Andrzej Walter
Mały brat prowokator
(tekst tylko dla dorosłych, osoby nadwrażliwe prosi się o rezygnację z lektury)
Wielki Brat patrzy coraz dokładniej. Coraz precyzyjniej odlicza nam dni. Wie o nas już prawie wszystko, tyle że jakaś durna reklama medialna powiedziała ci, iż przecież „prawie” czyni wielką różnicę. Nowy tom Jerzego Jankowskiego, żyrardowskiego mędrca, poety, mistrza detalu i konkretnych, intelektualnych form wydany dopiero co (jeszcze świeży, cieplutki i chrupiący), przez Wydawnictwo Autorskie Andrzeja Dębkowskiego to wydarzenie artystyczne z cyklu „a co nam zrobią, skoro i tak nic nie zrozumieją”. Małe, bo małe, ale mocne w treści.
Autor z nas jakby szydzi, albo ujmijmy to nieco ciężej, ze wszystkiego szydzi, kpi, pyta, aby nie pytać, odpowiada, dopowiada, neguje, przytakuje, byle krótko, byle na temat, albo tak z kropką „nad i albo i ż nad i”, w tych przerażająco krótkich formach pisze dzielnie silny traktat filozoficzny niemal niezrozumiały dla kogoś, kogo czasy uczyniły dziś powierzchownym i trywialnym, kogo zeitgeist zmielił już na drobne, kto naiwnie spogląda śmiało w przyszłość udając, że wielkiego brata nie ma, nie było i nie będzie, a będzie tylko wolność i demokracja, czy też może dosadniej prawo i sprawiedliwość, albo jeszcze dosadniej – wolność, równość i braterstwo. I zostaje mi tylko dopowiedzieć po „autorsku”, a co to jest k... dziś to braterstwo?
Czy to jest poezja? A co to jest poezja? Wy wiecie, ja nie wiem, Pan profesor z niewielkiej litery zaczął tak mniej więcej wykład inaugurując 48. Międzynarodowy Listopad Poetycki w Poznaniu, niedawno, w tym roku, siedziałem i słuchałem tego człowieka i myślałem sobie „mój Boże”... No nie, nie będę się z Wami dzielił co sobie myślałem, bo bardzo źle myślałem, mało poetycznie. Myślałem co on tutaj k... robi. Wy wiecie co to jest to k...? To poezja właśnie. Każdego Polaka poezja XXI wieku – słowa jak hymn określające nas międzynarodowo, dzięki którym jesteśmy rozpoznawalni jak Lewandowski. Taka nowa, lecz stara, taka ka, ka, ka noniczna ka-mać nie kojarzyć proszę z ulicą, na której tron posadziło sobie bratnie (jak czasem) nam stowarzyszenie, w grodzie smoka. Oni też lubią sobie na k... czasami skomentować tę piękną rzeczywistość wierszem płynącą (tyle, że im nie uchodzi się do tego przyznać). I wierszem i rynsztokiem. Poezja nam się dziś skołtuniła. Ktoś mi ostatnio rzucił w twarz: – panie Walter, a czegoż że się pan tego rymu tak uczepił? Nie wiem czy mogę odpowiadać tej pięknej pani, tak czarująco śmiejącej się do dni i nocy, do wzruszeń i podduszeń, do dźwięku i wydźwięku, do głasknięć i poziomek, do snu i jawy. Lepiej śnić niż o drogę pytać.
Jankowski porusza świadomość. Liże rany, miłości zarzuca... ciężką wodę, strachowi, że minie, jak już będzie nam wszystko jedno, a że będzie nam wszystko jedno, to ja akurat nie mam wątpliwości, i to nawet będzie wtedy wszystko jedno tym, którzy dziś są przetłumaczeni na 50 języków świata i osiągają orgazm przed każdym lustrem. O Bogowie, my śmiertelni, tacy dzielni, ale strach ustanie, kiedy już się biec przestanie, kiedy jakiś dziki dzik okiełzna te dziwne języki i wreszcie nam odpowie po co był tu każdy człowiek...
Jankowskiemu ręce nie opadają. Jemu strzelać nie kazano. Ale strzela. Nam w pysk. W tym strzelaniu nas po pysku mistrzowsko uderza. Poczytajcie. To taka poezja od niechcenia, do śmiechu i do zjedzenia, a zwłaszcza do przemyślenia (nieprzyzwyczajonym szkodzi) , kiedy już nam wszystko jedno, ale wciąż u licha żyjemy i żyć nam się chce, i pisać nam się chce, bo wszystko jest poezją, za wyjątkiem gównianych wierszy pewnych egzaltowanych wieszczów na wydechu i bezdechu, tak jak się miłość wyznawało Julii przez Romea, ale to śmieszne przecież było, jest i będzie, a dziś to jakby kabaret do n-tej... – cóż się pan panie Walter tego rymu czepiasz, kiedy zespół Rammstein zaśpiewał sobie ot tak dla milionów utwór „Pussy”... – szokując tym praktycznie wszystkich – nagrał jakże genialną piosenkę, którą rozprawił się jednocześnie z nowym niemieckim „patriotyzmem” owijając pornografię niemiecką flagą oraz z kondycją współczesnego świata. Przytoczę fragment lepiej w oryginale:
Too big, too small,
Size does matter after all.
Zu groß, zu klein,
Er könnte etwas größer sein.
Mercedes-Benz und Autobahn,
Alleine in das Ausland fahren,
Reise, Reise, Fahrvergnügen
Ich will nur Spaß, mich nicht verlieben
Just a little bit...
Just a little bitch!
You've got a pussy,
I have a dick,
So what's the problem?
Let's do it quick.*
(...)
*Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,rammstein,pussy.html
Kto zna języki zrozumie. Nieznającym szczegółów oszczędzimy. Ten fragment wystarczy. Taki jest dziś nasz świat. Młodzież. Seniorzy. Miłość. Intymność. I cytat z Janakowskiego:
O Impoderabiliach
kurwa, co to są
imponderabilia
No właśnie. Ty masz (...), a ja mam (...) – zróbmy to szybko, rach, ciach, ciach, i po krzyku, to po co jakaś poezja, na wdechu czy na wydechu?
I znowu Jankowski.
O prozie – tu nie ma problemu (no nie wiem?!), o poezji – to jest problem...
Poezja to jest problem. Świetna definicja poezji dzisiaj. Poezja to jest problem. Motoryczny, intelektualny, pojęciowy, słowny, czytelniczy gigant problem, mega, hiper i problem jakby wieczności, której przecież nie ma, to cóż ta nieszczęsna poezja, kiedy świat się zatrzymuje (na poezję) to same straty są liczone w bilionach bitcoinów na Kajmanach. Bo to tam kochani są prawdziwe pieniądze, te, liczone w Davos, albo w Grupie Bilderberga, nie te wasze pieniądze śmieci – oszczędności, aby jakoś godnie przeżyć starość, tylko te pieniądze, dzięki którym Mr X zdecyduje – ty żyjesz, ty do gazu. Klocki Lego z obozu koncentracyjnego? To już passe. Dziś misie dostały lepsze zabawki. Twój genotyp, Twoje marzenia, Twoje całe ja. Twoje jutro.
Jakaś wojna na Ukrainie? To dla „zjadaczy chleba”. Poezja Jerzego Jankowskiego nie jest dla chleba zjadaczy. Jest dla... niewypróżnionych. Dla tych bezchlebowych pełnych wiary, nadziei i miłości. Dla naiwnych artystów, tych prawdziwych, szczerych i kroczących drogą donikąd. To takie wspierające szyderstwo podnoszące, a może i nie na duchu, a może i tylko na ciele zbyt skomplikowanym na śmierć. Dla tych pijaków, co wszędzie szukają okazji do znieczulenia. Słowem i toastem.
O nieszczęsny Horacy. "Bo przecież nie cały umrę" to znaczy "non omnis moriar", co wyraża przekonanie o tym, że człowiek (zwłaszcza artysta) nie umrze całkowicie, ponieważ jego sława (cha,cha cha) i dzieła pozostaną po nim na zawsze. No, chyba, że nie pozostaną. Na Kajmanach zdecydują.
Jerzy Jankowski
o wolnej woli
ja mam. ty masz. oni mają.
wolno to idzie. przecież
nie muszę pisać tego wiersza
a piszę. we wszechświecie przybyło
dlatego się rozszerza
No tak. Miliony grafomanów pisze swoje teksty i „się rozszerza”... Po wszystkim rozmiar... ma znaczenie. Tyle o tym Rammstein. Może jednak?
I ten przerażający wiersz Jerzego Jankowskiego na koniec... co zostaje z nas, z tekstów, z myśli, z tego wszystkiego, z kopania się z koniem, z pisania poezji, z objaśniania poezji, z kochania, z życia... Wiersz „o zasadzie zachowania myśli”.
Podobno statystycznie więcej mamy już dziś rocznie samobójstw niż wypadków samochodowych. Usłyszałem to od wziętego psychoterpeuty. Taki świat zaistniał, takim go stworzyliśmy na obraz i podobieństwo... samych siebie, bo żadnego Boga przecież już nie ma. Bogami jesteśmy my, a poezja... „paszła, kak priszła”.
Dobrze to sobie wymyślił – nie, nie wielki brat, tylko ten mały wielki Jankowski – poeta – brat z Żyrardowa i niejako z Warszawy, poeta współczesny, który kulom się nie kłania i leci dzielnie strącają raz za razem kolejny samolot wroga, ale robi to jakby mimochodem, ze smutkiem, smakiem i melancholią. Z flegmą angielskiego Lorda rzuca nam słowem w twarz... Ja się tak poczułem, choć mi to dobrze akurat robi. Wkurza mnie do pisania i piszę. I próbuję ratować resztki tego świata wierząc w coś czego już nie ma i mówiąc Wam – nie jesteście sami. To jedyne chyba dziś pocieszenie, ale niestety są tacy, którzy to braterstwo odsprzedadzą za 51. tłumaczenie na kolejny egzotyczny język – tym razem może nawet marsjański.
Zabolał mnie ten tom, ale i się spodobał. Przerwał ciszę. Już Jankowski po raz drugi. Połknąłem cały już kilka razy. Myślę i czytam, czytam i myślę, myślę i zastanawiam się , tylko nie wiem po co? Tom nazywa się „Drobiazgi znaczące”, Wydawca w swoim słowie wstępnym twierdzi, że „Wcale nie takie drobiazgi”. Andrzej Dębkowski skądinąd słusznie zauważa „To poezja naukowca, który w laboratorium emocji destyluje czysty obraz... zawsze nieoczywisty”. Czy to właśnie jest poezja? Nieoczywistością. Też w to wierzę.
Zostawię Was z tym pytaniem, bo przecież muszę Was z czymś zostawić, zatem niech to będzie takie moje dla was duże nic – znaczący drobiazg rozmyślań.
Wygląda na to, że nas poetów już nie ma, nic po nas nie pozostanie, te wszystkie tomy wyrzucą, przemielą, zasilą złom czasów i przemijania, ale może jednak jakaś iskra zapłonie. Zapłonie wskrzeszając ducha i nadzieję, na jakieś jutro? Lektura krótkich form Jerzego Jankowskiego skłania do konkluzji, że nie. Ja w zasadzie też już wiem, że nie. Tyle, że każdy z nas – zarówno Dębkowski, jak i Jankowski, ale i Walter, wierzymy w te cholerne słowa wypruwane z samego własnego krwioobiegu rzeczywistości i dające choć świadectwo. Jak już kiedyś napisałem – tylko tyle i aż tyle...
Poezjo – bądź – jaka byś nie była, i pozostań z nami do śmierci, naszej albo swojej, choć lepiej jednak tylko naszej.
Andrzej Walter
_____________
Jerzy Jankowski, Drobiazgi znaczące. Redakcja, słowo wstępne, projekt okładki i zdjęcie na I stronie okładki: Andrzej Dębkowski. Zdjęcie autora na IV stronie okładki: Artur Krajewski. Wydawca: Wydawnictwo Autorskie Andrzej Dębkowski, Zelów 2025, s. 44.




























































































































































































































































































