Wojciech Kajtoch, Listy z Moskwy. Powieść epistolarna. Wydawnictwo Aureus, Kraków 2015, s. 126.
Wojciech KAJTOCH (ur. 1957) jest samodzielnym pracownikiem naukowym, krytykiem literackim i poetą. Kieruje Zakładem Semiotyki Mediów i Komunikacji Wizualnej Instytutu Dziennikarstwa, Mediów i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wydał między innymi: „Bracia Strugaccy (zarys twórczości)”, Kraków 1992; „Pisarze wobec innych światów swoich epok...”, Kraków 1994; „Presymbolizm, symbolizm, neosymbolizm... Rzecz o czytaniu wierszy”, Kraków 1996; „Świat prasy alternatywnej w zwierciadle jej słownictwa”, Kraków 1999; „Językowe obrazy świata i człowieka w prasie młodzieżowej i alternatywnej” (t. l i t. 2), Kraków 2008; „O prozie i poezji. Wybór szkiców i esejów z lat 1980-2010”, Częstochowa 2011, „Szkice polonistyczno-rusycystyczne”, Olsztyn 2015, „Szkice o fantastyce”, Stawiguda 2015 i tomiki wierszy. Jego prace publikowano m.in. w Melbourne, Houston, Moskwie, Doniecku, Belgradzie i syberyjskim Abakanie – po angielsku, rosyjsku i serb-sku. Jest redaktorem naczelnym „Zeszytów Prasoznawczych”. „Listy z Moskwy” to jego debiut powieściowy.
„Spotkanie z Moskwą było czymś tak gwałtownym, że dopiero po 6 dniach pobytu zdobyłem się na to, by siąść do maszyny. I nie było zaskoczeniem, że jest to taki dziwny kraj, gdzie wszyscy – nawet małe dzieci – mówią po rosyjsku (dzieci zresztą, bez wątpienia, mówią najładniej). Chodzi o to, że Moskwa ma te skromne 8 milionów, a ja dotychczas znałem zaledwie – milionową Warszawę. Skutki są takie, że wśród tych tłumów ludzi, mając do wyboru kilkaset chyba linii autobusowych, tramwajowych i trolejbusowych, ze dwadzieścia linii metra (nie widziałem jeszcze czegoś tak sensownie urządzonego i sprawnie działającego jak metro – jeśli o komunikację chodzi) i elektryczną kolej, i mając do pokonania olbrzymie odległości w pewnym momencie poczułem się zupełnie zagubiony. Na szczęście jeden z kolegów zna nieco Moskwę, ale i tak załatwienie najprostszej sprawy trwa jeszcze cały dzień. A to wszystko w warunkach idealnie punktualnych przejazdów, A spraw do załatwienia jest sporo”.
Robert Feszak, Wnętrza gór. Redakcja: Bogdan Zadura, Dorota Koman. Obraz na okładce: Izabela Ołdak Anastasis z cyklu Krajobrazy. Zdjęcie autora: Łukasz Jaros. Wydawca: Miasto Radomsko. Współpraca wydawnicza: Instytut Technologii Eksploatacji – PIN w Radomiu, Radomsko 2015, s. 64.
Nagroda główna VII Międzynarodowego Konkursu Poetyckiego im. Tadeusza Różewicza w Radomsku.
Anna Landzwójczak, Papierowy smak. Redakcja: Zdzisława Jaskulska-Kaczmarek. Projekt okładki: Krzysztof Kowalczyk. Opieka edytorska: Waldemar Taurogiński. Korekta: Danuta Makaruk. Wydawnictwo TAWA Taurogiński Waldemar, Chełm-Poznań 2015, s. 68.
Anna Landzwójczak – absolwentka Politechniki Poznańskiej, nauczycielka, poetka, członkini Poznańskiego Oddziału ZLP. Debiutowała w 1984 roku wierszem o Głogowie, który wydrukowano w tygodniku "Konkrety". Debiut książkowy to Stawiam na siebie (2001). W latach 1986-1994 czynnie uczestniczyła w spotkaniach Klubu Literackiego Pałacu Kultury w Poznaniu. Obecnie związana z Kołem Literackim przy Klubie Nauczycieli Miasta Poznania. Autorka tomików poezji: Stawiam na siebie, Po bezdrożach, Ponad siebie, Zanim nadejdzie.
Jurata Bogna Serafińska, Międzyepoka. Eseje. Wstęp: Andrzej Zaniewski. Opracowanie graficzne: Maciej Penar. Portret autorki: Zbigniew Kresowaty. Autorzy eXlibisów: Zbigniew Kresowaty i Jerzy Napieracz. Wydawnictwo ALMAGRAF, Krosno 2015, s. 120.
„Sztuka tworzenia eseju wymaga od autora nie tylko talentu i wrażliwości, lecz również wiedzy, zarówno psychologicznej –trzeba przecież przewidzieć jak zareaguje czytelnik – jak i konkretnej, szczegółowej, encyklopedycznej... esej bowiem – ten najbardziej popularny – przypomina „montaż atrakcji” i wiąże ze sobą odbiorcę, wywołując stan konieczności poznania tekstu natychmiast od A do ZET.
Zbiór esejów Juraty Bogny Serafińskiej, znanej poetki i powieściopisarki, a także absolwentki Wydziału Filozofii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, to nie tylko rozległa panorama wydarzeń, zjawisk i sylwetek, lecz również fascynująca wyprawa w przeszłość, w bliższe i dalsze obszary historii. Najważniejsze wydaje się jednak spojrzenie w przyszłość, niespokojne, może nawet zalęknione, spowodowane złożoną sytuacją geopolityczną, zmaganiem cywilizacji, nietolerancją, czy wręcz nienawiścią, a także – niestety – naszą obojętnością, ignorancją, cynizmem postaw życiowych i skłonnością do zapominania, lekceważenia, odtrącania...". [...]
Ze wstępu Andrzeja Zaniewskiego
Jurata Bogna Serafińska, Kosmiczny żyrandol. Opowiadania. Opracowanie graficzne: Maciej Penar. Portret autorki i exlibris: Zbigniew Kresowaty. Fotografie: Jurata Bogna Serafińska. Wydawnictwo ALMAGRAF, Krosno 2015, s. 106.
Od Wydawcy
„Z prawdziwą przyjemnością przekazuję w Wasze ręce, drodzy Czytelnicy, kolejne dzieło Juraty Bogny Serafińskiej. Jest to już siódma książka tej wytrawnej mistrzyni pióra, którą miało zaszczyt przygotować do druku krośnieńskie wydawnictwo Armagraf.
Tym razem kreatywna pisarka postanowiła uraczyć nas... wielosmakowym, wybornym słonecznikiem – wszak każde z zamieszczonych opowiadań porównać można do jadalnego nasionka tego magicznego kwiatu. Pozwalam sobie na to swoiste porównanie z uwagi na słonecznikowy motyw przewodni przewijający się zarówno w tytułowym opowiadaniu, jak i na delikatnie dopełniających treść zbioru fotografiach. Każde z wyłuskanych spośród kart książki ziarenek smakuje i pachnie inaczej... Choć dominuje gorycz, subtelnie dawkowana słodko-kwaśna ironia sprawia, iż uczta okazuje się wykwintna.
Nie zamierzam silić się na drętwe „analizy dzieła literackiego” czy doszukiwać jakiegokolwiek drugiego dna. Autorka pozostawia nam swobodę interpretacji każdej z misternie skonstruowanych
opowieści – i niechaj każdy z czytających spróbuje dociec (o ile czuje taką potrzebę), które z wątków są „z życia wzięte”, a które zrodziły się w bogatej fantazji JBS. Najprościej jednak będzie po prostu usiąść w... ciszy, po kolacji i w blasku kosmicznego żyrandola otworzyć książkę, by delektować się do woli...”.
Dobrej lektury!
Maciej Penar
Kazimierz Arendt, Moja Hellada. Przekład na grecki: Ares Chadzinikolau. Projekt okładki i zdjęcia: Ares Chadzinikolau. Konsultacja poetycka: Opracowanie redakcyjne: Jerzy Dobrzański. Projekt okładki: Mariusz Czak. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 2015, s. 208.
Najnowszy, dwujęzyczny tom wierszy Kazimierza Arendta pt. Moja Hellada jest książką szczególną. Poeta zafascynowany starożytną (ale przecież nie tylko) Grecją, z wielkim emocjonalnym zaangażowaniem oddaje piękno tego zakątka świata. Robi to przy tym bardzo subtelnie. Arendt jest świetnym obserwatorem, więc jego spostrzeżenia są wyjątkowe. Smaczku książce nadaje fakt, że przełożył ją na język grecki Ares Chadzinikolau, poeta, tłumacz, znawca literatury greckiej.
Maria Mistrioti – poetka, dziennikarka i krytyk literacki z Chalkidy tak pisze o tej książce: Ten tomik jest hymnem na cześć boskiej i marzycielskiej Grecji. Kazimierz Arendt, poeta miłujący Grecję, czuje się, jakby to ona go zrodziła i była jego ojczyzną. Nawet jego żyły przepełnione są Grecją i wraz z tłumaczem i poetą Aresem Chadzinikolau ofiarowali swój podziw i miłość ziemi, która stworzyła europejską i światową kulturę. Jako Greczynka pragnę wyrazić moje wzruszenie, szacunek i podziękować za płomień ich serc i pasję.
Jerzy Stasiewicz, Po co komu krzyż. Redakcja: Piotr Goszczycki. Wstęp: Arkadiusz Kiński. Projekt okładki: Justyna Bartoń-Depa. Fotografie: Violetta Stasiewicz, Kamila Bartczak, Piotr Goszczycki. Seria Szlak literackiej pkp-jazdy, Pociąg nr 8. Wydawnictwo Komograf, Warszawa 2015, s. 128.
Wstęp
Po co komu krzyż? Jakże aktualne pytanie pojawia się już w samym tytule książki Jerzego Stasiewicza, którą miałem okazję wziąć do ręki. Dawno, bardzo dawno temu sam tytuł nie dał mi tyle do myślenia co ten dramat. Nie trzeba było zagłębiać się w karty książki, by zacząć rozmyślać nad swoim losem, swoim życiem, być może swoim cierpieniem.
W dramacie Jerzego Stasiewicza, oraz w jego poezji to pytanie jest jakby jeszcze bardziej aktualne. Jeszcze bardziej namacalne, bliskie i dające poznać się w pędzie codziennego zabiegania. Czy ktoś z nas, któryś z Czytelników jest gotów odpowiedzieć jednoznacznie na zadane pytanie? Nie sądzę. Nie wydaje mi się by człowiek mógł podjąć się tejże odpowiedzi. Homo sapiens nie uczyni tego. Nie uczyni tego z prostej przyczyny. Krzyż jest tutaj przedstawiony jako sacrum, jako wartość nadrzędna, jako „Chrystusowe cierpienie”. A któż z nas ma odwagę porównać swoje ziemskie wędrówki do cierpień Boga, mimo że „życie na ziemi to bezustanne cierpienie”?
Poezja jest jeszcze bardziej dosłowna. „Wywodzę się z cmentarza”, słowa te mogą określić naprawdę wiele, mogą przedstawić człowieka bardzo jednoznacznie, ale również mogą odwołać się w swej jednoznaczności do słów, które każdy z nas zapewne zna dobrze z Księgi Rodzaju, Upadku pierwszych ludzi: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz”. „Ojciec i dziad to grabarze”. Nie zamierzam analizować Jerzego, to zostawiam Czytelnikowi, ale moim zdaniem w swej prostocie można wyczytać dużo więcej niż „czytelne” przesłanie.
Jerzy jest doskonałym analizatorem przeszłości. Pokazuje nam, przybliża Czytelnikowi miniony czas. Sam w tym misterium przeszłości próbuje siebie odnaleźć, usadowić wśród tamtych ludzi, tamtego czasu, tamtych wydarzeń i zdarzeń. „Wierzę że gdzieś tam / odnajdę siebie / żyjącego wśród umarłych”. Szuka siebie, szukając pokazuje odbiorcom jego poezji, iż powinniśmy postępować podobnie. „Dorosłem”, w obecnym świecie nie wiele możemy odnaleźć wartości, nie wiele z tego sacrum jesteśmy w stanie wydobyć, nie wiele rzeczy może sprawić iż poczujemy się prawdziwymi ludźmi. A z wartościami ziemskimi jest trochę jak z kopaniem dołu: „sam człowiek nie podoła kopaniu / dołu na pół setki zwłok!”
Jerzy jest wielkim mistrzem w rozliczaniu przeszłości, l naprawdę nie trzeba, wręcz nie wypada komentować jego słów: „Prośmy Boga o wieczny odpoczynek / uklęknijmy bijąc się w piersi / ta śmierć była nam na rękę”. Każdy z nas prędzej czy później stanie przed obliczem Boga, każdy z nas będzie musiał rozliczyć się z ziemskiej wędrówki. Ale czy każdy w pełni świadomie dzisiaj może to uczynić? Nie wydaje mi się. Zabiegani jesteśmy. Zaaferowani tym co dzieje się wokół nas, wielokrotnie nie dotycząc naszej osoby, ale zainteresowani ludzkimi szczęściami i nieszczęściami. Nie myślimy o śmierci, nie myślimy o życiu po tamtej stronie, a Jerzy uświadamia nas, iż ludzkie losy to nie tylko to co tu i teraz. On zdaje sobie sprawę jak mało kto z ludzkiej ułomności. Być może doświadczenia życiowe, być może jego losy, być może wychowanie, nie zmienia to faktu, że „Widzę gwiazdę. To nie betlejemska. Gwiazda wiecznego tułacza, od łona matki aż po grób, gdzieś na dzikich polach, który przywoła Wędrowca niespodziewanie jak każdego. / Z planami na jutro.”
Czy któryś z Was, drogi Czytelniku, ma odwagę to skomentować? ja tylko mogę pochylić głowę, posypać popiołem i powiedzieć z ogromną estymą „prochem jestem i w proch się obrócę”. I czytam po raz kolejny, sięgam ponownie po tę pozycję znajdującą się w wyjątkowym miejscu na półce z moimi książkami i po raz kolejny, setny, tysięczny, może nawet milionowy, zadaję sobie pytanie „po co komu krzyż?”
Arkadiusz Kiński