Irena Kaczmarczyk
Czerwone kamienie Henryka Owsianko
Henryk Owsianko. Ten znakomity, pierwszej klasy artysta malarz, nie dbający o dyplom Akademii Sztuk Pięknych, chociaż jako wolny słuchacz uczestniczył w zajęciach, postanowił wyrazić swoje postrzeganie świata i złożoność natury ludzkiej, w słowie poetyckim. Skromny a bogaty w doświadczenia, w wyobraźnię, postanawia namalować słowami zawiłość intymnych relacji kobieco-męskich. Zgłębia naturę człowieka w jego rysach, spojrzeniu, ciszy włosów, drganiu nerwów czy stukocie serca, ale też...w głębszych przemyśleniach. Wnika do „środka” przeżyć, do złożoności zawirowań emocjonalnych, jakie zachodzą w pożyciu między kobietą i mężczyzną. I nie opowiada zasłyszanych historii, wydumanych przejść. Skupia się na konkretach. Na osobistym doświadczeniu, nieużywając przy tym górnolotnych słów. Mówi wprost. Zachowując przy tym kulturę słowa.
Już w pierwszych, prezentowanych w tomie „Czerwone kamienie” wierszach wyczuwa się marzenie o stabilizacji, także psychicznej. Poeta śni o dobrym, otwartym domu, gdzie istnieje harmonia pomiędzy Nią i Nim. Nie chce mieszkać w „domu pułapce”, jak go nazywa w jednym z utworów; domu pustym, pozbawionym uczuć, rozmów przy kominku do późnej starości:
Dzisiaj siedzę na ganku przed domem
Całkiem pustym od uczuć i dni
I wspominam te chwile minione
Gdy otwarte były jego drzwi.
Teraz głuche, zatrzaśnięte złością
A ja nie wiem, w którą mam iść stronę
Ktoś mi zburzył spokój przed starością
Więc tu siedzę przed zamkniętym domem.
(„Dom pułapka”)
Motyw rozczarowania, osamotnienia powraca kilkakrotnie na łamach zbioru wierszy. Jakby na przekór czerwonym kamieniom z okładki książki, które symbolizują miłość, namiętność (czerwień) i trwałość (kamień). Poświęca im autor jeden z krótkich utworów:
Osiadłem na dnie
I posiedzę tu chwilę
Dobrze, że woda jest chłodna
I czysta jak sumienie
Nad wodą latają motyle
A na dnie
Czerwone kamienie.
(„DNO – czyli Dni Na Odpoczynek”)
Emocjonalne porażki – zauważa Owsianko, jako dobry obserwator – nie dotyczą tylko jego osoby. Mieszkając od 2006 roku w Belgii, bacznie obserwuje życie i zauważa nieomalże uniwersalny trend współczesnego świata – dążenie do sukcesu za wszelką cenę, pośpiech i bylejakość. Sam, nie utożsamia się z taką filozofią życia:
Chciałbym mieć taką wyspę
Gdzie chwile płyną szczęśliwie
Gdzie chmury są tylko na niebie
Depresja odpływa w odpływie
Chciałbym być w takim miejscu
Gdzie ludzie myślą na plusie
A „wyścig szczurów”się skończył
Bo nikt nie uległ pokusie
(…)
Chciałbym nić mocną utkać
Z mądrości, prawd i sumienia
Omotać nią tych wszystkich
U których brak zrozumienia
Chciałbym popatrzeć w oczy
Odważne, życiem spełnione
Dalekowzrocznie mądre
Miłości mojej spragnione.
(„Czy to utopia?”)
Henryk Owsianko, jak łatwo zauważyć, nie jest poetą awangardowym. Nie interesują go modne prądy literackie.Jego poezja jest prosta, śpiewna, rytmiczna. Mknie po „czerwonych” kamieniach, raz żywiołowo, nie szczędząc słów krytycznych i żartobliwych
Świnia ma krótki żywot
A jednak w człowieku
Dożywa w spokoju
Sędziwego wieku
(„Żywotność”)
to znów szemrze w rytmie przesuwających się głębokich przemyśleń i i refleksji nad istnieniem.
Tom „Czerwone kamienie” jest zapewne dla autora – malarza ważną poetycką wypowiedzią, świadczy o tym grafika w zbiorze wierszy, której bohaterem jest sam poeta w różnych pozach: w zamyśleniu, w półuśmiechu, w skupieniu; na ławce, na dworcu, z papierosem. A nawet... tylko sama jego dłoń, której symbolikę może czytelnik interpretować wg własnego uznania.
Na uwagę zasługuje interesujące odautorskie posłowie, którym Henryk Owsianko zamyka poetycki tom. Snuje w nim rozważanie na temat: „Czy poezja jest sztuką?”. Może przytoczę chociaż krótki cytat: (...)„ Wielu twórców żeby zaistnieć, zainteresować tym co robią, balansuje na granicy zdrowego rozsądku, przyzwoitości, moralności, czasem je przekraczają, igrając z szaleństwem a nawet obłędem. Spacerując po krawędziach, balansując na linie, prowokując, rozpychają rzeczywistość i granice naszej percepcji. Za wszelką cenę uciekają od normalności. Mówi się wtedy o artystach, często cynicznie a nawet z pogardą: Oto artysta! Poeta! Twórca. Nie ma co robić, nie ma pomysłu na życie i zarabianie uczciwych pieniędzy, to wymyśla bzdury. Emil Zola powiedział, „że sztuka jest wycinkiem rzeczywistości widzianym przez temperament artysty”. Nasuwa się jednak pytanie – kontynuuje Owsianko – czy szaleństwo lub obłęd mieszczą się w temperamencie, czy są już poza jego krawędzią?”. I tym pytaniem, przerywając wywód poety, pragnę Państwa zachęcić do przeczytania całego posłowia, jak również wszystkich wierszy, w których autor „Czerwonych kamieni”przedstawił rzeczywistość bez retuszu, nie pozbawiając jej pozytywnych, jak również negatywnych aspektów. Zrobił to z perspektywy obywatela Europy, artysty malarza, zdobywającego uznanie na belgijskim i holenderskim rynku, poety i aktywnego działacza w polonijnym życiu kulturalnym. Notabene, za wybitną działalność kulturotwórczą na emigracji Henryk Owsianko otrzymał w 2015 roku „Ianiciusa”, ogólnopolską Nagrodę Literacką im. Klemensa Janickiego.
Irena Kaczmarczyk
_______________
Henryk Owsianko, Czerwone kamienie, Wydawnictwo ADAMANT, Kielce 2016, s. 94 + audiobook.
Zofia Kulig
Zauważyć człowieka
(…) Dzień do dnia taki podobny
że nawet nie czeka się następnego…
(Jerzy Stasiewicz)
Codzienność mniej lub bardziej kreuje w nas pewne postawy. Nierzadko też podstawia oczywiste wzorce, które akceptujemy bądź nie. Najchętniej jednak sięgamy po nie, ponieważ błyszczą i nęcą, zachęcając do zbiorowego naśladownictwa, co dzieje się współcześnie na wielu płaszczyznach. Owo sugestywne wygodnictwo siłą rzeczy odkształca naturalną osobowość, co skutecznie rozmazuje rzeczywiste obrazy i zjawiska. Innymi słowy, pozbawieni ostrości widzenia, tracimy indywidualność – klaszcząc w dłonie tylko dlatego, że inni to robią. W świecie pozorów, łatwo jest pogubić się i zmanierować, co gorsza, fikcja z czasem przywiera do nas na tyle mocno, że stymuluje ogłupiałą psychiką, niczym zdezorientowany kierunku kompas. Zachodzi pytanie – dlaczego tak trudno dzisiaj być sobą? Do czego potrzebna jest mistyfikacja, gdy codzienność to scena, której światła nie gasną, a w jej blasku łatwo można dostrzec wirtualną rzeczywistość.
(…) Czytając wiersze doszedłem do wniosku
że nie wszystko można napisać.
Jakaś boląca cząstka
pozostanie w głębi serca.
Zacytowany fragment wiersza – to słowa poety, który nie płynie z nurtem populizmu, naturalnym odruchem wskazuje na ludzi wolnych od pozorów. W pewnym sensie, stojących na skrajach środowisk w którym żyją, niezależnie od stanu posiadania czy intelektu, tylko dlatego, że cechuje ich swoista odrębność. Oryginalność twórczości Jerzego Stasiewicza (mieszkańca Nysy), wyrasta ze zdrowego drzewa świadomości historycznej, kultury osobistej oraz własnych doświadczeń. Wartości te są źródłem, z którego czerpie inwencje twórcze, a czyni to z miłością i należytą estymą. Można by rzec, że własne przeżycia formowały mu kręgosłup moralny, oparty na wnikliwej obserwacji życia. Po raz kolejny sięgam po tomik wierszy „Po co komu krzyż” przekonując się, że za każdym razem dotykam kulturowej głębi autora, ponieważ zapisy konkretyzują odsłony trudnych dni dzieciństwa i towarzyszącym im wydarzeniom. To kadry, uświadamiające czytelnika o czasie minionym, ale jakże żywym w twórczości poety.
(…) Nigdy nie spotkałem Marii Zaremby
Ona przeżyła
Siwiutka jak gołąbek
Łamała słowa – kula uszkodziła język
Mario Ziembo módl się za nami (…)
Jerzy bystrym okiem analizuje przeszłość, a w dzisiejszości spod cywilizacyjnego blichtru, pełnego patosu i współczesnej pychy, odkrywa oblicza prawd, tych najmniej widocznych dla przeciętnego oka. Z wierszy mimo wszystko płynie spokój, gdyż podmiot nie szafuje nadmiarem słów czy rozregulowaniem literackim. Epatuje szczerością wobec narcystycznej otuliny ludzkiej. Opisując punkty zapalne, nie ulega zbytnim emocjom, używa narzędzi umiarkowanych i stonowanych namysłem. Niezmiennie rozbłyskuje poszukiwaniem człowieka w człowieku, w nastrojach niewyszukanej egzystencji.
Szukał przytułku
mówili o nim – znajomy Norwida
Nie było miejsca dla słowa
a psalmy brzmiały inaczej…
Szukam człowieka
Gdzie zamieszkamy Panie?
Jerzy Stasiewicz to indywidualista niekryjący się za parawanem pozorów i hipokryzji. Energią płynącą z osobistych przemyśleń, buduje obraz człowieka poszukującego powodów cywilizacyjnego roztrojenia i społecznej destrukcji. Jest prawdziwy, tak jak prawdziwe są jego wiersze, zakotwiczone w refleksjach człowieka, próbującego zwrócić uwagę na to, co w poezji było, jest i myślę, że zawsze będzie najważniejsze – zwykła, ludzka uczciwość.
(…) Naprawić błędy – tak tylko się mówi
łzy nie wyschną na słońcu jak pranie
ból nie odchodzi jak słońca zachód
nie ma uśmiechu jak promieni słońca (…)
Zofia Kulig
Rozstrzygnięto konkurs
IV Małopolska Nagroda Poetycka „Źródło” 2020
Jurorzy, w trakcie spotkania w dniu 24 lipca 2020 roku w siedzibie Domu Wiejskiego w Warysiu (placówka terenowa Gminnego Ośrodka Kultury w Borzęcinie), w składzie: Józef Baran (przewodniczący), Beata Paluch, Adam Ziemianin, Jadwiga Malina (członkowie Jury) uzgodnili wspólny werdykt i wybrali prace konkursowe. Za najlepszy zestaw konkursowy wierszy (spośród 337 nadesłanych zestawów) nagrodami pieniężnymi zostali nagrodzeni następujący uczestnicy:
I nagroda, przyznana, ale unieważniona ze względów proceduralnych. II nagroda, 2500 zł, zestaw oznaczony godłem Kwiaty Jaśminu – Stanisław Wondołowski. III nagroda, 1500 zł, zestaw oznaczony godłem NEMO – Jan Rutkowski.
Pięć równorzędnych wyróżnień za zestaw wierszy po 600 złotych (w kolejności alfabetycznej godeł): Boso – Katarzyna Hudy, Hołek – Wiesława Raczkiewicz, Izabela – Marta Sas, JJF – Jerzy Fedirko, Klon – Bogdan Nowicki.
Wyróżnienia honorowe, nagrodzone publikacją w wydawnictwie pokonkursowym przyznano następującym wierszom:
1. Cichy potok – czyli opowieść o patrzeniu, godło: Sarna – Lucyna Dyrcz-Kowalska,
2. *** („powietrze śmierdzi…”), godło: Pani od Słów – Katarzyna Justyna Zychla,
3. *** („na rzece cienka warstwa lodu…”), godło: Skowronek – Magdalena Cybulska,
4. Kolory dziecięcego pacierza, godło: Niwa – Irena Niedzielko,
5. Początek świata, godło: Len – Anna Piliszewska,
6. Rachunek sumienia i Serce…, godło: Ruda – Magdalena Podobińska,
7. Przenieśliśmy góry, godło: Mozaiki – Paweł Wójs,
8. Obrazki tryptyk, godło: Ogień – Wioletta Jaworska,
9. Moja żona chrapie, godło: Antrobius – Jerzy Fryckowski,
10. Ślepy tor, godło: Wierzbnik – Paweł Kołodziejski,
11. Ręce, godło: Światy – Łucja Staszak,
12. Kaszanka, godło: Marina – Maria Daszka,
13. Na Chevaleret, godło: Zieleń – Grażyna Bartoszek,
14. Kufry wspomnień, godło: Jamoneska – Aneta Jasłowska,
15. Babcia, godło: Pamięć – Wanda Łomnicka–Dulak,
16. Ojciec, godło: Mandragora – Władysław Edelman,
17. Karmicielka, godło: Grenadyna – Sonia Białek,
18. Szwagry mojej matki, godło: Płać za mandat – Tomasz Krasiński,
19. Pieśń bąka, godło: Racuch – Radosław Poleszuk,
20. Światów odkrywca, godło: Mokosz – Marzenna Lewandowska,
21. Praca domowa z informatyki, godło: Mleko sojowe – Julia Korpysz,
22. Butelki, framugi, ogryzki, godło: Herbatazcukrem2 – Michał Banaszak,
23. Wszystkie wiersze, godło: Łan – Henryk Czempiel,
24. Znów dzielą ludzi na lepszych i gorszych, godło: Sarepska – Ewelina Kuśka,
25. Bez wyrazu, godło: Ginewra – Maria Gibała,
26. Starzy ludzie, godło: Zapomniany, zdumiony – Andrzej Piśko,
27. Tajemnice, godło: Król Ciszy – Sebastian Kotowski,
28. Amazonka, godło: Dolma – Barbara Wrońska,
29. Józef, godło: Sercątko – Łukasz Barys,
30. Skrajem, godło: Amarylis – Grzegorz Kielar,
31. Zdziwienie, godło: Orlik – Maria Robenek.
Dwie równorzędne Nagrody Specjalne za utwór związany z regionem Małopolski, otrzymują następujący uczestnicy za zestawy wierszy (w kolejności alfabetycznej godeł):
Nokturny krakowskie, Turbacz – godło: Hanyska: Joanna Goik, Gazeta – godło: Woja46, Janusz Wojewoda.
Danuta Heller
Nowa książka Wiesława Hopa
W lipcu 2020 roku miałam przyjemność otrzymać najnowszą książkę Wiesława Hopa pt. „Długa noc”. Spotkanie z dziełem pisarza okazało się dla mnie niezwykle ciekawą i wymagającą podróżą. Tym bardziej, że czytałam już dwie pozycje z jego twórczości, tj. „O północy w Bieszczadach” i „Przed wyrokiem”. Czytałam też opowiadania pisarza publikowane w naszym czasopiśmie „Kurier Błażowski”. Jestem wdzięczna panu Wiesławowi, że znajduje czas dla naszego czasopisma mając tyle innych obowiązków.
Podróż, którą rozpoczęłam razem z bohaterami powieści, okazała się dla mnie ciekawą przygodą w Bieszczadach. Byłam tam wielokrotnie, ale dałam się urzec opisom Wiesława Hopa – Bieszczady są piękne w każdej odsłonie.
Sięgając po książkę „Długa noc” miałam nadzieję, a nawet pewność, że okaże się dla mnie pasjonującą lekturą, podobnie jak poprzednie książki.
A oto w dużym skrócie treść powieści.
Agnieszka Drozd – atrakcyjna maturzystka – jest zakochana w starszym od niej, tajemniczym mężczyźnie, który nosi dziwne nazwisko Andrzej Dżoń. Dziewczyna zdała maturę i dostała się na wymarzoną medycynę. Ale jej rodzice są przeciwni tej znajomości. Na tym tle pomiędzy matką i córką dochodzi do kłótni. Kilka dni później, gdy Agnieszka wyjeżdża w Bieszczady, rodzice zaniepokojeni brakiem kontaktu z córką wynajmują prywatnego detektywa, Józefa Biesiadę, aby odnalazł dziewczynę i sprowadził do domu. Biesiada dowiaduje się, że Andrzej Dżoń to były przestępca z gangu Brzytwy z Wołomina, który ostatnie lata spędził w kryminale. Ustala, że oboje z Agnieszką przebywają w hotelu w Polańczyku, ale gdy tam dociera, okazuje się, że Agnieszka została porwana, a Dżoń w nocy opuścił hotel w wielkim wzburzeniu. W Zielonej Polanie – leśnej posiadłości biznesmena z Sanoka – Biesiada odkrywa zwłoki dwóch mężczyzn oraz ślady, sugerujące, że mogła tam być przetrzymywana Agnieszka. Te informacje można przeczytać na okładce książki.
Biorę książkę do ręki i zwracam uwagę na interesującą okładkę, która nawiązuje do treści kryminału. Twarz kobiety jest tajemnicza, skryta w cieniu. Zapowiada to mroczny charakter powieści.
Książka podzielona jest na 45 rozdziałów, które czyta się lekko, aczkolwiek każdy rozdział trzyma w napięciu.
Jeśli chodzi o bohaterów, żadna postać nie jest tuzinkowa, mdła czy nudna. Józef Biesiada to były policjant, obecnie detektyw. Z policji wyleciał, bo wszedł w drogę nieuczciwemu adwokatowi zajmującemu się odzyskiwaniem kamienic. Macki Łakomego sięgały daleko. Na tyle skutecznie, że Biesiada został zmuszony do rezygnacji z pracy w policji. A wcześniej siedział w areszcie, skąd pomógł mu się wydostać przyjaciel Zygmunt, też policjant. Agnieszka – maturzystka pełna entuzjazmu i ufna niczym pierwsza naiwna z operetki. Zakochana w Andrzeju pierwszą, młodzieńczą miłością. Tak silną, że pragnęła zginąć razem z nim. Andrzej Dżoń – kryminalista, w którym miłość do dziewczyny wyzwoliła ludzkie cechy. To postać niejednoznaczna, nie wiadomo czy rzeczywiście zginął, czy to tylko realizowany jest kolejny plan policji. Rzadko się jednak zdarza, aby zadeklarowany bandzior budził sympatię czytelnika. Współczuję mu, bo jego los jest z góry przesądzony. Czy zginie w momencie, gdy doświadczył szczęścia? Wychodząc z więzienia pragnął zerwać z przeszłością. Czy w zamian za przywilej życia będzie pionkiem w rękach policji? Żadne z tych wyjść nie jest dobre. To zasługa autora, że Andrzeja można polubić i darować mu przeszłość. Ten zatwardziały bandyta budzi sympatię, bo miłość do dziewczyny go nobilituje. Skoro jest w stanie kochać, nie może być do końca zły. Jest jeszcze dziewczyna Józefa Biesiady, Marysia, nauczycielka, mentalnie najbardziej przypominająca Sienkiewiczowską Marynię Połaniecką. To kobieta, o jakiej marzy większość mężczyzn – piękna, pewna, lojalna, kochająca. Grozę budzi przerażający, bezwzględny bandzior Brzytwa. To uosobienie zła i występku, nie budzi cienia sympatii, a wręcz odrazę. Sprawność warsztatowa Wiesława Hopa sprawia, że do Brzytwy można poczuć jedynie antypatię. Jego śmierć jest w pełni zasłużona, choć nie nam sądzić. Przez rozdziały przewijają się postaci złych i dobrych policjantów. Zdarzają się skorumpowani i przekupni, bywają tacy jak Zygmunt – idealiści, zwolennicy złotego środka. Józef z przyjacielem Zygmuntem wiodą dysputy filozoficzne, co środowisko policjantów zdecydowanie nobilituje – orientują się w Biblii i filozofii. W rzeczywistości policjanci częściej bywają kojarzeni z dowcipami o gamoniowatych stróżach prawa niż z Horacym.
Książka trzyma w napięciu. Akcja toczy się w pięknym krajobrazie bieszczadzkim, który zdaje się zaprzeczać temu, że w takim urokliwym miejscu istnieje zbrodnia i występek.
Nie umiem pisać recenzji. Mogę stwierdzić jedynie, czy książka mi się podoba, czy nie.
„Długa noc” to świetnie napisany kryminał. Zgadzam się z autorem, który twierdzi:
(...)„z powieściami jest podobnie jak z jedzeniem: albo jest dobrze przyrządzone i smaczne, albo nie. Nie można więc do tego dobudowywać żadnych, zaciemniających wszystko teorii naukowych”. [Wiesław Hop, „Długa noc”, s. 93].
Polecam książkę Wiesława Hopa jako smaczny literacki kąsek.
Danuta Heller
___________
Wiesław Hop, Długa noc. Projekt okładki: Dariusz Krupicki. Wydawnictwo CM, Warszawa 2020, s. 286.
Danuta Heller – absolwentka I LO im. Komisji Edukacji Narodowej w Rzeszowie (1970-1974), klasa z rozszerzonym językiem niemieckim. Studia: Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Krakowie (1985-1990), Katedra Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej. Praca magisterska na temat ,,Biblioteki w Błażowej w latach 1829-1945”. W latach 1982-2017 dyrektor Miejsko-Gminnej Biblioteki Publicznej w Błażowej, a od 1991 roku do chwili obecnej redaktor naczelna „Kuriera Błażowskiego”.
OD REDAKCJI
Nowy numer kwartalnika „ETHOS”
Doświadczenie piękna wskazuje, że świat w tym kształcie, w jakim się nam jawi, nie jest wszystkim, co istnieje. Nie ma co do tego wątpliwości autor Księgi Mądrości, który stwierdza, że doświadczenie to pozwala nam nawet uchwycić coś z natury owej innej i wyższej rzeczywistości:”z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę” (Mdr 13,5). Co więcej, „głupimi z natury” (Mdr 13,1) nazywa tych, którzy podziwiając wszechświat, nie widzą w nim dzieła „Tego, który jest” (Mdr 13,1), a części kosmosu czy działające w nim siły uznają za bóstwa. Starotestamentowy pisarz bezskutecznie próbuje znaleźć dla nich usprawiedliwienie. Stwierdza, że wprawdzie ich winę zmniejsza fakt, poszukują przecież Boga, a „ulegają złudzeniu, bo piękne to, na co patrzą” (Mdr 13,7), to jednak, ostatecznie, „im także nie można wybaczyć: jeśli się bowiem zdobyli na tyle wiedzy, by móc ogarnąć wszechświat – jakże nie znaleźli rychlej jego Władcy? (Mdr 13,9).
Piękno występuje w przytaczanych fragmentach Księgi Mądrości w dwojakiej roli: z jednej strony jest czymś, co niejako prowadzi spojrzenie ku właściwemu przedmiotowi podziwu, z drugiej zaś czymś, co mąci wzrok – tak że doświadczenie piękna samo nie wystarcza, abyśmy ów przedmiot rozpoznali. Jak się okazuje, nie wystarcza też moc tego, co autor biblijny nazywa wiedzą. Pomimo to jego końcowe pytanie wydaje się retoryczne. Wobec tak wyrazistego, przytłaczającego wręcz świadectwa – jakże można się mylić?
Jeśli jednak pytanie to potraktujemy nieretorycznie, odpowiedź na nie mogłaby przyjąć postać historii ludzkiej kultury, a w jej ramach opowieści o odmianach doświadczenia piękna i mniej lub bardziej trafnych interpretacjach tego doświadczenia, a także o przyczynach błądzenia.
W dziejach kultury Zachodu szczególne miejsce wśród tych opowieści i interpretacji zajmuje wizja zawarta przez Platona w Uczcie, w słynnej mowie o miłości i jej stopniach1 przedstawionej przez kapłankę Diotymę Sokratesowi i powtórzonej przez Sokratesa uczestnikom sympozjonu. W wizji tej piękno ukazywane jest przede wszystkim jako przedmiot miłości, można by powiedzieć – posługując się abstrakcyjnym językiem Arystotelesa – jego przyczyna sprawcza i celowa. Miłość zaś stanowi złożony proces, który rozpoczyna się odkryciem zmysłowego piękna jednostkowego ludzkiego ciała i rozbudzonym przez to odkrycie pożądaniem, a kończy kontemplacją samej istoty piękna. W procesie tym kochający uczy się dostrzegać różnicę między konkretyzacjami piękna a pięknem jako takim, a następnie odkrywa piękno duchowe. Dopiero wówczas –jak pisze Platon – może wypłynąć „na morze piękna [...] i kiedy się nam nim rozglądnie, płodzić zacznie słowa i myśli wielkie i wspaniałe, gnany nienasyconym dążeniem do prawdy”2. U kresu tej „żeglugi” ukazuje się mu „piękno wieczne, które nie powstaje i nie ginie, i nie rozwija się ani nie więdnie, ani nie jest z jednej strony piękne, a z drugiej szpetne, ani raz tylko takie, a drugi raz odmienne, ani takie w porównaniu z czymkolwiek, a z czym innym inne, ani też dla jednego piękne, a dla drugiego szpetne”3. Ostatecznie trud dążenia ku pięknu przynosi niezwykłe owoce: „Co myślisz – Diotyma pyta retorycznie Sokratesa – czyby mógł jeszcze wtedy marne życie pędzić człowiek, który aż tam patrzy i to widzi, i z tym obcuje? [...] on dotyka tego, co naprawdę jest rzeczywiste. A skoro płodzi dzielność rzeczywistą! rozwija, kochankiem bogów się staje, i jeśli komu wolno marzyć o nieśmiertelności, to jemu wolno”4.
W przytaczanych fragmentach Uczty Platon na zawsze związał piękno, prawdę i dobro, a miłującym je złożył obietnicę nieśmiertelności innej niż ta, którą człowiek osiąga w swoim potomstwie i która związana jest z miłością jedynie zmysłową.
Co w istocie przedstawia Platon w swojej wizji pozostaje sprawą dyskusyjną. Otwarty pozostaje też spór, w jakim stopniu kochający się ludzie mogą odnaleźć ślady swojego doświadczenia w tym z ogromnym rozmachem, choć schematycznie nakreślonym obrazie, w którym konkretna osoba ukochanego wydaje się schodzić na drugi plan, jeśli nie w ogóle znikać z pola widzenia. W dziejach kultury opis ten uzyskał między innymi interpretację pedagogiczną: ma on przedstawiać żmudny proces wychowania i kształcenia, którego kres dostępny jest tylko nielicznym – chociaż początki należą do doświadczeń powszechnych.
Zapewne jedną z najbardziej fascynujących własności koncepcji Platona jest jej podatność na różnorodne interpretacje i niezmierna „pojemność”, a także zdolność łączenia tego, co doświadczenie każe nam rozdzielać: podsuwa ona sposób wyjaśnienia zarazem bliskości i oddalenia piękna, jego wszechobecności i jednocześnie niedostępności, uniwersalności i zarazem ekskluzywności jego doświadczenia, różnic w jego postrzeganiu, a także tego, że piękno, zamiast prowadzić ku prawdzie i dobru, może od nich odwodzić.
Wizja, którą pozostawił ateński filozof, trwale przeniknęła kulturę zachodnią i żyje w niej pomimo wszelkich jej przemian i kryzysów – choć z czasem koncepcje zainspirowane myślą Platona stały się być może nieco bardziej powściągliwe niż ich pierwowzór i nie wydają się już odrywać nas od naszych „przyziemnych” spraw. Na przykład w dwudziestym wieku Hans–Georg Gada–mer pisał w eseju Aktualność piękna: „Piękno, choćby napotkane niespodzianie, jest czymś w rodzaju rękojmi, iż w całym zamęcie rzeczywistości – ze wszystkimi jej niedoskonałościami i złem, we wszystkich jej opacznościach i jednostronnościach – to, co prawdziwe, nie leży w niedostępnej dali, ale wychodzi nam na spotkanie. Ontologiczną funkcją piękna jest usuwanie przepaści między ideałem i rzeczywistością”5. Doświadczenie piękna, zwłaszcza piękna w sztuce, nazywał Gadamer „przyzywaniem możliwego sakralnego porządku, gdziekolwiek by on był”6 oraz „skończoną odpowiedniością tego, co zwie się wiecznością”7.
Odwołująca się również do myśli Platona filozofka i pisarka Iris Murdoch podkreśla natomiast moralny i zarazem wychowawczy wymiar doświadczenia piękna: „Podziwianie piękna zawartego w sztuce czy w naturze nie tylko jest (pomimo wszelkich trudności) najłatwiejszym ze znanych ćwiczeń duchowych; jest to także zupełnie adekwatny sposób praktykowania (a nie tylko analogia do) dobrego życia, ponieważ mamy tu do czynienia z powstrzymaniem egoizmu z imię percepcji rzeczywistości”8. Obcowanie w pięknem w sztuce uważa Murdoch za szkołę miłości: „Wielka sztuka uczy nas, jak patrzeć na realne byty i kochać je, nie usidlając ich przy tym, nie posługując się nimi, nie wchłaniając ich do żarłocznego wnętrza «ja»„9. Owa nauka bezinteresownej miłości – jak pisze – zwykle nie przebiega jednak w sposób uświadomiony: „Zachwycanie się kwiatami i zwierzętami jest rzeczą dobrą w sposób tak oczywisty, że ludzie znoszący do domu kwiatki doniczkowe albo obserwujący pustułki mogliby nawet przyjąć ze zdziwieniem pogląd, iż to wszystko ma jakikolwiek związek z cnotą. Źródłem tego zdziwienia jest fakt – zauważony przez Platona – że piękno jest jedynym bytem duchowym, który kochamy instynktownie”10.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że powszechność oraz naturalny i spontaniczny („instynktowny”) charakter doświadczenia piękna nie prowadzą nas jednak niezawodnie do przesycania nim tworzonej przez nas kultury. Zarówno Platon, jak i przywoływani autorzy dwudziestowieczni nie zapominają, że proces uczenia się miłości – czyli w istocie odkrywanie przez człowieka sensu rzeczywistości i specyficznie ludzkiego sposobu istnienia – nie zawsze kończy się pomyślnie. Nasza naturalna wrażliwość na piękno nie zapewnia nam też „automatycznie” zrozumienia jego sensu w ludzkim życiu. Roger Scruton, który podejmuje problematykę piękna w licznych wypowiedziach kierowanych do różnych grup odbiorców11, przekonuje o wadze piękna dla tworzenia ludzkich wspólnot jako wspólnot istot rozumnych oraz dla kształtowania odpowiadających naturze człowieka środowisk, a także przestrzega przed dokonującym się współcześnie zagubieniem piękna w kulturze. Wśród przyczyn tego procesu wymienia przekonanie – obecnie rozpowszechnione bardziej niż kiedykolwiek wcześniej – o subiektywności, a więc i irracjonalności piękna oraz deprecjonowanie jego poszukiwania, uznawanego za wyłącznie „prywatną” sprawę poszczególnych jednostek. Poglądy te wypływają –jego zdaniem – z mylnej interpretacji roli osądu estetycznego w naszym życiu, uznania go „za środek afirmacji nas samych, nie zaś za sposób wyrzekania się siebie”12. Scruton twierdzi, że negatywny wpływ owego błędu na kształt kultury jako całości jest już wyraźnie dostrzegalny: „Zagubienie piękna i pogarda dla jego poszukiwania stanowią krok ku nowej formie ludzkiego życia, w której dawanie zostaje zastąpione przez branie, a prawdziwe miłości przez niesprecyzowane bliżej żądze”13. Możemy jednak odrzucić pogląd, że piękno służy autoekspresji, a wówczas „założenie, że jest ono jedynie subiektywne, zaczyna – zdaniem filozofa – ustępować przekonaniu, że piękno to jeden z instrumentów, które wykorzystujemy w strategiach budowania konsensusu, jedna z wartości, za pomocą których tworzymy wspólnie zamieszkiwany świat i niesiemy sobie nawzajem pocieszenie. Krótko mówiąc, jest ono narzędziem budowania domu”14.
W cytowanym artykule Why Beauty Matters [„Dlaczego piękno ma znaczenie”], opublikowanym w roku 2018, Scruton odnosi się do bieżących sporów o piękno w architekturze. W tym kontekście termin „dom”, używany przez niego w sposób do pewnego stopnia metaforyczny i abstrakcyjny, zachowuje również swoje dosłowne znaczenie. W napisanym około dziesięciu lat wcześniej popularnym wprowadzeniu do tematyki piękna15 filozof chętnie przywołuje właśnie doświadczenie „piękna codziennego”16 czy też „minimalnego”17 i twierdzi, że „sąd estetyczny pozostaje niezbędnym czynnikiem każdego wysiłku, by robić coś dobrze”18.
W książce Scrutona odnajdujemy ducha Immanuela Kanta, Platon zaś i kontynuatorzy jego myśli traktowani są sceptycznie (obraz przedstawiony w przywołanym fragmencie Uczty skomentowany został następująco: „W Platońskiej wizji kryje się więcej pobożnych życzeń niż prawdy”19). Autor z założenia odrzuca „neoplatoński pogląd na temat piękna jako cechy samego bytu”20, nie analizuje też piękna „w kategoriach własności lub cech, jakie ujawnić by się miały w pięknych przedmiotach”21 ani nie podejmuje próby sformułowania definicji piękna. „W moim przekonaniu – pisze – definicje takie wychodzą od niewłaściwej strony problemu, który dotyczy nie tyle «rzeczy w świecie», ale szczególnego ich doświadczenia oraz poszukiwania znaczenia, jakie z tego doświadczenia wypływa. Czy oznacza to, że «piękno jest w oku patrzącego» – że nie ma żadnej obiektywnej własności którą rozpoznajemy i co do której natury oraz wartości możemy być zgodni? Moja odpowiedź na to pytanie jest prosta: wszystko, co powiedziałem na temat doświadczenia piękna oznacza, że ma ono racjonalne ugruntowanie. Wzywa nas ono do odnajdywania znaczenia %v jego przedmiotach, do przeprowadzania krytycznych porównań, a także do badania naszego życia i naszych uczuć w świetle tych odkryć. Sztuka, przyroda i ludzkie formy – wszystko zachęca nas, by doświadczenie to umieścić w centrum naszego życia. Jeśli tak uczynimy, da nam ono odnawiającą siłę, która nigdy nas nie znuży”22.
Chociaż Roger Scruton deklaruje (i w swojej książce faktycznie zachowuje) dystans do Platońskiej wizji, w jego słowach pobrzmiewa, jak w Uczcie, przekonanie o mocy piękna i związanej z doświadczeniem piękna obietnicy. Przekonanie to wydaje się jednak mieć swoje źródło nie w jakichkolwiek przyjętych koncepcjach, ile właśnie w uniwersalnym doświadczeniu człowieka.
Głos owego doświadczenia jest wyraźnie słyszalny również w artykułach zebranych w niniejszym tomie „Ethosu” – jakkolwiek różne dziedziny wiedzy i stanowiska filozoficzne reprezentowaliby ich autorzy.
Patrycja Mikulska