to na pewno zostanie.

Pamięć i pragnienie widzenia/zobaczenia rzeczy minionych, ich powtórne przeżycie to istota katharsis, pozwalająca wypalić się z próżnych nadziei i aprobować realia. W poezji Danieli może...? oznaczać śmierć. Jednak poprzez zwrot Chronosa – źródło wszechrzeczy – uchwycimy drobiny wieczności.

Takimi drobinkami są/mogą być podróże – ciekawość człowieka, co znajduje się za górą – te dalekie do: Chin, Izraela, Egiptu, Włoch, Cypru, Turcji, Ukrainy – jeszcze jako republiki Związku Radzieckiego. A po latach spojrzenie na dramat wojny u wschodniego sąsiada. I odniesienie do własnych przeżyć z dzieciństwa. Zachwyt zabytkami: egipskim Sfinksem, stambulską Hagia Sophia, ale i bliskimi – zamkami i pałacami Euroregionu Pradziad. Kafejkami śląskich miasteczek. Ludźmi. To emanuje z tomu Idąc do..., z rzadko spotykaną tak trafną selekcją wierszy, z jedenastu książek. Posiadanie tej publikacji to kompendium wiedzy o poetce z Prudnika, ale i wyraz szacunku za Jej dokonania.

Jerzy Stasiewicz

____________________

Daniela Długosz-Penca, Idąc do...  Prudnik 2023, s. 140.

* Przypisy: J.S.

 

 

Plakat