Nowości książkowe

 

 

Plakat

prof. Ignacy S. Fiut

 

Poezja trzeźwiąca

 

Kolejny tom wierszy Ryszarda „Sidora” Sidorkiewicza nosi tytuł „Wiersze rozproszone”, ale jest to raczej chwyt wydawniczy, zaś utwory w nim są starannie dobrane, ale i napisane językiem najczęściej „wulgarnym”, co zmienia niekiedy sens użytych słów i bardziej pogłębia ich wyraz znaczeniowy. Nie trudno zauważyć, że jest to protest autora przeciwko językowi i komunikacji medialnej, która zawłaszcza prywatność języka ludzi i powoduje jego bezwyrazowość: prowadzi do tego, że taka komunikacja przekształca się w działania konserwatywno-ideologiczne. Toteż czyta się te wiersze nierzadko z niesmakiem i przerażeniem, ale mogą one otrzeźwiać człowieka i budzić w nim krytycyzm racjonalny.

Poeta spogląda na świat ludzi i rzeczy wbrew liniowej logice czasu, a obserwowane w nim zmiany nie zmierzają ku lepszej wersji świata, a są raczej złudzeniem, co skutkuje tym, iż człowiek żyje ciągle zgodnie ze swą naturą i właściwie się nie zmienia. Za T. Różewiczem tęskni za lepszymi wierszami jeszcze nienapisanymi. Poezję Sidorkiewicza przenika natura, która jakby dyktuje mu kolejne utwory do tego stopnia, iż ich liryzm i melancholia ulega temu procesowi. Sądzi, że „oś świata” przechodzi przez poetę, w dynamice następstw dni i nocy, zaś świat ogarnia „bezmiłość”. Z latami staje się on coraz bardziej obcy poecie, a pisanie o nim pozostawia blizny emocjonalne i intelektualne. Pomimo nadmiaru możliwości komunikacyjnych poszerza się milczenie i samotność ludzi. Sam język staje się „zbyt krótki” do wyrażania przeżyć. Zaś szybka ewolucja człowieka eliminuje z jego życia „człowieka kochającego”, kosztem powszechnego, a nienawiść sięga kochających nawet samych siebie ludzi. Dramat przybijania do krzyża człowieka staje się i dzisiaj aktualny.

Autor ma duży dystans do tzw. „bohaterów medialnych”, np. Pazdana, Ronaldo, którzy sztucznie zastępują sens naszego człowieczeństwa. Podkreśla, że ludziom potrzebna jest czuła narracja, zniesienie narodowego pijaństwa, jak również ideologia nastawiona na przyszłość – rok 2050, by uniknąć dylematów Kaina i Abla. Autor przywołuje tu momenty istotne w poezji Cz. Miłosza, J. Tuwima E. Stachury, M. Świetlickiego, mające znaczenie dla budowy wspólnoty narodowej ponad podziałami. Kwestionuje także aktualnie panującą racjonalność ludzi, śledzeni premiowanych autorów, poszukiwania tzw. „arystokracji słowa”, nawołując do odrzucania uzurpacji złudzeń kreowanych przez media. Szczęście i sława są dla poety doznaniami chwilowymi, zaś po śmierci zostaną tylko pewnym pozorem wielkości tworzenia, choć będą konieczne dla następnych pokoleń twórców, by utrzymać kondycję ducha narodowego. W utworze pt. „Rachunek sumienia” Sidorkiewicz pisze: „w miłości popełniłem / wiele różnych głupstw // nie żałuję że na starość / nie zdążyłem zmądrzeć”.

Mądrość bowiem poety jest zawsze problematyczna, a o je trafności przesądzają konteksty historyczne. Dla niego trudna jest do przewidzenia ta gra kontekstów w procesie dziejowym, ale nadzieja w tej kwestii nigdy nie gaśnie.

prof. Ignacy S. Fiut

_________________________________

Ryszard „Sidor” Sidorkiewicz, „Wiersze rozproszone”. Posłowie: Ryszard Mierzejewski. Na okładce: Pieter Bruegel (starszy) „Ślepcy”, 1568. Pieszyce 2021, s. 112.

 

 

Plakat

dr Grzegorz Szelwach 

 

Prawda, piękno i dobro płynące z „Listów od Felicji”

 

Każdy historyk literatury na swój sposób mierzy się z epistolografią pisarzy.

Nie da się tego fenomenu kulturowego ogarnąć raz na zawsze. Taką próbę podejmuję ja pisząc o listach dr Felicji Borzyszkowskiej-Sękowskiej, spod pióra której wychodzą tylko dobre książki. Jest ona autorką ponad czterdziestu książek; By wymienić tu niektóre z nich: eseje „Trzecia płeć”, powieści „Niezapłacony rachunek sumienia”, „Miłości głodni i godni” oraz licznych tomików poetyckich, m.in. „Kwartet międzyludzki”, „I któż tu winien?” – dramaty, wiersze, fraszki.

W dwóch tomach „Listów od Felicji” Borzyszkowska-Sękowska podtrzymuje tradycję pisania listów. Książki te stanowią istotny wkład do silnie rozwijających się dziś badań nad epistolografią. Czytelników zachęcam do studiowania trzeciego i czwartego tomów „Listów...”.

Obserwujemy w XXI wieku wzrost zainteresowania biografistyką oraz osobowością twórcy, a zwłaszcza epistolografią i diarystyką, czyli „dokumentem osobistym”.

Ton listu dyktuje jego adresat, zatem inne są listy intymne, inne oficjalne, inne przeznaczone z góry do głośnego czytania lub publikacji, inne zaś listy – wyznania.

W listach mamy do czynienia z jednym nadawcą, tym podpisanym imieniem i nazwiskiem. Ale przecież nie jest on jednolity, jego wizerunek się zmienia. Inne są zatem listy do Borzyszkowskich, prof. Marii Szyszkowskiej i Jana Stępnia, Basi i Aleksandra Nawrockich, Andrzeja Zaniewskiego, czy prof. Pawła Soroki, a inny jest list do kardynała Kazimierza Nycza, biskupów i kapłanów, czyli list oficjalny. Chociaż w nim autorka pozwala sobie na szczerość: Kiedy tylko mogę jadę do Wilanowa. Uczestnicząc w Konferencji poświęconej Robertowi Schumanowi- wygrałam konkurs wiedzy o Nim. Rozwiązanie było w Świątyni Opatrzności i wtedy jako laureatce wręczono mi mikrofon. Doprawdy nie umiałam się znaleźć, wystraszona, zniewolona wielkością i wspaniałością tego monumentalnego obiektu, jego promieniującą świętością, myślałam, że się pod ziemię zapadnę.  Bo byłam przecież jakby na ambonie... I wtedy to chyba Anioł Stróż krzyknął mi do ucha:

„– Hola!  Przecież gadanie to twój zawód!”

No istotnie. Życie spędziłam jako nauczyciel akademicki i mówienie nigdy nie sprawiało mi trudności. A teraz? Tu w tej wielkiej „ Świątyni Opatrzności Bożej”?

Zapomniałam przysłowiowego „języka w gębie.1

Przy lekturze „Listów od Felicji” wiele razy nasuwało mi się pytanie o ich szczerość. Jest ono powodowane zwykłą ludzką ciekawością. Kiedy zapragnąłem jednak je zgłębić, okazało się, że stanowi poważny problem dla każdego, kto zajmuje się dokumentem prywatnym. Poważny i nie całkiem rozwiązany. Sama Borzyszkowska- Sękowska wysoko ceni szczerość. To niejako upoważnia mnie do rozważań o szczerości jej korespondencji. Bycie szczerym staje się synonimem bycia sobą. Korespondencja dla autorki „Listów...” jest nie tylko wymianą informacji, kontaktem z bliskimi. Jest „więzią dusz”, a nie tylko więzią uczuciową. W liście do prof. Marii Szyszkowskiej, dra hab. Tadeusza Medzlewskiego i Jana Stępnia czytamy: Zawsze (...) uważałam, że me życie nie interesuje nawet czytelników mych powieści, esejów, dramatów. A teraz? Teraz tylko w korespondencji z Wami moi Wybrani (nie szkodzi, że tylko jednostronnej) przenika wiele z moich zgoła osobistych przeżyć. Bo moje życie związane jest z ludźmi do dziś  i jestem ogromnie szczęśliwa, że są to ludzie nieprzeciętni, ciekawi, twórczy...2

Kategorię szczerości zauważam także w liście do prof. Zofii Chyra-Rolicz: Bywałam dość często niestrudzoną globtroterką, dopóki los i wycieńczony pracą organizm nie przyhamował, przez ten „dziwny świat”, ale i wtedy żartowałam iż w swej chorobie nie „kok”, bo zawsze nosiłam długie włosy i często utrefiałam je upinając misternie ukształtowany kok, ale także  J. P. Sartre'a, o którym to teraz z Simone de Beauvoir pisałam pracę dyplomową na I fakultecie mam w... d. Skąd taki wtręt? Otóż me choróbsko nazywa się koksartroza. A więc „i kok Sartre'a mam w dupie”. Śmieję się pokazując na endoprotezy.3

I do Stanisława Stanika: Boże! Gdybym ja tak potrafiła?! – wzniosłabym oczy wprost do niebios – co by było? – zapytałam. Ale niebiosa się nie rozstąpiły i odpowiedzi Boga nie mam do dziś.4

W omówionych listach autorka jest zawsze sobą. Stefania Skwarczyńska w „Teorii listu”5 pisze: List jest cząstką życia. Powstaje na płaszczyźnie życia, w bezpośrednim z nim związku[...] List na tle życia nie jest celem, lecz środkiem [...] może być wyraźnym fragmentem życia, aktem życia – [...] Współrzędność listu względem życia lub jego z nim bezpośredni związek jako cząstki z całością – jest istotą charakteru listu. Nie ma prawdziwego listu pozbawionego tego podstawowego związku z życiem. [...] Swoją pełnię [list] ma w związku z życiem. [...] poprzez  korespondencję swobodnie przepływa życie. Dramatyczność listu będzie na ogół tym żywsza, im żywszy będzie kontakt życiowy obu adresatów.6

Skwarczyńska stwierdza dalej: Dwa ma oblicza wydana korespondencja: dokumentu i dzieła sztuki . Nadają mu one trzecie, bynajmniej nie pożądane: oblicze swojej myśli, swoje piętno, które z nich robi dzieło w dziele.7

Tak też jest z „Listami od  Felicji”. W liście do Basi i Aleksandra Nawrockich czytamy: Szanowni czytelnicy przed przeczytaniem tej książki radzę wycieczkę do Podkowy, także wycieczkę do Stawiska, czyli do domu niezwykłego, obrośniętego historią bo tam w domu Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów egzystowała historia. Nawet okupacja hitlerowska tam inne miała barwy.8

Dalej autorka pisze: Teraz zgodnie z testamentem Iwaszkiewicza w Stawisku jest muzeum. Na ekspozycję składa się siedem pomieszczeń zachowanych w autentycznym stanie. Nikt, przekraczając progi Stawiska, nie oparł się urokowi tego polskiego domu, sprzed prawie wieku. Dom, który przetrwał zniszczony wojną. I socjalizmem dziś – dodaję odważnie.9

Czytamy dalej: Ja do Stawiska II. wywiozłam prawie wszystko co miałam w Piastowie. Niewiele wywiozłam na Saską Kępę, gdzie mój mąż miał kawalerkę przy ulicy Paryskiej 17. Nie miałam tak bogatych teściów jak J.I. Lilpopów, którzy wyposażyli go w bogactwa. W przemożny sposób kształtowałam oblicze domu, odciskałam na nim swoje piętno. Ta wzajemna relacja między mną a domem jest szczególnie ciekawa i splątana, z jednej bowiem strony nadałam domowi określony charakter poprzez swoją osobowość, twórczość literacką i pełnione funkcje społeczne, z drugiej zaś ten domek modelował moje życie i pisarstwo jakby swoisty pamiętnik liryczny, w którym eksponowane miejsce zajmuje Stawisko II.10

20 lipca 2006 roku uczona pisze do Ireny Łukszy: Ach taka jestem... Czekałam na to ponad 30 lat. Wreszcie, nareszcie jestem na warsztatach literackich. [W Ciechocinku] Dziś zwanych (od kiedy?) Artystyczne Spotkania Nauczycieli. Jak wszystkich nowicjuszy (pierwszorazowych, a więc prawiczków) obowiązuje mnie „prezentacja”. Dokonać tego aktu ma nauczyciel z Dębnicy Kaszubskiej, kiedy wskazano mi go – przeraziłam się – rychło jednak przyszło ukojenie, bo właśnie  taki wygląd, odzienie, fryz i bezurodzie gwarantuje „coś” we wnętrzu. A to lubię najbardziej. (...) Wprawdzie wolałabym zaistnieć w jakimś nowym obiekcie, ale przecież, wskutek wrodzonej skromności i chorobliwej nieśmiałości nie śmiałam nawet o tym pisnąć.11

1 lipca 2014 roku autorka listów pisze do Ariany Nagórskiej, literata: Po nocy bezsennej zdecydowałam się jednak odtworzyć dni męki jaka jest mym udziałem podczas podróży do Trójmiasta, aby kontynuować prezentacje najwybitniejszych mieszkańców Wybrzeża w mym cyklu książek „Byś”... Już trzeci czerwiec i lipiec nie ma Cię w Gdańsku – alarmowały mnie członkinie Klubu Kobiet Twórczych – poszła fama, że... umarłaś! Tak, od dzieciństwa bywałam tu każdego lata, a teraz operacja biodra uziemiła mnie.12

W tym samym liście czytamy dalej: [czw. 24] Piszę bo nie śpię, [...] kiedy mnie zmogły „nerwy bez przerwy” zasnąć nie mogłam, więc pośród złowrogo brzmiącej ciszy wzięłam się za czytanie, a to wiadomo, wymaga światła. Zapaliłam więc nie pomnąc o tym, że ta roleta, która tak dramatycznie wylądowała na mej mózgownicy nadal pozostaje niepołożona na swym miejscu więc okno niezasłonięte.

Kolejny list będący fragmentem egzystencji, jej częścią, Felicja Borzyszkowska przesłała 10 lutego 2019 roku do literata i krytyka Jana Zdzisława Brudnickiego. Czytamy tam: 28 lat minęło od tej chwili i dopiero odważam się to opisać. Jestem pełna podziwu. Lubię cię czytać... Był rok 1991 kiedy jeszcze – jak mawiałam –   bezprawnie lubiłam zaglądać do Domu Literatury dokąd to w roku 1968, zaraz po przeniesieniu mnie z Gdańska do stolicy do pracy naukowej – zaprowadził wielki pisarz, Stanisław Dygat z Kaliną Jędrusik. Kiedy to wielka gwiazda dowiedziała się, iż od dziecięcia „robię w poezji” wyrwała mi kilka manuskryptów, przejrzała je i rzekła, że będzie czytać je na swych recitalach. Potem usilnie ośmielała mnie do jakże spóźnionego debiutu prasowego, a po nim? Natychmiast zorganizowała mi premierowy – jak mawiała – Wieczór Poezji. Odbył się w Domu Kultury w Warszawie przy ulicy Jezuickiej.13  W tym liście autorka pisze: Miałam (...) pisać o swym spóźnionym o ponad 30 lat debiucie i o siedmiu latach oczekiwań na Twoją recenzję bo...

Był rok 1991, gdy (dopiero cztery lata po recytacjach Kaliny Jędrusik, sic!) zdecydowałam się wydać pierwszy tomik, który nie pomnę już kto dał ci z myślą o recenzji. Jakże ja się wtedy bałam!  Jak czekałam! Byłeś jedyną osobą, która tę „Ekwilibrystykę płonącej wyobraźni” otrzymała.14

Podczas lektury listów autorki jakieś niezwykłe zdanie zapada w pamięć czytelnika i uświadamia mu , kto pisał te „proste listy” – intelektualistka i poetka.

W obydwu tomach są też listy do adresatów zbiorowych: Stowarzyszenie Inżynierów Telekomunikacji, Grono gejów wokół B. Kaczyńskiego, Konferencyjni bywalcy, Klub 50+ Uniwersytetu Trzeciego Wieku, Koledzy Literaci, Sekcja Literacka „Wena”, Bywalcy plenerów artystycznych, Przyjaciele nie tylko Bernardyni, Dzieci Jagody. Wszystkie „okraszają” obydwie książki.

Tomy zawierają również listy-eseje, np. „Cała Polska się starzeje”, „Nie tylko seniorzy”, „Czy wierzyć prasie?”, „Słowem i szablą”.

Autorka umieściła także wiersze: „Najpiękniejsze urodziny” oraz „Fraszki FeBoSski”.

Felicja Borzyszkowska-Sękowska przejawia wybitną zdolność do rozległego myślenia abstrakcyjnego. Jej „Listy...” obfitują w różne szczegółowe spostrzeżenia i uwagi. Wielkim walorem tych książek jest ich szczery charakter, uzewnętrzniający się niemal w każdym liście, a także niezwykły, oryginalny pomysł całości.

dr Grzegorz Szelwach

_________________ 

[1] F. Borzyszkowska-Sękowska, Listy od Felicji, T.II., Warszawa 2020, s. 19, 20.

2 Ibidem, T.II, s. 33, 34,w recenzowanej książce.

3 Ibidem, T. II, s. 72, 73.

4 Ibidem,T.II, s.75.

5 S. Skwarczyńska, Teoria Listu, wydanie II., Białystok 2006, s. 332-335.

6 Ibidem, s. 336.

7 Ibidem, s. 349.

8 Ibidem, poz.1., T.II, s. 25.

9 Ibidem, T.II., s. 25-26.

10 Ibidem,T.II., s. 27.

11 Ibidem,T.II., s. 77.

12 Ibidem,T. II., s. 81.

13 Ibidem,T.II., s. 87.

14 Ibidem, T.II., s.88

 

Plakat

Andrzej Walter

 

Ja, Faust, Dorian Gray, wcielenie chwili

Polemika do tekstu Andrzeja Gronczewskiego „Chwila faustyczna” z 10 VIII 2021

 

Myśląc o chwili trzeba zacząć bodaj od cytatu, na którego barkach postawił ów tekst Andrzej Gronczewski, a cytat to z poezji Autora bardzo zacnego, mało powiedzieć mistrza, mało powiedzieć poety wybitnego, cytat to wręcz idealny, z niebiańskich, niezrozumiałych łąk jakby darowany... właśnie: słowo – darowany, darowany nam mimochodem przez niejakiego Czesława Miłosza, ale sza, owo autorstwo, czasem dar wszeteczny, spójrzmy na zawartość, która niejednego dziś powali... no właśnie, a może jednak nie powali. Może jednak to już dziś: banalne, wyparte z serca, w kąt rzucone i masowo zadeptane. Mało pożyteczne, nieskuteczne, wyśmiane wręcz...

 

Dzień  taki  szczęśliwy.

Mgła  opadła  wcześnie, pracowałem  w  ogrodzie.

Kolibry  przystawały  nad  kwiatem  kapryfolium.

Nie  było  na  ziemi  rzeczy, którą  chciałbym  mieć.

Nie  znałem  nikogo, komu  warto  byłoby  zazdrościć.

Co  przydarzyło  się  złego, zapomniałem.

Nie  wstydziłem  się  myśleć, że  byłem, kim jestem.

Nie  czułem  w  ciele  żadnego  bólu.

Prostując  się, widziałem  niebieskie  morze i  żagle.

 

Nie zazdrościć, przebaczać, nie wstydzić się, wyznawać wartości, nie rozpaczać nad losem tragicznym i dzielnie zabrać krzyż swój (oj krzyż?, ech tam...) na ramiona i wtedy zobaczyć (o tak, wtedy! zobaczyć)... dzień jedyny, dzień szczęśliwy.

Dzień tak szczęśliwy jak i tekst Andrzeja Gronczewskiego z numeru Pisarze.pl, tekst piękny i błyskotliwy, króciutki tekst, a jednak jakże bardzo do rzeczy, tekst  lapidarny, a trafiający w sedno, ba, ujmijmy to, że w wiele sedn (...), tarcz, w samo centrum, w przysłowiową „dziesiątkę”.

Skąd zatem wyczułem w nim (albo w sobie) jakiś niepokój, jakiś zgrzyt, fałszywą nutę, niepokojący tembr ducha czasów, któremu uległ i przecież szukając „chwili wiecznie trwającej” wielce szacowny Autor, być może przypadkiem, niesiony i wiedziony poglądem coraz powszechniejszym, coraz popularniejszym wręcz, a najzwyczajniej w świecie pozbawiony po prostu dostojnej wizji absolutu, a co za tym idzie tych trzech, jakże wielkich trzech: wiary, nadziei i miłości, zgrzeszył tekstem podstępnym.

Choć miłości w tym tekście bardzo wiele. Miłości do sztuki, do losu, do natury, wreszcie do ludzi, do człowieka, do literatury... a może i do własnego wymiaru obdarzenia nietuzinkową zdolnością wypowiedzi.

Postanowiłem napisać tę polemikę z dwóch powodów. Po pierwsze z potrzeby podkreślenia wagi i znaczenia tego Miłoszowego arcydzieła zatytułowanego „Dar” (powstałego w Berkeley w 1971 roku – mój Boże, jakiż to był inny świat) oraz z powodu drugiego, może o wiele ważniejszego, otóż z powodu tego, że cały korowód myślenia będącego genezą owego cudownego eseju Gronczewskiego jest mi jakże obcy.

Zacznijmy od końca. Kondensując moją polemikę chciałbym zwrócić uwagę autorowi, że wcale nie trzeba żadnego męstwa, aby (nawiązując do Daru Miłosza) uciszyć  to  pierwsze  morze (to niby, w którym żyjemy, targane namiętnościami, burzami i szaleństwem), i  dostrzec wtóre, pogodne. Do tego wręcz trzeba się chyba męstwa wyzbyć – wystarczą wam: bojaźń Boża, pokora, skromność i głęboka wiara w rzecz oczywistą, że nic nigdy nie wydarzyło się na tym świecie, świecie który już znamy, bez przyczyny, a to niejako implikuje, że być może odcinek od A do Z, nie kończy się... na Z, że nasza logika, niekoniecznie jest logiką jedyną i oczywistą, że nasze wymiary wcale nie są ograniczone, że jest coś poza i że nasz umysł po prostu ogarnąć tego nie potrafi, nie potrafił i nigdy nie zdoła.

No cóż – myślenie takie dziś nie tyle, że niemodne, niepoprawne, wstydliwe, ale jest wręcz mega-zbombardowane wszelkimi dopuszczalnymi formami, środkami i metodami ze sztuką współczesną na czele. A fe, jakże nieładnie tak myśleć. To przecież coś jakby religia – opium dla mas, przyczyna wszelakich nieszczęść tego świata i jakże pod prąd neomarksistowskiej ideologii wtłaczanej nam nachalnie każdego dnia.

Ufff, jak gorąco.

To jedno. A poza tym?

Wyczułem w wydźwięku tego tekstu owe heglowskie ukąszenie. Być może uroczo zakamuflowane. Lekkim piórem przeniesione w przepiękny literacki sen faustowskich uniesień i akademickich rozważań, w przestrzeń elokwentną i pełną zdumień, w obszar nie dziewiczy i nasączony naszą z pozoru nieodwracalnością drogi ku śmierci. Ku śmierci, której nie ma, bowiem, jeśli my jesteśmy, śmierci nie ma, kiedy śmierć przychodzi nas już chyba nie ma, a może to tylko złudzenie, a prawdą jest jedynie ból.

Chcieliśmy być bogami i takimi się uczyniliśmy. Płacimy dziś za to straszliwą cenę. Wszyscy znaleźliśmy się na śmietniku historii, w naszą codzienność wkradł się technologiczny śmietnik treści, rzeczy i sieci, a w naszej duchowości tkwi ów fatalizm, dekadencja duchowości, permanentny stan bezsensu egzystencji powodujący nieokiełznany hedonizm poza granice zdrowego rozsądku. Powodujący samotność, atrofię, alienację i jęk opuszczenia.

Okręt nasz nie zatonie jak Titanic. On się roztrzaska z hukiem o skały i ze spektakularnym wyciem potępionych, którzy zagryzą się wzajemnie, a potem zjedzą – jak to poganie, kanibale i czy prawem silniejszego zwycięzca weźmie wszystko? Wszystko to, co pozostanie, ale pozostanie jedno wielkie nic...

Jednak jest w tym tekście i w jego kontekście jedno przesłanie bardzo, ale to bardzo ważne. Epokowe, ponadczasowe, trwałe do bólu i bezcenne. To zdolność odczuwania zachwytu (towar dziś deficytowy).

I tutaj zgodzę się z Autorem bardzo ściśle. To podstawowa przesłanka czynienia świata lepszym, pojęcia go, zrozumienia i przełożenia na akceptację własnego losu. Nie zgodzę się jednak, że Autor delikatnie sugeruje, że zachwyt to cecha dzieci i zwierząt, a człowiek?...

Andrzej Walter

 

 

Plakat

Nowy numer kwartalnika ETHOS

 

Władza – czy służba?

(fragment wstępu)

  

Wyliczenie postaci, w jakie kwestia władzy i problemy z nią związane obecne są w naszej codzienności, zajęłoby wiele czasu i miejsca i z konieczno­ści pozostałoby niekompletne – nasze historyczne doświadczenie oczywiście nie jest zakończone, a ponadto zjawiska, które na pierwszy rzut oka nie kojarzą się z władzą, po bliższej analizie okazują się właśnie przejawami procesów, w których odgrywa ona główną rolę. Banałem jest stwierdzenie, że tego rodza­ju odkrycia są udziałem człowieka od zarania dziejów. Zostały one utrwalone w narracjach podstawowych dla ludzkiej kultury: w mitach i świętych księgach różnych religii. Biblijne opowieści o buncie i upadku aniołów oraz o grzechu pierworodnym człowieka można przecież odczytywać głównie jako historie wypowiedzenia posłuszeństwa, zakwestionowania władzy – w tym przypadku władzy absolutnej w sensie metafizycznym.

Ludzkie dzieje wydają się nosić na sobie piętno swego początku: walka o władzę i walka przeciwko władzy w różnych jej postaciach jest wciąż obecna w życiu zarówno jednostek, jak wspólnot, do których one należą, i życie to określa – również w tym sensie, że niekiedy nawet je odbiera. Odwołując się do kategorii władzy i walki, można nie tylko opisać historię polityczną czło­wieka, lecz także zbudować jej filozoficzną interpretację; można też starać się za pomocą tych pojęć zrozumieć każdą relację między ludźmi, a nawet relację jednostki do siebie samej (jak to uczynił na przykład Karol Wojtyła, opisując osobową wolność jako samostanowienie, którego warunki stanowią samoposiadanie i samopanowanie*). Próby takie podejmowało i wciąż podejmuje wie­lu myślicieli i badaczy reprezentujących różne nurty filozoficzne i dyscypliny nauki – tak wielu, że poszukiwanie innych, bardziej podstawowych „motorów” działań człowieka może się nawet wydać bezzasadne. (...)

Patrycja Mikulska

_____________________________

* Por. np. K. Wojtyła, Osoba i czyn, w: tenże, „Osoba i czyn” oraz inne studia antropolo­giczne, Towarzystwo Naukowe KUL, Lublin 2000, s. 151-154.

 

 

Plakat

Stefan Żarów

 

Czytanie lasu – Podkarpacki Salon Literacki z Edwardem Marszałkiem 

 

 

 

Nie poeta, kto śpiewa i patrzy,

Czy słuchają, czy patrzą słuchacze;

Lecz kto piersią do ziemi przypadłszy,

Sam dla siebie śmieje się i płacze.

Władysław Syrokomla

 

W odmiennej scenerii leśnych kniei, pośród tysiącletnich kurhanów i wyniosłych jodeł odrzykońskiego lasu, w urokliwej Gminie Korczyna, w porze wiosennego przebudzenia, w dniu 26 maja 2021 roku zagościł Podkarpacki Salon Literacki Wojewódzkiego Domu Kultury w Rzeszowie zorganizowany przy współudziale Gminnego Ośrodka Kultury w Korczynie. Tym razem z przedrostkiem „Leśny”, co uwarunkowane było otaczającą scenerią, poszumem drzew i migotliwych słonecznych promieni oraz ckliwym odgłosem ptaków.

W przyciszonej konwersacji niosły się wspomnienia publicysty, poety, rzeźbiarza, Mistrza Mowy Polskiej (XIV edycji) dra Edwarda Marszałka, byłego długoletniego leśniczego w leśnictwie Odrzykoń, a obecnie rzecznika prasowego Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie. Inspirowany przez Czesława Drąga – moderatora Leśnego Salonu, wiódł opowieści o naturze, czasach minionych, ale i zarazem o teraźniejszości problematyki leśnej przeplatanej historią miejsca. Zaprezentował wiersze ze swojej bogatej twórczości poetyckiej, w tym z książek: Ballady o drzewach, W wielkim szałasie Bieszczadów, Dębiną buczyną połoniną. Wokół pobrzmiewały strofy przedstawianych utworów w tym: Dłubana kapela, Na ojcowym strychu i Matka Boska Żywiczna ,,We wnęce sosnowego pnia / Matka Boska Żywiczna wypłakuje / dla Syna swego kalinowe wieńce / jarzębinowe korale / grzechotkę kłokoczkową / i gorycz głogu // Noc zapada / stygnącą kroplą żywic”. 

Wiersze przeplatane melodiami wykonywanymi na harmonijce ustnej przez nestora korczyńskich muzyków Zbigniewa Mięsowicza m.in. Za Wisłokiem górka gdzie słońce zachodzi… Ze spotkania powstał interesujący materiał filmowy https://www.youtube.com/watch?v=SRynS–E_7wc, zrealizowany przez pracowników WDK Marka Grzebyka, Radosława Cichowskiego i Kacpra Bieli. W nagraniu oprócz wcześniej wspominanych osób udział wzięli: Marek Kępiński – aktor, który czytał wiersze autora, Wojciech Tomkiewicz – dyrektor GOK w Korczynie i Stefan Żarów – WDK, członek ZLP Oddział w Rzeszowie.

Spotkanie zaaranżowała i czuwała nad jej przebiegiem oraz nagraniem filmu koordynatorka Podkarpackiego Salonu Literackiego – Danuta Pado. 

 

 

 

Plakat

prof. Ignacy S. Fiut

 

Kobiecość w miłości

                                                                                                      

Ten autor krakowski zawsze wydaje swoje utwory w formie cienkich zeszytów, gdzie mieści ok. 30. utworów oraz ilustracje. Są to więc edycje nietypowe, ale ciekawie zredagowane, wręcz kolekcjonerskie. Mowa jest tu o Jerzym Stanisławie Fronczku i jego najnowszym tomiku – „Babie lato. Erotyki dawne i nowe”.

Kolejne strony tego zeszytu wypełniają krótkie utwory o charakterze impresyjnym, a są to głównie liryki oraz erotyki typowo miłosne, skierowane do kochanych kobiet, ale i świata jako takiego, w którym prawa miłości kierują zdarzeniami. W „Babim lecie” czytamy: „twoje ciało Mario / może mi spłatać małego figla / w kącikach ust czai się sieć / babiego lata”.

W kolejnym wierszu bez tytułu dowiadujemy się: „lubię łagodność kobiety / jej spokój kiedy się budzi / wśród pomiętej pościeli / porozrzucanych przedmiotów / patrz na niedomknięte drzwi / którymi wyszedł mężczyzna / zostawiając niedopitą herbatę / niedokończoną rozmowę / pierwszy grzech”. Inne utwory mają podobną formę pod wieloma względami podobną do haiku. W nich ludzkie życie pomiędzy snem a dniem miesza się z rzeczywistością, zaś metafory do opisu zachowań człowieka brane są prosto z przyrody, a często odwołuję się do fizjologii człowieka.

Ważne momenty w tych wierszach – to przede wszystkim marzenia na pograniczu świadomości i nieświadomości, w których poeta plastycznie obrazuje relacje damsko-męskie, np. w wierszu „Fresk” pisze: „stoisz zamyślona nad rzeką / na twojej dłoni usiadł / samotny bielinek / zapada zmierzch twój warkocz / strącony przez jesień / a sukienka z liści / błądzi wieczorami / szukając domu”.

I tak krok po kroku w kolejnych utworach Poeta prowadzi nas po własnym świecie doznań i wyobraźni wcielając się to w kwiat, drzewo, górę, dolinę, ale i latające nad głowami ptaki. Tak dzieje się wtedy, gdy przeżycia ludzkie popychają nas do lotu. Nawet słowa, z których tworzy utwory wplatane są w typowe znaczenia biologiczne, by ten nasz świat przedstawić w cudownej, miłosnej i przyjaznej krasie.

Warto również zwrócić uwagę na ilustracje pomiędzy wierszami, będące fotografiami kobiet z różnych dawnych kultur. Ich wspólną cechą są znaki macierzyństwo i obfitości cielesnej, niezbędnej do wykarmienia i wychowania kolejnych pokoleń. Warto więc sięgnąć po to wydawnictwo.

prof. Ignacy S. Fiut

______________

Jerzy S. Fronczek, „Babie lato. Erotyki dawne i nowe”. Projekt okładki: Dziewczyna z kotem – olej 1937. Wydawca: Forum Myśli Filozoficzno-Ezoterycznej KARMA, Kraków 2020, s. 24.

 

 

 

Plakat

Danuta Romana Słowik

 

Turniej Jednego Wiersza w Szczecinie

                                                                                                      

Z lekkim poślizgiem, ale pożegnaliśmy wiosnę i powitaliśmy sezon letni. Pandemia przycichła, coraz więcej osób zaszczepionych, więc z zachowaniem wszelkich zaleceń ostrożności 10-11 lipca 2021 w Sali Teatralnej Klubu 12. Dywizji Zmechanizowanej w Szczecinie oraz w Szczecińskiej „Różance” odbyło się zakończenie VI Szczecińskiej, jak i Zachodniopomorskiej, Wiosny Poezji. Impreza dofinansowana była ze środków Urzędu Miasta Szczecina, Infra Port Sp. z O.O.  oraz Zarząd Portu Szczecin-Świnoujście.

Jak przystało na wieloletnią tradycję, pierwszego dnia obchodów – 10 lipca odbył się V Turniej Jednego Wiersza. Od kilku lat pod hasłem „Od Morza do Tatr”, a w tym roku nawet „Od Odry do Renu”. Zainteresowanie działalnością szczecińskiego oddziału ZLP zatacza coraz szersze kręgi i w tym roku udało nam się powitać gości z Nadrenii Północnej-Westfalii, poetów polonijnych od lat mieszkających i pielęgnujących kulturę i język polski w Niemczech. Jeszcze przed oficjalnym otwarciem Turnieju prezes Leszek Dembek przywitał serdecznie zagranicznych gości i zaprosił do obejrzenia trzech, bardzo ciekawych wystaw, jakie aktualnie znajdowały się w Klubie 12. Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej. To z jego inicjatywy, specjalnie na tę okoliczność, przybyli prezenterzy oprowadzający i opowiadający wspaniałe historie związane z wystawą: ułan Andrzej Wincza z Klubu Kawaleryjskiego im. 12. Pułku Ułanów Podolskich, w mundurze kawaleryjskim, przedstawił wystawę pt. Kawaleria Niepodległej, kapitan Żeglugi Wielkiej Józef Gawłowicz, członek ZLP, również w galowym mundurze, oprowadził po wystawie pt. Sztuka Czterech Kontynentów oprawiając ją fascynującymi opowieściami morskimi. Natomiast Zbigniew Jahnz z Klubu 12. Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej, członek ZLP zaprezentował wystawę malarską szczecińskiej artystki – malarki Bożeny Mozolewskiej.

Prezes Leszek Dembek, tytułem wstępu, przybliżył tradycję Wiosny Poezji oraz Turnieju Jednego Wiersza. Po oficjalnym wprowadzeniu, powitał wszystkich uczestników, ze szczególnym uwzględnieniem i przedstawieniem gości spoza Szczecina: prezesa koszalińskiego oddziału ZLP, Ludmiłę Janusewicz, Annę Wiencek – poetkę polonijną z Nadrenii Północnej – Westfalii, Leonarda Paszka – poetę polonijnego z Nadrenii Północnej – Westfalii, Piotra Gabriela Skorupę – poetę polonijnego z Nadrenii Północnej – Westfalii, Marcina Rumińskiego – ze Stowarzyszenia Omne Verbum ze Stargardu. O oprawę muzyczną – grę na gitarze i śpiew – zadbał Damian Gralak, również reprezentant Stowarzyszenia Omne Verbum ze Stargardu. Po części oficjalnej, rozpoczęła się prezentacja konkursowych wierszy.

 

Plakat

Przebieg Turnieju odbył się hybrydowo – uczestnicy, którzy nie mogli osobiście zaprezentować wierszy, nadesłali nagrania swojej interpretacji i prezentowane były one na dużym ekranie na przemian z wierszami recytowanymi na żywo. Przez konkurs przeprowadziły uczestników Magdalena Sowińska wraz z Małgorzatą Hrycaj – obydwie członkinie ZLP. Było bardzo poetycko, muzycznie, nastrojowo. Gdy jury udało się na obrady, napięcie rywalizacji całkowicie zelżało i przy dźwiękach gitary były śpiewy, a nawet tańce. Zabawa była wyśmienita i... długa, gdyż jury, w składzie: Leszek Dembek przewodniczący jury, Róża Czerniawska-Karcz i Krystyna Rodzewicz nie miało tym razem łatwego zadania – uczestników było wielu, a poziom wierszy bardzo wysoki.

Róża Czerniawska-Karcz odczytała werdykt, a laureaci otrzymali nagrody, wyróżnienia, dyplomy. Grand Prix zdobyła Małgorzata Borzeszkowska za wiersz Rozważania żniwiarza pana Breugla. Wyróżnienia przyznano: Maciejowi Anczykowi za wiersz Nocołap z kamieniec, Leonardowi Paszkowi za utwór Dom – marzenie i Ludmile Janusewicz za wiersz Przepiórka. Z kolei Aneta Gawriłow za utwór Zbrodnia w afekcie otrzymała Nagrodę Prezesa szczecińskiego oddziału ZLP.

Gratulacje przeplatane „dialogiem na pozakonkursowe wiersze”, wzruszenia, wymiany adresów mailowych z zapewnieniami: „będziemy w kontakcie”. I tak magiczny, integracyjny wieczór poezji dobiegł końca. Wszyscy uczestnicy zebrali się wkoło gitarzysty i wybrzmiał – tradycyjnie już – wyśpiewany, wspaniały wiersz Jonasza Koffty „Pamiętajcie o ogrodach / Czy tak trudno być poetą? / W żar epoki nie użyczy wam chłodu / Żaden schron, żaden beton”...

Danuta Romana Słowik

__________

Na zdjęciu 1. Uczestnicy Turnieju Jednego Wiersza. Na zdjęciu 2. Wyróżnienie dla Leonarda Paszke wręcza Leszek Dembek prezes ZLP w Szczecinie. Fot. Janusz Słowik.