Nowości książkowe

 

  

PlakatNa przekór codzienności

 O poezji Mariana Zembali pisze Andrzej Walter

 

Kiedy rodzi się poezja, to w takiej chwili zatrzymuje się cały świat. Nasze łaknienie piękna zamraża wtedy na ułamki sekund wszystkie trudy trwania i właśnie te chwile, uwieczniane słowem i wyobraźnią twórcy pozwalają poczuć choć na moment niepowtarzalność misterium sztuki. Wtedy każdy może stać się artystą i nagle dotknąć cudu; dosięgnąć hen, do swojego nieba i wniknąć w niecodzienne rejony prawdy i wrażliwości. Odrywa się wtedy od ziemi i doznaje być może tego samego dotyku, którym Michał Anioł ukazał stworzenie Adama w środkowej części sklepienia Kaplicy Sykstyńskiej.

W poezji sytuacja ulega odwróceniu. Oto człowiek staje się stwórcą i jednocześnie występuje wbrew okowom: czasu, losu i przeznaczenia i staje najodważniej naprzeciw własnej przemijalności; zatrzymuje ten czas: sytuację, przeżycie, stan wyższy swojej duszy, który nie jest przecież stały, a raczej wręcz przeciwnie, jest: unikalny, niezwykle rzadki, płochy i jakże ulotny.

To właśnie dzieje się w poezji Mariana Zembali, w poezji zatrzymanego czasu, w poezji próby zapisu ulotności naszych chwil, zapamiętaniu wyjątkowego wzruszenia, czy czasami wręcz wzburzenia, ale też powiedzmy otwarcie w poezji doznawania wyjątkowości własnego spotkania z kondensacją wrażliwości. Lawina tych uczuć działa niczym katalizator, czynnik poruszający, sprawczy, silniej niż proza codzienności. Następuje nieoczekiwana erupcja słowa i tak oto rodzi się poezja. Poezja uszlachetniona przeszłością, ale i życiem, tym prawdziwym, realnym życiem, którego profesor doznał jakby więcej niż inni, zwykli śmiertelnicy. Powołano go bowiem, jak sam skromnie przyznaje, aby: ratować, leczyć i przywracać nadzieję.

Wiersze Zembali nie są monumentalne, barokowe czy wyrafinowane. Są za to do bólu szczere, prawdziwe, fotograficznie czyste i przejrzyste, właściwie jakby poszukujące wciąż swoich korzeni czyli odniesień czy metafor. Są wyrazem życia w swej kulminacji, kiedy dotyka się czasu i siebie samego w zadziwieniu i tej jakże nieodłącznej artyście próbie dzielenia się opłatkiem słowa. Ogromne znaczenie ma tu to prawdziwe, realne życie i poświęcenie go, aż do zatracenia: medycynie i ludzkości. Zauważmy tu zdecydowanie ów niesamowity kontekst sytuacyjny: wydarzenia, spotkania i ludzie, bo najważniejsi dla Zembali są ludzie.

Pogrzeb Marka Edelmana, niecodzienność spotkania z Tadeuszem Różewiczem, olśnienie pooperacyjne jako nagroda za trud i wytrwałość wielogodzinnej walki o życie, kiedy w iluminacji dostrzega się w maleńkim pacjencie samego Boga wcielonego, czy też choćby bardziej przyziemnie – trudna Wigilia roku 2012, kiedy nie było tak, jakby się oczekiwało, kiedy coś drażniło, uwierało, doskwierało. Te wszystkie stany, aż po reminiscencje wspomnień i refleksji nad stanem świata, obecnego kondominium strachu znajdziemy w poezji Mariana Zembali, która broni się jak już wspomniałem koncentracją prawdy i szczerości.

W wierszu „Posłaniec” wybrzmiewają jakże ważne słowa: Czas, który idzie / nie zrozumie Fausta. Słowa te jednak, realna przecież i coraz powszechniej podzielana obawa przed nadchodzącym wyraźnie barbarzyństwem przyszłości, nie oddają kontekstu i powagi całego wiersza, który jest jakby hołdem dla ojca współczesnej polskiej poezji Tadeusza Różewicza.

Zapatrzeni w Twoje słowa / Uwierzyliśmy nawet w moc szarości.

I znów, zastanawia tu przenikliwość Mariana Zembali, który w roli poety jakby intuicyjnie odnosi się do setek naukowych już analiz twórczości Tadeusza Różewicza, których przecież jedną z licznych konkluzji jest fakt, że to właśnie On uczynił z nas wszystkich poetów i to mówiących swoim własnym, nowym, odzwierciedlającym współczesność i jej ponowoczesną frazę językiem cienia i szarości. Językiem dekadenckiej depresji i lęku przed wyzwaniami nowego, nieznanego jeszcze wieku. Jakby brzemiennego w tragizm nadchodzących wydarzeń. Nie dziwmy się jednak tym właściwościom wyczucia ducha czasów u naszego niecodziennego Autora. Zanurzył się On bowiem nad wyraz głęboko w moc egzystencji, po czym ujarzmił ją brawurowo i do prawie ostatniego tchu stara się aktywnie realizować swoje powołanie.

Tych kilkanaście wierszy uderza swoją prostotą. Ich lapidarność jest ich ogromną siłą w tym samym stopniu co choćby odwaga zwrócenia się i przywołania nieco niestety zapomnianej dziś postaci stańczyka, było, nie było królewskiego błazna, który ma nam wszystkim przywrócić zdrowy rozsądek. Może to jest jakiś pomysł na konflikty, deformację i karykaturalność obecnych czasów, w których hedonizm i siła przewartościowania dobra i zła, a w zasadzie ich defraudacji pojęciowej, przewróciły nam ten świat dosłownie do góry nogami.

Wreszcie dostrzegam w poezji Mariana Zembali niezwykłą świeżość spojrzenia i ukryty jeszcze potencjał przyszłej twórczości. To Autor, który absolutnie nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a wręcz przeciwnie – te wiersze to dopiero jak sądzę początek Jego szczerego rozrachunku literackiego z tym światem i stawiania całkiem nowych kroków na niwie choćby i poezji. Przenikliwość obserwacji codzienności, występowanie wbrew tej codzienności, jakby na przekór sztampie, zasadom i regułom, ten tlący się odwieczny bunt ku zmianie świata na lepszy, to są przecież elementarne cechy prawie każdego poety, który rzuca wyzwania nawet samemu Bogu, a potem doznaje procesu własnej ewolucji ku wyciszeniu i stateczności – jak to powiedział inny wielki poeta współczesny bunt nie przemija, bunt się ustatecznia... (z Grochowiaka; wiersz „Do S")

Zabierając doktora Marka / popełniłeś błąd

Te mocne słowa, które padły nad grobem Marka Edelmana niosą za sobą bardzo ważną symbolikę naszego losu. Ileż to już błędów nasz pan Bóg popełnił, i ile jeszcze popełni? A nasze błędy? Naszym błędem jest być może popełnianie poezji, być może próba nazywania nieskończoności czy jakże naiwna próba osiodłania wieczności, a przecież wieczność jest na wyciągnięcie ręki, w każdej chwili, w każdym geście, w każdym spotkaniu z obcym, tu i teraz i właśnie z drugim człowiekiem, w każdej próbie dotknięcia piękna czy nieuchwytności sztuki.

Marian Zembala w swoich wierszach wystąpił więc jawnie na przekór codzienności, za co mu sercem i z serca dziękuję. Codzienność bowiem to śmierć życia. Im silniejsze poczucie powtarzalnej rytmiki codzienności, tym mniej do życia chęci. W tym kontekście każde moje spotkanie z profesorem Marianem Zembalą było jakże niecodzienne. Wymykało się sztampie. Burzyło tę codzienność. Zaburzało każdy schemat i przerywało ciszę. Tak jest i teraz w przypadku wierszy Mariana Zembali.

Czyż nie o to też chodzi w poezji, aby jak najskuteczniej przerwać ciszę...? Aby zmusić do myślenia...? Poezja to coś więcej niż słowa. To każda decyzja, każdy wybór, cała ta, misternie budowana konstrukcja życia, stawiana i przeżywana, na przekór codzienności, na przekór zwyczajności, banalności trwania i na przekór wszystkiemu. To, wreszcie, po emocjach, spotkaniach, doznaniach i doświadczeniach, każda zarejestrowana w świadomości myśl, każda chwila, każdy obraz, aż w końcu każdy nasz wymiar. Chyba tylko w tym sensie – wszystko jest poezja – wedle obrazoburczych słów Edwarda Stachury, z którymi przecież nie sposób się zgodzić. Jednakowoż albo jest w nas dusza poety, albo jej nie ma. Ona się jedynie potem uaktywnia – wobec silnego przeżycia, wstrząsu, rozgrzanych emocji...

Paktujemy na co dzień z pustką, z namiętnościami, z trywialnością Wszechświata. Gryziemy samotność jak czerstwą bułkę egzystencji pomimo tej błyszczącej i propagandowej oferty świata, który proponuje nam zawsze drogę na skróty. Dokąd ta droga? Nie pytajcie Mariana Zembali, gdyż On nigdy na skróty nie chodził. Jego skrót w poezji niesie za sobą pokłady głębi. Jego lekkie pchnięcia szpadą prawdy pozostają w czytelniku i nie goją się. Czytelnika pozostawia jednak głodnym.

To głód „czegoś więcej”, głód piękna i wzruszeń, głód Ikara i smutek Dedala, lęk Kaina, prawdziwa nostalgia Fausta. Oto nowy obraz Doriana Graya. Poezja dziś to coś więcej niż dusza. To coś więcej niż portret, niż systemy wersowania, gatunki, style i epoki. To coś więcej niż smutek. To niedotykalność. I tego można dopatrzeć się również u Zembali jako kolejnego adepta Mistrza Różewicza. To klucz. Do wieczności, do absolutu, do całej wielowymiarowej prawdy o człowieku. Klucz do najprawdziwszej iluminacji Słowa. Słowa, które ciałem się stało. Czy można, z tak rozumianą poezją uczynić coś jeszcze? Czy można ją ogarnąć, ująć i zrozumieć?

A po co? Niech żyje zwyczajność.

Po co? Zapytam.

I powrócę do słów. Słów, które koją i jednocześnie niepokoją.

Słów, które: ratują, leczą, przywracają nadzieję.

Andrzej Walter

 

 

 

Komunikat Związku Literatów Polskich Oddział w Poznaniu

 

W związku z zaistniałą sytuacją, organizatorzy 37. Konkursu im. Kazimiery Iłłakowiczówny na debiut roku 2019, informują o zmianach jakie będą miały miejsce w najbliższych miesiącach.

Są one następujące:

• Termin nadsyłania tomów poetyckich przedłuża się do 31 maja 2020 roku.

• Nadesłane książki oceni Komisja Konkursowa, powołana przez Organizatora w terminie do końca czerwca 2020 r.

• Oficjalne ogłoszenie nazwiska Laureata i wręczenie Nagrody nastąpi podczas
43. Międzynarodowego Listopada Poetyckiego (na początku listopada 2020 r.)

• Laureat zostanie powiadomiony o dokładnym terminie
i miejscu wręczenia Nagrody, w terminie do końca września 2020 r.

• Wiersze z nagrodzonego tomu poetyckiego zostaną zaprezentowane na witrynie poznańskiego oddziału Związku Literatów Polskich – www.zlp.poznan.pl oraz w piśmie literackim Re Wiry.

• Organizator nie zwraca książek, nadesłanych na konkurs.

Organizator Konkursu:
Związek Literatów Polskich Oddział w Poznaniu

Tomy poetyckie należy nadsyłać na adres:
Jerzy Beniamin Zimny
ul. Worcella 9
61-419 Poznań

• Tomy poetyckie mogą zgłaszać wydawnictwa, stowarzyszenia twórcze, osoby reprezentujące instytucje kultury i media o charakterze literackim.

• Książki autorów, pisane w języku polskim, wydane w 2019 roku, należy wysłać na adres Organizatora Konkursu w 3 egzemplarzach, z podaniem adresu, e-maila, nr telefonu autora.

• Nadesłanie tomów poetyckich jest równoznaczne z akceptacją regulaminu i stanowi deklarację, że autor nigdy wcześniej nie wydał żadnej książki noszącej cechy poetyckiego debiutu (z numerem ISBN).

Konkurs od prawie 40 lat promuje miasto Poznań w kraju i poza jego granicami. Inspiruje ludzi młodych do rozwijania artystycznej pasji, zdolności i możliwości poetyckiej wypowiedzi. Popularyzuje twórczość Patronki Nagrody – Kazimiery Iłłakowiczówny.
Była ona jedną z najważniejszych poetek polskich. Z Poznaniem związała swoje życie, a wiele lat z poznańskim oddziałem ZLP.

 

 

Plakat

prof. Maria Szyszkowska

Księga poświęcona Bronisławowi Trentowskiemu

 

O mogilnictwie w Polsce, a więc o tym, że umiemy cenić rodaków dopiero, gdy odejdą, pisano już u nas wiele. także i w okresie między dwiema wojnami światowymi, czyli w Polsce Niepodległej. Ta sytuacja wiąże się z głębokim niepokojem, bowiem mamy skłonność do niedoceniania, a nawet wręcz deprecjonowania tego, co stanowi wykwit polskiej myśli, zwłaszcza filozoficznej. Smutnym paradoksem jest fakt, że dla przeciętnego Polaka znaczy coś myśl Sokratesa, Platona czy Kanta, natomiast nie kojarzą się z niczym nazwiska Cieszkowskiego, Lutosławskiego, Hoene-Wrońskiego,  Bronisława Trentowskiego. Wydarzeniem więc jest opublikowanie w 150 lecie śmierci tego ostatniego z wymienionych filozofów – Księgi „Dziedzictwo Bronisława Ferdynanda Trentowskiego” pod redakcją naukową prof. Sławomira Sztobryna. Trzeba podkreślić, że opublikowało tę księgę wydawnictwo Naukowe Towarzystwa Pedagogiki Filozoficznej „Chowanna”. Dodam na marginesie, że mamy  skłonność do niedoceniania także polskich pisarzy i artystów.

Książka zbiorowa o której tu mowa, została przygotowana z inspiracji profesora Sławomira Sztobryna, który jest prezesem Towarzystwa Pedagogiki Filozoficznej. Jej ukazanie się jest wydarzeniem, zwłaszcza jeśli się zważy naszą epokę globalizacji przenikniętą amerykanizacją. Biorąc pod uwagę czasy w których  żyjemy, należy przywracać znaczenie myśli narodowej i zarazem słowiańskiej. Odnosząc się z szacunkiem  do idei zrodzonych w zachodniej Europie, powinniśmy zdawać sobie sprawę ze znaczenia odkrywczych myśli, których twórcami byli Słowianie. Już w wieku XIX, między Powstaniem Listopadowym a Powstaniem Styczniowym, polskich myślicieli niepokoiło nadmierne – w ich ocenie – przywiązanie zachodniej Europy do wartości materialnych. Mesjanizm,  który Bronisław Trentowski rozwinął,  wiązał się m.in. z chęcią odrodzenia duchowego ludzi Zachodu.

To poczucie posłannictwa i zaniepokojenia brakiem ideałów jako drogowskazów życia jednostek, znalazło może najmocniejszy wyraz w jednym z rozdziałów wymienionej książki. Mianowicie Stanisław Gałkowski zamieścił w niej rozdział „Pedagogika mesjanistyczna czyli o nieoczekiwanej aktualności Trentowskiego. Autor słusznie stwierdza, że zagadnienie mesjanizmu jest aktualne – jak pisze – w stopniu znacznie wyższym niż się to powszechnie przyjmuje. „Dotyczy ono bowiem – w pewien sposób fundamentalnego dla pedagogiki – sporu o status tego, co my jako pokolenie wychowawców mamy do zaproponowania naszym wychowankom” ( s. 222). Słusznie też zwraca uwagę na to, że mesjanizm ma wymiar indywidualny  oraz wymiar zbiorowy.

Nawiązując do pierwszej odmiany mesjanizmu, jest niewątpliwe, że w każdej epoce pojawiają się jednostki, które stawiają sobie wymagania wyższe znacznie niż inni ludzie, wymagania dotyczące rozwoju duchowego, którego nie można uznać w takim wymiarze za powinność dotyczącą każdego.  Wiąże się  to z nieustanną pracą nad sobą. Posłannictwo poszczególnych narodów, w tym polskiego, rozgrywa się w świetle poglądów Trentowskiego na płaszczyźnie kulturowej.

Z omawianej Księgi wyłania się niepodważalny związek filozofii i pedagogiki, co niestety nie jest powszechnie obecnie uświadamiane. Pedagogika powinna kształtować jednostki w duchu wyższych wartości, czyli ideałów. skierowując wysiłek ku doskonałości na miarę danego człowieka. Ten sens pedagogiki został w epoce neoliberalizmu ekonomicznego zakłócony w rezultacie natarczywości  mediów, które skłaniają przede wszystkim - mocą sugestywnych obrazów - ku wartościom  materialnym.

Współautorami tej Księgi są przedstawiciele następujących ośrodków naukowych; Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku Białej, Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Uniwersytetu Szczecińskiego, Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, Uniwersytetu Gdańskiego i Akademii Marynarki Wojennej. Dzięki wysiłkom tych uczonych, Księga przybliża wnikliwie i wszechstronnie poglądy Bronisława Trentowskiego.

Trzeba tu zaznaczyć, że dzięki Instytutowi  Wydawniczemu PAX ukazała się w latach 1958 i 1966  „Historia filozofii polskiej” Wiktora Wąsika. Należy zaznaczyć wielki wkład tego wybitnego historyka filozofii w przybliżenie filozofii polskiej, a w tym poglądów Trentowskiego. Wiktor Wąski zdawał sobie sprawę, że znajomość polskiej myśli filozoficznej została bardzo zaniedbana przez starsze pokolenie historyków filozofii. Wiktor Wąsik dokonał heroicznego czynu, a mianowicie zrekonstruował, odtworzył po II wojnie światowej przygotowaną już do druku historię filozofii polskie. Rękopis spłonął w sierpniu 1944 roku.

Na braku obecności myśli filozoficznej i pedagogicznej Bronisława Trentowskiego w Polsce zaważyły w dużej mierze uwarunkowania ideologiczne i światopoglądowe po II wojnie światowej. Otóż w czasach Polski Ludowej na świadomość Polaków oddziaływała przede wszystkim filozofia marksistowska oraz filozofia chrześcijańska, zwłaszcza tomistyczna. Szerzona była ta ostatnia przez ośrodki świeckich chrześcijan oraz prywatny katolicki Uniwersytet w Lublinie, jak również przez założoną w 1954 roku - czyli jeszcze w okresie stalinowskim - państwową Akademię Teologii Katolickiej w Warszawie. Po przełomie politycznym 1989 roku sytuacja nadal nie jest sprzyjająca dla oddziaływania polskiej myśli filozoficznej w związku z dominacją filozofii św. Tomasza z Akwinu.

W takiej sytuacji trudno spodziewać się życzliwego nastawienia władz edukacyjnych oraz mediów dla propagowania poglądów Trentowskiego zwłaszcza, że był masonem, co jest  przez Kościół Katolicki oceniane wyjątkowo nagannie.  Uprzedzenia utrudniają zrozumienie  szlachetnych ideałów  głoszonych przez wolnomularstwo, mimo, że  Braterstwo i Pokój, nabierają szczególnego znaczenia w XXI wieku, w związku ze zwiększającymi się wydatkami na zbrojenia.

prof. Maria Szyszkowska

Fot. autorki: Andrzej Dębkowski

 

  

Plakat

dr hab. Paweł Soroka

Podkarpackie Ślady Pegaza

 

Podkarpackie Ślady Pegaza, to nowa pozycja wydawnicza na podkarpackim rynku wydawniczym. Książka ukazała się pod patronatem Związku Literatów Polskich Oddział w Rzeszowie. Autorem i pomysłodawcą tej interesującej publikacji jest Stefan Michał Żarów, były długoletni wiceprezes Regionalnego Stowarzyszenia Twórców Kultury w Rzeszowie.

W słowie wstępnym skierowanym do czytelnika pisze: „Podkarpacie poprzez swoje uwarunkowania historyczne stanowi magiczne miejsce. Składają się na to różne czynniki, a o jego specyfice decydują w dużej mierze wielopokoleniowe rodziny zamieszkujące jego tereny. Ich obecność sprzyja podtrzymaniu tradycji kulturowej, co ma istotny wpływ na powstającą tu literaturę”. W niniejszej pracy Autor przedstawia własne odniesienia z zakresu poezji, prezentując twórców działających w grupach literackich, oraz wybrane dynamicznie funkcjonujące środowiska literackie i stowarzyszenia o charakterze kulturotwórczym. Ma również nadzieję, że przedstawione zagadnienia znajdą kontynuację w kolejnych wydaniach. Książka ta jest jego autorskim projektem, a podzielona została na trzy części: „Eseje, Krytyka i omówienia” oraz „Z kart historii”. Podział ten wynika z przedstawianego zakresu pracy i wiąże się z próbą klarownego usystematyzowania jej treści. Przyświecały mu dwa cele: zapoznać czytelnika z tematyką literacką, zwracając szczególną uwagę na twórczość poetycką z jej specyfiką oraz zarazem przybliżyć podkarpackie środowisko kulturowe.

Część I Eseje

Ta część książki składa się z trzech esejów tj. Kategorie tworzenia, Pamięć, nieistnienie i konieczność rekonstrukcji oraz Poeta i jego poezja. Są one przedstawieniem odniesienia Stefana M. Żarowa do roli poezji, a zarazem stosunku twórcy do powstającego utworu. Zwraca uwagę na odpowiedzialność poety wynikającą ze słowa zawartego w wierszu, a w szczególności na siłę oddziaływania Słowa na czytelnika.

Część II Krytyka i omówienia

Zawiera próbę analitycznego podejścia do szesnastu wybranych autorów i tytułów ich książek, które ukazały się drukiem w ostatnich latach na terenie Podkarpacia. Należą do nich znani i utytułowani twórcy, jak również adepci pióra, którzy mają w swoim dorobku zdobyte nagrody i wyróżnienia w ogólnopolskich konkursach literackich: Janina Ataman, śp. Marian Berkowicz, Stanisława Bylica, Adam Decowski, śp. Józef Kawałek, Joanna Kłaczyńska, Ewelina Łopuszańska, Jolanta Michna, Edyta Pietrasz, Aleksandra Piguła, Marek Petrykowski, Jolanta Szal-Mach, Michał Warzocha, Bogusław Kotula, Jerzy Stefan Nawrocki i Maria Rudnicka.

Część III Z kart historii

W artykule pt. Zastanawia mnie ta droga Autor przestawia patrona Podkarpackiej Izby Poetów, jakim był Stanisław Harla. W Izbie w jej ponad dwudziestoletniej działalności prezentowało się ponad stu twórców z terenu Podkarpacia. Charakterystyczne jest to, że Izba rozpoczęła swoją działalność od wspomnienia twórczości nieżyjącego już wówczas Stanisława Harli z ziemi mieleckiej i zakończyła ją na spotkaniu innego jej przedstawiciela, poety Zbigniewa Michalskiego. Kontynuacją Izby ale już w zmienionej formule jest Podkarpacki Salon Literacki, autorski pomysł Marka Jastrzębskiego dyrektora Wojewódzkiego Domu Kultury w Rzeszowie. Mielecki Klub Młodych Pisarzy to przedstawienie fenomenu kulturowego, jakim była jego działalność w latach osiemdziesiątych minionego wieku, a z którego to wywodzi się kilku twórców do dzisiaj uprawiających działalność literacką.

Kolejny artykuł to Mielczanie w Podkarpackiej Izbie Poetów, co jest odzwierciedleniem dynamicznego środowiska literackiego tego miasta. Na zakończenie przedstawiono wspomnienie ze Światowego Dnia Poezji w Rzeszowie, zainicjowanego i od wielu lat organizowanego przez Regionalne Stowarzyszenie Twórców Kultury.

dr hab. Paweł Soroka

________________

Stefan Michał Żarów, Podkarpackie Ślady Pegaza. Oddział ZLP Rzeszów 2019.

 

 

Plakat

Paweł M. Wiśniewski

Jutro polecimy w gwiazdy

 

Największy sukces ludzkości – umiejętność przeszczepu mózgu, przeniesienia dysku twardego ze zniszczonej obudowy do nowej, pozbawionej wad poprzedniej konstrukcji.

Dzisiaj manipulujemy genami, manipulujemy jaźnią, emocjami, przeczuciami i wspomnieniami. Jutro polecimy na Marsa. Założymy tam kolonię, zasadzimy rośliny mogące przemieniać szkodliwe substancje atmosferyczne w tlen. Zbudujemy bazy planetarne służące podbojowi sąsiednich ciał niebieskich.

Jutro wynajdziemy cudowny lek na raka, który obecny już dzisiaj nie miałby szans na wprowadzenie do masowych produkcji. Zdobędziemy wiedzę niezbędną do przetwarzania pliku danych tekstowych, obrazkowych i dźwiękowych będących językiem gwiazd i galaktyk. Odkryjemy nowe sposoby pozyskiwania energii z fuzji jądrowej naturalnego paliwa słońc.

To jutro. Dzisiaj jesteśmy w fazie przygotowań, prób i błędów, troski o bezpieczeństwo misji bezzałogowych i tych załogowych – eksplorerów nowych światów. Sprawdzamy dokładnie każdy najmniejszy szczegół po dwa razy, aby być pewnymi, że nasz wysiłek nie pójdzie na marne, że nie zostanie skreślony upływem czasu, jaki pozostał do nieznanego. Wyznaczamy granice znanego i przesuwamy ją coraz dalej, w kierunku jeszcze nie poznanego. Kierujemy się ciekawością, ciekawością, która przyprowadziła nas z kresu ciemności wieków średnich aż do epoki postępu, epoki pędu w niezmierzoną czeluść wszechświata.

Wiemy, co czeka nas za krańcem galaktyki? Nie, ale dowiemy się. Odnajdziemy właściwą drogę. Nie będzie nam potrzebny kompas, busola ani systemy satelitarne. One i tak nie miałyby sensu w przestrzeni międzygwiezdnej.

To jutro. Dzisiaj liczymy na łut szczęścia i sygnał z ciemnej otchłani wołający nas po imieniu, sygnał, który odebrał nasz zapis ze złotych tabliczek; ślepy traf, litość obcych cywilizacji górujących nad nami jak my nad mrówkami.

Paweł M. Wiśniewski

 Rysunek w tekście: Sławomir Łuczyński

 

    

Plakat

Adam Lewandowski

Jakimi zmysłami poznawać świat...

 

No tak, każdy z nas z nowym rokiem chce być lepszy, podejmuje wszelkie wyzwania, zobowiązania. Więcej treningu – biegania, siłowni, seansów terapeutycznych, jazdy rowerem. Przeglądam wszelkie raporty, podsumowania 2019 roku i jakoś brak zapisów dotyczących wyzwań kulturalnych, a tym bardziej czytelniczych…. A może przeczytam w 2020 roku 20 książek, a ktoś 30 książek, inny doda – przeczytam 30 książek i napiszę kilka słów ze zrozumieniem? To byłaby dopiero licytacja. Nikt nie chwali się ile to książek dostał w prezencie? A przecież była i jest taka okazja – każdemu w rodzinie sprezentować książkę autorstwa Olgi Tokarczuk – całkiem niezły pomysł! Podarować Prowadź swój pług przez kości umarłych – w przyzwoitej cenie, ładnie wydany egzemplarz, nie mówiąc o treściach. Ewentualnie Opowiadania bizarne – dobra lektura na dziwności tego świata, bo przecież bizzare z francuskiego znaczy dziwny, czasami śmieszny, czy niezwykły. Przecież otaczający nas świat jest przedziwny, czasami rozśmiesza. Czyż powyższe lektury nie są najlepszymi? Albo światowy bestseller Yuvala Noah Harari – Homo deus. Krótka historia jutra. To po Sapiens – od zwierząt do bogów, i po 21 lekcjach na XX wiek – kto chce poznać przyszłość? Książki to niesamowita przestrzeń do ogarnięcia...

W Śremie od nowego roku funkcjonuje empik – super książkowe zaplecze, z muzycznym asortymentem. Radość mieszkańców duża, w ostatnich dniach niesamowity tłok – pomyślałem – to dobry znak, ludzie zaczynają doceniać czytelnictwo – najlepszy zmysł poznawczy. Czytajmy, przeglądajmy, zbierajmy wszystko co jest związane z pisaniem. To takie noworoczne przemyślenia...

Często przyjaciele, znajomi, czy spotykani w codzienności czytelnicy zadają pytanie: czym jest poezja? Adam Zagajewski pisze, że poezja jest czymś niezdefiniowalnym, im dłużej myślę o jej definicji, tym bardziej się komplikuje. Jest w niej moc poznawcza, bo otwiera się na świat zewnętrzny i wewnętrzny autora. Jednak – za myślą Zagajewskiego – rozpina się pomiędzy próbą poznania i niemożnością poznania. Inaczej stwierdza Ryszard Krynicki cytując zapis Szymborskiej: niejedna chwiejna odpowiedź na to pytanie już padła. A ja wiem i nie wiem i trzymam się tego jak zbawiennej poręczy. Dla innych poezja jest oczywiście tajemnicą i jak każdą tajemnicę próbujemy ją zgłębić. Natomiast Anna Piwkowska pisze, że poezja to współczesny język, którym opisujemy współczesny świat – posługując się nastrojem i rozumem. Najłatwiej i najbliżej mi do stwierdzenia, że poezja to mowa bezdomna, sieroca, która bierze ze wszystkich języków świata, a sama nie jest językiem: jest, w każdym swoim wcieleniu, jednorazową wypowiedzią, która powstaje, kiedy w umyśle poety lub w świecie dzieje się coś poza wszelkim porządkiem (zbliżone do myśli Jarosława Mikołajewskiego). Dla mnie poezja to wyzwanie, to opis otaczającej rzeczywistości, to łzy i uśmiech dnia, to sakramentalne własne zdanie i nić związania z innymi podmiotami. Niech każdy samodzielnie zdefiniuje – bez poezji byłoby nudno, smutno i bezrefleksyjnie.

Muzyka, literatura, fotografia czynią nas bardziej oryginalnymi, ciekawszymi, mądrzejszymi, ba nawet lepszymi od innych! Pewno nie wszystkich, ale ci którzy to robią, tworzą jedną wielką rodzinę, która walczy w poszukiwaniu lepszego, innego świata. Podobne pytanie dotyczy stwierdzenia co słychać w poezji? Czy czytanie poezji może przynieść trwały pożytek? Odpowiedz wydaje się prosta: tak, jeżeli na chwilę zawiesimy zautomatyzowany sposób lektury, do którego przyzwyczaiła nas szkoła. Siła literatury, a zwłaszcza poezji, tkwi jednak w akcentowaniu tego, nad czym prześlizgujemy się zbyt gładko, wybudowaniu tego, co łatwo ulega przeoczeniu i uwrażliwianiu na to, co za szybko osuwa się w uogólnienie – cytat z tekstu Agnieszki Budnik.

O poezji można wiele i długo rozmawiać – wieczorami, porankami, w samotności, a i w grupach zainteresowania. Punktów widzenia jest co najmniej tyle, ile poetyckich tomów. Ważne, by znalazł się inicjator tych rozmów! A następnie posypią się pomysły wieczorów poezji, chwile głośnego czytania, czy śpiewania poezji, przeglądy i festiwale poezji. A może pojawią się jednolite kursy poezji – których tak bardzo brak – czy systemowe studia akademickie dotyczące poezji? Brakuje poważnych, oryginalnych festiwali poetyckich, których celem jest upowszechnianie poezji, jej wtargnięcie do wszystkich domów. Przecież nie wyważam drzwi, a tylko wskazuję, aby je uchylić!

Adam Lewandowski

 

 

Plakat

Maciej Bylica

„Europejski świat”

 

Europejczycy charakteryzują się pewnym rodzajem pychy, który karze im patrzeć na świat w porównaniu do starego kontynentu. I od razu zaznaczam, że chodzi mi o Europejczyków jako ogół, a nie o konkretne nacje jak Polacy. Chociaż udało nam się opanować Amerykę Północną, Australię i w pewnym stopniu Amerykę Południową, i choć wiemy jakie były konsekwencję naszej ingerencji w ich kulturę to wciąż nie potrafimy wyciągnąć z nich słusznych wniosków i zaprzestać działań, które w przeszłość niszczyły kultury lepiej funkcjonujące od naszej.

Dlaczego akurat nam się udało? Dlaczego to my zdominowaliśmy połowę świata w ujęciu kulturowym? Prawda jest taka, że jedynie kultura europejska i muzułmańska ma w swoich podstawach zapisaną ekspansję. Przez ten zapis ekspansji rozumiem religijnie uwarunkowany obowiązek szerzenia swoich wartości, a więc i kultury. Obecne odejście Europejczyków od wiary jest również bezpośrednią przyczyną przyszłego (może całkiem niedalekiego) upadku naszej kultury. Stanie się tak, ponieważ nie będziemy szerzyć swoich wartości. W imię liberalizmu przekształciliśmy się z grupy tj. siły kulturowej w zbieraninę różnych mini kultur. I oczywiście nie można powiedzieć, że to źle, że tak się stało. Po prostu nasza kultura najprościej rzecz ujmując się zestarzała, zatarły się jej granice, a ona sama stała się czymś trudnym do zdefiniowania. Uważam ten proces za normalny i spokojnie czekam, aż moją kulturę zastąpi jej ekspansywna młodsza siostra, która bardzo przypomina starszą siostrę z okresu jej świetności.

Chociaż czasy kiedy odważni ludzie wsiadali na okręty i pewni tylko morza przed sobą i Boga w Niebie płynęli ku nieznanemu są już przeszłością, to dalej możemy obserwować skutki tych wojaży. Ze świadomością, że reprezentujemy JEDYNEGO Boga, gardząc innowiercami i ich kulturą, Europejczycy uważali, że wprowadzając chrześcijański system wartości wprowadzają porządek i ład do „społeczności prymitywnych dzikusów”. Nikt nie zadał sobie trudu poznania tych kultur, które nie raz olśniewały swoimi dokonaniami adekwatnymi do ich poziomu rozwoju. Niemniej dla przepełnionych pychą Europejczyków nie miało to znaczenia. I dalej nie ma to znaczenia.

Kiedy w 1960 roku państwa afrykańskie odzyskiwały niepodległość – pomijając już fakt, że zostały przez kolonizatorów ograbione i zrównane z ziemią – były w opłakanym stanie. Pierwsi kolonizatorzy starali się budować Europejskie społeczeństwo i monarchię doby renesansu w miejscach gdzie dotychczas były system wodzowski. Ten szok kulturowy, a także oczywiście bariera etniczno-językowa spowodowała, że koloniści żyli wyzyskując ludność rdzenną, niszcząc ich kulturę, której nie rozumieli i ograbiając ich z ich bogactw, nie dawali niczego w zamian. Problemem było głównie to, że choć Europejczycy budowali cywilizację dla siebie, a nie dla ludności tam mieszkającej, która jej nie rozumiała i się jej bała. Strach wynikał głównie z niemożności zrozumienia tej kultury, która była im zupełnie obca. I wciąż jest.

My, Europejczycy, wciąż jesteśmy dumni. Mówimy, że oświetlimy Afrykę naszym światłem, które w rzeczywistości ją oślepia. Sami dalej nie chcemy zrozumieć, dlaczego oni często po prostu nas nie chcą. Stworzyliśmy sztuczne państwa, które włączyliśmy do naszych wspólnot i narzuciliśmy im nasze wartości. Wszystko to są błędy przeszłości, których już nie jesteśmy w stanie zmienić. I choć etycznie zachowujemy się poprawnie i budujemy studnie, które działają przez miesiąc, aż się zepsują i nikt nie będzie w stanie ich naprawić, to jesteśmy w błędzie u samych podstaw. Budujemy szkoły i narzucamy nasz system edukacji, a co jeśli oni chcą mieć inny? Budujemy drogi i bloki, a może oni ich nie chcą? Wszystko co budujemy razi swoim europejskim charakterem oczy ludzi przywiązanych do swoich wartości, których chcemy ich pozbawić. I choć jak już mówiłem, etycznie racja jest po naszej stronie, to niestety kiedy się nad tym trochę bardzie zastanowimy, to dojdziemy do wniosku, że etyka jest również naszym wymysłem.

Wielu rzeczy nie możemy już zmienić, Afryka już zawsze będzie pokracznie starała się dogonić Europę. Czytelnik czytając ten artykuł może mnie źle zrozumieć. Uważam, że naszym obowiązkiem jest pomoc Afryce, ale my tą pomoc mylnie rozumiemy u podstaw. Dajmy im umiejętności, pokażmy im, że nie muszą być Europą, żeby być kimś. Niech oni sami budują swoje szkoły, tak żeby umieli z nich korzystać. Powiem więcej, to my powinniśmy się najpierw nauczyć ich, żeby później móc ich uczyć. Musimy zaprzestać usilnego budowania europejskiego świata, gdzie nasze racje są racjami wszystkich. Bo choć może tak być, to wcale nie musi i w tym szczególe tkwi cała zagadka.

Maciej Bylica