dr Grzegorz Szelwach
Prawda, piękno i dobro płynące z „Listów od Felicji”
Każdy historyk literatury na swój sposób mierzy się z epistolografią pisarzy.
Nie da się tego fenomenu kulturowego ogarnąć raz na zawsze. Taką próbę podejmuję ja pisząc o listach dr Felicji Borzyszkowskiej-Sękowskiej, spod pióra której wychodzą tylko dobre książki. Jest ona autorką ponad czterdziestu książek; By wymienić tu niektóre z nich: eseje „Trzecia płeć”, powieści „Niezapłacony rachunek sumienia”, „Miłości głodni i godni” oraz licznych tomików poetyckich, m.in. „Kwartet międzyludzki”, „I któż tu winien?” – dramaty, wiersze, fraszki.
W dwóch tomach „Listów od Felicji” Borzyszkowska-Sękowska podtrzymuje tradycję pisania listów. Książki te stanowią istotny wkład do silnie rozwijających się dziś badań nad epistolografią. Czytelników zachęcam do studiowania trzeciego i czwartego tomów „Listów...”.
Obserwujemy w XXI wieku wzrost zainteresowania biografistyką oraz osobowością twórcy, a zwłaszcza epistolografią i diarystyką, czyli „dokumentem osobistym”.
Ton listu dyktuje jego adresat, zatem inne są listy intymne, inne oficjalne, inne przeznaczone z góry do głośnego czytania lub publikacji, inne zaś listy – wyznania.
W listach mamy do czynienia z jednym nadawcą, tym podpisanym imieniem i nazwiskiem. Ale przecież nie jest on jednolity, jego wizerunek się zmienia. Inne są zatem listy do Borzyszkowskich, prof. Marii Szyszkowskiej i Jana Stępnia, Basi i Aleksandra Nawrockich, Andrzeja Zaniewskiego, czy prof. Pawła Soroki, a inny jest list do kardynała Kazimierza Nycza, biskupów i kapłanów, czyli list oficjalny. Chociaż w nim autorka pozwala sobie na szczerość: Kiedy tylko mogę jadę do Wilanowa. Uczestnicząc w Konferencji poświęconej Robertowi Schumanowi- wygrałam konkurs wiedzy o Nim. Rozwiązanie było w Świątyni Opatrzności i wtedy jako laureatce wręczono mi mikrofon. Doprawdy nie umiałam się znaleźć, wystraszona, zniewolona wielkością i wspaniałością tego monumentalnego obiektu, jego promieniującą świętością, myślałam, że się pod ziemię zapadnę. Bo byłam przecież jakby na ambonie... I wtedy to chyba Anioł Stróż krzyknął mi do ucha:
„– Hola! Przecież gadanie to twój zawód!”
No istotnie. Życie spędziłam jako nauczyciel akademicki i mówienie nigdy nie sprawiało mi trudności. A teraz? Tu w tej wielkiej „ Świątyni Opatrzności Bożej”?
Zapomniałam przysłowiowego „języka w gębie.1
Przy lekturze „Listów od Felicji” wiele razy nasuwało mi się pytanie o ich szczerość. Jest ono powodowane zwykłą ludzką ciekawością. Kiedy zapragnąłem jednak je zgłębić, okazało się, że stanowi poważny problem dla każdego, kto zajmuje się dokumentem prywatnym. Poważny i nie całkiem rozwiązany. Sama Borzyszkowska- Sękowska wysoko ceni szczerość. To niejako upoważnia mnie do rozważań o szczerości jej korespondencji. Bycie szczerym staje się synonimem bycia sobą. Korespondencja dla autorki „Listów...” jest nie tylko wymianą informacji, kontaktem z bliskimi. Jest „więzią dusz”, a nie tylko więzią uczuciową. W liście do prof. Marii Szyszkowskiej, dra hab. Tadeusza Medzlewskiego i Jana Stępnia czytamy: Zawsze (...) uważałam, że me życie nie interesuje nawet czytelników mych powieści, esejów, dramatów. A teraz? Teraz tylko w korespondencji z Wami moi Wybrani (nie szkodzi, że tylko jednostronnej) przenika wiele z moich zgoła osobistych przeżyć. Bo moje życie związane jest z ludźmi do dziś i jestem ogromnie szczęśliwa, że są to ludzie nieprzeciętni, ciekawi, twórczy...2
Kategorię szczerości zauważam także w liście do prof. Zofii Chyra-Rolicz: Bywałam dość często niestrudzoną globtroterką, dopóki los i wycieńczony pracą organizm nie przyhamował, przez ten „dziwny świat”, ale i wtedy żartowałam iż w swej chorobie nie „kok”, bo zawsze nosiłam długie włosy i często utrefiałam je upinając misternie ukształtowany kok, ale także J. P. Sartre'a, o którym to teraz z Simone de Beauvoir pisałam pracę dyplomową na I fakultecie mam w... d. Skąd taki wtręt? Otóż me choróbsko nazywa się koksartroza. A więc „i kok Sartre'a mam w dupie”. Śmieję się pokazując na endoprotezy.3
I do Stanisława Stanika: Boże! Gdybym ja tak potrafiła?! – wzniosłabym oczy wprost do niebios – co by było? – zapytałam. Ale niebiosa się nie rozstąpiły i odpowiedzi Boga nie mam do dziś.4
W omówionych listach autorka jest zawsze sobą. Stefania Skwarczyńska w „Teorii listu”5 pisze: List jest cząstką życia. Powstaje na płaszczyźnie życia, w bezpośrednim z nim związku[...] List na tle życia nie jest celem, lecz środkiem [...] może być wyraźnym fragmentem życia, aktem życia – [...] Współrzędność listu względem życia lub jego z nim bezpośredni związek jako cząstki z całością – jest istotą charakteru listu. Nie ma prawdziwego listu pozbawionego tego podstawowego związku z życiem. [...] Swoją pełnię [list] ma w związku z życiem. [...] poprzez korespondencję swobodnie przepływa życie. Dramatyczność listu będzie na ogół tym żywsza, im żywszy będzie kontakt życiowy obu adresatów.6
Skwarczyńska stwierdza dalej: Dwa ma oblicza wydana korespondencja: dokumentu i dzieła sztuki . Nadają mu one trzecie, bynajmniej nie pożądane: oblicze swojej myśli, swoje piętno, które z nich robi dzieło w dziele.7
Tak też jest z „Listami od Felicji”. W liście do Basi i Aleksandra Nawrockich czytamy: Szanowni czytelnicy przed przeczytaniem tej książki radzę wycieczkę do Podkowy, także wycieczkę do Stawiska, czyli do domu niezwykłego, obrośniętego historią bo tam w domu Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów egzystowała historia. Nawet okupacja hitlerowska tam inne miała barwy.8
Dalej autorka pisze: Teraz zgodnie z testamentem Iwaszkiewicza w Stawisku jest muzeum. Na ekspozycję składa się siedem pomieszczeń zachowanych w autentycznym stanie. Nikt, przekraczając progi Stawiska, nie oparł się urokowi tego polskiego domu, sprzed prawie wieku. Dom, który przetrwał zniszczony wojną. I socjalizmem dziś – dodaję odważnie.9
Czytamy dalej: Ja do Stawiska II. wywiozłam prawie wszystko co miałam w Piastowie. Niewiele wywiozłam na Saską Kępę, gdzie mój mąż miał kawalerkę przy ulicy Paryskiej 17. Nie miałam tak bogatych teściów jak J.I. Lilpopów, którzy wyposażyli go w bogactwa. W przemożny sposób kształtowałam oblicze domu, odciskałam na nim swoje piętno. Ta wzajemna relacja między mną a domem jest szczególnie ciekawa i splątana, z jednej bowiem strony nadałam domowi określony charakter poprzez swoją osobowość, twórczość literacką i pełnione funkcje społeczne, z drugiej zaś ten domek modelował moje życie i pisarstwo jakby swoisty pamiętnik liryczny, w którym eksponowane miejsce zajmuje Stawisko II.10
20 lipca 2006 roku uczona pisze do Ireny Łukszy: Ach taka jestem... Czekałam na to ponad 30 lat. Wreszcie, nareszcie jestem na warsztatach literackich. [W Ciechocinku] Dziś zwanych (od kiedy?) Artystyczne Spotkania Nauczycieli. Jak wszystkich nowicjuszy (pierwszorazowych, a więc prawiczków) obowiązuje mnie „prezentacja”. Dokonać tego aktu ma nauczyciel z Dębnicy Kaszubskiej, kiedy wskazano mi go – przeraziłam się – rychło jednak przyszło ukojenie, bo właśnie taki wygląd, odzienie, fryz i bezurodzie gwarantuje „coś” we wnętrzu. A to lubię najbardziej. (...) Wprawdzie wolałabym zaistnieć w jakimś nowym obiekcie, ale przecież, wskutek wrodzonej skromności i chorobliwej nieśmiałości nie śmiałam nawet o tym pisnąć.11
1 lipca 2014 roku autorka listów pisze do Ariany Nagórskiej, literata: Po nocy bezsennej zdecydowałam się jednak odtworzyć dni męki jaka jest mym udziałem podczas podróży do Trójmiasta, aby kontynuować prezentacje najwybitniejszych mieszkańców Wybrzeża w mym cyklu książek „Byś”... Już trzeci czerwiec i lipiec nie ma Cię w Gdańsku – alarmowały mnie członkinie Klubu Kobiet Twórczych – poszła fama, że... umarłaś! Tak, od dzieciństwa bywałam tu każdego lata, a teraz operacja biodra uziemiła mnie.12
W tym samym liście czytamy dalej: [czw. 24] Piszę bo nie śpię, [...] kiedy mnie zmogły „nerwy bez przerwy” zasnąć nie mogłam, więc pośród złowrogo brzmiącej ciszy wzięłam się za czytanie, a to wiadomo, wymaga światła. Zapaliłam więc nie pomnąc o tym, że ta roleta, która tak dramatycznie wylądowała na mej mózgownicy nadal pozostaje niepołożona na swym miejscu więc okno niezasłonięte.
Kolejny list będący fragmentem egzystencji, jej częścią, Felicja Borzyszkowska przesłała 10 lutego 2019 roku do literata i krytyka Jana Zdzisława Brudnickiego. Czytamy tam: 28 lat minęło od tej chwili i dopiero odważam się to opisać. Jestem pełna podziwu. Lubię cię czytać... Był rok 1991 kiedy jeszcze – jak mawiałam – bezprawnie lubiłam zaglądać do Domu Literatury dokąd to w roku 1968, zaraz po przeniesieniu mnie z Gdańska do stolicy do pracy naukowej – zaprowadził wielki pisarz, Stanisław Dygat z Kaliną Jędrusik. Kiedy to wielka gwiazda dowiedziała się, iż od dziecięcia „robię w poezji” wyrwała mi kilka manuskryptów, przejrzała je i rzekła, że będzie czytać je na swych recitalach. Potem usilnie ośmielała mnie do jakże spóźnionego debiutu prasowego, a po nim? Natychmiast zorganizowała mi premierowy – jak mawiała – Wieczór Poezji. Odbył się w Domu Kultury w Warszawie przy ulicy Jezuickiej.13 W tym liście autorka pisze: Miałam (...) pisać o swym spóźnionym o ponad 30 lat debiucie i o siedmiu latach oczekiwań na Twoją recenzję bo...
Był rok 1991, gdy (dopiero cztery lata po recytacjach Kaliny Jędrusik, sic!) zdecydowałam się wydać pierwszy tomik, który nie pomnę już kto dał ci z myślą o recenzji. Jakże ja się wtedy bałam! Jak czekałam! Byłeś jedyną osobą, która tę „Ekwilibrystykę płonącej wyobraźni” otrzymała.14
Podczas lektury listów autorki jakieś niezwykłe zdanie zapada w pamięć czytelnika i uświadamia mu , kto pisał te „proste listy” – intelektualistka i poetka.
W obydwu tomach są też listy do adresatów zbiorowych: Stowarzyszenie Inżynierów Telekomunikacji, Grono gejów wokół B. Kaczyńskiego, Konferencyjni bywalcy, Klub 50+ Uniwersytetu Trzeciego Wieku, Koledzy Literaci, Sekcja Literacka „Wena”, Bywalcy plenerów artystycznych, Przyjaciele nie tylko Bernardyni, Dzieci Jagody. Wszystkie „okraszają” obydwie książki.
Tomy zawierają również listy-eseje, np. „Cała Polska się starzeje”, „Nie tylko seniorzy”, „Czy wierzyć prasie?”, „Słowem i szablą”.
Autorka umieściła także wiersze: „Najpiękniejsze urodziny” oraz „Fraszki FeBoSski”.
Felicja Borzyszkowska-Sękowska przejawia wybitną zdolność do rozległego myślenia abstrakcyjnego. Jej „Listy...” obfitują w różne szczegółowe spostrzeżenia i uwagi. Wielkim walorem tych książek jest ich szczery charakter, uzewnętrzniający się niemal w każdym liście, a także niezwykły, oryginalny pomysł całości.
dr Grzegorz Szelwach
_________________
[1] F. Borzyszkowska-Sękowska, Listy od Felicji, T.II., Warszawa 2020, s. 19, 20.
2 Ibidem, T.II, s. 33, 34,w recenzowanej książce.
3 Ibidem, T. II, s. 72, 73.
4 Ibidem,T.II, s.75.
5 S. Skwarczyńska, Teoria Listu, wydanie II., Białystok 2006, s. 332-335.
6 Ibidem, s. 336.
7 Ibidem, s. 349.
8 Ibidem, poz.1., T.II, s. 25.
9 Ibidem, T.II., s. 25-26.
10 Ibidem,T.II., s. 27.
11 Ibidem,T.II., s. 77.
12 Ibidem,T. II., s. 81.
13 Ibidem,T.II., s. 87.
14 Ibidem, T.II., s.88