Mirosław G. Majewski
Uczyć się od mistrzów, czyli jak Majewski z Majewskim
Co jakiś czas, zawsze po 23.00 dzwonię do Janusza Majewskiego, tak zwyczajnie pogadać sobie jak Majewski z Majewskim. „Majewski Majewskiemu”, z taką właśnie dedykacją otrzymałem książkę „Czarny Mercedes” od Pana Janusza.
Jak to się w ogóle zaczęło?
Kilkanaście lat wcześniej poznałem Wiktora Zborowskiego z którym umówiłem się na spotkanie w kawiarence Domu Muzyki I Tańca w Zabrzu, na którego to deskach Krystyna Janda wystawiała swoją „Boską” przy pełnej widowni rzecz jasna.
Gdy tylko wszedłem do kawiarenki zobaczyłem Wiktora samotnie siedzącego przy stoliku, pykającego sobie fajkę, gdy mnie zauważył, powstał, a ja z niedowierzaniem podnosiłem wzrok, jakbym obserwował Empire State Buillding w Nowym Jorku. Witając się z Wiktorem poczułem się przy swoich 176 centymetrach wzrostu niesamowicie niski. Szybko przeszliśmy na ty, pogadaliśmy trochę o polityce, trochę o teatrze, mój syn strzelił nam fotkę, po czym Wiktor musiał uciekać do garderoby. Spektakl się opóźnił jakieś 25 minut, ale zapewne ja nie byłem tego przyczyną. Spektakl był świetny, a oklaskom na stojąco nie było końca.
No i ruszyła zasada domina, namiary na Janusza Majewskiego dostałem właśnie od Wiktora Zborowskiego, który uprzedził pana Janusza, że zadzwoni do niego facet z prośbą o wywiad. I to facet zupełnie nieznany, a jego jedynym atrybutem jest to, że nosi nazwisko... Majewski. I to, ku mojej niezmiernej radości zupełnie wystarczyło. Pierwszy wywiad, którego mi udzielił był, co bardzo sobie cenię, dla „Gazety Kulturalnej”, na której to łamach stawiałem swoje pierwsze kroki.
Mijały laty, pisałem tu i ówdzie, czasem udało mi się zgarnąć jakąś nagrodę w poetyckim konkursie, ku radości mojego mentora Leszka Żulińskiego. Doszło nawet do tego, że zostałem stałym współpracownikiem kwartalnika literackiego, miej więcej w tym samym czasie zachorowałem bardzo poważnie na raka (o czym sporo napisałem). W trakcie leczenie zadzwoniłem ponownie do Janusza Majewskiego z prośbą o kolejny wywiad. Pan Janusz wyraził zgodę, a nasze rozmowy zaczynały zamieniać się w pogaduchy, z jednej strony legendy polskiego kina z trzecioligowym pisarzem ocierającym się o śmierć, co spowodowało że Pan Janusz pocieszał mnie jak tylko mógł, i wręcz zachęcał mnie, aby dzwonić ot tak, aby sobie pogadać, aby podzielić się ze mną swoją witalnością, życiową energią, która we mnie się ledwie tliła. Pozwolę sobie przytoczyć słowa Pana Janusza (lekko je parafrazując, gdyż pamięć jest zawodna): Panie Mirku, nie ma sprawy! Będziemy rozmawiali, ile Pan chce. Od pierwszej rozmowy mam zaufanie do Pana, dlatego przystaję na to bez przymusu, w odróżnieniu od rozmaitych nudziarzy lub idiotek, którzy mnie wkurwiają. Więc bez obaw, zawsze po 23.00 jest OK, a gdyby coś kiedyś przeszkadzało, od razu powiem. Dobrej nocy!
Dlaczego o tym piszę, po pierwsze chcę wyraźnie to powiedzieć, że rozmowy z Panem Januszem miały na mnie uzdrawiający wpływ, były – nie bójmy się tego słowa – błogosławieństwem, a pod drugie po to, aby polecić najnowszą książkę Pana Janusza „Maleńka”, którą wydał mając 90 lat, co jest ewenementem. Dodam, że Janusz Majewski swoją pierwszą książkę opublikował w wieku 70 lat, czym pobił rekord należący do Andrzeja Kuśniewicza (którego twórczością swego czasu był tak zafascynowany, że przeniósł na ekran jego powieść „Lekcja martwego języka”). Wszystko to, co do tej pory napisałem, wskazuje na jedno, warto pisać/tworzyć bez względu na wiek i choroby, warto czytać, szlifować swój warsztat, zabiegać o energetyzujące relacje, jednym słowem uczyć się od mistrzów.
Mirosław G. Majewski
Jerzy B. Sprawka
Szalom Alejchem
`~weata tawo el awotecha beszalom` –
– i ty przyjdziesz do Twoich ojców w pokoju
Nie często się zdarzają w Polsce takie uroczyste momenty jak ten, którego uczestnicy – mieszkańcy Okrzei, Woli Okrzejskiej oraz innych miejscowości w gminie Krzywda – nie kryjąc wzruszenia nagrodzili gorącymi oklaskami. Spontaniczny aplauz społeczeństwa oraz władz powiatu łukowskiego wywołało okolicznościowe wystąpienie obywatela Izraela. Wypowiedziane w języku polskim ciepłe, ze szczerością oddane wyrazy wdzięczności były równie szczerze przyjęte. Niecodzienne zgromadzenie nastąpiło w połowie września 2008 roku przy okazji odsłonięcia pomnika pamięci ufundowanego przez członków rodziny przemawiającego, która mu towarzyszyła. Abram Hurman, nie czuł się obco pośród licznie zebranej ludności. Podkreślił to w swoim wystąpieniu w sposób wzruszający. Wyznał, że niegdyś był mieszkańcem tej tragicznej ziemi. Przeżył dzięki pomocy rodzin polskich i przez to stał się ocalonym, żywym naocznym świadkiem niemieckiego okrucieństwa.
Mała mieścina Okrzeja, administracyjnie należąca do powiatu łukowskiego przez czas swojego historycznego istnienia przechodziła różne koleje losu. Wydaje się, że najchlubniejszym okresem w dziejach oddalonej od głównych szlaków komunikacyjnych i większych ośrodków handlowych osady był czas, kiedy po wygaśnięciu linii męskiej Leśniowolskich i Rostworowskich, drogą porozumień pomiędzy spadkobiercami, dobra przejęła Katarzyna Rostworowska, która wyszła za mąż za starostę mielnickiego Kazimierza Cieciszowskiego herbu Kolumna (Roch, Pierzchała).
Okrzeja wraz z przyległościami (nb. z Wolą Okrzejską)1, należała do możnego rodu Cieciszowskich. Pradziadek Henryka Sienkiewicza Adam Cieciszowski, który w 1781 roku został dziedzicem Okrzei postanowił wznieść murowany kościół, co w tamtym czasie było nie lada trudnym bo kosztownym przedsięwzięciem. Końca budowy nie doczekał, zmarł bowiem 1783 roku. Ambitny zamiar męża, dokończenia budowy kościoła powzięła wdowa Teresa z Lelewelów, ciotka Joachima, późniejszego historyka, który będąc dzieckiem bywał częstym gościem w dobrach Cieciszowskich. Aby wyjaśnić szerzej mało znane rodzinne związki należy do powyższego dopowiedzieć kilka ważnych szczegółów.
Otóż syn realizatorki kosztownej budowli sakralnej2 Adam Cieciszowski w 1806 roku poślubił hrabiankę (późniejszą babkę H. Sienkiewicza), Felicjannę Rostworowską. Z tego małżeństwa przyszło na świat siedmioro dzieci. Spośród tego licznego rodzeństwa wywodzi się matka przyszłego geniusza literackiego Stefania Cieciszowska, która w 1843 roku poślubiła Józefa Sienkiewicza (herbu Oszyk) – ojca wspomnianego już Henryka.
Powyższy wtręt może się wydać czytelnikowi zbędny do treści, jaką poniżej proponuje autor. Jednakże historyczne przybliżenie – choćby tak bardzo skąpo przytoczone – wydaje się być potrzebne, aby móc zrozumieć patriotyczne postawy obywatelskie, mieszkających na tych ziemiach ludzi. Prostota życia, poczucie wspólnoty dobrosąsiedzkiej, jaka od wieków cechowała różnowierczą ludność tych okolic do dzisiaj budzi podziw i szacunek.
Cechy szlachetnego charakteru mieszkańców Okrzei i okolic najlepiej odda pomieszczona poniżej wypowiedź. Prawdziwość uczuć, empatia i wyrazy wdzięczności zawarte w słowach człowieka, wywodzącego się z narodu, który podobnie jak naród polski miał być unicestwiony na zawsze, przytoczone są w oryginalnym materiale. Na kilku kartkach papieru wyjętych ze szkolnego zeszytu w kratkę pozostał interesujący dokument, mówiący o więzi, braterstwie i wspólnym cierpieniu obu nacji. Po zakończeniu uroczystości A. Hurman wręczył te kartki ówczesnemu księdzu proboszczowi parafii Okrzeja Czesławowi Ciołkowi, którego wysiłek w powstaniu i lokalizacji pomnika jest nieoceniony.3
Wymieniony w przemówieniu, ksiądz profesor Seminarium Duchownego w Janowie Podlaskim Antoni Kresa zasługuje na szerszą charakterystykę, ponieważ jego działalność duszpastersko-społeczna miała wielkie znaczenie nie tylko dla kościoła. Zaraz po objęciu funkcji proboszcza parafii Okrzejskiej w 1929 roku, zainicjował powstanie Kółek Rolniczych. To ksiądz Kresa z upoważnienia ordynariusza diecezji ks. biskupa Przeździeckiego wziął na swoje barki budowę Kopca Henryka Sienkiewicza, który do dzisiejszego dnia przyciąga rzesze miłośników twórczości genialnego pisarza.
Ksiądz Antoni Kresa sypanie Kopca rozpoczął w 1932 roku od poświęcenia ziemi, na której miał powstać kopiec. Po kilku latach prace ukończono. Uroczystość oddania, znaczącego pomnika pamięci, jakim jest Kopiec, nastąpiła w IV kwartale 1938 roku. O ukończeniu budowy informuje umiejscowiony obecnie u podnóża, a wcześniej na szczycie Kopca kamień z napisem: „H. Sienkiewiczowi – 1938”.
Na ów czas nikt nie przypuszczał, że za niespełna rok spadnie na Polskę brunatno-czerwona szarańcza, że na tych ziemiach rozstrzygnie się ostateczny wojenny los żołnierzy gen. Kleeberga. Ksiądz Antoni od samego początku wojennych zmagań niósł pociechę duchową wiernym, a ocalałym żołnierzom schronienie i doraźną pomoc w uzyskaniu cywilnego odzienia, co dawało im możność dotarcia do rodzinnych domów.
Masy uchodźców powiększały się w nieustającej wędrówce; najpierw z zachodu na wschód, a później po 17 września w odwrotnym kierunku. Plebania stała się miejscem, gdzie szukano pomocy. W miarę możności – potrzebujący, niezależnie od wyznawanej wiary – pomoc otrzymywali. Dla księdza Antoniego każda istota ludzka stanowiła ważne ogniwo chrześcijańskiego życia.
Kres działalności księdza Kresy, jego dwóch wikariuszy oraz osób zaangażowanych w niesienie pomocy, położył triumfujący okupant niemiecki. Na skutek zdradzieckiego donosu, wysługującego się Niemcom mieszkańca Adamowa doszło do aresztowań. Usilne starania diecezjalnych władz kościelnych o uwolnienie księży nie przyniosły żadnego skutku. Wszyscy księża zostali przez Niemców potraktowani jak zbrodniarze. Część aresztowanych w tym proboszcz ks. prof. Antoni Kresa, wikariusze i osoby świeckie z lubelskiego więzienia na Zamku odesłane zostały do obozu zagłady w Oświęcimiu. Ksiądz Kresa został rozstrzelany w oświęcimskim obozie; los księdza wikariusza Michała Bąkowskiego przeniesionego do obozu w Dachau pozostawał nieznany. Wystarczyło jednak, by łaskawa Opatrzność sprawiła, że mało szerzej znane wspomnienie o. Henryka Marii Malaka z obozu śmierci w Dachau trafiło do rąk piszącego te słowa.4 W wydaniu drugim wspomnień zatytułowanych przez o. Malaka Klechy w obozach śmierci5 w tomie drugim na s. 605 występuje obok innych, nazwisko ks. Michała Bąkowskiego w niżej przytoczonym fragmencie:
[…]” 5 maja 1945 roku. Pierwsza sobota miesiąca, dzień Niepokalanego serca Maryi. Mszy św. nie udało mi się celebrować do dzisiaj. […] Dzień jest dzisiaj pogodny. Po raz pierwszy mamy od długich dni słońce. Obóz przedstawiający dotąd ponury obraz nabiera kolorów i robi się raźniej na duszach. Tysiące więźniów wylega z zatęchłych baraków na świeże majowe powietrze. Komunikaty radiowe niosą co chwila nowości, lecz...kiedy wreszcie skończy się ta potworna wojna. […] – Wreszcie Amerykany pomyślały o tych tysiącach dogorywającej nędzoty. Uporządkowano jako tako koszary esmańskie i urządzono w nich prowizoryczny szpital na piętnaście mniej więcej tysięcy chorych. […] Zwrócono się zatem do samego obozu, by zgłaszali się pielęgniarze ochotnicy i...
– I ty zgłosiłeś nas obu.
– Tak. Zresztą zgłosił się i Romek Budniak, i Antoś Majchrzak, i Józio Woźniak, i ks. Piotrowski z Owińsk, i Leoś Michałowski, i Stefcio Flisiak i Michał Bąkowski i Jasio Przydacz i wielu innych, w sumie pięćdziesięciu.” […] (s. 603-605, wytłuszczenie, autor JBS).
Z powyższego tekstu wynika, iż ksiądz Michał Bąkowski doczekał końca wojny w obozie w Dachau i znalazł w sobie jeszcze tyle sił, aby wesprzeć bliźnich znajdujących się w gorszym stanie.
Glob ziemski od zarania depczą, żyjący obok siebie ludzie nikczemni i wielkoduszni. Trudno określić proporcje, stosując matematyczny rachunek prawdopodobieństwa.
Jerzy B. Sprawka
_______________
1 Miejsce urodzenia pierwszego polskiego laureata Nagrody Literackiej 1905 r. Henryka Sienkiewicza (1846-1916).
2 Dokończenie budowy nadwerężyło stan posiadania rodziny. Powstały trudne do spłacenia długi, co praktycznie zrujnowało posiadany majątek.
3 Po zakończonej uroczystości p. Abram Hurman był gościem ks. Proboszcza Cz. Ciołka, któremu wręczył tekst wygłoszonego publicznie przemówienia. Piszący ten szkic otrzymał zaproszenie do udziału w tej uroczystości, ale na skutek innych obowiązków w tym samym czasie, musiał z zaproszenia zrezygnować. Okrzeję odwiedził w następnym roku (czego dowodzą zamieszczone fotografie). Wówczas rękopis p. Hurmana otrzymał od ks. Cz. Ciołka z przekazem dowolnego wykorzystania.
4 Autor otrzymał w darze 2 tomowe wspomnienie od mieszkającego w Toronto bibliofila Henryka Wójcika.
5 Dokładna informacja o książce w zamieszczonej na końcu książki w części – „Literatura”.
Andrzej Dębkowski
Nie żyje Milan Kundera
12 lipca br. w wieku 94 lat zmarł czeski i francuski pisarz i eseista Milan Kundera. Urodził się 1 kwietnia 1929 roku w Brnie.
Od dziecka uczył się gry na fortepianie. W 1948 roku ukończył szkołę średnią w Brnie, potem studiował muzykologię i literaturę na Uniwersytecie Karola w Pradze – musiał je jednak przerwać w 1950 roku z powodów politycznych. Ostatecznie w 1952 roku udało mu się skończyć Wydział Filmowy i Telewizyjny Akademii Sztuk Scenicznych w Pradze, gdzie później pracował jako wykładowca.
Dorastał w czasie II wojny światowej, gdy Czechosłowacja była pod okupacją niemiecką. Od 1948 roku należał do Czechosłowackiej Partii Komunistycznej, ale po dwóch latach został z niej usunięty za działalność antypartyjną. Te wydarzenia zainspirowały go do napisania powieści „Żart”, która była satyrą na życie w komunistycznym państwie i została wydana w 1967 roku. Już rok później z powodu krytyki systemu jego twórczość trafiła w ojczyźnie na czarną listę.
Podobnie jak inni czescy intelektualiści, tacy jak Václav Havel, był zaangażowany w Praską Wiosnę. Tamten okres zakończyła interwencja ZSRR i innych członków Układu Warszawskiego (Polska, Węgry, NRD i Bułgaria) w nocy z 20 na 21 sierpnia 1968 roku. W 1975 Kundera wyemigrował do Francji – najpierw pojechał do Rennes na zaproszenie uczelni, na której wykładał literaturę, a dopiero potem dotarł do Paryża.
W 1979 roku stracił czechosłowackie obywatelstwo po ukazaniu się francuskiego tłumaczenia nieopublikowanej wtedy jeszcze w oryginale powieści „Księga śmiechu i zapomnienia”. Wtedy zakazał przekładów swoich tytułów na język czeski.
Czeskie obywatelstwo przywrócono Milanowi Kunderze po 40 latach.
W 1984 roku opublikował swoją najbardziej znaną książkę zatytułowaną „Nieznośna lekkość bytu”, która została uznana za arcydzieło literatury światowej. Cztery lata później powieść została zekranizowana, a w rolach głównych – małżeństwa żyjącego w Czechosłowacji właśnie w okresie Praskiej Wiosny – wystąpili Daniel Day-Lewis i Juliette Binoche.
Ostatnią powieścią napisaną w ojczystym języku była „Nieśmiertelność” wydana w 1990 roku. W następnych latach pisarz nie zezwalał na tłumaczenie na czeski swoich kolejnych książek, a od tego czasu pisał już tylko po francusku.
Swoje powieści Kundera konstruował na podobieństwo muzycznych kompozycji – każdą w siedmiu częściach. „Człowiek, którego wiedzie poczucie piękna, przemieni przypadkowy zbieg okoliczności (...) w motyw, który już pozostanie w kompozycji jego życia. Wraca do niego, powtarza go, zmienia, rozwija – jak kompozytor temat swej sonaty” – napisał w „Nieznośnej lekkości bytu”.
W październiku 1995 roku otrzymał „Medal Za Zasługi” przyznane mu przez prezydenta Havla – odebrała go Hradczanach żona pisarza.
Ostatnią książkę, „Święto nieistotności” Kundera opublikował w 2013 roku. Została napisana po 13. latach milczenia.
Zdjęcie w tekście: https://pl.wikipedia.org/wiki/Milan_Kundera
Andrzej Dębkowski
Zmarła Wiesława Siemaszko-Zielińska
7 lipca br., po ciężkiej chorobie, zmarła Wiesława Siemaszko-Zielińska. Urodzona w Lublinie. Mieszkała w Jeleniej Górze.
Członkini Związku Literatów Polskich Oddziału Dolnośląskiego, Międzynarodowego Stowarzyszenia Polskich Dziennikarzy, Pisarzy i Artystów z siedzibą w Szwecji oraz Stowarzyszeń literackich w Jeleniej Górze. Absolwentka filologii polskiej Uniwersytetu Gdańskiego oraz podyplomowych studiów dziennikarstwa i komunikacji społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Poetka, prozatorka, dziennikarka, pedagog (z II stopniem specjalizacji zawodowej, odznaczona Medalem Komisji Edukacji Narodowej). Autorka wielu tomów poetyckich, książki prozatorskiej, książki publicystyczno-literackiej, książki poetycko-prozatorskiej, cyklu programów literackich w telewizji regionalnej, publikacji w prasie literacko-artystycznej (min. w Okolicach, Dzienniku Bałtyckim, Okolicy Poetów, Kulturze Dolnośląskiej, Kurendzie, Obrzeżach, Kuryerze Jeleniogórskim, Soleckim Peryskopie, Radostowej, Gazecie Kulturalnej, Akancie, Metaforze, Palu, Liście Oceanicznym (w Toronto), Arenie (w Malmö) oraz w Nowinach Jeleniogórskich i Słowie Polskim (tygodnikach regionalnych), jak również w kilkudziesięciu antologiach i almanachach (w tym zagranicznych). Kilkakrotnie prezentowana na antenie Polskiego Radia. Laureatka wielu konkursów poetyckich. Jej utwory tłumaczono na język niemiecki, szwedzki, serbski i ukraiński.
Zdjęcie w tekście: Andrzej Dębkowski
prof. Ignacy S. Fiut
Erupcje twórczości autorskiej
Nieprzypadkowo ten tom poezji stał się dodatkiem do numeru 3(187) 2023 czasopisma „Topos”, gdyż zawarte tam utwory opisują na wybranych przykładach utworów autorów ukazują ich analizy, dzięki którym przybrały taką, a nie inną formę zawierającą cała gamę treści. Książka właściwie stanowi studia utworów wybranych autorów, które zostały poddane zabiegom analitycznym i heurystycznym, ukazujących alternatywne rozwiązania twórcze ich pierwotnych wierszy. Tych transformacji dokonał autor tego tomu – Stefan Rusin.
Autor dokonał wyboru tekstów poetyckich z różnych kręgów literackich i pokusił się o ich reinterpretacje oraz semantyczne transformacje, ukazując na czym polega otwartość utworu artystycznego i literackiego w ich osobistym i prywatnym odbiorze. Działania te przypominają poniekąd przygotowanie jakiego złożonego dania. Tom otwiera wiersz inspirowany osobą i myślą Demokryta z Abdery pt. „Demokryt z Abdery”, w którym Rusin pisze: „W Egipcie, Atenach, Persji / podziwiałem mądrość prostaczków. // Zgłębiałem też Leukipposa. / Twierdził, że Pełnia i Próżnia / składają się na Byt, że / Pełnia to nieskończona ilość atomów / i cząstek materii, wzajemnie się uderzając / i popychając tworzą w Próżni / nowe światy. Z wirujących otchłani / kosmicznej wyłonił się ludzki umysł / i świadomość / Przyznają mistrzowi, że wszystko się dzieje / z jakiejś racji i konieczności. / Także w nas, aktywność intelektualna / jest procesem materialnym / i atomowym. // Kierowałem się w życiu powściągliwością, / umiarem, rozumem, by dobra duchowe / stawały się we mnie obfitsze i radosne.”
W innym utworze pt. „Carrara” Rusin z kolei tak pisze: „Stąd wywożono dla Michała Anioła / bloki marmuru. Pozostał największy, / wybrany osobiście przez mistrza. / Stoję w ogromnym wyrobisku, maleńki. / Tutaj kiedyś wody oceanu / nasycały ziemię tajemnicą kosmosu.”
I w kolejnych wierszach poświęconych innym autorom Rusin postępuje analogicznie. I tak dokonuje kolejnych erupcyjnych analiz twórczości w wybranych utworach następujących artystów: „Caligula do Cezonii”, „Wyzwoleniec pisze do cesarza Trajana”, „Naoczny świadek”, „Jan Wiklif”, ‘Konstandinos Kawafis”, „Prokurator”, O świętym Franciszku”, „Walt Whitman”, Reiner Maria Rilke”, „Fryderyk Chopin”, „ Martin Heidegger”, „ Franz Kafka do Felicji Bauer”, „O mędrcach”, „Osip Mandelsztam”, Ignacy Jan Paderewski”, „ Do Brunona Schulza”, „Henryk Worcell”, „Jan Twardowski”, „O Wojciechu Kawińskim”, „Janusz Korczak”, „O Edmundzie Pietryku”, „Jarosław Iwaszkiewicz”, „Bolesław Leśmian”, „ Do Tadeusza Kantora” (itd.), by wspomnieć jeszcze „Alberta Camusa”, „Edwarda Stachurę”, „Pawła Jasienicę”, „Bohumila Hrabala”, „Leonarda Cohena”, „Witkacego”, „Marca Chagalla”, „Siergiusza Jesienina”, i wreszcie: „Arthura Rimbauda i Antoniego Kępińskiego.
Jak widać zestaw przywołanych postaci jest niczego sobie, a nawet bardzo zaszczytny. Jednak odnieść można wrażenie, że autor przywołał „wszystkie świętości tego świata”, choć nie mogą one wiele wskórać w aktualnej sytuacji Polski i świata, w którym jest ona usytuowana we współczesnym świecie zglobalizowanym wielokrotnie .Rządzi się on „pół-„i „ćwierć-prawdami” i jak się mówi, że coś jest” to znaczy tyle, że „coś nie jest”: mówiąc inaczej: wszystko płynie” do świat, z którego ludzi zrobili kloakę.
Należy więc zachować spokój i kultywować postawę godności do ludzi i świat, bo świat nie zginie nigdy, a z ludźmi – to zobaczymy!
prof. Ignacy S. Fiut
_____________
Stefan Rusin, „Bez retuszu”. Wydawca: Stefan Rusin & Instytut Książki, Gdynia – Kraków 2023, s. 96.
Andrzej Walter
Właściwie nic nie stało się
Tak zaczyna się piosenka z lat mojego dzieciństwa, której słucham do dziś, ba, której słowa, ich: sens, znaczenie i wydźwięk doceniłem w zasadzie dopiero po latach, w całej ich głębi, wielkości i potędze, piosenki, którą dziś uznałbym za jedną z najpiękniejszych polskich ballad. Tekst ów jest współautorstwa jednego z najgenialniejszych polskich tekściarzy – Andrzeja Mogielnickiego i Janusza Kruka, a piosenkę tę wykonał niezapomniany, legendarny już zespół 2 plus 1, czyli: Janusz Kruk, Elżbieta Dmoch i Andrzej Rybiński. Zastanówmy się, czy ów tekst nie jest dziś bodaj jeszcze bardziej aktualny niż wtedy (w roku 1983 czyli 40 lat temu)...?
Właściwie nic nie stało się, mała śmieszna rzecz
Moje ja, najbliższe mi
Niejasne coś, co w każdym tkwi
Z lat, gdy słowo przyjaźń miało jeszcze treść i sens
Kiedy miłość była prostym drgnieniem serc
Tamto moje ja
w jeden zwykły dzień
Jak najgłupsza rzecz
zginęło mi gdzieś
Tamto moje ja w jeden zwykły dzień
Opuściło mnie
Za oknami wciąż na pozór ten sam świat
I tylko mnie troszeczkę mniej
Coś odeszło,
coś, co waży mniej niż gram
A jednak się
nie stało lżej
Żegnaj, stary cieniu, co poszedłeś spać
Witaj, nowa twarzy nauczona grać
Póki o tym wiem, póki wiedzieć chcę
Niech Ci przyjrzę się, czy dobrze Cię znam
Póki o tym wiem, póki wiedzieć chcę
Niech Ci przyjrzę się, czy dobrze Cię znam
Przecież ten tekst opisuje nasz świat. Ten sam świat, który toczy się obok, za oknem, w realnym życiu. Za oknami wciąż na pozór ten sam świat. Właściwie nic nie stało się. Mała śmieszna rzecz. Z czego my robimy problem? Miłość, która była prostym drgnieniem serc? Słowo przyjaźń, które miało treść i sens? Nic się nie stało. Miłość dziś można kupić. Przyjaźnią określa się byle relację, a treść i sens? Po cóż treść i sens, skoro słowa straciły moc. Skoro dziś biblioteki stały się terenem... potańcówek, a młodzi ludzie wypluwani przez system edukacji – już dorośli, pełni energii i zapału do życia odpowiadają na pytanie dziennikarza, że słonina jest mięsem ze słonia... Z litości nie pytajmy o bohaterów literackich. Nic się nie stało.
Właściwie, za oknami wciąż na pozór ten sam świat. Moje ja, najbliższe mnie...
Niejasne coś, co w każdym tkwi.
Stworzyliśmy świat, w którym „moje ja” urosło do rangi zasady świata i racji stanu. To wyznacznik kultury i wolności. Wzorzec wszech miar i znaczeń. Podstawa bytu i początek relacji międzyludzkich. „Moje ja” ma prawa. Coraz więcej praw, choć wbrew pozorom, coraz mniej. Moje ja, czy twoje ja, może być ja tylko do punktu, w którym wyraża się w poprawności politycznej i obyczajowej. Jeśli nie daj Bóg, wyraża się tak, jak myśli, to może okazać się, że myśli źle, niepoprawnie, naruszając prawo do demonstrowania swoich preferencji (zwłaszcza seksualnych) mową nienawiści. Taktyka tej nowomowy wydaje się być prowadzącą do obłędu, ale owe ja przecież jest z drugiej strony: podstawą bytu, nie my, nie wy, nie oni, nie żadna grupa czy wspólnota – ja, kategoria najważniejsza, w zależności od pespektywy umiejscawiana przez współczesną psychologię na piedestale stworzenia – jesteś Bogiem, możesz wszystko. Nie oglądaj się na innych. I też nie dostrzegaj tych innych, samorealizuj się. Bądź prawdziwy. Coraz głupszy (bo przecież możesz nie czytać, tylko dajmy na to tańczyć na potańcówkach w bibliotekach), ale jesteś przecież coraz prawdziwszy: cóż z tego, że słonina jest ze słonia, Mona Lisę maluje Leonardo di Caprio, a ścięgno Achillesa jest gdzieś w Polsce – tak widzą świat współcześni maturzyści, z dobrych liceów... (sic!) O czy to świadczy?!
Jak żyć w takim świecie?
Jeśli chcemy dopełnienia obrazu rzeczy posłuchajmy większości współczesnych piosenek, włączmy jakiekolwiek wiadomości, w których dowiemy się jak PiS nap.....la się z PO, kto, gdzie i kogo uśmiercił, kto i komu ukradł rower, czyli kronika kryminalna dla ubogich, ale nie dowiemy się dlaczego Prigrożyn chciał zdobywać Moskwę i po co, albo co z tego wynika. Zapytajmy potem nawet najbliższych, kto to Prigrożyn? A w odpowiedzi otrzymamy martwą ciszę, albo bezdenne zdziwienie.
Jak żyć w takim świecie? Zapytam powtórnie. Choć pytam nie po to, aby poznać odpowiedź, gdyż i tak właśnie w takim świecie nam przyszło żyć. Może zapytać dlaczego tak się stało? Tyle, że i ta odpowiedź jest dość skomplikowana i wielopłaszczyznowa. Może nie pytać. Tylko, kto nie pyta zaczyna błądzić.
Do czego nas doprowadzi system nie czytelnictwa oraz zdebilenia ogólnonarodowego? Do czego już nas doprowadził? Czy ludzie, którzy uważają, że słonina jest ze słonia mogą świadomie i odpowiedzialnie oddać swój głos w wyborach powszechnych w Polsce i będzie to głos sensowny, świadomy i odpowiedzialny? A ci ludzie jak najbardziej będą głosować i wybiorą nam kolejną wersję wszystkowiedzącego panicza na włościach, który ulepszy nam znów ten świat. Pojawi się zatem kolejne pytanie – co z tą demokracją, kiedy rządy większości mogą okazać się rządami kretynów?
I czy nic się znowu nie stanie?
Może i poszliśmy zbyt daleko w tych smutnych i przygnębiających dywagacjach. Może nie tak powinno się obserwować rzeczywistość. Szkoda jednak, że rzeczywistość trzeszczy w posadach, a świat poczyna być powszechnym jarmarkiem pogardy człowieka dla człowieka. Świat poczyna też być zakłamany, jazgotliwy, niesprawiedliwy, dojmująco coraz głupszy i zaśmiecony pseudoinformacją, której wartość straciła na znaczeniu, jak i wartość człowieczeństwa w człowieku. Zaczynamy być tym, co stworzyliśmy odrzucając duchowość, tajemnicę oraz tekst jako podstawowy dokument kulturowy. Zamieniliśmy to na pseudokulturę emocji i obrazka. Na popkulturę opartą na instynkcie coraz niższych lotów i pogaństwie wszelakim wraz z barbarzyństwem idei i znaczeń. Produkujemy wręcz połowicznie wykształconych troglodytów do spełniania zachcianek i smutnych nie kochających nikogo i niczego samotnych lizusów świata opanowanego li tylko poprzez wartości materialne.
Nic się nie stało, ale stało się tak wiele.
Warto przypomnieć postać Andrzeja Mogielnickiego, któremu chcę między słowami zadedykować ten tekst w podziękowaniu za to, że nas (niektórych) wychował tak właśnie tymi swoimi tekstami. Słynnymi tekstami. Co się stało z Magdą K., Nie wierz nigdy kobiecie, Mniej niż zero, Bal wszystkich świętych, Wciąż bardziej obcy, Iść w stronę słońca, Wielki mały człowiek, Nic nie może wiecznie trwać. Ta wyliczanka jest bardzo długa i obszerna, zobaczcie sobie sami – wpiszcie w wyszukiwarkę „Andrzej Mogielnicki” i poczytajcie (przypomnijcie sobie po prostu) co stworzył. Teksty, które nas wychowały, ulepiły, stworzyły jako ludzi, popchnęły do spełniania marzeń i realizacji świata ideałów, wzbudziły tę nadal żyjącą pasję ciekawości świata i zachwytów, które są motorem napędowym do działań wszelakich, do aktywności dla świata i siebie, a nie jedynie dla siebie jak dziś pojmują ludzie coraz powszechniej.
Dobrze, że nadal, po niemal 40 latach Andrzej Mogielnicki wciąż obdarowuje nas swoimi tekstami, które są nadal ważne, nadal poruszają i działają powszechnie. Tak jak choćby „Stacja Warszawa” pełna prawdy o naszej nowej, kapitalistycznej rzeczywistości:
W moich snach wciąż Warszawa
pełna ulic, placów, drzew.
Rzadko słyszysz tu brawa
– częściej to drwiący śmiech.
Twarze w metrze są obce,
bo i po co się znać…
To kosztuje zbyt drogo,
lepiej jechać i spać.
Wszystko byłoby inne
gdybyś tu była, ja wiem.
Nie tak trudne i dziwne
gdybyś tu była, ja wiem…
Noce są zawsze długie,
a za dnia ciągły szum.
Mało kto to zrozumie
dokąd gna zdyszany tłum.
To prawda. Wciąż nie rozumiem, dokąd gna ten zdyszany tłum. To kosztuje zbyt drogo, zaprosić znajomych do domu. Brawa? Tyle już widzieliśmy, niemal „wszystko”, więc z brawami oszczędnie. Nas przecież już mało co dziwi, zachwyca, unosi…
Staliśmy się obcy, wyrachowani, coraz pustsi, coraz silniej wyobcowani, szukający kompulsywnie kolejnych rozrywek i atrakcji, w szalonym pędzie – dokąd? Tego nie wie nikt.
Właściwie nic nie stało się. Moja ja, umknęło mi gdzieś…
Bo moje prawdziwe ja zagubiło się. Obserwuję to wszystko w sposób coraz mocniej zdystansowany, zadziwiony i oddalony.
Na upadek i katastrofę tego świata, w tej jego zdeformowanej formie stopniowej agonii, spoglądam z coraz większym spokojem i stoickim pierścieniem zewnętrznej emigracji duchowej. Wraz ze mną, na szczęście nadal, wyemigrowali liczni przyjaciele, przeważnie pisarze i poeci, artyści wszelkiej maści, równie niedostosowani do świata i rzeczywistości, idący własną drogą romantycy przeszłości, patrzący na ten piętrzący się śmietnik życia bardzo podobnie. Ten bal, bal jak na Titanicu, tudzież bal, jak z Mistrza i Małgorzaty – bal w piekle, będzie się nam nadal toczył. Przewijał przed oczami. Zapewne aż do użycia atomowych bombek. Niech przynajmniej ich użyją szybko, skutecznie i powszechnie, a nie tylko na Polskę. Jedno wielkie światowe bum odpowie najlepiej na te wszystkie pytania i dylematy. Zakończy się nam to targowisko próżności, teatr cieni i szarady szarych eminencji. Zblazowany świat odejdzie wtedy naprawdę do lamusa. Wraz z naszą poezją, literaturą i sztuką zbrukanymi wykwitami pożółkłych złudzeń i snów. Nie każdy może się w końcu nazwać... spełnionym. Głód niespełnienia póki co nadal jest dobrą motywacją. Pozdrawiam wszystkich głodnych wciąż serdecznie...
Nic się przecież nie stało...
Andrzej Walter