Andrzej Zaniewski
Sława, chwała... żal
Tamten czas musi istnieć takim szlakiem
Który ożyje na każde żądanie
Świadczenia o tym, że jesteś Polakiem
Że tu jest dom twój i rodziny trwanie
Anna Błachucka
Historia domaga się faktów, oczekują ich czytelnicy... chcemy wiedzieć jak najwięcej, więcej od naszych rodziców żyjących przed nami, a niemogących przebić się do archiwów, muzealnych magazynów, odkryć archeologów, pamiętników, listów...
Chcemy wiedzieć, a często i wiemy więcej o odległych w czasie wydarzeniach, od samych uczestników, od żyjących wówczas, od zapracowanych, walczących, zmęczonych... dostrzegamy szerzej, głębiej i bardziej ogólnie, indywidualne losy stają się zamglone, pochłaniane przez nurt główny, nieposkromionej rzeki czasu.
Na szczęście istnieje literatura... bo właśnie wiersz, poemat, opowiadanie, powieść, epos – jak te dzieła, pisane jeszcze niedawno „ku pokrzepieniu serc” zbliżają na nowo, otwierają kolejne drzwi domów, mieszkań, dworów, siedzib, a inaczej serc i umysłów tych wszystkich, którzy odeszli, a nadal są dla nas ważni i usiłujemy nie tylko ich poznać ale i zrozumieć.
Dzieło Anny Błachuckiej „Rodem z Kozłowa” poświęcone szlacheckiej rodzinie Rzewuskich, herbu Krzywda, rozpoczyna data 18 lutego 1843, a zamyka 30 marca 1864 – bolesny dzień rozwiązania powstańczego oddziału i pochłonięcia wiernej klaczy Strzałki przez bagienną topiel... Po czym następuje „narracyjny skok” aż do czerwca 1958, spinający symbolicznym realistycznym obrazem całość tej niezwykłej pracy literackiej i historycznej. Mamy tu bowiem powieść nowoczesną, napisaną językiem współczesnym, chociaż w dialogach niekiedy stylizowanym, dopracowaną w szczegółach, momentach, drobiazgach, a łączy w sobie cechy klasycznej opowieści środowiskowej, biografii, pamiętnika, wyrywkowego dziennika, para – apologii, celowości powstania 1863, a także – może przede wszystkim eposu z dziejów ojczyzny, przeobrażających się obecnie w mit – ogniwo w łańcuchu klęsk narodowych, porażek o dalekosiężnych a przecież nieprzewidywanych w skutkach – przebudzenie świadomości patriotycznej: kim jesteśmy? I o co walczyliśmy? I walczymy? Bowiem poruszane tu problemy to dotykanie blizn i ran bolesnych i dzisiaj.
Książka Anny Błachuckiej, złożona z rozmów, opisów, obserwacji, relacji, momentami naturalistycznych, niesie bogate i jednoznaczne przesłanie... Fundamentem, opoką, podstawą losów narodu, a więc i ojczyzny jest rodzina, ród, związek indywidualności, bohaterów, dla których ważne ssą zarówno ich własne losy jak i sytuacje otaczającej ich zbiorowości, społeczeństwa, złożonego z warstw, grup, środowisk, klas często sobie obcych i niechętnych.
Polska rozbita, podzielona, zmasakrowana po listopadowym zrywie 1830, po Wiośnie Ludów, dławiona carskimi ukazami i polityką rosyjskich urzędników to sceneria powieści, której członkowie rodu Rzewuskich starają się żyć tradycyjnie, normalnie, co nie zawsze jest możliwe w anormalnych warunkach obcej dominacji...
Istnieje jednak Kozłów – siedziba rodziny, miejsce najbliższe, najdroższe, dziedziczone z pokolenia na pokolenie... I tu w mroźną śnieżną noc 18 lutego 1843 przybywa na świat Napoleon Zygmunt Rzewuski, syn Napoleona Modesta Rzewuskiego i Henryki z Suchodolskich... Nie ma wątpliwości, że powtarzające się imię Napoleon, wiązało się z osobą wielkiego cesarza Francuzów i nadziejami na niepodległość Polski. Dzisiaj możemy mówić o intuicji – dalekowzroczności tych, którzy je nadawali swoim dzieciom... I ja myślę, że szkoda, że dziś anno domini 2024 imię Napoleon nie już tak popularne. Dzieje – życie – niespokojne losy Napoleona Zygmunta Rzewuskiego od chwili narodzin wyznaczają kształt powieści, rytm narracji jest od nich zależny... Oczywiście – jak w malarstwie obowiązuje sztafaż – rodzina, współuczestnicy studenci, przyjaciele, powstańcy, mieszczanie i chłopi, obcy – Rosjanie, walczący również po polskiej stronie, służba dworska, Żydzi... Zarysowują się przyjaźnie, rozterki, konflikty, momenty solidarności, poświęcenia i wyobcowania. Również zazdrości, podejrzliwości, zdrady. Chwilami wczytując się w barwne opisy i wyjątkowo precyzyjne relacje, czytelnik ma wrażenie, że autorka czynnie, osobiście w tych zdarzeniach uczestniczyła. W każdym bowiem momencie Anna Błachucka opiera się na faktach, ograniczając odautorską interpretację do koniecznego minimum. Wyraźnie obserwujemy to w dialogach, informujących o wydarzeniach ale również pełną napięć i emocji ekspresyjną akcję powieści, w której biografia głównego bohatera nie jest przecież fikcją, a udokumentowaną drogą życia, ściśle powiązaną z historią nie – małej Ojczyzny. Obok Kielc i Kozłowa pojawiają się Ludwików, Henryków, Małogoszcz, Chęciny, Jędrzejów, Włoszczowa... niemal cala Ziemia Świętokrzyska. Są też liczne epizody warszawskie, i to z bliskich mi okolic, z Królewskiej i Grzybowskiej.
Po krótkim, w miarę spokojnym okresie edukacji i uroczego, pogodnego życia rodzinnego, czas gwałtownie przyśpiesza... A Napoleon Zygmunt Rzewuski kończy dwadzieścia lat i jest w tzw. wieku poborowym, co dzisiaj również dla wielu rodzin staje się problemem, wobec wciąż zagrażającej wojny... W zaborze rosyjskim pobór wojskowy czyli tzw. branka – na pełnych dwadzieścia lat służby budził dosłownie popłoch... Powracających – a wielu nie powracało, ponieważ Cesarstwo prowadziło liczne wojny na wszystkich krańcach Imperium – ze świadomością utraty młodości i zmarnowanego życia, nie zawsze odnajdywali się w ojczyźnianej rzeczywistości.
Anna Błachucka ukazuje szeroką panoramę dziejów bliskich jej i dziś regionu Kozłowa, Ludwikowa, Henrykowa, Ludwinowa, ujawniając różnice w świadomości narodowej, stosunkach do rosyjskiego zaborcy, w zamierzeniach społecznych. Polityka władz cesarskich uderzała bezpośrednio w szlachtę, sprzyjając antagonizmom. Zniesienie pańszczyzny to kolejne uderzenie w świat dworów i powozów... Powstańcy walczą nie tylko z rosyjskim wojskiem... zmagają się również z nienawiścią, zdradą, obojętnością, niechęcią, głównie chłopów... Dla racjonalnie myślących Polaków udział w Powstaniu nieuchronnie prowadził do tragedii... więzienie, zsyłki, rozstrzeliwania, skrytobójstwa, powtarzające się w naszych dziejach indywidualne dramaty, próby ratowania uwięzionych. Bohaterstwo, obłęd i rozpacz.
Wstrząsające są opisy walk, pobojowisk, leśnych szpitali, opatrywanie rannych czy szycie koszul przez panie z koła miłośników teatru. I nagle te znamienne, jakże prawdziwe słowa: –wszy nie lubią jedwabiu.
Napoleon – ratujmy naszych synów – znamienne słowa skierowane do brata, ostrzegają.
W walce z wrogiem uczestniczą również kobiety, zacne niewiasty, żony, córki, matki... Anna Błachucka oddaje im należyty hołd. Po szczegółowym opisie męki porodu z pierwszych kart powieści, uczestniczą w licznych opisach, epizodach i anegdotach, jak ten o pięknej Francuzce – żonie szewca, której zdjęcie umieszczone w witrynie zakładu fotograficznego.
Jak większość ważnych i pozostających w pamięci powieści, książka Anny Błachuckiej skomponowana jest w narracyjną konstelację, ułożoną z połączonych atrakcyjną fabułą, przenikających się epizodów, zdarzeń, informacji wypowiadanych przez bohaterów... Miłość, uczucia, marzenia, tęsknoty i nadzieje, że jednak będzie inaczej i lepiej, wciąż są obecne. Pomimo pesymizmu, obojętności, a nawet wrogości trzeba się bronić, po pierwsze pozostać sobą... I nie zgadzać się z wyrokami losu ale nie zważając na zmartwienia i troski, ten los kształtować.
Autorka staje się autentycznym kronikarzem epoki, tworzy barwną opowieść o życiu niezwykłym, bolesnym i pięknym pokolenia naszych poprzedników, w tym zakątku, przeważnie skłóconej Europy. Powinniśmy pamiętać o nich, bo jesteśmy ich potomkami i odziedziczyliśmy po nich nasze charaktery – twarde, nieustępliwe, niepoddające się obcej woli. Chwytane w pośpiechu okruchy szczęścia, momenty fascynacji, zakochania, zbliżeń i pożegnań, spotkań, studenckich kawałów i drwin z zaborców, jak te z Marymontu ze szkoły, z kawiarni, z wydarzeń w teatrze – mozaika czy panorama stworzona z mistrzowskim wyczuciem i precyzją przez Annę Błachucką, fascynują i zatrzymują wrażliwego czytelnika... To wielka umiejętność odtworzyć nastrój, atmosferę, ducha czasu, opowiedzieć o tamtych dniach, godzinach, minutach, jakby uczestnicząc, widząc, pomagając... Jesteśmy w głębi świętokrzyskiej puszczy, na polanie, w partyzanckim biwaku, i w warszawskim mieszkaniu, i w dworskich pokojach. Autorka czuje się tu jakby u siebie, jakby tworzyła film... Właśnie, filmowość precyzyjnie opisywanych miejsc i zdarzeń przyciągnie być może uwagę, któregoś z młodych polskich reżyserów. Powieść Rodem z Kozłowa to niemal gotowy scenariusz atrakcyjnego, historycznego i sensacyjnego filmu. Niosąca współczesne przeslanie, wspomniane już wyżej... Troska o przyszłość naszych dzieci, chrońmy je przed wojną i zbrodniami wojennymi... „Napoleon! Ratujmy swoich synów”, to nie tylko dramatyczny głos – hasło z przeszłości, to wezwanie dla nas, usiłujących przeciwstawić się, protestować, apelować do sumień i umysłów.
Smutny, gorzki obraz powstańczej klęski: aresztowania, zsyłki, emigracja, deklaracje, listy, wspomnienia i... Kozłów... mała ojczyzna, miejsce życia i losów autorki wielkiej opowieści, sagi rodu Rzewuskich – przetrwał.
Odnajdujemy się w Polsce z roku 1958, a po opisanej epoce powstań pozostały ulotne wspomnienia i cegły – fundamentów pańskiego dworu.
„Do mnie mówią w urzędzie – proszę pani, ale jaka tam ze mnie pani” – mówi do wnuczki babcia.
Andrzej Zaniewski