Kazimierz Arendt, Moja Hellada. Przekład na grecki: Ares Chadzinikolau. Projekt okładki i zdjęcia: Ares Chadzinikolau. Konsultacja poetycka: Opracowanie redakcyjne: Jerzy Dobrzański. Projekt okładki: Mariusz Czak. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 2015, s. 208.
Najnowszy, dwujęzyczny tom wierszy Kazimierza Arendta pt. Moja Hellada jest książką szczególną. Poeta zafascynowany starożytną (ale przecież nie tylko) Grecją, z wielkim emocjonalnym zaangażowaniem oddaje piękno tego zakątka świata. Robi to przy tym bardzo subtelnie. Arendt jest świetnym obserwatorem, więc jego spostrzeżenia są wyjątkowe. Smaczku książce nadaje fakt, że przełożył ją na język grecki Ares Chadzinikolau, poeta, tłumacz, znawca literatury greckiej.
Maria Mistrioti – poetka, dziennikarka i krytyk literacki z Chalkidy tak pisze o tej książce: Ten tomik jest hymnem na cześć boskiej i marzycielskiej Grecji. Kazimierz Arendt, poeta miłujący Grecję, czuje się, jakby to ona go zrodziła i była jego ojczyzną. Nawet jego żyły przepełnione są Grecją i wraz z tłumaczem i poetą Aresem Chadzinikolau ofiarowali swój podziw i miłość ziemi, która stworzyła europejską i światową kulturę. Jako Greczynka pragnę wyrazić moje wzruszenie, szacunek i podziękować za płomień ich serc i pasję.
Jerzy Stasiewicz, Po co komu krzyż. Redakcja: Piotr Goszczycki. Wstęp: Arkadiusz Kiński. Projekt okładki: Justyna Bartoń-Depa. Fotografie: Violetta Stasiewicz, Kamila Bartczak, Piotr Goszczycki. Seria Szlak literackiej pkp-jazdy, Pociąg nr 8. Wydawnictwo Komograf, Warszawa 2015, s. 128.
Wstęp
Po co komu krzyż? Jakże aktualne pytanie pojawia się już w samym tytule książki Jerzego Stasiewicza, którą miałem okazję wziąć do ręki. Dawno, bardzo dawno temu sam tytuł nie dał mi tyle do myślenia co ten dramat. Nie trzeba było zagłębiać się w karty książki, by zacząć rozmyślać nad swoim losem, swoim życiem, być może swoim cierpieniem.
W dramacie Jerzego Stasiewicza, oraz w jego poezji to pytanie jest jakby jeszcze bardziej aktualne. Jeszcze bardziej namacalne, bliskie i dające poznać się w pędzie codziennego zabiegania. Czy ktoś z nas, któryś z Czytelników jest gotów odpowiedzieć jednoznacznie na zadane pytanie? Nie sądzę. Nie wydaje mi się by człowiek mógł podjąć się tejże odpowiedzi. Homo sapiens nie uczyni tego. Nie uczyni tego z prostej przyczyny. Krzyż jest tutaj przedstawiony jako sacrum, jako wartość nadrzędna, jako „Chrystusowe cierpienie”. A któż z nas ma odwagę porównać swoje ziemskie wędrówki do cierpień Boga, mimo że „życie na ziemi to bezustanne cierpienie”?
Poezja jest jeszcze bardziej dosłowna. „Wywodzę się z cmentarza”, słowa te mogą określić naprawdę wiele, mogą przedstawić człowieka bardzo jednoznacznie, ale również mogą odwołać się w swej jednoznaczności do słów, które każdy z nas zapewne zna dobrze z Księgi Rodzaju, Upadku pierwszych ludzi: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz”. „Ojciec i dziad to grabarze”. Nie zamierzam analizować Jerzego, to zostawiam Czytelnikowi, ale moim zdaniem w swej prostocie można wyczytać dużo więcej niż „czytelne” przesłanie.
Jerzy jest doskonałym analizatorem przeszłości. Pokazuje nam, przybliża Czytelnikowi miniony czas. Sam w tym misterium przeszłości próbuje siebie odnaleźć, usadowić wśród tamtych ludzi, tamtego czasu, tamtych wydarzeń i zdarzeń. „Wierzę że gdzieś tam / odnajdę siebie / żyjącego wśród umarłych”. Szuka siebie, szukając pokazuje odbiorcom jego poezji, iż powinniśmy postępować podobnie. „Dorosłem”, w obecnym świecie nie wiele możemy odnaleźć wartości, nie wiele z tego sacrum jesteśmy w stanie wydobyć, nie wiele rzeczy może sprawić iż poczujemy się prawdziwymi ludźmi. A z wartościami ziemskimi jest trochę jak z kopaniem dołu: „sam człowiek nie podoła kopaniu / dołu na pół setki zwłok!”
Jerzy jest wielkim mistrzem w rozliczaniu przeszłości, l naprawdę nie trzeba, wręcz nie wypada komentować jego słów: „Prośmy Boga o wieczny odpoczynek / uklęknijmy bijąc się w piersi / ta śmierć była nam na rękę”. Każdy z nas prędzej czy później stanie przed obliczem Boga, każdy z nas będzie musiał rozliczyć się z ziemskiej wędrówki. Ale czy każdy w pełni świadomie dzisiaj może to uczynić? Nie wydaje mi się. Zabiegani jesteśmy. Zaaferowani tym co dzieje się wokół nas, wielokrotnie nie dotycząc naszej osoby, ale zainteresowani ludzkimi szczęściami i nieszczęściami. Nie myślimy o śmierci, nie myślimy o życiu po tamtej stronie, a Jerzy uświadamia nas, iż ludzkie losy to nie tylko to co tu i teraz. On zdaje sobie sprawę jak mało kto z ludzkiej ułomności. Być może doświadczenia życiowe, być może jego losy, być może wychowanie, nie zmienia to faktu, że „Widzę gwiazdę. To nie betlejemska. Gwiazda wiecznego tułacza, od łona matki aż po grób, gdzieś na dzikich polach, który przywoła Wędrowca niespodziewanie jak każdego. / Z planami na jutro.”
Czy któryś z Was, drogi Czytelniku, ma odwagę to skomentować? ja tylko mogę pochylić głowę, posypać popiołem i powiedzieć z ogromną estymą „prochem jestem i w proch się obrócę”. I czytam po raz kolejny, sięgam ponownie po tę pozycję znajdującą się w wyjątkowym miejscu na półce z moimi książkami i po raz kolejny, setny, tysięczny, może nawet milionowy, zadaję sobie pytanie „po co komu krzyż?”
Arkadiusz Kiński
Bohdan Urbankowski, Józef Piłsudski. Marzyciel i strateg. Opracowanie redakcyjne: Studio Editio. Projekt okładki: Anna Damasiewicz. Zdjęcie na okładce: Corbis/FotoChanels. Zdjęcia: Archiwum autora. Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2014, s. 1024.
Dla wielu osób postać marszałka Józefa Piłsudskiego jest niejednoznaczna etycznie czy moralnie. Ze względu na czasy w których przyszło mu żyć niejednokrotnie musiał on podejmować wybory trudne i ważące na losie kraju. Książka „Marzyciel i strateg” nie jest jedynie zapisem wydarzeń historycznych oraz poprawnie stworzoną biografią – stanowi kompendium wiedzy o tej wyjątkowej postaci, opisując nie tylko doskonałego stratega, ale i polityka. Marszałek przedstawiony został jako osoba wielowymiarowa, zaskakująca intelektem, poczuciem humoru ale też odwagą w podejmowaniu niejednokrotnie ciężkich decyzji. Krytycy literaccy są zgodni – książka Bohdana Urbankowskiego jest jedną z najlepszych o marszałku Piłsudskim w ostatnich dziesięcioleciach.
„Autor stworzył dzieło rzetelnością nieustępujące publikacjom naukowym, a jednocześnie nienużące dzięki lekkości pióra właściwego poecie i eseiście. W odróżnieniu od większości prac historycznych, Urbankowski nie skupia się na samej faktografii, choć i ta część budzi uznanie. Owocem jest obfitość mało znanych faktów i szeroko zarysowany kontekst dziejowy.
Sporym atutem książki jest ukazanie działalności marszałka w ujęciu filozoficznym i etycznym. Jest to rzadkość wśród prac tego typu, a pozwala wejrzeć w moralne dylematy i zrozumieć kontrowersyjne decyzje, które Piłsudski podejmował w swoim burzliwym życiu. Jest przy tym postacią z krwi i kości, choć miotaną przez historię i tę historię kreującą. Urbankowski swojego bohatera traktuje z sympatią i zrozumieniem, ale nie jest bezkrytycznym hagiografem. Ta postawa w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych była skuteczną odtrutką na zalew spotwarzających Piłsudskiego publikacji w większości pisanych na polityczne zamówienie. Dziś z kolei książka Urbankowskiego nie traci na aktualności, stanowiąc przeciwwagę dla kolejnej, swoistej mody na bezpardonową krytykę marszałka i kręgu jego współpracowników. Trawestując stendhalowskie proroctwo, nie zawsze trzeba pisać biografie słynnych ludzi na nowo. Czasem wystarczy powrócić do tych najbardziej wartościowych, a ta Urbankowskiego jest bezkonkurencyjna”.
Wojciech Kajtoch, Szkice polonistyczno-rusycystyczne. Recenzent: Ignacy S. Fiut. Projekt i opracowanie graficzne okładki: Olena Dudała. Na okładce wykorzystano obraz Juliusza Kossaka Jan Chryzostom Pasek pod Lachowiczami, Wydawca: Centrum Badań Europy Wschodniej Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, Olsztyn 2015, s. 188.
Książka Wojciecha Kajtocha pomyślana jest jako omówienie utworów literackich i filmów, których fabuła obrazuje ważne epizody z dziejów stosunków Polski i Rosji lub też prezentujących polskie i rosyjskie sposoby myślenia, ważne dla tych stosunków. Czy więc siedemnastowieczni Rosjanie i Polacy mogli z sobą walczyć i równocześnie szanować? Czy Ochrana potrafiła manipulować sprawniej od współczesnych tajnych służb. Czy sowieckie łagry gorsze były od niemieckich łagrów? Czy na pewno socrealizm kłamał? Czy współczesny Rosjanin jest militarystą? Czy Polacy i Rosjanie są w stanie uzgodnić wspólną wizję drugiej wojny światowej?
Problematyka omawianych w zbiorze książek i filmów wiąże się z odpowiedziami na powyższe pytania. Ale nie tylko te, bo czytając te szkice Kajtocha, miłośnicy kultury popularnej mogą się też przykładowo dowiedzieć czy Stanisław Lem naprawdę pisywał komunistyczne utopie, czy rosyjskie kryminały uczą historii czy Łukasz Orbitowski jest uczniem Iwana Bunina... Generalnie powinien znaleźć tu coś dla siebie i literaturoznawca, i filmoznawca, a nawet językoznawca, retoryk i teoretyk masowej kultury.
Dorota Szumilas, Szałwia i Munio ze schroniska „Na Paluchu”. Ilustracje: Małgorzata Szewczuk. Fotografie: Marzena Wasilewska, Dorota Szumilas. Opracowanie graficzne: Maciej Penar. Wydawnictwo Armagraf, Krosno 2015, s. 16.
Witold Wirpsza, Listy z oflagu. Opracowanie redakcyjne: Dariusz Pawelec. Projekt Projekt graficzny serii: Anna Paszkowska. Recenzent tomu: Zbigniew Chojnowski, Szczecin 2015, s. 254.
Witold Wirpsza, jako podchorąży artylerii, 19 września 1939 r. trafił do niemieckiej niewoli, broniąc Oksywia. Najpierw znalazł się w stalagu, a później oflagu w Neubrandenburgu (Meklemburgia), następnie 6 sierpnia 1942 r. został osadzony w Oflagu IID Gross Born (numer jeniecki 9662). Spędził tu prawie całą wojnę. Kiedy 29 stycznia 1945 r. Niemcy rozpoczęli ewakuację obozu do Sandbostel pod Bremą, około tysiąc jeńców, w okolicznościach do których przyjdzie nam jeszcze powrócić, pozostało na jego terenie. Wśród nich był Witold Wirpsza, który podobnie jak pozostali dołączył wkrótce do IV Dywizji Piechoty („Kilińszczaków”) 1. Armii Wojska Polskiego w jej dalszym marszu na Zachód.
(...)
Listy z oflagu czytane łącznie manifestują swoją gęstą fabularność. Budują relację miłosną, która rodzi się w miejscu korespondencji. Fabuła obfituje w dramatyczne zwroty akcji, szczególnie kiedy strony dialogu tracą ze sobą kontakt w okresie Powstania Warszawskiego: „Te ostatnie 9 tygodni były dla mnie pełne niepewności i niepokoju” (23.09.1944). Maria zmienia często miejsca pobytu. To historia przemieszczeń. Adresatka miłosna jest wędrowcem i uciekinierem – ten, który kocha jest „osiedleńcem bez ruchu”. Mamy tu rosnące napięcie zwieńczone ulgą wyjaśnienia i odnalezieniem się kochanków, najpierw tylko korespondencyjnym. Umowna i fragmentaryczna „powieść w listach” napisana przez życie odpowiada na pytanie postawione przez Wirpszę w jednym z nich: „czy mogą na odległość istnieć i trwać uczucia, których istnienie, na rozum wziąwszy, wymagać winno realnej wzajemnej obecności dwojga ludzi?” (1.12.1944). Odpowiedź przyniosły kolejne listy, ale i tak, to co najważniejsze, wydarzyło się po zejściu ich bohaterów ze sceny deklamacji, w przejściu od miłości romantycznej potęgowanej przez dystans do małżeństwa.
Dariusz Pawelec
Gitta Rutledge, „Podróże przez życie. Autobiografia”. Opracowanie fotografii: Jacek Mermela. Fotografie pochodzą z archiwum autorki. Wydawca: Gitta Rutledge, Poznań 2015, s. 392 + 40 nlb.
Gitta Rutledge napisała biografię niezwykłą, rozrastającą się wielowątkowe i nieustannie próbującą odpowiedzieć na pytanie o sens egzystencji. Troska pisarska, by stworzyć dzieło logiczne i koherentne, szła tutaj w parze z niezwykłą delikatnością Autorki, która tylekroć doświadczana życiowo, nie chciała nikogo dotknąć ani niczego przeinaczyć. Nie znaczy to, że Autorka zataiła cokolwiek lub ukazała zdarzenia w teatralnie upozowanym świetle – wręcz przeciwnie, ta subtelność zapisu dała piorunujący efekt, wzmocniła wymowę faktów, a nade wszystko uwiarygodniła narrację. Wielu ludzi próbuje podsumowywać swoje życie, ale tylko nielicznym to się udaje – tylko wybranym los pozwala stworzyć relację, w której obok dobrego warsztatu literackiego pojawiają się pogłębione psychologicznie portrety różnych osób i wskazania dialektyki historii, nieliczącej się z ludzkimi biografiami, rozrzucającej byty po świecie, niczym jesienny wiatr opadające liście. Może właśnie ta pora roku stała się inspiracją dla twórczyni, która z niezwykłą wprost lekkością i dynamiką odsłoniła kolejne karty nocy i dni.
(...)
Opowieść Gitty Rutledge chwyta za serce i każe wierzyć, że pośród wielu złych ludzi znaleźć można wyspy dobra, istnienia skrzywdzone, ale nieustannie dążące ku pięknu i mądrości, szukające spełnienia w prostych ludzkich odruchach i chwilach świetlistych. Obrazy autorki idącej swobodnie brzegiem Zatoki Meksykańskiej na Florydzie, przeglądającej się w wystawach sklepowych Londynu, Atlanty, Nowego Jorku, Poznania, a nade wszystko czującej wielką łączność z ludzką wspólnotą, zapewne pokrzepią wielu czytelników. Ale historie tutaj opisane niechaj będą też dla nich znakiem walki, siły i dobra, czułości, która nie dopomina się zapłaty i prawdy, która daje moc, by podjąć nawet najtrudniejsze wyzwania.
dr Dariusz Tomasz Lebioda