Nowości książkowe

 

 

Plakat

Nie żyje wieloletni felietonista „Gazety Kulturalnej”

 

Zmarł Leszek Żuliński

 

Zmarł Leszek Żuliński – polski krytyk literacki, poeta, publicysta, felietonista. Urodził się 25 sierpnia 1949 w Strzelcach Opolskich.

Debiutował na łamach prasy w 1971 roku. Ukończył studia w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego (1973). Pracował następnie w Krajowej Agencji Wydawniczej jako redaktor (1973-1982). Był kierownikiem działów literackiego pism: „Tu i Teraz” (1982-1986), „Kultura” (1986-1987) i „Wiadomości Kulturalne” (1994-1998). Pełnił funkcję sekretarza redakcji w „Literaturze” (1987-1994). Współpracował z wieloma pismami kulturalnymi i literackimi, a ostatnio m.in. w „Autografie”, „Twórczości”, „Gazecie Kulturalnej” oraz w piśmie „The Voice. Polish-American Media”, wydawanym w USA. Od 1997 roku publikował cykl felietonów „Czarne dziury” w „Aneksie” – dodatku kulturalnym do „Trybuny”. Od 2000 roku jest pracownikiem TVP SA. Według zasobów archiwalnych Instytutu Pamięci Narodowej był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa.

Należał do Związku Literatów Polskich (1980-1981 i od 1983), gdzie pełnił funkcje członka i skarbnika Zarządu Głównego. Był członkiem SD PRL (1989-1990), Stowarzyszenia Dziennikarzy RP (od 1990), International Board on Books of Young People (członek Sekcji Polskiej 1980-1983), Association Int. des. Critiques Lit. (członek Sekcji Polskiej 1986-1989).

Wielokrotnie nagradzany: Nagroda Pióra Czerwonej Róży (1985), Nagroda Międzynarodowego Listopada Poetyckiego w Poznaniu (1989), Nagroda im. Emila Granata (1993), Nagroda im. Klemensa Janickiego (1995) oraz Wielki Laur XII Międzynarodowej Jesieni Literackiej Pogórza w Dziedzinie Krytyki (2002). W roku 2008 jego tomik „Ja, Faust” otrzymał nagrodę XXXI Międzynarodowego Listopada Poetyckiego w Poznaniu za „najlepszy tomik poetycki roku”.

W 2005 roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Przez ponad osiemnaście lat był stałym felietonistą „Gazety Kulturalnej”.

 

 

 

Plakat

Andrzej Walter

 

Dom Duchów

 

Tydzień temu garstka literatów przyglądała się aktywnie doniosłemu odsłanianiu dwóch pamiątkowych tablic w Krakowie, przy ulicy Krupniczej 22, gdzie kiedyś, zaraz po wojnie, w trosce o warunki bytowe pisarzy oddano im do użytku i władania całą kamienicę, aby mogli w spokoju: żyć, śnić, rodzić się i umierać, kłócić, kochać, zdradzać i pojednywać, a nawet tworzyć. Mogli tam po prostu żyć. Żyć na swoim. Choć sąsiadując z takimi samymi jak oni. Wielu nie miało się gdzie podziać, mieszkali kątem u obcych, tułali się po świecie i ten gest ówczesnych władz w jakimś tam sensie (bo wiemy jakie to były czasy) wyrażał też szacunek dla stanu człowieka sztuki, artysty – pisarza. Było tam – już z perspektywy dziś – legendarnie. Dom Literatów przy Krupniczej wytworzył legendy tym większe, im większą stawała się ocena twórczości ich mieszkańców. Zmieniała się wtedy kolejność ich wspominania i wymieniania, lecz mniejsza o to.

Ojcem-inspiratorem owych tablic stał się nasz fantastyczny, niezmordowany w aktywności tego typu Kolega po piórze, lekarz medycyny, profesor Waldemar Hładki – romantyk, idealista i marzyciel, poeta, podróżnik, renesansowy człowiek wielu pasji, ale i rozkochany w literaturze prezes Unii Polskich Pisarzy Lekarzy. Dla literatury podpisałby z diabłem cyrograf. Potrzeba nam takich ludzi. Wypalą się, ale może jacyś pozostaną, na przykład Waldemar?

Tablice zawisły dwie. Treść jest następująca:

 

Spójrz!

 

W tych pomieszczeniach „Domu Literatów” przy ul. Krupniczej 22, w latach 1945-1987 mieściła się „stołówka literacka” i bufet, a od 1957 roku także Klub Literatów. Było to miejsce zebrań, spotkań literackich, kulturalnych i towarzyskich pisarzy – mieszkańców tego domu, a także innych twórców po piórze odwiedzających to miejsce. Ponad stu wybitnych twórców literatury polskiej dwudziestego wieku jadało tutaj posiłki i uczestniczyło w życiu środowiska literackiego Krakowa. Tu również odbywały się spotkania literackie wielu pisarzy zagranicznych, w tym  laureatów literackiej Nagrody Nobla: Ivo Andricia, Pablo Nerudy, Johna Steinbecka, Heinricha Bӧlla, Jean-Paula Sartre’a. W latach 1961-1963 działała Piwnica pod Baranami, a w roku 1962 Ewa Demarczyk miała piwniczny debiut. Wystąpili muzycy jazzowi: Dave Brubeck, Andrzej Trzaskowski, Krzysztof Komeda, Andrzej Kurylewicz, Wojciech Karolak.

 

Przeczytaj!

 

Bywalcami stołówki i Klubu Literatów były pisarki i pisarze, także mieszkańcy „Domu Literatów”, m.in.: Wisława Szymborska, Halina Poświatowska, Julia Hartwig, Janina Mortkowiczowa, Hanna Mortkowicz–Olczakowa, Joanna Olczak–Ronikier, Anna Świrczyńska, Natalia Rolleczek, Ewa Lipska, Czesław Miłosz, Sławomir Mrożek, Konstanty Ildefons Gałczyński,   Tadeusz   Różewicz,   Stanisław   Dygat,   Jerzy   Andrzejewski,   Stanisław   Lem,   Ludwik   Flaszen,   Tadeusz Kwiatkowski, Kazimierz Brandys, Jerzy Szaniawski, Leon Kruczkowski, Maciej Słomczyński, Stefan Otwinowski, Tadeusz Peiper, Jan Bolesław Ożóg, Kazimierz Wyka, Artur Sandauer, Tadeusz Nowak, Artur Maria Swinarski, Julian Przyboś, Jerzy Lovell, Adam Ważyk, Stanisław Czycz, Stefan Kisielewski, Tadeusz Śliwiak, Adam Polewka, Jan Polewka, Bogusław Żurakowski, Bruno Miecugow, Krzysztof Lisowski, Adam Ziemianin, Bronisław Maj.            

Fundator tablic: prof. Waldemar Hładki

 

Plakat

   Uroczystość się odbyła. Tablice zawisły. Przybyli znamienici goście, choć była ich garstka. Wszyscyśmy się cieszyli, radowali, ba, byliśmy nawet dumni, że takie tablice powstały, że będą stanowić: dowód, ślad, informację i wieloletnie (miejmy nadzieję) świadectwa, ale wielu z nas miało też i mieszane uczucia. Ambiwalentne. Z jednej strony radość, poczucie konieczności takich działań, zostawiania śladów, świadectw i tak dalej, a z drugiej strony, chyba najlepiej wyraziła to świetna współczesna polska poetka Teresa Kaczorowska w  swym wierszu: (odczuwam, że ten wiersz stał się inspiracją, że postanowiłem to wszystko napisać – to wszystko, co wcześniej powiedziałem prywatnie, swojej Żonie, Jadwidze).

 

Teresa Kaczorowska – Na Krupniczej

 

zamurowane wrota na Krupniczej

legendarne

przez które wchodziły i wychodziły

wszystkie tuzy pióra

nie tylko polskie

przypominają dziś

literaturę zaryglowaną

obrazkami ekranami monitorami scenami

szlabanem wydawców czytelników włodarzy

i coraz szerszym kręgiem analfabetów

 

na Krupniczej zniknął nawet bufet

kieliszeczki i tradycyjne kotlety

zostały wegetariańskie dania i herbata

choć cienie poetów wciąż się tutaj snują

choć słychać ich niedokończone rozmowy

i niedopity ostry drink stoi

nie tylko Ildefonsa

jedynie świece płoną

jak dawniej w lichtarzach prawdziwych

przypominając literackie wieczory

i czasem jeszcze zaglądają sentymentalni poeci

którzy dali się temu miejscu uwieść

i wzdychają że kiedyś było...

tak normalnie

 

Ot co. Strzał w punkt. Opisanie tego, co czuliśmy. Wrota na Krupniczej, przypominają dziś: literaturę zaryglowaną: obrazkami, ekranami, monitorami, scenami, szlabanem: wydawców, czytelników, włodarzy i coraz szerszym kręgiem analfabetów. Przerażające. Do bólu prawdziwe. I czasem zaglądają... sentymentalni poeci (z tablicami bądź bez) i wzdychają. Wzdychali tam 15 maja Jan Polewka, prof. Waldemar Hładki, Józef Baran, Marek Wawrzkiewicz, Agnieszka Staniszewska-Mól, prof. Anna Pituch-Noworolska, prof. Gabriela Matuszek-Stec, Andrzej Walter, Andrzej Dębkowski, Maria Żywicka-Luckner, Irena Kaczmarczyk, Danuta Perier-Berska, Beata Anna Symołon. Kim są wzdychający? Powinniście wiedzieć, a jeśli ktoś z Was nie wie, to zapewne (być może) jest już na dobrej drodze, aby współtworzyć nieszczęsny i coraz szerszy krąg analfabetów, czy też już półanalfabetów (bądź też matek, ojców albo nawet dziadków kolejnych pokoleń analfabetów, gdyż dzisiejszy analfabetyzm jest dobrze zakamuflowany: maturami, dyplomami i odznaczeniami – pojawia się w momencie potrzeby napisania od siebie kilku zdań, bądź też przeczytania ze zrozumieniem kilku zdań...

 

Plakat

To wcale nie są żarty. W jednym z najnowszych wierszy Anny Marii Musz wyczytałem takie oto motto: Od 2016 roku część szkół w Finlandii zrezygnowała z nauki ręcznego pisania. Wiersz Ani, zatytułowany Odwrót też jest wart przytoczenia:

 

więc nie chcecie już pisać

 

może rzeczywiście zbyt mocno

pióro zrosło się z ręką

może nawet głowa z tułowiem

nazbyt są dzisiaj ścisłe:

przez tyle dekad

coraz rzadziej sprawdzano

czy dają się rozdzielić

 

może dochodzimy do ściany

zbyt wysubtelnieni

bladzi ciency jak papier

 

– i pod złowieszczym w mroku błyskiem gilotyny

zaczyna się nasz odwrót od stalówek

i wyrobionych dłoni

 

Jednym słowem dożyliśmy czasów, w których chcemy upamiętnić i uszlachetnić przeszłość przypominając ludziom tych ich nietuzinkowych przedstawicieli, tych wybitnych, wspaniałych: twórców, artystów, pisarzy, noblistów, poetów, literatów. Jednak mam poważne wątpliwości, czy wielu z bywalców akurat tej restauracji wegetariańskiej pojmie, tak naprawdę i w pełnej rozciągłości – w jakim miejscu przebywa, kto tu onegdaj bywał i co w ogóle znaczą wypisane tu nazwiska...? Nazwiska, które już dziś przeciętnemu Kowalskiemu czy Nowakowi nic nie mówią.

Pod słowem honoru. Testowałem Sprawę na kilku (kilkunastu?) przedsiębiorcach, lekarzach, prawnikach, psychologach, inżynierach oraz nauczycielach (jak również: doradcach podatkowych, tłumaczach, prokuratorach – wszyscy po wyższych studiach). Mówiłem dla przykładu (i celowo bez nazwisk pokroju Szymborskiej czy Miłosza, bardziej medialnie gdzieś tam otrzaskanych): Poświatowska, Hartwig, Świrczyńska, Lipska, Gałczyński, Dygat, Andrzejewski,   Brandys, Szaniawski, Kruczkowski, Peiper, Wyka, Sandauer, Nowak, Przyboś, Ważyk, Kisielewski, Śliwiak, Ziemianin – to z tablic, ale mówiłem też: Baran, Zagajewski, Różewicz, ba Herbert – w odpowiedzi zdziwienie, zakłopotanie, nadrabianie zmianą tematu.

Szanowni Państwo! Oświadczam, że ogromna większość ludzi współcześnie nawet świetnie wykształconych, realnych elit tego społeczeństwa po prostu nie wie o kim my w ogóle mówimy. Nie wierzycie? Sprawdźcie sami. Bawcie się dobrze. Testujcie. Na dziesięciu losowo wybranych elokwentów być może jeden, może dwóch – skojarzy jakieś nazwisko. Czasem żona bądź mąż danej osobistości uratuje sytuację, bo jeszcze jej (jemu) tam gdzieś „ze szkoły” coś zadzwoni – aaaa Gałczyński – to był chyba taki pisarz, ale to było dawno, dawno temu. Komu dziś potrzebni poeci?

Zapewne nikomu. Ad rem. Strach zapytać o to samo najmłodszych. Filmiki tego pokroju są obficie dostępne w internecie. My się z tego zaśmiewamy – z tych debilnych odpowiedzi dajmy na to maturzystów. To nie jest jednak wcale takie śmieszne...

Odsłoniliśmy zatem dwie tablice. Dwie, jak już wspomniałem potrzebne tablice. Zastanawia mnie jedynie komu potrzebne? Być może – samej Sprawie (w którą nadal wierzymy, dlatego jednoczymy się w ZLP czy SPP... Być może turystom? Skoro wydano ostatnimi czasy dwie książki na temat Krupniczej 22 – jest zatem jeszcze w Polsce garstka ludzi, których to interesuje. Te dwie książki to:

Anny GrochowskiejWszystkie drogi prowadzą na Krupniczą (Wydawnictwo Księgarni Akademickiej, Kraków 2017 oraz Jana PolewkiDom pod wiecznym piórem (Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2021.

Podobno Kraków jest miastem literatury. Bardzo dziwi zatem niechęć włodarzy miasta do jakiegoś bardziej instytucjonalnego uświetnienia tego miejsca. Dobrze, kończę się pastwić nad zaryglowaną literaturą, nad kulturą obrazka i rzeszą coraz szerszą półanalfabetów. Smutne jest to wszystko i ze smutkiem patrzyłem na nasze spotkanie w restauracji wegetariańskiej, mieszczącej się obecnie w Domu Literatów przy ulicy Krupniczej 22. Kamienica nieodremontowana, z sypiącym się tynkiem, zasadniczo nadgryziona zębem czasów w „mieście literatury” (zaryglowanej). Nie martwcie się. Literaturę zaryglowano w całym kraju. Polakom każdego roku w ramach systemu edukacji rygluje się samodzielne myślenie, w tym i myślenie literaturą.

Zaryglowaliśmy się później i my sami, tu i tam i pozostaliśmy z naszymi myślami. Ze starymi dylematami: kto nas w ogóle jeszcze czyta? Kto nam to w ogóle wyda (i za ile)? Kto nas wesprze? (chętnych nie ma albo można policzyć na palcach). Wielkie prezydenckie czytanie literatury, to taki pic na wodę fotomontaż, żeby zagłuszyć wyrzuty sumień. Inne pseudodziałania dla promocji tejże literatury to również zasłona dymna. Bicie medialnej piany ryglującej słowo wytwarza się instytucjonalnie, mentalnie i atmosferycznie. Ryba psuje się bowiem od głowy.

 

Może dochodzimy do ściany? (Anna Maria Musz), a może (za Teresą Kaczorowską)

 

jedynie świece płoną

jak dawniej w lichtarzach prawdziwych

przypominając literackie wieczory

i czasem jeszcze zaglądają sentymentalni poeci

którzy dali się temu miejscu uwieść

i wzdychają że kiedyś było...

tak normalnie

Andrzej Walter

 

 

 

Plakat

Kalina Izabela Zioła

 

To, co najważniejsze

 

Pod koniec ubiegłego roku została opublikowana nowa książka poetycka Stefana Pastuszewskiego, zatytułowana „Egzystencje i ptaki”. Tom ten składa się z czterech części: I Egzystencje, II Późne lato i jeszcze, III Nasze historie i IV Ptaki.

Wydawałoby się, że każda część jest odrębną tematycznie całością, jednak wątki i tematy wszystkich części splatają się ze sobą. Wydaje się, jakby autor w tych wierszach rozliczał się z dotychczasowym życiem, odświeżał wspomnienia, ludzi i miejsca dawno znane, prawie zapomniane, lecz mające znaczący wpływ na jego życie. Pisze o rzeczach i zjawiskach, istniejących wokół nas i w nas, mających na ludzkie życie największy wpływ, takich między innymi jak śmierć, miłość i czas. Poeta podkreśla również znaczenie myśli, słowa czy ciągłego przemijania, które wynikają z powyższych zjawisk.

Już od momentu powstania poezji, nawet gdy nie była ona jeszcze zapisywana, tylko przekazywana w zapamiętywanych z pokolenia na pokolenie pieśniach, można było spotkać się z tematem śmierci. W starych legendach i sagach wysławiano walki słynnych bohaterów i ich chwalebne zgony. Przez wieki mówiono i pisano o nieuchronnym końcu, który czeka każdego z nas. Również w dzisiejszych czasach temat ten często poruszany jest przez poetów. W książce Stefana Pastuszewskiego pojawia się wielokrotnie, opisywany z różnych punktów widzenia.

Czasem jest wspomnieniem strojącej się dla koleżanek kobiety: ogień w tym ognisku płonie sam z siebie / co innego u mężczyzny / którego już nie ma /a tak piękny był („Odczytane na rynku w Wałbrzychu”); czasem kulą, dosięgającą żołnierza na polu bitwy: ...werble grają / odprawiają na śmierć / lub do boju; ...razem! razem! / śmierć wybiera jednak osobno / nierozsądnie / według własnej miary / niescenicznie („Werble”); innym razem jest obecnością nieżyjących już dawno rodziców, echem ich słów powracających przez zasypane śniegiem ulice: ojciec otupuje nogi na wycieraczce pod drzwiami / matka – śpiewając – zupę kminkową waży / na czas / a w uszach tramwaj zawczorajszy dzwoni i dzwoni // późny styczeń straszy pustką białą: / włóż ciepłe skarpety – mówi matka i zacicha / ojciec już dawno milczy – / taka jego białość („Późny styczeń”); lub przynosi jej widmo wiatr znad rzeki: zza rzeki dochodził gwar zmarłych / bawiły się dzieci / gwar dzieci od wieków jest taki sam („Traktat o czasie”). Najbardziej przejmujący obraz śmierci ukazuje nam autor w rozbudowanym utworze „Tren na utonięcie Małgosi”. Śmierć młodziutkiej dziewczyny, prawie dziecka, oderwanej od świata, żyjącej w swoim własnym niewinnym i nieskomplikowanym świecie, niezbyt rozgarniętej, nieładnej, nikomu niepotrzebnej, która nagle tonie w wodach rzeki:

 

boli mnie ta śmierć

...

zgasł w wodzie płomyk nikomu niepotrzebny

 jakby koń stratował żuka przechodzącego przez drogę

i zdechło pisklę najsłabsze z pięciu

było i już nie ma

co się spełniło w to wilgotne, lutowe popołudnie

 jaką ofiarę i komu złożyła ta dwunastoletnia

dziewczynka

sama

z trzema psami

...

chleb rzucony na wodę nie odnalazł ciała

Czy zapatrzyła się na coś podczas beztroskiej zabawy z psami i przypadkowo wpadła do wody? Może ktoś okrutny skrzywdził ją i by ukryć swój podły występek wrzucił ją do głębokiej rzeki? Nie wiadomo. Jej nagłe zniknięcie na zawsze pozostanie nierozwiązaną tajemnicą.

Temat śmierci, pokazany z zupełnie innej strony, znajdujemy w wierszu Traktat o milczeniu: czemu poeto, który wiesz / że nikt nie odnalazł jeszcze granicy między życiem a śmiercią / - w tym pełgającym na seledynowym ekranie nadziei rozwiera się wieczność - / litujesz się nad umierającym / i brzdąkając na cytrze na jego chwałę / głuszysz jego jęki? // nie wolno przeszkadzać starcom charczeć / to ich śpiew. Tu autor próbuje nam uświadomić, że śmierć nie zawsze jest wzniosła, że człowiek często odchodzi wśród jęków, kaszlu i charczenia, że nie zawsze wznosi się ku światłu przy dźwiękach niebiańskich harf. Należy pozwolić umierającemu odejść w swoim tempie i na jego  własnych warunkach. I uszanować każdy sposób wiecznego odejścia, nawet jeśli nie jest zbyt piękny.

Pisząc o temacie śmierci nie mogę nie wspomnieć o poemacie „Ptaki”, który jest czwartą częścią omawianej książki. To rozważaniu o życiu, o jego przemijaniu, o samotności w tłumie, o tym, że umierając odradzamy się w następnych pokoleniach, które niosą w sobie cząstkę nas samych. Choć różnica pokoleń nie zawsze pozwala ludziom młodym i starszym porozumieć się z sobą, to jednak to, co przekazujemy w genach, mądrość i doświadczenie, którymi się dzielimy w czasie rozmów, pozwala pokonać barierę nie tylko czasu, lecz nawet śmierci. I chociaż: umarli pozostają w porządku wzroku / ale już nie słuchu, węchu i dotyku,  to jednak:  mówiłem już, że umarli / niczego nie mogą powiedzieć / chociaż są / w pamięci, i na papierze / i w każdym z nas / ja już coraz bardziej w tobie. Życie i śmierć nieustannie się przenikają.

Bardzo ważny dla autora jest czas. Wiadomo, że czas to temat – rzeka. Wszystko, co nas otacza, zależne jest od czasu, ulega przemianom pod jego wpływem. Kości murszeją, rozsypują się, na ludzkich twarzach pojawiają się zmarszczki, dzieci dorastają, piękne aromaty wietrzeją. Nic nie oprze się czasowi. On jest bez początku i bez końca, bezcielesny i bezlitosny. Człowiek próbuje ujarzmić czas, nauczył się go odmierzać, wymyśla coraz nowocześniejsze zegary. A czas i tak od zawsze płynie swoim rytmem, niezależnie od tego, czy mierzymy go kamiennym zegarem słonecznym czy najnowszym zegarem satelitarnym:  I właśnie o tej nieuchronności przemijania czasu pisze Stefan Pastuszewski w swoich wierszach: stukot dni / stukot godzin i minut  („Grudzień 2020”); sekundy stukają jak i niegdyś / godziny / takie pełne („Wybory”);

 

ale twój czas i tak ciebie dopadnie

jak hiena zataczająca wokół ciebie koła

gdy ty jeszcze żyjesz złudzeniem

potem już tylko liczysz minuty

i na nic nie czekasz

pogodzony z zegarem i nocą  („Werble”)

 

Tak, autor mówi nam, że czas dopada każdego, bez względu na to, kim był za życia. Później pozostają po nim tylko wspomnienia, stare zdjęcia i dokumenty, dawno przeczytane listy. Ktoś je znajduje, przegląda, i obojętnie wyrzuca do śmietnika lub do kosza. A czasami z szacunku dla zmarłego spali je w piecu:

 

nie zmieściły się ani w moim domu

ani w całym świecie

twoje fotografie, listy i inne papiery

komu?

rzeczywiście złapały czas za gardło: („Palenie czyichś papierów w moim piecu”)

 

Lecz ten, kto pali cudze pamiątki w swoim piecu, też ma swój czas, ściśle określony, tak jak my wszyscy. I jak wszyscy boi się, by i ślady jego życia nie spłonęły gdzieś tam, w cudzym domu: a może ja tylko się boję / spłonąć tak jak ty w czyimś piecu / na chwilę słońca w jego ciemnym domu / przejść w popiół zadumy / tak, to tylko popiół / nawet gdy to piszę. I dlatego chciałby zatrzymać zegar, ale nie może go dosięgnąć: czemu zegar stoi / tak bardzo daleko / w ciszy („Zegar”).

Trzecim ważnym dla Stefana Pastuszewskiego elementem życia jest miłość. Któryż z poetów nie opiewał miłości? Nawet Władysław Broniewski, powszechnie uznawany za poetą piszącego tylko sztandarowe wiersze patriotyczne, napisał wiele pięknych liryków miłosnych.    Również w książce „Egzystencje i ptaki” można znaleźć miłość . Ukazuje ją poeta bardzo różnie, czasem z przymrużeniem oka: kobiecość zalała mnie jak alkohol wiśnie  („Przestępstwo”):  

tak łyżkami jeść / cały czas / szczyptę szczęścia (***); czasem bardzo subtelnie, tak jakby rysował uczucia piórkiem na jedwabiu: to Ty? / Twoje palce / moje wzruszenie w ogrodzie / sierpień („Lato”); łabędzia szyja i jej zgrabna główka / którą z czułością brało się w dłonie / w pierwszej fazie gry wstępnej („Emanuela, lato”); osoba do której dzwonisz jest niedostępna / wyobrażasz więc sobie Bóg wie co / ...następnego dnia rano / znów chce wirować świat / hej, jak się masz / i znowu oddychasz (***); kiedy indziej znów dosadniej, ostrzej, bardziej zmysłowo:

 

spod spuszczonych powiek

z zaciśniętych warg

wiało chłodną nagością

długo nacierałem 

...

gładziłem spojrzeniem

i nie tylko

tak często jak chciałaś

bo to kobieta dyktuje rytm

pragnienia („Na odejście Anny”)

 

Omawiając książkę „Egzystencje i ptaki” poruszyłam tylko kilka zawartych w niej wątków, zwróciłam uwagę czytelnika na niektóre tylko wiersze. A to przecież zaledwie ułamek tego, co mogłabym napisać. Autor zawarł w swoich utworach wiele interesujących przemyśleń, ubranych w bardzo ładną formę. Wiersze z pewnością mogą trafić do szerokiego grona miłośników poezji.

Chciałabym jeszcze wspomnieć o stronie graficznej książki. Ilustracje, grafiki Dominiki Kletkiewicz, umieszczone zarówno na okładce, jak i wewnątrz tomu, są prawdziwą ozdobą wierszy.

Kalina Izabela Zioła

_________________

Stefan Pastuszewski, „Egzystencje. Ptaki”. Instytut Wydawniczy „Świadectwo”, Bydgoszcz 2021.

 

 

Plakat

Marek Słomiak

 

Do sytuacji zastanej Poezji

 

Sytuacja wiersza – wydaje się – zawiera istotność chwili myśli. Jawi się w twórczości każdego z autorów w sposób indywidualnie różny. W przestrzeni takiej sytuacji funkcjonują poeci, którzy oszczędzają słowa, wypowiadają siebie w opisie niepokoju, w dialogu z własnymi rozterkami lub w radosnym wyzwoleniu czasu wesołej zabawy – lecz robią to w sposób wyraźnie sprzeczny z zamierzonym zamysłem wiersza, używając formy skrótowej, wręcz fotograficznej, a więc zewnętrznej (sztywnej) bez wyprowadzenia sensu oceny (stosunku do...) wyrażanej myśli. Ta statyczność wypowiedzi prowadzi wprost do zbanalizowania jej treści, która stanowi istotę utworu.

Samo przedstawienie czytelnikowi obrazu jest tylko i wyłącznie zapisem chwili – tego momentu, który zaistniał w czasie i miejscu, i nic poza tym. Nie dookreśla się wówczas tego, co było przyczyną, ani co będzie – prawdopodobnie – skutkiem tegoż statycznego do tej pory zdarzenia, a przecież ten zewnętrzny fakt podlegać winien wewnętrznemu przeżyciu autora, rozpatrzeniu i udowodnieniu sensu tego faktu-obrazu, będącego podległym wobec transcendencji szczegółu wywołującego wypowiedź – również w ontologicznej strukturze wyobraźni, a więc jej sensu także w semantycznej przestrzeni przekazywanej myśli wiersza. To ona stanowi zaczątek wszelkiej struktury kreatywnego przetworzenia rzeczywistości i przedstawienia jej w sposób obiektywnie uzasadniony. Zatem sytuacja wiersza winna podlegać wówczas immanentnym procesom analizy, a następnie syntezy tego, co zewnętrzne i dotychczas nieempiryczne. Staje się wówczas (ta sytuacja) – choćby cząstkowo – dowodem, uzasadnieniem tego, co było zamysłem wiersza, co stanowiło jego jądro wypowiedzi. Oczywiście, wszystkie te motywacje powinny być wyrażone odpowiednią leksyką – nie na zasadzie deus ex machina – lecz językiem współbrzmiącym ze znaczeniowym wartościowaniem danej grupy wyrazów, ich odmianą (fleksja), ułożeniem w wersie (inwersja) itd. Wówczas utwór uzyskuje ekspresję pozbawioną cech tylko i wyłącznie obrazowania opisowego. Poezja jest przecież syntezą wszystkich rodzajów sztuk i pozbawienie jej cech wyobraźni i intelektualnego przetworzenia rzeczywistości prowadzi wprost do uproszczeń wypowiedzi, do jej estetycznego zubożenia – prowadzi wręcz w obszar zbyt statycznego status quo poetyckiej przestrzeni.

Tadeusz Różewicz w materiałach przygotowanych na Festiwal Poezji w Rijece (1971), opublikowanych w książce „Literatura Polska – programy i polemiki” (Wydawnictwo Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa 1982) – tak oto wyrażał swoje wątpliwości dotyczące obrazu-metafory:  Ja sam w większości swoich wierszy posługuję się obrazem. Moja poezja opiera się więc na zasadniczym elemencie, na metaforze, na obrazie. Sprawa jednak komplikuje się i widzę w całej twórczości zmaganie się z obrazem. Jest to ciągłe dążenie do odrzucenia obrazu-metafory.

Idąc za Arystotelesem, mówią poeci i krytycy, że najważniejsze jest w poezji trafne używanie metafor i ono stanowi o indywidualności i genialności poety. Wyobraźmy sobie, że odrzuciliśmy obraz-metaforę, co nam zostało? Porywa nas strach, że w rękach została nam garść słów, proza, przeciwieństwo poezji. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że obraz ciągle jest głównym celem zabiegów współczesnych poetów. Poeci opracowują obraz na użytek odbiorcy, czynią z obrazu małe objawienie świata, wyobraźni. Są to dla mnie jakby pozostałości magiczno-czarodziejskich obrzędów. Są to zabiegi ludzi wierzących w istnienie poezji in abstracto.

Sądzić jednak należy, iż kwestia rozpatrywana, co prawda nazbyt pobieżnie – przez Tadeusza Różewicza została kilka lat później bardziej dogłębnie zdefiniowana przez Stanisława Barańczaka w jego wypowiedzi zamieszczonej na łamach periodyku „Student” (nr 26) w roku 1974 (tekst poprawiony przez autora w roku 1982), noszącym tytuł – „Nowy spór o realizm” (publikowany w książce jw. przez WSiP). Podejmuje Stanisław Barańczak w tejże wypowiedzi polemikę z autorami książki pt. „Świat przedstawiony” – Julianem Kornhauserem i Adamem Zagajewskim twierdząc, iż: ...nie tylko uszczegółowienie stwierdzeń Zagajewskiego na temat przechodzenia estetyki w etykę, ale wręcz odwrócenie kwestii: z reguły bywa chyba właśnie tak, że podłożem wyboru określonej estetyki, poetyki, sposobu mówienia o rzeczywistości jest mniej lub bardziej uświadomiony system etyczny, zespół wartości, koncepcja człowieka i świata. Jeśli tak naprawdę rozumieć, trochę chybione wydadzą się wszelkie ataki na „czysty estetyzm” w literaturze, na rzekomą rezygnację ze stawiania pytań etycznych. Literatura nie może bowiem nie stawiać takich pytań. Problem tylko w tym, jakie to są pytania i jak zostają postawione.

Wiąże się z tym druga wątpliwość, dotycząca już pozytywnych propozycji literackich Kornhausera i Zagajewskiego. Chodzi o sławny postulat „mówienia wprost”. To sugestywne żądanie od początku zabarwione było  pewną dwuznacznością, której książka w pełni nie usuwa. Czy w ogóle można w literaturze „mówić wprost?”. Jeśli opozycją tego mówienia jest mowa lawirancka, zafałszowana, wymijająca istotne problemy – wtedy oczywiście można „mówić wprost” (a przynajmniej próbować). Jeśli natomiast opozycją jest mówienie literackie, język poetycki, ze swojej natury będący „mówieniem nie wprost” – pytanie staję się bezprzedmiotowe, gdyż tak rozumiane „mówienie wprost” wyprowadza poza granice literatury – oraz w tej samej wypowiedzi: ...takie „pseudonimowanie”, które więcej powie o rzeczywistości i bardziej uruchomi myślową samodzielność czytelnika niż „mówienie wprost”. Rozróżnijmy wreszcie te dwie rzeczy. Wymarzone już przez Różewicza „słowo jednoznaczne” to tylko piękna utopia, bowiem język jest z natury wieloznaczny.

Stwierdzić zatem należy, iż takie „zdefiniowanie” wypowiedzi „literackiej” stanowić winno pewną część tylko wykładni bardziej komplementarnej dotyczącej samego dylematu wynikającego z różnicowania i uzupełniania się wzajemnego wyrazów–znaczeń, takich jak wiersz i poezja.

W różewiczowskim obrazie-metaforze ważna jest jednoznaczność wyrazu, a nie istotność chwili myśli, a wszystko w tym procesie zależy przecież od semantycznego wartościowania wyrazów, których użyto – może to być język „twardy” lub język „miękki”, a więc uległy wobec nastroju, wydźwięku lub sytuacji wewnętrznej autora w danym momencie myśli, a ta przecież jest podobna, lecz nie tożsama w każdym z autorów oraz odbiorców utworu poetyckiego. Stąd właśnie można wyprowadzić tezę, że poezja jest sztuką myśli, a więc uzasadnionym wydaje się kojarzenie jej funkcji poznawczych, społecznych, artykułowania idei, jak również formułowania zasad percepcji z terminem o zasadniczej, intelektualnej zawartości, to jest z Logosem. To on istnieje u podstaw każdej cząstki myśli, a także rozwija przestrzeń kojarzenia fragmentów obrazu, części zdarzenia lub przeżycia, to jest tych wszystkich elementów, które docierają do świadomości autora tworząc podglebie powstania nowego, twórczego przetworzenia rzeczywistości zastanej. Staje się kreacją nowej przestrzeni ekspresywnej zarówno słowa, jak i całej frazy i w konsekwencji całości przekazywanego utworu.

Jak prawdziwe i odpowiadające przestrzeni poetyckiej wypowiedzi zdają się być słowa wyrażone przez Heraklita z Efezu (V w. p.n.e.) – „Panta rhei” – wszystko jest płynne, wszystko jest zmienne, a więc wszystko jest w ruchu, co prowadzi do konkluzji, iż to właściwy ruch (ekspresja) tworzy w poetyckiej wypowiedzi związki poszczególnych członów lub grup wyrazów-znaczeń (również obraz-metaforę) bogatą i uszczegółowioną treść oraz jej logikę, a ponadto ubogaca autora utworu, jak i jego odbiorcę w nowe (świeże) elementy intelektualne. Wzbudza w zmieniającej się przestrzeni słowa – inną w sensie znaczenia i jego wyrażania – kreatywność postrzegania rzeczywistości myśli. Stąd właśnie można wyprowadzić tezą, że Logos i Poesis tworzą wspólnotę wyrażającą się dwuwektorowością przepływu informacji intelektualnych poprzez wzajemną wymienność użycia umownej przecież leksyki dla wyrażenia bardziej precyzyjnie obrazu-metafory będącej istotą znaczenia tego, co w myśli i tego co z myśli. Ta wymienność oddziaływań determinuje funkcję bodaj najważniejszą Poezji, tj. doprowadza do intensywnego rozwoju obszarów myśli, zwiększenia przestrzeni poznawczych, rozszerzenia elementów kojarzenia, co w końcu można ogólnie nazwać zintensyfikowanym rozwojem intelektualnym zarówno autora, jak i odbiorcy utworów poetyckich.

Myśl, a zatem i intelekt – korzystają z kontekstów tych wszystkich elementów istniejących w obszarze języka, w jakim przyszło im się rozwijać i funkcjonować. Wobec tego, czym myśl poetycka wyraża się w sferze funkcjonowania – czy obrazem, czy słowem umownym (nazwą przedmiotu, czynności itp.) – jest pytaniem niemal retorycznym. Podstawą tegoż pytania jest próba odnalezienia i – choćby częściowego – zdefiniowania odpowiedzi, która byłaby sankcjonowała wniosek obiektywizujący sytuację poezji tak różną przecież w każdym autorze w ramach jego cech postrzegania (w myśli) danej chwili dialogu z sobą lub zdarzenia dziejącego się teraz. Samo wnioskowanie i ocena całej sytuacji wymaga użycia wielu, również dalekich kojarzeń lub wyrażeń dla skonstruowania metafory. Wymaga użycia takiej leksyki, by jak najbliżej znaczenia znaleźć wyjaśnienie, odzwierciedlenie tego, co chce autor przekazać, a więc korzysta wówczas z  semantyki dla właściwego uzasadnienia zamysłu utworu. A więc niezwykle ważnym wydaje się użycie i spójne wykorzystanie bogatej leksyki, co niezwykle trafnie określił Mieczysław Jastrun w tekście pt. „Szkic do poetyki” zamieszczonym w zbiorze „Poezja i rzeczywistość” w roku 1965: Sferą działania poezji jest, jak wiemy, język, jej energia jest energią słowa, jej konstrukcje intelektualne nie mają nic wspólnego z systemami filozoficznymi. Stąd prosta droga do definicji poezji wyłącznie jako sfery wyobraźni. Nie przyjmuję jednak tej definicji, gdyż nie wyraża prawdziwej sytuacji i deformuje obraz. Wyobraźnia współuczestniczy w każdym stadium pracy poety, lecz nie jest jego jedyną władzą poznawczą. Więcej: wyobraźnia nie jest twórczynią niezawodną, musi być kontrolowana intelektem, z drugiej jednak strony należałoby zwrócić się do krytyki, która przecież odgrywa poważną rolę w kształtowaniu się drugorzędnej literatury, aby nie podawała nam za płody wyobraźni pomysłów konceptystycznych, to jest opartych całkowicie na koncepcie. Nie można – powtarzam – „wymyślać źródeł”. Poezja rodzi się z niepokoju, z nienasycenia, z braku odpowiedzi, z chęci porozumienia się z innymi istotami. Nie ma nic bardziej szkodliwego dla sprawy szerokiego pojmowania poezji niż zamykanie jej w programach, w okresach i odczytywanie zbyt uległe duchowi czasu i kaprysom mody.

Nie ulega kwestii, że w każdej poezji wieków czy nawet dziesięcioleci minionych są rzeczy, które nas dzisiaj nie wzruszają, są miejsca głuche, dźwięki dla nas martwe. Musimy się nauczyć przyjmować, pomimo tych utrudnień w odbiorze, poezję dawną, nie dać się złudzić temu, co podoba się nam w bieżącej chwili, która przecież wkrótce stanie się dawną. Poeci, którzy negują wszystko, co było przed nimi, zdają się zapominać, że tym samym dochodzą do zanegowania samych siebie już w chwili, gdy odcinają nagłymi nożycami całą przeszłość poezji. Poezja bowiem jest w istocie, wbrew czasowi i przestrzeni, jedna – w tym przynajmniej znaczeniu, że źródła jej są te same. 

Bogactwo języka, a więc korzystanie również ze słownictwa archaicznego – rozszerza niejako pojmowanie i docieranie do pełnej struktury znaczeń, a jednocześnie w sposób bardziej precyzyjny określa to, co zaistniało w formie obrazu-znaczenia w myśli, a ta bez wątpienia stanowi początek, jak i koniec wszystkiego, co istnieje w człowieku, jak również i tego, co z człowieka pochodzi,  co w człowieku i z człowieka się dzieje. Z tego niezbicie wynika to, iż w ujęciu poetyckim obraz-znaczenie musi podlegać metaforyzacji. Staje się wówczas wewnętrzną istotnością autora, jego wizją rzeczywistości, jego niepowtarzalną chwilą myśli. Podlega więc „jego” systemom filozoficznym, staje się wyrazem determinującym przeżycie-pamięć, co wiąże się z teraźniejszością narzucającą tok narracji podmiotu lirycznego. I to właśnie dopełnia wymagania, jakie stawia sobie autor wobec całej konstrukcji  wypowiedzi, dla wyrażenia pełnego zamysłu wiersza.

Nadmierna skrótowość tejże wypowiedzi prowadzi wprost do niedokładności przekazu, wywołuje rozmycie tematu, co w konsekwencji obniża wartość wyrażanego znaczenia nie akcentując go wyraźnie, co prowadzi w konsekwencji do pytania niemal retorycznego: „co autor chciał powiedzieć”. W „Liście do Pizonów” Horacy (Quintus Horatius Flaccus  65-8 r. p.n.e.) tak oto twierdził: ...my poeci dajemy się uwodzić chwalebnym pozorom. Mozolę się nad zwięzłością, a przez to staję się ciemny; w pogoni za gładkością tracę siłę i zapał; kto zapowiedział wzniosłość, popada w nadętość; pełza prozaicznie po ziemi zbyt ostrożny i bojący się burzy. Tak samo ten, który pragnie cudownie urozmaicić jednolity przedmiot, maluje delfiny w lesie, a dzika na falach. Do błędów prowadzi ucieczka przed wadami, jeżeli nią nie kieruje sztuka.

Także w łączeniu słów niechaj autor zamierzonego utworu delikatnie i ostrożnie jedno wybiera, drugie odrzuca. Wyborne będzie twe powiedzenie, jeśli znany wyraz przez dowcipne zestawienie z drugim otrzyma nowy blask. Jeżeli zaś przypadkiem musisz koniecznie za pomocą nowych nazw rozjaśnić ukryte własności rzeczy, wolno ci tworzyć wyrazy nie znane fartusznym Cetegom  (chodzi o wyrazy nowe – przyp. autora), i ta swoboda, o ile z niej skromnie skorzystasz, będzie ci przyznana.

Tyle Horacy, którego trudno byłoby posądzić o nieznajomość znaczenia terminu „poezja”. Dlatego właśnie trzeba takie wypowiedzi – nawet, jeżeli pochodzą z dalekiej przeszłości – uznawać jako constans. Ich ponadczasowość wynika również z takiej wypowiedzi Petroniusza (Caius lub Titus Petroniusz Arbiter, zmarł w 66 r. n.e.), w której nawiązuje – również – do słów Horacego: ...Bo gdy tylko ktoś napisał wiersz w stopach i w period słów wplótł jakąś subtelniejszą myśl, był przekonany, że tym samym dostał się już na sam Helikon, W ten sposób ludzie, umęczeni szamotaniem się w sądach, często uciekają się do uspokajającej poezji jakby do przystępniejszej przystani, w przekonaniu, że łatwiej da się zbudować poemat niż kontrowersję, upstrzoną błyskotliwymi sentencyjkami. Jednakże co szlachetniejszy duch nie lubuje się w takiej próżności. I umysł też nie może począć i wydać właściwego płodu, jeśli się go nie zasili bogatą strugą wykształcenia literackiego. Uciekać trzeba od wszelkiej, że tak powiem, taniości słów i dobierać wyrazy dalekie od pospolitości: po prostu realizować owo „odi profanum vulgus et arceo” (cytat  z Od. III Horacego): nienawidzę niewtajemniczonego tłumu i trzymam go z dala.”). Poza tym trzeba się starać, żeby sentencje nie wybijały się wyskakując poza całość dzieła, lecz dodawały mu piękna tylko jako kolor wpleciony ściśle w jego szatę. Dowodem tego Homer i lirycy, a z rzymskich Wergiliusz i udane a troskliwie wypracowane osiągnięcie Horacego. Inni bowiem, albo nie poznali drogi, którą się idzie do prawdziwej poezji, albo znali ją, ale bali się na nią wkroczyć. Oto na przykład: ktokolwiek podejmie się olbrzymiego zadania opisu wojny domowej bez pełni przygotowania literackiego, ugnie się pod jego ciężarem. Bo tu nie chodzi o to, żeby wypadki dziejowe ująć w wiersze – robią to o wiele lepiej historycy – lecz nie krępowane natchnienie musi z wielkim rozmachem nieść się poprzez różne perypetie, ingerencje bogów i baśniowy niepokój treści, tak żeby w dziele uwidaczniało się raczej jakieś objawienie oszołomionego natchnieniem ducha, a nie tylko wierne odbicie w słowach faktów, opartych na świadectwie rzeczywistości. (Obie wypowiedzi zawarte w „Rzymska krytyka i teoria literatury”, Zakład Narodowy im. Ossolińskich – Wrocław 1983 – przekład: Mieczysław Brożek).

Wobec tego – co wynika z powyższych wypowiedzi, zarówno Horacego, jak i Petroniusza – trzeba stwierdzić, iż tworzywem poetyckiej wypowiedzi jest odpowiednio użyta leksyka funkcjonująca w danym obszarze kulturowym, a więc w formie języka literackiego (patrz wypowiedź Stanisława Barańczaka), lub bardziej dokładnie – języka poetyckiego. Jest on (użyty język) elementem nieodzownym w ocenie, czy dany utwór można zaliczyć w poczet wierszy, które są poezją. Oczywiście – na przykład – w ocenach języka prozy bywa i tak, że mówimy o poetyckim opisie danej sytuacji stworzonej przez autora, względnie o poetyckiej wypowiedzi bohatera utworu. Wydaje się, że najważniejsza w takich ocenach jest przestrzeń utworu i postrzeganie jako dzieła sztuki. W procesie twórczym niebywale ważnym jest to, by autor zjednoczył się z przestrzenią powstającego dzieła, by wręcz tą przestrzenią się stał. Tak! – być w każdej przestrzeni użytych słów, znać, ale również na nowo poznawać szczegół znaczenia, a więc przebywać w określanej przestrzeni, lub – jak to określił profesor Janusz Sławiński – funkcjonować w semantycznej materii utworu. Ale, żeby spełnić te wszystkie uwarunkowania trzeba jeszcze czuć potrzebę stworzenia wiersza. W tej materii bardzo ciekawą wypowiedź zawarł w „Refleksje i maksymy” (1024) Johann Wolfgang Goethe. A oto i ona: Być może postawią mi taki oto zarzut: Poezję uważa się za sztukę, a przecież nie ma charakteru mechanicznego. Przeczę jednak twierdzeniu, że poezja jest sztuką; nie jest ona również nauką. Przez myślenie, osiąga się sztuki i nauki, ale nie poezję. Jest ona bowiem natchnieniem: poczęła się w duszy, kiedy ta ledwie powstała. Nie należy nazywać ją sztuką, ani nauką, lecz geniuszem (przynoszącym natchnienie).

Sądzić jednak należy, że „wypchnięcie” poezji poza znaczenie takich wyrazów, jak sztuka i nauka może być zarówno kontrowersyjne, jak i dyskusyjne. Natomiast uzależnienie jej powstania od działania weny (natchnienia) jest nad wyraz uzasadnione. Oczywiście, rozumienie w  tekście Johanna Wolfganga Goethego słów nauka i sztuka zależy od interpretacji, od systemu myślenia lub współmyślenia z autorem rzeczonych słów.

W  historii poezji istnieją niezaprzeczalne dowody na to. iż różni autorzy rozpisywali w formie poetyckiej wykładnie filozoficzne; i tak ujęte w schematy metryczne i stroficzne są staroindyjskie podręczniki uczące myślenia „Sutras” i „Satras”, a także podobnie dzieje się w antycznej Helladzie, gdzie Empedokles (495-435 r. p.n.e.) – lekarz, przyrodnik, poeta, filozof – przedstawił w formie poetyckiej poemat filozoficzny „O przyrodzie” oraz poemat mistyczno-religijny „Pieśni oczyszczenia”, natomiast Lukrecjusz (95-54 r. p.n.e.) w swoim eposie filozoficznym noszącym tytuł „O rzeczywistości” (6 ksiąg) przedstawił w formie poetyckiej teorię rozumowego poznawania przyrody i natury Wszechświata.

Oczywiście – przykładów istnieje o wiele więcej, co sprawia, iż powinno się z dużą ostrożnością eliminować poezję z dziedziny nauki.

Sądzić również należy, że wszystko to, co powstało z myśli, myślą i dla myśli, a wyrażone w formie poetyckiej można nazwać sztuką myśli. To w niej powstaje wszystko, co z człowieka, człowiekiem i dla człowieka się staje. Oto sztuka – słowo wielkie, mające tyle znaczeń, ale wszystkie są zebrane w jeden mianownik, to jest w kunszt artystycznego przekazu, wykonaniu czegoś w sposób mistrzowski, a więc zbliżony do Goethowskiego geniuszu. Żadna ze sztuk (malarstwo, grafika, rzeźba, kompozycja, poezja) nie powstaje z marszu, musi zaistnieć tajemniczy bodziec, który uruchamia w człowieku strunę kreacji – stworzenia dzieła, jego wypowiedzenia w ramach istniejących form artystycznego wyrazu, ale również twórczo te formy uzupełniającego w nowatorskie „widzenia” rzeczywistości, w takie wartości, które są przynależne danej, indywidualnej – na przykład – poetyce.

Wielokrotnie autorzy zadają sobie wręcz retoryczne  pytanie – po co tworzę ten utwór lub cały cykl wierszy – a więc zadają sobie pytanie – również – o funkcję poezji. Historycznie trudno jest odpowiedzieć na ten ważny dylemat, a to z powodu braku pisemnych artefaktów z czasów powstawania języków. Aliści można przeprowadzić pewien dowód w sferze intelektualnej. Cofnąć się myślą do okresu języka monosylabicznego i tym sposobem dowieźć – metodą dedukcji – to, że używając określeń (wyrazów) w swoim znaczeniu abstrakcyjnych – na przykład wyrażających uczucia – mogli mianowicie ówcześni ludzie w formie metafory przekazywać sobie  całą wewnętrzną (duchową) strukturę zmysłów i wyrażać ją w pewnym określonym rytmie, a więc porozumiewać się w formule zgodnej z zasadami poetyckiego przekazu. Oczywiście, te formy w miarę upływu czasu ulegały przemianom, rozwijały się uzyskując postać bardziej wyrafinowaną, ubogaconą coraz bardziej intensywnym, kreatywnym intelektem.

Johan Huizinga – jeden z najwybitniejszych historyków kultury – wyprowadzał funkcję poezji z zabawy. Zawarł niniejszą tezę w książce „Homo ludens” opierając swój wywód na pracach całej rzeszy badaczy kultur. Korzystał więc z badań Ericha Auerbacha („Giambattista Vico und die Idee der Philoogie”), czy też prac W.B. Kristensena i K.Kerenyi’ego z tomu „Studien uber antike Religion und Humanitat”. Wniosek jaki wyprowadza Huizinga z powyższych badań jest poparty myślą, iż zachodzi konieczność pozbycia się poglądu, iż poezja ma jedynie funkcję estetyczną, względnie iż jedynie na podstawie założeń estetycznych można ją wyjaśnić i zrozumieć, We wszelkiej kwitnącej, żywej kulturze, a przede wszystkim w kulturach archaicznych, poezja jest funkcją życiową, społeczną i liturgiczną. Jednakże należałoby – również – do tych cech występujących już w kulturach o znacznym postępie cywilizacyjnym dodać cechę – wydaje się – najistotniejszą, tą mianowicie, która w znaczący sposób wyróżnia rodzaj ludzki wśród biologicznego życia na Ziemi, a więc funkcję postępu i rozwoju intelektualnego. Poezja lub też w ogóle sztuka jakby została zadana człowiekowi z zewnątrz, a więc z obszaru, który często identyfikowany jest jako  transcendencja. Ten istotny impuls z zewnątrz tworzy zazwyczaj cały ciąg myśli układających się w wiersz, w obraz, w kompozycję muzyczną itd. Ten cały proces pochodzi przecież z obszaru, który nie sposób empirycznie i doświadczalnie udowodnić – natchnienie przychodzi niespodziewanie i wówczas autor musi stać się i Homo Sapiens, i Homo Faber równocześnie. Jest to proces nieunikniony i  zawsze przebiegający w sposób wyjątkowy, ale  przede wszystkim korzystający z intelektu jako zwornika szeregu myśli, przeżyć, wizji, komentarzy itp. Poezja, jako sztuka myśli – funkcjonuje wówczas w samoświadomości (duchu) potęgując kreację nowych zapisów leksyki popartych semantyką przekazu, odszukaniem i udowodnieniem sensu użytego znaczenia. Badania socjologiczne – co prawda nieoficjalne – potwierdziły, że osoby korzystające z poezji (również uczestniczące w odbiorze sztuki) poszerzały obszar intelektualnego postrzegania i wykonywania swoich, przynależnych do posiadanego zawodu – zadań, a więc wzbogacały niejako przestrzeń intelektualną odnajdując nowe rozwiązania zaistniałych  problemów.

Zadziwiające w tym wszystkim jest to, że mimo tylu elementów opisujących, ale również analizujących to, co nazywamy poezją – nie można skonstruować i ustalić konkretnej definicji Poeisis – więc, co to jest Poezja?! Sądzić jednak należy, że część przytoczonych w tym materiale tez, jak i wypowiedzi autorytetów zbliża nas do własnego określenia Poezji. Jej geniusz polega na przedstawianiu tej samej sytuacji lub tego samego obrazu w sposób różny, wręcz niepowtarzalny, ale zawsze z udziałem intelektu, czyli – jak wymieniono już wyżej – Logosu. Ta wymienność Logosu z Poeisis jest zadziwiająca i trwa od zarania ludzkich dziejów.

Marek Słomiak

 

 

Plakat

Jan Szczurek

 

Na oczach świata. Opolski Norwid

 

Po otrzymaniu zaproszenia na skrzynkę e-mail , pojechałem na spotkanie autorskie i promocję dwujęzycznej (polsko-ukraińskiej) książki poetyckiej „Na oczach świata” Harrego Dudy. Wcześniej były informacje, że taki tomik powstaje więc nie jadę w „ciemno”. W ogrodach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej namiot zapełnił się znakomitymi gośćmi, których przywitał dyrektor Tadeusz Chrobak.

Następnie do porządku dziennego przeszedł autor promowanej książki, która powstała w związku z sytuacją za naszą wschodnią granicą. Trwa tam okrutna wojna.  Książka nie ma nic wspólnego z chwilową „modą” na pisanie o cierpieniu , wojnie. Czy to jest realny świat ? Który jest pokazywany czy iluzja. To wyrażenie protestu wobec barbarzyńskiej, czarnej otchłani, jakiej dawno świat nie widział. Jest to fakt . A fakty (cyt. Michaiła Buhłakowa,  to najbardziej uparta rzecz pod słońcem. Nie bądźmy obojętni – mówił prof. Turski na uroczystości wyzwolenia Auschwitz. Więc autor promowanej książki nie jest obojętny, co wyraził wierszami w książce „Na oczach świata”.

Harry Duda uzewnętrznia wrażliwość Norwida, zresztą nie tylko w tym tytule. W dużej mierze taka jest jego twórczość, jego charakter. To nie jest aspirowanie do Norwida. Harry Duda jest współczesnym Polskim Norwidem.  Winien mieć większą rozpoznawalność wartości, o których pisze w swoim pracowitym życiu. Na książkę składają się wiersze tworzone w latach 1988-2022. W wierszu „Kłamstwo” poeta pisze: Bo kłamstwo barwę ma ołowiu, śmiertelną barwę zwłok/ a co się przede mną jawi złotem, choć jak ołów sine //  Przeciwko barbarzyńcy gołąbek pokoju z serca  dziecka wyleciał jak z gniazda od nas do Was  leci /  Ptak niebieski jak niebo, żółty jak pszenica, z serca dziecka uleciał, by wróg nie dał rady unicestwić Wam ducha. // I stanie granica dla żelaznej szarańczy / Przyjdzie odrodzenie. Zazielenią się pola i zakwitną sady.

W poezji Harrego Dudy  kłamstwo, chciwość, nienawiść to zwyrodniałe rodzeństwo. Odwieczni wrogowie prawdy, dobra i piękna. Pod namiotem przy WBP w Opolu treść recytowanych tekstów, ich tragizm zwielokrotniała przepiękna dykcja autora. W powietrzu wyczuwało się obecność Aleksandra Sołżenicyna – „Archipelag  Gułag”,  Anatolija Rybakowa – „Dzieci Arbatu”, Wiktora Suworowa – „Akwarium”. Słychać było szloch piór Michała Szołochowa, Lwa Tołstoja, Michała Buhłakowa, Wladimira Nabokowa, Aleksandra Puszkina, Ilii Erenburga Maksyma Gorkiego, Josifa Brodskiego, Sergiusza Jesienina.

Nad żałobną muzyką dla mordowanych na ulicach ukraińskich miejscowości ludzi pochylali się: Piotr Czajkowski, Sergiusz Rachmaninow, Igor Strawiński, Sergiusz Prokofiew, Mikołaj Rylski-Korsakow, Dymitr Szostakowicz. Tę muzykę mogli zanucić Bułat Okudżawa, Włodzimierz Wysocki.  

Ich nieobecność z przyczyn obiektywnych wypełnił  współczesny bard Grzegorz Grunwald, który przy akompaniamencie własnej gitary zaśpiewał piosenkę pt. „Pieśń do rosyjskich matek”. Słowa napisał Harry Duda, muzykę skomponował Janusz Smulski, obecnie mieszka w USA...

(...) Odbierajcie, matki swych synów odbierajcie z niewoli / Wysłał ich Putin na wojnę – nie waszą, nie naszą na swoją // Wysłała młodzików na wojnę, a przed nimi też katów hordy liczne i  zbrojne // Putin kłamie  i wszystkim tylko nóż wbija w serce. // Wrogie dał nam braterstwo – w  wojny poniewierce // uciekają miliony: nie uznają Putina korony // Domy w gruzach i trupy, a wasi nam z mieszkań synowie zbierają łupy. To tekst zaśpiewanej piosenki.

 

...Nie bądźmy obojętni  

H.D. w  wierszu „Piramida”:

I jaką piramidę Cheopsa wznosicie  już nie – bracia Moskale? Nie wstyd wam rozumów, / I sumień, talentów z przeszłości? Kosicie/ dziedzictwo, co jest po nich – jakby wyrastały / chwastami. Lecz podcięte – krwią broczą, A z tłumów/ niezliczonych  krew wasza marnują caraty / od zawsze – wy, armatnie mięso. Łez Bajkały z oczu Matek – na darmo wylane. Karaty / diamentów i satrapia imperium – ważniejsze. / kamieniami i cegłą jesteście na tę piramidę / pychy, co od Cheopsa większa; bezczelniejsze / dzisiaj caratu plany. Lecz to ludzie wolni / wznosili piramidy. Wy kremlowską gnidę usadzacie na stożku – że nie skona, wierzy, / więc nie chce sarkofagu. Być przeciw – niezdolni, / nie wiecie, z jakiej lufy do świata c(z)ar(t) mierzy…

I dalej: Z dna materii piekielna iskra świat podpali: / ukochany wasz Atom dzień wam sądny sprawi, / Co nie umrze w promieniach – w nowy czas wydali / mutantów  spotworniałe dzieci. I gwiazd sięgnie / ich skowyt. Czy wasz Goebbels choć wie, po co sławi / wielkość Rosji nad wszystko? Kto mieczem wojuje, / ten od miecz zginie – kiedy się wylęgnie / z czynów przeznaczenie.

Ile w tym tekście prawdy, historii, odwagi, prognostyki. W innych wierszach autor przypomina  Biesłan, Samaszki,  Politkowską, Litwinienkę, Gruzję, Abchazję, Czeczenię, Syrię. Przecież Rosjanie już w przeszłości „poili konie w Sekwanie”. Baćce Łukaszence marzy się stanąć nad kanałem La Manche. Ile narodów trzeba zniewolić, ile ludzi musiałoby zginąć, aby marzenie „baćki” stało się faktem? Polska jest... po drodze. Żyjemy w czasach, gdzie w mediach celebryci mówiąc o czymkolwiek używają  języka, „spierdalaj dziadu”, „zajebiście” itp.

Harry Duda operuje pięknym językiem, chociaż opisuje sprawy „zajebiste”.  Jest odpowiedzialny za słowo. Cóż, trzeba o tym pisać, pisać, pisać. Wszak... verba volant, scripta manennt. Słowa ulatują, pismo zostaje. Piórem walczy o to, aby mieszkańcy Lizbony, Paryża i wielu miast Europy nie byli „dobrowolnie” przemieszczani w okolice Kamczatki, jak obecni mieszkańcy Ukrainy. Jest to powtórka z historii lat 1831, 1863, 1920, 1939-42. Będąc obojętnym, wejdziemy „dobrowolnie” do jaskiń . Zaczniemy znowu używać pisma obrazkowego, spełniając „marzenie baćki” z Białorusi. Za te przewidywania cierpi Andrzej Poczobut. A używał też tylko… pióra, Jak Harry Duda.

Prezentację książki autora zakończyła aukcja prac graficznych Ryszarda Drucha, który jest przyjacielem poety. Przylatuje z USA osoba i osobowość niezwykła, nieprzeciętna. Wyjechał do Stanów Zjednoczonych mniej więcej lat temu 30, nie znając języka, bez wielkiej kasy – a może bez żadnej kasy w kieszeni. Niemniej minęło 10 lat, w których imał się różnych prac, a efekt pojawił się stosunkowo szybko: stał się właścicielem własnej galerii, własnego studia „Druch Studio Galery” na Brunswick Avenue 920 w Trenton stolicy stanu New Jersey,  przyjaciel poety H.D.

Jan Szczurek

 

 

Plakat

Nowa płyta Joanny Vorbrodt

 

Korytarze

 

Wrażliwa songwriterka Joanna Vorbrodt ponownie zaprasza słuchaczy do swojego świata. Choć sama pisze i regularnie publikuje w antologiach i pismach literackich, na najnowszej płycie postanowiła wykonać kompozycje do wierszy współczesnych poetów, których ceni. Album zatytułowany „Korytarze” przynosi niemal 40 minut muzyki. Połączenie poetyckich tekstów i wysmakowanych dźwięków, które stało się już znakiem rozpoznawczym artystki, tworzy na płycie niezwykle intymny klimat.

Na albumie znalazło się 10 utworów skomponowanych do wierszy m.in. Janusza Kondratowicza, Pawła Bilińskiego, Zbigniewa Jerzyny, Zofii Mikuły, Romana Śliwonika, Marka Wawrzkiewicza i Marii Żywickiej-Luckner. Wyjątek w tym zestawie stanowi utwór „Karuzela”, do którego tekst napisała sama artystka.

Na pierwszy rzut ucha odnajdziemy tu ślady ścieżek wytyczonych przez poprzednie albumy – „Nie ma

przypadków” (2013) i „Punkty zwrotne” (2018): dźwięki instrumentów klawiszowych i gitar, często finezyjnie połączone z elektroniką. Rozbudowane aranżacje przeplatają się jednak częściej z bardziej oszczędnymi środkami wyrazu, solowe partie gitar z delikatniejszym brzmieniem klawiszy, a charakterystyczne wokalizy z wokalem subtelnym i stonowanym. Joanna Vorbrodt niezwykle umiejętnie dobiera środki tak, aby jak najlepiej zaprezentować piękno i głębię tekstu. Mimo całej palety barw, podążając przez kolejne „Korytarze” jesteśmy pewni, że znajdujemy się w określonym, dobrze przemyślanym, muzycznym uniwersum. W świecie bliskim, intymnym, frapującym i skłaniającym do refleksji. I takim, wobec którego nie potrafimy pozostać obojętni.

Joanna Vorbrodt przyznaje, że „Korytarze” to jej artystyczny przystanek na drodze do trzeciego w pełni autorskiego albumu. Przystanek ten jednak z każdym przesłuchaniem – jak śpiewa w utworze do słów Pawła Łęczuka – „jak ocean wciąga nas coraz głębiej”. A sama artystka wbrew temu, co słyszymy w kompozycji do wiersza Magdaleny Gałkowskiej – staje się coraz bardziej wyrazista i coraz więcej w niej kolorów.

Album „Korytarze” ukaże się w czerwcu br. w serwisach streamingowych Spotify, iTunes, Tidal i Deezer oraz w dystrybucji cyfrowej.

Tytuł albumu: Korytarze

Wykonawca: Joanna Vorbrodt

Kompozycje: Joanna Vorbrodt

Muzyka, mix, mastering: Romuald Vorbrodt

Miejsce nagrania: Atmosfera Tymczasowości

Data premiery: czerwiec

Wydawca: Luna Music

 

JOANNA VORBRODT

Choć śpiewa od zawsze, jej fonograficzny debiut przypadł na rok 2011, kiedy na przygotowanej przez Piotra Kaczkowskiego płycie prezentującej młodych artystów „Minimax.pl 6” znalazł się utwór „Obudź się. Warszawa”. Sukcesy odnosiła jednak już wcześniej – w 2009 roku jej piosenka „Nie jestem online” zajęła drugie miejsce w regionalnym etapie ogólnopolskiego konkursu Polskiego Radia „Przebojem na antenę 2009”. Od 2013 roku jest związana z Wydawnictwem Muzycznym Luna Music Polska. Na swoim koncie ma dwie płyty: „Nie ma przypadków” (2013) i „Punkty zwrotne” (2018). Obecnie dołącza do nich trzecia – „Korytarze” (2022).

W twórczości artystki ważne miejsce zajmuje poezja. Jej wiersze ukazują się regularnie w antologiach poetyckich i pismach literackich. Publikowała m.in. w Poezji Dzisiaj, Kwartalniku AKCENT, Migotaniach i Przejaśnieniach, Portrecie, Magazynie Materiałów Literackich CEGŁA, Gazecie Kulturalnej, Akancie, kwartalniku kulturalnym OBOK, Arkuszach Literackich, Zeszytach Poetyckich, Kwartalniku literacko-artystycznym SZAFA, HELIKOPTER OPT, Kwartalniku Kulturalnym Nowy Napis, w Antologiach Warszawskiej Jesieni Poezji i in. Do płyty „Punkty zwrotne” (2018) dołączona była także książka z wierszami artystki, od 2021 roku dostępna w wersji elektronicznej w serii wydawniczej Tyle słów wydawnictwa Dlaczemu.

Joanna Vorbrodt Jest propagatorką twórczości poetów współczesnych. Od kilku lat wierszy w jej interpretacji można wysłuchać w warszawskim Domu Literatury czy Klubie Księgarza podczas festiwalu Warszawska Jesień Poezji. Swoje interpretacje piosenek i wierszy Janusza Kondratowicza zaprezentowała podczas koncertu przy pawilonie edukacyjnym „Kamień” w Warszawie, na wielkiej łące nad Wisłą. Wykonywała także wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i mniej znanego poety Jerzego Zagórskiego, które spotkały się z ciepłym przyjęciem słuchaczy.

 

Lista utworów:

  1. Niedziela – wiersz: Janusz Kondratowicz
  2. Wiesz, bo ja nie jestem rozmienialna - wiersz: Magdalena Gałkowska
  3. Dzieje się miłość – wiersz: Marek Wawrzkiewicz
  4. Korytarze – wiersz: Paweł Biliński
  5. Grudzień 2009 – wiersz: Maria Żywicka-Luckner
  6. Ponadpodstawowi – wiersz: Zofia Mikuła
  7. Solaris – wiersz: Paweł Łęczuk
  8. Wczoraj nagle szklanka wypadła mi z rąk – wiersz: Zbigniew Jerzyna
  9. Karuzela – wiersz: Joanna Vorbrodt
  10. I nic – wiersz: Roman Śliwonik

 

 

Plakat

Rozstrzygnięto XXX Edycję Nagrody

 

Nagroda Złoty Ekslibris 2022

 

Poznaliśmy laureatów 30. edycji Nagrody Złoty Ekslibris oraz 13. edycji Nagrody Superekslibris Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Łodzi.

Nagrodę w kategorii Najlepsza Książka o Łodzi Jury przyznało publikacji „Oi! Oi! Oi! To punk z miasta Łodzi…” autorstwa Dariusza Jędrasiaka i Piotra „Bugsa” Wawrzaka. Książkę wydała Fundacja „Człowiek i Środowisko” w Łodzi.

Nagrodę w kategorii Najlepsza Książka o Ziemi Łódzkiej Jury przyznało ex aequo dwóm publikacjom:

  • „Miasto Uniejów i region spycimiersko-uniejowski poprzez wieki. T. 1, do 1918 roku; T. 2, Lata 1918-2020” pod redakcją Jana Szymczaka. Monografię wydało Towarzystwo Przyjaciół Uniejowa i Polskie Towarzystwo Historyczne – Oddział w Łodzi,
  • „Stroje chłopskie regionu radomszczańskiego: studium historii i problemów rekonstrukcji” autorstwa Aleksandra Błachowskiego i Barbary Sitek. Publikację wydało Muzeum Regionalne im. Stanisława Sankowskiego w Radomsku.

 

Ponadto Jury Nagrody „Złoty Ekslibris Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Łodzi” postanowiło uhonorować Nagrodą Specjalną publikację:

„Skarby z malowanej skrzyni: elementarz stroju łowickiego” pod redakcją i z tekstami Magdaleny Bartosiewicz w opracowaniu graficznym i z ilustracjami Karoliny Matyjaszkowicz.

Wydawcą nagrodzonej książki jest Muzeum w Łowiczu.

Nagrodę w kategorii Najlepsze Wydawnictwo Albumowe o Ziemi Łódzkiej Jury przyznało publikacji „Sieradz w fotografii: dawniej i dziś” pod redakcją i z fotografiami współczesnymi Ryszarda Sierocińskiego, z tekstami Tadeusza Olejnika i Tomasza Oszczędy. Album wydało wydawnictwo Prof-Art w Sieradzu oraz Fundacja Wspierania Kultury Miasta Sieradza.

Nagrodę w kategorii Najlepsza Powieść o Łodzi i Ziemi Łódzkiej Jury przyznało publikacji „Tramwaj Tanfaniego” autorstwa Marcina Andrzejewskiego. Powieść wydało Wydawnictwo Kusiński w Łodzi.

Jury nie przyznało nagrody w kategorii Najlepsze wydawnictwo albumowe o Łodzi.

Jury dokonało powyższego wyboru spośród 29 tytułów nominowanych do Nagrody.

 

Nagroda Superekslibris

Nagrodę Superekslibris za całokształt dotychczasowych publikacji o Łodzi otrzymało Łódzkie Towarzystwo Przyjaciół Książki, a za całokształt dotychczasowych osiągnięć w zakresie publikacji o Ziemi Łódzkiej – Jacek Perzyński.

Uroczystość wręczenia Nagród odbędzie się 24 maja 2022 roku o godz. 12.00 w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej im. Marszałka J. Piłsudskiego w Łodzi. 

Jolanta Zwierzyńska