prof. Ignacy S. Fiut
Ponowoczesna diagnoza poetycka
O tomiku poezji Szczęsnego Wrońskiego „Czas się weselić” można by napisać nie tylko recenzje, ale i esej na dziesięć stron, artykuł na dwadzieścia stron, i to by nie wyczerpało zawartości problemów w nim podniesionych. Zostaniemy jednak przy recenzji.
Żyjemy w czasach strachu i lęku powodowanych przez epidemię covid-19, ale i innych zagrożeń – np. katastrofy klimatycznej; i te problemy stanowią motywy przewodnie utworów w nim zamieszczonych. Konstruktywność leku, strachu i zwątpienia stanowią tu inspiracje twórcze Wrońskiego. Ale zanim przejdziemy do analizy całej zawartości, najpierw omówimy część ostatnią – „Czas się weselić”, która właściwie poświęcona jest żonie poety – Barbarze Wrońskiej i ich miłości, nieustannie rozwijanej i rekonstruowanej na nowo. Jest to właściwie przeczekiwanie zmiany na dobre w rozpadającym się świecie. Poeta sądzi, że nie unikniemy efektu cieplarnianego i chęci oczekiwania na zbawienie. Podejmuje także dylematy aniołów oraz „klatki” naszej wyobraźni. Zastanawia się nad owym „coś”, co popycha do tworzenia, a czemu towarzyszy „matka nadzieja”, stając się metaforą człowieka przypominającego galernika, nad którym czuwa obcość. Sądzi, że dla ludzi szczury stają się teraz przewodnikami, korona wirus zżera porządki świata i nawet łapie się „nobla tokarczuk”. Rozliczne marzenia o świecie z lat 70., które formułował św. Jan Paweł II rozpadają się w gruzy. Wojna z wirusem nabiera rozpędu, a jednym z jego przyczyn jest władza polityczna, której epidemia pozwala ukrywać własne kłamstwa oraz egoizm zbiorowy i indywidualny. Miłość traci swoją pierwotną ekstazę i należy mieć to na uwadze – walczyć o nią.
Poeta podejmuje rozmowy z ojcem, matką, bliskimi, których celem jest reanimacja czasu przeszłego, który odszedł bezpowrotnie i obserwuje zacieranie się dwóch rzeczywistości: tego, co było i mogłoby być. Przypomina, ze „gęsi kapitolińskie” i dzisiaj ostrzegają przed nowym pojawieniem się Hunów, bo uczciwość wyparowała ze współczesnego świata podobnie jak idealizm Platona z jego metafory jaskini naszego życia. Dlatego sens wiary i miłości rozpadł się i nie wiadomo jak go odtworzyć. Żyjemy w świecie „oksymoronu dziękczynnego” i wybieramy to, co nas popycha w niewiadome, czyli „samozadowolenie” prochu istnienia. Poezję przenika natomiast „francowata Nerwica””, czego wyrazem jest np. nienawiść do emigrantów i obcych. Poeta podejmuje rozmowę z Allanem Ginsbergiem o świecie pomiędzy dobrem i złem, gdzie rządzi: władca tego świat / robak świetlny / z dnia na dzień. Temu towarzyszy upadek etosu pisarza na rzecz pieniędzy i innych bonusów. Pisarze to psy – twardzi autor i przyrównuje ich do ścigających suk absolutu / gdy brak im absyntu.
Tomik Szczęsnego Wrońskiego jest właściwie jego osobistym przekrojem przez dziej literatury europejskiej, ale i próbą przekroczenia chaosu, który powstał w kulturze i sztuce postmodernistycznej. Przekroczenie to ma charakter typowo osobisty i powinno prowadzić do powstania nowego porządku aksjologicznego, restaurującego literaturę i sztukę po doświadczeniach postmodernistycznych. Ta nowa sztuka i literatura nie powinna mieć charakteru totalnego, zmierzającego do absolutnych rozstrzygnięć, mając na uwadze własne dzieje, ale też nie powinna tracić dążeń porządkujących, choćby nie-absolutystycznych. Artysta krakowski próbuje własnym przykładem dać taki sposób działania twórczego, choć nie wszyscy artyści maja takie ukochane i pomocne dusze jak jego żona Barbara.
prof. Ignacy S. Fiut
__________________
Szczęsny Wroński, Czas się weselić. Redakcja: Krzysztof Bielecki. Projekt graficzny: Tunia. Korekta: Małgorzata Strękowska-Zaremba. Ilustracje: Joanna Sendłak. Redakcja serii: Piotr Müldner-Nieckowski, Anna Nasiłowska, Małgorzata Karolina Piotrowska. Seria: Kolekcja Literacka, Seria II, tom XIII. Wydawca: Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział Warszawa, Warszawa 2021, s. 126.
Nominacje do IV edycji
Pomorska Nagroda Literacka „Wiatr od morza”
Za nami trzy edycje Pomorskiej Nagrody Literackiej. Ponad 1000 zgłoszonych kandydatur, co roku kilka nominacji i ogłoszenie laureatów podczas gali wręczenia Nagród.
W roku ubiegłym pandemia pokrzyżowała plany spotkania się w Centrum św. Jana, a ogłoszenie wyników odbyło się w niekonwencjonalnej formie on–line. Do grona laureatów Pomorskiej Nagrody Literackiej za rok 2019 dołączyli: Izabela Morska za książkę „Znikanie” w kategorii Literacka Książka Roku oraz prof. Józef Borzyszkowski i prof. Cezary Obracht–Prondzyński za monografię „Historia Kaszubów w dziejach Pomorza – tomy III–V„ w kategorii Pomorska Książka Roku. Nagrodę za Całokształt Twórczości otrzymał prof. Zenon Ciesielski, natomiast siostrzaną – Kaszubską Nagrodą Literacką uhonorowany został prof. dr hab. O. Adam Sikora.
Wraz z nowym rokiem ogłoszona została IV edycja Pomorskiej Nagrody Literackiej „Wiatr od morza”.
Samorząd Województwa Pomorskiego oraz Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Gdańsku po raz czwarty zaprosiły wydawnictwa, stowarzyszenia literackie, instytucje kultury, redakcje czasopism literackich, wyższe uczelnie humanistyczne, biblioteki i media do zgłoszenia kandydatur do Pomorskiej Nagrody Literackiej za rok 2020.
Na liście lektur wydanych w 2020 roku, które spełniły wymagania regulaminu nagrody, znalazło się przeszło 400 pozycji.
Jury Pomorskiej Nagrody Literackiej pracujące w składzie: prof. dr hab. Zbigniew Majchrowski, Bożena Orczykowska, Elżbieta Pękała, dr hab. Katarzyna Szalewska oraz Władysław Zawistowski na posiedzeniu 6 września 2021 ogłosiło nominacje do Pomorskiej Nagrody Literackiej za rok 2020 w dwóch kategoriach:
Literacka Książka Roku:
Tadeusz Dąbrowski, „Scrabble” (poezja) – Warszawa 2020, PIW
Dariusz Filar, „Szklanki żydowskiej krwi” (powieść), Gdańsk 2020, Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna
Antoni Pawlak, „Ale bez rozgrzeszenia” (poezja), Mikołów 2020, Instytut Mikołowski
Barbara Szczepuła, „W domu wroga” (reportaże), Sopot 2020, Wydawnictwo ARCHE
Pomorska Książka Roku:
Janusz Dargacz, „Od Sopotu po Stogi. Początki kąpielisk morskich w okolicach Gdańska (1800–1870)”, Gdańsk 2020, Muzeum Gdańska
Dorota Karaś, Marek Sterlingow, „Walentynowicz: Anna szuka raju”, Kraków 2020, Wydawnictwo Znak
Michał Ślubowski, „Czarownice mieszczki pokutnice: gdańskie szkice herstoryczne”, Gdańsk 2020, Wydawnictwo Marpress
„Wrzeszcz! Mikołaj Trzaska – autobiografia”, rozmawiają: Tomasz Gregorczyk, Janusz Jabłoński, Kraków 2020, Wydawnictwo Literackie
Pomorska Nagroda Literacka „Wiatr od morza” została ustanowiona przez Samorząd Województwa Pomorskiego w 2017 roku z okazji stulecia Odzyskania Niepodległości i dwudziestolecia powołania samorządu wojewódzkiego. Nagrodę przyznaje się autorom zamieszkałym i tworzącym na Pomorzu, bądź autorom dzieł w istotny sposób związanych z tematyką pomorską oraz za całokształt dokonań twórczych lub pracy na rzecz literatury, książki i czytelnictwa w roku poprzedzającym jej wręczenie. Miejsce publikacji książek nie ma znaczenia.
Nagroda jest przyznawana w trzech kategoriach:
Literacka Książka Roku – oceniane są utwory należące do szeroko rozumianej literatury pięknej: poezja, proza, reportaż literacki, esej, monografia, rozprawa krytyczno–literacka o wysokich wartościach estetycznych, a także scenariusz, utwór dramatyczny
Pomorska Książka Roku – oceniane są publikacje związane tematycznie z Pomorzem, zarówno literackie, jak i pochodzące z innych dziedzin piśmiennictwa: opracowania historyczne, monografie, biografie, studia regionalne, przewodniki, albumy, rozprawy naukowe
Całokształt pracy literackiej – oceniany jest dorobek pracy twórczej: jego wartość intelektualna, artystyczna, oddziaływanie krajowe, znaczenie dla regionu, dokonania w dziedzinach pozaliterackich: edukacji, życiu kulturalnym i społecznym oraz popularyzacji literatury, książki i czytelnictwa.
Jury nagrody:
prof. dr hab. Zbigniew Majchrowski – Przewodniczący Jury – literaturoznawca, krytyk literacki i teatrolog, członek Komitetu Nauk o Literaturze PAN.
Bożena Orczykowska – Zastępca dyrektora Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Josepha Conrada–Korzeniowskiego w Gdańsku, wieloletni pracownik biblioteki.
Elżbieta Pękała – redaktor, organizator i promotor czytelnictwa,
dr hab. Katarzyna Szalewska, prof. ndzw. UG – adiunkt na Uniwersytecie Gdańskim, autorka i współredaktorka książek naukowych,
Władysław Zawistowski – dyrektor Departamentu Kultury UMWP, poeta, pisarz, dramaturg, radiowiec
13 października 2021 r. w Teatrze Wybrzeże, na scenie Starej Apteki odbędzie się wieczór literacki z autorami wszystkich nominowanych książek, prezentujący nominowane pozycje. Rozmowę z autorami poprowadzi dyrektor WiMBP Gdańsk – Jarosław Zalesiński. Wstęp na wieczór literacki jest wolny, będą obowiązywały zapisy poprzez stronę internetową Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gdańsku.
Pomorską Nagrodę Literacką we wszystkich trzech kategoriach stanowi statuetka „Wiatr
od morza” oraz nagroda pieniężna.
Fundatorem nagrody jest Samorząd Województwa Pomorskiego.
Zwycięzcy w poszczególnych kategoriach zostaną wyłonieni podczas gali wręczenia Pomorskiej Nagrody Literackiej za rok 2020, która odbędzie się 27 października 2021 w Centrum Świętego Jana w Gdańsku. Na galę obowiązują zaproszenia. Więcej informacji o nagrodzie oraz wydarzeniach można przeczytać na stronie www.wbpg.org.pl
____________________
Szczegółowe informacje można uzyskać pod numerem telefonu:
58 301-48-11 w. 221 oraz 508-327-320
Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Gdańsku – Sekretarz Pomorskiej Nagrody Literackiej: Barbara Blacharska e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
prof. Stefan Bednarek
Wszystko, co najważniejsze
Niech mi będzie wybaczone wykorzystanie skradzionego tytułu. Nawet nie wiem, kto go użył po raz pierwszy. Może Ola Watowa w książce wspomnieniowej poświęconej tragicznemu losowi zgotowanemu Polakom przez bolszewickiego satrapę? A potem Robert Gliński, który osnuł wokół tych wspomnień wstrząsający film? Potem profesor Michał Kleiber, redagujący poważny magazyn opinii na temat najistotniejszych problemów współczesnego świata? W Internecie znajdzie się jeszcze wiele innych przypadków użycia tego zwrotu. Można chyba stwierdzić, że nalazła się ta fraza wśród „skrzydlatych słów” w naszym języku, mam więc prawo i ja z niej skorzystać, tym bardziej, że nie znajduję trafniejszego, a przy tym równie zwięzłego określenia zawartości ostatniego tomiku Elżbiety Śnieżkowskiej-Bielak Poliptyk sentymentalny.
Współczesna poezja często ucieka od problemów podstawowych i uniwersalnych, od pytań i sytuacji granicznych czy od refleksji nad wartościami najwyższymi, koncentrując się na wewnętrznym życiu podmiotu lirycznego lub na obserwacjach codzienności i tego, co powszednie, zwyczajne, można by rzec – mało poetyckie. W Poliptyku sentymentalnym Elżbieta Śnieżkowska-Bielak powraca do spraw ogólnych i najważniejszych, rzadziej dziś przywoływanych. To przede wszystkim one wypełniają tę formę określoną jako poliptyk, czyli całość złożoną z wielu części. Dodajmy, że tutaj całość ta składa się z trzynastu pomniejszych części – tryptyków i tetraptyków – te z kolei zawierają odpowiednio trzy lub cztery wiersze powiązane ze sobą motywem głównym. Mamy więc kilkadziesiąt tekstów poetyckich, samoistnych i odrębnych, ale powiązanych w zespoły tematyczne, a całość odnosi się do wszystkiego, co najważniejsze. Trudno ocenić, czy Poliptyk sentymentalny zawiera rzeczywiście wszystko, co najważniejsze. Zapewne nie, bo to kwestia indywidualnego wyboru i osobistej hierarchii wartości. Być może znajdą się czytelnicy, którzy do spraw najważniejszych zaliczyliby coś innego, zaś niektóre z poruszonych przez poetkę umieściliby poza swoimi preferencjami. Ta książka powstała jednak w określonym czasie, w naszym kręgu kulturowym i odwołuje się do doświadczeń historycznych członków polskiego społeczeństwa, można się więc spodziewać, że liczni jej czytelnicy odnajdą w niej także swoje problemy oraz przemyślenia i oceny zbliżone do własnych, jeśli nie identyczne. Na pewno też nie znajdą w niej rzeczy i spraw błahych, niezasługujących na namysł lub nieporuszających najczulszych strun emocjonalnych.
Trochę uwagi trzeba też poświęcić właśnie emocjonalności wpisanej w te wiersze, do czego prowokuje sama autorka, zapowiadając w tytule, iż jest to poliptyk sentymentalny. Najkrócej mówiąc sentyment to po prostu uczucie, emocja czy afekt. Przywołujemy te słowa często, bo stany emocjonalne należą do najważniejszych mechanizmów psychicznych i silnych motorów pobudzających całą naszą aktywność, zaś wybór słowa na nazwanie naszych emocji (a mamy w języku imponujący zbiór takich słów) zależy od rodzaju uczucia, jego natężenia, obiektu, ku któremu jest skierowane, okoliczności, które je wywołały. Mamy też duży wybór słów ściślej określających stany emocjonalne i precyzujących ich charakter i siłę – od łagodnej i ciepłej sympatii, przez nostalgię i tkliwość, przez wzruszenie i rozrzewnienie oraz gorącą i burzliwą namiętność, po szalony i niszczący afekt, gniew i rozpacz czy – wreszcie – melancholijną rezygnację lub wymodlone pocieszenie.
Jest jednak w polu znaczeniowym słowa „sentyment” także i taka odmiana emocji, która przywodzi na myśl jakąś bierność, letniość i konwencjonalność, spychającą uczuciowość ku powierzchownemu sentymentalizmowi i czułostkowości. Jak rozróżnić uczuciowość prawdziwą od imitowanej, głęboką od konwencjonalnej? Nie mam wątpliwości, że uczuciowość prawdziwa wyrasta z autentycznego przeżycia i wyraża się oryginalnym, własnym tonem; sentymentalizm korzysta ze słów cudzych, wyświechtanych i zbanalizowanych. W życiu codziennym spotykamy je aż nazbyt często. Coś jest „niesamowite”, „zabójcze”, „fantastyczne”, „przepiękne”, „szalone” lub „straszne” czy wręcz „masakryczne”. W prawdziwej poezji słów takich raczej nie spotkamy – emocja nie musi być nazwana wprost, a tym bardziej przy użyciu wytartego szablonu. Słowo powinno ją wywołać tak, by wybrzmiała w sposób zbliżony do intencji autorskiej (niekoniecznie identyczny!), ale żeby – poruszając uczucia –skłoniła do refleksji. O cierpieniu można na przykład napisać, że jest „potworne”, „niewyobrażalne” i „dojmujące”. Ale można opisać je także inaczej, np. zauważyć, że cierpienie „w słoneczny dzień / wcale nie jest mniejsze”. I zauważyć też, że „uczy przyjmować dobro”, a to wielka sztuka. Tak samo wielka, jak podjęcie próby zrozumienia sensu cierpienia. Niech za przykład posłuży Tryptyk o cierpieniu:
nie pytam już po co i dlaczego przyszło
wiem że jest trudnym darem
dzięki któremu mogę
zobaczyć z bliska zmęczone Oblicze Stwórcy
„Cierpienie w słoneczny dzień”
I to jest właśnie drugi sposób odróżnienia uczuć prawdziwych od sentymentalnej lub konwencjonalnej paplaniny. Uczucia są – owszem – pierwsze i najważniejsze, ale zamienić je w tworzywo poezji może tylko połączenie emocji z namysłem nad ich naturą, źródłami i rolą w naszym życiu, oswojenie ich, wyciągnięcie z nich wniosków i niekoniecznie akceptacja, bo trudno afirmować zło, a cierpienie jest przecież złem, ale pogodzenie się z nieuchronnym.
Wśród wielu spraw najważniejszych, a trudnych do zaakceptowania i nieuniknionych jest także, obok cierpienia, przemijanie i odchodzenie, ból zdrady, samotność, poczucie obcości wśród ludzi. Samotność ma różne oblicza i na różne sposoby nas dotyka. Dopada nas w codziennym zabieganiu i zapobiegliwej krzątaninie:
w środku świata
w tłumie zdarzeń
spotykamy nagle samotność
która realizuje autorski projekt
na nasze życie
„Kreatywni”
Ale też odgradza nas od siebie szklaną ścianą w domu (Za ścianą) i rozdziela zimowym mrozem, kiedy miłość gaśnie:
w domu co miał być ciepły
już kominek nie płonie
osobne są już myśli
i spojrzenia i dłonie
„Samotność”
Do najbardziej przejmujących należą w tym tomie strofy o samotności w chorobie, w szpitalnej sali, do której los wrzucił tych, co „zrównani cierpieniem / wśród obcych / samotni” (Równość), i którzy znajdują konsolację w modlitwie, odwiecznym lekarstwie na samotne cierpienie:
noc zasypia wśród szelestu modlitw
różaniec niczym życzliwa dłoń przyjaciela
ciągle jest w pobliżu
„Szpitalny czas”
Wśród spraw najważniejszych, które znalazły w Poliptyku sentymentalnym dobitny wyraz, trzeba wyróżnić dwa węzłowe sploty wyznaczające horyzont aksjologiczny utworów Elżbiety Śnieżkowskiej-Bielak. Jest to kompleks spraw polskich oraz sfera transcendentna, czyli – inaczej mówiąc – ojczyzna ziemska i ojczyzna niebieska. Przyjrzyjmy się im kolejno.
Niełatwo jest dziś mówić o ojczyźnie, ponieważ wydaje się, że wszystko już o niej powiedziano. Zadrukowano tony papieru i wygłoszono wszystkie możliwe poglądy na jej temat, począwszy od „polskości jako nienormalności” i „szkodliwym micie”, po bezwarunkową identyfikację z nią i afirmację wszystkiego, co polskie. A w pochwalnych hymnach na cześć ojczyzny jakże często brzmią tony fałszywe wznoszone przez „kupczyków” i „najpospolitsze szuje”, jak to przed laty zauważył Jan Kasprowcz. Jego niezapomniany wiersz o ojczyźnie przynosi ciągle aktualne nauki, a wśród nich i taką, by mówić o niej tonem osobistym, własnym i przedstawić taki jej obraz, którego nie przesłaniają furkoczące sztandary i usłyszeć jej oddech, którego nie zagłuszają fanfary itromtadrackie hasła. Za to zobaczyć ją z bliska, z własnej perspektywy i znaleźć z nią więź nieodświętną, a codzienną i tak bliską, jak jest to tylko możliwe. Pięknie wyraził to Tadeusz Peiper w wierszu napisanym po zakończeniu pierwszej wojny: „Była niegdyś od morza do morza, / dziś być musi od dłoni do dłoni”. Taki też nosi w sobie obraz ojczyzny podmiot liryczny w Tryptyku w trzech słowach – ojczyźnie:
moja Polska
w dwupokojowym mieszkaniu liczy pieniądze na remont
oddaje w sklepiku dwadzieścia groszy
gdy nie starczyło na chleb
…
jedzie do pracy zatłoczonym tramwajem
dzieli chleb sprawiedliwie
błogosławi dzieci
przebacza winowajcom
krwi nie żałuje
„Moja Polska”
Poruszający jest też Tryptyk paryski, w którym znane z przewodników najsłynniejsze elementy pejzażu miasta nad Sekwaną wzbudzają w poetce refleksję o trudnych dziejach kraju nad Wisłą i uświadamiają, że ojczyzna była wszędzie tam, gdzie wyroki historii rzucały Polaków, i że Paryż mówi także po polsku nie tylko do tych rodaków, którzy tam musieli się chronić w czasie zaborów, ale także do kogoś, kto mógł się wsłuchać w paryską polszczyznę dopiero po wyswobodzeniu ojczyzny z sowieckiego jarzma i poczuć, „żeś znad Niemna, żeś Polak, mieszkaniec Europy”.
i mojej Ojczyzny cząstkę nie byle jaką
tu znajduję i na sercu kładę
„Spóźniona kochanka”
I wreszcie – refleksja religijna, dotykająca naszych relacji z Bogiem. Przenika ona całość tej poezji, ale najwyraźniej widoczna jest w Tryptyku o kapliczkach, Tryptyku biblijnym, Tryptyku o przemijaniu oraz w zamykającym tom Tryptyku o miłości. Do polskiej ludowej pobożności nawiązuje Tryptyk o kapliczkach spotykanych na szlaku naszej ziemskiej wędrówki, pod którymi klęczą ludzie przynoszący tu „garść swej rozpaczy”, a Matka Boska z Dzieciątkiem „czuwają nad łanami / motylem i niebem”.
Bóg przechodząc przystanął
i westchnienie stłumił
i jasną łzę wzruszenia
ukradkiem uronił
„Wzruszenie”
Uwagę czytelnika zwraca też Tryptyk biblijny, w którym nawiązano do specyficznych, wprawdzie dobrze znanych, ale budzących niejednoznaczne refleksje i skłaniających do rewizji naszych przyzwyczajeń interpretacyjnych fragmentów Biblii, w których Bóg poddaje okrutnej próbie jego najlepszych, najwierniejszych i sprawiedliwych wyznawców. Z tej próby nie udało się wyjść zwycięsko żonie Lota, ale ją trzeba usprawiedliwić, bo przecież jest obowiązkiem kobiety dopatrzyć, czy wszystko zostało zostawione w porządku, bo przecież do niej należy troszczenie się o najmniejszy „okruszek siebie wszędzie tam / gdzie przyszło nam żyć”.
Do mężczyzn należą ważniejsze sprawy – muszą zdobywać „miasta i kraje, serca i ciała kobiet”. Ale Abraham i Hiob poddawani są próbie najtrudniejszej, bo próbie uległości. Obaj zdali egzamin z wierności i posłuszeństwa, a Pan ich nagrodził bogactwem i licznym potomstwem. Ale próba, jak zauważa autorka, nadal trwa. Izaak pozostaje z pytaniem, czy zrozumiał boską wolę, a Hiob pozostaje z obrazem utraconych dzieci, które przychodzą do niego w snach. Taką próbą jest chyba każde ludzkie życie. I chyba każdy z nas w pewnym momencie doznaje uczucia, że nasze dni „jak małe żaglowce / płyną do Wielkiej Przystani”. I każdy może powiedzieć jak autorka Oczekiwania:
stoję na brzegu
i czekam
na łódź która przeniesie mnie
tam
gdzie już tylko Światło i Słowo.
prof. Stefan Bednarek
_____________________________
Elżbieta Śnieżkowska-Bielak, Poliptyk sentymentalny. Oficyna Wydawnicza „Ston2”, Kielce 2021, s. 60.
Jerzy Stasiewicz
Czas w poezji Leszka Sobeczko
„Na dobre i na złe dni, dobra jest lektura wierszy”… Taką dedykacją opatrzył Leszek Sobeczko tom depresanty (Rybnik 2020), najnowszy zbiór swojej poezji, przysłany mi z końcem maja wraz z egzemplarzami: „Wytrycha” i „Wytryszka”. Jakież to słowa prawdziwe. Ale żeby omówić tom (ascetyczna czarna okładka z białym szkicem mniszka lekarskiego (mlecz) gubiącym latawce na wietrze) trzeba przytoczyć słów kilka o autorze. Urodził się w 1961 roku, a mieszka w Rydułtowach (ośrodku wydobycia węgla kamiennego „KWK Rydułtowy – Anna”, położonych na Górnym Śląsku w strefie przygranicznej z Czechami). Wraz z Adamem Markiem w lutym 2017 roku założył Wolną Inicjatywę Artystyczną – Wytrych w Rybniku. Inicjator magazynu artystycznego o tej samej nazwie (kwartalnik), gdzie pełni funkcję redaktora naczelnego. Pomysłodawca Biblioteczki Wytrycha i konkursu jednego wiersza im. Janiny Podlodowskiej. Członek ogólnopolskiej grupy Literycznej na Krechę. Czynny w życiu artystycznym i drukowany w wydaniach pokonkursowych, prasie, almanachach, magazynach, portalach internetowych. Opublikował dziesiątki autorskich pocztówek poetyckich. Prezentowany na antenie Polskiego Radia Katowice w Poczcie Poetyckiej pod redakcją Macieja Szczawińskiego. Debiutował w 2015 roku tomem wierszy pt. Nieautoryzowane.
desperanty – wydane w Biblioteczce Wytrycha tom 1. to całkowicie inny cykl liryków, rzadko spotykanych w polskiej literaturze. Już w samym zamyśle poświęconych… pamięci Henryka Myśliwca (1940-2014), teścia poety. Górnika z 33-letnim stażem, pracę rozpoczął w wieku 14 lat (oszukując kadry, że ma 16 lat). To już świadczy o człowieku, jego dojrzałości i odpowiedzialności za rodzeństwo w powojennym i wielonarodowym Śląsku, gdzie ordnung i pracowitość były modlitwą (paternoster), a niedziela dniem świętym z uczestnictwem we mszy. Przytoczę tutaj fragment posłowia „Opatrywanie (tekst do Leszka)” Kuby Strumienia napisanego ze znawstwem miejscowych realiów i rodzinnych powikłań w maratonie życia. Ale z pewnym udziwnieniem – może – charakterystycznym dla regionu szarego wszędobylskiego kurzu i familoków z czerwonej, brudnej cegły. Nie nawykłego do poetów (lekkoduchów patrzących w gwiazdy) tylko „chopów” solidnego fachu. A tu Leszek Sobeczko – mimo że twardo stąpający po ziemi – kreśli na wymiętym papierze kilka słów mowy wiązanej „poświęconych zmarłemu – jako dawka (przypisana) środków mających przynieść ulgę, pozwalających przez coś przejść, przejść do porządku dziennego nad stopniowym odchodzeniem i w końcu odejściem kogoś, z kim się wcześniej szło, wchodziło (jak) w dym, kto wychodził naprzeciw, komu różnie szło? (...) Naturalna kolej rzeczy – mówić o tym, co się stało, na co się zanosiło, co się zniosło, znosi, nosi. Pisanie jako recepta. Jeśli ma pomóc, to komu? Wskrzesić nie wskrzesi”.
Prawdą jest, że czas goi rany. Wymiatając z naszej świadomości szczegóły. To wiemy po... czasie. Ale przecież jest dzień dzisiejszy – niekończący się dzień – i trzeba go przeżyć. Jak? Leszek Sobeczko korzystając z doświadczenia życiowego i pokładów literatury od antyku po współczesność sięgnął głębi filozoficznej i wypełnił symboliką zestaw dwunastu tekstów opatrując całość prologiem i epilogiem. Mnie tutaj nasuwa się Iwaszkiewiczowska Mapa pogody z toposem emocjonalnych przeciwieństw: pochwała młodości, z jednoczesnym hołdem starości. Połączenie bytów (filozofia Cycerona). Każdy wybitny poeta dąży do równowagi intelektualne?! Powtarzam: dąży.
Przykład innego, starego poety, z tragicznym życiorysem czasów wojny i powojnia. Miałem zaszczyt podziwiać w pracowni profesora Mariana Molendy model w gipsie pomnika Jerzego Kozarzewskiego – jak żywy, a mistrz dopracowywał jeszcze detale – którego postać siedząca na ławeczce ma stanąć przed nyskim magistratem we wrześniu. Poeta Jerzy Kozarzewski – pisałem o tym już wielokrotnie – w wierszu „Egzekucja” przewidział swoje ocalenie. Nadmienię tylko: skazany dwukrotnie na śmierć za przynależność do Narodowych Sił Zbrojnych (Związek Jaszczurczy), nawiązanie łączności pomiędzy ośrodkami emigracyjnymi a krajem i organizację szlaku dla łączników. Ów liryk w rękach Juliana Tuwima na audiencji u prezydenta Bieruta miał moc przekonywującą i ułaskawiającą – 10 lat więzienia (prawo do comiesięcznych piętnastominutowych widzeń, listów i paczek bez dodatkowych zezwoleń). Życie w klatce wysokich, grubych murów i okratowanych, maleńkich okien to czas niekończącej się żałoby. U Leszka Sobeczko podzielonej na miesięcznice, wchodzące bezopornie w jego świat, który tutaj przywołam z każdego wiersza budującego rok, starając się o jak największą ścisłość. O esencję myśli zbitą w jedną całość bez kroju na zwrotki i utwory.
Z prologu: „Czas ma ręce / skrzyżowane, dotyka wszystkiego i nigdy mu dość”. – „Gotuje się we mnie zimny maj. / Pies za płotem / przez odsłonięte zęby recytuje wiersz. / Patrzy wilkiem, przestał szczekać. // Marznie we mnie gorący czerwiec. / Zoom x 4 – pośród dropów rozpoznaje w dziewczynce córkę, / jakiej już nie będzie. Młody kłos zboża, który jeszcze nic nie wie / o pętli księżyca, o historycznej dacie bitwy pod Grunwaldem, / czy smoleńskim drzewie. // Asfalt paruje / po gwałtownej lipcowej burzy. // Każda (...) krucha, jak chwila ostatniej niedzieli / sierpnia. Tężeje we mnie niewypowiedziane. / Ponoć głupców nie sieją – fałsz! Coraz więcej ich wokół, / jakby wiatr zdmuchnął z jednego zbędnego mlecza // cały plon. // Wczoraj czytałem z kręgów na wodzie / jak z papilarnych linii, / Pies podąża za ulotnym tropem / września. // Staje się ziemisty, a przecież jeszcze ubrany w kolory / październik. Przygasa odciskiem stopy na wodzie, / tuż przy brzegu, bo lęk pęta nogi. / Kto poznał strach, / jest zdolny zrobić wszystko. // listopad / rozpostarł skrzydła. (...) ubyło dusz (…) Największy kłopot z żywymi. Garść wspomnień / siną pręgą. / Gdyby odnaleziono grób, a w nim kości, całun, powróz / i czwarty gwóźdź, czy nie należało by przypuszczać, / że wymazał każdą z przypisywanych zdrad. // Pamięć umiera / i nic tego nie zatrzyma (…) w kolejny grudzień. Ofiara z Karpia ocieka / jak ość w gardle Ulissesa. // Tworzą(c), / scenariusze styczniowego rozdania / sztuką jest dostrzec intymność, / albo zaprzeczyć naturze. // Przyznaje się do skoliozy i plam / w życiorysie. Ciemna strona księżyca / nie jest moją sprawką. Lutowe pola / obsiadły gawrony, / nie czekają na odcięty / kawałek postronka. // Wraz z dotykiem marcowego słońca - / Zapragnął odejść, // Odpłynął w długą / kwietniową noc, / Na drzwiach /zawisł jak tabliczka. Trzeba mieć oparcie, / by grunt nie dostał skrzydeł. Pamiętaj / o nas, wspomnij, choć przez chwilę / dobre stare czasy. / Ostatni zjazd pod ziemię i lot sokoła. Kieliszek / wylewam za okno, za zdrowie, którego / już nie ma. Wyrzuty sumienia niech odejdą / z tymi, co codziennie przechodzą / wrotami do nieba. / O pył dbają wiatr i woda. / Wiatr / przegląda się w słowach. / Woda / gasi źrenice.”
Z epilogu: „Najtrudniej / podsumować, / Tuż przed wyrazami współczucia”.
Widzimy: owy cykl w strukturze i oddziaływaniu to poemat obliczony na kruszenie obojętności i szczerość przede wszystkim wobec samego siebie z żądłem niepogodzenia. „W krótkiej perspektywie dajemy się podpuścić, / na dłuższą jesteśmy... za ubodzy duchem”.
Niech to ponadczasowe wyznanie poety nie ugrzęźnie w naszej świadomości jako figura poetycka, a stanie się filozofią trwania z popiołem przeszłości tak naturalnym w naszym bycie.
Jerzy Stasiewicz
Spotkanie z autorkami książki „Herbstowie. Historia fabrykantów”
Wokół historii Herbstów. Prawdy, mity, konteksty
To nasze drugie podejście! Mamy nadzieję, że tym razem pandemia nie pokrzyżuje nam planów. We wrześniu rozpoczynamy cykl spotkań poświęconych rodzinie Herbstów oraz historii Łodzi widzianej przez pryzmat ich losów. Punktem wyjścia do rozważań będzie książka autorstwa Doroty Berbelskiej i Magdaleny Michalskiej-Szałackiej „Herbstowie. Historia fabrykantów” wydana przez Muzeum Sztuki w Łodzi i Muzeum Sopotu. Publikacja ta jest pierwszą biografią Herbstów, ale też przyczynkiem do poznania kultury życia codziennego Łodzi i Sopotu. Podczas spotkań zamierzamy rozwinąć wybrane tematy sygnalizowane w książce, m.in.: historia szpitala dziecięcego im. Anny Marii i sanatorium w Sokolnikach, dzieje Towarzystwa Górniczo-Przemysłowego „Saturn” w Czeladzi, życie mieszkańców Łodzi w czasach I i II wojny oraz dwudziestolecia międzywojennego, sopocki kurort, Sopot w Wolnym Mieście Gdańsku. Liczymy, że spotkania staną się platformą do dyskusji o historii Łodzi i rodziny Herbstów.
W pierwszym spotkaniu wezmą udział autorki książki: Dorota Berbelska i Magdalena Michalska-Szałacka. Poruszone zostaną zagadnienia związane z pracą nad biografią i powiązaniem jej z punktami zwrotnymi w życiu społeczno-politycznym oraz istotnymi wydarzeniami gospodarczymi. Biografia Herbstów traktowana jest bowiem nie tylko jako źródło wiedzy o ludziach, ale także o czasach, w których żyli. Przy okazji zaprezentujemy nowe, niewątpliwie wyjątkowe eksponaty, które w minionym roku zostały zakupione przez muzeum. Warto dodać, że zostały przywiezione wprost od… spadkobierców rodziny Herbstów!
15.09.2021, środa, godz. 17.00-18.00
Muzeum Pałac Herbsta, ul. Przędzalniana 72
Liczba miejsc ograniczona. Udział w spotkaniu możliwy wyłącznie po wcześniejszym dokonaniu rezerwacji: e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript., tel. 506 941 803 / 42 674 96 98 w. 35 (pn.-pt. 8:00-16:00).
Bilet: 1 zł
ks. Wacław Buryła
Wędrować czy pielgrzymować?
Życie ciągle jest podróżą, wędrowaniem. Zazwyczaj wędrujemy drogami, które są banalne, powtarzają się, w pewnym momencie stają się męczące. Droga do szkoły, droga do pracy, droga do sklepu, do lekarza, do kina czy teatru, na dyskotekę czy do kawiarni... Ale takie wędrowanie człowiekowi nie wystarcza. Są tacy, którzy chcą wędrować na inne kontynenty, do innych krajów, szukają miejsc bezludnych, może nawet jeszcze nieodkrytych. Ale są i tacy, którzy marzą o locie w Kosmos. Wszak człowiek to HOMO VIATOR – człowiek w drodze, podróżny, pielgrzym.
Współczesny człowiek lubi podróże. Tym bardziej, że dzisiaj nie musi przemieszczać się na piechotę, ma do dyspozycji różne środki lokomocji: samoloty, statki, pociągi, autobusy, samochody... A świat właściwie stoi otworem, stał się globalną wioską, zniknęło wiele granic. Każda podróż mieści w sobie jakąś tajemnicę, dużo obiecuje, kusi czymś nieznanym. Każda podróż daje szansę na ubogacenie siebie, poznanie kultury czy historii innych narodów, budzi zachwyt nad perfekcyjną konstrukcją wszechświata, zadziwia pięknem przyrody, ale także bogactwem duchowym ludzi, których spotykamy.
Niektórym wystarczy luksusowo urządzony hotelowy pokój, obfitość jedzenia, picie alkoholu czy innych napojów, basen, piaszczysta plaża... Tylko że wtedy chyba już nie można mówić o podróży, o wędrowaniu. Bo wtedy nie ma już ciekowości, głodu, jakiejś bliżej nieokreślonej tęsknoty, nie ma głębi. Ważne, żeby człowiek czegoś szukał, coś budował, żeby nie zgodził się na wygodną, leniwą stagnację, bo tak łatwo można stać się duchową skamieliną. W pewnym momencie można stać się zwyczajnym „posągiem”, jak żona Lota. Ona oglądała się wstecz, a ważniejsze jest patrzenie przed siebie, patrzenie w przyszłość.
Chyba najpiękniejszym rodzajem podróżowania – przynajmniej dla mnie – jest pielgrzymka. To nie jest zwyczajny wyjazd, wycieczka. Pielgrzymka to nie tylko wędrowanie po konkretnych miejscach, podziwianie architektury, pejzaży, to raczej odwiedzanie osób, wędrowanie po czyichś śladach, szukanie tych śladów. To czas sacrum, wchodzenia w Tajemnicę, dotykania Boga, szukania Boga, otwierania się na transcendencję. Człowiek, który ma poczucie swojej kruchości, ulotności, przemijania, ma potrzebę dotykania tego, co nieśmiertelne, wieczne. Taki człowiek ma potrzebę oddychania nie tylko doczesnością, sekundami, które znikają nie wiadomo kiedy – taki człowiek chce także oddychać wiecznością.
Wyjątkowym miejscem na mapie świata jest Ziemia Święta. Ta ziemia nie jest święta dlatego, że święci są ci, którzy na niej mieszkają (daleko im do świętości), ale dlatego, że sam Bóg ją wybrał (chyba nigdy nie będziemy wiedzieli: dlaczego), na niej mieszkał, dotykał jej swoimi nogami, a jeszcze bardziej sercem. Zatem nic dziwnego, że ci, którzy uwierzyli w Boga ucieleśnionego w Jezusie, tęsknią za tą ziemią, marzą o tym, żeby ją zobaczyć, dotknąć, żeby poczuć jej smak. Chrześcijanie pragną mieszkać (pomieszkać) na tej ziemi, przynajmniej przez kilka dni. Ta ziemia pomaga zrozumieć Jezusa, Jego Ewangelię, pomaga zrozumieć Boga. Byłoby cudownie, gdyby wszyscy chrześcijanie mogli odwiedzić Ziemię Świętą. Bo kiedy wraca się z takiej pielgrzymki, inaczej słyszy się Ewangelię, bardziej się ją rozumie. To pielgrzymowanie nie kończy się na kolorowych fotografiach, nie kończy się na niczym. Ono przenosi się na całe życie, na myśli, słowa i czyny. Przed wiekami tej ziemi dotykał Bóg w Osobie Jezusa. Teraz dotykają jej ludzie różnych narodowości. Dotykają różnych miejsc, a raczej te miejsca dotykają ich. To jest wzajemne przenikanie. Ludzie potrzebują tych miejsc, a te miejsca potrzebują tych ludzi. Tylko wtedy życie Jezusa będzie miało sens. Bo wędrowanie do Ziemi Świętej to zawsze podróż do źródła.
W Ziemi Świętej byłem już (dopiero) trzykrotnie. Za każdym razem byłem coraz bardziej zauroczony tymi miejscami, które ciągle oddychają historią i to tą najważniejszą: historią Boga i człowieka, ich znajomości, wzajemnych fascynacji, zakochania. Bo jeżeli tego nie ma w człowieku, wtedy szkoda czasu na wędrowanie po Ziemi Świętej. Przez tę historię nie wystarczy przejść, trzeba się w niej zanurzyć. Nie wystarczy zrobić sobie eleganckie selfie – trzeba stać się częścią tej historii.
Dzięki pandemii zauważyłem coś, czego nie widziałem przez wiele lat. Uświadomiłem sobie, że my jako chrześcijanie jesteśmy (zostaliśmy) adoptowani. Są takie dzieci (na świecie jest ich setki tysięcy, jeżeli nie miliony), które nie były chciane ani kochane, okradzione przed biologicznych rodziców z tego, co najważniejsze: z miłości. Te dzieci często marzą o tym, żeby ktoś je zauważył, zaakceptował, pokochał, stworzył im dom. Niektóre dzieci z tej grupy (niestety nie wszystkie) mają to szczęście, że ich marzenie się ucieleśni, ktoś otworzy przed nimi drzwi mieszkania i swoje serce. Ale po pewnym czasie zdarza się, że te dzieci dowiedzą się o tym, że zostały adoptowane i wtedy rodzi się w nich bunt, nawet agresja. Zaczynają nienawidzić tych, którzy ich pokochali, którzy dali im dom, troskę i wtedy zaczynają poszukiwać swoich biologicznych rodziców. W tej sytuacji mają wiele oczekiwań, myśli, wyobrażeń, nadziei, które najczęściej kończą się rozczarowaniem i bólem. Bo wtedy już świadomie odkrywają, że naprawdę nie są ani chciane, ani kochane. Takie sytuacje najczęściej kończą się albo depresją, albo samobójstwem. Mieli miłość, którą otrzymali, którą odrzucili, której nie potrafili docenić. Mieli wszystko, a wybrali NIC.
Wielu ludzi ochrzczonych zachowuje się właśnie w ten sposób. Zostali adoptowani, pokochani przez Boga, ale w pewnym momencie rodzi się w nich bunt, odrzucają Boga i Jego Miłość, wybierają pustkę. Na przestrzeni ostatnich lat tak straszliwie opustoszały polskie kościoły. Tak wielu ludzi znudziło się Bogiem i Jego Miłością. Bóg nie uczynił im żadnej krzywdy, więc tak trudno zrozumieć takie zachowania. Po odrzuceniu Boga pozostają już tylko wspomnienia i... przepaść. Albo powrót do tej porzuconej Miłości, wskoczenie w otwarte ramiona Ojca. Bo Bóg nigdy nie przestaje czekać. Bo Bóg nigdy nie przestaje kochać.
Pielgrzymka do Ziemi Świętej to dobry czas, żeby to zrozumieć. Pielgrzymka to ważny i dobry czas, najbardziej brzemienny w skutki. To czas intensywnego poszukiwania Kogoś, kto nas adoptował (dokonało się to w momencie, kiedy otrzymywaliśmy sakrament chrztu), czyli pokochał i to w sposób niepojęty, wręcz szalony. Na początku pielgrzymki zaczynamy rozumieć, że jesteśmy kochani. A na końcu pielgrzymki rozumiemy, że my sami też chcemy kochać. Pielgrzymowanie po Ziemi Świętej to czas pełniejszego, głębszego odnajdywania Boga, Który jest Miłością. To jest Miłość nakierowana na człowieka, na każdego z nas.
Kiedy człowiek to zrozumie, wtedy świat przewraca się do góry nogami... ze szczęścia.
Wymiernym owocem tego pielgrzymowania po Ziemi Świętej jest książka „Ciągle wierzę w Miłość. Wiersze z Ziemi Świętej”, którą odebrałem z drukarni. W tej książce, która właściwie jest albumem, mieszczą się fotografie z kolejnych pielgrzymek oraz wiersze trzech poetów: ks. Jerzego Szymika z Katowic, Jerzego Kaczmarka z Poznania i ks. Wacława Buryły z Krośnic. Ci poeci piszą niby o tym samym, wszak wędrują po tych samych miejscach, ale każdy robi to inaczej, bo każdy inaczej „widzi”, inaczej „czuje”. Jest to jakby „koncert” na trzy głosy. Myślę, że warto wczytać się i wpatrzyć w ten poetycki i fotograficzny „koncert”. Żeby zarazić się ich zachwytem. Żeby zatęsknić za Ziemią Świętą. Bo tylko tam można znaleźć to najważniejsze dla chrześcijanina źródło.
Książkę można nabyć u ks. Wacława Buryły, autora wierszy i wydawcy. Zamówienia można składać drogą mailową: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
ks. Wacław Buryła
prof. Ignacy S. Fiut
Poezja budząca przytomność
W swoim siódmym tomiku pt. „Przebudzenie” Eliza Segiet publikuje wiersze wcześniej zamieszczane na Facebooku, które układają się w kilka cykli. Wiodącym jest cykl dedykowany poetom, którzy otrzymali pokojową Nagrodę Nobla, np. Pablo OʼHiggins, Henrie Gunatant, Norman E. Borlaug, Abiy Ahmed Alie, Michaił S. Gorbaczow, Kim Dae-jung, Aristid Briand, Gustav Stresemann, Carlos Staverd Lamas, Adolf Perez Esqui vel, Liu Xiaobo, Ralph Bunche, Frederic Passy, ale i Antoniemu Kępińskiemu, Jolancie Misiewicz, Kindze Młynarskiej, czy Banksy’emu, Mundarowi Koorango, Heather Jansch, Gonҫalo Mabunndowi.
Głównym motywem tych utworów są przede wszystkim wartości, wśród których człowiek jest wartością najwyższą, a stosunkowi do każdej jednostki ludzkiej winni jesteśmy żywienie wolności, bez jakiejkolwiek segregacji, ale i postrzeganie życia bez rasistowskiego podejścia. Nie powinniśmy również nikogo nękać i przestrzegać wobec ludzi wszelkie prawa człowieka. Powinniśmy również hołdować zasadzie, że: „Miłość do ludzi / pozwala przetrwać”. Każdemu, nawet wrogowi, powinniśmy bezwarunkowo udzielać pomoc. Centralną wartością w stosunkach międzyludzkich jest pokój i dobro, a one pojawiają się wtedy, gdy kultywujemy sprawiedliwość, w której pojawia się miłość, pojednanie przebaczenie, które z kolei budują harmonie między różnorodnymi ludźmi. Podstawą pokoju jest bowiem brak przemocy, choć wolność słowa jest równie ważna.
Dobrze klimat tego tomiku poezji Segiet oddaje posłowie autorstwa Kingi Młynarskiej. „Tu wszystko – pisze Młynarska – zaczyna się i kończy na Człowieku. To on nosi w sobie olbrzymią moc. Jest odpowiedzialny za siebie, bliskich, ale też swoje otoczenie. Coraz wyraźniej wybrzmiewa w ostatnich książkach Segiet troska o środowisko i ogólnie sprawy ekologiczne oraz krytyka tzw. postępu technologicznego (który nas zjada). W „Przebudzeniu” poetka jedynie zarysowuje te kwestie, obwiniając ludzi o bezmyślne niszczenie planety, a mocniejszy akcent kładzie m.in. na siłę żywiołu i rozmaite niespodzianki, jakie mogą nas dopaść. Takie jak pandemia COVID-19, będąca przyczynkiem do rozważań o tym, co było, jest i będzie oraz szukaniem odpowiedzi na namnażające się pytania o sens istnienia, o wdzięczność, wartości, siłę ludzkiego charakteru itp.”
prof. Ignacy S. Fiut
_________
Eliza Segiet, „Przebudzenie”. Posłowie: Kinga Młynarska. Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o., Konin 2021, s. 84.