Nowości książkowe

 

 

Plakat

Andrzej Dębkowski

 

Odszedł wielki aktor

 

Znów smutne wieści... Szczególnie smutno jest wtedy, kiedy odchodzi ktoś bliski, z kim można było rozmawiać na tematy ważne. Zmarł Jan Nowicki. Nagle. W wieku 83 lat. Wielki aktor, pisarz. Ikona polskiego filmu. Był jednym z najwybitniejszych polskich aktorów teatralnych i filmowych, reżyserem teatralnym, pedagogiem, felietonistą, poetą, a w ostatnich latach pisarzem. Urodził się 5 listopada 1939 roku w Kowalu pod Włocławkiem. Zadebiutował na scenie 7 października 1964 roku na deskach Starego Teatru w Krakowie – gdzie występował ponad 30 lat – a na ekranie w 1963 roku. Przez większość swojego życia związany był z kręgiem twórców kabaretu Piwnica pod Baranami. Zagrał w ponad 240 ról w teatrze i filmach. Najbardziej charakterystyczne role stworzył w obrazach: „Wielki Szu”, „Pan Wołodyjowski”, „Sanatorium pod Klepsydrą”, Magnat”, „Sztos”, „Spirala”, „Niepochowany”, czy „Jeszcze nie wieczór”.  Przez ponad 30 lat jego teatralną kolebką był Stary Teatr w Krakowie, gdzie zagrał dziesiątki ról.

Poznałem Janka Nowickiego w Zelowie, kiedy przyjechał na koncert Drogi Krzyżowej do kościoła katolickiego. To było wielkie wydarzenie – ten głos, ta charyzma – do dzisiaj pamiętam emocje towarzyszące koncertowi. Razem z nim wystąpili świetni muzycy: Marek Stryszowski (jeden z liderów Laboratorium), Cezary Chmiel i Tomasz Grochot.

Często rozmawialiśmy, spotykaliśmy się, składaliśmy sobie życzenia imieninowe. Uwielbiał rozmawiać – o wszystkim – i zawsze pytał o moje pisanie – głównie o poezję.

Dość późno odkrył w sobie bakcyl pisarski i wciągnął się bez reszty. Pisał dużo, jakby chciał zostawić po sobie jak najwięcej z jego niezwykle bogatego życia artystycznego i osobistego. Mówił, że słowo drukowane pozostanie, a to, co było na scenie teatru – tylko w umysłach i sercach publiczności. A kiedy ci ludzie powymierają – cóż pozostanie? – pytał, ale znał odpowiedź.

W czasie tych naszych niezwykłych rozmów interesował się warsztatem pisarskim. Pytał, jak ja to robię, co jest wtedy ważne, czy dużo kreślę, czy wyrzucam. Mówił, że nie bardzo może się zmotywować do siadania nad białą kartką papieru, chociaż zadaje sobie sprawę, że robiłby to wtedy lepiej, sensowniej. – Wiesz, ja jestem takim opowiadaczem, ale chciałbym mieć większą odwagę podczas pisania... – wielokrotnie o tym wspominał

W naszych rozmowach podejmował tematy związane z jego książkami. Przysyłał mi fragmenty i pytał co myślę... Słuchał, lubił słuchać, szczególnie wtedy, gdy coś było po jego myśli, albo kiedy stwierdzałem, że np. ten fragment jest naprawdę dobry. Wtedy z tą charyzmą w głosie dorzucał: – Ty mi tak mów częściej...

Bardzo często rozmawialiśmy o aktorstwie, lubił to szczególnie, i zawsze powtarzał, że aktorstwo to powołanie, że aktorem nigdy nie przestaje się być.

Przeczytałem kiedyś wywiad z nim, w którym mówił, że żyjemy w czasach tchórzowskich, gdzie mało kto zdobywa się na coś takiego, jak własne zdanie. Ja zawsze starałem się być sobą. To, że mówię, że ktoś jest cymbałem, to nie znaczy, że prowokuję albo robię komuś krzywdę. Tylko chcę ratować świat przed zidioceniem. Przy-najmniej w tym małym kawałku, na który mogę oddziaływać.

Jan Nowicki za swoje dokonania w branży aktorskiej otrzymał liczne wyróżnienia, m.in. Złoty i Srebrny Krzyż Zasługi, Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, Złoty Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, Krzyż Oficerski Zasługi Orderu Republiki Węgierskiej oraz Złoty Laur za „mistrzostwo w sztuce aktorskiej”.

Podczas swoich spotkań bardzo często powtarzał, że: – Kiedyś bycie aktorem znaczyło znacznie więcej, niż znaczy dzisiaj. Zresztą dotyczy to wszystkich dziedzin sztuki. Kiedyś bycie pisarzem znaczyło znacznie więcej niż dzisiaj, bycie malarzem znaczyło znacznie więcej niż dzisiaj...

To prawda, tylko kto teraz będzie nam o tym przypomniał. Janku, no kto?

Tekst i fot. Andrzej Dębkowski

 

Plakat

 

 

Plakat

Maria Duszka

 

Nie ma ściemy

 

Podczas 59. Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu w 2022 roku „Czysta woda” w wykonaniu Karoliny Lizer zdobyła aż trzy laury. Nagrody jury i publiczności trafiły do piosenkarki, a nagrodę Stowarzyszenia Autorów ZAiKS za tekst otrzymał Tomek Kordeusz.

Artysta urodził się 5 grudnia 1960 roku w Starachowicach. Jest bardem, autorem tekstów piosenek, kompozytorem, twórcą muzyki ilustracyjnej dla radia i telewizji. Bywa autorem scenariuszy imprez artystycznych i kampanii reklamowych.   

Jego piosenki zdobywają nagrody na wielu festiwalach w kraju i za granicą. Utwór „Mamy po 20 lat” z muzyką Aleksandra Maliszewskiego w wykonaniu Haliny Benedyk był piosenką roku 1987. Duet Kordeusz – Maliszewski stworzył w sumie kilkadziesiąt utworów śpiewanych przez tę artystkę. Piosenki z jego tekstami znalazły się w repertuarze m.in.: Hanny Banaszak, Krystyny Prońko, Danuty Błażejczyk, Eleni, Andrzeja Grabowskiego, Jacka Bończyka, Piotra Salaty, Gordona Haskella, Roberta Janowskiego, Mieczysława Szcześniaka oraz zespołu Czerwony Tulipan.

W latach 1991-1993 wraz z kieleckim bardem Markiem Terczem stworzył dla Marioli Berg program pieśni i piosenek zatytułowany „Maria Magdalena”. Jako autor tekstów współpracuje też z zespołem Mafia. W 2006 roku przebojem stała się ich piosenka „Życie takie jest”. Jest autorem wszystkich utworów, które w 2014 roku zostały nagrane przez Mafię na płycie „Ten świat nie jest zły”. W  2016 r. Piotr Salata nagrał krążek zatytułowany „PS”. Na płycie gościnnie zaśpiewał Gordon Haskell. Autorem wszystkich tekstów i trzech kompozycji  jest Tomek Kordeusz.

   Obdarzony został także talentem satyrycznym. Pisze teksty piosenek i monologów dla artystów kabaretowych. W latach 1991-2001 współpracował z kieleckim dziennikiem „Słowo Ludu”, gdzie rysował satyryczne komentarze, pisał felietony i humoreski. Z Bogusławem Nowickim tworzył na antenie Radia Kielce satyryczną audycję Kielecki Magazyn Autorów.

Jest lokalnym patriotą. Piosenką „Nasze ulubione świętokrzyskie” wygrał konkurs z okazji 10-lecia Województwa Świętokrzyskiego. W 2008 roku został laureatem Świętokrzyskiej Nagrodę Kultury II stopnia za osiągnięcia twórcze.

Zdobył również nagrody na wielu festiwalach i przeglądach jako wykonawca. Między innymi na legendarnych Konfrontacjach Ruchu Artystycznego Młodzieży w Myślcu nad Popradem oraz Spotkaniach Młodych Autorów i Kompozytorów Piosenki „SMAK w Myśliborzu. Na Międzynarodowym Festiwalu Bardów OPPA zdobywał laury w latach 1983, 1986, 2006, 2012, 2014, 2015, 2019 i 2022.

Był współzałożycielem komercyjnego Radia MTM FM w Starachowicach. W latach 2005-2006 pracował jako samodzielny specjalista do spraw promocji Programu I Polskiego Radia w Warszawie. Pełni funkcję Członka Zarządu Związku Polskich Autorów i Kompozytorów ZAKR, należy również do Stowarzyszenia Autorów ZAIKS.

Splatanie słów i dźwięków sprawia mi frajdę

Okazuje się, że w rodzinie Tomka Kordeusza były bogate tradycje muzyczne.

Bard wspomina: Tata pięknie śpiewał aksamitnym tenorem. Kochał piosenki. Był zakochany w operetce. Dziadkom i babciom słoń także na uszy nie nadepnął. Jednak nie wiem, czy ktoś w przeszłości był muzykiem. Mama, jako panienka uczyła się grać na fortepianie. Wybrała jednak sport. Rodzice nie myśleli o mojej edukacji muzycznej. Szedłem własną drogą. Pierwszym instrumentem była perkusja. Począwszy od trzeciej klasy grałem w szkolnym zespole. Bębny to właściwie całe moje życie. Dopiero kilka lat wstecz spakowałem ten instrument do futerałów. Pozostałe instrumenty pojawiały się naturalnie. Potem zdzierałem palce do krwi na starej gitarze, zanim, grając na bębnach, zarobiłem na lepszy instrument. Muzyka mnie zupełnie oderwała od edukacji. Porzuciłem Liceum Sztuk Plastycznych na wiadomość, że kolega zakłada zespół i zaprasza mnie do niego. Do rysowania powróciłem wiele lat później. Wtedy jednak zacząłem pisać pierwsze piosenki. Okazało się, że splatanie słów i dźwięków sprawia mi niesamowitą frajdę. Czas był wyjątkowy. Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych zawrzało... Powstały pierwsze świadome ballady. Były festiwale. Ktoś mnie zauważył. Pojechałem na warsztaty piosenkarskie. Zaśpiewałem na festiwalu OPPA. Otworzyła się nowa droga. Tak już idę nią kilkadziesiąt lat.

Z wykształcenia jest... magistrem ekonomii, a dokładnie kierunku: polityka gospodarcza i strategia przedsiębiorstw. Na pytanie, czy ścisły kierunek wykształcenia pomaga artyście w funkcjonowaniu, odpowiada: Ekonomia to w istocie nauka humanistyczna. Studiowałem już jako dorosły człowiek. Jednocześnie współprowadziłem prywatne Radio MTM w moich rodzinnych Starachowicach. Potem kierowałem promocją w Radiu Kielce, a po kilku latach pracowałem w Polskim Radiu w Warszawie. Moje studia świetnie trafiły w ten czas. Budowanie scenariuszy, strategie, badania produktowe – to wszystko było moją codziennością w pracy. Następnie kierowałem instytucją kultury. Przez kolejne dziesięć lat ekonomia była mi bardzo przydatna w Starachowickim Centrum Kultury.

Narodziny piosenki to chwila

Przytoczę tylko dwa komentarze zamieszczone przez internautów na YouTube pod piosenką „Czysta woda”. Pierwszy: Boże, jakie to jest SMACZNE. Tekstowo poezja. Instrumentalnie rozkosz dla uszu. I drugi: Ja zwrócę uwagę na tekst! Przemyślany i przede wszystkim o czymś!

Zapewne wielu ludzi ta piosenka przenosi w czasie i przestrzeni – do lat dzieciństwa, młodości. Tomek Kordeusz tak mówi o jej genezie: Narodziny piosenki to chwila. Tak było z „Czystą wodą”. Przymknięte oczy, zapach jaśminu wiszącego w sieni. Echo na dnie studni wciągane korbą na świat. Śnieżnobiały ręcznik z wyhaftowanym inicjałem babci Emilii. Kręgi na wodzie w białej misce. Garnuszek z różyczkami. Popijanie czystą wodą chleba z masłem i cukrem. Niby chwila, a całe życie. Wiele żyć. Dom był miejski. Stał w zielonej dzielnicy, zanim postawiono na nim osiedle. Nie miałem babci na wsi. Taki miejski model. Przyznam się, że ten świat ciągle pisze mi piosenki. Chodzę tam czasem, szukać śladów i zapachów. Bardzo za nim tęsknię. Ogromnie się cieszę, że Karolina zdobyła w Opolu tak wiele. Z moją nagrodą za tekst zdobyliśmy wspólnie trzy wielkie wyróżnienia. Z nami oczywiście kompozytor Marcin Partyka.

Przypomnijmy fragment „Czystej wody”:

 

Wyszyła ją nitką prababka

Babka znaczyła łzami

Wisiała na ścianie makatka

Z białymi łabędziami

Tu chłodna woda ze studni

Błękitem wpadała w miskę

I pewnie jakiś południk

przecinał moją kołyskę.

 

Czysta woda w środku lata

W nić pamięci się zaplata

W czystej wodzie na dnie miski

Żyją twarze naszych bliskich.

 

Wiele lat temu zachwyciła mnie piosenka z repertuaru zespołu Czerwony Tulipan „Ja tonę”. Została  napisana i skomponowana również przez Tomka Kordeusza. Oto jej fragment:

 

Ja tonę                                               

w twoich oczach tonę,                                 

w jeziorach z turkusów i szkła                        

pod rzęs twych balkonem

wciąż tonę i tonę

lecz nigdy nie widzę w nich dna (...)                           

(...) Ja marzę

o tym tylko marzę,

by w oczach twych znaleźć swój port

Ja marzę jak wszyscy, samotni żeglarze,

gdy wir ich porywa na dno (...)

 

W koncercie „Premiery i interpretacje” podczas Międzynarodowego Festiwalu Bardów OPPA w 2014 r. zdobył pierwsze miejsce piosenką „Na niebieskim fortepianie” poświęconą Majdanowi i wojnie na Ukrainie. Śpiewał w niej:

 

Świat się ocknął zaskoczony

Idzie wojna z obcej strony

Idzie wojna, niespokojna, jak rzeka

Lepiej, żebyś tam została

Nam spokoju nie zabrała

Może jutro zgaśniesz sama

Poczekaj (...)

Polewaczki myją bruki

Ponad placem krążą kruki

Są głodne, są głodne

 

Niestety, nadzieja wyrażona w tej piosence nie spełniła się. Wojna nie gaśnie, wręcz przeciwnie – rozprzestrzenia się.

I jeszcze jeden utwór który wywarł na mnie niesamowite wrażenie „od pierwszego usłyszenia”. To „My jesteśmy Harlem”. Mroczna, realistyczna piosenka o młodych ludziach na polskich blokowiskach na początku XXI wieku. Tu życie ogranicza się do picia, ćpania, czekania nie wiadomo na co. Tu wegetuje się z dnia na dzień. Brak nadziei na jakąkolwiek pozytywną zmianę. Nikt się po tych ludziach nie spodziewa niczego dobrego, oni też raczej niczego dobrego od życia nie oczekują. Utwór został nagrany przez duet Andrzej Grabowski i Śliwka Tuitam, a zamieszczony na wydanej w 2010 roku płycie „Mam prawo...  czasami... banalnie”. Oto obserwacje Tomka Kordeusza:

 

Przeraźliwie powtarzalny blok mieszkalny,

Sukcesywnie depresyjnie agonalny,

Gadka klatka ławka trawka cud lamperia,

Plastikowa kolorowa sztukateria,

Maksymalnie szarobury skrawek nieba,

Z gołębiami koleżkami cztery drzewa

Browar towar rywal zawal u menela,

Dwie huśtawki metalowa karuzela (...)

My jestem harlem dusze mamy czarne,

Do cienkiego czasu dodajemy basu (...)

 

Dryfujemy miastem nakręcamy melanż,

Nie ma kwiatów przy ulicy zbawiciela (...)

Czarne dusze w czarnych kapturach,

W ciemnych bramach codzienność ta sama,

od samego rana rozgrywa się dramat (...)

 

A tak mówi o tym utworze autor: Dla Andrzeja Grabowskiego napisaliśmy wraz z Krzysiem Niedźwiedzkim i Marcinem Lamchem „My Jesteśmy Harlem” na jego płytę. Tekst jest mocno osadzony w miejskich realiach. Jest także do bólu prawdziwy. Bez zbędnej stylizacji, a z wnikliwą obserwacją. Fragment rapowany wykonany jest przez

 Śliwkę Tuitam. Dla mnie największą nagrodę stanowią opinie chłopaków z osiedla, że „nie ma ściemy, panie Tomku...”

Oj, nie ma ściemy. Jest bolesna prawda. Na tym właśnie polega siła tekstów Kordeusza – na uważnej obserwacji, empatii, głębokim współodczuwaniu. I na  umiejętności przekazania swoich odczuć, przeżyć i spostrzeżeń w taki sposób, że budzą emocje, trafiają wprost do ludzkich serc.

Tomek Kordeusz jest autorem około 300 piosenek.  Na pytanie czy można się nauczyć pisania tekstów, odpowiada: Nie sądzę, żeby można było nauczyć się pisać teksty bez talentu, muzykalności, wrażliwości i inteligencji. A przede wszystkim bez umiejętności przekładania świata na słowa. Spotkałem na swojej drodze największych autorów piosenek. Z kilkoma z nich przyjaźniłem się i przyjaźnię do dziś. Dziś wiem, że nie trzeba stawiać kropki pochopnie. Co najważniejsze, należy pisać własnym atramentem, a nie maczać pióra w ogólnie dostępnym kałamarzu.

Najnowsza płyta autorska Tomka nosi tytuł „Jedwabiście”. Została wydana przez Warsztat Antoniego w 2018 roku. Artysta wciąż intensywnie pracuje twórczo. I wszystko uzależnia od Stwórcy: „Obecnie przygotowuję piosenki na tegoroczny festiwal OPPA.  Nabieram sił do ruszenia z nagraniami kolejnej płyty. Niebawem premiera płyty Karoliny Lizer „Onyks”, gdzie pojawi się pięć moich tekstów. Planów mam wiele. Wszystkie w rękach Boga”.

Maria Duszka

 

Plakat

 

 

Plakat

Jan Tulik

 

Wiara, nadzieja, samotność

 

Wer den Dichter will verstehen

Muss in  Dichter Lande Gehen

(Goethe)

 

I

Jak wielka jest mądrość Goethego. I jakże olbrzymia świadomość Mickiewicza, który opatrzył tymi słowy kartę tytułową „Sonetów krymskich”. Może każdy zbiór wierszy obcojęzycznego poety należy poprzedzać tym mottem: „Kto chce zrozumieć poetę, musi iść do jego kraju”.

Zapewne Adam Mickiewicz słowa te pojmował obosiecznie. Jedna strona językowego miecza pozostaje niemal dosłowna, oznacza to, co znaczyła; kierowała zmysły  czytelnika ku intencjom zawartym w liryce przez autora; na duchu narodu tłamszonego przez zaborcę, a przywołując jednostkową tragedię wieszcza – ducha umęczonego swoistą banicją, jak później miało się okazać – wieczną banicją.

Drugim skrzydłem ostrza było przywołanie słów Goethego, jako wskazówki wychylonej szczególnie ku „Sonetom krymskim” Mickiewicz bowiem zdawał sobie sprawę, iż wielość wątków orientalnych może osłabić ostrość zmysłów czytelnika, przez co dopuścić do spłycenia lektury. Poeta dbał o czytelność przekazu i nie mógł pozwolić na ewentualność dwuznacznego, lub pobieżnego – z powodu wątpliwości celu (adresata), odczytania kunsztownych wersów. Może i teraz, w dużej mierze dzięki temu staraniu, w sposób oczywisty przyjmujemy treść każdego z sonetów.

Motywy orientalne są tu jedynie rekwizytami. Treść wierszy obleka idea narodu, Polski. Krym jest tylko punktem odniesienia, pozwalającym docenić i obiektywnie ocenić wielkość narodowej tragedii. W tym i dramatu osobistego poety, który z krymskich skał spogląda jak orzeł w wysokim locie na płonący narodowy stos. To właśnie ów orli lot pozwala wieszczowi ogarnąć rozmiar tych płomieni.

Krym to także chwilowa ziemia-ojczyzna Mickiewicza. Dlatego (jej topografia – nie wyłącznie w geograficznym sensie, lecz „topografia” mentalna, kulturowa) – winna być rozpoznana, by ją zrozumieć.

Na „Sonetach krymskich” ciąży swoista dychotomiczność. Przybiera ona jednak różne postaci. Jak w „Stepach akermańskich” płynie się przez wielką ciszę po to,  by usłyszeć „głos z Litwy”, tak w „Pielgrzymie” można się pławić w „Kainie dostatków i krasy” po to, aby mogło „serce uciec w okolice dalekie”, by szumiące lasy litewskie „wdzięczniej śpiewały niż słowiki Bajdaru”, by nadniemeńskie Trzęsowice deptać weselej „niż rubinowe morwy, złote ananasy”.

W „Pielgrzymie” autor zamknął inną dwudzielną strukturę. Otóż – czym jest pamięć? Kiedy poeta spogląda za siebie, ku „lubej dziedzinie, która mu odjęta”, zastanawia się, czy najbliższa jego sercu osoba o nim pamięta. Nie sposób orzec, czy jest to pytanie retoryczne. Bo czy ktoś bliski, gdy odszedł,  jest dość pamiętany? Chyba autor „Pielgrzyma” pyta o to ze szczerym przejęciem – niezależnie, czy będzie to osoba bliska sercu, czy też, per analogiam, społeczność, naród. Jednakowo przecież – znów podwójnie istotę sensu ujmując – mogą pamiętać go, mniej lub wciąż mając go przed oczyma.

Znaczenia podwójne przybierają u Mickiewicza zawsze nowy kształt. W sonecie „Bakczysaraj” pisał: „Gdzie jesteś, o miłości, potęgo i chwało (-) wyście przeszły, a źródło zostało” W „Bakczysaraj w nocy” zaś: „Pod namiotem ciemności budzi się błyskawica i pędem Farysa przelatuje   pustynie błękitu”. Czy, mimo iż obraz liryczny obejmuje odległy pejzaż Wschodu, a myśl bliska jest znajomego pejzażu z dzieciństwa, trudno odczytać czym jest owa  mijająca potęga, a czym źródło, które pozostanie?, Czy obca jest nadzieja, że i ta potęga minie, a źródło oczyści się i znów będzie tryskać orzeźwiająco? A czy nie widać owego błysku nocą, który przelatuje przez „pustynie błękitu” i czy nie wiemy dokąd on mknie, ku jakiej pędzi stronie?

Tak. Pamięć jest grzechem pierworodnym i pokutą jednocześnie. Pamięć wlecze się jak odwłok za korpusem owada, wpełza w najmniejszą szczelinkę i dopomina się o swoje. O wieczne jej przywoływanie. O pamięci nie da się zapomnieć – cóż za paradoks. Jak więc możliwe  byłoby oddzielenie poety od jego kraju?

Jakże z kolei prostą drogą wraca pamięć „na Północ ku Polsce” w sonecie „Grób Potockiej”. Ale w utworze tym jest jeszcze coś znamiennego – żal pominąć taką dygresję. Otóż poeta rozmyśla na najdalszych wschodnich krańcach Europy, nad grobem rodaczki Potockiej, którą tam dopadł kres żywota, i tam, daleko od kraju, złożono jej szczątki doczesne. Zakończyła swój żywot w samotności i samotną pozostała i w grobie. Poeta opłakuje w tym wierszu nie tylko jej samotność. Boleje nad samotnością każdego człowieka. Także i swoją: „i ja dni skończę w samotnej żałobie: Tu nich mi dłoń przyjazna garstkę ziemi rzuci”. Tu?

Można mówić o przypadku, co oczywiste, ale szczególny to przypadek. Bo przecież właśnie tu, na wschodnich rubieżach,, poeta złoży po latach swą głowę. Więc czyż los ludzki jest naprawdę nieodgadniony? Czy skutek i przyczyna nie są wzajemną konsekwencją? Bardziej czytelną niż utarło się ją traktować?

Piękno sztuki polega na umiejętności zadawania ważnych pytań. Odpowiedzi nie mają tu znaczenia. Zatem – samotność! Istota samotności to sonet „Burza”. Wiersz najważniejszy z utworów poetyckich wieszcza. Utwór nieprześcigniony.

 

II

Jeśli kalectwem jest chroma dłoń, to zupełnym kalectwem jest ślepota. Jeśli osobnym pięknem są słoje drzewa, to pięknym skończonym jest harmonia kosmosu. Jeśli kosmosem Mickiewiczowej liryki są „Sonety krymskie”, to perła w tej koronie jest sonet „Burza”. Perłą przez wielkość: szerokość obrazu kreślonego słowem i wzniosłością myśli..

W „Burzy” pretekstem jest żywioł: sztorm. Istotą poetyckiego przesłania – człowiek. Żyjątko w łupinie statku a bezkresnych odmętach wód. Istota w skrzydłach fal nieubłaganej śmierci w samotności.

 

Burza

 

Zdarto żagle, ster prysnął, ryk wód, szum zawiei,

Głosy  trwożnej gromady, pomp złowieszcze jęki,

Ostatnie liny majtkom wyrwały się z ręki,

Słońce krwawo zachodzi, z nim resztka nadziei.

 

Wicher z tryumfem zawył, a na mokre góry,

Wznoszące się piętrami z morskiego odmętu,

Wstąpił jenijusz śmierci i szedł do okrętu

Jak żołnierz szturmujący w połamane mury.

 

Ci leżą na pól martwi, ów załamał dłonie,

Ten w objęcia przyjaciół żegnając się pada,

Ci modą się przed śmiercią, aby śmierć odegnać.

 

Jeden podróżny siedział w milczeniu na stronie

I pomyślał: szczęśliwy, kto siły postrada,

Albo modlić się umie, lub ma z kim się żegnać.

 

Opis tragedii ludzkiej podczas burzy nie ma sobie równych. Sztormowe fale pochłaniające krwawe słońce – resztkę nadziei. Ale nie opis budzi upiora człowieczej wyobraźni, lecz kończące sonet tercyny. One budują szczyt, zwieńczają gmach tej liryki. W nich poeta zawarł największą mądrość o kondycji człowieka. To jego puszka Pandory.

Kim jest ten, siedzący na stronie,, który ma siły, by odpierać nawał wód, lecz czynność ta jawi się jako bezcelowa; ten, kto nie umie się modlić; kto nie ma nikogo, z kim mógłby się żegnać. Czy jest ogniwem, które tworzy i wiąże łańcuch Obecności Wszechświata?  Nie – on jest poza nim. Siły tego człowieka nie rodzą nadziei. On nie umie się modlić. Nie zna więc Boga. Nie ma wiary. Nie ma kogo żegnać, Bi nie jest dotknięty miłością. Jest samotny. Jest tak osobno, że nie należy do tego świata. Ale nie należy także do innego świata. Nie należy do żadnego świata, skoro zabrakło mu wiary.

Oto tragizm ludzkiej istoty. Nieistniejący dla nikogo punkt, zaplątany przez absolutny przypadek w elementy machiny, zwanej Kosmosem. Mniej niż jedno ziarnko piasku na plaży Wszystkiego. Mniej niż Nic. Samotność.

Jan Tulik

Fot. Andrzej Dębkowski

(Pierwowzór tego szkicu zaistniał w Nowej Okolicy Poetów 5)

W „Roku Romantyzmu”, 2022

 

 

Plakat

Łucja Fice

 

Eskapada do lasu

 

Od jakiegoś czasu bawię się w detektywa, próbując rozszyfrować pewną tajemnicę. Szukam wiedzy w Necie, wykonuję telefony, szukam książek  na temat pracowników przymusowych w III Rzeszy. Jak myśleć i pisać o wojnie, której się nie doświadczyło? Jak pisać o strachu, przemocy, gwałtach, upokorzeniach, głodzie, tęsknocie, gdy ma się wiedzę z opowiadań świadka i wiedzę historyczną z książek? Czy mam prawo ubierać zdania w metafory i karmić czytelnika nadzieją, że to się już nigdy nie powtórzy? W obliczu wojny w Ukrainie i sytuacji na świecie, śmiem twierdzić, że jednak historia na okrągło się powtarza. Jestem tematem wojny zmęczona, która wylewa się z mediów, a nawet cieknie z mojego kranu. To był znaczący powód, bym tego upalnego dnia odpoczęła psychicznie, opuściła swoje cztery kąty i zrelaksowała się w dzikim miejscu. Chciałam dać sobie uwagę wzajemnej zależności pomiędzy Naturą, a moim umysłem. Teraz wiem, że podświadomie chcę się ustrzec, przed czymś, co może dopiero nastąpić, a sekundowe przebłyski czegoś niespodziewanego tlą się w mojej głowie.

Pogoda zapraszała do lasu. Na tej długiej wycieczce omal się nie zgubiłam, jak w jakiejś dżungli. W tym ryzyku zagubienia się odczułam, jak bezosobowo działa na mnie Natura. Było to spontaniczne doznanie cierpnięcia skóry na zewnątrz i gdzieś w środku. Odkryłam, jak wielką tajemnicę, że źródło strachu było tylko w mojej głowie. Postanowiłam trzeźwo spojrzeć na tę kwestię tak, jak trzeźwa jest w każdej chwili natura lasu. Przecież drzewa się nie boją. Wróciłam cudnie odprężona, zresztą, jak zawsze po długich samotnych wyprawach. Zawsze wtedy odchodzi ode mnie poczucie zablokowania, tego wewnętrznego zapchania brudnymi myślami. Odczuwam wtedy rozluźnienie, fluktuacje niewidzialnej energii, co wzmacnia w sposób fizyczny moje ciało. W sercu obserwuję te metafizyczne zmiany, aż po pustkę w umyśle. Uwielbiam takie  momenty, kiedy  nie pływam w tej zupie strachliwych myśli, bo wówczas  daję uwagę czemuś doskonałemu, czemuś, czego sama nie rozumiem, a co pochodzi od Matki Natury. Tak działa na mnie las, który potrafi wprowadzić mnie w lekki stan uśpienia, podczas którego odbieram wrażenie, że drzewa leczą mnie hipnozą, choć niezupełnie jest to hipnoza, bo moje oczy odbierają nieskażony jeszcze  obraz przyrody. Nie jestem w stanie pominąć orgii leśnych barw i zapachów, tego tańca leśnych żyjątek, na które zawsze zwracam uwagę począwszy od koron drzew do samej ściółki. Te krągłości drzew i zresztą całej Natury zawsze wprowadzają mnie w nowe zdumienie, jakbym była w lesie po raz pierwszy i dopiero teraz zauważyła, że wszystko jest okrągłe. Demokryt miał rację, że nic nie jest proste w swej atomowej strukturze. Kiedy w tej chwili tak stylizuję duchowe wrażenia, nic nie jest dla mnie ważne. Żadne tajemnice świata, polityka, ekonomia czy wojna w Ukrainie. Nie mam zamiaru, by słowo wojna odebrało mi przyjemność formułowania subtelnych, kwiecistych myśli. Będzie dobrze, będzie dobrze. Choć wojny dobrze zaplanowane, to myślę, że doczłapię do naturalnej wyznaczonej mi przez przeznaczenie śmierci. Takich kwiecistych myśli życzę tym, którzy mnie czytają i tym którzy nie czytają. Kiedy świat wypięknieje w naszych głowach, to może wypięknieje też w tej materialnej rzeczywistości 3D?

Łucja żaden autorytet.

Łucja Fice

Fot. w tekście: Andrzej Dębkowski

 

 

Plakat