Nowości książkowe

 

  

Plakat

Z poetką Anną Andrych rozmawia Piotr Prokopiak

Miłość, wszelka...

 

 

Piotr Prokopiak: – W tym roku obchodzisz jubileusz 35-lecia pracy twórczej. Przy takiej okazji  ciśnie się na usta zwyczajowe pytanie o Twoje początki. Trawestując frazę z utworu „Pamiętam” zapytam: jak wyglądało okno, w które wpisałaś pierwszy wiersz?

Anna Andrych: – To było okno mojego dzieciństwa i młodości. Wysoko, z widokiem na niezmierzoną przestrzeń, zachody słońca. Na życie, które toczyło się blisko i daleko. Jean Paul Friedrich Richter pisał: „Wspomnienia są jedynym  rajem, z którego nie można nas wygnać”. Wracam często do tego okna i dobrze mi w nim.

– Interesuje mnie chwila, kiedy człowiek chwyta za pióro i nagle wstępuje w nieznaną sobie twórczą faktyczność. Skąd u nas takie pragnienie? Czym jest potrzeba „zapisu” własnej duszy? Jak wyglądało to u Ciebie?

– Myślę, że poeci są jakoś „naznaczeni”. Niektórzy nazywają to „iskrą bożą”. Wchodzimy nagle w jakiś inny wymiar, a właściwie ten wymiar nas wciąga. Rzucamy wszystko i chwytamy pióro, bo za chwilę ulotność weny pozbawi nas jej niezwykłości.  Potrzeba „zapisu” własnej duszy to (dla mnie) magia.

– Zapewne w tamtym okresie jeszcze nie myślałaś o druku. Przyszedł jednak rok 1985 i postanowiłaś objawić innym swoją odrębność. Co Cię do tego skłoniło? Uznałaś, że masz coś do powiedzenia światu? A może już wtedy uzyskałaś świadomość posiadania „trzeciego oka”, którym podobno są obdarzeni poeci?

– Miałam tę świadomość już wcześniej. Przypadek sprawił, że w czerwcu 1985 roku zostałam zaproszona do Warszawy  (23 osoby z kraju) na warsztaty poetyckie oraz  prezentacje na Mariensztacie. Poznałam Marię Jentys, Zbigniewa Bieńkowskiego, Tadeusza Olszewskiego, Tadeusza Mocarskiego, Magdalenę Boratyńską. Trzecia nagroda w turnieju i druk wiersza w „Zielonym Sztandarze”, a obok kilka zdjęć i relacja z warsztatów.

– Od czasu „Zielonego Sztandaru” wiele się zmieniło. Czy zmotywuję Cię do krótkiej refleksji: jak było kiedyś, a jak teraz? Oczywiście mam na myśli wyłącznie sprawy kultury. Dostęp do pism literackich itp..

– Dostęp do pism literackich był otwarty, można było je kupić niemal w każdym kiosku „Ruchu”. Uważam, że ich poziom był bardzo wysoki. Teraz, choć ukazują się liczne tytuły i wciąż ich przybywa, mało jest takich, które zachowują, bądź jako nowe przyjmują priorytet wysokiego poziomu swojej zawartości. Współorganizowałam w Zduńskiej Woli Klub Literacki TOPOLA. Krytycy i poeci w kraju nazywali nas „desantem poetyckim”, a władze miasta i powiatu niezmiennie od trzydziestu lat są nam przychylne. Przekłada się to na partycypowanie w nasze przedsięwzięcia. Widoczna jest tutaj dbałość o kulturę, o sztukę – bardzo istotną dla mieszkańców – muzyczną, teatralną, plastyczną.
I jeszcze... wspomnienie, z wielu chociaż to jedno: Marianna Bocian. „List Oceaniczny” – dodatek do „Gazety Polskiej” w Kanadzie, w Toronto i recenzja mojego tomiku „Do dna” plus kilka wierszy. Marianna Bocian korespondowała ze mną przez kilka lat, pisała listy z Wrocławia dzieląc się swoimi myślami o poezji i sprawami związanymi z chorobą.

– A jak zmieniło się Twoje postrzeganie świata? Czy słowa z wiersza „Wyzwolenie”: świat dziwaczeje / mierzi brak perspektyw i zezwierzęcenie” mogą być jakimś tropem?

– Żyjemy obecnie w trudnej rzeczywistości i w zawrotnym tempie, z miesiąca na miesiąc wiele  zmienia się w naszym najbliższym otoczeniu i w kraju. Pod wieloma względami: w polityce, gospodarce, również w sprawach kultury, także kultury osobistej. Nawet patrzymy na siebie wzajemnie z nieufnością i dystansem. A panująca pandemia bardzo ogranicza wszelkie działania.

– Dziś jesteś autorką ośmiu książek poetyckich. Twoje wiersze tłumaczono na wiele języków obcych. Byłaś doceniana przez jury konkursów literackich. Publikujesz w prestiżowych periodykach literackich. Mało tego, Twoja twórczość doczekała się aranżacji przez artystów scen muzycznych. Masz prawo czuć się spełniona.

– Współpracuję ze Stowarzyszeniem Autorów ZAiKS. Poczytuję sobie za sukces dziewięć „Liryków miłosnych” oraz Poemat o walcu „Fale Dunaju i Tamizy”, wszystkie z muzyką skomponowaną przez prof. Szymona Kawalla, dyrygenta i kompozytora, śpiewane przez Justynę Reczeniedi – sopran koloraturowy, z towarzyszeniem orkiestry. Natomiast w studiu radiowym im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie dokonano nagrań z towarzyszeniem fortepianu, zarejestrowanych na płycie, która ukazała się w listopadzie 2016 roku. Tych dziewięć „Liryków miłosnych” opracowanych – rozpracowanych na poszczególne instrumenty w orkiestrze znalazło się w pracy doktorskiej dyrygenta Przemysława Marcyniaka. Wszystkie dziesięć utworów (wraz z „Walcem”) prezentowała Justyna Reczeniedi z orkiestrą w salach koncertowych. Natomiast latem 2020 roku zrealizowano dwa wideoklipy – są na YouTube – do wierszy: „Kiedy kocham” i „Lipiec” z muzyką Szymona Kawalla oraz absolutne novum – „Wpatrzeni w radość życia” z muzyką Dawida Ludkiewicza. Satysfakcją i radością jest dla mnie fakt włączenia „Liryków miłosnych” przez Justynę Reczeniedi do pracy związanej z przewodem  habilitacyjnym. Do kilku moich wierszy skomponował także muzykę Andrzej Wawrzyniak ze Zduńskiej Woli, a Grupa Artystyczna A'Priori  wyśpiewała laury na festiwalach poezji śpiewanej, m.in. I nagrodę na festiwalu „Kwiaty na kamieniach”, III nagrodę na YAPA 2017 – „Punkt widzenia”. Jest jeszcze  magiczna „Noc Vesny Parun”. Utwór „Nagie spojrzenie” znalazł się na płycie „Nie czekam na cud” Justyny Majkowskiej. Wszystkie powyższe utwory są do zobaczenia i posłuchania na YouTube.

– Powszechnie jest znana Twoja działalność społeczna. Udzielasz się w licznych organizacjach skupiających artystów. Prowadzisz benefisy, wieczory autorskie, angażujesz się przy organizacji Międzynarodowych Listopadów Poetyckich, redagujesz w pewnym zakresie ReWiry itp. Dzięki takim osobom jak Anna Andrych ZLP jeszcze nie poszło w rozsypkę. Doceniam i podziwiam Twoją pracę, szczególne w czasie, gdy na kulturę założono „kaganiec finansowy” i oddano ją w „ręce wolnego rynku”. Skąd bierzesz siłę i motywację, aby działać w rzeczywistości, w której kultura wyższa jest deptana? Czy, mówiąc kolokwialnie, czasem ci „ręce opadają”?

– Dziękuję za uznanie. Przede wszystkim – nie jestem przecież sama! Jest nas kilkoro, wierzących, że wspólnymi siłami „damy radę”.

– Liczne nagrody, odznaczenia świadczą, iż jesteś osobą rozpoznawalną w kręgach nie tylko artystycznych. Czy jest jakaś rzecz, którą chciałabyś jeszcze osiągnąć, doświadczyć?

– Chciałabym móc nic nie robić (śmiech) – po wielu latach pracy społecznej, także w godzinach nadliczbowych. Spacerować i oddychać czystym powietrzem, bez kopcących nadal kominów w moim mieście. Pisać, czytać, pisać. Napisać tyle opowiadań, aby starczyło na niejedną książkę, pierwsza mogłaby mieć tytuł „Satysfakcja”. Ale poezji nigdy bym nie zdradziła.

– W moim skromnym przekonaniu, pod względem dbałości o kulturę, Polska jest zdecydowanie  w skali europejskiej negatywnym przykładem. Gdzie się podziała Rzeczpospolita wielkich nakładów, dotacji, jak również celebracji poetów i w ogóle zawodu pisarskiego? Czy zostanie po nas tylko cmentarz.?

– Rzeczpospolita wielkich nakładów i dotacji skończyła się wraz z poprzednim ustrojem. Obecnie wsparcie finansowe Ministerstwa Kultury jest niewystarczające, a w licznych przypadkach  minimalne. Wiele zależy od samorządów – przychylności władz miasta, powiatu, województwa – i od grantów, które w morzu potrzeb wielorakich instytucji i stowarzyszeń są jak wygrana na loterii. Czy  literatura będzie mogła „popłynąć dalej”, trafić do wrażliwości i umysłów młodzieży, otworzyć się na nowe perspektywy? Przyjdą kolejne pokolenia, a my nie możemy pozostawić po sobie popiołów, ani pustego miejsca. Wydaje mi się, że cała nasza kultura znalazła się na pozycji mocno zagrożonej w dwójnasób, z racji nie wystarczającego mecenatu Państwa i panującego nad nami niemiłosiernie Covid – 19. Dbałość o kulturę?  Jakiś czas temu z zainteresowaniem obejrzałam – wysłuchałam relacji z Koszalińskiego Festiwalu Debiutów Filmowych (chwała organizatorom; film nagrodzony później oczywiście zobaczyłam). Patrząc na Jana Holoubka pomyślałam o jego ojcu – Gustawie oraz filmie „Prawo i pięść”. Paradoksalnie sięgam teraz do tego filmu – może on  stanowić alegorię naszej rzeczywistości. Ale słyszę głos Edmunda Fettinga, który podaje nam słowa Agnieszki Osieckiej – te słowa niosą jednak nadzieję. I muzykę Krzysztofa Komedy – „Nim wstanie dzień”.

– A teraz pogrzebmy w naszym ogródku. Gildia literacka to często festiwal racji i oracji. Co Cię najbardziej mierzi wśród braci pisarskiej?

– Powiem krótko – kolesiostwo. 

– A co najbardziej się podoba, pociąga?

– Możliwość poznania ludzi naprawdę wartych poznania, poprzez ich postawę życiową i literacką, znaczący głos w dyskusjach, wartościowe utwory. Takie, które chce się zarejestrować w pamięci.    Wsuwam się pod podszewkę wierszy – próbuję wnikać do innego, często odmiennego sposobu myślenia, patrzenia na tak zwany świat. Lubię ten stan, kiedy rośnie adrenalina. Analiza i wnioski. Nieraz zaskakująca spontaniczna decyzja.

– Czy w okresie po transformacji ustrojowej miałaś do czynienia z cenzurą? Nie myślę o państwowej, ale tej bardziej zawoalowanej – środowiskowej. Czy spotkałaś się z naciskami, że coś „nie można powiedzieć”, albo „tych tematów nie należy poruszać”? Jeśli tak, to czego dotyczyły?

 – Nie pisałam wierszy, które mogłyby swoją treścią wywoływać choćby konsternację. Były „ułożone”. Aczkolwiek zdarzyły się dwa... W jednym nie podobał się zwrot „...post scriptum / ustrzelonym orłem...”, drugi, bez tytułu (oznaczony trzema gwiazdkami) w całości był nie do przyjęcia, ponieważ budził mieszane odczucia. Polecono mi (słyszałam: radzimy) nie pozostawiać tego wiersza bez tytułu, „bo różnie można go rozumieć i interpretować. Może tytuł „Czeczenia” byłby dobrym rozwiązaniem?

– W opinii wielu, poeci i pisarze w kształtowaniu światopoglądu, oddali pole politykom. Czy jest szansa, abyśmy odzyskali większy wpływ na społeczeństwo?

– Szansa jest zawsze. Ale ilu jest chętnych stanąć w tym szeregu? I pisać na zadane, sobie i innym, trudne tematy? Włożyć kij (pióro) w mrowisko, i – jak pisał Norwid – odpowiednie dać rzeczy słowo. Znaleźć poprzez słowo wiarygodną, przekonującą siłę oddziaływania, poruszania umysłów, przekierowania na inne tory myślenia, może i pokazania, że „król jest nagi”. Albo na przykład uzasadnić zdanie: nikt nie jest doskonały – ostatniej kwestii oraz jej „zaczynu” w filmie „Pół żartem, pół serio”. Abstrahując od powyższego – ostatnio przypomniał mi się wiersz... Broniewskiego. Oby tak się nie stało, z jakiejkolwiek strony: „kiedy przyjdą podpalić dom, ten, w którym mieszkasz – Polskę...”. A może na Twoje pytanie właściwą byłaby odpowiedź: „Ogniomistrzu i serc, i słów, poeto, nie w pieśni troska”.

– Tymczasem dajmy spokój tematom ogólnym i zapytam jeszcze o sprawy bliżej związane z naszą profesją. Zdarza Ci się wyrażać w prozie. Masz w planach pokusić się o wydanie książki?

– Owszem, miałam. W związku z 35-leciem. Ale odłożyłam na inny czas, może sprawię komuś (i sobie także) prezent na pewną okoliczność.

– Jaka jest w Twoim przekonaniu różnica pomiędzy pisaniem poezji a prozy? Czy to tylko forma, czy raczej coś więcej?

– Kiedy piszę wiersz, muszę panować nad piórem i krótko je trzymać (śmiech). Ale kiedy piszę opowiadanie, to pióro mnie prowadzi i ulegam jego „rozpasaniu”. Nad wierszem trzeba bardzo się skupić, trzymać ram a słowa – w ryzach. To wyczerpujący proces twórczy nie zawsze przynoszący zadowolenie z efektu. Pozostaje praca i jeszcze raz praca. Jednak umiejętność poruszania się słowem, zapis emocji, odpowiednie wyrażenie tego, o czym chciało się powiedzieć,  jest satysfakcją, choć czasem poeta bywa ekwilibrystą. Natomiast proza... Piszę co prawda tylko krótkie opowiadania, ale są one dla mnie formą i  możliwością pełnej wypowiedzi. Dziwię się, skąd wyobraźnia podsuwa mi różne sekwencje, przestrzenie, zdarzenia. Drogi, po których poruszam się niemal bez wysiłku, co sprawia mi frajdę. Czasem siebie samą zaskakuję. Ale może przyjdzie czas, kiedy będą mi towarzyszyć pomocne książki historyczne lub dotyczące astronomii czy magii.

– Czy podpiszesz się pod słowami Jerzego Zimnego: Pisania się nie nauczysz, albo jest poeta, albo talent do szlifu, innego stanu nie ma?

– Tak, to prawda. Tyle, że talent często na ten szlif nie pozwala. Raczej uważa, że jest jak odkryty samorodek szlachetnego kamienia. I choć zanieczyszczony, nierówny i bez błysku, traktuje każdy napisany przez siebie tekst – jako wiersz (czy inną formę). Skończone dzieło, w którym nikt nie ma prawa niczego dotknąć. Niestety, są takie osoby, które traktują samorodki-talenty zbyt pobłażliwie na początku ich drogi w kierunku poezji, literatury. Zdarzało się tak w odległej przeszłości, powiedzmy – w pewnych środowiskach, co do dzisiaj powraca czkawką. Utwierdzanie talentów w przekonaniu, że są już gotowe, nawet do członkostwa w stowarzyszeniu literackim, to błąd. Kilka wierszowanych „jaskółek” nie czyni z nikogo poety a wydanie książek niekoniecznie stanowi przepustkę.  Ktoś taki ma o własnym pisaniu wysokie mniemanie, a brakuje mu pokory wobec słowa oraz dystansu do siebie. Nie czyta książek ani pism literackich, także poezji kolegów po piórze, czyta – siebie. Tymczasem przydałyby się takiej koleżance czy koledze solidne warsztaty, z  prolongatą. I tutaj dopiero zaczynają się schody dla tych, którzy chcą pomóc. Samorodek bez szlifu pozostaje nadal tylko talentem do szlifu. A do literatury droga się wydłuża.

– Jak sądzisz, poeta to prorok, czy raczej filozof? A może jeszcze ktoś inny?

– Myślę, że pierwiastek filozoficzny jest podstawowym w poezji. Może nie wszyscy piszący wiersze są tego świadomi, ale uważam, że tak jest.

– Gdybyś mogła cofnąć się o trzydzieści pięć lat, co byś poradziła początkującej poetce Ani Andrych?

– Życie, w nim zdarzenia i okoliczności  a także ludzie na naszej drodze, wiele weryfikują. Powiedziałabym: Gorzko! To jest jak ślub i życie po ślubie. Z problemami, smuteczkami. Życie za krótkie na wszystko, co planujesz. Trudne w godzeniu spraw rodzinnych, przede wszystkim potrzeb dzieci, z potrzebami własnymi i  samorealizacją – a one mogą stanowić dla Ciebie sól życia. Dlatego często będzie gorzko. Może warto się zastanowić: pełne oddanie rodzinie? Obecność, w każdym jej znaczeniu lub częsta nieobecność? Jesteś na rozdrożu.

– Na zakończenie, wymień jedną rzecz, dla której warto żyć.

– Miłość, wszelka. Z nią i dla niej żyjemy. Życie = miłość.

– Dziękuję za niewątpliwy zaszczyt rozmowy z Tobą.

– Dziękuję.