Nowości książkowe

 

 

Plakat

Andrzej Walter

 

Bezwład nieobecności

 

Sztuka to w pewnym sensie stan świadomości artysty. Sztuka w fazie nienarodzonej. Jednak w przypadku poezji bardzo płynna jest granica narodzenia, gdyż ekspresja zapisu myśli jest wielka, a sama koncepcja utworu błyskawiczna i niejako trwała.

Jednym słowem: wizja utworu, jego wszechświat wyobrażeń i jego osobliwa symbolika treści. Później wszystko się komplikuje, rodzi od nowa, rozrasta i wzbiera. To swoisty underground owej treści, dekadencja olśnień i archeologia opowieści wydobywana stopniowo z czeluści umysłu.

Sam zamysł uczynienia z metra (z metra czyli kolei podmiejskiej i miejskiej, współczesnego wyznacznika nowoczesnej metropolii)  przestrzeni doświadczeń i doznań podmiotu lirycznego jest właściwie genialny (idealny  punktu widzenia symboliki). Z tego też wyrastają ogromne konsekwencje poszczególnych wierszy – spostrzeżeń poetyckich, artystycznych i najzwyczajniej w świecie: społeczno-życiowych zamkniętych w przestrzeń dobrej, surowej poezji ludzi cieni – jako kwintesencji tej współczesności.

Anna Nasiłowska w swoim najnowszym tomie „Sztuczne światła” tworzy jedyną w swoim rodzaju Odyseję przestrzeni i Losu, Odyseję stanów umysłu, fenomenalną koncepcję rozpoznania życiowych wyborów, lęków, frustracji czy innych utożsamień człowieczeństwa nadchodzącego wieku.

To będzie wiek dynamicznego popadania w rozwarstwianie się sztuki na skrajnie odległe i coraz mocniej skontrastowane dwie wizje artyzmu – niszowego w kontrze do skomercjalizowanego – wraz z coraz czytelniejszymi formami jej świadczeniu ludności – jedne będą też z perspektywy nędznego i podziemnego bytu Morlocków, drugie, ze świetlano-postępowego upojenia warstwy Elojów. W tej podwójnej dychotomii pojawi się i inna droga – wspomniany już najwartościowszy underground tworzenia sensownego, poza kanonami, poza szkołami, poza kategoryzacją - natchniony głosem własnym, zasadnym, wyzywającym i niepowtarzalnym.

Feniks powstanie z popiołów podziemi, tak jak i podziemia dziś symbolizują pewien upadek rozwiniętych społeczeństw z ich tętniącymi życiem metropoliami, w których anonimowość proletariatu (warstwy wyższe coraz rzadziej poruszają się metrem) wyparła dekalog i uczyniła człowieka pozornie wolnym wolnością absolutną. Jest to wolność stricte korporacyjna wedle schematu wartościującego. Wedle upojenia brakiem wizji, w miejsce której zaimportowano masom ludzkim piramidę potrzeb jakże niezbędnych do zrealizowania.

Dlaczego tyle samotności? Zapytam. Dlaczego tyle beztroski, bezmyślności, siły bezwładu? Sięgnijcie po tom Anny Nasiłowskiej. Tam jest odpowiedź, ukryta w gąszczu pytań i obserwacji. Ukryta w słowach pełnych sztucznego światła, rytmiki ciemności, industrialnej przestrzeni nowoczesnego Hadesu okablowanego napięciem emocji wyrwania się w tych czeluści, z powtarzalności rytuału, z wielkiej podróży donikąd.

Poetka znakomicie rozwija innego rodzaju opis przestrzeni miejskiej niż czynił to Zagajewski. U niego miasto było przestrzenią koncentrującą, bardzo tradycyjne, historyczne, określone w czasie i przestrzeni. U Nasiłowskiej to miasto – to bardziej prawdziwe, realne, dotykalne i tętniące prawdą życia w metropolii przesunęło się do podziemi, tam bowiem realizują się ludzkie trwania, przyjazdy i odjazdy, codzienność, błądzenie we mgle stanów umysłu, tam toczy się całe „naprawdę” ludzkiej egzystencji, ludzkich kajdanów współczesnego korponiewolnictwa nie różniącego się od mrowisk: Berlina, Paryża, Londynu czy Sztokholmu. Ten wszechświat alienacji i unicestwienia wkroczył i tutaj, do Europy niższych prędkości i zaraza rozprzestrzenia się nieskrępowana, wolna i swobodna.

Metro – genialna inspiracja kreatywna artystów. Obrazy, fotografie, dziwny, fascynujący mikroświat, przestrzeń do odkrycia, którą rozpoznawałem jako fotografik w przestrzeni paryskiej czy londyńskiej, a nawet berlińskiej. Miasto tam ginęło. Rodził się inny wszechświat, mikrokosmos zunifikowanych ludzi, postaci jednolitych, pochłoniętych swoimi sprawami, ludzi cieni, ze słów starszej już piosenki Pet Shop Boys – jesteś wampirem / i ja jestem wampirem / mamy tylko odruchy / świetlne refleksy / podróż w nieznane i wszystko to jest bez znaczenia. (przekład swobodny, A. Walter – taki jest jednak sens tej pop-artowej piosenki, nie przypadkiem też grupa Pet Shop Boys, jako jedyna z wielu dostąpiła zaszczytu wykonania genialnego show w Covent Garden na scenie Londyńskiej Opery).

Metro kumuluje nasz świat – świat codziennego rytmu wyznaczonego czynnościami bez znaczenia, linii od – do, życia od – do, taśmy produkcyjnej, współczesnego proletariatu higienicznie stworzonego powszechną edukacją i wtłoczonego w miejskie mrowiska anonimowych ludzi cieni, którym pozostają tylko niespełnialne marzenia. Ciężko się wyrwać z takiej matni.

Metro. Underground. Duszna przestrzeń, którą przecież znamionuje się symboliką tego świata na zewnątrz, którą przecież ożywia się kolorami, światłem i sztuką, uatrakcyjnia na wszelkie możliwe i wyszukane metody i sposoby służące jednakże finalnie temu samemu – przetransportowaniu codziennemu tych wielkich ludzkich mas z i do pracy, z i do domu, tam i z powrotem, tik tak, tik, tak, jeszcze żyjemy, ale rytm jest ciągle ten sam, wiosna, lato, jesień, zima – zawsze ten sam: rytm, stukot, podziemie i twoje życie: zaplanowane, odmierzone, przewidywalne, monotonne, takie samo.

„Sztuczne światła”. Sztuczne życie. Sztuczni ludzie, wsadzeni do sztucznej bańki, tworzą sztuczne historie i znikają. Elojowie i Morlokowie. Doskonale zorganizowana społeczność. Anna Nasiłowska w swoich wierszach snuje swoją liryczną opowieść o naszym świecie. O każdym z nas, o bliźnim, który się pogubił, o człowieku, który zamienił pełny oddech wiecznością, na krótki, impulsywny oddech biegacza, dbającego o zdrowe ciało w niezdrowym duchu – duchu bez wiary, religii, poezji i bez zbędnych słów. Bez szczęścia, które przepoczwarzyło się w podobieństwo szczęścia, w plastikową podróbkę, w labirynt bez wyjścia. W podziemie świadomości. Zagubienie, wykluczenie, atropia, monotonia, codzienny rytm dni nie różniących się od siebie, trwanie podtrzymane używkami i relaksem w impulsywnym stylu. Wiek XXI w pełnej krasie. Piękny wiek nowoczesności po nowoczesności.

Wszystko to dziś ukryliśmy bardzo głęboko. Wszystko, to nasze słowo wytrych. Posiedliśmy wszystko, sprzedaliśmy wszystko i wszystko nam uleciało z rąk. Staliśmy się bezwładni i nieobecni. Prący naprzód dzięki sile bezwładu nieobecności. Gdzie w tym miejsce na poezję?

O to Nasiłowska nie zapytała wprost, ale pyta pomiędzy słowami.

 

Jak co dzień

 

w metrze każdy we własnej bańce

(...)

sztuka ignorowania

zbyt bliskiej bliskości bliźnich

czyli przymusowej komunii

w komunikacji

(...)

stado napiera z tyłu

następuje eksplozja niechęci

żrącej i zaraźliwej

zdolnej tratować

 

wiersz powinien rejestrować przemianę

porannego tłumu w stado

 

przy najbliższym hamowaniu

trzeba go będzie szukać w chmurze

 

jak stutysięczny pasażer metra

który już wysiadł

i nikt go nie zapamiętał

tylko na nagraniu kamery

 

pozostało widmo

niestraszne

cień tylko

przesuwa się do wyjścia

zanim zapis zostanie skasowany

bo nic się nie stało

nic

co ma jakiekolwiek znaczenie

 

* * *

 

My w wiecznym niedoczasie

ćwiczymy

nieliniową półobecność

w kilku niemiejscach naraz

spotykamy się

w locie i na czacie

wieczorem

pomiędzy dwunastym

a dwudziestym szóstym

w październiku listopadzie

który rozsnuł gęsty

ciemnoczarny tren

aż po grudzień

 

Tę wręcz mistyczną sztukę ignorowania bliźniego opanowaliśmy dziś do perfekcji, a nawet wynieśliśmy do rangi zaradności, pragmatyzmu, mijania wydarzeń w pędzie codzienności, w bańkach swoich „spraw”. Komunię komunikacji mamy każdego dnia popadając z mechaniczne zamyślenia bezmyślnego docierania do swoich miejsc pracy, w których wykonujemy serię równie bezmyślnych czynności w ramach korpo-postępu i błogostanu totalnej informacji. Wspólnota ewoluowała ku stadom, więź, ten lepik społeczny ludzkości nie jest już potrzebna, ba, jest zbędna i niepotrzebna. Jednostka samotna jest najlepszym możliwym podmiotem społecznym. Wygodnym w użyciu. I w zużyciu.

Jesteśmy widmem. W niedoczasie. No właśnie – a cóż uczyniono z czasem? Czasy, w którym wszystkim... brak czasu.

 

Pejzaż

 

nie ma horyzontu

metr półtora metra

za oknem betonowa

ściana w ruchu

i kable

być może pod napięciem

 

czasami prześwit

oto stacja

zalana światłem

jest sztuczne

jaskrawe

i zaraz znowu ciemno

 

możesz oddychać

ale się nie zaciągaj

(...)

 

Co?

 

jak co dzień

zstępuję do podziemi

na pamięć

nauczyłam się labiryntu

 

Paryż po północy

 

złapałam wtedy ostatnie metro

z Gare du Nord

ku peryferiom

była sobota

a może już niedziela

lekko po północy

 

Tym razem odpowiem Autorce wierszem: (choć wiersz to dalece niedoskonały)

 

Wciąż Paryż

 

                      Annie Nasiłowskiej

 

był nowy rok

nowy wiek

nowe tysiąclecie

ostatnie metro odjechało

czekała mnie wędrówka

a paryż wciąż się cieszył

szampany zalewały

Rue de Rivoli

Sekwana dudniła księżycem

nikt nie czuł

nadciągających wojen

smaku krwi

wolności z korkiem

cynizmu

 

kiedy szedłem ku peryferiom

było coraz ciszej

coraz duszniej

właściwie każda myśl

zataczała się o paryż

miasto światła

i kolorowej nadziei

 

musiałem iść

przed siebie

dla siebie

wbrew sobie

potykałem się o wojny

samoloty artylerię

 

idę już wiele lat

wszystko to

się znów zaczęło

ale nie wiem

kiedy się skończy

 

Anna Nasiłowska w swoim arcydobrym tomie „Sztuczne światła” dotarła do jądra rzeczywistości i naszej współczesności. Nie strasząc wojnami (przyjdą same), nie strasząc upadkiem ludzkości (erozja postępuje), nie emanując Armageddonem, potopami i plagami egipskimi. Po prostu jak co dzień – zstąpiła do podziemi – stanęła u wrót Hadesu i opisała co zobaczyła. Próbowałem to sfotografować. Na kliszy zapamiętały się jakieś cienie, jakieś widma, jakieś poświaty, światłoczułość naszego istnienia. Jednak lepiej oddają to słowa tego tomu. Jego mistyka undergroundu. Jego wizja, a w zasadzie przestroga obserwacji tego bezwładu nieobecności wystukiwanej przez co drugą osobę na swoich smartfonach, na swoich ekranach samoświadomości, w czeluściach elektronicznych łączy, w gąszczu impulsów, sygnałów, mikrodźwięków.

„Sztuczne światła” to jeden z najlepszych tomów poezji jaki ostatnio wpadł mi w ręce. Godny najwyższej nagrody choćby dlatego, że dotyka spraw i rzeczy najważniejszych. Nie taki zapewne jego los, gdyż literacki światek woli uciekać od rzeczy i spraw najważniejszych i okryć się bardzo wygodną zasłoną niezrozumiałych treści. Tak łatwiej pozostać w obiegu, schować się w muszli swojej akademickiej wyższości nad gawiedzią i swojej niezbędnej potrzebności na niwie nieczytającego niczego (oprócz harleqina i kryminału) społeczeństwa. Przecież jakoś trzeba te uczelniane katedry utrzymać, których sensu utrzymania to społeczeństwo zapewne już nie widzi, albo wkrótce widzieć przestanie. No cóż. Dlatego też tomy poezji najważniejszej są gdzieś tam po kątach rzucane, ale krytyk musi o nich napisać, musi je zauważyć, musi wręcz o nich krzyczeć. Będziemy jeszcze krzyczeć i zapewniam Was, jest jeszcze grupa ludzi chcąca deliberować o rzeczach i sprawach najważniejszych. Sztuczne światła to nie jedyna odpowiedź na życie. Jest też światło z góry, jest świat po tym świecie i wyobraźnia, której nie da się zniewolić.

 

właśnie myślę

nad chaosem a nie logosem

i nad nieboską

poezją metra

ciemną tłumną

w pełni mobilną

pełną pyłu

milionów stóp

w entropii

Andrzej Walter

 

PS.

 

małe podróże wielkimi tunelami

 

(znów: Annie Nasiłowskiej po lekturze Sztucznych świateł)

 

paryskie metro ma swoje słońca

w Londynie

underground to królestwo

supernowej

w Berlinie na stacji Mohrenstraße

dyskretnie lśni

bladoróżową czerwienią

marmur Kancelarii

Tysiącletniej Rzeszy

wcześniej była tam

Strefa śmierci

i pewien mur

który zbudował Miasto

 

w Warszawie

wszystkie mury zburzono

bardziej skromnie

postawiono Wieżowce

zataczamy kręgi solarne

modląc się do podziemi

o kwartalną premię

i szklany chłód

biurowca

kamienie są pospolite

nasze życie

to metro tak samo tętniące niemal wszędzie

 

paryż tęskni

Londyn pokrywa się

dostojeństwem

a w Berlinie znów

paraduje miłość

płoną książki

ponad granicami

trzymamy swoje tarcze

wielkie jabłko

nowojorski sen

kęs nadziei

_______________

Anna Nasiłowska, „Sztuczne światła”. Warszawa 2021. Państwowy Instytut Wydawniczy, s. 80.