Z poetką Anną Andrych rozmawia Piotr Prokopiak
Miłość, wszelka...
Piotr Prokopiak: – W tym roku obchodzisz jubileusz 35-lecia pracy twórczej. Przy takiej okazji ciśnie się na usta zwyczajowe pytanie o Twoje początki. Trawestując frazę z utworu „Pamiętam” zapytam: jak wyglądało okno, w które wpisałaś pierwszy wiersz?
Anna Andrych: – To było okno mojego dzieciństwa i młodości. Wysoko, z widokiem na niezmierzoną przestrzeń, zachody słońca. Na życie, które toczyło się blisko i daleko. Jean Paul Friedrich Richter pisał: „Wspomnienia są jedynym rajem, z którego nie można nas wygnać”. Wracam często do tego okna i dobrze mi w nim.
– Interesuje mnie chwila, kiedy człowiek chwyta za pióro i nagle wstępuje w nieznaną sobie twórczą faktyczność. Skąd u nas takie pragnienie? Czym jest potrzeba „zapisu” własnej duszy? Jak wyglądało to u Ciebie?
– Myślę, że poeci są jakoś „naznaczeni”. Niektórzy nazywają to „iskrą bożą”. Wchodzimy nagle w jakiś inny wymiar, a właściwie ten wymiar nas wciąga. Rzucamy wszystko i chwytamy pióro, bo za chwilę ulotność weny pozbawi nas jej niezwykłości. Potrzeba „zapisu” własnej duszy to (dla mnie) magia.
– Zapewne w tamtym okresie jeszcze nie myślałaś o druku. Przyszedł jednak rok 1985 i postanowiłaś objawić innym swoją odrębność. Co Cię do tego skłoniło? Uznałaś, że masz coś do powiedzenia światu? A może już wtedy uzyskałaś świadomość posiadania „trzeciego oka”, którym podobno są obdarzeni poeci?
– Miałam tę świadomość już wcześniej. Przypadek sprawił, że w czerwcu 1985 roku zostałam zaproszona do Warszawy (23 osoby z kraju) na warsztaty poetyckie oraz prezentacje na Mariensztacie. Poznałam Marię Jentys, Zbigniewa Bieńkowskiego, Tadeusza Olszewskiego, Tadeusza Mocarskiego, Magdalenę Boratyńską. Trzecia nagroda w turnieju i druk wiersza w „Zielonym Sztandarze”, a obok kilka zdjęć i relacja z warsztatów.
– Od czasu „Zielonego Sztandaru” wiele się zmieniło. Czy zmotywuję Cię do krótkiej refleksji: jak było kiedyś, a jak teraz? Oczywiście mam na myśli wyłącznie sprawy kultury. Dostęp do pism literackich itp..
– Dostęp do pism literackich był otwarty, można było je kupić niemal w każdym kiosku „Ruchu”. Uważam, że ich poziom był bardzo wysoki. Teraz, choć ukazują się liczne tytuły i wciąż ich przybywa, mało jest takich, które zachowują, bądź jako nowe przyjmują priorytet wysokiego poziomu swojej zawartości. Współorganizowałam w Zduńskiej Woli Klub Literacki TOPOLA. Krytycy i poeci w kraju nazywali nas „desantem poetyckim”, a władze miasta i powiatu niezmiennie od trzydziestu lat są nam przychylne. Przekłada się to na partycypowanie w nasze przedsięwzięcia. Widoczna jest tutaj dbałość o kulturę, o sztukę – bardzo istotną dla mieszkańców – muzyczną, teatralną, plastyczną.
I jeszcze... wspomnienie, z wielu chociaż to jedno: Marianna Bocian. „List Oceaniczny” – dodatek do „Gazety Polskiej” w Kanadzie, w Toronto i recenzja mojego tomiku „Do dna” plus kilka wierszy. Marianna Bocian korespondowała ze mną przez kilka lat, pisała listy z Wrocławia dzieląc się swoimi myślami o poezji i sprawami związanymi z chorobą.
– A jak zmieniło się Twoje postrzeganie świata? Czy słowa z wiersza „Wyzwolenie”: świat dziwaczeje / mierzi brak perspektyw i zezwierzęcenie” mogą być jakimś tropem?
– Żyjemy obecnie w trudnej rzeczywistości i w zawrotnym tempie, z miesiąca na miesiąc wiele zmienia się w naszym najbliższym otoczeniu i w kraju. Pod wieloma względami: w polityce, gospodarce, również w sprawach kultury, także kultury osobistej. Nawet patrzymy na siebie wzajemnie z nieufnością i dystansem. A panująca pandemia bardzo ogranicza wszelkie działania.
– Dziś jesteś autorką ośmiu książek poetyckich. Twoje wiersze tłumaczono na wiele języków obcych. Byłaś doceniana przez jury konkursów literackich. Publikujesz w prestiżowych periodykach literackich. Mało tego, Twoja twórczość doczekała się aranżacji przez artystów scen muzycznych. Masz prawo czuć się spełniona.
– Współpracuję ze Stowarzyszeniem Autorów ZAiKS. Poczytuję sobie za sukces dziewięć „Liryków miłosnych” oraz Poemat o walcu „Fale Dunaju i Tamizy”, wszystkie z muzyką skomponowaną przez prof. Szymona Kawalla, dyrygenta i kompozytora, śpiewane przez Justynę Reczeniedi – sopran koloraturowy, z towarzyszeniem orkiestry. Natomiast w studiu radiowym im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie dokonano nagrań z towarzyszeniem fortepianu, zarejestrowanych na płycie, która ukazała się w listopadzie 2016 roku. Tych dziewięć „Liryków miłosnych” opracowanych – rozpracowanych na poszczególne instrumenty w orkiestrze znalazło się w pracy doktorskiej dyrygenta Przemysława Marcyniaka. Wszystkie dziesięć utworów (wraz z „Walcem”) prezentowała Justyna Reczeniedi z orkiestrą w salach koncertowych. Natomiast latem 2020 roku zrealizowano dwa wideoklipy – są na YouTube – do wierszy: „Kiedy kocham” i „Lipiec” z muzyką Szymona Kawalla oraz absolutne novum – „Wpatrzeni w radość życia” z muzyką Dawida Ludkiewicza. Satysfakcją i radością jest dla mnie fakt włączenia „Liryków miłosnych” przez Justynę Reczeniedi do pracy związanej z przewodem habilitacyjnym. Do kilku moich wierszy skomponował także muzykę Andrzej Wawrzyniak ze Zduńskiej Woli, a Grupa Artystyczna A'Priori wyśpiewała laury na festiwalach poezji śpiewanej, m.in. I nagrodę na festiwalu „Kwiaty na kamieniach”, III nagrodę na YAPA 2017 – „Punkt widzenia”. Jest jeszcze magiczna „Noc Vesny Parun”. Utwór „Nagie spojrzenie” znalazł się na płycie „Nie czekam na cud” Justyny Majkowskiej. Wszystkie powyższe utwory są do zobaczenia i posłuchania na YouTube.
– Powszechnie jest znana Twoja działalność społeczna. Udzielasz się w licznych organizacjach skupiających artystów. Prowadzisz benefisy, wieczory autorskie, angażujesz się przy organizacji Międzynarodowych Listopadów Poetyckich, redagujesz w pewnym zakresie ReWiry itp. Dzięki takim osobom jak Anna Andrych ZLP jeszcze nie poszło w rozsypkę. Doceniam i podziwiam Twoją pracę, szczególne w czasie, gdy na kulturę założono „kaganiec finansowy” i oddano ją w „ręce wolnego rynku”. Skąd bierzesz siłę i motywację, aby działać w rzeczywistości, w której kultura wyższa jest deptana? Czy, mówiąc kolokwialnie, czasem ci „ręce opadają”?
– Dziękuję za uznanie. Przede wszystkim – nie jestem przecież sama! Jest nas kilkoro, wierzących, że wspólnymi siłami „damy radę”.
– Liczne nagrody, odznaczenia świadczą, iż jesteś osobą rozpoznawalną w kręgach nie tylko artystycznych. Czy jest jakaś rzecz, którą chciałabyś jeszcze osiągnąć, doświadczyć?
– Chciałabym móc nic nie robić (śmiech) – po wielu latach pracy społecznej, także w godzinach nadliczbowych. Spacerować i oddychać czystym powietrzem, bez kopcących nadal kominów w moim mieście. Pisać, czytać, pisać. Napisać tyle opowiadań, aby starczyło na niejedną książkę, pierwsza mogłaby mieć tytuł „Satysfakcja”. Ale poezji nigdy bym nie zdradziła.
– W moim skromnym przekonaniu, pod względem dbałości o kulturę, Polska jest zdecydowanie w skali europejskiej negatywnym przykładem. Gdzie się podziała Rzeczpospolita wielkich nakładów, dotacji, jak również celebracji poetów i w ogóle zawodu pisarskiego? Czy zostanie po nas tylko cmentarz.?
– Rzeczpospolita wielkich nakładów i dotacji skończyła się wraz z poprzednim ustrojem. Obecnie wsparcie finansowe Ministerstwa Kultury jest niewystarczające, a w licznych przypadkach minimalne. Wiele zależy od samorządów – przychylności władz miasta, powiatu, województwa – i od grantów, które w morzu potrzeb wielorakich instytucji i stowarzyszeń są jak wygrana na loterii. Czy literatura będzie mogła „popłynąć dalej”, trafić do wrażliwości i umysłów młodzieży, otworzyć się na nowe perspektywy? Przyjdą kolejne pokolenia, a my nie możemy pozostawić po sobie popiołów, ani pustego miejsca. Wydaje mi się, że cała nasza kultura znalazła się na pozycji mocno zagrożonej w dwójnasób, z racji nie wystarczającego mecenatu Państwa i panującego nad nami niemiłosiernie Covid – 19. Dbałość o kulturę? Jakiś czas temu z zainteresowaniem obejrzałam – wysłuchałam relacji z Koszalińskiego Festiwalu Debiutów Filmowych (chwała organizatorom; film nagrodzony później oczywiście zobaczyłam). Patrząc na Jana Holoubka pomyślałam o jego ojcu – Gustawie oraz filmie „Prawo i pięść”. Paradoksalnie sięgam teraz do tego filmu – może on stanowić alegorię naszej rzeczywistości. Ale słyszę głos Edmunda Fettinga, który podaje nam słowa Agnieszki Osieckiej – te słowa niosą jednak nadzieję. I muzykę Krzysztofa Komedy – „Nim wstanie dzień”.
– A teraz pogrzebmy w naszym ogródku. Gildia literacka to często festiwal racji i oracji. Co Cię najbardziej mierzi wśród braci pisarskiej?
– Powiem krótko – kolesiostwo.
– A co najbardziej się podoba, pociąga?
– Możliwość poznania ludzi naprawdę wartych poznania, poprzez ich postawę życiową i literacką, znaczący głos w dyskusjach, wartościowe utwory. Takie, które chce się zarejestrować w pamięci. Wsuwam się pod podszewkę wierszy – próbuję wnikać do innego, często odmiennego sposobu myślenia, patrzenia na tak zwany świat. Lubię ten stan, kiedy rośnie adrenalina. Analiza i wnioski. Nieraz zaskakująca spontaniczna decyzja.
– Czy w okresie po transformacji ustrojowej miałaś do czynienia z cenzurą? Nie myślę o państwowej, ale tej bardziej zawoalowanej – środowiskowej. Czy spotkałaś się z naciskami, że coś „nie można powiedzieć”, albo „tych tematów nie należy poruszać”? Jeśli tak, to czego dotyczyły?
– Nie pisałam wierszy, które mogłyby swoją treścią wywoływać choćby konsternację. Były „ułożone”. Aczkolwiek zdarzyły się dwa... W jednym nie podobał się zwrot „...post scriptum / ustrzelonym orłem...”, drugi, bez tytułu (oznaczony trzema gwiazdkami) w całości był nie do przyjęcia, ponieważ budził mieszane odczucia. Polecono mi (słyszałam: radzimy) nie pozostawiać tego wiersza bez tytułu, „bo różnie można go rozumieć i interpretować. Może tytuł „Czeczenia” byłby dobrym rozwiązaniem?”
– W opinii wielu, poeci i pisarze w kształtowaniu światopoglądu, oddali pole politykom. Czy jest szansa, abyśmy odzyskali większy wpływ na społeczeństwo?
– Szansa jest zawsze. Ale ilu jest chętnych stanąć w tym szeregu? I pisać na zadane, sobie i innym, trudne tematy? Włożyć kij (pióro) w mrowisko, i – jak pisał Norwid – odpowiednie dać rzeczy słowo. Znaleźć poprzez słowo wiarygodną, przekonującą siłę oddziaływania, poruszania umysłów, przekierowania na inne tory myślenia, może i pokazania, że „król jest nagi”. Albo na przykład uzasadnić zdanie: nikt nie jest doskonały – ostatniej kwestii oraz jej „zaczynu” w filmie „Pół żartem, pół serio”. Abstrahując od powyższego – ostatnio przypomniał mi się wiersz... Broniewskiego. Oby tak się nie stało, z jakiejkolwiek strony: „kiedy przyjdą podpalić dom, ten, w którym mieszkasz – Polskę...”. A może na Twoje pytanie właściwą byłaby odpowiedź: „Ogniomistrzu i serc, i słów, poeto, nie w pieśni troska”.
– Tymczasem dajmy spokój tematom ogólnym i zapytam jeszcze o sprawy bliżej związane z naszą profesją. Zdarza Ci się wyrażać w prozie. Masz w planach pokusić się o wydanie książki?
– Owszem, miałam. W związku z 35-leciem. Ale odłożyłam na inny czas, może sprawię komuś (i sobie także) prezent na pewną okoliczność.
– Jaka jest w Twoim przekonaniu różnica pomiędzy pisaniem poezji a prozy? Czy to tylko forma, czy raczej coś więcej?
– Kiedy piszę wiersz, muszę panować nad piórem i krótko je trzymać (śmiech). Ale kiedy piszę opowiadanie, to pióro mnie prowadzi i ulegam jego „rozpasaniu”. Nad wierszem trzeba bardzo się skupić, trzymać ram a słowa – w ryzach. To wyczerpujący proces twórczy nie zawsze przynoszący zadowolenie z efektu. Pozostaje praca i jeszcze raz praca. Jednak umiejętność poruszania się słowem, zapis emocji, odpowiednie wyrażenie tego, o czym chciało się powiedzieć, jest satysfakcją, choć czasem poeta bywa ekwilibrystą. Natomiast proza... Piszę co prawda tylko krótkie opowiadania, ale są one dla mnie formą i możliwością pełnej wypowiedzi. Dziwię się, skąd wyobraźnia podsuwa mi różne sekwencje, przestrzenie, zdarzenia. Drogi, po których poruszam się niemal bez wysiłku, co sprawia mi frajdę. Czasem siebie samą zaskakuję. Ale może przyjdzie czas, kiedy będą mi towarzyszyć pomocne książki historyczne lub dotyczące astronomii czy magii.
– Czy podpiszesz się pod słowami Jerzego Zimnego: Pisania się nie nauczysz, albo jest poeta, albo talent do szlifu, innego stanu nie ma?
– Tak, to prawda. Tyle, że talent często na ten szlif nie pozwala. Raczej uważa, że jest jak odkryty samorodek szlachetnego kamienia. I choć zanieczyszczony, nierówny i bez błysku, traktuje każdy napisany przez siebie tekst – jako wiersz (czy inną formę). Skończone dzieło, w którym nikt nie ma prawa niczego dotknąć. Niestety, są takie osoby, które traktują samorodki-talenty zbyt pobłażliwie na początku ich drogi w kierunku poezji, literatury. Zdarzało się tak w odległej przeszłości, powiedzmy – w pewnych środowiskach, co do dzisiaj powraca czkawką. Utwierdzanie talentów w przekonaniu, że są już gotowe, nawet do członkostwa w stowarzyszeniu literackim, to błąd. Kilka wierszowanych „jaskółek” nie czyni z nikogo poety a wydanie książek niekoniecznie stanowi przepustkę. Ktoś taki ma o własnym pisaniu wysokie mniemanie, a brakuje mu pokory wobec słowa oraz dystansu do siebie. Nie czyta książek ani pism literackich, także poezji kolegów po piórze, czyta – siebie. Tymczasem przydałyby się takiej koleżance czy koledze solidne warsztaty, z prolongatą. I tutaj dopiero zaczynają się schody dla tych, którzy chcą pomóc. Samorodek bez szlifu pozostaje nadal tylko talentem do szlifu. A do literatury droga się wydłuża.
– Jak sądzisz, poeta to prorok, czy raczej filozof? A może jeszcze ktoś inny?
– Myślę, że pierwiastek filozoficzny jest podstawowym w poezji. Może nie wszyscy piszący wiersze są tego świadomi, ale uważam, że tak jest.
– Gdybyś mogła cofnąć się o trzydzieści pięć lat, co byś poradziła początkującej poetce Ani Andrych?
– Życie, w nim zdarzenia i okoliczności a także ludzie na naszej drodze, wiele weryfikują. Powiedziałabym: Gorzko! To jest jak ślub i życie po ślubie. Z problemami, smuteczkami. Życie za krótkie na wszystko, co planujesz. Trudne w godzeniu spraw rodzinnych, przede wszystkim potrzeb dzieci, z potrzebami własnymi i samorealizacją – a one mogą stanowić dla Ciebie sól życia. Dlatego często będzie gorzko. Może warto się zastanowić: pełne oddanie rodzinie? Obecność, w każdym jej znaczeniu lub częsta nieobecność? Jesteś na rozdrożu.
– Na zakończenie, wymień jedną rzecz, dla której warto żyć.
– Miłość, wszelka. Z nią i dla niej żyjemy. Życie = miłość.
– Dziękuję za niewątpliwy zaszczyt rozmowy z Tobą.
– Dziękuję.
Ukazał się nowy numer pisma
Bydgoski „Temat”
Ukazał się nowy numer „Tematu”, pisma poświęconemu szeroko rozumianej sztuce, filologii i literaturze. Pomysłodawcą i redaktorem naczelnym tego wydawanego na wysokim poziomie periodyku jest Dariusz Tomasz Lebioda – poeta, pisarz, krytyk literacki, prezes Oddziału Bydgosko-Toruńskiego Związku Literatów Polskich.
W najnowszym numerze można przeczytać m.in.:
Dariusz Tomasz Lebioda, SZKARŁATNY ARCHANIOŁ – fragment powieści.
Ryszard Częstochowski, Henryk Owsianko, Jidi Majia – POEZJA.
Norbert Krawczyk, ŻURNALISTA W FILMOWYM KADRZE – opowiadanie.
Zbigniew Kresowaty, „POŻEGNANIE BARW” I NIE TYLKO (W związku z 20. rocznicą odejścia Jerzego Grotowskiego wspomnienie o twórczości poetyckiej i jej ważnych imaginacjach).
Ks. Jan Wojciech Pomin, IMPERIALIZM UNII EUROPEJSKIEJ.
Kalina Izabela Zioła, OSTATNIE OSTRZEŻENIE.
PISARZE W BYDGOSZCZY – Mały informator;
Ponadto w numerze: Kronika, recenzje, a całość dopełniają grafiki Dariusza Tomasza Lebiody.
W artykule wstępnym Dariusz Tomasz Lebioda pisze:
Istniejemy ledwie przez chwilę, jak jętki, jak dalekie odgłosy, tajemne szepty i chroboty. Nasza integralność jest tak samo względna jak niezależność struktur planety, wpisanych w szersze konstrukcje Układu Słonecznego i galaktyki, a dalej całego wszechświata. Nasze zwycięstwa to niewiele znaczące manifestacje, układające się w ciąg śladów prowadzących ku entropii, ku ostatecznemu rozwianiu struktur. Jeśli to zrozumiemy łatwiej nam będzie pogodzić się z odchodzeniem i kolejnymi pożegnaniami, a to, co zrobimy zacznie funkcjonować w opozycji do rozpadu. Najgorszy jest bałagan, w życiu i w otoczeniu, w relacjach życiowych i w przedsięwzięciach, a jedynie nieustanne porządkowanie przydaje godności naszemu działaniu. Często przyglądałem się fotografiom wielkich intelektualistów, prezentowanych w ich „pracowniach”, „bibliotekach”, zawalonych książkami, stertami papierów, jakichś szkiców, resztek jedzenia, brudnych szklanek i butelek po trunkach. Przypominali mi bobry siedzące na żeremiach, albo jakieś monstrualne chomiki, szatkujące wszystko dookoła i siadające dumnie na stertach śmieci. Pół biedy jeśli taki ktoś potrafi w swoim bałaganie wyszukać jakąś książkę, list, pismo urzędowe, ale przecież najczęściej dopiero po jego śmierci udaje się znaleźć niezwykłe materiały, zapomniane teksty, bezcenne dokumenty. Wtłoczone w ogólny bajzel, przygniecione stertami zakurzonych gazet, maszynopisów i teczek, czekały na swoich odkrywców, na nowych właścicieli mieszkania, którzy będą musieli uporządkować wszystko. Dobrze się stało, że gdzieś około sześćdziesiątego roku mojego życia zacząłem porządkować swoje otoczenie, dygitalizować teksty i dokumenty, a nade wszystko wydawać nieopublikowane książki, sortować fotografie, tworzyć kronikę zdarzeń chwalebnych i żenujących. W przypadku pisarza wiązało się to też ze zrozumieniem tego, iż nie uda się w jednym życiu przeczytać niektórych dzieł, które pojawiły się na półkach i czekały na swoją kolej. Potrzebna była selekcja, ale zaraz okazało się, że warto też wracać do książek, które kiedyś się czytało, a potem niewiele z nich zostawało w głowie. Odświeżająca lektura dramatów Szekspira, powieści Dostojewskiego czy Faulknera przyniosła nowe teksty i pobudziła nową aktywność pisarską, krytycznoliteracką i eseistyczną. To z kolei spowodowało, że zaczęły powstawać książki prezentujące dorobek wielu lat i stające się cząstką ostatecznego porządku, który po mnie pozostanie. Potrzebne też były pożegnania materialne, a więc ciągłe pomniejszanie ogromnej biblioteki, zamienianie stert periodyków, w których publikowałem na ich wersje cyfrowe. Najsprawiedliwsza chwila śmierci, powoduje, że stajemy w jej obliczu nadzy i niczego nie przeciśniemy przez ucho igielne nicości. Ledwie przesypie się przez nie nasz proch, a zgromadzone skarby, zbiory, zbudowane domy, mieszkania, grunty, wszystko zostanie po żywej stronie istnienia. I tak musi być… i tak to jest…
Krytycy do piór
Konkurs Krytycznoliteracki z Literatury Austriackiej
Uniwersytet Muri im. Franza Kafki i Austriackie Forum Kultury / Österreichisches Kulturforum Warschau ogłaszają Konkurs krytycznoliteracki Austriackiego Forum Kultury
1. Organizatorem Konkursu Krytycznoliterackiego z Literatury Austriackiej jest Austriackie Forum Kultury w Warszawie.
2. Konkurs adresowany jest do wszystkich osób zainteresowanych tworzeniem krytyki literackiej, także tych, którzy już teksty krytyczne piszą i publikują: studentów i absolwentów studiów humanistycznych, doktorantów i freelancerów. Bez ograniczeń wiekowych.
3. Na konkurs należy nadesłać tekst krytyczny w dowolnej formie (np. recenzja, polemika, felieton, artykuł problemowy) o długości 5-8 tys. znaków ze spacjami. Tekst ma dotyczyć jednego z poniższych książek:
Peter Handke: Powitanie rady nadzorczej, przekład: Barbara L. Surowska, Wydawnictwo Eperons-Ostrogi, 2020
Anna Kim: Zamrożony czas, przekład: Sława Lisiecka, Wydawnictwo "Od Do", 2015
Joseph Roth: Fałszywa waga, przekład: Aleksander Wat, Wydawnictwo Austeria, 2015
4. Prace muszą być opatrzone pseudonimem i adresem mailowym (nie pozwalającym zidentyfikować nazwiska nadawcy)
5. Prace konkursowe należy sporządzić w postaci pliku .pdf, .doc lub .docx w formacie A4 i przesłać z adresu mailowego nie pozwalającego zidentyfikować nadawcy do 7 stycznia 2021 roku na adres e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..
6. Autorzy 10 najlepszych prac wezmą bezpłatnie udział w kursie krytyki literackiej organizowanym przez Austriackie Forum Kultury.
Ilość godzin: 18.
Czas trwania: od 1 lutego do 30 kwietnia 2021.
Tryb pracy: grupowe spotkania – 180 minut, on line.
Oprócz spotkań wspólnych całej grupy przewiduje się też indywidualne konsultacje z prowadzącymi.
Prowadzenie: Paulina Małochleb, Adam Lipszyc
7. Przystąpienie do udziału w konkursie jest równoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych przez organizatorów, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 10 maja 2018 roku o ochronie danych osobowych i ogólnego rozporządzenia o ochronie danych osobowych z dnia 27 kwietnia 2016 roku.
8. Wzięcie udziału w konkursie jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na regulaminowe warunki uczestnictwa.
9. Wykładnia niniejszego regulaminu należy do organizatorów. Wszelkie pytania kierować należy na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..
Jury ogłosiło werdykt
Złoty Ekslibris rozstrzygnięty
Jury Nagrody „Złoty Ekslibris Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Łodzi” wyłoniło laureatów 28. Edycji Nagrody oraz 11. Edycji Nagrody Superekslibris.
Nagrodę w kategorii: Najlepsza Książka o Łodzi przyznano publikacji Marcina Jakuba Szymańskiego pt. „Łódź na wodach dziejów – biografia miasta”.
W kategorii: Najlepsza Książka o Ziemi Łódzkiej jurorzy uhonorowali Romana Kubiaka, autora pracy pt. „Między Nerem a Dobrzynką – dzieje Ksawerowa, Widzewa, Woli Zaradzyńskiej, Teklina, Żdżar, Dąbrowy, Nowej Gadki”.
W kategorii: Najlepsze Wydawnictwo Albumowe o Łodzi uznanie jurorów zdobyła publikacja autorstwa Artura Ruska i Agnieszki Urazińskiej pt. „Włókiennicza”.
W kategorii: Najlepsze Wydawnictwo Albumowe o Ziemi Łódzkiej tym razem nagrody nie przyznano.
Jury dokonało powyższego wyboru spośród 38 tytułów wydanych w 2019 roku i nominowanych do Nagrody.
Nagrodę Superekslibris przyznano profesor Krystynie Radziszewskiej i doktor Ewie Wiatr z Uniwersytetu Łódzkiego za całokształt dotychczasowych publikacji, a także redaktorowi naczelnemu „Gazety Kulturalnej” – Andrzejowi Dębkowskiemu. Czasopismo wydawane jest nieprzerwanie od 1996 roku w Zelowie.
Uroczyste wręczenie laureatom statuetek i dyplomów przewidziane jest w 2021 roku.
Film eksperymentalny Elżbiety Musiał
Miej choć odwagę pamiętać
Zapraszamy do obejrzenia świetnego filmu eksperymentalnego Elżbiety Musiał pt. „Miej choć odwagę pamiętać”. Film trwa 28 minut.
Jak nazwać ten utwór audiowizualny? – najprędzej filmem eksperymentalnym. Wszystko wymyka się w nim nazwaniu i nic nie jest oczywiste. Łamie przyjęte konwencje. Do poetyckiej gry zaprzęgnięte zostały słowo, muzyka i obraz (grafika, zdjęcia, etiudy). Ale na początku było słowo…
W nagraniu udział wzięli aktorzy: Kazimierz Mazur i Agata Sobota; wiolonczela: Ilona Basiak.
Produkcja muzyczna, realizacja i montaż dźwięku: Bartek Gärtner (GärtnerRecStudio).
Etiudy i montaż filmowy: Aleksander Kopański (MGDK w Końskich).
Kompozycja dramaturgiczna: wg poematu „Gry do-słowne” Elżbiety Musiał.
Grafiki komputerowe i fotografie – Elżbieta Musiał.
Zdjęcie w tekście: Kadr z filmu, grafika E. Musiał
Zbigniew Mirosławski
Spojrzenie na naszą planetę. Opowiadania Małgorzaty Kulisiewicz
Zbiór opowiadań pt. dalEKOwzroczność Małgorzaty Kulisiewicz kolportowany jest razem ze 145. numerem POEZJI dzisiaj, pisma literackiego od wielu lat obecnego na tak zwanym rynku wydawniczym, obok tomiku poezji Jacka Jaszczyka pomiędzy/between (po angielsku i po polsku) i stanowi XXIV tom biblioteki POEZJI dzisiaj. O samej Kulisiewicz pisałem już na łamach „Miasta i Ludzie”, przy okazji omówienia jej tomiku poezji pt. Ciasteczka z ironią, tomu XXI tej samej serii. Świetną recenzję na portalu PISARZE.PL zamieścił też Jerzy Stasiewicz. Andrzej Walter swoją recenzję zawarł w piśmie „Migotania”. Lesław Czapliński omawia go w artykule publikowanym w „Strefie Blogeratury”. Wywiad z autorką przeprowadziła Anna Jakubczak. Jest na stronie E-Tuszem.pl .
Nie będę zatem powtarzał długiej listy osiągnięć pani Małgorzaty, także międzynarodowych na polu esejów, literackich i filmowych recenzji, telewizyjnych reportaży i publikacji historycznych. Jako absolwentka polonistyki oraz filmoznawstwa na UJ jest w 100 procentach fachowcem, a wszystkie jej działania znamionuje: wysoka kultura słowa, dbałość o precyzję i piękne brzmienie. Wypada jednak zauważyć iż dwa opowiadania, (m.in. to pt. Garb), uzyskały wyróżnienie Instytutu Literatury, w kategorii epika na książkę „Nowy Dokument Tekstowy” w 2020 roku.
Do zagłębienia się w świat jej opowiadań przygotowuje nas przedmowa. To krótkie streszczenie tematyki najważniejszych historii. Ujawnia ono miejsca rozgrywających się wydarzeń, są to m. in.: Nowa Huta, sopocki Grand Hotel, ulice Londynu, Victoria-Station, rejs na pokładzie „Odessy” statku pływającego po Morzu Czarnym, z Odessy do Noworosyjska, Batumi i Suchumi, New’u York’u. Ale o atrakcyjności wszystkich tekstów decyduje nie tyle egzotyka, co wartki rytm, dobrze zawiązany węzeł dramatyczny, dialogi, a przede wszystkim sensy zawarte w przesłaniu dalEKOwzroczności.
Refleksję nad tytułem całości pozostawię na koniec. Jest to ostatni szkic spośród 25 narracji. Szczególnie mogą się podobać te zatytułowane: Trolle, Figowiec wielkolistny, Dama z jamniczką, Statek „Odessa”, Człowiek-Ptak, Grand Hotel, Stand up Comedy. Moją uwagę przykuła także zajmująca tylko jedną stronę miniatura pt. Misiek, dedykowana Teresie Bachleda-Kominek, wspaniałej poetce piszącej także gwarą, góralce z Zakopanego, którą znam osobiście. Byłem jej gościem na Cyrli, uczestnikiem niezapomnianej watry.
W niniejszej recenzji nie chcę omawiać wszystkiego. Albowiem jakaż radość w samodzielnym odkrywaniu opisanych zdarzeń, smakowaniu ich wykwintności, śledzeniu literackich tropów, odwołań do: Franza Kafki, Philipa K. Dick’a, Tomasza Manna’a, Bułhakowa (w opowiadaniu pt. Inferno-bal) i do innych pisarzy, ale i do Carla Gustava Jung’a.
Nie można jednak nie wspomnieć o zabawach ze słowem, pełnych poczucia humoru, kiedy czytamy o „partolach ze Straży Miejskiej” pilnujących porządku na osiedlu „TYSIĄCLENIA”. Pachnie to Mrożkiem. Obok Gombrowicza, ulubionym pisarzem autorki.
Otrzymujemy także ważne refleksje, przenoszące nas do Palestyny w czasach Chrystusa. Tak jest w opowiadaniu pt. Piłat, także w tym przetworzonym na użytek publikacji wspomnieniu rejsu u boku Aleksandra i wysportowanych mężczyzn o imionach Jesienina czy Lermontowa, kiedy to Piotr wezwany zostaje, aby przyjść do Mistrza po wodzie. Przeskok akcji od realiów ZSRR do Palestyny na początku ery chrześcijańskiej przenosi nas w sferę eschatologiczną. Jakie wyznajemy wartości? Cerkwie przeznaczone na magazyny przemysłowe budzą moralny sprzeciw. Pojawia się opozycja pomiędzy Rosją Czechowa czy Tołstoja a zbrodnią katyńską. Moment, w którym Olga, bohaterka tych wojaży ociera się o śmierć jest przełomem. On – Mistrz apostołów, czuwa nad nami.
Akcja w pokoju 226 Grand Hotelu cofa nas do roku 1922. Zjawiają się duchy: Ilse i Ericha, SS-mani, admirał Unrug, rosyjski generał i grażdanin Stasiek, inne.
Docieramy wreszcie do puentującego zbiór spojrzenia na Ziemię z pokładu statku Apollo 14. Kosmonauta, Edgar Mitchell podziwiał ją jako lśniący niebieskawy klejnot. Jego potomek martwi się degradacją planety. Małgorzata Kulisiewicz mówi o tym opowiadaniu „DalEKOwzroczność” jest tekstem o ratowaniu naszej planety, „staruszki Ziemi”. EKO to oczywiście ekologia, jakże teraz modna, ale nie dla mody ten tekst napisałam. Niektóre zjawiska są rzeczywiście przerażające…”. Wszyscy dbajmy o ekologię.
Zbigniew Mirosławski
Drodzy Przyjaciele, Widzowie Teatru Witkacego...
„Człapówki” w Teatrze Witkacego
Ponieważ nie możemy zaprosić Was na spektakle na Chramcówki 15 – postanowiliśmy zagościć w Waszych domach. Od 26. listopada do 12. marca będziemy prezentować biletowane spektakle on-line (transmisje w czasie rzeczywistym!).
W wirtualnym repertuarze znalazły się "Człapówki – Zakopane" (którymi rozpoczniemy pokazy już 26. listopada o godzinie 20.15), "Metafizyka dwugłowego cielęcia", "SPISKI – Hej!", "Rzeźnia" oraz dwie premiery: "The Underground Man" (już 11. grudnia) oraz "Akt przerywany czyli Teatr Nie (Konsekwencji)" (12. marca). Dokładny harmonogram planowanych spektakli znajdziecie na stronie www.witkacy.tv. Sprzedaż biletów już ruszyła!
Jako wstęp do spektakli on-line proponujemy Wam nagrania z cyklu "Bebechy Witkacego", które są publikowane w każdy piątek listopada o godzinie 18.00 na naszym kanale na Youtube, a dostępne będą przez pół roku do maja 2021. Projekt został dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Przypominamy, że na naszym kanale na Youtube dostępne są również nagrania z cyklu "Witkacy wirtualny (Signum temporis)", które realizowane były w ramach programu "Kultura w sieci". Zapraszamy do oglądania!
Życzymy Wam zdrowia – trzymajcie się ciepło!
Do zobaczenia (on-line) już wkrótce!