Ogólnopolska Konferencja Naukowa
„Rzeczy mające prawa do istnienia. Wokół Pamiętnika Stanisława Brzozowskiego” – Warszawa, 11.12.2021 roku
Zakład Historii Filozofii Polskiej działający na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego zaprasza pracowników naukowych oraz studentów i doktorantów do udziału w Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej „Rzeczy mające prawa do istnienia. Wokół Pamiętnika Stanisława Brzozowskiego”, która odbędzie się 11 grudnia 2021 roku na Uniwersytecie Warszawskim.
Pamiętnik to w dorobku Stanisława Brzozowskiego tekst szczególny. Jego wyjątkowe znaczenie jest spowodowane nie tylko tym, że powstawał w ciągu kilku ostatnich miesięcy życia jego autora, stanowiąc tym samym ważne (choć nie jedyne) świadectwo dróg myśli, na które Brzozowski wkraczał niedługo przed śmiercią. Pamiętnik to tekst szczególny także dlatego, że z jednej strony spotkały się w nim różne zagadnienia, które Brzozowski rozważał w całej swojej twórczości – może on zatem być uznany za tekst obrazujący skalę i rozmach jego zainteresowań i poszukiwań intelektualnych – z drugiej jednak strony powstawał w „czasie krytycznym”, momencie, w którym miało się dokonać istotne przesilenie w biografii twórczej autora. Świadczą o tym już pierwsze słowa Pamiętnika: „Niewątpliwie jest to dla mnie czas krytyczny: młodość przeszła doszczętnie i nastał czas, w którym nie wolno już zapowiadać, lecz trzeba dawać rzeczy mogące istnieć, mające chociażby pewne tylko prawa do istnienia”. Bezpośrednio jednak po tych słowach Brzozowski dodawał: „[…] jednocześnie coraz jaśniej występują wszystkie braki w przygotowaniu, wszystkie zaniedbania”.
W Pamiętniku Brzozowski wypowiada się zarówno na temat filozofii (filozofem jest ten, kto „myśli całokształtem swego moralnego doświadczenia”), jak i poezji (która „musi być pojmowana jako twórcza autodefinicja człowieka”); obszerne partie poświęcone studiowanej wówczas wnikliwie przez Brzozowskiego literaturze angielskiej spotykają się w tym dziele z fragmentami poświęconymi literaturze francuskiej czy rosyjskiej; sąsiadują w nim ze sobą wypowiedzi dotyczące heglizmu i katolicyzmu; wreszcie, autor Pamiętnika jest stale zainteresowany najnowszymi zjawiskami w kulturze polskiej, której przygląda się z oddalenia, a zarazem poddaje namysłowi własną biografię i formację. Interdyscyplinarność tego tekstu powinna prowadzić do interdyscyplinarności poświęconej mu konferencji naukowej. Do udziału w niej zapraszamy przedstawicieli różnych dyscyplin: filozofów, literaturoznawców (badających zarówno literaturę polską, jak i literatury innych narodów), kulturoznawców, historyków, teologów, badaczy myśli politycznej i społecznej oraz przedstawicieli innych dyscyplin, którzy sięgają do dorobku Stanisława Brzozowskiego. Organizatorzy nie chcą ograniczać zakresu problematyki, która może zostać podjęta w zgłaszanych referatach – chcemy jedynie, aby wystąpienia nawiązywały do kręgu zagadnień rozważanych przez Brzozowskiego na kartach pisanego przed jego śmiercią dzieła, przyczyniając się tym samym do lepszego zrozumienia tego ważnego dla polskiej kultury tekstu.
Zainteresowanych uczestnictwem w konferencji zapraszamy do zgłaszania tematów wystąpień oraz jednostronicowych abstraktów. Zgłoszenia wraz z abstraktami (zawierające także podstawowe dane kontaktowe oraz afiliację) można wysyłać do 7 listopada 2021 roku na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.. Najpóźniej do 10 listopada zostanie ogłoszona informacja o zakwalifikowaniu zgłoszeń do udziału w konferencji, a uczestnikom zostanie wysłany wstępny program wydarzenia. Uczestnictwo w konferencji jest bezpłatne. Organizatorzy zamierzają zorganizować ją w trybie stacjonarnym, dopuszczają jednak także formę hybrydową lub wyłącznie zdalną – decyzja w tej sprawie zostanie podjęta bezpośrednio przed wydarzeniem i będzie uwzględniała sytuację związaną z pandemią COVID-19. Organizatorzy dołożą starań, aby ukazała się publikacja pokonferencyjna zawierająca artykuły powstałe na podstawie wygłoszonych referatów.
Współorganizatorem konferencji jest Koło Naukowe Myśli Emancypacyjnej. Wydarzenie zostało objęte patronatem medialnym przez kwartalnik filozoficzny „Kronos” oraz „Rocznik Historii Filozofii Polskiej”.
Komitet Organizacyjny
Jerzy Lengauer
Duch pani Crowl
Historie o nadprzyrodzonych zjawiskach, które wcześniej ukazywały się jedynie w angielskich czasopismach, zostały zebrane pół wieku po śmierci Josepha Sheridana Le Fanu przez innego wielkiego autora niesamowitych opowieści, Montague’a Rhodesa Jamesa. Mniej więcej sto lat później w Polsce ukazał się ponownie ten sam zbiór opowiadań. Oprócz przedmowy autorstwa M. R. Jamesa, każde opowiadanie uzupełniono dodaną pod tytułem krótką, składająca się co najwyżej z trzech wersów, notką o tym, gdzie i kiedy utwór został po raz pierwszy opublikowany. Dla wielbicieli prozy Le Fanu i czytelników mających skłonności bibliofilskie i literaturoznawcze są to z pewnością informacje niezwykle przydatne i cenne.
Około dwustustronicowy zbiór dwunastu opowiadań pisarz zapełnia rozmaitymi postaciami. Mnoży narratorów, potraja wręcz osoby, które są źródłem przedstawianych historii. W pierwszych czterech (i przedostatniej) opowieściach mamy narratora w pierwszej osobie, który opowiada zdarzenie z własnego życia sprzed kilkudziesięciu lat („Teraz to jestem stara, ale tamtej nocy, com przyjechała do Applewale House, miałam ino trzynaście roków”[1]; „Jakoś przed trzydziestu laty pewne dwie zamożne starsze panie posłały mnie do posiadłości w Lancashire (…). Miałem tam dokonać podziału skromnego majątku, obejmującego dwór z przyległymi ziemiami”[2]; „Zdarzenia, których byłem świadkiem, nie są warte opowiedzenia, a w każdym razie spisania. (…) Studiowałem medycynę”[3]), albo wszechwiedzącego trzecioosobowego („Testament pana Toby’ego”, „Dziecko, które odjechało z elfami”, „Wizja Toma Chuffa”). W „Białym kocie z Drumgunniol” i „Umowie sir Dominicka” występuje już dwójka narratorów. W krótkim wstępie do właściwej historii porte–parole w pierwszym opowiadaniu mówi o spotkaniu z byłym nauczycielem języka irlandzkiego, w drugim – z człowiekiem o ostrych rysach twarzy, oddaje im głos, jednak zachowuje sobie wyłączne prawo do przekazania opowieści czytelnikom („Zdarzyło mi się kiedyś, że będąc daleko od miasta, chciałem zbadać pewne irlandzkie teksty (…), polecono mi zwrócić się do pana Donovana”[4], „To od niego znam tę opowieść i w miarę możliwości postaram się ją powtórzyć jego słowami”[5]; „Wczesną jesienią 1838 roku musiałem udać się w pewnej sprawie na południe Irlandii”[6], „Ale mój dziadek był tu drzewiej kamerdynerem i nieraz żem słyszał opowieść o tym, jak sir Dominick odszedł z tego świata”[7].) Tym samym czytelnikowi przedstawia się jako pisarz sam Le Fanu oraz niejaki Dan Donovan i anonimowy staruszek z laską, którzy wydarzenia autorowi zrelacjonowali. Ciekawa sytuacja ma miejsce w „Opowieści o duchach z Chapelizod”. Pierwszoosobowy narrator snuje „trzy opowieści z rodzaju tych, które szczególnie dobre wrażenie robią czytane przy kominku w mroźną, zimową noc”[8] a każda z nich pochodzi sprzed co najmniej piętnastu lat. W opowiadaniu „Niegodziwy kapitan Walshawe z Wauling” taki sam rodzaj narratora przekazuje odbiorcom wydarzenia sprzed wielu lat, których świadkiem był jednak nie on, lecz jego wuj: „Mojemu wujowi, panu Watsonowi z Haddlestone, przydarzyła się raz dziwna rzecz. Żeby jednak opowieść ta była dla wszystkich zrozumiała, muszę zacząć od samego początku”[9]. Narrator Le Fanu kilkakrotnie podkreśla swoje zainteresowanie i znajomość wydarzeń, zdarzeń i historii, trafiających do niego bądź w dzieciństwie, bądź gdy t był już dorosłym. Tak jest z legendą o „Ultorze de Lacym”: „Za młodu poznałem całe mnóstwo irlandzkich, rodzinnych opowieści, w których większą lub mniejszą rolę odgrywają siły nadprzyrodzone”[10], gdzie w zasadzie już na początku pierwszoosobowa narracja zmienia się na trzecioosobową. Ale i tu historia została opowiedziana pisarzowi przez kogoś innego, wiele lat wcześniej. Żeby nieco skomplikować źródło przekazu, a może paradoksalnie uwiarygodnić, wspomina o osobistych związkach: „Historię tę opowiedziała mi w 1821 r. panna Croker z Ross House, wówczas prawie siedemdziesięciolatka, która znała Alice de Lacy jako siostrę Agnes, zakonnicę po ślubach”[11]. Majstersztykiem pisarskim zaczyna z kolei Le Fanu ostatnie opowiadanie ze zbioru („Opowieści z Lough Guir”). Pisarz przedstawia sam siebie w trzeciej osobie i uzasadnia rzetelność oraz wiarygodność opisanych wydarzeń. Oznajmia już na wstępie, że opowieść nie jest fikcją, lecz stanowi przeżycia poznanej przez niego przed laty osoby: „Gdy autor tego opowiadania miał dwanaście albo trzynaście lat, poznał pannę Anne Baily z Lough Guir w hrabstwie Limerick”[12], „Oto opowieść panny Anne Baily o tym, jak zapadł się ten zamek”[13], a na dodatek w treści opowiadania pisarz na krótki moment oddaje jej pierwszoosobową narrację.
Bohaterów umieszcza w pięknym, dostojnym angloirlandzkim zamku skrytym w dzikim lesie nad urwistym zboczem; w starym zamczysku na wyspie na jeziorze; w stojących pośrodku terenu o charakterze parku wielkich i przestronnych, ryglowych dworach w stylu elżbietańskim, o spadzistych dachach, z czarnymi belkami w kratę, szczytach białych jak mleko, z oknami założonymi kratami, o szybach w kształcie rombów,; w starym malowniczym miasteczku z szeroką ulicą z solidnym chodnikiem, wyniosłymi kamienicami, starym kościołem z kryptą i wieżą pokrytą bujnym bluszczem, stromym mostem i dużym, starym młynem; w bardzo starej kamienicy o ponurym i tajemniczym wyglądzie, jednocześnie ekscytującym i przygnębiającym; w kamiennej chacie krytej gontem, z grubym kominem, kuchnią i sypialnią na parterze oraz poddaszem; w krytej strzechą chatynce o drzwiach ze zniszczonych desek; w małej ruderowatej chałupie, niewiele lepszej od szopy.
Oczywiście owe miejsca, budynki, budowle osadzone są w przepięknym i strasznym krajobrazie, który jednocześnie zachwyca, obezwładnia urokiem i przeraża, wzbudza trwogę. Emocje związane z widokami, często przesuwającymi się przed oczami podróżującego dyliżansem, są zwykle uzależnione od wieku, płci i statusu społecznego bohatera. Czasami za opisy przyrody odpowiada autor, który przedstawia obrazy współczesne sobie, a nie temu, który był świadkiem przekazywanych pisarzowi wydarzeń. Bez względu na to, czy pejzaż budzi grozę, czy olśniewa urodą, czytelnik podziwia tak właśnie wyrażoną przez Josepha Sheridana Le Fanu miłość i przywiązanie do ojczystej ziemi. Uczucie oddane malowniczymi opisami różnorodności krajobrazu Irlandii, tej stworzonej przez naturę, i tej będącej dziełem ludzkiej ręki. A pisarz szczególnie upodobał sobie ciemne, pozbawione życia aleje, zarośnięte niczym cmentarz trawą i chwastami, gdzieniegdzie przecięte wiatrołomami, przy których rosną dostojne, ogromne, grube drzewa. Zanim jednak dyliżans do nich dotrze, przejeżdża przez dzikie wrzosowiska, rozległe i czarne torfowiska, łąki porośnięte kolcolistem. Toczy się starym traktem, wąskimi drogami między wzgórzami porośniętymi wrzoścem, pod łańcuchami szarych skał, pożłobionych licznymi, romantycznymi wąwozami. Przejeżdża przez pagórkowate doliny o dzikim i ponurym charakterze, mija prastare topole o białawych, pobrużdżonych pniach.
U krańca dróg czeka bohatera spotkanie z postaciami realnymi, często krewnymi, zwykle przedstawionymi z imienia i nazwiska, tytułu. Są to ciotka – ochmistrzyni, pokojówka, wyglądająca jak nieboszczyk pani Crowl, upośledzony Richard zwany Dickonem, łagodny, marzycielski nauczyciel języka irlandzkiego, kuzyn Tom Ludlow, który studiował medycynę, ale wybrał Kościół, panna Anne Baily, przedstawicielka niezwykle starego i zacnego rodu. Nie wszyscy jednak bohaterowie i narratorzy podróżują. W opowiadaniach Le Fanu znajdujemy wiele postaci, których historie toczą się na miejscu. Tam narrator w trzeciej osobie przedstawia czytelnikowi: braci Scroope’a i Charliego Marstonów, wdowę – matkę czworga dzieci Moll Ryan, łobuza Larkina, zakrystianina Boba Martina, Petera Briena, utrzymywanego przez babkę od dwudziestu lat, odkąd osierociał, kapitana Jamesa Walshawe’a, który nigdy nie awansował w armii na ten stopień, pijaka Toma Chuffa.
Jak wiadomo, literatura grozy nie może czerpać jedynie z ponurych czy nawet przerażających krajobrazów, bądź niesympatycznych, oziębłych, okrutnych osób, bo one wyłącznie pomagają budować nastrój niepokoju, powodują lekki dreszcz emocji. Prawdziwy strach, trwogę i zgrozę wzbudzają zdarzenia i postaci ze świata, którego czytelnik nie pojmuje umysłem. Ich katalog jest u Le Fanu całkiem obszerny: zwłoki wyciągające rozcapierzone ręce i grożące trzynastolatce; towarzyszący spadkobiercy duch starego dziedzica, a na dodatek pojawiający się duży, wychudzony buldog, który „okrążał ich prędko w dużej odległości, niczym piekielny pies w «Fauście»„[14] albo leżał na grobie jego ojca, a jego pysk „był uderzająco podobny do gniewnej, mopsiej twarzy ojca”[15]; duch dziedzica dotykający rękoma grzbietu zwierzęcia, które zawsze następnego dnia zapadało na chorobę, a niedługo potem zdychało; malutcy służący o ostrych rysach, ziemistej cerze, małych, niespokojnych oczach i twarzach tak przebiegłych i złośliwych, że dzieci przebiegał dreszcz; banshee – posłaniec śmierci o postaci kota; przeklęty portret starca o obliczu złowrogim i złowróżbnym, wpijającego wzrok w śniących; zjawa o czaszce z ziejącym czarnym i postrzępionym otworem; kolumna żołnierzy maszerujących bezgłośnie przez przeniesione w czasie miasteczko; gasidło zamieniające się w człowieka o lilipucich rozmiarach; czart o postaci przystojnego młodzieńca; zmarli, którzy gwiżdżąc, sprowadzają żyjących do świeżo wykopanych grobów; czarodziej z wyspy na jeziorze; oczywiście elfy i rozwiewające się postacie.
Ze wszystkich tych elementów: różnorodnie skonstruowanych narracji, rzeczywistych ludzi i postaci o cechach nadprzyrodzonych, ponurych budowli i posępnych krajobrazów, a także – niezbędnych przecież – wyrazów dźwiękonaśladowczych Le Fanu stworzył niezwykle poczytne wśród swych współczesnych opowiadania, stanowiące jedną z najważniejszych składowych dziewiętnastowiecznej literatury grozy, zaś potomnym udowodnił, że sięganie do nich nie będzie domeną tylko literaturoznawców, lecz zdecydowanie poszerzy i umocni krąg miłośników gatunku ghost story, stając się jego podstawą także w dwudziestym pierwszym wieku.
Jerzy Lengauer
__________________
[1] [1] Joseph Sheridan Le Fanu, „Duch pani Crowl” w: „Duch pani Crowl, przeł. Marcin Dżdża, C&T, 2013, s. 7.
[2] Joseph Sheridan Le Fanu, „Diabelski Dickon”, op.cit., s. 55.
[3] Joseph Sheridan Le Fanu, „Niezwykłe zajścia przy Aungier Street”, op.cit., s. 87.
[4] Joseph Sheridan Le Fanu, „Biały kot z Drumgunniol”, op.cit., s. 75.
[5] Tamże, s. 76.
[6] Joseph Sheridan Le Fanu, „Umowa sir Dominicka”, op.cit., s. 152.
[7] Tamże, s. 155.
[8] Joseph Sheridan Le Fanu, „Opowieści o duchach z Chapelizod”, op.cit., s. 110.
[9] Joseph Sheridan Le Fanu, „Niegodziwy kapitan Walshawe z Wauling”, op.cit., s. 137.
[10] Joseph Sheridan Le Fanu, „Ultor de Lacy”, op.cit., s. 166.
[11] Tamże, s. 191.
[12] Joseph Sheridan Le Fanu, „Opowieści z Lough Guir”, op.cit., s. 206.
[13] Tamże, s. 208.
[14–15] Joseph Sheridan Le Fanu, „Testament pana Toby’ego”, op.cit., s. 30.
Czekamy na Wasze wiersze!
X Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. Feliksa Rajczaka
To będzie już 10. edycja Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Feliksa Rajczaka. Tegoroczna edycja odbędzie się ,,Pod honorowym patronatem Prezydenta Miasta Zduńska Wola”.
Konkurs organizujemy co trzy lata. Mogą wziąć w nim udział autorzy bez względu na przynależność do klubów, związków i stowarzyszeń twórczych, którzy ukończyli 16 lat.
Przelej na papier, to co Ci w duszy gra i dostarcz od 3 do 5 utworów poetyckich pocztą tradycyjną na adres: Miejski Dom Kultury w Zduńskiej Woli, pl. Wolności 26, 98-220 Zduńska Wola bądź drogą elektroniczną na adres:Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.z dopiskiem Konkurs F. Rajczaka. Tematyka utworów jest dowolna. – Jury konkursu, w skład którego wejdą znani w środowisku literackim poeci, oceni nadesłane utwory i przyzna laureatom nagrody pieniężne. Pula nagród wynosi 6 000 złotych – mówi Paweł Perdek, dyrektor Miejskiego Domu Kultury.
Ogłoszenie wyników oraz podsumowanie konkursu odbędzie się w listopadzie / grudniu 2021.
Każdy utwór wydrukuj w 3 egzemplarzach i oznacz godłem.
Do nadesłanych utworów prześlij kopertę opatrzoną tym samym godłem, w której znajdą się: imię i nazwisko autora prac, rok urodzenia – dotyczy osób niepełnoletnich, adres zamieszkania, adres e-mail, telefon kontaktowy.
Do przesyłki dołącz czytelnie podpisane oświadczenie (Zał. Nr 1 do Regulaminu), Regulamin Konkursu znajdziesz tutaj – Regulamin X Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Feliksa Rajczaka
Na Twoje utwory czekamy do 30 października. W przypadku wysyłki pracy konkursowej pocztą tradycyjną, decyduje data stempla pocztowego.
Czekamy na Twoje wiersze!
Kinga Młynarska
„189 dwójek” Renaty Blicharz
Na „189 dwójek” składa się trzysta siedemdziesiąt osiem wersów. To już całkiem spora przestrzeń, by opowiedzieć o świecie i człowieku.
Im bardziej oszczędna forma utworu, tym trudniej opisać pewne sprawy, wyrazić emocje, zawrzeć jakąś uniwersalną myśl. Renata Blicharz zdecydowała się na raczej nietypową konstrukcję wiersza – nałożyła na siebie rygor zaledwie dwóch wersów. Przyznam, że z dużą ciekawością wnikałam w ten świat poetycki – co też autorce uda się przekazać za pomocą tych kilku słów w jednym tekście?
Okazało się, że „dwójki” Blicharz to strzał w dziesiątkę. Nie dość, ze poetka buduje pewną opowieść za pomocą lirycznych migawek, to jeszcze pozostawia światło, tę wolną przestrzeń dla czytelnika (jakże potrzebną w książkach poetyckich!).
Kobiecy podmiot oprowadza nas po swoim świecie (wewnętrznym i zewnętrznym), a my czujemy się tu właściwie jak u siebie. Jestem zauroczona „dwójkami”. Ta książka sprawia, że od razu czujemy się związani z podmiotem lirycznym, z którą łączy nas m.in. miłość do książek czy fascynacja przyrodą.
Wiele miejsca autorka poświęca sprawom serca – mówi o miłości, potrzebie bliskości i akceptacji (także samego siebie). Oczywiście, tu relacja damo-męska jest tą dominującą. Poetka jednak zaskakuje sposobem, w jaki mówi o tej delikatnej przecież materii. Pojawiają się liryczne wyznania, skargi, pragnienia, tęsknota. Ciekawym pomysłem jest m.in. nieco humorystyczny dwugłos – wiersz i kontr-wiersz, zasadzające się na kontrastach:
Zabawa w niebo-piekło
Przeżywam z tobą niebo,
ale za to pójdę chyba do piekła.
Zabawa w piekło-niebo
Przeżywam z tobą piekło,
ale za to pójdę chyba do nieba.
Jak widać, ta poetycka zabawa wcale nie ma na celu nas rozśmieszyć. Ma nieco zniwelować ciężar, rozładować napięcie, stworzyć dystans. W pierwszym dystychu mamy podtekst erotyczny i symboliczną „karę” za namiętności, drugi natomiast to już obraz z zupełnie innej orbity. Tu kobieta, która być może jest ofiarą przemocy, a na pewno niespełnienia, przewiduje, podług znanego powiedzenia, że „nagrodą” za doczesne cierpienia będzie wstęp do nieba. W niezwykły sposób więc poetka łączy tu sacrum z profanum.
W „189 dwójkach” mamy zatem wszystkie odcienie poszczególnych uczuć. Jeśli o miłości – to nie tylko tej szczęśliwej, jeśli o zachwycie światem – to także i o strachu przed nim, jeśli o człowieku – to nie tylko tym pięknym, ale i słabym, itd., itp.
Sama poetka świetnie ujęła sposób w jaki i o czym pisze. Ten wiersz może stanowić swoistą charakterystykę poezji Blicharz:
„Opowieść”
Żeby wyrazić rozpacz
nie używam rozpaczy.
W świecie poetyckim tego tomu to sztuka jest wartością nadrzędną, bo jest tożsama z egzystencją w ogóle. Tu nie stoi żadna istota wyższa (podmiotem opiekuje się diabeł stróż), która czuwa nad ludźmi – oni sami mają odpowiednie narzędzia, by dbać o siebie, innych i to, co wokół. Przede wszystkim mają słowa, armie słów – a one posiadają wielką moc. „Grzechem ciężkim” jest marnotrawstwo:
Tyle pięknych słów
zostało przez nas zmarnowanych.
Podmiot wiele też wspomina i z reguły są to nostalgiczne wejrzenia w przeszłość, tęsknota za kimś lub za czymś, jak zwykle wielowymiarowe u Blicharz:
„Niezapomnienie”
Na kolanach zielone plamy od trawy
Szczęśliwy weekendowy wypad w dzieciństwo,
ale i patrzy w przyszłość. Tu i teraz zajmują ją m.in. rozważania o upływie czasu, przemijaniu, starzeniu się. Coraz częściej skarży się na jesień życia, na egzystencjalne bóle w stawach. Wyznaje:
coraz częściej odmawiają mi posłuszeństwa
myśli optymistyczne i nogi
(„Jesiennie II”)
Jednak tym, co trzyma podmiot przy życiu jest poezja. Kobieta otacza się książkami, żyje słowem i żyje w słowie.
Wiersze ze „189 dwójek” to krótkie impresje, luźne refleksje, komentarze dotyczące jakiegoś zagadnienia, złote myśli lub opisy czegoś/kogoś. W tej książce znajdziemy w zasadzie wszystko, o czym sami na co dzień rozmyślamy, tożsame z naszymi emocje, pragnienia, ale też lęki, poczucie niepewności czy choćby zwątpienie. A więc życie, to zwykłe, codzienne, odbija się w poezji Blicharz. Jednak opowiedziane w sposób niezwykły! Absolutnie, Blicharz znalazła cudowny sposób na wyrażenie tego, co jej w duszy gra.
Blicharz tryska humorem. Za pomocą rozmaitych gier słownych (aluzji, rozbijania związków frazeologicznych czy powiedzeń itp.) wprowadza elementy humorystyczne, przy czym teksty zupełnie nie tracą przy tym powagi przesłania. Wiele wierszy to tak naprawdę aforyzmy, które sobie zanotujemy gdzieś w kajeciku inspirujących cytatów, by potem móc sobie o nim spokojnie porozmyślać, podzielić z kimś bliskim. Blicharz ma talent do celnego ujmowania sedna jakiejś sprawy. Zwraca też uwagę na to, co może i nam przychodziło do głowy, ale potrafiliśmy ubrać tego w odpowiednie słowa. Sporo tu także refleksji zupełnie zaskakujących.
Kluczowe do odczytania „189 dwójek” będą wyobraźnia i wrażliwość. Blicharz sprawia ogromnie dużo radości swoimi komentarzami oraz opisami. Jej liryczne definicje odnoszą nas daleko poza tekst, w sferę marzeń i emocji, do świata tęsknoty, głębokich przeżyć, radosnych wspomnień i silnych pragnień. A trzeba przyznać, że poetka za pomocą kilku słów tworzy niezwykle pojemne metafory. Słowa uznania także za spójną konstrukcję tomu – wiersze są ułożone w sensowny sposób, wiele z nich ze sobą koresponduje, tworzą pewną opowieść. Nie zapominajmy także o diablo ważnej funkcji tytułów przy tak krótkich formach. I u Blicharz także ten element wykorzystany jest perfekcyjnie.
Autorka powołuje się na naszą wiedzę ogólną, codzienne doświadczenia, elementarne podstawy kultury. I można pomyśleć, że niektóre prozaiczne rekwizyty nie przystają poezji, a jednak pod piórem autorki zyskują drugie życie, stają się niezastąpionym trzonem konkretnych metafor czy porównań. I uważam, że to niebywała sztuka.
Jestem pod dużym wrażeniem poetyckiej umiejętności nazywania autorki. Blicharz wyłuskuje sedno poszczególnych kwestii i przedstawia nam to w sposób magiczny, jak np.:
„Tamten las”
Nocą odzywają się czasem w szafach
duchy ściętych drzew.
W tej książce wszystko jest materią ożywioną. Poetka pokazuje tym samym jak fascynujący jest świat wokół, ale i ten wewnątrz nas. Renata Blicharz ma ogromny dar do uliryczniania rzeczywistości. Jej wszechświat musi być zachwycający, czego daje nam zasmakować w „189 dwójkach”. W świecie poetyckim autorki „Pocztówki z bajki” wszystko zyskuje poetycki (oraz metafizyczny) wymiar. Zwykły spacer przemienia się w baśniową opowieść, noc zyskuje jeszcze większą głębię i aurę tajemnicy, a lot owadów pod światłem latarni to prawdziwy spektakl! Kimże jest zatem ten podmiot liryczny, który tak wiele widzi, słyszy, czuje i wszystko rozumie?
Chciałabym odłożyć „189 dwójek” na półkę z ulubionymi książkami. Ale to byłoby za daleko po nią sięgać. Zostawię ją przy sobie. Niech będzie zawsze blisko.
Kinga Młynarska
prof. Ignacy S. Fiut
Oskarżanie bezsilnej miłości
Tomik ten rozpoczyna się nawiązaniem do twórczości Stanisława Grochowiaka i jego rozumienia środków naszego świata, tzw. „miomośrodów”. Autorka, choć nie może w całości ogarnąć jakości uchwycić „puls w człowieku świata przyrody”, stara się skrupulatnie zatrzymać go w słowach i stojących za ich dyskursem obrazach, czyli uchwycić to, co nie ulega pełnemu unicestwieniu. Będąc niedaleko Augustowa ukazuje własne inspiracje tamtym krajobrazem, ale również inspiracje twórcze nim A. Kępińskiego i Cz. Miłosza. Opublikowane w tomiku wiersze są pisane głębią emocjonalną, ale i pamięcią, ukazując całe gamy światów artystycznych, które wynikają z jej refleksyjnego i emocjonalnego oglądu ogniskującego się w owym „mimośrodzie”.
Utwory Bożeny Boby-Dygi mają na celu reanimowanie żywotności uczuć miłości i ich ciągłych reaktywacji, która uchyla ich horyzonty inspiracyjne dla tych, którzy z atencją pochylają się nad naszym światem i jego podglebiem kulturowym, przesłonionym „patyną dziejów”. Wiersze odnoszą się Krakowa, jego historycznie ważnych elementów i ludzi, które w życiu codziennym odsyłane są w zapomnienie. Nie omieszkuje w tej historycznej perspektywie wytykać nam słabości charakteru, które domagają się nieustannego ćwiczenia z patriotyzmu, zwykłej uczciwości. Tak postawa dotyczy inspiracji poetyckich i szeroko rozumianej miłości między ludźmi. Rozpołowiona flaga ukazuje losy naszego społeczeństwa dążącego do jej scalenia, ale i rozwarstwienia. W wierszu pt. „Flaga” czytamy: politycznie jest być / białym lub czerwonym / tylko w centrum pruje się szew, zaś w mini-wierszu „Gimnastyka” – dodaje: wolę i pamięć jak mięśnie / oćwiczyć. Również odbywa autorka podróż mentalna po świecie, szczególnie miejsca wypoczynku, by zaobserwować, że jest to „raj dla starców”. Wykorzystuje metaforę „dziewczynka z zapałkami” do opisu własnych doświadczeń wirtualnych kochanej osoby, dzięki której ciągle rodzi się między nimi miłość.
Podejmuje także opis wewnętrznego dramatu „bycia poetą”, lokujący autora pomiędzy sukcesem i porażką. Uważa, iż smartfon to narzędzie komunikacyjnej odsyłające współczesny świat do średniowiecza. Ten nawrót pozwala jednak dokonywać eskalacji muzyki np. Händla, Haydna, Chopina i Moniuszki, podobnie jak kiedy oni robili podobnie. Nawet rozwój kulinarny powoduje pojawianie się słabych stron współczesnej konsumpcji, mieszczącej się pomiędzy obżarstwem, wegetarianizmem, postem.
Czas – w opinii poetki – ulega kumulacji i deformacji, co umożliwia oglądanie poetce nawet urodziny Jezusa, Adama i Ewą na obrazie Cranacha. Wydaje się, ze poetka rozszerza światy swoich wierszy poza granice możliwości, ale zaraz po tym pojawiają się ich nawroty jak w pandemii. Nieustannie doświadcza niepewności sytuacji i jutra, wieloznaczności wspomnień własnych, ale i ojca, siostry, jak również wielu przyjaciół. A jak jest naprawdę – o tym powinien rozstrzygnąć na swój sposób czytelnik.
prof. Ignacy S. Fiut
_______________
Bożena Boba-Dyga, „#mimośród”. Fundacja Duży Format, Warszawa 2021, s. 76.