Nowości książkowe

 

 

Plakat

Stefan Michał Żarów

 

Odhumanizowanie bytu

 

 Człowiek jest nieustannym stawaniem się

Bez ustanku rozwija się

Nakazy etyczne wyznaczają dla niego szlaki tego rozwoju

Postępując wedle nich, człowiek odzyska samego siebie

i wzbogaci się o wewnętrzną prawdę

prof. Józef Tischner

    

Pandemia obnażyła dysfunkcję i głębokie podziały cywilizacyjne naszego globalnego świata.  Globalizacja spowodowała, że świat się skurczył, a w swej aktywności szczególnie w ostatnich dwóch dekadach stał się światem galopującym z dominacją związków metropolitarnych i mega miastami z ogromnym skupiskiem mieszkańców. Przez to jest bardziej podatny między innymi na różnego rodzaju pandemiczne kryzysy jak również na militarne zagrożenia. Z rezerwą i pewnym wewnętrznym wyparciem dociera do nas odczucie globalnego spowolnienia gospodarczego, a w pełnym blasku składane obietnice w programach naprawczych czy wręcz ,,rewolucyjnych” mają za zadanie zapobiec kryzysowi. Programy rozwoju w tym socjalne daniny mają zapewnić nam szybki powrót na ścieżkę rozwoju, a wręcz powszechnego dobrobytu. Nadal jednak nie przebija się do powszechnej świadomości niezmienność praw rządzących ekonomią. Wirus obnażył nierówności i dyskryminację wręcz uwypuklił nowy apartheid. Czy jesteśmy świadomi jeszcze większej tragedii wynikającej z ewentualnego zmarnowania doświadczenia wynikającego z przeżytej sytuacji. Żyjemy w okresie przyspieszonych przeobrażeń technologicznych i kreowania wirtualnych płaszczyzn. Na ile wpływa to na zmiany kulturowe i system wartości w dobie powszechnego relatywizmu.

Globalizm konsumpcji

Współczesnym zagrożeniem na wielu płaszczyznach jest powszechny konsumpcyjny tryb życia i biurokratyzm życia społecznego. Prowadzi to do totalnego zarządzania człowiekiem ograniczając wolność i indywidualność jednostek. Zatem czym jest współcześnie życie człowieka w dobie rozprzestrzeniającej się dominacji informatyzacji, które zdefiniowałbym jako jednostkowy zespół informacyjnie-użyteczny. Czy uwarunkowany systemem wszechobecnego megakapitalizmu, niosącego odhumanizowanie, oczekuje ludzkiej bezinteresownej aktywności, dominującej jeszcze w minionych dwóch stuleciach. Cywilizacja zachodnia mająca swoje podwaliny w czasach antycznych, promująca humanizm zdominowana została w ostatnich dziesięcioleciach przez władztwo skoncentrowane w czterech zasadniczych ośrodkach decyzyjnych: banki ze swoim karkołomnym systemem finansowym, korporacje – zasoby i oddziaływanie na środki produkcji, agencję ratingowe z publikacją swoich u warunkujących analiz i ocen oraz ogólne dostępne mega portale elektroniczne. Te cztery ośrodki zasadniczo wpływają coraz powszechniej na zglobalizowaną gospodarkę a pośrednio na osłabianie systemu demokratycznego to one zasadniczo dookreślą rolę jednostki z jej marginalną wirtualną autonomią. Podstawowym narzędziem, którym się dysponują oprócz środków klasycznego przekazu, staje się upowszechniony a wręcz nieograniczony dostęp do elektronicznych form oddziaływania - cyberprzestrzeni. Nową klasą uciskaną nie są, jak bywało w przeszłości chłopi czy robotnicy, lecz jednostki w szerokim spektrum oddziaływania. W dużej mierze nie jest uwarunkowane to miejscem zamieszkania czy statusem społecznym, lecz negacją tradycyjnych norm moralnych i obyczajowych, religijnych, rodzinnych opartych na autorytecie. Przemiany we współczesnym świecie również wpływają negatywnie na integralny rozwój osobowości człowieka, promowanie postaw konsumpcyjnych i kultury posiadania, wykluczenie elektroniczne, odwrót od zasad etycznych, przemoc w różnorakich jej przejawach oraz powszechniejszy terroryzm w tym i terroryzm państwowy. Sprzyja to budowaniu cywilizacji śmierci. Prowadzi do osłabienia poszanowania godności, budowaniu wolności, odpowiedzialności, wrażliwości i tolerancji. Powrót do uniwersalnych wartości, wiara w piękno i dobro i umiejętność przekazywania tych zasad następnym pokoleniom to wyzwanie, przed którym powinien stać współczesny człowiek.

U progu hipernowoczesności

Człowiek jako istota żyjąca posiadająca logos jest częścią świata i jako istota realizuje się we współpracy ze światem, to on stanowi istotny element egzystencji. Człowiek wzrasta w nim projektuje i organizuje go.  Ale jak pisał Martin Heidegger potrzeba do tego jest aprioryczna wrażliwość, czyli nastrój. Świat to przestrzeń stwarza możliwości przekraczania siebie, poprzez jej modelowanie. W tym świecie człowiek egzystuje współpracując z innymi tworząc świat - światów możliwych, projektując go. Obecnie żyjemy w epoce dziejowych zmian, mentalnie pozostajemy epigonami przeszłości, bardziej lub mniej świadomie płynąc nurtem wyżłobionym przez płynną ponowoczesność. Idee, które ukształtowały naszą osobowość nadal wywierają istotny wpływ na ogląd i spostrzeganie otaczającej nas rzeczywistości. Czy mamy wewnętrzne odczucie kształtowania kultury dwudziestego pierwszego wieku, stojąc wobec wyzwań rozwoju nauki i wymuszonych, na ile obudowujemy kulturowo rozpowszechniający się model homolektronicusa. Odwołam się do Józefa Tischnera, który rozwinął idee myślenia według wartości i podkreślał, że ,,Człowiek jest nieustannym stawaniem się. Bez ustanku rozwija się. Nakazy etyczne wyznaczają dla niego szlaki tego rozwoju. Postępując wedle nich, człowiek odzyska samego siebie i wzbogaci się o wewnętrzną prawdę”. Jak pisał Jorge Luis Borges w zbiorze opowiadań ,,Księga piasku” (hiszp. El libro de arena), Jesteśmy swoją pamięcią, chimerycznym muzeum zmiennych kształtów, stosem potłuczonych luster”. Nasz zbiór zwany potocznie biblioteką mózgu zawiera nie tylko to co było, to czego doświadczamy w danej chwili, ale również to czego nigdy nie będzie, bo nasze indywidualne ograniczenia, nieuwaga lub brak finezji nie pozwolą na dostrzeżenie tego co umknęło lub umknie nam bezwiednie. Inaczej ujmując rywalizacji dwóch sprzecznych danych doświadczanej realności tu i teraz z całą papką wirtualnego odniesienia. Sens istnienia we współczesnym świecie w czasie gwałtownego wzrostu konsumpcji informacji przytłacza jej nadmiarem. Na co dzień obcujemy z technologią informacyjno-komunikacyjną. Pomimo tak nadmiernego serwowania ogromu informacji, jej nagromadzonego zasobu nadal w zasadzie odczuwamy jej brak. Nadmierne chłoniecie tych zasobów powoduje przeciążenia prowadzące do informacyjnej apatii. coraz powszechniejsza indywidualizacja przekazu prowadzi do tworzenia kultury wirtualnych mikrostruktur poprzez tworzenie grup tematycznych.  Wpływa to na wyalienowanie społeczne, powstawanie nowej mentalności i osobowości współczesnych jednostek. W konsekwencji może to powodować rozbicie dotychczasowych struktur i powstawania nowych modeli oddziaływania, należy jednak nadal mieć na uwadze, że wymaga to opracowania adekwatnych zasad regulacji informacji. Przeobrażenia społeczne powstające wyniku zjawisk informacyjnych zyskają nowe terminy ich określenia. Można je nazwać ekonomią informacji, a użytkownika i zarazem konsumenta tych informacji homoelektronikusem. Termin, którego używam od kilku lat w swojej twórczości literackiej jak i w publicystyce. 

Powszechność relatywizmu

Człowiek ze swej natury posiada w sobie tendencję wyjaśniania otaczającej go rzeczywistości w tym szczególnie zjawisk i zdarzeń, z którymi zetknął się każdego dnia. Już Heraklit z Efezu postawił tezę, że wszystko co nas otacza jest tak naprawdę względne i zmienne. Tym samym relatywista uważa, że prawdziwość wypowiedzi w zasadzie winno się oceniać w kontekście systemu i czasie, w którym ono zostało wypowiedziane. Czy zatem wszystkie przekonania i zwyczaje egzystują relatywne. Przeto prawda nie jest absolutna, lecz zmienna i należy od kontekstu kulturowego zwyczajów i przyjętych zasad. Takie podejście powoduje, że jak uważał Benedykt XVI, największym niebezpieczeństwem dla cywilizacji zachodniej jest relatywizm etyczny. Skoro wszystko jest względne i zmienne po prostu płynie to w gruncie rzeczy nic nie jest trwałe. Współczesny człowiek stał się wyjątkowo odważny, czy wręcz ryzykowny w swoim zachowaniu, a szczególnie w przekraczaniu kolejnych granic i obszarów uznanych dotąd za względne tabu. Niewątpliwie wpływ na zmianę zachowania ma ogromny ciągle przyspieszający postęp technologiczny, wymuszający takie, a nie inne postawy, kreowanie indywidualnych wyalienowanych społecznie jednostek. Takim ewidentnym przykładem w całej tkance złożoności problemu jest coraz szerzej propagowana i stosowana działalność online, w tym między innymi - praca online, czyli wykonywanie zleconych czynności na rzecz pracodawcy bez opuszczania miejsca zamieszkania czy pobytu. Drugim przykładem jest – nauka online, bez interpersonalnych kontaktów z rówieśnikami, nauczycielem, wykładowcą bezpośrednim wpływem na odziaływanie jak i kształtowanie środowiska szkolnego czy akademickiego. Jakie zrodzi to skutki i zmiany między innymi w osobowości jednostek ocenimy to w niedalekiej przyszłości. Zapewne znajdą się zwolennicy poglądu, że nie istnieje nic takiego jak stałe wartości, wszystko ulega przeobrażeniom, w zasadzie często jako zupełne zaprzeczenie poprzednich. Czy zatem wszystkie zwyczaje i systemy etyczne są względne w odniesieniu do każdej jednostki w zależności od wyznawanego przez nią systemu wartości. Wówczas należałoby przyjąć, że prawdziwość wypowiedzi czy innych zdarzeń można ocenić tylko w kontekście systemu, w którym to zostało wypowiedziane, a oceny etyczne mogą być pod tym względem jednocześnie fałszywe jak i prawdziwe. Nasuwa się zatem wniosek, że relatywizm objawia się w różnych obszarach funkcjonowania jednostki, ale przede wszystkim w ludzkiej moralności.

Pytanie nie tylko o Europę

Przestrzeń uznanych dotąd powszechnie wartości chyli się ku upadkowi, szczególnie widoczne jest to w Europie, która ulega paraliżowi, poprzez zapaść układu krążenia. Rysujący się na horyzoncie kryzys europejski obejmuje nie tylko obszar gospodarczy, geopolityczny, ale przede wszystkim duchowy. Funkcjonujemy w ,,płynnej ponowoczesności” sprzyjającej procesowi laicyzacji. Niemniej jednak stawiane na przestrzeni dekad tezy, które wydawałoby się, że bytują jako niezmienne wręcz niewzruszone, po czasie stawały się hipotezami. Przeminęły pokolenia liberałów, egzystencjalistów czy marksistów. Z całej tej gamy tez czy raczej plątaniny hipotez ponownie należałoby na nowo odczytać pierwotne źródło, jakim przez wieki była rozumność tradycji chrześcijańskiej, ogólnie ujmując wyrosłej naprawie naturalnym i podbudowie nauk teologiczno-filozoficznych. Jak wskazywał Joseph Ratzinger, odwracając aksjomat oświecenia należałoby powiedzieć: ,,Ten co nie potrafi znaleźć akceptacji Boga, powinien starać się tak żyć i tak ukierunkować swoje życie, jakby Bóg istniał (…) Jest to rada, którą Pascal dawał niewierzącym przyjaciołom. Ja również chciałbym jej udzielić moim przyjaciołom, którzy nie wierzą. W ten sposób nikt nie zostałby ograniczony w swojej wolności, ale wszystkie nasze sprawy znalazłby oparcie o kryterium, których bardzo potrzebują” wskazywał w ,,Europie Benedykta w kryzysie kultur”. Zatem jeżeli nie posiadamy łaski wiary, powinniśmy tak żyć i postępować jak byśmy wierzyli, ma to swoje źródło w prawie naturalnym (ius naturale), które jest w każdym człowieku od początku jego istnienia i wynika z jego natury, a któremu poddany jest każdy człowiek tym samym zobowiązany do jego przestrzegania. Jak zauważył Clive Staples Lewis istnieje ogólna zgodność intuicji moralnych różnych ludów i kultur np. w indyjskim kodeksie Manu, w Księdze Zmarłych, w babilońskim Hymnie Samos, w Analektach Konfucjańskich, w wierzeniach australijskich Aborygenów czy bliskich nam dziełach stoików i platoników. W zasadzie wszędzie tam odnajdujemy potępienie przemocy, zabójstwa, fałszu nakazy zachowania wobec ludzi w podeszłym wieku, małych i słabych, dawania jałmużny cechy bezstronności i uczciwości z pewnymi wyjątkami w niektórych kulturach ludów dzikich.  Generalizując charakterem tego prawa jest podstawowy nie tylko w europejskiej tradycji moralnej postulat: ,, Dobro należy czynić zawsze, ale zależnie od okoliczności, zła należy unikać zawsze i w każdych okolicznościach” (Bonum est faciendum semper, sed non ad semper, malum est vitandum semper et ad semper). Prawo stanowione podobnie jak kultura należy do sfery tworzonej przez ludzi i winno być w korelacji z prawem naturalnym. Ludzka wewnętrzna zdolność rozróżniania dobra od zła, sprawiedliwości od niesprawiedliwości powinna zawierać się w prawach stanowionych.  Zdarza się niekiedy, że ujęte w paragrafach prawo staje się egzekwowanym przez władzę publiczną bezprawiem, jak przestrzegał św. Augustyn ,, Wyzute ze sprawiedliwości państwa są wielkimi bandami rozbójników”. To niezwykle ostre sformułowanie Augustyna znajdziemy również w pierwszej encyklice Benedykta XVI ,,Deus caritas est” (Bóg jest miłością). Obecnie coraz powszechniej kondycja człowieka nacechowana jest ekscentrycznością. Wolność opinii nie może godzić w prawa człowieka, a związana z tym tolerancja, wielokulturowość i poszanowanie poglądów innych musi być obustronna. Pluralizm nie może podążać drogą bezkrytycznego odniesienia do relatywizmu. Czy nadal z godnie z klasycznym poglądem ukształtowanym przez sofistów jak twierdził Pitagoras: ,, człowiek jest miarą wszechrzeczy” i relatywizm jak ujął to Simon Blackburn oznacza on ,,względność prawdy wobec stanowiska osądzającego podmiotu”. Współcześnie postawa relatywizująca wynika z wielowątkowości kultury, która nie posiada punktów o istotnej gamie wpływu, które można by nazwać mianem centrum. Obecne doświadczenia kulturowe zakładają równorzędność, wolność istnienia różnych stanowisk i uznawanie wielu rodzaju rzeczy, czyli wszystkie te pojęcia egzystują równorzędne.

Stefan Michał Żarów

 

Bibliografia:

  1. Św. Augustyn, Państwo Boże, ANTYK, Kęty 1998.
  2. Benedykt XVI, Deus caritas est, TUM, Wrocław 2006.
  3. Simon Blackburn, Oksfordzki słownik filozoficzny, Książka i Wiedza, Warszawa 2004.
  4. Jorge Luis Borges, Księga piasku. Prószyński i S-ka, Warszawa 2006.
  5. Reale Giovani, Historia filozofii starożytnej, Lublin 2012.
  6. J Blaise Pascal, Prowincjałki, Vis-a-vis Etiuda, Kraków 2017.
  7. Joseph Ratzinger, Bóg i świat, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2002.
  8. Joseph Ratzinger, Europa Benedykta w kryzysie kultur, Edycja świętego Pawła, Poznań 2005.
  9. Clive Staples Lewis, Rozważania o chrześcijaństwie, Logos, Warszawa 2002.
  10. Józef Tischner, Alfabet duszy i ciała, Znak, Kraków 2018.
  11. Zbiory własne.

 

 

Plakat

 

 

Plakat

Barbara Medajska

 

Twarze

 

Codziennie mijamy setki, a może i tysiące anonimowych twarzy. Na ulicy, w sklepie, w środkach komunikacji. Widzimy je w gazetach, w magazynach, na bilbordach. Są to twarze anonimowych dla nas ludzi. Albo tych, którzy kuszą nas do zakupu jakiegoś produktu.

W naszym codziennym środowisku może kilka, a może tylko jedna twarz jakiegoś człowieka kształtuje nasze życie. Matka, mąż, babcia – czy może czyjaś twarz zapamiętana przypadkowo? Dlaczego jedne twarze rozpoznajemy, a inne są dla nas anonimowe?

Plakat

Co takiego się stało, że kojarzysz tę czy inną twarz? Czego dokonał ten człowiek, że rozpoznajesz jego twarz od razu, chociaż być może go nie znasz? Dlaczego nie jest dla ciebie być może anonimowy Zbigniew Religa, czy tragicznie zmarły pod kołami pociągu Zbyszek Cybulski?

Zawsze bardzo uważnie przyglądam się twarzom ludzi. Nieraz spotykam ludzi bardzo ciekawych, których jednak nie znam. Żałuję, że są dla mnie anonimowi. Chciałabym poznać tych ludzi, których twarz widzę zaledwie przez chwilę i tylko jeden raz w życiu. 

Zbyszek Cybulski, Zbigniew Religa, Agnieszka Osiecka, Kazimierz Górski, Ryszard Kapuściński, Irena Sendlerowa, Ksiądz Jan Twardowski…

Czy kojarzysz twarz młodego Kazimierza Górskiego? Być może nie, bo stał się bardziej znany po śmierci, lub tuż przed śmiercią. Wtedy media pokazywały jego twarz.

Czy kojarzysz twarz młodej Ireny Sendlerowej ze zdjęcia w czepku pielęgniarskim? Zapewne nie. Bo jej twarz stała się powszechnie rozpoznawalna także dopiero na starość. Wcześniej, jako wielka bohaterka, ratująca ludzi od śmierci, nie była prawie nikomu znana.

Wielu wspaniałych ludzi wywarło ogromny wpływ na moje życie i mogę powiedzieć, że nadal wywierają.

Plakat

We Wrocławiu widziałam peron, na którym zmarł Zbyszek Cybulski. Poznałam także człowieka, który był jego sąsiadem. I lekarza, który wie, że teraz medycyna rozwinęła się na tyle wysoko, że by go uratowano... wielka szkoda. Umarł młodo. Wszyscy zapamiętali jego młodzieńcze rysy i genialne role aktorskie. Twarz Cybulskiego jest symbolem polskiego kina. 

Zbigniew Religa, człowiek, który walczył o zdrowie innych, a sam przegrał walkę o własne życie. Dlaczego? Jak wielkiej pokory uczy nas jego twarz. I tego, że ciało jest kruche, że nie zawsze da się kogoś uratować.

Patrzenie na ludzkie twarze to dla mnie także forma przebywania z tym człowiekiem. Nie ważne, czy żyje, czy nie.

Ryszard Kapuściński. Genialny reportażysta. Nigdy nie zapomnę spotkania, które odbyło się po jego śmierci w Muzeum Literatury z jego przyjaciółmi. Jedna z osób opowiedziała, jak dzielił się własnymi pieniędzmi z potrzebującymi studentami. To nie był gołosłowny człowiek sukcesu „otwarty na cały świat”, jakich pokazują nam niekiedy media, on naprawdę pomagał innym, pomagał konkretnie, bez zbędnych słów.

Plakat

Pamięć o człowieku mówi nam o tym, jaki był. Pisarzy jest wielu, podróżników także, ale niewielu jest ludzi życzliwych i wrażliwych. Tak samo jak wielu jest lekarzy, lecz niewielu jest takich, którzy zaryzykują wszystko żeby ratować czyjeś życie.

Ksiądz Jan Twardowski był bardzo skromnym człowiekiem. Chodził w jednej sutannie, mówił bardzo cicho. Tak bardzo cicho, że kiedy odprawiał Mszę Świętą, trzeba było znieruchomieć, aby go dobrze usłyszeć. Jednak jego poezja, chociaż wcale nie uważał się za poetę a za piszącego księdza, jest bardzo wartościowa, a sentencja „spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” działa na emocje każdego. Takich genialnych zdań napisał więcej.

Plakat

Irena Sendlerowa. Wielka, cicha bohaterka. Zazwyczaj twarze starszych kobiet wzbudzają w nas litość, a nawet smutek. Są całe poorane zmarszczkami, przypominają nam o starości, której nie chcemy, której się boimy. Inaczej jest z nią. Jej twarz to twarz dobrej babci, to twarz kogoś szczęśliwego. Dlaczego? Może dlatego, że „wielkość człowieka polega na jego postanowieniu by być silniejszym niż warunki czasu i życia”, jak napisał Albert Camus. Irena Sendlerowa była wielka, bo oddała swoje życie innym ludziom i to w czasach kiedy wiązało się to z ryzykiem poniesienia śmierci, torturowaniem, mordowaniem całych rodzin. Codziennie, po kilka razy dziennie narażała się na śmierć, walcząc o ratowanie sierot żydowskich od śmierci.

Kazimierz Górski, lwowiak, trener wszech czasów. Pośmiertnie odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. Niestety pośmiertnie. Wcześniej żył z bardzo skromnej emerytury, w biedzie, nie mając na leki.

Plakat

Warto się zastanowić nad tym jak żyją naprawdę wielcy ludzie. I dlaczego ludzie tak uczciwi, wspaniali, kształtujący nasze moralne postawy są tak długo, niekiedy prawie aż do śmierci anonimowi? Czy skromność to wróg naszych czasów, w których wystarczy zrobić coś idiotycznego, aby stać się rozpoznawalnym z twarzy, trafić na pierwsze strony gazet i magazynów? Czyje twarze obecnie rozpoznajemy od razu? Czy twarze, które przynoszą niewyobrażalny wstyd i hańbę, czy sławę Polsce?

Kiedy umiera kolejny wielki człowiek zapadamy się w sobie, powtarzamy „to wielka strata dla Polski”, słyszy się, że nie ma już autorytetów, że wiek XXI będzie ostatnim dla wielkości...

Nieraz będąc w dramatycznej sytuacji szukamy bezowocnie jakiejś ludzkiej twarzy w tłumie, lecz nikogo nie widzimy. Dociera do nas, że mogliśmy pomóc lub otrzymać pomoc, że mogliśmy tego człowieka poznać, wzdychając nad czyimś nekrologiem, z którego czytamy że był to dobry człowiek... za późno. Póki świat będzie istniał zawsze będą wielcy ludzie czyniący dobro dla innych. 

Plakat

Agnieszka Osiecka, wielka gwiazda poezji. Odeszła nagle, w wyniku choroby nowotworowej. W wieku średnim. Zostawiła nam zapach bzu na Saskiej Kępie w Warszawie, gdzie mieszkała i genialne piosenki, których nigdy nie zapomnimy. Chodziła w kapeluszu, była prawdziwą artystką. Nieraz zastanawiam się, czy podobałby się jej dzisiejszy świat, jakie teksty, o ile w ogóle, by chciała napisać?

Twarze dają mi okazję poznać każdego człowieka osobno, bo często bywa też tak, że poznaję kogoś ze względu na ciekawe rysy i dopiero potem, gdy już „zaprzyjaźniam się” z czyjąś twarzą poznaję życie tego człowieka. Żaden człowiek nie powinien być anonimowy. I żadna twarz nie może zginąć w tym kruchym świecie, w którym jesteśmy tylko na chwilę...

 Tekst i rysunki: Barbara Medajska

 

 

Plakat

 

 

Plakat

 

 

Plakat

prof. Ignacy S. Fiut

 

Poezja rozpadu

 

Nowy tom Małgorzaty Grajewskiej jest niewątpliwie oryginalny i momentami budzi zdziwienie ze względu na nietypowe sposoby wersyfikacji inspiracji poetyckich. Zarówno bowiem te inspiracje emocjonalne, ale i intelektualne, są generowane przez obecność w otoczeniu poetki innych ludzi. Towarzyszy temu emanowanie delikatności jako formy obecności między nimi.

Większa część zamieszczonych tu utworów łączy się z reminiscencjami dotyczącymi uroków życia i osobowości meksykańskiej poetki i artystki Fridy Kahlo. Kolejne utwory stanowią wariacje na temat F. Kahlo postrzeganej m.in. jako różnorodne doświadczenia tego społeczeństwa w różnych formach doznawania i przeżywania świata pozostającego w nieustannej rewolucji emocjonalnej. Tak dynamiczne emocje pozwalają również zrozumieć współistnienie ludzi, kiedy podejmują się oni współtworzenia duchowości zbiorowej. Przy okazji autorka stara się opisać dziejącą się tam ars poeticę jako wszechzwiązek elementów istnienia układających się w przysłowiowy „taniec życia”. Autorka nawiązuje także do obecnej sytuacji przy granicy polsko-białoruskiej i podejmuje próbę intymnego wczucia się w nią.

Przechodząc do analiz relacji mężczyzny z kobietą, Grajewska wnika w fenomeny „kaprysów kobiecych”, z urokiem eksponując „szelest ust” obojga kochanków, porównując go z obrazem relacji między Frankiem Zapatą i „słodką Margaritą”. Jednak nie można ukryć, co przypomina Grajewska, że wszystkim tym relacjom damsko-męskim zawsze towarzyszy samotność i to ona powoduje, że strony doznają jakby „delirium tremens” w tego typu związkach. A do tego brak dzieci może pociągać za sobą pogłębienie odczucia „pustki” domowej. Jednak wiadomo, że poetka posiada trzech synów, z którymi wiążą ja silne więzi emocjonalne.

Ludzie w mieszkaniach często podchodzą do okien i wtedy oglądane widoki prowadzą nierzadko do utraty pewności sensu życia – przypomina poetka. Zwracając oczy ku kosmosowi  zaczynają rozumieć metafory oddalenia i bliskości, a także łatwiej pojmują, że każdy drugi człowiek warunkuje istnienie kolejnego, innego człowieka, a jego walka stanowi sposób odradzania się człowieczeństwa w ludziach. Zaś doświadczenie pandemii pozwala każdemu odkryć prawdę o sobie i „eksplodować z codziennej sterylności..

Omawiany tomik nie jest łatwą lekturą, bo poetka stosuje wiele nietypowych form wersyfikacji poetyckie, które niekiedy przypominają nawet jej zaprzeczenie. To jest jednak przemyślana postawa twórcza, bo powala czytelnikowi na głębszą analizę przekazywanych treści i pomyślniejsze życie w tych przecież niełatwych czasach.

prof. Ignacy S. Fiut

__________________

Małgorzata Grajewska, „Obecność, prawie czułość. Linoryty: Jacek  Soliński. Przygotowanie do druku: Jacek Czekała. Wydawca: Galeria Autorska, Bydgoszcz 2021, s. 64.

 

 

Plakat

Dariusz Pawlicki

 

Swoista sprawiedliwość

 

To, że piszę ten tekst jest wynikiem kolejnej lektury Promieniowań, dzienników z czasów II wojny światowej Ernsta Jüngera, którego cenię (i jako pisarza, i jako człowieka). A konkretyzując jeszcze bardziej przyczynę: wzmianek o skutkach nalotów alianckich na niemieckie miasta. Owe zapiski są cytatami z usłyszanych przez Jüngera relacji, jak też z otrzymanych listów. Nie brakuje również opisów tego, co sam widział.

 

„Krause, który w czasie nalotu i krótko po nim był w Hamburgu, mówi, że widział tam ze dwadzieścia zwęglonych ciał, przechylonych jedno przy drugim, jak na ruszcie, przez barierę mostu. Tam uciekający, oblani fosforem, chcieli rzucić się do wody, ale przedtem spłonęli” [11 sierpnia 1943 r.].

„Po południu w Hanowerze, który ujrzałem zamieniony w stertę gruzu. Miejsca, w których mieszkałem jako dziecko, jako uczeń, jako młody oficer, były zrównane z ziemią. Długo stałem przed domem przy Krausenstrasse, gdzie przez dwadzieścia lat mieszkała babcia, a ja niezliczone razy dotrzymywałem jej towarzystwa. Pozostało z niego trochę ceglanych murów, a ja zabudowywałem je z pamięci kuchnią, małym pokojem gościnnym, salonem i przytulną bawialnią, w której oknach babcia hodowała kwiaty. Dziesiątki tysięcy takich mieszkań ze swoją aurą minionego życia zostało zniszczonych w jedną noc niczym gniazda zmiecione na ziemię przez wichurę” [27 listopada 1943 r.].

„Z dużym opóźnieniem przejeżdżaliśmy przez miasta objęte alarmem lotniczym, w tym przez Kolonię, gdzie akurat bomba spadła na rzeźnię, rozrywając sześćdziesiąt osób” [4/5 marca 1944 r.].

„Po południu w Akwizgranie, a potem przez Kolonię wzdłuż szeregu wypalonych zachodnioniemieckich miast. To straszne, jak prędko człowiek przywyka do tego widoku” [3 kwietnia 1944 r.].

                                                                

Niekiedy Jünger wyraża swe wątpliwości co do podawanych liczb ofiar.

Faktem jest jednak, że w nocy z 27 na 28 lipca 1943 r. 729 bombowców brytyjskich zrzuciło na wschodnie, gęsto zamieszkane dzielnice Hamburga ok. 2326 ton bomb burzących i zapalających. W wyniku tego nalotu zginęło około 40 tysięcy ludzi. Co istotne, większość spośród nich śmierć poniosła w schronach przeciwlotniczych. Były to bowiem ofiary zaczadzenia bądź uduszenia – szalejące w mieście burze ogniowe zużyły tlen w miejscach przez siebie opanowanych.

Tej nocy w Hamburgu zniszczonych zostało około 16 tysięcy budynków mieszkalnych, w większości wielopiętrowych.

Tak, doskonale pamiętam, kto zaczął bombardować ludność cywilną polskich miast; następnie ludność miejską kolejnych państw alianckich. Ale jeżeli potępiało się działania Luftwaffe, czy należało iść w jej ślady. I wielokrotnie przebić ją w sianiu śmierci i zniszczeń? Tym samym, tak, jak i Niemcy, łamiąc wcześniejsze zobowiązywania, co do ograniczania śmiercionośnych ,,żniw”. Chodziło, jakoby, o złamanie ducha walki narodu niemieckiego. Czy go złamano? Biorąc pod uwagę ogrom środków zaangażowanych w niszczenie miast III Rzeszy i zabijanie ich mieszkańców, pamiętając o tym, że odbywało się to przez przeszło cztery lata, jak też biorąc pod uwagę ich efekt w postaci 300-400 tysięcy zabitych, unicestwione, co czwarte mieszkanie, ogromne zniszczenia jeśli chodzi o zakłady przemysłowe, budynki użyteczności publicznej, infrastrukturę kolejową, mosty itd., należałoby stwierdzić, że duch ten został jedynie nadwątlony. Choć często słychać pogląd, że owe naloty umacniały w narodzie niemieckim wolę oporu (podobny mechanizm dał o sobie znać w przypadku mieszkańców Londynu; najpierw niszczonego bombami lotniczymi, a potem rakietami V-1 i V-2).

Z jednej strony widzę w tym przejaw barbarzyństwa (nie przestając pamiętać o barbarzyństwie niemieckim). Podeptano bowiem – i uczyniły to narody głoszące wszem i wobec, że walczą z siłami Zła – jedną z bardzo istotnych zasad prowadzenia wojen: że prowadzą ją wojownicy z wojownikami. Cywile są z niej, najzwyczajniej w świecie, wyłączeni; są nietykalni. Rzecz jasna tak mówiła teoria. Natomiast praktyka ‒ jak to miało (i ma) miejsce nie tylko w tym przypadku – bardzo często nie pokrywała się z nią. Ale jakby tego nie oceniać, wiedziano, gdzie w takich sytuacjach jest zło, a gdzie dobro. Pomiędzy 1939 a 1945 r. ta wiedza została pominięta (miała powrócić do łask w lepszych czasach, ale z całą pewnością nie powróciła). W rezultacie czego, sfera nietykalna została zepchnięta do głębokiego podziemia. Przede wszystkim z tego względu, że stanowiła przeszkodę w prowadzeniu wojny totalnej, czyli wojny bez ograniczeń, w tym bez zasad. Taka właśnie wojna miała doprowadzić do jak najszybszego pokonania Niemiec, uosobienia Zła (przymknięto oczy na to, że drugie wcielenie Zła, i to gorsze od tego pierwszego, było jednym z aliantów). Tłumaczono to m. in. chęcią uniemożliwienia władcom III Rzeszy wejścia w posiadanie jakiejś potężnej broni.

Ale jest i druga strona: wyspecjalizowana w walce/w zabijaniu grupa społeczna (niejednokrotnie tożsama ze szlachtą) w II połowie XIX w. zaczęła odchodzić w przeszłość, zastępowana coraz powszechniej przez niespecjalistów (przez partaczy w odróżnieniu od rzemieślników – jeśli użyć terminologii dotyczącej średniowiecznych wytwórców). Wyniknęło to z rozwoju ekonomicznego. A to między innymi pozwoliło na umasowienie armii: coraz większe masy można było uzbroić, umundurować, obuć, nakarmić, wyszkolić. Nałożył się na to także postępujący w świecie zachodnim parlamentaryzm/demokratyzm – najczęściej wymuszony. W jego wyniku coraz większe rzesze mężczyzn zaczęły uzyskiwać prawa obywatelskie. Zyskali prawa, ale i przybyło im obowiązków – w tym ten dotyczący obrony ojczyzny. Może właśnie po to uzyskali prawa obywatelskie, aby można było, gdy zajdzie potrzeba, powoływać ich pod broń, motywując to, choćby, wspólnotą celów. Bo to oni, a nie kobiety, zwyczajowo byli wojownikami, później żołnierzami.

Andrzej Leder odnośnie procesu uobywatelnienia Europejczyków (zwłaszcza ich), i mając na myśli przede wszystkim bitwę pod Verdun w czasie I wojny światowej, napisał tak:

 

„Myślę, że potrzebna była jako zemsta, zemsta arystokracji wojennej, korpusu oficerskiego na ludzie zapędzonym w okopy. Zemsta za stulecie emancypacji” [,,Pressje”, IV-V 2016].

 

A tylko podczas tej jednej bitwy ‒ fakt, że trwającej dziesięć miesięcy ‒ życie straciło około 700 tysięcy żołnierzy, średnio około 2300 dziennie (i to na drobnym fragmencie frontu zachodniego, który na dodatek był tylko jednym z frontów).

W czasie trwania pierwszej wojny światowej, którą nazwano – jeśli z przesadą, to niewielką ‒ pierwszą próbą samobójczą ludzkości, ginęli prawie wyłącznie żołnierze, to znaczy mężczyźni. Cywile stanowili jedynie niewielki odsetek ogółu zabitych.

Odwołanie się do próby samobójstwa w przypadku drugiej wojny światowej, jest jeszcze bardziej właściwe: ze względu na niespotykaną dotąd liczbę ofiar (zarówno pośród i żołnierzy, i cywili) i skalę zniszczeń. Pojawiło się także pewne novum – nikt już nie mógł umywać rąk (z wyłączeniem oczywiście dzieci). Dobrze jest to widoczne na przykładzie tych, które miały udział w wybuchu tej wojny, czyli Niemek. One również zostały ukarane (bombardowania były rodzajem kary). Z tym, że nie wszystkie, nazbyt wiele ich było.  

* * *

Republika weimarska uczyniła kobiety pełnoprawnymi obywatelami w 1919 roku. Zyskały więc prawo do podejmowania najważniejszych decyzji. I z prawa tego skorzystały. To w znacznym stopniu ich głosami Adolf Hitler objął władzę w styczniu 1933 roku. A obiecywał swym rodakom i rodaczkom, o czym należy pamiętać, także krew i pot. To dlatego Niemcy, którzy mieli szczęście przeżyć jako żołnierze I wojnę światową, nie tak chętnie oddali swój głos na autora Mein Kampf. Oni wiedzieli, co zapowiadają jego słowa. Kobiety zaś myślały, że gdy wybuchnie kolejna wojna, będzie tak, jak było w latach 1914-1918. To znaczy, że będą bezpieczne w domach (z dziećmi) za frontami; a w okopach zajmą miejsce ich mężowie, ojcowie, synowie, bracia. One zaś ‒ jak germańskie Brunhildy ‒ w swych wojownikach będą podtrzymywały ducha walki. Stało się jednak inaczej ‒ przestał istnieć klasyczny podział: strefa walki i tyły. A na dodatek pojawiła się też współodpowiedzialność za to, do czego się przyczyniło. Choć ta może nie do końca, gdyż odium spadło wyłącznie na mężczyzn (drobnym wyjątkiem były esesmanki nadzorujące oddziały kobiece w obozach koncentracyjnych). A na filmach dokumentalnych z epoki, widać mnóstwo wiwatujących i wyglądających na szczęśliwe kobiet, które rzucają kwiaty pod koła limuzyny, którą przejeżdża wódz III Rzeszy mającej być tysiącletnią. Ta nadzwyczaj liczna obecność kobiet w tych, i podobnych sytuacjach, bardzo rzadko jest komentowana (temat tabu? / przejaw poprawności politycznej?). A trzeba było stale nosić różowe okulary, aby w poczynaniach przywódców hitlerowskich nie dostrzegać zapowiedzi wojny. W rezultacie czego, nie skończyło się na obietnicach; część spośród nich została nawet spełniona.

Dariusz Pawlicki