Andrzej Dębkowski
Odszedł poeta niestrudzony
1 kwietnia br. zmarł Stanisław Nyczaj, poeta, krytyk literacki, prezes kieleckiego oddziału Związku Literatów Polskich. Niestrudzony promotor twórczości świętokrzyskich literatów. Niektórzy nazywali go „ojcem chrzestnym” świętokrzyskich poetów i prozaików i pewnie coś w tym jest...
Staszka Nyczaja poznałem na początku lat 90. W Warszawie. W Domu Literatury. Podczas Warszawskiej Jesieni Poezji. To był czas rodzącej się nowej Polski po latach realnego socjalizmu. Takie zauroczenie się nową rzeczywistością, bez cenzury, bez patrzenia pisarzom na ręce, a raczej na pióra i długopisy, bo na pewno wtedy nie na klawiatury komputerów... Przyciągnęły mnie do niego jego opowieści. A lubił gawędzić – głównie o literaturze, o niekończących się pomysłach na książki, działania okołoliterackie, no i oczywiście o jego dramatycznych losach w czasie wojny, gdy był operowany na kataraktę, a dookoła słychać było wybuchy bomb. Te wszystkie wojenne przeżycia wielokrotnie opisywał w swoich wierszach.
Sasiu Nyczaj pochodził z Kresów, gdzie urodził się w 1943 roku w Nowicy. Po wojnie los rzucił go na ziemie odzyskanie, na Opolszczyznę. W Opolu skończył filologię polską w Wyższej Szkole Pedagogicznej im. Powstańców Śląskich (obecnie Uniwersytet Opolski). W tamtym czasie brał czynny udział w życiu kulturalnym miasta. Debiutował w 1964 roku w piśmie studenckim „Nasze Sprawy”. Jego teksty ukazywały się również w miesięczniku „Opole” i „Kwartalniku Nauczyciela Opolskiego”. Można powiedzieć, że już wtedy przewodził ówczesnemu środowisku młodych literatów – był przewodniczącym Opolskiego Ośrodka Korespondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy, wiceprzewodniczącym Klubu Literackiego Związku Nauczycielstwa Polskiego oraz przewodniczącym Koła Młodych przy Opolskim Oddziale Związku Literatów Polskich.
Do Kielc przeniósł się w 1972 roku i jako niespokojny od razu duch rzucił się w wir świętokrzyskiej kultury. To głównie on przyczynił się do powstania Kieleckiego Oddziału Związku Literatów Polskich, któremu szefował nieprzerwanie od 1996 roku.
Był człowiekiem pragnącym tworzyć platformy dyskusji kulturalnych, starał się utrzymywać równowagę literackich charakterów – tak bardzo różniących się wrażliwością i trudnym indywidualizmem. Zawsze starał się godzić, a nie dzielić, bo doskonale wiedział, że ludzie sztuki, kultury, nie są łatwi we społecznym współżyciu. Powtarzał mi to wielokrotnie, kiedy dzwonił do mnie z propozycjami druku swoich materiałów w „Gazecie Kulturalnej”, bądź kiedy prosił mnie o materiały do jego „Kwartalnika Świętokrzyskiego”.
Jego niebywała żywotność powodowała, że nie dawał wytchnienia sobie i innym. Organizował problemowe sesje literackie, plenery literacko-plastycznych, spotkania w ramach Świętokrzyskiej Wiosny Literackiej czy ogólnopolskie seminaria z udziałem pisarzy niewidomych i niedowidzących. Sam wielokrotnie uczestniczyłem w literackich spotkaniach czy to w Ciekotach czy Zagnańsku.
Przez całe swoje twórcze życie poszukiwał nowych form literackich. Aż w końcu chyba odnalazł – połączył poezję z ekologią. Można śmiało powiedzieć, że był prekursorem ekopoezji. Sam przyznał mi się kiedyś, że chyba coś w tym musi być, bo skoro tylu ludzi mówi mi, o tej mojej ekopoezji, to staje się to dla mnie szalenie zobowiązujące, więc będę się tego trzymał...
Myślę, że miałem dużo szczęście, że los złączył nas na literackiej drodze, nie tylko wtedy, kiedy w hotelowych pokojach Poznania, Warszawy czy Polanicy Zdroju gawędzilismy przy czeremchówce i żołądkowej gorzkiej, kiedy wielokrotnie szukaliśmy domów kultury czy bibliotek, wspólnie udając się na liczne spotkania autorskie, ale przede wszystkim za te wszystkie rozmowy, jakże sympatyczne, mądre i pouczające...
Ostatni raz widziałem Stasia w 2020 roku podczas uroczystości w auli Domu Literatury w Warszawie, kiedy odbierał Srebrny Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, a ja kilka chwil wcześniej w Stawisku Nagrodę im. Jarosława Iwaszkiewicza. Był wtedy – jak zwykle – ze swoją żoną Irenką, niezwykle żywotny, głodny rozmów. Powiedział wtedy, że to odznaczenie jest dla niego niezwykle ważne, bo to docenienie mojej dotychczasowej działalności twórczej i społecznej, animatora. Jest to też zachęta do tego, by działać dalej, robić więcej.
Rację ma Szczęsny Wroński – poeta, prozaik, aktor, reżyser i animator kultury, który powiedział, że choć zna wiele osób, to drugiej takiej pracowitej jak Stanisław Nyczaj nie spotkał. O takiej wielkiej żarliwości, oddaniu, wręcz miłości do literatury i ludzi piszących. To absolutnie niezwykła postać.
Wielka to strata i wielka szkoda, że nie będzie już nam dane razem zmieniać ten nasz współczesny, literacki świat...
Andrzej Dębkowski
Czekamy na zgłoszenia
Małopolska Nagroda Poetycka „Źródło” 2022
Konkurs ma charakter ogólnopolski, otwarty. Mogą w nim brać udział osoby pełnoletnie, zarówno poeci polscy z kraju, jak i z zagranicy.
Tematyka utworów powinna nawiązywać do idei Konkursu. Mile widziane są wiersze inspirowane nazwą Konkursu Poetyckiego „Źródło” i jego mottem. Forma utworów jest dowolna. W tym roku ze względu na panujące obostrzenia podjęliśmy decyzję o przyjmowaniu zgłoszeń wyłącznie drogą e-mailową.
Warunkiem udziału w Konkursie Poetyckim jest nadesłanie do Organizatora od trzech do czterech utworów poetyckich. Prace konkursowe powinny być przesłane w postaci plików pdf opatrzonych godłem słownym i tytułem, a w przypadku braku tytułu pierwszym wersem (każdy wiersz w osobnym pliku). Rękopisy nie będą brane pod uwagę.
Uwaga! Utwory nie mogą być wcześniej publikowane ani nagradzane w innych konkursach. Pod pojęciem „publikacji” rozumie się wydawnictwa zwarte (wydane drukiem książki, czasopisma oraz antologie wierszy).
Prawidłowo przygotowane zgłoszenie do konkursu powinno zawierać:
a) prace konkursowe jak opisano w pkt 4-8 Regulaminu;
b) skan lub zdjęcie odręcznie podpisanego Oświadczenia o akceptacji Regulaminu Konkursu Poetyckiego oraz zgody na wykorzystanie prac konkursowych i wizerunku;
c) skan lub zdjęcie podpisanej odręcznie informacji o przetwarzaniu danych, zgodnie z RODO;
d) skan lub zdjęcie wypełnionego i podpisanego odręcznie formularza z danymi osobowymi;
e) skan, zdjęcie lub dokument pdf wygenerowany z banku – potwierdzenie dokonania opłaty akredytacyjnej.
Każdy uczestnik Konkursu Poetyckiego zobowiązany jest do wniesienia opłaty akredytacyjnej w wysokości 30 zł. Opłatę akredytacyjną należy wpłacać na rachunek Organizatora na konto i w sposób opisany w Regulaminie. Prace osób, które nie wniosły opłaty akredytacyjnej nie zostaną dopuszczone do konkursu.
Skład jury konkursowego: Józef Baran – poeta, prozaik, autor ponad 30 książek, juror wielu konkursów poetyckich (przewodniczący Jury). Jadwiga Malina – poetka, animatorka kultury, sekretarz Krakowskiego Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Beata Paluch – aktorka Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, interpretatorka poezji. Adam Ziemianin – poeta, dziennikarz, twórca inspirujący wykonawców poezji śpiewanej.
Laureaci Konkursu Poetyckiego zostaną uhonorowani nagrodami i wyróżnieniami pieniężnymi o łącznej puli 9 tys. złotych: I nagroda – 3 000 zł; II nagroda – 2 000 zł; III nagroda – 1 000 zł; 5 wyróżnień po 500 zł oraz Nagroda Specjalna za utwór związany z regionem Małopolski.
Jury zastrzega sobie prawo do innego podziału nagród.
Prace konkursowe powinny być przesłane do 25 czerwca 2022 roku (sobota) na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. z dopiskiem: Nagroda Poetycka „Źródło”. Prace nadesłane po ww. terminie nie wezmą udziału w Konkursie Poetyckim.
Opłatę akredytacyjną należy wpłacić do 25 czerwca 2022 roku na konto Organizatora podane w Regulaminie.
Rozstrzygnięcie Konkursu Poetyckiego i wręczenie nagród nastąpi w październiku 2022 roku podczas uroczystej gali.
Informacje szczegółowe dotyczące gali zamieszczone zostaną: na stronie Organizatora: csm.tarnow.pl; na oficjalnym portalu internetowym Gminy Borzęcin: borzecin.pl; na oficjalnym profilu społecznościowym Konkursu: https://www.facebook.com/nagrodazrodlo; na oficjalnym profilu społecznościowym Gminy Borzęcin: https://www.facebook.com/borzecingok/
Kontakt:
Informacji na temat Konkursu Poetyckiego udziela Biuro Organizacyjne:
Karolina Szymańska, tel. 14 633-46-11, e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Agnieszka Latała, tel. 14 633-46-11, e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Piotr Kania, tel. 14 68-46-013; e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Andrzej Walter
Raz ukraińskie poproszę
Nie mam słusznych poglądów na wszystko. Boję się tej wojny, lękam się tego świata, pochylam się nad jego przyszłością i widzę gęstą mgłę niepewności, obaw, nieposkromionych upiorów przeszłości wymykających się nam spod kontroli. Dlatego czepiam się pozytywów. Czepiam się krzepiących wieści. Okruchów nadziei. Potem z chaosu informacji wyławiam te, które dodają otuchy, te, które sugerują, że przecież można zwyciężyć – czy będą tu jacyś wygrani? Czy to się może jeszcze dobrze skończyć? Czy jest jakaś szansa na znowu normalny świat? Nikt nie zna odpowiedzi na te elementarne pytania, które stawia dziś niemal większość z nas.
Niby Dawid walczy z Goliatem, lecz w tej wojnie nic nie jest do końca zdefiniowane, z góry ustalone, nic nie jest pewne i przewidywalne, przed oczami stają nam setki obrazów, słów i komentarzy, a odszukanie w nich prawdy graniczy niemal z cudem. Może więc lepiej zanurzyć się w wiersz Sierhieja Żadana w przekładzie Bohdana Zadury...
Za dużo polityki, we wszystkim – za dużo polityki.
Życie nie potrzebuje takiej ilości naszych poprawek.
Poeci wpychają politykę w życie
jak pięść w rękawicę bokserską.
Podczas gdy delikatni czytelnicy narzekają:
znowu polityka, oni znowu o niej piszą.
We wszystkim za dużo jest polityki – narzekają czytelnicy –
lepiej porozmawiajmy o niebie nad miastem.
Takie piękne wysokie jest niebo tego roku.
Porozmawiajmy o tym, jak ono
odbija się w oku kobiety.
Dobrze – porozmawiajmy o niebie w oku kobiety.
Martwe kobiece oko, w którym o poranku
odbijają się przelatujące ptaki,
a w nocy odbijają się północne gwiazdozbiory.
Czerwone od gorącego zachodu słońca,
tęczowe od porannych deszczów,
oko, które patrzy z perspektywy śmierci –
porozmawiajmy o nim.
Albo porozmawiajmy o przyszłości.
W przyszłości będzie wysokie piękne niebo.
Nasze dzieci będą silniejsze od nas.
Dlaczego poeci nie mówią o zapiekłej
dziecięcej beztrosce?
Tak przecież jest – nasze dzieci dobrze znają cenę obywatelskości,
dzieci, które wybierając między zaufaniem a bezpieczeństwem,
od teraz zawsze będą wybierały suchą piwnicę przeciwlotniczego schronu.
Czemu z nimi nie rozmawiają poeci?
Czemu poetom lepiej wychodzi rozmowa o trupach?
Czemu im tak dobrze wychodzi usprawiedliwianie
bezradności dorosłych?
Porozmawiajmy przynajmniej z tymi, którzy przeżyli.
Jeżeli już się nam nie udało dogadać z umarłymi.
Jeśli nie udało się podyskutować z powieszonymi i uduszonymi.
Jak można mówić o polityce w kraju,
który rani dziąsła własnym językiem?
Najdostępniejszym manifestem jest rąbane mięso, które
wykłada się rano na targach, jak prasę.
Najbardziej przekonującymi rymami są równe i głuche
automatyczne serie, którymi dobijają
ranne zwierzęta.
Wszyscy byli uprzedzeni.
Wszyscy znali warunki umowy.
Wszyscy wiedzieli, że przyjdzie zapłacić niepomiernie wysoką cenę.
Mówcie teraz, że tam było za dużo polityki.
Mówcie teraz o słonecznych horyzontach.
Spływają ostatnie śniegi.
Dopisują się najstraszniejsze książki.
Kraj jak rzeka powraca w swoje brzegi,
pogłębia koryto,
boleśnie dorasta do swojej nawigacji.
* * *
Bądźmy odważni tego lata.
Bądźmy cierpliwi,
bądźmy hojni.
Bądźmy gotowi zobaczyć cień śmierci
w suchych podlotkowych postaciach
tegorocznych słoneczników.
Kto wspomni to lato za jakieś dziesięć lat?
Kto wspomni samotne rozpalone
słońce jego poranków?
Kto wspomni, jak tracił dech latem 18-go
od domysłów i przeczuć,
od strachu i szczęścia?
Wieczne polowanie na płochliwą boską zdobycz.
Wieczne przeglądanie rzecznego dna,
wieczne oddychanie trzcin.
Gonitwa tych niewesołych czasów.
Epoka łowców ptaków,
którzy trafiają
we własne pułapki.
Kto pierwszy zobaczy mróz na sierpniowej trawie?
Tak kochać można tylko ciebie
w tych pustych miastach,
tego surowego lata.
Czterej kapitanowie wynoszą słońce
na szpitalny cmentarz.
Zaczynają się nowe czasy,
zbiera się plony historii.
Napisałem Wam kiedyś, że nadciąga wojna, że ten wiek, wiek XXI jeszcze się nawet nie rozpoczął, jeszcze nie nadszedł, nie zagnieździł się, nie narodził. To już nieaktualne, nieważne, nieistotne. Oto mamy ten nowy wiek. Mamy go pod ręką, na tacy, podany saute. Mamy nowego potwora i nowego szaleńca, który podpalił ten świat. Jak się okazało historia wcale, a wcale się nie skończyła. Czasy też się nie skończyły. Nowy wspaniały świat wcale nie nadszedł, a nadeszło zło i zniszczenie. Katastrofa i destrukcja. Nihilizm oraz początek końca. Końca tego świata? Końca ludzkości? Końca tego, co dobrze znaliśmy? A może my niczego nie znaliśmy, tylko osiedliśmy na mieliźnie „świętego spokoju”, na brzegu nieistniejącej krainy dobrobytu i dobrostanu, na łachach rozleniwienia higieną i bezpieczeństwem, kreowanym nachalnie poprzez skostniałe instytucje do naszych uwolnionych od myślenia umysłów? Covid był tylko wstępem, prologiem i preludium do tego, co właśnie zaczyna następować?
Zapytam się Was... ależ tak, właśnie Was się zapytam: o co toczy się ta wojna? Dlaczego strzelają, niszczą, bombardują, zabijają? W jakim celu? Po co? Komu jest to potrzebne?
Dlaczego nie zjem już pierogów ruskich okraszonych śmietanką, od teraz będą już tylko pierogi ukraińskie i słowa ukraińskie, i sława Ukrainie, i sława bohaterom.
I tamten świat odejdzie w niepamięć, a nastanie nowy świat. Nastanie?
Zaczynają się nowe czasy. Zbiera się plony historii. Kiedy to się wszystko zaczęło? Kiedy zburzono berliński mur? Kiedy powiedziano o czymś i o kimś – imperium zła? Kiedy gwiezdne wojny rozmontowały Związek oraz... ducha rewolucji? Czy kiedy runęły dwie wieże? A może jeszcze później? A może jeszcze wcześniej? Kiedy kultywowano spartańskie wychowanie w szkole KGB, kiedy wzorem Hitlerjugend szkolono człowieka bez właściwości, z jednym przesłaniem – unicestwić wroga.
A może zaczęło się to wraz z postępem, kiedy demontowano słowa, literaturę spychając do kątów, poezję wymazując z mapy świata, a pisarzy wyrzucając do zbioru ludzi gorszej kategorii. Kiedy w ten właśnie sposób w białych rękawiczkach udoskonalono metodologię stosów palonych księgozbiorów, bo zakazanych lektur mamy bodaj coraz więcej, tylko że nie trzeba ich zakazywać, gdyż i tak ich już nikt nie czyta... Być może mnie poniosło? Poniosło do poszukiwania zła, w niszczeniu dobra, w niszczeniu sztuki, piękna, zachwytu, intymności spotkania z poezją właśnie...?
To nie są czasy dla poezji. To czasy wojny. Tyle, że wojna ... zawsze rodziła i rodzić będzie... poezję. Nasz przyjaciel, Sergiej Shelkovyj pisze w charkowskim schronie. Przeczytajcie poruszający wiersz Siergieja Szelkowyja, ukraińskiego poety i tłumacza, w przekładzie Antoniego Matuszkiewicza.
Nie dzwońcie do mnie zza granicy.
Ja przed wojną nie będę uciekał –
Z Ukrainy, którą zły sen niszczy,
ściąga realną drogą na dno piekieł.
Jeszcze krwawszy ogarnie nas czas,
Jeszcze nieraz będą nas zabijali.
Lecz niebo samo zatroszczy się o nas
I jak świece gwiazdy nam zapali.
I na przekór nawale drapieżnego zwierza,
Na przekór grozie odwiecznego bydła
Będzie, będzie Ukraina moja,
Przeznaczenia jej światło rozbłyska!
Nie zapraszaj mnie do ziemi piękniejszej –
Tu boleje serce me przebite.
Eloi – znowu wykrzyczę –
Eloi,
Tu są pokłady wszystkich mogił moich,
Poczęstunki wszystkie nad nimi i kwiaty.
Przypominają mi się strofy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, jego niesłychanie wstrząsający głos z płonącej Warszawy, z ginącego miasta, ginącego świata skontrastowanego z młodością i nadzieją:
I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut - zło.
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?
Może to i banalne, ale wiersz powstały 78 lat temu podpowiada mi, że nasze serce właśnie pęka. Nie potrzeba kul, coraz wymyślniejszej broni uśmiercającej hurtowo i szybko, nie potrzeba wojen, strzałów, wybuchów, wystarczy świetnie rozprzestrzeniany lęk, miarowo dawkowane wiadomości, ów info jazgot i zgiełk propagand, newsów i dociekań. Serca pękają i milkną.
Pozostaje nam wiara w zwycięstwo. Wiara w wolną Ukrainę, w triumf wolności nad imperium zła –
Za dużo polityki, we wszystkim – za dużo polityki.
Życie nie potrzebuje takiej ilości naszych poprawek.
Poeci wpychają politykę w życie
jak pięść w rękawicę bokserską.
raz ukraińskie poproszę (...)
Andrzej Walter
Leszek Antoni Nowak
Pabluś i przyjaciele
Z początkiem grudnia ubiegłego roku we wrocławskim wydawnictwie Questio ukazała się książka „Pabluś i przyjaciele. Przygody wrocławskiego buldożka”, przed kilku laty podyktowana mi w większej części przez Pablusia – mojego buldożka francuskiego. Książkę tę napisaliśmy z myślą o najbliższym nam – pieskach i ludziach. A skąd publikacja? Na tym miejscu zacytuję słowa Doroty Nowickiej: Pomysł na książkę zrodził się najpierw w głowie Autora, jej publikacja stała się jednak później pragnieniem szerszej publiczności. Być może trudno w to uwierzyć, lecz to właśnie mobilizacja osób pozornie niezwiązanych z Autorem była katalizatorem do działania i przyciągała coraz więcej ludzi chętnych do pomocy. Większość z nich dostrzegła w Leszku Antonim Nowaku osobę, która opisuje bliską im codzienność, przedstawianą oczyma jego psa Pablusia, przypominającego swoimi psimi zachowaniami ich własne buldogi.
A teraz słów nieco o samej książce i zawartych w niej treściach w posłowiu napisanym przez Jana Pacholskiego:
Oddając w ręce Czytelników nową książkę, redaktorzy zwykli zamieszczać w posłowiu szereg objaśnień, także odnośnie do przynależności gatunkowej świeżo wydanego dzieła, często usiłuje się też przedstawić krąg potencjalnych odbiorców. Z tym ostatnim uda się nam uporać stosunkowo najłatwiej: książka ta, pachnąca jeszcze farbą drukarską, z pewnością utrafi w gusta wszystkich miłośników psów większych i mniejszych, nie tylko buldożków, jak również do innych osób, którym nieobce jest poczucie humoru reprezentowane przez Autora (a może Autorów?); warto jednak ostrzec tych, którzy zwiedzeni atrakcyjną szatą graficzną, uznają, iż jest to pozycja dla najmłodszych Czytelników. Otóż nie, to raczej nie jest książka dla dzieci, a już z pewnością nie wszystkie jej fragmenty nadadzą się dla „naszych milusińskich”. Jeśli jednak wyrażone powyżej ostrzeżenie miałoby rozochocić Czytelnika żądnego treści nieprzyzwoitych, sprośnych i wulgarnych, również i jego będziemy musieli rozczarować: poza aluzją czy historycznym cytatem nie znajdziemy tu pożywki dla miłośników tego rodzaju treści, to zaś, co ociera się o tematykę dla dorosłych, podane jest w sposób elegancki i zawoalowany – i nie ma tego wcale dużo! Nie przeważają więc treści dla dzieci, nie dominuje też zawartość tylko dla dorosłych, a co w takim razie jest? Przede wszystkim znajdziemy tu wspaniały dialog człowieka z psem, a może raczej należałoby napisać w odwrotnej kolejności: psa z człowiekiem, gdyż to perspektywa czworonoga dominuje w narracji tej książki. Ludzki towarzysz buldożka, będącego w tym utworze głównym bohaterem, dyskretnie schodzi na plan dalszy, próbując objaśnić pieskowi ten skomplikowany świat przedziwnych istot, które miast na czterech, poruszają się na dwóch nogach. To, co z naszej wspólnej planety uczynił gatunek ludzki, uzurpując sobie prawo do bycia jedynym władcą Ziemi i zapełniając ją nieprawością, okrucieństwem i mnóstwem zła, nie mieści się w dobrodusznej głowie czworonożnego protagonisty. Buldożek Pabluś dziwi się temu światu, bestialstwu człowieka wobec przedstawicieli własnego gatunku oraz wobec innych stworzeń, a jego pan, by ukoić niespokojne kołatanie psiego serduszka, opowiada mu także wiele pozytywnych historii z dziejów psio-ludzkiej koegzystencji: o psach-bohaterach, przyjaciołach, pomocnikach, ale także o dobrych ludziach, którzy ratują czworonogi lub innych przedstawicieli swojego gatunku. Jest też sporo historii i anegdot z bliższej i dalszej przeszłości, podanych ze swadą i humorem, lecz także z nutą refleksji. Mamy nadzieję, że ten pozytywny ton zaważy na odbiorze niniejszej pozycji! Najważniejszymi fragmentami utworu, który oddajemy w ręce Czytelników, są bez wątpienia obszerne wyimki z pamiętnika głównego bohatera, spisane z psiej perspektywy, ukazujące nie tylko symbiozę czworonoga z człowiekiem, ale przede wszystkim tajemny świat relacji międzypsich: dyskusje zgranego grona przyjaciół z jednego z wrocławskich podwórek – przedstawicieli różnych znanych ras, ale także psiaków dostojnie łączących w sobie elementy różnych odmian; inaczej niż w świecie ludzi nikt nie wypomina tu nikomu jego plebejskiego czy też szlacheckiego pochodzenia, psi egalitaryzm i prawdziwie demokratyczna postawa mogłaby być przykładem dla wielu przedstawicieli gatunku homo sapiens! Nie znaczy to jednak, że koegzystencja czworonogów jawi się jako nieprzerwana sielanka: Czytelnik pamiętnika wprowadzony zostaje w istotę różnych psich sporów, ale także we wspólne przedsięwzięcia, harcerskie przygody, psów z różnych stron Polski, a nawet z zagranicy, biesiady i wycieczki oraz wiele innych wydarzeń. I choć książka ta niesie wiele treści uniwersalnych, to pozostaje ona opowieścią typowo wrocławską, osadzoną w konkretnej topografii okolic Placu Grunwaldzkiego z wplecioną w miejski krajobraz nieśpiesznie płynącą i niekoniecznie błękitno-modrą wstęgą Odry, z urastającą do rangi owianej legendami psiej tawerny restauracją „Plastyczna” w budynku Instytutu Informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego. Piesek i jego pan wyruszają też za miasto, przede wszystkim w urokliwe okolice Gór Bardzkich, nad Nysę Kłodzką, do Kamieńca Ząbkowickiego i do samych Ząbkowic Śląskich, które pojawiają się też we wspomnieniach psiego pana, opowiadanych przezeń zasłuchanemu buldożkowi, a wraz z nim Czytelnikom. To wieloraka opowieść, którą trudno wtłoczyć w ramy jednego gatunku, rodzaj literackiego kolażu, gdzie romantyczna ulotność i fragmentaryczność miesza się z pozytywistyczną relacją z wyprawy badawczej, gdzie historyczne fakty z dalszej czy bliższej przeszłości Wrocławia i Śląska przeplatają się fantastycznym światem psich przeżyć, z wizjami, projekcjami, a przede wszystkim ogromną dawką specyficznego poczucia humoru. Mamy nadzieję, że książka, którą oddajemy w ręce Czytelników, przyniesie im wiele radości i uśmiechu, ale także refleksji i zadumy nad kondycją współczesnego człowieka.