Nowości książkowe

 

 

Plakat

Jerzy Fryckowski

 

Myślą o kochanku płoszymy sarny

O najnowszym tomiku Anny Giesko

 

Okoliczności powstania szkicu do tej recenzji były dość osobliwe. Przebywałem na kardiochirurgii w Słupsku. Po zabiegu zawieziono mnie na salę chorych, na której już nikogo nie było. Zabroniono mi przez cztery godziny poruszać ręką. Miałem ze sobą najnowszy tomik Anny Giesko. Czytać takie erotyki jedną ręką? Ten rodzaj czytania jest tylko dla wtajemniczonych.

Zacznę od skrzywienia zawodowego. Ciągle nie mogę zrozumieć dlaczego redaktorzy robią na okładkach błędy ortograficzne, bo tytuł z małej litery błędem ortograficznym jest. A wystarczyło dać na początku i na końcu trzy kropki i po sprawie. Szczególnie, że jest to właśnie cytat z jednego z wierszy. Głupia ta moda zaczęła się od napisów filmowych. To tam graficy wpadli na „genialny” pomysł, by imiona i nazwiska zapisywać małą literą. W każdym razie błąd jest, co mam na „piśmie”. Z plastycznego punktu widzenia okładka bardzo mi się podoba. Interpretuję ją jako próbę wydostania się z okowów własnego wnętrza, a pisanie wierszy to jeden ze sposobów, aby tego dokonać.

Tytuł „Ziemia wcale nie jest okrągła” w wypadku tych erotyków nie jest odkrywczy. I nie chodzi tu o „płaskoziemców”, którzy z amerykańskiej prerii przenieśli się na polskie salony. Kiedyś był powtarzany taki paradoks: „Ziemia jest okrągła, a ludzie kochają się po kątach”. Nie obalamy więc teorii Parmenidesa czy Pitagorasa. Stwierdzamy fakt, a tak naprawdę robi to autorka tomiku.

Tomik zawiera 43 wiersze. Wszystkie mają tytuł. Spotkałem się z taką opinią, że dobry poeta powinien umieć zatytułować każdy swój wiersz. Jak zwykle są tu dwie szkoły. Otwocka i wołomińska.

Czekałem na te wiersze 20 lat i się nie zawiodłem. To ciągle jest Ania. Delikatność zapisu i klimat. Te wiersze są ażurowe, tak je poetka buduje. Przypominają budowane studnie z zapałek, czytając, obawiamy się, że jakiś nierozważny krok zniszczy tę konstrukcję, że się rozsypie, że zburzymy coś, nad czym autorka tak usilnie pracowała.

Myślę, że tak dzisiaj pisałaby Halina Poświatowska, chociaż autorka odwołuje się w mottach aż trzykrotnie do Sylwii Plath.

Miłość, o jakiej pisze poetka, jest potężna: błękitem oczy wygładza moje zmarszczki (s. 8).

Nie tylko odmładza, ale daje tę nadzieję, że może przyjść wtedy, gdy się jej już nie spodziewamy. Nie tylko dodaje sił, ale także unieśmiertelnia albo przynajmniej pozwala tak myśleć w chwilach upojenia miłosnego: w jego ramionach ogromnieje słońce / i już nic nie może mnie zabić / i nikt już nie może mnie zranić (s. 10).

W dobie wszechogarniającego chłodu czasami może ogrzać samo spojrzenie. Ono wystarczy: dłonie grzeję / w twoim spojrzeniu (s. 11).

W wierszu „Do szpiku kości” podmiot przestrzega nas, że musimy być czujni, nie jest to jednak ta czujność o jakiej mówił Herbert. Tu mamy do czynienia z czujnością czujności. Kochanek ma ubrać kochankę w najlżejszą barwę dźwięku, a jednocześnie rozebrać z niepokoju myśli. Nie zawsze wszystko układa się tak różowo. Nawet Adama i Ewę może dopaść rozwód, gdy okazuje się, że nie można żyć samą miłością, a kosmetyki kosztują.

Ta miłość dzieje się w konkretnym miejscu i pełno w tych wierszach namacalnych konkretów. Poznajemy topografię i szczegóły. Daty, sprzęty, potrawy; jest piąta trzydzieści, jest wtorek / czwarta trzydzieści, piątek / noc, porcję wędzonego łososia, miód tymianek i podbiał, przystanek / ulica / dom, łyżka neospasminy...

A jak wygląda świat, gdy miłość odchodzi? dzisiaj już nie tańczę (s. 22) chowa do szafy sukienkę (s. 23) pusta szafa wieje chłodem / więc żadna z twoich koszul / nie spadnie na moje ciało (s. 25) bez żadnych śladów na trawie (s. 26) wątpię / to tylko teraz potrafię robić dokładnie (s. 3).

W obecnych czasach nie ma tygodnia, byśmy nie usłyszeli w telewizji lub nie przeczytali w internecie o przemocy rodziców wobec własnych dzieci. W chwili, gdy piszę te słowa, jestem po dwóch takich komunikatach. Jeden dotyczy śmierci siedmiomiesięcznego dziecka. Dzisiejsi rodzice w wielu przypadkach ani nie dorośli do rodzicielstwa, ani do człowieczeństwa.

Co może być owocem miłości, każdy wie. I wiem także doskonale to, jak bardzo przeżywamy chwile, gdy ma się okazać, że owoc tej miłości jest rumiany i zdrowy.

Skala apgar. Jak to nas wtedy interesuje. Pierwsze co robimy, to liczymy, ile dziecko ma paluszków. Podmiot liryczny wiersza „Wokół pępka” ma już to dawno za sobą. Teraz, w drugim pokoleniu, przeżywa dar narodzin wnuka. Dowiaduje się od swojej córki, że po raz kolejny zdarzył się cud. Cud powtarzany miliardy razy. Za każdym razem zadziwia i za każdym razem rodzi te same lęki.

Kiedy już nie ma szans na miłość, zawsze pozostaje osiedlowa przyjaźń (wiersz „Jesienny pejzaż z czwartego piętra”), by razem pytać już od kilkudziesięciu lat: co dalej, co jest za domami. Byliśmy wiele razy daleko stąd, ale czy wracaliśmy tacy sami? Miłość nas ubogaciła czy zostawiła w nas rany?

Tomik kończy wiersz „Kolejka do światła”. Obraz znany z opowieści tych, którzy przeżyli śmierć kliniczną. Obol jest jeszcze w dłoni i niech tak zostanie. To daje nadzieję na kolejne wiersze Anny Giesko.

Warto czekać. Nawet gdyby znów to oczekiwanie miało trwać 20 lat.

Jerzy Fryckowski

_______________

Anna Giesko, „Ziemia wcale nie jest okrągła. Wydawnictwo FONT, Poznań 2024.

 

 

Plakat

Międzynarodowa Nagroda Literacka im Zbigniewa Herberta 2024

 

Chiński poeta Yang Lian laureatem

 

Yang Lian, wybitny szwajcarsko-chiński poeta, działacz na rzecz wolności słowa, został laureatem Międzynarodowej Nagrody Literackiej im Zbigniewa Herberta 2024.

Urodził się w Bernie w Szwajcarii 1955 roku. Wychował w Pekinie, gdzie uczęszczał do szkoły podstawowej, ale jego edukację przerwał wybuch rewolucji kulturalnej po 1966 roku. W 1974 roku został wysłany do hrabstwa Changping pod Pekinem na „reedukację przez pracę”, gdzie podejmował się różnych zadań, m.in. kopania grobów. W 1977 roku, po zakończeniu rewolucji kulturalnej i śmierci Mao Zedonga, Yang wrócił do Pekinu i zaczął pisać tradycyjną chińską poezję, pracując na wsi, mimo że ten gatunek poezji został oficjalnie zakazany za rządów Mao Zedonga. W 1979 związał się z grupą poetów piszących dla pisma „Today” (Jintian), a jego styl poetycki rozwinął się w powszechny w tej grupie modernistyczny, eksperymentalny styl. Na początku lat 80. grupa „Today” wzbudziła spore kontrowersje i wówczas zaczęto jej używać początkowo obraźliwego określenia „Mgliści Poeci”. W 1983 roku wiersz Yanga „Norlang” (nazwa wodospadu w Tybecie) został skrytykowany w ramach Kampanii Przeciwko Zanieczyszczeniom Duchowym i wydano nakaz aresztowania Yanga. Udało mu się uciec po informacji od przyjaciół.

W lutym 1989 roku Yang Lian został zaproszony na stypendium wizytujące przez Uniwersytet w Auckland. Yang Lian przebywał w Auckland w Nowej Zelandii w czasie wydarzenia na Tiananmen i brał udział w protestach przeciwko działaniom chińskiego rządu. Wkrótce po 4 czerwca 1989 roku jego twórczość znalazła się w Chinach na czarnej liście, a dwa tomy jego poezji oczekujące tam na publikację zostały zniszczone. Od tego czasu został chińskim poetą na wygnaniu w Nowej Zelandii.

Yang Lian opublikował piętnaście zbiorów wierszy, dwa zbiory prozy poetyckiej, wiele esejów i jedną dużą książkę zawierającą prozę autobiograficzną w języku chińskim.

Przetłumaczył wszystkie dzieła George'a Orwella na język chiński (jeszcze niepublikowane ze względu na niedawną cenzurę w Chinach). Jego najnowsza książka w języku angielskim to The Third Shore, antologia wzajemnych tłumaczeń chińskich i angielskich poetów, opublikowana przez Shearsman Books (Wielka Brytania) i Eastern Chinese Normal University Press (Chiny).

Yang Lian był stypendystą pisarzy w Australii, Stanach Zjednoczonych, Włoszech i Niemczech oraz dużo podróżował.

Chociaż zachował obywatelstwo Nowej Zelandii, a później został także obywatelem brytyjskim, obecnie mieszka w Berlinie i Londynie. Jest profesorem gościnnym Uniwersytetu Artystycznego w Nanjing, The Arts College na Uniwersytecie w Hebei i Uniwersytetu Yangzhou. Od 2014 roku jest zapraszany jako wybitny profesor i pisarz-rezydent na Uniwersytecie Shantou w prowincji Guangdong w Chinach.

W 2013 roku został zaproszony do członkostwa Norweskiej Akademii Literatury i Wolności Słowa.

Źródło fotografii: https://www.facebook.com/profile.php?id=100011382453516

 

 

Plakat

Krystyna Cel

 

Zakorzenieni w istnieniu

 

Najnowszy tomik wierszy Benedykta Kozieła pokazuje, że autor pozostaje wierny nadrzędnemu tematowi swojej poezji (można go nazwać nawet tematem wiodącym), a jest nim egzystencjalna i filozoficzna ścieżka zadumy nad tajemnicą i sensem naszego istnienia. Podmiot liryczny bacznie obserwuje rzeczywistość i dany mu czas oraz przestrzeń, dostrzega zachodzące zmiany dokonujące się równolegle z niewzruszonością świata, a nawet jego obojętnością. Na tej metafizycznej ścieżce towarzyszą mu nieodłączne już znaki zapytania, o które ustawicznie się potyka wpisany w „krzywioną przestrzeń / powierzony zamysł / kwadraturę koła”. Próbuje to swoje uczestnictwo w tym, co odwieczne racjonalnie uzasadnić, ale zdaje sobie sprawę, że może, co najwyżej, pozostać „w granicach percepcji / paradoksach zrozumienia”. Utożsamia się z tymi, co przed nim, w minionych już pokoleniach, nieśli to swoje istnienie i na „drogach dróg” szukali, skazani na świadomość, odpowiedzi na niezgłębioną zagadkę tego, co doczesne i tego, co wieczne.

W wielu wierszach B. Kozieła podmiot liryczny wypowiada się w pierwszej osobie liczby mnogiej np. idziemy, spostrzegamy, formujemy, otwieramy. Zapewne jest to świadomy zabieg autora mający sugerować, że jesteśmy od wieków zaledwie cząstką jakiejś większej całości, powielamy jako ludzkość ten sam los i:

 

nie dotykając błękitu ani głębi

kładziemy kręgi

naszego czasu

 

 ̶  to fragment z wiersza Nad wodą. Powierzchnia wody, jej tafla są jak lustro, w którym przeglądają się wieki. Motyw lustra (luster) może być tu symbolem rzeczywistości, tej dawnej, jak i obecnej, co zgodnie z porządkiem wszechrzeczy niezmiennie przemija. Może też oznaczać kruchość życia człowieka i jego losu. W tych właśnie lustrach odbijających to, co było, jesteśmy jakby ciągle obecni, nawet w tych już trochę rozbitych, a przez to nieostrych i niewyraźnych. Brzegi rzeki są jak brzegi naszego poznania, bo „tam są nasze granice / nasze horyzonty / przezroczyste światy / spodziewane kresy”. W lustrze czasu, w lustrze przeszłości szukamy też potwierdzenia samych siebie, swojej obecności w mijaniu wieków. I „nie odstępując luster” szukamy również pewności i nadziei. I, co więcej, możemy spojrzeć nie tylko w głąb czasu, ale i w głąb siebie. To nasza metaforyczna podróż, bo nie możemy z góry założyć, że przyniesie to, co pierwotnie było naszym zamiarem:

 

nie wiemy

czy uda nam się wrócić

z przekonaniem

o racji

 

potwierdzamy się

posiadaniem biletów

 

Nieoczekiwana, trochę przewrotna puenta w jakimś sensie „łagodzi” nasze niespełnienia. Podróż to również jeden z motywów B. Kozieła. Przynosi refleksję, że miejsca, które odwiedzamy, te realne i te przywołane z „katalogu naszych zapamiętań”, są tylko pozornie takie same. Nie ma już powrotu do tamtych sprzed lat, tak zdawało się bliskich i oswojonych. Jeśli jeszcze uda nam się nieoczekiwanie je ujrzeć, budzą sentymentalne wzruszenie, jak np. w wierszu Stare domy:

 

schowane w drzewach

uszkodzonych dachach

wyobrażonych

skarbach swoich strychów

za tajemnicą

gubionych pokoleń

 

są w nas jak ludzie

co już nie wychodzą

przed dom przed furtkę

co nie stoją w oknach

i tylko pamięć

jeszcze ich gromadzi

 

Ale do tych miejsc, nawet już tak przez historię i czas zmienionych i tak powrócimy, jakby nasze życie miało zatoczyć koło. A może jest i tak, że z tych miejsc nigdy nie zdołaliśmy wyjść – to nasze „miejsca pierwsze”. B. Kozieł we wszystkich swoich poetyckich tomikach podkreśla swój z nimi jakby nierozerwalny związek. Ziemia Staszowska zostaje tu w piękny poetycki sposób opowiedziana w coraz to nowych wariantach i odsłonach. Jest Połaniec, są Rytwiany, Kurozwęki i oczywiście Niekurza, bo od niej wszystko się zaczęło, zarówno w życiu B. Kozieła, jak i w jego poezji.

Wiersze B. Kozieła sprawiają, że patrzymy na otaczający nas świat, także na siebie i swój czas z coraz to innej perspektywy: raz z lotu ptaka, przemierzając nagromadzony w chmurach czas ( Przez wieki ), raz w zapisanej w zabytkach historii (Pałace, Dąb, Staszowska wąskotorówka), by z kolei odwiedzając pracownię rzeźbiarską u Regułów w Połańcu widzieć świat poprzez artystyczne ludzkie wytwory albo z kolei spojrzeć z dość przyziemnej perspektywy, gdy „idziemy żabą” (wiersz pt. Perspektywa). Może tego rodzaju spojrzenie uczy nas dystansu do świata i do siebie, by w tym trudnym i różnorodnym krajobrazie zdobyć się na jego afirmację.

„Przyszłość przegląda się w przeszłości” i szuka w tym, co już tak nieubłaganie przeminęło, nie tylko wspomnień, ale i poczucia przynależności do ludzkiej wspólnoty „wrzuconej” w bezmiar wszechświata i kosmosu. Fenomen naszego bytu na planecie Ziemia nie przestaje być ciągle niezgłębioną zagadką, ale i fascynacją. „Nie odstępując luster” szukamy w tym odwiecznym porządku własnego miejsca, by w swojej codzienności nie zagubić tego, co już zdołaliśmy jako ludzkość przez wieki wypracować.

Krystyna Cel

___________________

Benedykt Kozieł, Nie odstępując luster, Oficyna Wydawnicza STON2, Kielce 2023, s. 80.

 

 

Plakat

 

Plakat

 

Plakat

Książnica Pomorska w Szczecinie

 

Galeria Jednego Wiersza

 

W gościnnych progach Książnicy Pomorskiej w Szczecinie kolejny raz zaprezentowano Galerię Jednego Wiersza. 8 marca 2024 roku uroczyście odsłonięto wiersz młodej szczecińskiej poetki, Edyty Rauhut,  zatytułowany ostatni wiersz.

Edyta Rauhut, poetka, animatorka kultury, członkini szczecińskiego Oddziału Związku Literatów Polskich. Zadebiutowała na literackiej scenie już w 2009 roku jako 19-letnia autorka na łamach kwartalnika fantastyczno-kryminalnego qfant, ale poezja towarzyszyła jej w całej dotychczasowej twórczości. Wiersze Edyty Rauhut niejednokrotnie wyróżniane i nagradzane były w konkursach poetyckich – lokalnych, jak i ogólnopolskich, ukazywały się w licznych antologiach i na portalach internetowych. Ukoronowaniem jej dotychczasowej pracy twórczej są niewątpliwie trzy tomiki poezji: Roztańczony atrament, (nie) z tej bajki, Łapacz róż.

Jeden z najnowszych wierszy, który znalazł się w Galerii Jednego Wiersza, otwiera swoisty cykl utworów bardzo emocjonalnych, osobistych i jednocześnie wyjątkowo dojrzałych, co mimo młodego wieku pozwala umieścić autorkę w gronie najlepszych spośród współczesnych poetów szczecińskich.

Galeria w holu przy Wypożyczalni Głównej będzie czynna do 12 kwietnia 2024 roku

Danuta Romana Słowik

Fot. Janusz Słowik

 

 

Plakat