Kinga Młynarska
„189 dwójek” Renaty Blicharz
Na „189 dwójek” składa się trzysta siedemdziesiąt osiem wersów. To już całkiem spora przestrzeń, by opowiedzieć o świecie i człowieku.
Im bardziej oszczędna forma utworu, tym trudniej opisać pewne sprawy, wyrazić emocje, zawrzeć jakąś uniwersalną myśl. Renata Blicharz zdecydowała się na raczej nietypową konstrukcję wiersza – nałożyła na siebie rygor zaledwie dwóch wersów. Przyznam, że z dużą ciekawością wnikałam w ten świat poetycki – co też autorce uda się przekazać za pomocą tych kilku słów w jednym tekście?
Okazało się, że „dwójki” Blicharz to strzał w dziesiątkę. Nie dość, ze poetka buduje pewną opowieść za pomocą lirycznych migawek, to jeszcze pozostawia światło, tę wolną przestrzeń dla czytelnika (jakże potrzebną w książkach poetyckich!).
Kobiecy podmiot oprowadza nas po swoim świecie (wewnętrznym i zewnętrznym), a my czujemy się tu właściwie jak u siebie. Jestem zauroczona „dwójkami”. Ta książka sprawia, że od razu czujemy się związani z podmiotem lirycznym, z którą łączy nas m.in. miłość do książek czy fascynacja przyrodą.
Wiele miejsca autorka poświęca sprawom serca – mówi o miłości, potrzebie bliskości i akceptacji (także samego siebie). Oczywiście, tu relacja damo-męska jest tą dominującą. Poetka jednak zaskakuje sposobem, w jaki mówi o tej delikatnej przecież materii. Pojawiają się liryczne wyznania, skargi, pragnienia, tęsknota. Ciekawym pomysłem jest m.in. nieco humorystyczny dwugłos – wiersz i kontr-wiersz, zasadzające się na kontrastach:
Zabawa w niebo-piekło
Przeżywam z tobą niebo,
ale za to pójdę chyba do piekła.
Zabawa w piekło-niebo
Przeżywam z tobą piekło,
ale za to pójdę chyba do nieba.
Jak widać, ta poetycka zabawa wcale nie ma na celu nas rozśmieszyć. Ma nieco zniwelować ciężar, rozładować napięcie, stworzyć dystans. W pierwszym dystychu mamy podtekst erotyczny i symboliczną „karę” za namiętności, drugi natomiast to już obraz z zupełnie innej orbity. Tu kobieta, która być może jest ofiarą przemocy, a na pewno niespełnienia, przewiduje, podług znanego powiedzenia, że „nagrodą” za doczesne cierpienia będzie wstęp do nieba. W niezwykły sposób więc poetka łączy tu sacrum z profanum.
W „189 dwójkach” mamy zatem wszystkie odcienie poszczególnych uczuć. Jeśli o miłości – to nie tylko tej szczęśliwej, jeśli o zachwycie światem – to także i o strachu przed nim, jeśli o człowieku – to nie tylko tym pięknym, ale i słabym, itd., itp.
Sama poetka świetnie ujęła sposób w jaki i o czym pisze. Ten wiersz może stanowić swoistą charakterystykę poezji Blicharz:
„Opowieść”
Żeby wyrazić rozpacz
nie używam rozpaczy.
W świecie poetyckim tego tomu to sztuka jest wartością nadrzędną, bo jest tożsama z egzystencją w ogóle. Tu nie stoi żadna istota wyższa (podmiotem opiekuje się diabeł stróż), która czuwa nad ludźmi – oni sami mają odpowiednie narzędzia, by dbać o siebie, innych i to, co wokół. Przede wszystkim mają słowa, armie słów – a one posiadają wielką moc. „Grzechem ciężkim” jest marnotrawstwo:
Tyle pięknych słów
zostało przez nas zmarnowanych.
Podmiot wiele też wspomina i z reguły są to nostalgiczne wejrzenia w przeszłość, tęsknota za kimś lub za czymś, jak zwykle wielowymiarowe u Blicharz:
„Niezapomnienie”
Na kolanach zielone plamy od trawy
Szczęśliwy weekendowy wypad w dzieciństwo,
ale i patrzy w przyszłość. Tu i teraz zajmują ją m.in. rozważania o upływie czasu, przemijaniu, starzeniu się. Coraz częściej skarży się na jesień życia, na egzystencjalne bóle w stawach. Wyznaje:
coraz częściej odmawiają mi posłuszeństwa
myśli optymistyczne i nogi
(„Jesiennie II”)
Jednak tym, co trzyma podmiot przy życiu jest poezja. Kobieta otacza się książkami, żyje słowem i żyje w słowie.
Wiersze ze „189 dwójek” to krótkie impresje, luźne refleksje, komentarze dotyczące jakiegoś zagadnienia, złote myśli lub opisy czegoś/kogoś. W tej książce znajdziemy w zasadzie wszystko, o czym sami na co dzień rozmyślamy, tożsame z naszymi emocje, pragnienia, ale też lęki, poczucie niepewności czy choćby zwątpienie. A więc życie, to zwykłe, codzienne, odbija się w poezji Blicharz. Jednak opowiedziane w sposób niezwykły! Absolutnie, Blicharz znalazła cudowny sposób na wyrażenie tego, co jej w duszy gra.
Blicharz tryska humorem. Za pomocą rozmaitych gier słownych (aluzji, rozbijania związków frazeologicznych czy powiedzeń itp.) wprowadza elementy humorystyczne, przy czym teksty zupełnie nie tracą przy tym powagi przesłania. Wiele wierszy to tak naprawdę aforyzmy, które sobie zanotujemy gdzieś w kajeciku inspirujących cytatów, by potem móc sobie o nim spokojnie porozmyślać, podzielić z kimś bliskim. Blicharz ma talent do celnego ujmowania sedna jakiejś sprawy. Zwraca też uwagę na to, co może i nam przychodziło do głowy, ale potrafiliśmy ubrać tego w odpowiednie słowa. Sporo tu także refleksji zupełnie zaskakujących.
Kluczowe do odczytania „189 dwójek” będą wyobraźnia i wrażliwość. Blicharz sprawia ogromnie dużo radości swoimi komentarzami oraz opisami. Jej liryczne definicje odnoszą nas daleko poza tekst, w sferę marzeń i emocji, do świata tęsknoty, głębokich przeżyć, radosnych wspomnień i silnych pragnień. A trzeba przyznać, że poetka za pomocą kilku słów tworzy niezwykle pojemne metafory. Słowa uznania także za spójną konstrukcję tomu – wiersze są ułożone w sensowny sposób, wiele z nich ze sobą koresponduje, tworzą pewną opowieść. Nie zapominajmy także o diablo ważnej funkcji tytułów przy tak krótkich formach. I u Blicharz także ten element wykorzystany jest perfekcyjnie.
Autorka powołuje się na naszą wiedzę ogólną, codzienne doświadczenia, elementarne podstawy kultury. I można pomyśleć, że niektóre prozaiczne rekwizyty nie przystają poezji, a jednak pod piórem autorki zyskują drugie życie, stają się niezastąpionym trzonem konkretnych metafor czy porównań. I uważam, że to niebywała sztuka.
Jestem pod dużym wrażeniem poetyckiej umiejętności nazywania autorki. Blicharz wyłuskuje sedno poszczególnych kwestii i przedstawia nam to w sposób magiczny, jak np.:
„Tamten las”
Nocą odzywają się czasem w szafach
duchy ściętych drzew.
W tej książce wszystko jest materią ożywioną. Poetka pokazuje tym samym jak fascynujący jest świat wokół, ale i ten wewnątrz nas. Renata Blicharz ma ogromny dar do uliryczniania rzeczywistości. Jej wszechświat musi być zachwycający, czego daje nam zasmakować w „189 dwójkach”. W świecie poetyckim autorki „Pocztówki z bajki” wszystko zyskuje poetycki (oraz metafizyczny) wymiar. Zwykły spacer przemienia się w baśniową opowieść, noc zyskuje jeszcze większą głębię i aurę tajemnicy, a lot owadów pod światłem latarni to prawdziwy spektakl! Kimże jest zatem ten podmiot liryczny, który tak wiele widzi, słyszy, czuje i wszystko rozumie?
Chciałabym odłożyć „189 dwójek” na półkę z ulubionymi książkami. Ale to byłoby za daleko po nią sięgać. Zostawię ją przy sobie. Niech będzie zawsze blisko.
Kinga Młynarska
prof. Ignacy S. Fiut
Oskarżanie bezsilnej miłości
Tomik ten rozpoczyna się nawiązaniem do twórczości Stanisława Grochowiaka i jego rozumienia środków naszego świata, tzw. „miomośrodów”. Autorka, choć nie może w całości ogarnąć jakości uchwycić „puls w człowieku świata przyrody”, stara się skrupulatnie zatrzymać go w słowach i stojących za ich dyskursem obrazach, czyli uchwycić to, co nie ulega pełnemu unicestwieniu. Będąc niedaleko Augustowa ukazuje własne inspiracje tamtym krajobrazem, ale również inspiracje twórcze nim A. Kępińskiego i Cz. Miłosza. Opublikowane w tomiku wiersze są pisane głębią emocjonalną, ale i pamięcią, ukazując całe gamy światów artystycznych, które wynikają z jej refleksyjnego i emocjonalnego oglądu ogniskującego się w owym „mimośrodzie”.
Utwory Bożeny Boby-Dygi mają na celu reanimowanie żywotności uczuć miłości i ich ciągłych reaktywacji, która uchyla ich horyzonty inspiracyjne dla tych, którzy z atencją pochylają się nad naszym światem i jego podglebiem kulturowym, przesłonionym „patyną dziejów”. Wiersze odnoszą się Krakowa, jego historycznie ważnych elementów i ludzi, które w życiu codziennym odsyłane są w zapomnienie. Nie omieszkuje w tej historycznej perspektywie wytykać nam słabości charakteru, które domagają się nieustannego ćwiczenia z patriotyzmu, zwykłej uczciwości. Tak postawa dotyczy inspiracji poetyckich i szeroko rozumianej miłości między ludźmi. Rozpołowiona flaga ukazuje losy naszego społeczeństwa dążącego do jej scalenia, ale i rozwarstwienia. W wierszu pt. „Flaga” czytamy: politycznie jest być / białym lub czerwonym / tylko w centrum pruje się szew, zaś w mini-wierszu „Gimnastyka” – dodaje: wolę i pamięć jak mięśnie / oćwiczyć. Również odbywa autorka podróż mentalna po świecie, szczególnie miejsca wypoczynku, by zaobserwować, że jest to „raj dla starców”. Wykorzystuje metaforę „dziewczynka z zapałkami” do opisu własnych doświadczeń wirtualnych kochanej osoby, dzięki której ciągle rodzi się między nimi miłość.
Podejmuje także opis wewnętrznego dramatu „bycia poetą”, lokujący autora pomiędzy sukcesem i porażką. Uważa, iż smartfon to narzędzie komunikacyjnej odsyłające współczesny świat do średniowiecza. Ten nawrót pozwala jednak dokonywać eskalacji muzyki np. Händla, Haydna, Chopina i Moniuszki, podobnie jak kiedy oni robili podobnie. Nawet rozwój kulinarny powoduje pojawianie się słabych stron współczesnej konsumpcji, mieszczącej się pomiędzy obżarstwem, wegetarianizmem, postem.
Czas – w opinii poetki – ulega kumulacji i deformacji, co umożliwia oglądanie poetce nawet urodziny Jezusa, Adama i Ewą na obrazie Cranacha. Wydaje się, ze poetka rozszerza światy swoich wierszy poza granice możliwości, ale zaraz po tym pojawiają się ich nawroty jak w pandemii. Nieustannie doświadcza niepewności sytuacji i jutra, wieloznaczności wspomnień własnych, ale i ojca, siostry, jak również wielu przyjaciół. A jak jest naprawdę – o tym powinien rozstrzygnąć na swój sposób czytelnik.
prof. Ignacy S. Fiut
_______________
Bożena Boba-Dyga, „#mimośród”. Fundacja Duży Format, Warszawa 2021, s. 76.
prof. Ignacy S. Fiut
Ponowoczesna diagnoza poetycka
O tomiku poezji Szczęsnego Wrońskiego „Czas się weselić” można by napisać nie tylko recenzje, ale i esej na dziesięć stron, artykuł na dwadzieścia stron, i to by nie wyczerpało zawartości problemów w nim podniesionych. Zostaniemy jednak przy recenzji.
Żyjemy w czasach strachu i lęku powodowanych przez epidemię covid-19, ale i innych zagrożeń – np. katastrofy klimatycznej; i te problemy stanowią motywy przewodnie utworów w nim zamieszczonych. Konstruktywność leku, strachu i zwątpienia stanowią tu inspiracje twórcze Wrońskiego. Ale zanim przejdziemy do analizy całej zawartości, najpierw omówimy część ostatnią – „Czas się weselić”, która właściwie poświęcona jest żonie poety – Barbarze Wrońskiej i ich miłości, nieustannie rozwijanej i rekonstruowanej na nowo. Jest to właściwie przeczekiwanie zmiany na dobre w rozpadającym się świecie. Poeta sądzi, że nie unikniemy efektu cieplarnianego i chęci oczekiwania na zbawienie. Podejmuje także dylematy aniołów oraz „klatki” naszej wyobraźni. Zastanawia się nad owym „coś”, co popycha do tworzenia, a czemu towarzyszy „matka nadzieja”, stając się metaforą człowieka przypominającego galernika, nad którym czuwa obcość. Sądzi, że dla ludzi szczury stają się teraz przewodnikami, korona wirus zżera porządki świata i nawet łapie się „nobla tokarczuk”. Rozliczne marzenia o świecie z lat 70., które formułował św. Jan Paweł II rozpadają się w gruzy. Wojna z wirusem nabiera rozpędu, a jednym z jego przyczyn jest władza polityczna, której epidemia pozwala ukrywać własne kłamstwa oraz egoizm zbiorowy i indywidualny. Miłość traci swoją pierwotną ekstazę i należy mieć to na uwadze – walczyć o nią.
Poeta podejmuje rozmowy z ojcem, matką, bliskimi, których celem jest reanimacja czasu przeszłego, który odszedł bezpowrotnie i obserwuje zacieranie się dwóch rzeczywistości: tego, co było i mogłoby być. Przypomina, ze „gęsi kapitolińskie” i dzisiaj ostrzegają przed nowym pojawieniem się Hunów, bo uczciwość wyparowała ze współczesnego świata podobnie jak idealizm Platona z jego metafory jaskini naszego życia. Dlatego sens wiary i miłości rozpadł się i nie wiadomo jak go odtworzyć. Żyjemy w świecie „oksymoronu dziękczynnego” i wybieramy to, co nas popycha w niewiadome, czyli „samozadowolenie” prochu istnienia. Poezję przenika natomiast „francowata Nerwica””, czego wyrazem jest np. nienawiść do emigrantów i obcych. Poeta podejmuje rozmowę z Allanem Ginsbergiem o świecie pomiędzy dobrem i złem, gdzie rządzi: władca tego świat / robak świetlny / z dnia na dzień. Temu towarzyszy upadek etosu pisarza na rzecz pieniędzy i innych bonusów. Pisarze to psy – twardzi autor i przyrównuje ich do ścigających suk absolutu / gdy brak im absyntu.
Tomik Szczęsnego Wrońskiego jest właściwie jego osobistym przekrojem przez dziej literatury europejskiej, ale i próbą przekroczenia chaosu, który powstał w kulturze i sztuce postmodernistycznej. Przekroczenie to ma charakter typowo osobisty i powinno prowadzić do powstania nowego porządku aksjologicznego, restaurującego literaturę i sztukę po doświadczeniach postmodernistycznych. Ta nowa sztuka i literatura nie powinna mieć charakteru totalnego, zmierzającego do absolutnych rozstrzygnięć, mając na uwadze własne dzieje, ale też nie powinna tracić dążeń porządkujących, choćby nie-absolutystycznych. Artysta krakowski próbuje własnym przykładem dać taki sposób działania twórczego, choć nie wszyscy artyści maja takie ukochane i pomocne dusze jak jego żona Barbara.
prof. Ignacy S. Fiut
__________________
Szczęsny Wroński, Czas się weselić. Redakcja: Krzysztof Bielecki. Projekt graficzny: Tunia. Korekta: Małgorzata Strękowska-Zaremba. Ilustracje: Joanna Sendłak. Redakcja serii: Piotr Müldner-Nieckowski, Anna Nasiłowska, Małgorzata Karolina Piotrowska. Seria: Kolekcja Literacka, Seria II, tom XIII. Wydawca: Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział Warszawa, Warszawa 2021, s. 126.
Nominacje do IV edycji
Pomorska Nagroda Literacka „Wiatr od morza”
Za nami trzy edycje Pomorskiej Nagrody Literackiej. Ponad 1000 zgłoszonych kandydatur, co roku kilka nominacji i ogłoszenie laureatów podczas gali wręczenia Nagród.
W roku ubiegłym pandemia pokrzyżowała plany spotkania się w Centrum św. Jana, a ogłoszenie wyników odbyło się w niekonwencjonalnej formie on–line. Do grona laureatów Pomorskiej Nagrody Literackiej za rok 2019 dołączyli: Izabela Morska za książkę „Znikanie” w kategorii Literacka Książka Roku oraz prof. Józef Borzyszkowski i prof. Cezary Obracht–Prondzyński za monografię „Historia Kaszubów w dziejach Pomorza – tomy III–V„ w kategorii Pomorska Książka Roku. Nagrodę za Całokształt Twórczości otrzymał prof. Zenon Ciesielski, natomiast siostrzaną – Kaszubską Nagrodą Literacką uhonorowany został prof. dr hab. O. Adam Sikora.
Wraz z nowym rokiem ogłoszona została IV edycja Pomorskiej Nagrody Literackiej „Wiatr od morza”.
Samorząd Województwa Pomorskiego oraz Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Gdańsku po raz czwarty zaprosiły wydawnictwa, stowarzyszenia literackie, instytucje kultury, redakcje czasopism literackich, wyższe uczelnie humanistyczne, biblioteki i media do zgłoszenia kandydatur do Pomorskiej Nagrody Literackiej za rok 2020.
Na liście lektur wydanych w 2020 roku, które spełniły wymagania regulaminu nagrody, znalazło się przeszło 400 pozycji.
Jury Pomorskiej Nagrody Literackiej pracujące w składzie: prof. dr hab. Zbigniew Majchrowski, Bożena Orczykowska, Elżbieta Pękała, dr hab. Katarzyna Szalewska oraz Władysław Zawistowski na posiedzeniu 6 września 2021 ogłosiło nominacje do Pomorskiej Nagrody Literackiej za rok 2020 w dwóch kategoriach:
Literacka Książka Roku:
Tadeusz Dąbrowski, „Scrabble” (poezja) – Warszawa 2020, PIW
Dariusz Filar, „Szklanki żydowskiej krwi” (powieść), Gdańsk 2020, Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna
Antoni Pawlak, „Ale bez rozgrzeszenia” (poezja), Mikołów 2020, Instytut Mikołowski
Barbara Szczepuła, „W domu wroga” (reportaże), Sopot 2020, Wydawnictwo ARCHE
Pomorska Książka Roku:
Janusz Dargacz, „Od Sopotu po Stogi. Początki kąpielisk morskich w okolicach Gdańska (1800–1870)”, Gdańsk 2020, Muzeum Gdańska
Dorota Karaś, Marek Sterlingow, „Walentynowicz: Anna szuka raju”, Kraków 2020, Wydawnictwo Znak
Michał Ślubowski, „Czarownice mieszczki pokutnice: gdańskie szkice herstoryczne”, Gdańsk 2020, Wydawnictwo Marpress
„Wrzeszcz! Mikołaj Trzaska – autobiografia”, rozmawiają: Tomasz Gregorczyk, Janusz Jabłoński, Kraków 2020, Wydawnictwo Literackie
Pomorska Nagroda Literacka „Wiatr od morza” została ustanowiona przez Samorząd Województwa Pomorskiego w 2017 roku z okazji stulecia Odzyskania Niepodległości i dwudziestolecia powołania samorządu wojewódzkiego. Nagrodę przyznaje się autorom zamieszkałym i tworzącym na Pomorzu, bądź autorom dzieł w istotny sposób związanych z tematyką pomorską oraz za całokształt dokonań twórczych lub pracy na rzecz literatury, książki i czytelnictwa w roku poprzedzającym jej wręczenie. Miejsce publikacji książek nie ma znaczenia.
Nagroda jest przyznawana w trzech kategoriach:
Literacka Książka Roku – oceniane są utwory należące do szeroko rozumianej literatury pięknej: poezja, proza, reportaż literacki, esej, monografia, rozprawa krytyczno–literacka o wysokich wartościach estetycznych, a także scenariusz, utwór dramatyczny
Pomorska Książka Roku – oceniane są publikacje związane tematycznie z Pomorzem, zarówno literackie, jak i pochodzące z innych dziedzin piśmiennictwa: opracowania historyczne, monografie, biografie, studia regionalne, przewodniki, albumy, rozprawy naukowe
Całokształt pracy literackiej – oceniany jest dorobek pracy twórczej: jego wartość intelektualna, artystyczna, oddziaływanie krajowe, znaczenie dla regionu, dokonania w dziedzinach pozaliterackich: edukacji, życiu kulturalnym i społecznym oraz popularyzacji literatury, książki i czytelnictwa.
Jury nagrody:
prof. dr hab. Zbigniew Majchrowski – Przewodniczący Jury – literaturoznawca, krytyk literacki i teatrolog, członek Komitetu Nauk o Literaturze PAN.
Bożena Orczykowska – Zastępca dyrektora Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Josepha Conrada–Korzeniowskiego w Gdańsku, wieloletni pracownik biblioteki.
Elżbieta Pękała – redaktor, organizator i promotor czytelnictwa,
dr hab. Katarzyna Szalewska, prof. ndzw. UG – adiunkt na Uniwersytecie Gdańskim, autorka i współredaktorka książek naukowych,
Władysław Zawistowski – dyrektor Departamentu Kultury UMWP, poeta, pisarz, dramaturg, radiowiec
13 października 2021 r. w Teatrze Wybrzeże, na scenie Starej Apteki odbędzie się wieczór literacki z autorami wszystkich nominowanych książek, prezentujący nominowane pozycje. Rozmowę z autorami poprowadzi dyrektor WiMBP Gdańsk – Jarosław Zalesiński. Wstęp na wieczór literacki jest wolny, będą obowiązywały zapisy poprzez stronę internetową Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gdańsku.
Pomorską Nagrodę Literacką we wszystkich trzech kategoriach stanowi statuetka „Wiatr
od morza” oraz nagroda pieniężna.
Fundatorem nagrody jest Samorząd Województwa Pomorskiego.
Zwycięzcy w poszczególnych kategoriach zostaną wyłonieni podczas gali wręczenia Pomorskiej Nagrody Literackiej za rok 2020, która odbędzie się 27 października 2021 w Centrum Świętego Jana w Gdańsku. Na galę obowiązują zaproszenia. Więcej informacji o nagrodzie oraz wydarzeniach można przeczytać na stronie www.wbpg.org.pl
____________________
Szczegółowe informacje można uzyskać pod numerem telefonu:
58 301-48-11 w. 221 oraz 508-327-320
Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Gdańsku – Sekretarz Pomorskiej Nagrody Literackiej: Barbara Blacharska e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
prof. Stefan Bednarek
Wszystko, co najważniejsze
Niech mi będzie wybaczone wykorzystanie skradzionego tytułu. Nawet nie wiem, kto go użył po raz pierwszy. Może Ola Watowa w książce wspomnieniowej poświęconej tragicznemu losowi zgotowanemu Polakom przez bolszewickiego satrapę? A potem Robert Gliński, który osnuł wokół tych wspomnień wstrząsający film? Potem profesor Michał Kleiber, redagujący poważny magazyn opinii na temat najistotniejszych problemów współczesnego świata? W Internecie znajdzie się jeszcze wiele innych przypadków użycia tego zwrotu. Można chyba stwierdzić, że nalazła się ta fraza wśród „skrzydlatych słów” w naszym języku, mam więc prawo i ja z niej skorzystać, tym bardziej, że nie znajduję trafniejszego, a przy tym równie zwięzłego określenia zawartości ostatniego tomiku Elżbiety Śnieżkowskiej-Bielak Poliptyk sentymentalny.
Współczesna poezja często ucieka od problemów podstawowych i uniwersalnych, od pytań i sytuacji granicznych czy od refleksji nad wartościami najwyższymi, koncentrując się na wewnętrznym życiu podmiotu lirycznego lub na obserwacjach codzienności i tego, co powszednie, zwyczajne, można by rzec – mało poetyckie. W Poliptyku sentymentalnym Elżbieta Śnieżkowska-Bielak powraca do spraw ogólnych i najważniejszych, rzadziej dziś przywoływanych. To przede wszystkim one wypełniają tę formę określoną jako poliptyk, czyli całość złożoną z wielu części. Dodajmy, że tutaj całość ta składa się z trzynastu pomniejszych części – tryptyków i tetraptyków – te z kolei zawierają odpowiednio trzy lub cztery wiersze powiązane ze sobą motywem głównym. Mamy więc kilkadziesiąt tekstów poetyckich, samoistnych i odrębnych, ale powiązanych w zespoły tematyczne, a całość odnosi się do wszystkiego, co najważniejsze. Trudno ocenić, czy Poliptyk sentymentalny zawiera rzeczywiście wszystko, co najważniejsze. Zapewne nie, bo to kwestia indywidualnego wyboru i osobistej hierarchii wartości. Być może znajdą się czytelnicy, którzy do spraw najważniejszych zaliczyliby coś innego, zaś niektóre z poruszonych przez poetkę umieściliby poza swoimi preferencjami. Ta książka powstała jednak w określonym czasie, w naszym kręgu kulturowym i odwołuje się do doświadczeń historycznych członków polskiego społeczeństwa, można się więc spodziewać, że liczni jej czytelnicy odnajdą w niej także swoje problemy oraz przemyślenia i oceny zbliżone do własnych, jeśli nie identyczne. Na pewno też nie znajdą w niej rzeczy i spraw błahych, niezasługujących na namysł lub nieporuszających najczulszych strun emocjonalnych.
Trochę uwagi trzeba też poświęcić właśnie emocjonalności wpisanej w te wiersze, do czego prowokuje sama autorka, zapowiadając w tytule, iż jest to poliptyk sentymentalny. Najkrócej mówiąc sentyment to po prostu uczucie, emocja czy afekt. Przywołujemy te słowa często, bo stany emocjonalne należą do najważniejszych mechanizmów psychicznych i silnych motorów pobudzających całą naszą aktywność, zaś wybór słowa na nazwanie naszych emocji (a mamy w języku imponujący zbiór takich słów) zależy od rodzaju uczucia, jego natężenia, obiektu, ku któremu jest skierowane, okoliczności, które je wywołały. Mamy też duży wybór słów ściślej określających stany emocjonalne i precyzujących ich charakter i siłę – od łagodnej i ciepłej sympatii, przez nostalgię i tkliwość, przez wzruszenie i rozrzewnienie oraz gorącą i burzliwą namiętność, po szalony i niszczący afekt, gniew i rozpacz czy – wreszcie – melancholijną rezygnację lub wymodlone pocieszenie.
Jest jednak w polu znaczeniowym słowa „sentyment” także i taka odmiana emocji, która przywodzi na myśl jakąś bierność, letniość i konwencjonalność, spychającą uczuciowość ku powierzchownemu sentymentalizmowi i czułostkowości. Jak rozróżnić uczuciowość prawdziwą od imitowanej, głęboką od konwencjonalnej? Nie mam wątpliwości, że uczuciowość prawdziwa wyrasta z autentycznego przeżycia i wyraża się oryginalnym, własnym tonem; sentymentalizm korzysta ze słów cudzych, wyświechtanych i zbanalizowanych. W życiu codziennym spotykamy je aż nazbyt często. Coś jest „niesamowite”, „zabójcze”, „fantastyczne”, „przepiękne”, „szalone” lub „straszne” czy wręcz „masakryczne”. W prawdziwej poezji słów takich raczej nie spotkamy – emocja nie musi być nazwana wprost, a tym bardziej przy użyciu wytartego szablonu. Słowo powinno ją wywołać tak, by wybrzmiała w sposób zbliżony do intencji autorskiej (niekoniecznie identyczny!), ale żeby – poruszając uczucia –skłoniła do refleksji. O cierpieniu można na przykład napisać, że jest „potworne”, „niewyobrażalne” i „dojmujące”. Ale można opisać je także inaczej, np. zauważyć, że cierpienie „w słoneczny dzień / wcale nie jest mniejsze”. I zauważyć też, że „uczy przyjmować dobro”, a to wielka sztuka. Tak samo wielka, jak podjęcie próby zrozumienia sensu cierpienia. Niech za przykład posłuży Tryptyk o cierpieniu:
nie pytam już po co i dlaczego przyszło
wiem że jest trudnym darem
dzięki któremu mogę
zobaczyć z bliska zmęczone Oblicze Stwórcy
„Cierpienie w słoneczny dzień”
I to jest właśnie drugi sposób odróżnienia uczuć prawdziwych od sentymentalnej lub konwencjonalnej paplaniny. Uczucia są – owszem – pierwsze i najważniejsze, ale zamienić je w tworzywo poezji może tylko połączenie emocji z namysłem nad ich naturą, źródłami i rolą w naszym życiu, oswojenie ich, wyciągnięcie z nich wniosków i niekoniecznie akceptacja, bo trudno afirmować zło, a cierpienie jest przecież złem, ale pogodzenie się z nieuchronnym.
Wśród wielu spraw najważniejszych, a trudnych do zaakceptowania i nieuniknionych jest także, obok cierpienia, przemijanie i odchodzenie, ból zdrady, samotność, poczucie obcości wśród ludzi. Samotność ma różne oblicza i na różne sposoby nas dotyka. Dopada nas w codziennym zabieganiu i zapobiegliwej krzątaninie:
w środku świata
w tłumie zdarzeń
spotykamy nagle samotność
która realizuje autorski projekt
na nasze życie
„Kreatywni”
Ale też odgradza nas od siebie szklaną ścianą w domu (Za ścianą) i rozdziela zimowym mrozem, kiedy miłość gaśnie:
w domu co miał być ciepły
już kominek nie płonie
osobne są już myśli
i spojrzenia i dłonie
„Samotność”
Do najbardziej przejmujących należą w tym tomie strofy o samotności w chorobie, w szpitalnej sali, do której los wrzucił tych, co „zrównani cierpieniem / wśród obcych / samotni” (Równość), i którzy znajdują konsolację w modlitwie, odwiecznym lekarstwie na samotne cierpienie:
noc zasypia wśród szelestu modlitw
różaniec niczym życzliwa dłoń przyjaciela
ciągle jest w pobliżu
„Szpitalny czas”
Wśród spraw najważniejszych, które znalazły w Poliptyku sentymentalnym dobitny wyraz, trzeba wyróżnić dwa węzłowe sploty wyznaczające horyzont aksjologiczny utworów Elżbiety Śnieżkowskiej-Bielak. Jest to kompleks spraw polskich oraz sfera transcendentna, czyli – inaczej mówiąc – ojczyzna ziemska i ojczyzna niebieska. Przyjrzyjmy się im kolejno.
Niełatwo jest dziś mówić o ojczyźnie, ponieważ wydaje się, że wszystko już o niej powiedziano. Zadrukowano tony papieru i wygłoszono wszystkie możliwe poglądy na jej temat, począwszy od „polskości jako nienormalności” i „szkodliwym micie”, po bezwarunkową identyfikację z nią i afirmację wszystkiego, co polskie. A w pochwalnych hymnach na cześć ojczyzny jakże często brzmią tony fałszywe wznoszone przez „kupczyków” i „najpospolitsze szuje”, jak to przed laty zauważył Jan Kasprowcz. Jego niezapomniany wiersz o ojczyźnie przynosi ciągle aktualne nauki, a wśród nich i taką, by mówić o niej tonem osobistym, własnym i przedstawić taki jej obraz, którego nie przesłaniają furkoczące sztandary i usłyszeć jej oddech, którego nie zagłuszają fanfary itromtadrackie hasła. Za to zobaczyć ją z bliska, z własnej perspektywy i znaleźć z nią więź nieodświętną, a codzienną i tak bliską, jak jest to tylko możliwe. Pięknie wyraził to Tadeusz Peiper w wierszu napisanym po zakończeniu pierwszej wojny: „Była niegdyś od morza do morza, / dziś być musi od dłoni do dłoni”. Taki też nosi w sobie obraz ojczyzny podmiot liryczny w Tryptyku w trzech słowach – ojczyźnie:
moja Polska
w dwupokojowym mieszkaniu liczy pieniądze na remont
oddaje w sklepiku dwadzieścia groszy
gdy nie starczyło na chleb
…
jedzie do pracy zatłoczonym tramwajem
dzieli chleb sprawiedliwie
błogosławi dzieci
przebacza winowajcom
krwi nie żałuje
„Moja Polska”
Poruszający jest też Tryptyk paryski, w którym znane z przewodników najsłynniejsze elementy pejzażu miasta nad Sekwaną wzbudzają w poetce refleksję o trudnych dziejach kraju nad Wisłą i uświadamiają, że ojczyzna była wszędzie tam, gdzie wyroki historii rzucały Polaków, i że Paryż mówi także po polsku nie tylko do tych rodaków, którzy tam musieli się chronić w czasie zaborów, ale także do kogoś, kto mógł się wsłuchać w paryską polszczyznę dopiero po wyswobodzeniu ojczyzny z sowieckiego jarzma i poczuć, „żeś znad Niemna, żeś Polak, mieszkaniec Europy”.
i mojej Ojczyzny cząstkę nie byle jaką
tu znajduję i na sercu kładę
„Spóźniona kochanka”
I wreszcie – refleksja religijna, dotykająca naszych relacji z Bogiem. Przenika ona całość tej poezji, ale najwyraźniej widoczna jest w Tryptyku o kapliczkach, Tryptyku biblijnym, Tryptyku o przemijaniu oraz w zamykającym tom Tryptyku o miłości. Do polskiej ludowej pobożności nawiązuje Tryptyk o kapliczkach spotykanych na szlaku naszej ziemskiej wędrówki, pod którymi klęczą ludzie przynoszący tu „garść swej rozpaczy”, a Matka Boska z Dzieciątkiem „czuwają nad łanami / motylem i niebem”.
Bóg przechodząc przystanął
i westchnienie stłumił
i jasną łzę wzruszenia
ukradkiem uronił
„Wzruszenie”
Uwagę czytelnika zwraca też Tryptyk biblijny, w którym nawiązano do specyficznych, wprawdzie dobrze znanych, ale budzących niejednoznaczne refleksje i skłaniających do rewizji naszych przyzwyczajeń interpretacyjnych fragmentów Biblii, w których Bóg poddaje okrutnej próbie jego najlepszych, najwierniejszych i sprawiedliwych wyznawców. Z tej próby nie udało się wyjść zwycięsko żonie Lota, ale ją trzeba usprawiedliwić, bo przecież jest obowiązkiem kobiety dopatrzyć, czy wszystko zostało zostawione w porządku, bo przecież do niej należy troszczenie się o najmniejszy „okruszek siebie wszędzie tam / gdzie przyszło nam żyć”.
Do mężczyzn należą ważniejsze sprawy – muszą zdobywać „miasta i kraje, serca i ciała kobiet”. Ale Abraham i Hiob poddawani są próbie najtrudniejszej, bo próbie uległości. Obaj zdali egzamin z wierności i posłuszeństwa, a Pan ich nagrodził bogactwem i licznym potomstwem. Ale próba, jak zauważa autorka, nadal trwa. Izaak pozostaje z pytaniem, czy zrozumiał boską wolę, a Hiob pozostaje z obrazem utraconych dzieci, które przychodzą do niego w snach. Taką próbą jest chyba każde ludzkie życie. I chyba każdy z nas w pewnym momencie doznaje uczucia, że nasze dni „jak małe żaglowce / płyną do Wielkiej Przystani”. I każdy może powiedzieć jak autorka Oczekiwania:
stoję na brzegu
i czekam
na łódź która przeniesie mnie
tam
gdzie już tylko Światło i Słowo.
prof. Stefan Bednarek
_____________________________
Elżbieta Śnieżkowska-Bielak, Poliptyk sentymentalny. Oficyna Wydawnicza „Ston2”, Kielce 2021, s. 60.
Jerzy Stasiewicz
Czas w poezji Leszka Sobeczko
„Na dobre i na złe dni, dobra jest lektura wierszy”… Taką dedykacją opatrzył Leszek Sobeczko tom depresanty (Rybnik 2020), najnowszy zbiór swojej poezji, przysłany mi z końcem maja wraz z egzemplarzami: „Wytrycha” i „Wytryszka”. Jakież to słowa prawdziwe. Ale żeby omówić tom (ascetyczna czarna okładka z białym szkicem mniszka lekarskiego (mlecz) gubiącym latawce na wietrze) trzeba przytoczyć słów kilka o autorze. Urodził się w 1961 roku, a mieszka w Rydułtowach (ośrodku wydobycia węgla kamiennego „KWK Rydułtowy – Anna”, położonych na Górnym Śląsku w strefie przygranicznej z Czechami). Wraz z Adamem Markiem w lutym 2017 roku założył Wolną Inicjatywę Artystyczną – Wytrych w Rybniku. Inicjator magazynu artystycznego o tej samej nazwie (kwartalnik), gdzie pełni funkcję redaktora naczelnego. Pomysłodawca Biblioteczki Wytrycha i konkursu jednego wiersza im. Janiny Podlodowskiej. Członek ogólnopolskiej grupy Literycznej na Krechę. Czynny w życiu artystycznym i drukowany w wydaniach pokonkursowych, prasie, almanachach, magazynach, portalach internetowych. Opublikował dziesiątki autorskich pocztówek poetyckich. Prezentowany na antenie Polskiego Radia Katowice w Poczcie Poetyckiej pod redakcją Macieja Szczawińskiego. Debiutował w 2015 roku tomem wierszy pt. Nieautoryzowane.
desperanty – wydane w Biblioteczce Wytrycha tom 1. to całkowicie inny cykl liryków, rzadko spotykanych w polskiej literaturze. Już w samym zamyśle poświęconych… pamięci Henryka Myśliwca (1940-2014), teścia poety. Górnika z 33-letnim stażem, pracę rozpoczął w wieku 14 lat (oszukując kadry, że ma 16 lat). To już świadczy o człowieku, jego dojrzałości i odpowiedzialności za rodzeństwo w powojennym i wielonarodowym Śląsku, gdzie ordnung i pracowitość były modlitwą (paternoster), a niedziela dniem świętym z uczestnictwem we mszy. Przytoczę tutaj fragment posłowia „Opatrywanie (tekst do Leszka)” Kuby Strumienia napisanego ze znawstwem miejscowych realiów i rodzinnych powikłań w maratonie życia. Ale z pewnym udziwnieniem – może – charakterystycznym dla regionu szarego wszędobylskiego kurzu i familoków z czerwonej, brudnej cegły. Nie nawykłego do poetów (lekkoduchów patrzących w gwiazdy) tylko „chopów” solidnego fachu. A tu Leszek Sobeczko – mimo że twardo stąpający po ziemi – kreśli na wymiętym papierze kilka słów mowy wiązanej „poświęconych zmarłemu – jako dawka (przypisana) środków mających przynieść ulgę, pozwalających przez coś przejść, przejść do porządku dziennego nad stopniowym odchodzeniem i w końcu odejściem kogoś, z kim się wcześniej szło, wchodziło (jak) w dym, kto wychodził naprzeciw, komu różnie szło? (...) Naturalna kolej rzeczy – mówić o tym, co się stało, na co się zanosiło, co się zniosło, znosi, nosi. Pisanie jako recepta. Jeśli ma pomóc, to komu? Wskrzesić nie wskrzesi”.
Prawdą jest, że czas goi rany. Wymiatając z naszej świadomości szczegóły. To wiemy po... czasie. Ale przecież jest dzień dzisiejszy – niekończący się dzień – i trzeba go przeżyć. Jak? Leszek Sobeczko korzystając z doświadczenia życiowego i pokładów literatury od antyku po współczesność sięgnął głębi filozoficznej i wypełnił symboliką zestaw dwunastu tekstów opatrując całość prologiem i epilogiem. Mnie tutaj nasuwa się Iwaszkiewiczowska Mapa pogody z toposem emocjonalnych przeciwieństw: pochwała młodości, z jednoczesnym hołdem starości. Połączenie bytów (filozofia Cycerona). Każdy wybitny poeta dąży do równowagi intelektualne?! Powtarzam: dąży.
Przykład innego, starego poety, z tragicznym życiorysem czasów wojny i powojnia. Miałem zaszczyt podziwiać w pracowni profesora Mariana Molendy model w gipsie pomnika Jerzego Kozarzewskiego – jak żywy, a mistrz dopracowywał jeszcze detale – którego postać siedząca na ławeczce ma stanąć przed nyskim magistratem we wrześniu. Poeta Jerzy Kozarzewski – pisałem o tym już wielokrotnie – w wierszu „Egzekucja” przewidział swoje ocalenie. Nadmienię tylko: skazany dwukrotnie na śmierć za przynależność do Narodowych Sił Zbrojnych (Związek Jaszczurczy), nawiązanie łączności pomiędzy ośrodkami emigracyjnymi a krajem i organizację szlaku dla łączników. Ów liryk w rękach Juliana Tuwima na audiencji u prezydenta Bieruta miał moc przekonywującą i ułaskawiającą – 10 lat więzienia (prawo do comiesięcznych piętnastominutowych widzeń, listów i paczek bez dodatkowych zezwoleń). Życie w klatce wysokich, grubych murów i okratowanych, maleńkich okien to czas niekończącej się żałoby. U Leszka Sobeczko podzielonej na miesięcznice, wchodzące bezopornie w jego świat, który tutaj przywołam z każdego wiersza budującego rok, starając się o jak największą ścisłość. O esencję myśli zbitą w jedną całość bez kroju na zwrotki i utwory.
Z prologu: „Czas ma ręce / skrzyżowane, dotyka wszystkiego i nigdy mu dość”. – „Gotuje się we mnie zimny maj. / Pies za płotem / przez odsłonięte zęby recytuje wiersz. / Patrzy wilkiem, przestał szczekać. // Marznie we mnie gorący czerwiec. / Zoom x 4 – pośród dropów rozpoznaje w dziewczynce córkę, / jakiej już nie będzie. Młody kłos zboża, który jeszcze nic nie wie / o pętli księżyca, o historycznej dacie bitwy pod Grunwaldem, / czy smoleńskim drzewie. // Asfalt paruje / po gwałtownej lipcowej burzy. // Każda (...) krucha, jak chwila ostatniej niedzieli / sierpnia. Tężeje we mnie niewypowiedziane. / Ponoć głupców nie sieją – fałsz! Coraz więcej ich wokół, / jakby wiatr zdmuchnął z jednego zbędnego mlecza // cały plon. // Wczoraj czytałem z kręgów na wodzie / jak z papilarnych linii, / Pies podąża za ulotnym tropem / września. // Staje się ziemisty, a przecież jeszcze ubrany w kolory / październik. Przygasa odciskiem stopy na wodzie, / tuż przy brzegu, bo lęk pęta nogi. / Kto poznał strach, / jest zdolny zrobić wszystko. // listopad / rozpostarł skrzydła. (...) ubyło dusz (…) Największy kłopot z żywymi. Garść wspomnień / siną pręgą. / Gdyby odnaleziono grób, a w nim kości, całun, powróz / i czwarty gwóźdź, czy nie należało by przypuszczać, / że wymazał każdą z przypisywanych zdrad. // Pamięć umiera / i nic tego nie zatrzyma (…) w kolejny grudzień. Ofiara z Karpia ocieka / jak ość w gardle Ulissesa. // Tworzą(c), / scenariusze styczniowego rozdania / sztuką jest dostrzec intymność, / albo zaprzeczyć naturze. // Przyznaje się do skoliozy i plam / w życiorysie. Ciemna strona księżyca / nie jest moją sprawką. Lutowe pola / obsiadły gawrony, / nie czekają na odcięty / kawałek postronka. // Wraz z dotykiem marcowego słońca - / Zapragnął odejść, // Odpłynął w długą / kwietniową noc, / Na drzwiach /zawisł jak tabliczka. Trzeba mieć oparcie, / by grunt nie dostał skrzydeł. Pamiętaj / o nas, wspomnij, choć przez chwilę / dobre stare czasy. / Ostatni zjazd pod ziemię i lot sokoła. Kieliszek / wylewam za okno, za zdrowie, którego / już nie ma. Wyrzuty sumienia niech odejdą / z tymi, co codziennie przechodzą / wrotami do nieba. / O pył dbają wiatr i woda. / Wiatr / przegląda się w słowach. / Woda / gasi źrenice.”
Z epilogu: „Najtrudniej / podsumować, / Tuż przed wyrazami współczucia”.
Widzimy: owy cykl w strukturze i oddziaływaniu to poemat obliczony na kruszenie obojętności i szczerość przede wszystkim wobec samego siebie z żądłem niepogodzenia. „W krótkiej perspektywie dajemy się podpuścić, / na dłuższą jesteśmy... za ubodzy duchem”.
Niech to ponadczasowe wyznanie poety nie ugrzęźnie w naszej świadomości jako figura poetycka, a stanie się filozofią trwania z popiołem przeszłości tak naturalnym w naszym bycie.
Jerzy Stasiewicz