Andrzej Walter
Obrzydliwa strona literatury
Jak pisał Józef Mackiewicz tylko prawda jest ciekawa. A jaka jest prawda o polskim środowisku literackim? Otóż jest to prawda dalece złożona, wielowątkowa, wieloznaczna i skomplikowana, lustrzane odbicie zagmatwania czasów i ambicji z ich ducha powstałych. Nakładają się na to atawizmy i uwarunkowania stałe, rzekłbym odwieczne oraz bardzo zawiłe relacje międzyludzkie nacechowane manią wielkości jak przystało na zbiorowisko artystów i indywiduów wszelakich. Wszystko to razem mogłoby być inspirujące, ciekawe i jakby zwyczajne, gdyby nie pewni nader bezczelni przedstawiciele gatunku, którzy jak taran niszczą wszystko (i wszystkich) którzy nie daj Bóg staną im na drodze do kariery, sławy i właściwych im zaszczytów.
(Oczywiście wedle ich, bezkrytycznego punktu widzenia)
Są to ludzie, którzy nie cofają się przed niczym. Zdolni sami wnioskować o nagrody, medale, odznaczenia, wyróżnienia, zdolni w tym celu, podkopywać, przekupywać, podszywać się i robić wszystko, aby dostać to, czego w danym momencie chcieli. Pal sześć twórczość, jej meritum, jej odbiór i percepcję, pal sześć pewnego rodzaju nieuchronne obrzydzenie społecznie ludzi, którzy choćby przez przypadek na to patrzą, mieli okazję w tym uczestniczyć, albo dotknęło ich to jakoś osobiście. Niesmak jest prywatny, kuluarowy i zamieciony pod dywan. Ta obrzydliwość jest nieodzownym elementem środowisk twórczych, jak wmawiano mi wielokrotnie, ale ja jak zwykle odważę się o tym napisać, to napiętnować, spojrzeć na to z właściwą pogardą, gdyż tylko pogarda jest w stanie właściwie odpowiedzieć na tego typu praktyki.
Zatrważająca jest w środowisku literackim skala tego zjawiska. Ja wyżej opisałem jedynie najjaskrawsze przypadki, ale jest cały sztab modyfikujących tę ohydę do drobniejszych wydarzeń, w których zawiść z podłożeniem nogi to pewnego rodzaju norma. Równie obrzydliwa.
Jak z tym walczyć? Możemy jedynie w akcie niezgody i oburzenia o tym, tak jak tu i teraz, po prostu napisać. Bez faktów, nazwisk i konkretnych przypadków. Ich bezwstyd i tak został już bardzo dawno i skutecznie wyhodowany i ma się świetnie. Nie przejmują się. Biogramy puchną, wymierne korzyści się u stóp ścielą, a połowiczni grafomani są podbudowani kolejnym sukcesem, za cenę braku sumienia. Za cenę szyderczych spojrzeń i ciszy w eterze.
Owa cisza jest największym zabójstwem literatury w jej środowiskowej odsłonie. Zapytam co przeważa. Coraz lepsza twórczość, coraz ciekawsze książki, ciekawsi autorzy, czy coraz więcej szumowin wpuszczonych na literackie salony, których wątpliwy autorament psuje i tak już nadszarpnięty upadkiem czytelnictwa wizerunek pisarza, literata – słowem prozaika czy poety.
Przypomina mi to niemal Koreę Północną (rezerwat cieni) i styl sprawowania rządów przez tamtejszego kacyka. Oprócz siły i biczyka stosuje bogato rozwiniętą logistycznie sieć organizacji rozdawnictwa upominków dla niesłychanej ilości wtajemniczonych pomniejszych kacyków. I jakoś się kręci. Patologia mnoży kolejne jaskrawe patologie i tą metodą tworzy się całe sieci uzależnień, wzajemnych zobowiązań, koniecznych odwdzięczeń i nawiązek, które krążą w przestrzeni poliszynela utrwalając chory system, ucisk najsłabszych i najmniej mogących. Śmierć frajerom, nieprawda?
Te wyżej przywołane refleksje są też zaczerpnięte ni mniej ni więcej również z poletka naszego życia literackiego. Na takich zasadach odbywa się ta najobrzydliwsza jego odsłona. Odsłona, którą toczy nowotwór słabej twórczości wynoszonej na piedestały nagród, wyróżnień i pochwał. Potem jest takie coś konfrontowane z czytelnikiem i zaczynają się schody. Nie są to schody do nieba. To raczej skocznia (już nie schody) do piekła, ale przecież nikt nikogo za rękę nie złapał, nikt niczego nie udowodni, o niczym konkretnie nie napisze i puszą się te pawie na literackich salonach, stroszą te swoje pożal się boże piórka i gulgoczą radośnie, a my się temu przyglądamy, klaszczemy, pogardę i niesmak chowając głęboko w sercach, które bodaj biją coraz słabiej.
Tylko prawda jest ciekawa. Piszę bowiem ten tekst ku przestrodze. Te metody mają krótkie nogi, mają krótki żywot, błyszczą nietrwale. Ich efektem jest takie samo zapomnienie o pół–grafomanie jak i o mistrzu. Historia wyławia tylko, co to jest jej w danym momencie potrzebne. Ci megalomani uważają, że ich wyłowi, wierzą w to, gdyż „będą wtedy pod ręką”... Będą? Albo i nie będą. Pożyjemy, zobaczymy. Gówniane teksty umierają jednak zawsze śmiercią naturalną, tak jak i niegodne uczynki, które wypieramy naturą ludzką ze świadomości. Czasami mnie ponosi, aby wymienić kilku herosów z imienia i nazwiska, ale zawsze sobie wtedy mówię – oni i tak przegrają. Nie będzie o nich pamięci. Prawda się obroni. Zło przegra. Obrzydliwość zniknie i wygaśnie, ale czy na pewno?
Będę pisał dopóki wciąż w to będę wierzył, a teraz zamierzam jednak odpocząć. Po każdej burzy ponoć znowu świeci słońce. Pamiętajmy o tym. Te kreatury, choćby zbudowały sobie wieże z kości słoniowej nie staną się wieszczami, nie będą nigdy żadnym wzorcem, żadnym punktem odniesienia. Będą pośmiewiskiem, miernotami z miernot wydłubanymi, a ich spuchnięte CV ukryją się w całej tej stercie zbliżonych wypocin, które nikogo dziś nie interesują, a już najmniej czytelnika. On powie swoją prawdę jak zawsze. Tę najprostszą. Książka jest dla niego ciekawa, albo marna. Głosuje czytaniem... i polecaniem innym. Trzeciej drogi nie ma i nie będzie. Uzurpatorzy literaccy są żałośni.
Andrzej Walter
Fot. w tekście : Andrzej Dębkowski
Danuta Romana Słowik
Nocne poetów spotkanie...
W niedzielę, 15 sierpnia 2022 roku, na terenie Ogrodu Różanego „Różanka” w Szczecinie działy się niecodzienne czary. Gdy Słońce skryło się za horyzontem, wśród róż zaczęły pojawiać się różne nocne marki. Cicho z mroku wyłaniały się Sówki, Koty, Czarodziejka z różdżką, Dama z koronkową parasolką, Gość z Krainy Deszczowców a wraz z nim Cyborg ze świecącym okiem, Kobieta z pistoletem, zjawy w błyskających kapeluszach i nawet Juliusz Cezar. Z każdej strony różanego ogrodu kierowały się pod pergolę, tam, gdzie pod osłoną nocy skryły się WIERSZE – ICH WIERSZE! Przyszli, by osobiście pożegnać Wystawę zatytułowaną „Jak dobrze, że jest wiersz”, tradycyjnie zorganizowaną przez Związek Literatów Polskich Oddział w Szczecinie. Na finisaż – nawiązujący do uroczystego wernisażu z dnia 9 lipca 2022 – przybyli poeci ze szczecińskiego Oddziału ZLP, autorzy licznych strof (chociaż pod osłoną nocy i wymyślnych strojów niełatwo było ich rozpoznać!) Ustalono jednak, że tajemnicze nocne marki, to: Leszek Dembek, Aneta Gawriłow, Anna Jakubczak, Edyta Rauhut, Danuta Romana Słowik, Magdalena Sowińska, oraz sympatycy – Adrianna Rauhut, Waldemar Wasilewski, Janusz Słowik, Szymon Sowiński i ci, którzy w cieniu nocy pozostali anonimowi... Rozbłysły przyniesione przez nich kaganki, lampiony, lampy naftowe, zapałki i można było rozpocząć, nocną sesję zdjęciową.
Wybrzmiały słowa Józefa Czechowicza odczytane przez Leszka Dembka (a może Gościa z Krainy Deszczowców?)
O poezji i poecie (fragmenty)
Gdy poeta powie światu „tak”, to ktoś jest winny:
Poeta albo świat
Bo tym jest poezja: jeśli lotem, to pod wiatr, jeśli żeglugą – to pod prąd, jeśli marszem – to na przekór.
Gdy poeta powie światu „tak”, jest winny. Być poetą – znaczy mówić światu „nie”.
Bo tylko to jest poezją: nieustające szukanie. Bo szukając – trzeba mijać odnalezione. Odnalezione nigdy nie jest poezją. Jest naśladownictwem.
Niech się strzeże poeta, który powie światu „tak”.
Niech się strzeże świat tego poety...
...Szukając zatem nieustająco, wyłaniano promieniem migotliwego światła wiersz po wierszu – przemówiła POEZJA. Z zakamarków różanej pergoli, w ciepłą noc, popłynęły wersy. Dookoła roznosił się zapach róż i magia słowa.
Tegoroczne pożegnanie wierszy w szczecińskiej „Różance” trwało do późnej nocy, aż pozostało tylko dwoje wytrwałych, pogrążonych w książkach – Cyborg i Gość z Krainy Deszczowców, a nad nim („deszczową postacią”), o dziwo! zjawiskowy blask, magia światła, najwyższe światło Idei[1]. Spotkał Platona, z którym nie widział się ponad dwa tysiące lat?[2] (czy ktoś wie, kim oni byli naprawdę?)...
Ta wyjątkowa noc trwałaby z pewnością do białego rana, gdyby nie łzy rozstania, które ulewnym deszczem spłynęły na ogród i nocne marki rozpłynęły się w ciemności tak samo tajemniczo, jak się pojawiły...
Były tu, czy to tylko letni sen? Na pewno powrócą pod różaną pergolę w następnym roku, bo przecież – „Jak dobrze, że jest wiersz”.
Danuta Romana Słowik
Fotografia w tekście: Janusz Słowik
___________________
[1] Platon – Państwo „Celem jest najwyższe światło Idei”.
[2] Parafraza wiersza „Platon” – Leszek Dembek, „Świat niezatrzymany”.
Danuta Sepuco
Literaci objawiają wojnę
Wierzymy w słowo, które jest / najsilniejszą i najinteligentniejszą bronią (...) – tak rozpoczyna się „Antywojenny Manifest Literatów”, tekst wyrażający sprzeciw wobec pojawiającego się niebezpieczeństwa wojny, tekst gloryfikujący siłę komunikatów werbalnych.
Pomysłodawcą Manifestu jest Leszek Dembek, literat, prezes szczecińskiego oddziału Związku Literatów Polskich. Apel stworzyli członkowie organizacji i jej przyjaciele. Z inicjatywy Leszka Dembka, w marcu, miesiąc po napaści Rosji na Ukrainę, twórcy zorganizowali publiczne czytanie wierszy o tematyce antywojennej. W ogrodzie Szczecińskiego Inkubatora Kultury wybrzmiewały utwory prezentowane przez samych autorów oraz wiersze innych twórców, odczytany został tekst Manifestu. Literaci w ten sposób wyrazili swój sprzeciw wobec agresji, przemocy, wobec eksterminacji. Tym recytacjom przysłuchiwali się amatorzy kameny, a także spontanicznie dołączający przechodnie. Przerwy między wierszami wypełniały piosenki w wykonaniu Anny Święcickiej przy akompaniamencie gitarowym Sławomira Święcickiego. Swój sprzeciw wobec złu także demonstrowali w swoich obrazach malarze Stowarzyszenia Artystycznego Integracji Europejskiej SAIE oraz Zachodniopomorskiego Stowarzyszenia Twórców Kultury.
To spotkanie było jednocześnie inauguracją VII Szczecińskiej Wiosny Poezji, którą w tym roku opatrzono hasłem Przeciwko wojnie. Nieodłącznym elementem Wiosny jest Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. Józefa Bursewicza i to wydarzenie wykorzystano do propagowania sprzeciwu wobec napaści zbrojnych – ogłoszono edycję „O Antywojenną Złotą Metaforę”. Na Konkurs zgłosiło się 86 uczestników z Polski, Niemiec i Holandii, łącznie zaproponowali 258 utworów.
Ta wojna miesza stany skupienia / ziemia zamienia się w gaz w dym / płonie w burzy fosforu / sucha ziemia sucha jak kość (...) mówi w swoim wierszu „Pomieszanie stanów” Małgorzata Borzeszkowska z Lęborka, laureatka pierwszego miejsca. Ewa Jowik z Łaz, zdobywczyni drugiego miejsca, skierowała pytania do kobiet przygotowujących do życia swoje dzieci: Powiedz, jakżeś matko wychowała syna, / że zabija dzieci, że strzela do kobiet, / że kroki kieruje gdzie obca kraina, / że szpital dla niego, to jest wrogi obiekt (...) („Powiedz, matko”). Gdy w Buczy huczy, / Śmierć nowego tańca się uczy. / Poznała już różne style i odmiany: / taniec po trupach, na zgliszczach i „zabijany”. (...) przedstawiła „Danse macabre” Agata Marzec z Radzikowa, zdobywczyni wyróżnienia.
Te wiersze i wszystkie inne nagrodzone znalazły się w Almanachu pokonkursowym. „Autorzy i autorki nie tylko podejmują zadanie wyrażenia doświadczeń ofiar, ocalałych oraz świadków, lecz także trud diagnozy rzeczywistości, sytuując ją w szerokim kontekście, rozpatrując kwestie świadomości historycznej, identyfikacji narodowej, stereotypów, odradzających się nacjonalizmów” podkreśliła dr Ewa Szczepan, pracownik naukowy Uniwersytetu Szczecińskiego, w swojej recenzji. Tegoroczny Almanach to lektura niełatwa, wywołująca niepokój, zadumę, refleksję, łzy...
Corocznie na finał Wiosny Poezji oddział szczeciński ZLP przygotowuje koncert słowno-muzyczny, na który zaprasza do Ogrodu Różanego „Różanka”. Przez dwa poprzednie lata, z powodu pandemii koronawirusa, koncerty były nagrywane w pomieszczeniach, a materiał filmowy zamieszczono na stronie internetowej organizacji. W tym roku zakończenie Wiosny znowu odbyło się na „Różance”. Imprezę rozpoczęło ogłoszenie wyników Konkursu i wręczenie nagród laureatom. Część artystyczną wypełniały recytacje wierszy nagrodzonych autorów w interpretacji Krystyny Maksymowicz, aktorki Teatru Współczesnego w Szczecinie, i Jana Kamińskiego, studenta ZUT. Poezję przeplatały utwory muzyczne Richarda Galliano, Astora Piazzolli, Francka Angelisa, Viacheslawa Semionova w wykonaniu kwartetu instrumentalnego: Michał Dąbrowski (akordeon), Michalina Czajkowska (wiolonczela), Alicja Stangreciak (skrzypce) i Patryk Dżaman (gitara klasyczna). Koncert poprowadził Przemysław Walich, aktor Teatru Współczesnego, a całość wyreżyserował według własnego scenariusza Zenon Lach. Imprezie towarzyszyła prezentacja prac plastycznych członków Stowarzyszenia Artystycznego Integracji Europejskiej SAIE, Zachodniopomorskiego Stowarzyszenia Twórców Kultury oraz plenerowa wystawa wierszy poetów szczecińskich zatytułowana „...jak dobrze, że jest wiersz”.
Leszek Dembek, zamykając koncert odwołał się do treści Manifestu:
Niech nasze słowa zapłoną ogniem / gorętszym niż wybuch bomby / termobarycznej! / Nasz głos jest słabszy od eksplozji pocisków, / ale wierzymy, że może być skuteczny. (...) Niech Słowo nas nie zawiedzie! / Niech stanie się nieustraszonym OBROŃCĄ POKOJU!
Danuta Sepuco
Fotografie w tekście: Janusz Słowik
IV edycja konkursu
Konkurs Poetycki im. Zbigniewa Jerzyny
Organizatorem „Konkursu Poetyckiego im. Zbigniewa Jerzyny” (zwanego dalej Konkursem) jest: Służewski Dom Kultury.
Cele konkursu: a) pobudzenie wrażliwości poetyckiej, b) odkrywanie talentów, c) promocja wartościowej twórczości, d) inspirowanie poezją Zbigniewa Jerzyny.
Nad przebiegiem konkursu czuwa Jury pod przewodnictwem Ernesta Brylla w składzie: Sylwia Chutnik, Michał Zabłocki.
W Konkursie mogą uczestniczyć osoby, które w dniu zgłoszenia ukończyły 13. rok życia.
Warunkiem uczestnictwa w Konkursie jest wypełnienie formularza rejestracyjnego oraz zaakceptowanie postanowień niniejszego regulaminu.
Formularz rejestracyjny dostępny jest na stronie www.sdk.waw.pl.
Wypełniony formularz należy przesłać Organizatorom za pośrednictwem poczty elektronicznej na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.. Można go również przekazać pocztą tradycyjną na adres Służewskiego Domu Kultury (ul. J. S. Bacha 15, 02-743 Warszawa).
Warunkiem udziału w Konkursie Poetyckim jest nadesłanie wydrukowanych egzemplarzy - zestawu zawierającego od 1 do 3 wierszy.
Nadesłane utwory poetyckie powinny być napisane wyłącznie w języku polskim.
Organizatorzy nie ograniczają tematyki i formy wierszy.
W konkursie nie mogą brać udziału utwory wcześniej publikowane lub nagradzane.
Każdy wiersz powinien być nadesłany w czterech egzemplarzach. Zestawy winny być opatrzone godłem słownym (pseudonimem). Do zestawu należy dołączyć zaklejoną kopertę, opisaną takim samym godłem, w której należy umieścić dane osobowe (imię i nazwisko, adres, nr telefonu, e-mail) na załączonym do niniejszego regulaminu formularzu.
Zestawy wierszy należy nadsyłać na adres: Służewski Dom Kultury, ul. Bacha 15, 02-743 Warszawa, z dopiskiem: „Konkurs Poetycki im. Zbigniewa Jerzyny”.
Prace niespełniające powyższych wymogów nie będą rozpatrywane.
Organizator nie zwraca nadesłanych prac.
Nagrodzonych laureatów Organizator zaprosi do występu podczas Gali konkursu.
Udział w konkursie jest bezpłatny. Organizatorzy nie zwracają kosztów dojazdu.
Prace konkursowe należy nadsyłać do 12 października 2022 r. (decyduje data stempla pocztowego).
Ogłoszenie wyników i wręczenie nagród nastąpi w dniu 26 listopada 2022 r.
O wynikach konkursu i dokładnym terminie wręczenia nagród Organizator powiadomi laureatów mailem lub telefonicznie.
Protokół z posiedzenia Jury zostanie opublikowany na stronie Organizatora: www.sdk.waw.pl oraz profilach na Facebooku (profil SDK oraz Zbigniewa Jerzyny) po rozstrzygnięciu konkursu.
Prace konkursowe oceni Jury powołane przez Organizatora.
Laureaci konkursu poetyckiego otrzymają nagrody pieniężne: I nagroda – 3 tys. zł; II nagroda – 2 tys. zł; III nagroda – 1 tys. zł.
O podziale nagród decyduje wyłącznie Jury. Decyzja Jury jest w tym względzie niepodważalna.
Odbiór nagród możliwy jest wyłącznie podczas imprezy finałowej. W innym przypadku nagroda przechodzi na rzecz następnej edycji konkursu.
Dodatkowe informacje na temat konkursu uzyskać można pod numerem tel. 22 843-91-01 lub mailowo: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..
Organizator zastrzega sobie prawo do utrwalenia, przetwarzania i publikacji wizerunku uczestników konkursu, utrwalonych na fotografiach oraz filmach na potrzeby dokumentacji wydarzenia, promocji działań własnych Organizatora na podstawie przepisów art. 81 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych na wszystkich polach eksploatacji w tym także wykorzystywać materiały w celach promocyjnych.
Za udostępnienie wizerunku uczestnikom wydarzenia nie jest wypłacane wynagrodzenie.
Organizatorzy zastrzegają sobie prawo (jeśli okoliczności będą tego wymagać) do skrócenia, przedłużenia, unieważnienia konkursu lub pewnych jego etapów.
Uczestnicy nierespektujący zasad określonych w niniejszym Regulaminie zostaną wykluczeni z udziału w konkursie.
Niniejszy Regulamin dostępny jest w siedzibie Organizatora (Służewski Dom Kultury, ul. J. S. Bacha 15) oraz na stronie internetowej: www.sdk.waw.pl.
Organizator zastrzega sobie prawo do wprowadzenia zmian w Regulaminie.
Ewentualne zmiany Regulaminu będą ogłaszane na stronie internetowej: www.sdk.waw.pl.
Sytuacje nieobjęte niniejszym regulaminem rozstrzyga Organizator lub jury Konkursu.
Romuald Mieczkowski
Kolejny Maj nad Wilią
Drodzy Przyjaciele, Koledzy, Szanowni Państwo!
W Wilnie w dniach 13-16 sierpnia br., z pewnym poślizgiem, odbędzie się XXIX Międzynarodowy Festiwal Poezji „Maj nad Wilią”. Kontynuujemy tradycję wiosennych spotkań bez względu na konteksty, z jakimi wypada nam żyć. Serdecznie zapraszam, gdyby w tym właśnie czasie Wasze drogi zaprowadziły do Miasta nad Wilią (i Wilenką).
Kilka słów o uczestnikach. Najdalszą drogę pokona Beata Późniak Daniels, aktorka i reżyserka z Los Angeles polskiego pochodzenia, nominowana w USA do Oskarów, która osiągnęła sukcesy za oceanem m.in. w nagrywaniu nagradzanych angielskich audiobooków, której dziadkowie wywodzą się z Wilna; w Roku Romantyzmu Polskiego będziemy gościć tłumaczkę Mickiewiczowskiego poematu „Grażyna” Maryję Martysiewicz, znakomitą poetkę białoruską z Mińska; poetkę i malarkę–restauratorkę sztuki sakralnej Sonię Pajgert z Odessy; z Polski m.in. będzie okazja zapoznać się z twórczością Agnieszki Wolny-Hamkało oraz Marcina Hamkały, obecny będzie sekretarz Tadeusza Różewicza i przyjaciel Tymoteusza Karpowicza, wydawca serii „A to Polska właśnie” Jan Stolarczyk z Wrocławia, sekretarz ZG Stowarzyszenia Pisarzy Polskich Małgorzata Karolina Piekarska, Tomasz Snarski – również jako dyrektor artystyczny wrześniowego festiwalu „Wilno w Gdańsku”; Gabriela Szubstarska, prezeska Gdańskiego Klubu Poetów; historyk i publicystka Barbara Jundo–Kaliszewska; a ponadto związani ze środowiskiem kwartalnika „Znad Wilii” Leonard Drożdżewicz z Sokółki i Stanisław Zawodnik z Genewy; przybędą działające na niwie poezji panie dyrektorki bibliotek miejskich w Warszawie i Gdańsku – Elżbieta Frankiewicz i Iwona Jarentowska, Agata Lewandowski, dyrektor Festiwalu Filmowego EMiGRA, artystka malarka Beata Walczak, autor książki o Ukrainie i fotograf Maciek Mieczkowski, a także fani naszego festiwalu i Wilna.
Będziemy wspominać Józefa Mackiewicza, Sławomira Worotyńskiego i nie tylko, mówić o sprawach ważnych.
W ROKU ROMANTYZMU POLSKIEGO, W ROKU JÓZEFA MACKIEWICZA – PROGRAM
Sobota, 13 sierpnia
– Zajazd gości. Hotel „Pan Tadeusz” (Ponas Tadas), Dom Kultury Polskiej, Naugarduko 76
– Literackimi szlakami Wilna. Zwiedzanie miasta.
Niedziela, 14 sierpnia / Rok Romantyzmu Polskiego
9.30 Przywitanie z Adamem – tradycyjne zdjęcie przy pomniku Mickiewicza.
Sesja fotograficzna dla mediów i uczestników festiwalu.
10.00 Inauguracja z udziałem przedstawicieli społeczności, instytucji kulturalnych w Domu–Muzeum A. Mickiewicza.
10.30 200 lat temu tutaj powstał poemat Grażyna. Informacja kustosza Muzeum, z udziałem Maryi Martysewicz, tłumaczki poematu na język białoruski, Mińsk.
11.00 Prezentacja zagranicznych gości festiwalu i ich twórczości. Dom–Muzeum A. Mickiewicza, ul. Bernardinų 11.
13.00 Udział we Mszy św. w kościele Wniebowzięcia NMP (Franciszkanów), ul. Trakų 9/1.
14.00 Dzielenie się słowem. Popołudnie Jednego Wiersza gości festiwalu.
18.30 Zwiedzanie Wilna.
Poniedziałek, 15 sierpnia / Rok Józefa Mackiewicza
10.30 Zwiedzanie nekropolii wileńskiej.
12.00 Udział w obchodach Święta Wojska Polskiego przed Mauzoleum Józefa Piłsudskiego na Cmentarzu na Rossie.
13.00 Wyjazd do Czarnego Boru.
14.00 Rozmowa „Poezja, która przynosi pokój”. Dom Józefa Mackiewicza w Czarnym Borze (Juodšiliai), z udziałem poetki z Odessy Soni Pajgert. Zwiedzanie okolic.
18.30 Zwiedzanie Wilna.
Wtorek, 16 sierpnia / Magia Wilna
10.00 W gościnie u literatów litewskich. Rozmowa nt. translatorskie w Związku Pisarzy Litwy. Miasta Literatury – dyskusja z udziałem Rūty Elijošaitytė-Kaikarė – dyrektor Zrzeszenia Wydawców na Litwie i Stowarzyszenia „Wilno Miastem Literatury UNESCO” oraz Marcina Hamkały – pełnomocnika prezydenta miasta ds. programu „Gdańsk Miasto Literatury”, prowadzi dr Tomasz Snarski. Pałac Ogińskich – Związek Pisarzy Litwy (Lietuvos Rašytojų Sąjunga), Širvydo 6.
12.00 Pamiętamy o Celi Konrada – Środa Literacka przy Klasztorze Bazylianów: Inwokacja w naszej pamięci – Aušros vartų 7a.
14.30 Miłosierdzie i poezja w Wilnie. Rozmowa z s. Michaelą Rak, założycielką Hospicjum im. bł. ks. Michała Sopoćki – Rasų 4.
– Odjazd uczestników festiwalu.
Dyrektor, koordynator festiwalu i prowadzący – Romuald Mieczkowski / 48 508 764 030, e–mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Andrzej Walter
Powieść współczesna czyli Niepokorny z Côte d’Azur
Wyrafinowana sztuka snucia opowieści, kiedyś tam, dawno, dawno temu powołała do życia zawód pisarza. Zawód ten, jak każdy inny, powinien opierać się na doskonale opanowanym rzemiośle pisania, i to pisania takiego, aby czytelnik momentalnie przenosił się w odmienną rzeczywistość. Jednak czymże byłoby samo rzemiosło pisania bez owego wyjątkowego błysku, błysku sztuki, błysku geniuszu i olśnienia artyzmu wzbudzającego podziw czy emocje? Bez błysku tego czegoś, co powoduje, że zaczerpnięta opowieść staje się wręcz częścią nas, współtworzy nasze ja, staje się nieodłącznym elementem istnienia, naszych przeżyć, wspomnień i doświadczeń.
Tak wysnuta opowieść przeistacza się już bez udziału autora w dzieło i do tego dzieło sztuki pisarskiej, które jako takie jest z kolei elementem szeroko pojętej kultury, ale i odzwierciedleniem: naszych myśli, dążeń i uczuć. Kimże bylibyśmy dziś (jako ludzkość) bez potęgi i ułudy rozsnutej opowieści? Jaka szkoda, że współczesny świat pozbawia nas przestrzeni literatury jako najwartościowszego elementu współczesnej kultury. Spycha tę literaturę do niszy dla najbardziej wymagających, zbyt trudnej dla przeciętnego zjadacza chleba, do enklawy statycznie nudnej i wymagającej nazbyt wiele wysiłku od żmudnej lektury jako przestrzeni czasu zmarnowanego. No cóż, ciężko zaprzeczyć, że z takim zjawiskiem mamy dziś do czynienia. Nieprawdaż?
Czym jest zatem opowieść współczesna? Czym stała się w takich czasach? A czym być powinna?
Henry James, amerykańsko-brytyjski pisarz, krytyk i teoretyk literatury powiedział kiedyś, że: jedynym zobowiązaniem, jakie z góry możemy nakładać na powieść bez narażania się na zarzut arbitralności, jest to, by była interesująca.
Niejednoznaczne, acz wymagające kryterium. Powieść jest zatem najbardziej uniwersalną i wszechstronną formą literacką. W zasadzie możemy uznać, że całe nasze myślenie o świecie zaczerpnęło siłę sprawczą z wchłoniętych opowieści. To, kim jesteśmy, kim chcielibyśmy być, nasze trwanie i dążenia przybierają zawsze jakiś wzorzec, jakiś punkt odniesienia, punkt wyobrażenia i uwolnioną fantazję, którą jakoś tam konfrontujemy z wydarzeniami i teraźniejszością. Oczywiście mam na uwadze jednostki obyte, oczytane i dzięki temu świadome. Jednostki, których wyobraźnia jest poruszona i pobudzona, wielowątkowa i bogata, przy czym nie konkretyzuje ona siebie rzecz jasna jako bohatera literackiego, lecz podświadomie nawet pielęgnuje pewne postawy, myśli czy reakcje na bogactwo życia. Przecież w tej optyce samo nasze życie jest jakąś opowieścią. Dzieje się od do i nawarstwia tyloma zdarzeniami: miłymi, tragicznymi, wielowątkowymi, specyficznymi, trzeba jedynie potrafić to dostrzec.
Jak w takim razie skonstruować w dzisiejszych pogmatwanych czasach w sensie literackim dobrą i ciekawą powieść, powieść jednocześnie wpisującą się w wymagania tych czasów – w sensie narracyjnym, w sensie przykuwania uwagi, owej jednocześnie filmowej fabuły w połączeniu z literackimi smaczkami i aby całość zachowała wysoką estetykę języka przy zachowaniu także jak najwyższego poziomu intelektualnego, poznawczego i pobudzającego naszą wyobraźnię? Niełatwe to zadanie, a jeżeli poszukiwania rozszerzymy z danego kraju na całą globalną wioskę, słowem na cały świat, to w całokształt dzieła wplącze nam się jeszcze problematyka tłumaczenia, a w zasadzie literackiego przekładu, aby efekt był w stanie w jednolitym zakresie zaciekawiać dajmy na to czytelnika koreańskiego i choćby polskiego (w przynajmniej zbliżonym stopniu). Znacie takie powieści? Pewnie tak. Wielu jest takich autorów, choć znowu jest ich nie aż tak wielu. I najgorsze w tym wszystkim, że dziś z reguły tacy autorzy żadnych nagród nie otrzymują. Ich jedyną nagrodą jest ewentualnie okazałe konto w banku i bezcenna niezależność.
Pytaniem stricte literackim jest tutaj pytanie: co uczynić, aby książka – dobra, wciągająca, zajmująca, taka, przy której wyłącza się telewizję oraz wszelkie inne bodźce werbalne, co zatem uczynić, aby taka książka reprezentowała też wysoki poziom literacki – prowokowała do refleksji szerszych, wnikliwszych i głębszych, ponad przeżywaną, czy przeczytaną akcję i płynną fabułę? Jak skonstruować taką powieść. Jak połączyć Lalkę z Tożsamością Bourna, bo chyba współczesny świat – znowu rzecz generalizując, łaknie takich właśnie efemeryd. Kompilacji (do tego artystycznej) świata zajmująco opisanego z narracją zaskakującą, sensacyjną, przykuwającą naszą rozhuśtaną spostrzegawczość tępioną milionem bodźców tego świata.
I właśnie ostatnio, prowadząc swoje literackie peregrynacje, odkryłem jednego z pisarzy spełniających po części te wyżej opisane kryteria. To pisarz francuski, niejaki Guillaume Musso, (ur. w 1974), najbardziej kasowy pisarz Francji, absolwent ekonomii, z zawodu nauczyciel. Autor piętnastu tak zwanych bestsellerów, od siedmiu lat nieprzerwanie utrzymujący się na pierwszym miejscu listy najpopularniejszych francuskich pisarzy. Debiutował w 2001 roku, a dziś ten pisarz robi światową karierę – łączny nakład jego powieści, przełożonych na prawie 40 języków, przekroczył 25 milionów egzemplarzy. Kluczem do sukcesu Musso jest... no właśnie. Trudno to ująć lapidarnie.
Książki Musso spełniają pewne pozornie wykluczające się kryteria. Z jednej strony tworzą wielowątkowy, bogaty świat opisujący różne warstwy społeczne, wnikający w ich typowych przedstawicieli, wkładając ich w gąszcz wydarzeń jakby typowych, które mogłyby się wydarzyć nam samym, a z drugiej strony pisarsko autor z każdym kolejnym rozdziałem otwiera jakby kolejne drzwi do zaskakujących czytelnika narracji, które od nowa każą patrzeć na to, co już się wydarzyło. Postacie Musso są nieoczywiste, skomplikowane, co chwilę odkrywamy ich inną naturę, a pointa wątku i finału jest z reguły niesłychanie zaskakująca. Jednym słowem ten autor stworzył coś nietuzinkowego, autorskiego, fenomenalnie skrojoną na miarę powieść współczesną, z refleksją, przemyśleniami i zadumą nad światem, a jednocześnie z właściwą akcją iście filmową, niejednoznaczną i wciągającą. Sięgnijcie, a zgodzicie się ze mną. Naprawdę warto.
Książki Musso idą też pod prąd sławetnej już poprawności politycznej, zawierając w sobie wiele kpiny i szyderstwa z tak stworzonego świata, przez co stają się nieco kłopotliwym kąskiem dla mediów lansujących ów nowy wspaniały świat. Nie zdziwię jak kiedyś trafią na indeks ksiąg zakazanych, gdyż zbyt dosłownie francuski autor sobie poczyna z żelaznymi już regułami tego nowego świata, nakazującymi totalną tolerancję w miejsce zwyczajnego myślenia i do tego myślenia krytycznego.
Zapewne ktoś zaraz powie, ależ Musso to z pewnością nie James Joyce i będzie miał stuprocentową słuszność. Ulysses powstał sto lat temu. Minęło sto lat, to przecież kawał czasu. Jesteśmy już innymi ludźmi, innym społeczeństwem. Z inną mentalnością, innymi oczekiwaniami (też literackimi) i innymi hierarchiami wartości. Czy dziś mógłby powstać Ulysses? Tak, z pewnością, tylko któż by go czytał? Może postawmy to pytanie inaczej. Czy dzisiejszy Ulysses odniósłby jakikolwiek sukces? Taki jak sto lat temu książka James Joyce’a? Nie sądzę. Czy mamy dziś nastrój, klimat i właściwą atmosferę – czy choćby refleksyjność współczesną na taką książkę jak „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta? Czy ktoś dzisiaj poświęci czas na siedem tomów lektury i setki godzin rozważań? Czy jest to w ogóle możliwe? Ludzie mają problemy z przebrnięciem Tokarczuk czy Myśliwskiego, a cóż powiedzieć o Prouscie czy Joycie? Wiem, znajdziemy jeszcze kilku jaskiniowców lubiących się zagłębić w te dzieła, ale to nie wyznacznik społeczny. To dinozaury. Świat wymarły. Fatamorgana.
Gdzie zatem jeszcze szukać dzieł, (jeśli nie arcy-dzieł, bo to wyjaśni czas i historia), zwyczajnych dzieł współczesnej literatury? Czy takimi dziełami będą książki Musso? Czy mają szansę? Wydaje się, że nie, ale może coś przegapiliśmy, może gdzieś się zagubiliśmy w ocenie literatury, w krytyce literackiej, w całym życiu i świecie literackim? Może tutaj dopatrzymy się owego rozmijania oczekiwań skostniałej krytyki literackiej (akademickiej) i społecznego zapotrzebowania na nowo skrojoną literaturę głębszą? Może nam umknął jakiś element tej układanki, który spowodował, że pisanie musi się zespolić z oczekiwaniem społecznym na... dobrą książkę, na dobrą literaturę, dobrą – czyli jaką?
Graham Green latami dzielił swoje powieści na dwie kategorie: poważne dzieła prozatorskie jak „Moc i chwała” (1940) oraz książki rozrywkowe czyli historie szpiegowskie i thrillery, takie jak „Broń na sprzedaż” (1936), które jego zdaniem mogły się krytykom nie spodobać. U schyłku życia odpuścił sobie taką kategoryzację, a ja zapytam kto dziś w ogóle sięga po Grahama Greena? A szkoda, bo również warto. Fakt pozostaje faktem. Style podzielono na wysoki i niski. Tyle, że dziś obydwa style sięgnęły w jakimś sensie bruku i wyrównał je drastyczny spadek czytelnictwa preferując w miejsce kategoryzacji po prostu czytanie czegokolwiek i to staje się stylem obowiązującym. Kategoria wysokości ustąpiła miejsce kategorii społecznego zainteresowania w ogóle, czyli przy najmniej rozpoznawania autora w tłumie znanych z tego, że są znani. Autora książek. Może zatem książka sprawnie napisana, niosąca za sobą coś więcej niż rozrywkę, coś więcej niż spędzenie czasu, niosąca ze sobą głębszą myśl, refleksję, namysł nie tylko nad opowiedzianą historią, ale i nad jej wydźwiękiem, nad jej sensem i nad nauką z niej dla nas płynącą już jest, albo stanowi książkę, ponadprzeciętną – kiedyś, w przyszłości, potencjalne dzieło? Tego nikt nie wie. Na szczęście. I dzięki temu na szczęście literatura nadal żyje.
W dzisiejszym świecie do głosu doszedł pogląd, że podział na style w literaturze to anachronizm. Analizy twórczości kilku autorów powieści detektywistycznych minionego wieku spowodowała, że uznaje się te powieści za w mniejszym stopniu oparte na wątku kryminalnym, a w większym na skoncentrowaniu na motywach i życiu wewnętrznym bohaterów. Dziś te powieści stały się dla współczesnych trudne w odbiorze. Krytycy i akademicy mogą się na to obrazić, ale ciężko polemizować z faktami. Możemy w tym kontekście wysnuć wniosek, że dzisiejsza literatura powinna się chyba zająć nie poszukiwaniem dzieła, arcydzieła, czy właściwej formy powieści, a bardziej na analizie samego czytelnika, na ustaleniu: kim on jest i co sobą reprezentuje, czego oczekuje, jaka jest jego konstrukcja, i skąd się to w ogóle bierze?
Nie chodzi mi tu o rewolucjonizowanie literatury, o zaniżanie jej poziomu, stylu i wartości jaką za sobą niesie. Chodzi mi jedynie o poddanie do dyskusji tego, że współczesny czytelnik stał się kimś zupełnie innym niż sto lat temu. Ewoluuje szybciej i drastyczniej niż akademicy, krytycy i wszelkiej maści dinozaury – fachowcy. Jest oczywistym fakt, że autor pisze, gdyż ma taką potrzebę, a nie pisze dla (poklasku) czytelnika, ale jednak warto wyciągnąć wnioski z dostępnych analiz i ocen rynku księgarskiego, z analiz społecznych i jeśli ma być jeszcze w ogóle jakakolwiek dla literatury przyszłość poddać się choćby w jakimś stopniu tej refleksji. Autor nie działa bowiem w próżni. Literatura ma opowiadać opowieści, ma być i pozostać też sztuką. Jak pogodzić dziś te dwa jakże trudne wyzwania, których jądra odeszły od siebie dość daleko. Mam na myśli zestawienie tego: jakich opowieści łaknie dziś społeczność, a dokąd zaszła sama sztuka. To wydają się antypody istoty i wydźwięku problemu. Logika walcząca z abstrakcją. W kleszczach takiego dylematu znalazły się dziś: zarówno sztuka jako taka, ale i literatura jako idea opowiadania opowieści.
Kończąc ten powieściowy thriller wywodu chcę powiedzieć, że być może my, zarówno twórcy jak i odbiorcy literatury starej daty, niejako konserwatyści problemu nadal czekamy na nową „Ziemię obiecaną” nie dostrzegając jej we właśnie wydawanych powieściach. Tak naprawdę nikt już nie napisze żadnej Ziemi obiecanej, może co najwyżej obiecać ...Ziemię nową, na której taki dla przykładu Guillaume Musso napisze kolejną zwinną, świetną powiastkę, w której zada wiele wciągających, wnikliwych pytań, zakpi z poprawności politycznej, ośmieszy kabotynów i da nam jednak kawał niezłej literatury, którą być może przegapiamy czekając na swojego wysublimowanego Godota.
Musso zrobił to w „Zjeździe absolwentów” perfekcyjnie. Pierwszoosobową narracją opowiedział kryminalną historię nie tylko o konkretnych ludziach i ich losach, wyrafinowanie odkrywając przed nami kolejne warstwy suspensu, ale jednocześnie barwnie nakreślił swoją obserwację całego francuskiego społeczeństwa, pełen wachlarz dziwolągów i wykolejeńców ubranych w szaty ludzi zwyczajnych, ludzi wplątanych w losy każdego z nas, z namiętnościami, oczekiwaniami i marzeniami, z dziwnym systemem wartości, który finalnie kłania się przeszłości jako dawno odeszłemu dobremu światu, który był doprawdy niezły, ale go doszczętnie oszpeciliśmy swoim znudzeniem i tym, że wszystko już było i należy wymyślić... coś innego.
Mówiąc po ludzku. Musso zrobił to po prostu lepiej niż Netflix, w którego każdym filmie musi wystąpić postacie: dobrego geja, szlachetnego geja księdza bądź bezkonkurencyjnego geja prezydenta. Musso wypowiedział się, że owszem, najbardziej na świecie (oprócz opowiedzianej opowieści) szanuje właśnie wszystkich gejów, ale czasami, to jednak woli takich staromodnych facetów, nieco zwierzęcych, seksistowskich i prymitywnych, ze staroświeckimi: honorem i ideami, bo tylko oni mogą Tobie (i innym) w sytuacji krytycznej uratować życie.
W innej z kolei książce stwierdza, że jak uczą wszechobecni dziś terapeuci (niezbędni współczesnemu człowiekowi, aby żyć to kiedyś czuliśmy współczucie dla najbiedniejszych, ale psycholog współczesności podważa tę postawę, dość dziwnie to uzasadniając: współczucie sprawia, że stajesz się podatny na emocje, więc słaby; aby osiągnąć coś w życiu, trzeba myśleć przede wszystkim o sobie. No i taki świat nam stworzono. Świat samych myślących o sobie. Potworne. I do bólu prawdziwe.
Jakież to ta nieszczęsna literatura roztacza przed nami nowe ścieżki doznań, nieprawdaż? Do póki jej nie zakażą zawsze będzie niosła niepokój i ferment. Potworne. Czego Wam i sobie życzę.
Zamiast Netflixa.
Andrzej Walter