Nowości książkowe

 

Plakat
Szymon Koprowski 

 

Gdyby nie było śmierci...

 

Drodzy czytelnicy, pragnę przedstawić państwu edytorskie arcydzieło, (Oficyna Wydawnicza ASPRA – JR, Warszawa 2025) opowieść o niezwykłym życiu i dokonaniach twórczych Bronisławy Wilimowskiej (1906-2004), niesłusznie zapomnianej artystki, bez reszty oddanej sprawie polskiej. Brała udział w Powstaniu Warszawskim. W czasie okupacji straciła prawą rękę, nauczyła się malować lewa ręką i mimo wielu innych, traumatycznych wydarzeń, do końca była aktywną malarką, a także pełniła wiele funkcji społecznych i państwowych. Bronisława Wilimowska zawsze powtarzała, że sztuka powinna funkcjonować ponad wszelkimi podziałami. Ta niezwykła kobieta, w której żyłach płynęła krew gruzińsko-polska, swoją twórczością i działalnością dla dobra środowiska, zasłużyła sobie na pamięć, choć bywa z nią różnie.

Pozwolę sobie za Karolem Czejarkiem, autorem opowieści o Bronisławie Wilimowskiej zacytować Mikołaja Gogola: „Gdyby nie było śmierci, życie nie wydawałoby się nam takie piękne”.

Dalej autor pisze: „A przywołuję jego wypowiedź dlatego, że wiele szczegółów z życia danej osoby zaczynamy dostrzegać i doceniać dopiero po śmierci człowieka, choć w przypadku  Wilimowskiej, wydaje się, było odwrotnie. »Za życia« cieszyła się szacunkiem i uznaniem.

Niektórzy krytycy – zupełnie NIESŁUSZNIE – zaliczali ją do powojennego nurtu tzw. socrealizmu, co było w stosunku do Niej »dużym nadużyciem«. Ona kontynuowała w polskiej sztuce współczesnej NATURALIZM powiązany mocno  z KOLORYZMEM. Nawet w tzw. tematyce wojskowej”.

Trudno mi opowiedzieć ze szczegółami, wyczerpująco, o Jej życiu i twórczości, ponieważ musiałbym w całości zacytować dzieło Karola Czejarka. Najsprawiedliwiej będzie, jeśli zainteresowani sięgną po tę niezmiernie interesującą (intrygującą) opowieść o losach Bronisławy Wilimowskiej, obejmujących niemalże cały wiek XX aż do początku wieku XXI, dostępną w księgarniach wysyłkowych na stronach Internetu.

Plakat

A teraz pragnę poświęcić kilkadziesiąt zdań Karolowi Czejarkowi, autorowi przywołanej wyżej opowieści (zdecydowałem się na formę tak zwięzłą, ponieważ dla opisania wszystkich Jego dokonań musiałbym zająć następnych kilkadziesiąt stron) i tak jak w przypadku Wilimowskiej, zainteresowani życiem  i działalnością Karola Czejarka mogą znaleźć Jego autobiografię – „Moja droga przez życie”  w Książnicy Stargardzkiej, a także innych księgarniach internetowych. Dodam od siebie, że warto poznać losy tego niezwykle interesującego człowieka, z ojca Ślązaka mieszkającego w Zabrzu (przed wojną Hindenburg) i matki Niemki z dolnej Saksonii. Los nie szczędził rodzinie Czejarków niezasłużonych razów zarówno z niemieckiej, jak i z polskiej strony. W Niemczech ojciec Karola aktywnie działający w Związku Polaków nie miał łatwego życia, w Polsce zaś, do której przeprowadzili się w 1948 roku i zamieszkali w Szczecinie, był z kolei Niemcem niegodnym zaufania. Mimo że był człowiekiem wykształconym, językoznawcą, wykładał na uniwersytecie Hunboldtów w Berlinie, nie udało mu się znaleźć pracy godnej jego kwalifikacji. Zmarł w 1953 roku. Matka Karola nie mogąc odnaleźć się w środowisku polskim, wyjechała z córką do Niemiec w 1957 roku.

Karol pozostaje w Polsce, której nigdy nie opuści i już na zawsze będzie jego jedyną, ukochaną ojczyzną. Poświęci jej, bez cienia przesady, całe życie, mimo że Jego miłość do Polski miała często bardzo cierpki smak i nie była odwzajemniana tak, jak na to zasługiwała.  Mimo wielu bolesnych doświadczeń nigdy nie zwątpił i nawet przez chwilę nie pomyślał, żeby dołączyć do matki i siostry. Dobrze się stało, że pozostał w Polsce.

Karol Czejarek jest doktorem nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa,  magistrem filologii germańskiej, członkiem Związku Literatów Polskich,  profesorem nadzwyczajnym byłej Akademii Humanistycznej im. A. Gieysztora, wieloletnim adiunktem pełniącym obowiązki kierownika Zakładu Kulturoznawstwa Stosowanego w Instytucie Lingwistyki Stosowanej Uniwersytetu Warszawskiego, przedstawicielem stowarzyszenia „ost – west – forum Gut Goedelitz” w Warszawie. Jest inicjatorem i redaktorem (wspólnie m.in. z Tomaszem Pszczółkowskim) biografii polsko-niemieckich  pt. „Historia pamięcią pisana”,  redaktorem „Dzieł zebranych Hansa Hellmuta Kirsta”. Jest autorem książek: „Nazizm, wojna i III Rzesza w powieściach Hansa Hellmuta Kirsta”, monografii o Annie Seghers, antologii niemieckich pisarzy wojennych pt. „Sonata wiosenna” i autorem wielu tłumaczeń i opracowań językoznawczych. Należy także raz jeszcze wspomnieć o wspaniale wydanej autobiografii Karola Czejarka (Świętokrzyskie Towarzystwo Regionalne – Zagnańsk) i książce poświęconej  Bronisławie Wilimowskiej; twarda, lakierowana oprawa, 340 kredowych stron zawierających oprócz wciągającej opowieści, ponad 250 kolorowych reprodukcji prac artystki, zdjęć rodzinnych i dokumentów.

Niemożliwe jest, żeby wszystkie osiągnięcia i sprawowane przez Karola Czejarka funkcje wymienić i opisać na połowie strony formatu A-4, dlatego wspomnę tylko o kilku ważniejszych: sekretarz Szczecińskiego Towarzystwa Kultury, dyrektor Wydziału Kultury PWRN w Szczecinie, dyrektor Centralnego Ośrodka Metodyki Upowszechniania Kultury, dyrektor Departamentu plastyki w Ministerstwie Kultury i Sztuki, dyrektor Wydziału Kultury Urzędu miasta stołecznego Warszawy i dyrektor depertamentu Książki Ministerstwa Kultury i Sztuki. Uff, wystarczy!

Na koniec rzecz, bez której „portret” Karola byłby niepełny, niedokończony. Ta rzecz, to kolarstwo. Karol Czejarek był wybitnym zawodnikiem, ma na koncie wiele krajowych sukcesów równych wyczynom czołowych kolarzy polskich. Niestety nie zrobił kariery międzynarodowej z powodu śląsko-niemieckiego pochodzenia, w tamtych czasach uważanego za wysoce podejrzane. Tym większy mam podziw i szacunek dla Karola Czejarka, któremu bezustannie podkładano ideologiczną nogę, a On mimo to nie załamał się i nie wyjechał do kraju matki, gdzie dopracowałby się także wielu zaszczytów, ale w spokoju i dostatku. No cóż, różnymi drogami chadza prawdziwy patriotyzm.

Mam nadzieję, że ten krótki opis dokonań Karola Czejarka zachęci państwa do „zaprzyjaźnienia się” z niezmordowanym twórcą dobiegającym powoli dziewięćdziesiątki, poprzez kontakt z Jego pracami, wchodząc na stronę: przegląd dziennikarski.pl.  

Szymon Koprowski

 

 

Plakat
Andrzej Walter

 

Pisanie w świecie dla analfabetów

 

Jak żyć, Panie Premierze? Pytanie, które pozostawiło w powietrzu niejako zawiesistą aurę, pytanie, które niemal wywróciło kiedyś rząd, pytanie, który dawno temu, być może inaczej, w odmiennej formie, bardziej nasycone filozoficznie, duchowo, ale też i w jakże bardzo innych czasach zadał Hamlet „być, albo nie być, oto jest pytanie” i ja oczywiście doskonale rozumiem jaka przepaść i różnica zieje między tymi pytaniami, to jednak kiedy tak sobie a muzom rozważam czyż ich wydźwięk i kontekst, a może powiedzmy tembr bagażu rozmyślań nie jest jakby dziś podobny? Nie pytam, bowiem ani siebie, ani żadnego premiera, ani przyjaciół, bliskich, nie pytam retorycznie, ale tu i teraz was o to pytam. Jak żyć?

Jak żyć w świecie degradacji, wojny wszystkich ze wszystkimi, dezinformacji, defraudacji, demonizacji rzeczy i zjawisk, destrukcji wszelkich definicji, depopulacji, dezintegracji i... o tak, dewiacji wpychanej nam siłą przed oczy, nos i jakby wszelkie pozostałe zmysły. Świat przecież spaskudniał w stopniu dotąd nieznanym, skurczył się do rozmiaru wielkiej wsi i szczerzy na nas kły pod postacią robienia nam dobrze, czy tego chcemy czy też nie, oni zawsze wiedzą lepiej, widzą lepiej, lepiej pojmują powinności dziejowe, a nas – zbędny wykwit ewolucji – chcą upchnąć nie wiadomo gdzie, bylebyśmy im się pod nosem nie kręcili. Odnajdziecie jeszcze owszem – kilka enklaw wolności i równości, ale to już niezbyt długo, wieszczę wam rychły koniec tych resztek, które pozostały, rychłe... domknięcie pomieszczeń i systemów, tak abyście jednak pomyśleli, iż to przecież wasza, jakże autonomiczna decyzja, wasz szczęśliwy wybór życia spokojnego i miarowo odmierzanego stopniowo dawkowanymi impulsami emocji, aby wam się w głowach nie poprzewracało. Będzie i chleb, i igrzyska, trochę tu, trochę tam, trochę tego i owego, tak aby było prawie równo i na temat, i a propos...

Dziateczki, słowem następne pokolenia już nie tylko nie będą niczego czytać, bo będą teraz od najmłodszych lat rozpoznawać swoje płcie i ciała, potem szybko kopulować i czerpać garściami z tej cielesności przyjemności wszelakie, to i po cóż czytać, po cóż za wiele myśleć, skoro można się w każdym momencie naparzać i nie zaprzątać sobie głowy nadmiernym bagażem myśli i emocji, rozumu i wątpliwości z nim związanych, po cóż wchodzić w jakieś narracje, komplikacje, dylematy moralne, skoro można ludzi uzwierzęcić na poziomie prokreacji, albo rozważań jedynie na tej płaszczyźnie. Duchowość zostawmy jednostkom wybitnym, który wstęp do elit uzyska wybiórczo i dopiero po poleceniach i referencjach sprawdzonych i zweryfikowanych, a nie od jakiegoś przypadku i powszechnej śmieciowości niezbędnej do kreacji lepiej przecież urodzonych. Tak oto marksizm sam pożre siebie, ale onegdaj wytworzył siły zdolne poruszyć bryłę świata, ale poruszyć tylko w jednym kierunku – rewolucji destrukcji. Brawo Panie Marks, nikt by tego lepiej nie wymyślił.

Najgorsze w tym świecie jest ludzkie oddalanie się od siebie. Coraz trudniej o dialog. W przestrzeniach relacji rządzą dziś raczej monologi. Propaganda zwierciadeł o wykrzywionych lustrach, w których każdy widzi to, co widzieć pożąda, w których każdy widzi to, czego oczekuje, w których każdy przegląda się, by widzieć siebie, takim jakim chce się w danym momencie zobaczyć i... ocenić. Może i historia się nie skończyła, ale obiektywizm skończył się na pewno. Nadszedł czas Narcyzów, czas Kaliguli, czas nowego Nerona i neopoganina pod rękę z neobarbarzyńcą, otumanionych samospełnieniem i dążnością do wymyślenia czegoś, czego nikt jeszcze nie wymyślił. Celem jest przekraczanie granic, ale pojęcie granicy przestało jakby istnieć, zatem co chcemy przekraczać?

Nawet ten tekst zostanie zamilczany, przemilczany i niezrozumiały, przesadzony jakoby, przejaskrawiony i estetycznie wątpliwy, do czego już przywykłem, bo ludzie przecież wiedzą lepiej, mają „swoje” prawdy, swoje zasady, swoje... reguły gry. Gry? Jakiej gry? O co? Z kim? Po co?

Wykarczowano zatem wszelkie korzenie, pozbyto się wszelkiej tradycji, zunifikowano wszelkie tożsamości, wyśmiano wszystkie wierzenia, cały ten balast człowieka zastąpiono inną wiarą – wiarą w liberalną demokrację, gdzie nic nie jest ani liberalne, ani wolne, a demos to po prostu zjeby do głosowania i utrzymania (niestety). Fuj. Jak żyć, panie i panowie?

I ten nowy wspaniały świat, świat w którym tekst nie jest potrzebny, bo tekst to problem z interpretacją, a nam już wszystko zinterpretowano. Wiemy, kto jest wart wiary i zaufania, choćby i był kłamcą i szemranym gangsterem, ale przecież o tym nic nie wiemy, a i nie wiemy i nie będziemy wiedzieć, gdzie tej prawdy się doszukać. Oni. Oni nam powiedzą. Wskażą drogę, kierunek, dadzą trochę grosza, trochę przetworzonej karmy, trochę rozrywki, to i po co jakiś... tekst?! Aby wzbudzić jakieś zbędne wątpliwości? Aby wywołać rewolucję? Rewolucja już była. Rewolucja się zużyła. Rewolucja jest passe.

W tych stwierdzeniach nie ma już smutku, rozgoryczenia czy nostalgii. Jest doza obłaskawionej rezygnacji. Jest spokojna, stoicka i rozważna zgoda na bieg rzeczy, na kolej dziejów, na ducha czasów. Z głupotą ludzką nie da się walczyć, z technologią tym bardziej, a ze zmasowanym kapitałem, za którym stoją znudzeni bogacze naszych czasów spotykający się w różnych Bilderbergach i Davos, i obmyślający jak nas jeszcze mądrzej zunifikować utylizacją antropologiczną, że niemożliwe? Zobaczymy. Dziedzictwo Eichmanna nie było i nie jest faszystowskie, ani nazistowskie, to było logistyczne perpetuum mobile, genialne w swej zmodyfikowanej prostocie opanowanie społeczeństw dzięki nowym wynalazkom sieci. Dzisiaj właśnie logistyka ogłupienia ma się coraz lepiej i to faszyzm 4.0 i do tego w formacie 7D. Powoduje to wtórny analfabetyzm i moje coraz większe wątpliwości. Jak pisać w takim świecie? I do kogo pisać? Dla kogo? Dla tej garstki podobnie myślących? Wykrusza się. Dla garstki w ogóle myślących? Coraz mniej.

Czyli zostańmy przy jak pisać? Może Wy mi odpowiecie...

Andrzej Walter

 

 

Plakat

 

 

Plakat
Stefan Jurkowski 

 

Z czytelnikiem pod rękę

 

Co to jest poezja? Pytanie stare jak... poezja. Nikt jeszcze, na czele z najwybitniejszymi twórcami, nie podał żadnej „definicji”, nie zdołał wyczerpująco odpowiedzieć na to zagadnienie. A jednak ją przeczuwamy. Jakiś instynkt, osobliwy głos wewnętrzny podpowiada nam, na czym może polegać jej istota. I nie chodzi tutaj o tak bardzo różną wersyfikację, zapis jakże odbiegający od komunikatu prozatorskiego. Ani też o dającą się określić metaforykę; ani o figury stylistyczne, rymy czy muzyczność frazy. Ile to razy mamy do czynienie z niemalże idealnie skonstruowanym utworem, który ma tyle wspólnego z poezją co na uczcie misternie wykonany kieliszek, ale pusty. Jest to więc coś nieuchwytnego, co istnieje w głębi utworów, jest ich niewidzialną, ale jakoś uchwytną „duszą”.

Mówi się, że poezja jest sztuką słowa. Czy jednak oznacza to, że składa się ona wyłącznie ze słów? To prowadziłoby do absurdalnego twierdzenia, że im jest ich więcej, tym poetycki komunikat staje się bardziej ekspresyjny. Okazuje się, że nie. Wiersze „przegadane” stają się swoistą watą, choćby najpiękniej utkaną (nie mówimy wszak o pospolitym gadulstwie, które wśród utworów poetyckich niezmiernie często się zdarza). Julian Przyboś powiadał „najmniej słów”. Wiersze Przybosia prezentują typ narracji bardzo oszczędnej, niemniej prowadzą czytelnika tylko do pewnej granicy, poza którą jego wyobraźnia staje się bezradna; musi podeprzeć się jakimiś bardziej uchwytnymi znaczeniami.

Tymczasem bardzo ważne jest uruchamianie wyobraźni czytelnika; osobliwe tworzenie poezji „poza językiem”. Tak jak się to dzieje w wierszach Jerzego Hajdugi. Tutaj wyobraźnia czytelnika współtworzy poetycki świat. Poeta daje coś w rodzaju „haseł wywoławczych”, które rezonują z wrażliwością odbiorcy, wywołują sytuacje, klimaty – z jednaj strony uniwersalne, bo są to wiersze adresowane „do każdego”; z drugiej szalenie indywidualne, odnoszą się bowiem do przeżyć, doświadczeń, doznań tego, u kogo wywołują one niekiedy zaskakujące obrazy, skojarzenia, przesłania.

Czy poezja jest komunikatem? W pewnym sensie tak, gdy odnosi się do konkretnej sytuacji. Ale pozostaje nim także, gdy to my odczytujemy (odkrywamy) treści niezapisane wprost. Dwa, trzy słowa, jakaś aluzja, fragment obrazu zaczynają się układać w całość ku zdziwieniu a także satysfakcji odbiorcy. Banalne pytanie „co poeta chciał przez to powiedzieć?” przeradza się tutaj właśnie w komunikat, istotne przesłanie. Istotne, bo nasze własne. Niekiedy nie dające się bezpośrednio zwerbalizować, ale przecież nic nie tracące z siły oddziaływania; wiersz, taki jak Jerzego Hajdugi, wykracza bowiem poza prostą kwalifikację literacką. Staje się wzruszeniem. Może nie wszyscy przywykliśmy do tego rodzaju literatury, która do nas przemawia wskutek obcowania z wierszem; przemawia daleko bardziej niż komentarze, opisy, nawet ekspresyjne metafory. Tutaj jesteśmy wszak współtwórcami owego „teatru poetyckiego”.

Dobrze to ilustruje tekst pod tytułem „Co jeszcze”:

 

scenariusz między nami

gotowy Bóg

reżyserem

 

Czy potrzebna lepsza ilustracja do powyższych rozważań? Oto ów scenariusz czyli emocje, doświadczenia, wrażliwość istnieją w nas, zaczynają żyć w spotkaniu z drugim człowiekiem, tu – czytelnikiem. Teraz intuicja, wrażliwość stają się katalizatorem emocjonalnych reakcji. Opis jest zbędny, ponieważ nie da się go adresować do wszystkich. A więc komunikat poetycki rodzi się w naszych emocjach, którym poeta daje impuls.

Oto inny, kapitalny skrót poetycki, który może wystarczyć za całe poematy, nawet egzystencjalne:

 

wyciągamy ręce

łasi się

dłoń

                  („Pieski nasz widok”)

 

Przecież jakże często wyciągamy ręce z nadzieją na coś, choćby nieokreślonego. Tutaj mamy do czynienia z samotnością, ale i z nadzieją. Trzy krótkie wersy, które mogą stać się niewyczerpanym źródłem różnorakich interpretacji i przesłań – właśnie w zależności od indywidualnych potrzeb czytelnika. Zwróćmy jednak uwagę, że nie ma tam dowolności. Poeta prowadzi nasze emocje, nie ogranicza, ale pomaga.

Poezja nie jest czymś dosłownym, zamkniętym zapisem uczuć, emocji, egzystencjalnego bólu, radości. Jerzy Hajduga rozumie to doskonale. Tworzy poezję „otwartą”, inspirującą. Przy tym bardzo rozpoznawalną. Po-mimo swojej lapidarności nie nazwałbym jej „poezją skrótu”. To poezja rozwijająca, bardzo dynamiczna; poezja dziania się, w stanie ustawicznej fermentacji, porywająca czytelnika w osobliwy wir estetyczno-emocjonalno-filozoficzny.

Tytułowy wiersz brzmi tak:

 

za dużo we mnie snu

bez nocy już dzień

się przytuli

                      („Przespane sny”)

 

Czy trzeba więcej słów? Można też określić wiersze Jerzego Hajdugi jako aforystyczne. Pewnie byłaby w tym jakaś racja, ale one przecież daleko wykraczają poza specyfikę aforyzmu. Przede wszystkim zbudowane są z obrazów i metafor. Nie chcą też epatować samą zręcznością i znaczeniowym konceptem. Powtórzmy raz jeszcze: one wchodzą w głąb poetyckiego języka, prowadzą swoistą „ofensywę” aby zdobyć wrażliwość czytelnika, rozwinąć się w niej w pełnowymiarowy wiersz.

Pisząc o utworach Hajdugi trudno ją jednak określać dosłownie. To teksty „ponadsłowne” zawieszone pomiędzy zapisanym „sygnałem” a czytelniczą interpretacją. Nie, źle! Nie interpretacją a twórczością czytelnika, ponieważ utwory Jerzego Hajdugi są zaproszeniem do współtworzenia nawet nie konkretnego wiersza, ale poezji w całej rozciągłości.

Tu zbliżamy się do istoty pojęcia poezji. Czy jednak te wiersze wyczerpują wiedzę o tym, czym ona jest? Także nie. Jest to świetne poszerzanie owej intuicyjnej wiedzy, która pozostanie tajemnicą. Tajemnicą nigdy nie zgłębioną.

Stefan Jurkowski

____________

Jerzy Hajduga, „Przespane sny”. Wydawca MK, Kraków-Drezdenko 2025, s. 64.

 

 

Plakat

 

 

Plakat
Joanna Słodyczka

 

Gminna Biblioteka Publiczna w Rabie Wyżnej ogłasza konkurs poetycki „Magia Ogrodów”

 

Konkurs jest otwarty – dostępny dla wszystkich pełnoletnich twórców: zrzeszonych i niezrzeszonych w stowarzyszeniach twórczych. Utwory muszą być oryginalne, napisane przez uczestników konkursu, nigdzie wcześniej niepublikowane (w wydawnictwach zwartych, prasie i internecie) i nienagradzane wcześniej w innych konkursach. Tym razem nie narzucamy tematu, przewidziana jest nagroda specjalna za wiersz o szeroko pojętej tematyce ogrodowej. Nagroda specjalna nie wyklucza otrzymania jednocześnie jednej z nagród ogólnych.

Nadsyłane prace nie mogą przekraczać dwóch wierszy w zestawie (wśród nich mogą – ale nie muszą znajdować się wiersze ogrodowe). Jeden autor może przysłać tylko jeden zestaw.

Prace należy nadsyłać w nieprzekraczalnym terminie do 18 sierpnia 2025 roku (liczy się data wpływu przesyłki) listownie lub drogą mailową: 

– listownie: prace podpisane godłem (słownym, a nie znakiem graficznym) należy przesyłać w trzech egzemplarzach w postaci wydruku komputerowego lub maszynopisu, format A-4. Dodatkowo mile widziany nośnik elektroniczny. Do pracy powinna być załączona zamknięta koperta, opatrzona również tym samym godłem, zawierająca dane osobowe: imię i nazwisko, adres zamieszkania, numer telefonu kontaktowego i adres mailowy. W kopercie powinien się znaleźć również załącznik – oświadczenie o ochronie danych osobowych (wzór pod regulaminem na stronie biblioteki). Przesyłkę należy wysłać pod adres: Gminna Biblioteka Publiczna w Rabie Wyżnej, 34-721 Raba Wyżna 65, z dopiskiem na kopercie: Konkurs Poetycki „Magia ogrodów IX”. 

Drogą mailową: w jednej wiadomości podpisanej „Magia ogrodów IX” należy przysłać dwa pliki – pierwszy podpisany godłem z dopiskiem „wiersze” zawierający zestaw konkursowy, drugi podpisany tym samym godłem z dopiskiem „dane” zawierający dane osobowe: imię i nazwisko, adres zamieszkania, numer telefonu kontaktowego, adres mailowy oraz załącznik – oświadczenie o ochronie danych osobowych (wzór pod regulaminem na stronie biblioteki). Wiadomość należy przesłać pod adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Rozstrzygnięcie konkursu nastąpi 13 września 2025 roku podczas uroczystej gali podsumowującej konkurs w lokalu GBP w Rabie Wyżnej.

Organizator przewiduje nagrody pieniężne dla miejsc I, II, III ufundowane przez Bank Spółdzielczy w Rabie Wyżnej i firmę Ubezpieczenia Łapka oraz nagrody rzeczowe dla trzech osób wyróżnionych ufundowane przez Pana Posła Edwarda Siarkę. Organizator zastrzega sobie prawo do innego podziału nagród. Za wiersz o tematyce ogrodowej przewidziana jest pamiątkowa statuetka ufundowana przez bibliotekę. Wszystkie nagrody można odebrać tylko osobiście, w innym przypadku nagrody zostaną przeznaczone na cele statutowe biblioteki.

Prace będzie oceniać profesjonalne Jury.

Organizatorzy nie zwracają nadesłanych prac, jednocześnie zastrzegają sobie prawo do zaprezentowania i publikowania utworów bez honorarium, tylko w ramach promocji, w różnych mediach zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. z 2000 r. Nr 80, poz. 904 z późniejszymi zmianami).

Uczestnik konkursu automatycznie wyraża zgodę na publikację nagrodzonych, wyróżnionych i zauważonych utworów w pismach literackich, prasie lokalnej i na stronach internetowych organizatorów. Prace niespełniające wymogów regulaminowych nie będą oceniane

Organizator zastrzega sobie prawo do przerwania lub przedłużenia konkursu, a nawet od całkowitego odstąpienia od konkursu w razie wystąpienia przyczyn niezależnych od niego.

Dodatkowe informacje: tel. 18 2671364, e-mail Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

 

 

Plakat
Andrzej Dębkowski

 

„Rok z Tischnerem”

 

Pod koniec ubiegłego roku ukazała się książka „Rok z Tischnerem”, zredagowana przez Wojciecha Bonowicza (Wydawnictwo Znak). Jej publikacja została zaplanowana w kontekście nadchodzącego Roku ks. Tischnera 2025, ogłoszonego przez Senat RP z okazji 25. rocznicy śmierci filozofa.

Choć książka nie została wydana formalnie przez instytucję państwową, to jej pojawienie się jest bezpośrednio związane z obchodami Roku Tischnera – zarówno jako wyraz upamiętnienia, jak i próba ponownego wprowadzenia jego myśli do codziennego obiegu kulturalnego i duchowego.

„Rok z Tischnerem” jest pomyślany jako duchowy kalendarz – 365 myśli ks. Tischnera na każdy dzień roku. To forma doskonale odpowiadająca idei roku jubileuszowego: codzienna refleksja z Tischnerem jako praktyka pamięci, ale i duchowego wzrostu.

 

Książka Rok z Tischnerem, zredagowana przez Wojciecha Bonowicza, to nie tylko antologia tekstów jednego z najwybitniejszych polskich myślicieli XX wieku – ks. Józefa Tischnera – lecz również duchowy kalendarz, w którym każde z 365 dni roku zyskuje refleksję o charakterze egzystencjalnym, moralnym i religijnym. To dzieło szczególne, ponieważ z jednej strony syntetyzuje główne idee Tischnera, a z drugiej – wprowadza je w rytm codziennej lektury i kontemplacji. Wybór tekstów próbuje oddać zarówno filozoficzną głębię publikacji, jak i jej kompozycyjny zamysł oraz wartość dla współczesnego czytelnika.

Rok z Tischnerem wpisuje się w konwencję tzw. książek „na każdy dzień”, które zyskały popularność zwłaszcza w literaturze duchowej i filozoficznej (przykładami mogą być Myśli na każdy dzień Marka Aureliusza czy 365 dni z C.S. Lewisem). Bonowicz, będący biografem i interpretatorem myśli Tischnera, skomponował wybór w sposób umożliwiający odbiorcy codzienne spotkanie z fragmentem refleksji księdza-filozofa – czy to z jego pism naukowych, publicystyki, kazań, czy też bardziej osobistych wypowiedzi.

Ta forma nadaje lekturze rytm, który w naturalny sposób wiąże się z religijną duchowością i etyczną praktyką. Odbiorca nie zostaje przytłoczony objętością tekstu, lecz skłoniony do codziennego namysłu, refleksji, wewnętrznego dialogu. To konstrukcja wyraźnie zakorzeniona w idei „myślenia dla życia”, która była bliska Tischnerowi.

W centrum refleksji Tischnera pozostaje człowiek – jego wolność, sumienie, doświadczenie cierpienia i spotkania z drugim. W książce spotykamy fragmenty, które rozwijają jego kluczowe pojęcia, takie jak „filozofia dramatu”, „człowiek jako byt dialogiczny”, „wiara jako spotkanie” czy „nadzieja jako fundament etyki”. Tischner czerpie zarówno z fenomenologii (szczególnie inspiracji Husserlem i Lévinasem), jak i z filozofii dialogu (Buber, Ricoeur), ale potrafi przekształcić te wątki w język dostępny i głęboko zakorzeniony w polskiej duchowości.

Jego rozważania o cierpieniu – zwłaszcza w kontekście tzw. „filozofii dramatu” – prowadzą czytelnika do pytania nie tyle o sens cierpienia, ile o jego miejsce w relacji międzyludzkiej i relacji z Bogiem. W tym kontekście Tischner odchodzi od jednostronnej interpretacji teodycei i kieruje uwagę na to, jak człowiek odpowiada na cierpienie – własne i cudze.

Szczególne miejsce w książce zajmuje też problem nadziei – nie jako naiwnego optymizmu, ale jako postawy zakorzenionej w zaufaniu do świata, ludzi i Boga. Tischnerowska nadzieja jest trudna, wymagająca, ale bez niej nie sposób uczciwie żyć – ani w wymiarze prywatnym, ani wspólnotowym.

Jedną z największych zalet książki – i myśli Tischnera w ogóle – jest język. Tischner potrafił mówić o sprawach trudnych w sposób przejrzysty, często z humorem i ironią, ale nigdy banalizując temat. Jego styl to unikatowa mieszanina kaznodziejskiej klarowności, filozoficznej precyzji i literackiego wyczucia słowa. Bonowicz jako redaktor umiejętnie dobrał fragmenty, które najlepiej oddają ten styl – zarówno jego głębokość, jak i dostępność.

Znajdziemy tu zarówno skrócone fragmenty kazań góralskich, jak i myśli pochodzące z Etyki solidarności, Filozofii dramatu, czy Między Panem a Plebanem. Niezależnie od źródła, każde zdanie nosi znamię Tischnerowskiej autentyczności – tego, że filozofia nie jest dla niego spekulacją, lecz rozmową, która zaczyna się w życiu i do życia wraca.

Warto podkreślić rolę Wojciecha Bonowicza, który nie tylko wybrał teksty, ale także napisał znakomity wstęp wprowadzający. Bonowicz od lat zajmuje się Tischnerem, nie tylko jako badacz, ale również jako popularyzator jego myśli – prowadzi m.in. „Tischnerowskie rekolekcje”, pisze eseje, współtworzy festiwale. Dzięki temu jego wybór nie jest przypadkowy – to staranna kompozycja, która prowadzi czytelnika przez rok nie tylko z Tischnerem, ale i z samym sobą.

Bonowicz pełni tu funkcję nie tyle redaktora, co mistrza ceremonii – z wyczuciem wprowadza, selekcjonuje i rytmizuje narrację, tak by teksty korespondowały z porami roku, świętami, rytmem ludzkiego życia. To subtelna, ale znacząca obecność.

Rok z Tischnerem ukazuje się w czasie, gdy w przestrzeni publicznej brakuje głosu rozważnego, pogłębionego, a zarazem zakorzenionego w doświadczeniu wspólnoty. Tischner, mimo że zmarł 25 lat temu, wciąż przemawia z niezwykłą aktualnością – jego refleksje o solidarności, odpowiedzialności, dialogu i wolności są nie tylko teoretyczne, ale dotykają najgłębszych problemów współczesności: polaryzacji społecznej, zaniku zaufania, kryzysu autorytetów.

Książka pełni więc funkcję nie tylko duchowej lektury, ale też narzędzia etycznego samowychowania. Tischner nie daje gotowych recept, ale inspiruje do pytania: Jak być dobrym człowiekiem? Jak spotkać drugiego? Jak nie zgubić siebie w świecie hałasu i ideologii?

Rok z Tischnerem to książka wyjątkowa. Łączy w sobie piękno języka, głębię myśli i egzystencjalną mądrość. To nie tylko wybór tekstów ks. Józefa Tischnera – to swoista mapa duchowa, przewodnik po najważniejszych pytaniach ludzkiego życia, skomponowany tak, by czytelnik mógł w swoim tempie, dzień po dniu, mierzyć się z tym, co najważniejsze.

To książka, którą się nie tylko czyta – to książka, z którą się żyje. I choć Tischner w niej mówi, to jednocześnie nie przestaje słuchać – czytelnika, świata, Boga.

Andrzej Dębkowski