Nowości książkowe

 

PlakatJuliusz Wątroba

 

Sen na dwa głosy

(fragment)

 

1.

...czemu nie jestem Lady Gagą, Madonną albo chociaż Dodą? Tylko szarą gęsią w pustym mieszkaniu, albo kurą domową, co znosi jaja rozczarowań na twardo, robię makaron, gotuję kluski, jakbym się tylko do tego nadawała. Przecież jestem jeszcze niczego sobie, godna spojrzeń i uczuć, gdy gejzer gorącej krwi  burzy się,  lata uciekają, to czuję jak wzbiera we mnie seks i jestem coraz młodsza, choć ta jesień ponura i łzawa, pociąg pospieszny spóźniony, a ten pokraczny typek co siedzi naprzeciwko stara się być dowcipny, jak to większość samców, którym się zdaje, że tacy atrakcyjni. Choć ma coś w sobie, ale jeszcze nie wiem co... Ale co tam... Podróż minie... Szybko do hotelu, bo przed występem muszę się zrobić na autentyczną i wyjątkową, podziwianym bóstwem, uczesać niesforne włosy, potem do rzęs kuszący tusz, na policzki róż, taki dyskretny, później jeszcze piling, puder, szminka do ust, tylko jaki odcień?,  ach no i stanik, który wczoraj kupiłam, by wyeksponować nad morzem mój naturalny biust, i sukienka czerwona, bo czerwień najbardziej rzuca się w oczy, żeby na scenie poczuć się wreszcie sobą, tą którą miałam być, ale gdy się nie ma szczęścia  w miłości, to trzeba czekać, czekać, czekać, bo cóż robić? ,  oszukiwać i wypełniać czas, choćby tymi moimi solowymi popisami, ny widzowie byli w hipnotycznym transie, bo znam się na duszach, mam charyzmę, osobowość, czuję, że swoim śpiewem, tańcem, mimiką uwodzą tych wszystkich widzów, młodych, średnich i śliniących się staruszków, mam przewagę nad nimi wynikającą nie tylko z tego, że patrzę na nich z góry, mam władzę przez czas występu, a może tylko tak mi się wydaje, mam w sobie siłę zwaną przez niektórych talentem, czy bezpieczniej nazwać to coś wyjątkowego predyspozycjami, tak jestem artystką prawdziwą, jeszcze nie docenioną, nie rozpoznaną, pukającą  daremnie do jeszcze zatrzaśniętych przed nosem  drzwi do sławy, ale do czasu, do czasu, gdy czekanie zmieni się w spełnienie, wiem, wiem że to się stanie tylko nie wiem kiedy, może już tym razem nad Bałtykiem, wiem że muszę stwarzać okoliczności sprzyjające, bo jest we mnie silna kobieta, taka na tysiąc procent, na pełny etat całodobowy, gdy czuwam i pracuję, pracuję by zapomnieć o tym co złe, a przypominać o tym, do czego zostałam powołana - do miłości i śpiewu, do śpiewania o miłości,  do kochania śpiewu i prawdziwego mężczyzny, który gdzieś musi być, tylko jak go znaleźć... Po występie wrócę do hotelu samotna, jak zwykle, choć  niezwykle gorąco mnie będą mnie oklaskiwać na stojąco, wołać o bisy, będę się uśmiechać, kłaniać, lecz nie za głęboko, by mi nie wypadł biust z tego nowego stanika, tyle kwiatów, a ja sama w hotelowym pokoju, łzy spływają z oczu, z twarzy makijaż, maleńki dramat wszechświata, a ogromny mój, gdy mnie przytula tylko zimna kołdra, łodzią księżyca smutno wpływam w sen w którym z szarej poczwarki przepoczwarzam się w motyla, niebo śpiewa i tyle wolnych ptaków,  frunę w błękit, drzewa tańczą z zachwytu, kolorowy świat tonie w dobroci, a kiedy się obudzę znowu będę tęsknić za kimś kogo jeszcze nie znam, a jest musi być, tak jak miłość która z nim przyjdzie...

 

2.

...żeby tak chciała się we mnie zakochać, żebym miał jej odwagę powiedzieć: zakochaj się we mnie, choć na jeden dzień, choć na czas tej podróży, choć na godzinę, minutę, ach jakby było przyjemnie, musi o tym dobrze wiedzieć, gdy jej się przyjrzałem wnikliwie to wydaje  się starsza, niż jeszcze przed chwilą wyglądała, ale czy to ma znaczenie?, prawie nie ma, a gdy się zakocha to nie będzie miało absolutnie żadnego, bo miłość jest zawsze młoda, świeża, nie zna upływu czasu, nie liczy się z niczym, bo jest, jest, jest, trwa, trwa, trwa, więc po co tracić czas, jak go można zyskać, zatrzymać, gdy ją wybrałem, a ona mnie wybierze, w tym pospiesznym, co się spóźnił, gdy na miłość nigdy nie jest zbyt późno, bo to przeczuwane uczucie jest zawsze w sam raz, na czas, może to tylko taki romansik niewinny, zaczynający się tak samo jak wielka miłość, bez zobowiązań, zmiany stanu cywilnego, powodujący że życie zmienia się w raj, ale bez węża kusiciela, i jabłka które stanęło ogryzkiem grzechu w gardle, bo jak miłość, czy rozpalony romansik, nawet pociągowy, to niebo blisko, piekła nie ma, tylko błękit, resztki jesiennej zieleni skrzą się wiosną za oknami a w nas płomień co nie spala na popiół a unosi, uszlachetnia, uszczęśliwia tak że czuję się jakbym wypił kielich albo lepiej czarę, nie, nie goryczy, a słodyczy, serca nam biją w rytmie stukotu kół, albo koła stukają w rytmie serc, wszystko się dziwnie wymieszane, mijamy  drzewa próbujące nas daremnie dogonić, doganiamy marzenia, które już nie mają ochoty uciekać, jest pięknie choć listopad to liście powiek nie opadły, choć krótki dzień to dla nas nawet noc będzie jaśniejsza niż letnie słońce w zenicie, bo jesteśmy sobie przeznaczeni, przypisani, wyproszeni wymodleni na miłość miłości  amen...

Juliusz Wątroba