Bronek z Obidzy, Wiklinowe ptaki. 100 wierszy. Redakcja: Iwona Dudzińska. Zdjęcie na okładce: Wodospad w Obidzy, fot. Bolesław Faron. Projekt okładki: Mateusz Niziany. Zdjęcie autora na IV stronie okładki: Marek Strzałkowski. Wybór wierszy: Autor. Wydawnictwo Edukacyjne, Kraków 2015, s. 112.
Bronek z Obidzy (właśc. Bronisław Kozieński) urodził się w w 1963 roku w Obidzy na Sądecczyźnie. W latach 1979-1981 uczęszczał do Zasadniczej Szkoły Zawodowej w Starym Sączu, gdzie uzyskał uprawnienia stolarskie. Potem podejmował różne prace w najbliższej okolicy. W 1986 roku założył własną działalność gospodarczą. Po roku 1990 wyjeżdżał do robót budowlanych do Danii, Francji, Niemiec i Norwegii. Wydał trzy tomy poezji: Orły nad Sokolnicą (Nowy Sącz 2009), Nie szkoda gadać (Obidza, Nowy Sącz 2010), Strefa ciszy (Kraków 2014). Jego poezję można znaleźć na różnych portalach w internecie, w antologiach, almanachach i czasopismach w kraju i za granicą.
Anna Krasuska, Ona i ja. Wiersze. Opracowanie graficzne: Marek J. Piwko. Korekta: Barbara Meisner. Na okładce wykorzystano zdjęcie rzeźby autorstwa Philippy Johnson i Henryka Topolnickiego. Wydawca: „Śląsk” Sp. z o.o. Wydawnictwo Naukowe, Katowcie 2015, s. 64.
Kod dostępu. Antologia poezji. Wstęp: Joanna Hobot-Marcinek. Wyboru wierszy dokonali: Joanna Hobot-Marcinek i Jerzy Stanisław Fronczek. Redakcja i korekta: Magdalena Bereźnicka. Projekt okładki: Marta Gołąb, Magdalena Bereźnicka, Krzysztof Kondracki, Marcin Malinowski. Tekst na okładce: Marek Chorabik. Koordynacja projektu: Dariusz Fijałkowski. Własnym sumptem, Kraków 2015, s. 166.
Wstęp
Antologia poezji Kod dostępu jest efektem niezwykłego i nieoczekiwanego spotkania po latach ludzi, których drogi skrzyżowały się ongiś w prowadzonym przez Jerzego Harasymowicza Krakowskim Klubie Literackim, w którym odkryli oni prawdę, że „poezja to jest odzwierciedlenie, tego (...) czemu się oddają / albo czemu chcą się oddać” (W. Jarosz, To jest to – czym jest co).
Ponad dwadzieścia pięć lat temu początkujący poeci w gotyckich piwnicach przy ulicy Kanoniczej uczyli się poetyckiego warsztatu, doświadczali emocji związanych z krytyczną i publiczną lekturą swych utworów oraz pierwszych uniesień wiążących się z ich publikacją. W tym miejscu nawiązywali także przyjaźnie, które trwają nadal, mimo że bywają modyfikowane przez czas, doświadczenia życiowe i odległość. Kod dostępu to nie pierwsza ich wspólna publikacja – ćwierć wieku temu ukazały się Młody Kraków – poezja [1988] oraz Piszemy nasz Kraków – poezja [1989].
Publikowane wiersze są owocem późniejszej, już całkowicie samodzielnej, drogi artystycznej każdego z Autorów. Wierszy tych nie wiąże zatem ani wspólny program artystyczny, ani ujednolicona poetycka dykcja. Łączy je „zaledwie” i „aż” wspólne terminowanie ich Autorów w rzemiośle poetyckim. Dziś to ludzie w pełni dojrzali, prezentujący bogatą paletę profesji, zainteresowań, zawodowych sukcesów. Pomimo upływu lat nadal znajdują w swoim życiu przestrzeń na poezję i pisanie.
Wspomniane utwory reprezentują niezwykle różnorodną tematykę i poetykę. Wiele z nich przynosi wnikliwą analizę postnowoczesnego i antyhumanistycznego świata XXI wieku, nękanego rozmaitymi aberracjami, w którym człowiek jest towarem, albowiem „wszyscy jesteśmy na sprzedaż” (K. Kondracki, ***czasy są ekonomiczne) i w którym zapomniano nawet o rytuałach umierania (A. Wojnarska-Maińska, Widokówka z rybakiem). W tym świecie, który nie wyciągnął wniosków z szaleństw XX wieku (Załuczkowski, Lekcje historii) narastają zbrojne konflikty, w efekcie których wciąż gdzieś daleko od nas i gdzieś blisko nas wznosi się „łuk ludzkiego ciała” wcale „nietriumfalny” (J. Hobot-Mardnek, Łuk triumfalny).
W omawianych tekstach rozpoznaniu ulega także sytuacja współczesnego człowieka, tracącego bezkrytyczną, oświeceniową i pozytywistyczną wiarę w postęp cywilizacyjny. W swych wierszach poeci dają wyraz przekonaniu o tym, że cywilizacja techniczna i jej wynalazki nie chronią przed poczuciem samotności i strachem przed śmiercią (A. Puka, Gamę over). Wręcz przeciwnie stawiają one przed człowiekiem nowe wyzwania etyczne, stanowiąc realne zagrożenie. Utopię postępu powinna zatem zastąpić świadomość, że przyjdzie czas gdy „coraz mądrzejsze maszyny i coraz bardziej przebiegłe komputery / (...) wy kradną nam / twardy dysk dobrego i złego” (A. Zemanek, Pod gwiaździstym niebem).
Namysłowi nad światem towarzyszą w tej antologii tony jak najbardziej osobiste, a w zasadzie autobiograficzne (A. Nowosad, Pokolenie). Podejmowana przez poetów próba zrozumienia poszczególnych pokoleniowych doświadczeń i własnej jednostkowej egzystencji wyrasta z takiej koncepcji kondycji ludzkiej, w której metafizyka (M. Gołąb, Podróżnik), ludzka cielesność (R. Adamczak, Czaszka erudyty) oraz przynależność do świata przyrody („Bóg z nami / z nami i z naszymi kłami pazurami”, J.Wysowski, Lustro) stanowią o paradoksalnym wymiarze ludzkiego bytu.
Nie brak też w antologii Kod dostępu wierszy miłosnych i erotyków (M. Chorabik, Pretekst, Japonki), M.Bereźnicka Kłótnia kochanków; A. Ibek-Pasowicz, Miłość jak papieros), w których czułość i doświadczanie fizycznej bliskości drugiej osoby (M. Rapacz, Anioł XV) spotykają się z goryczą zawodu i doznawaniem samotności nawet w najbliższych relacjach i związkach.
Zgromadzone w antologii wiersze zawierają nie tylko trudne i gorzkie diagnozy, ale i zapis „chwil szczęścia wyrwanych losowi” oraz epifanijny zachwyt nad światem, w którym „łowiąc ryby nad brzegiem strumienia” przypatrujemy się z ufnością „jaskółce niosącej zwitek pożółkłej trawy” J.S.Fronczek, *** jestem częścią strumienia).
Niniejsza książka jest wyborem wierszy Autorów, którzy – w myśl Różewiczowskiej formuły – są poszukiwaczami poezji. Poszukiwania, rozpoczęte przez nich przed laty w Krakowskim Klubie Literackim, trwają i – miejmy nadzieję – trwać będą nadal.
Joanna Hobot-Marcinek
Anna Fabrowicz, Swoją drogą. Projekt okładki: Rafał Bojdys. Opracowanie graficzne: Justyna Siwik. Wydawnictwo Prasa Beskidzka Sp. zo.o., Bielsko-Biała 2015, s. 96.
Swoją drogą to późny debiut, efekt długiego zbierania myśli przez Autorkę. Anna Fabrowicz mówi o sobie, że mama urodziła ją na imieniny Taty. Dzieciństwo bez rodzeństwa przyzwyczaiło ją do własnego towarzystwa i sprzyjało ćwiczeniu wyobraźni. Długo zajmowały ją cudze teksty. Zawodowo i jako ulubione zajęcie w czasie wolnym. Ostatnio uznała, że jeśli od lat zbiera te własne myśli, to trzeba je oddać światu. Tak też uczyniła...
Andrzej K. Waśkiewicz – miejsca odwiedzane. Pod redakcją Janusza Daneckiego. Opracowanie i wybór: Barbara Wrona. Wydawca: Katedra Arabistyki i Islamistyki Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2015, s. 224.
W tej książce czterdziestu autorów pisarzy, tłumaczy, filologów, orientalistów i afrykanistów przypomina Andrzeja K. Waśkiewicza (1941-2012) – poetę, który odegrał znaczącą rolę w rozwijaniu polsko-orientalnych związków literackich. Dzięki niemu świat arabski dowiadywał się o literaturze polskiej, my mieliśmy szansę rzucenia okiem na to, co się dzieje w literaturze arabskiej i szerzej – orientalnej. To dzięki Andrzejowi K. Waśkiewiczowi większość prezentowanych tu utworów ukazała się w „Autografie”, a teksty arabskie wydano przede wszystkim w Iraku. Powstała książka, która – jak wszystkie arabskie silvae rerum, a więc dzieła adabowe – może służyć nauce, zabawie i kulturze, a także przypominaniu wszystkiego, o czym zapominaliśmy.
Renata Blicharz, Czarownica w sypialni. Wiersze miłosne i inne. Redakcja literacka: Mirosław Pisarkiewicz. Ilustracja na okładce: Rafał Olbiński. Opracowanie graficzne: Piotr Mnich. Wydawnictwo Nowik Sp. j., Opole 2015, s. 78.
Od redakcji:
Czarownica w sypialni to nie tylko zbiór emocjonalnych, zmysłowych erotyków. To przede wszystkim zbiór minipowieści. Bo każdy z wierszy tego tomu zawiera odrębną historię miłosną. A w każdej z nich miłość odgrywa ważną rolę – raz jest głównym bohaterem, raz jest tłem tej historii.
Jednak w każdym przypadku autorka w poetycki sposób dotyka uczuć, które zna każdy z nas. Dzięki temu Czytelnik oddaje się marzeniom i wspomnieniom, poddaje zadumie i melancholii, nie jest w stanie oprzeć się refleksji, fantazji, tęsknocie...
Andrzej Walter, Niepokój horyzontu. Wiersze wybrane 2002-2014. Redaktor prowadzący: Radosław Urbański. Projekt okładki: Andrzej Walter. Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2014, s. 154.
Andrzej Walter autor niniejszego wyboru wierszy poetycki mieszka i twardo stąpa po ziemi, To prawda, że nie jest on zwolennikiem poezji przyrody, kiedy to znajduje się w orbicie ludzkiej egzystencji. Nie powiem wprost, że jego droga zupełnie odrębnym wije się szlakiem na mapie poezji współczesnej. Zwracam szczególną uwagę na te momenty, kiedy poeta stwarza niepokój łamiąc nieoczekiwanie nagłym przerzutem frazy, wyrzuca banalizujący wyraz, uzyskując elipsę przydającą tekstowi niepowszedni urok.
Z posłowia Andrzeja Gnarowskiego
Od autora
Kiedy napisałem pierwszy wiersz była połowa lat osiemdziesiątych. System chwiał się w posadach, tylko jeszcze o tym nie wiedział. Moje życie utkwiło w samotności, leku i marzeniach. Ja jednak już chyba wiedziałem, że będzie ono stanowiło ucieczkę od realności. Choć nadchodzących zmian nie czułem. Jakoś tam doświadczyłem zatem epokowej odwracalności czasów. I nazwałbym dziś swoje pokolenie – Pokoleniem Transformacji. Moja dzisiejsza ocena życia jako ucieczki, to efekt pogranicza, nad którym rozlała się cicho dusza tegoż pokolenia. Nie zdążyliśmy zbudować socjalizmu, ani go zniszczyć. Niezbyt wiemy jak poruszać się w zdziczałym kapitalizmie ani w systemie posttransformacji. I wydaje się, że nas nie ma, a przecież jesteśmy. Nie udało nam się wychować dzieci. Nie udał nam się sukces. Nie wyszła nam nowoczesność. Ucieczka chyba nadal trwa. Ściga nas coraz więcej demonów.
Oszukujemy się. Dostaliśmy nowe zabawki i budujemy lunapark uciech. Co po nas pozostanie? Popiół i kurz. Garść słów. I snów. Pokolenie Miłosza i Szymborskiej. Kłosa i Bonda. Czarnego i Białego. Tamtego i tego systemu. Oszukane pokolenie. Częściowo przez starszych, częściowo przez dzieci, a w zasadzie przez samych siebie. Przecież bardzo źle wyobraziliśmy sobie ten nowy świat. On nas chyba zaskoczył. Udajemy, że nie. Bawimy się wciąż, nadal gotowi do startu. Lecz walimy głową w Mur. Mur zbudowany z naszego marzenia świata bez granic. To jest utopia. Nie ma takiego świata. Nie było. I nie będzie. Kreujemy klimat redukcji słów. Jak pomost pomiędzy starszymi, którzy ślinią się ich bogactwem, a młodymi, którzy już dawno wyrzucili to dziedzictwo na śmietnik. Egzystujemy między klasyką, a utylitarnym wysypiskiem. Cała nasza twórczość to: chaos, dywersyfikacja postaw i miotanie się – w postindustrialnym, bałwochwalczym i plastikowym świecie. Bez ram, stylów, wzorców, inspiracji. Ich resztki, to przypadkowo zebrane okruchy samooszukiwania się. Nie jesteśmy już nawet różewiczowskimi nosorożcami. Staliśmy się genetycznie zmodyfikowaną, niezdrową efemerydą, mutantem popromiennym świata bez promieni.
Mam blisko pięćdziesiąt lat. Połowę życia żyłem tam, połowę żyję tu. Trzydzieści lat piszę, a jednocześnie żyję w brutalnym, realnym świecie homo oeconomicus. Nastały czasy dzikiego materializmu, zgoła niedialektycznego. Moja świadomość pozostała jednak wciąż w zmysłowości wiary i czucia silnej mówiących do mnie, niźli mędrca szkiełko i oko. Czuję się niejako skazańcem wizji. Żołnierzem transformacji. Składam broń. Zostaje mi już tylko pisanie. To taka Ucieczka z kina Wolność. Tam na jawie pojawiły się sny, a nowy cenzor stał przed złotymi drzwiami. I już nie wiem dokąd uciekłem.
Moja terapia fotografią, wedle słów przyjaciela, Eryka Ostrowskiego, poszukuje jakiegoś absolutnego piękna. Moja rekonwalescencja poetycka jednak drży. Tapla się w brudzie braku nadziei oraz w mantrycznym oczyszczaniu duszy. Walczę o normalność nic o niej nie wiedząc. Słów mam coraz mniej. Każde puste jak dni, które znikają w perfekcyjnie zaprogramowanym świecie materii. Po co dalej pisać? Nie wiem. Zwijam się w kłębek tego pisania i czekam. Na co? Też nie wiem. Czekam na jakąś szansę oczyszczenia z grzechów, których nie popełniłem. Zostałem w nie wtłoczony siłą czasów i wydarzeń. Decyzję podjęli inni.
Kiedy Andrzej Gnarowski dokonał wyboru wierszy pomyślałem o tej drodze i o jej ewolucji. Nie dostrzegłem jej. Rewolucji też nie. Może jakiś okruch przepoczwarzenia się, nasiąknięcia ludźmi, których w życiu spotkałem, a którzy spotkali mnie i coś zasiali. Oni na te wiersze wpłynęli. Odnoszę wrażenie, że są coraz bardziej szorstkie, będąc zarazem bardziej prawdziwymi. Coś we mnie stale umiera, ale nie wiem, czy z tej drogi ku śmierci wytryśnie poezja nowa, prawdziwa. Jak mam być? Dla kogo i przez kogo. Jedno jest dla mnie jasne – jestem dla Przyjaciela i Żony – Jadwigi. Ale sztuka to coś więcej niż nasza ludzka przyjaźń i miłość. Ona przekracza nas swoją potęgą.
Zanikam więc w jej paranoi odnajdując utracony szlak w małych radościach. Taką radością jest między innymi nawet chropowaty, surowy i czerstwy wiersz, po którym ktoś – ktokolwiek – podejmuje jakikolwiek dialog. Tak się czasem wydarza. Staram się na to chuchać i dmuchać. Na tę iskrę. Szukać jej, bronić i pielęgnować. Dialog czyli spotkanie. Bo to czego nam najbardziej potrzeba w tym świecie to spotkanie z drugim człowiekiem. I dobroć. Jak pisał Norwid – zostanie po nas Poezja i Dobroć. I podobno więcej nic...
Poezję znajdziesz wszędzie – jeśli chcesz. Z dobrocią rzecz bywa bardziej skomplikowana. Czyż zło nie jest jedynie brakiem dobra? Nie wierzę w zło. Nie wierzę w przypadek. Nie wierzę też w siebie. Wierzę w szukanie poezji. W jej ważną Treść i w jej moc. Wiem, że nie pochodzi z materii. Materia przemija – poezja nie.
To chyba podstawowa przyczyna do dalszego pisania. Pisania swoim własnym życiem. W tym kontekście poezja jest formą cyrografu. To taki boski cyrograf, choć Boga w to nie mieszajmy. Jego milczenie też składa się ze Słów.
Andrzej Walter