Nowości książkowe

 

 

Plakat

Andrzej Walter

 

O Zbigniewie Milewskim raz jeszcze

 

Poznaliśmy się bodaj w 2012 roku, w Warszawie, w ministerstwie wódki i śledzia. Trwała akurat Warszawska Jesień Literacka i spędzaliśmy ten czas między innymi z Grażynką i Andrzejem Gnarowskimi, a Zbyszek chyba chciał sobie mnie obejrzeć – kim jest ów śląsko-krakowski rewolucjonista literacki. Padło na pierwszy z brzegu lokal na Krakowskim Przedmieściu i nie wiem do dziś co się wydarzyło, ale pamiętam to nasze pierwsze spotkanie. Okazało się chyba, że niejako jesteśmy na siebie skazani jako nieuleczalni miłośnicy i pasjonaci najstarszej i nobliwej Organizacji Literackiej w Polsce z ponad stuletnią już tradycją, a mianowicie Związku Literatów Polskich – łódź, którą nadal płyniemy po wzburzonych falach oceanu i którą chcemy jednak gdzieś obaj dopłynąć.

Kiedy czytam Zbyszkowe: – w poezji nie lubię ograniczeń, albo gdzie indziej – im więcej drogi tym mniej mnie, to czuję pewnego rodzaju jedność myśli, tożsamość spojrzenia na otaczającą nas tu i teraz rzeczywistość, choć z pewnością bardzo wiele nas różni, choćby wizja przyszłości Związku, wizje drogi literackiej, zaprzyjaźnione redakcje i style publikacji. Wiemy jednak obaj, że aby płynąć, i aby dopłynąć, aby ta odyseja miała w ogóle znaczenie i sens potrzeba swojego rodzaju dyplomacji, swojego rodzaju elastyczności uczestnictwa w sztormach życia literackiego, w zalewie szmiry i tandety, w donośności wołania o emocje i wartości. Trzeba wiedzieć kiedy i w jakim momencie ugiąć kark, a kiedy donośnie zaprotestować, choć i w tej materii różnią nas metody i koncepcje. Łódź będzie płynąć tylko wtedy, gdy pierwszorzędne znaczenie będzie miał mechanizm jej utrzymania na wodzie, a nie poszczególne rozdanie stopni, tytułów, posad czy kompetencji. I jestem pewien, że obaj wiemy i uważamy to właśnie za najważniejsze i priorytetowe w naszej wędrówce po ścieżkach literatury.

W twórczości nie lubimy ograniczeń

Zbigniew Milewski jest poetą manifestu i poetą tej ziemi. Można go też określić mianem nowoczesnego poety przyrody, ale tej która już była, jakby jej wspomnieniem i społecznym wymiarem, który zaciera się niejako w świetle naszych metropolii, ulic, miast i zgiełku codzienności. Zatem o tyle jest poetą nowoczesnym, że łączy stary świat z nowym cyberświatem i światem zubożałego języka. Spotkałem się ze zdaniem, że Jego najlepszym tomem są właśnie „Zagrabki” z roku 2012? To faktycznie tom trudny do rozpoznania. Tom tajemnych znaczeń, kodów i wizji wręcz, ze śmiałą metaforą, brawurowym wierszem współczesnej polskiej poezji i niesłychanym nowatorskim wyrazem. „Zagrabki” to był nowy głos poezji. Wielka szkoda, że ten tom jakoś tak przeminął zbyt mało doceniony przez publiczność i krytykę.

I mamy teraz „Konstelacje”. Jakby łagodniejsze już słowa, stonowane, wyciszone, bardziej poukładane i śmiem twierdzi zgaszone – im więcej drogi ty mniej mnie. Czy mniej? Z perspektywy stateczniejącego buntu i inflacji idealizmu to zapewne nas mniej, ale też więcej w nas rozwagi, konkluzji, wyważenia sądów, słowem tego bagażu doświadczenia życiowego pozwalającego stwierdzić – krew poety rozpostarła skrzydła w cudzych wersach (...)

Jakże to pięknie powiedziane... Krew poety rozpostarła skrzydła w cudzych wersach. Jesteśmy ulepieni z cudzych wersów. Chłoniemy je i przetwarzamy we własnych poszukiwaniach poezji, aby pisać i pisać swoje widzenie świata, swoje emocje, lęki, frustracje, zachwyty i wizje. Z nostalgią i smutkiem spoglądamy na rangę i rolę literatury we współczesnym nam świecie, pozycję pisarza, jego szacunek społeczny, jego wpływ na ten świat i jego nędzę na drodze ku wieczności. Wieczność nas wszystkich rozsądzi, pogodzi, zrówna. Wieczność pokryje nas patyną kurzu i być może, zapomnienia. Na razie jeszcze żyjemy. Takie to konstelacje, w których być może poezja opisuje świat jak dawniej proza. Zaczęła bowiem być może mieć takie powołanie, takie zadanie, może wyzwanie, skoro proza oddała swą szlachetność w ramiona sensacji, akcji i kryminału, to aby wyrazić uczucia, emocje i piękno ostała nam się li tylko poezja? Pytanie zasadnicze – jaka poezja? Jak napisana? Z jaką metaforą, w jakiej formie i jak... skrytykowana, czy niezrozumiale – akademicko, językiem totalnie oderwanym od rzeczywistości? Czy też może uczciwie, szczerze, prostolinijnie skrytykowana jakbyś pisał list do przyjaciela?

W tej optyce „Konstelacje” Zbigniewa Milewskiego coś znaczą, o coś ważnego pytają, zarysowują nam pewne myśli, orzeźwienia i koncepcje, przerywają ciszę wokół tej relacji prozy z poezją, materii z duchem i metafory z jazgotem współczesnej nowomowy skrótu i uprymitywnienia kolosalnego języka i komunikacji. Poeta celowo miesza szyki, formy i przekazy, prowokuje i sypie piasek słowa w tryby życia i percepcji. Pyta, odpowiada, szafuje słowem i tworzy równania z wieloma niewiadomymi, abyśmy nie zginęli w pustosłowiu i chaosie. Choć do chaosu musimy się przyzwyczaić niemal jak do Hadesu. Takie, ot determinanty stoją wyzwaniem przed naszym losem. Odwieczne zadanie i terapia z poezji. Konstelacje czyli kształty Twoich gwiazd, kształty Twoich marzeń, przechodzące w kształty rzeczy i codzienności. To my odpowiedzialni jesteśmy za ten kształt rzeczy. To my, zdamy sprawę na Sądzie Ostatecznym. Kto nas osądzi? Oby Ktoś zechciał...

(Kraków, 16 stycznia 2024)

Andrzej Walter