Jerzy Grupiński
IX Turniej Młodych Piór
Klub Literacki w Piątkowskim Centrum Kultury „Dąbrówka” Poznańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej – os. Bolesława Chrobrego 120 w Poznaniu – zaprasza 4 października 2022 roku o godz. 17.00 młodzież szkolną, studentów, debiutantów na IX Turniej Młodych Piór. W programie także warsztaty literackie, więc pożądane wydruki tekstów w 5 egzemplarzach. Szansa na publikację i ocenę utworów. Zapraszamy nauczycieli. Warunkiem uczestnictwa w Turnieju jest przyjęcie zgłoszenia do 30 września br. pod numerem tel. 61 222 30 33. Członków Klubu Literackiego prosimy o czytanie, także o obdarowanie młodych autorów swymi książkami. Turniej obejmuje teksty własne – autorskie.
Klub Literacki – Jerzy Grupiński
Andrzej Walter
Podstawowy dokument kulturowy
Jak napisał kiedyś Marek Wawrzkiewicz książka w naszych czasach przestała pełnić funkcję podstawowego dokumentu kulturowego.
Niestety uwaga ta powinna wejść do epokowych podsumowań współczesności, jakkolwiek byśmy się na nią nie obruszali czy buntowali, jakkolwiek byśmy przeciw temu stwierdzeniu jako książek ogromni miłośnicy, a właściwie wręcz wielbiciele się nie oburzali. Nie możemy pozostać ślepi, zaślepieni, albo nawet zaimpregnowani wobec faktów, a stwierdzenie to stało się już statystycznie zaobserwowanym faktem, którego dowodów możemy zasmakować: czy to w bezwzględnych liczbach spadku czytelnictwa, czy to też choćby w ogólnej ocenie dokonań artystycznych współczesnych pisarzy i poetów, a nawet w społecznej percepcji znaczenia książek, opowiedzianych w nich historii czy też wreszcie rangi i roli w dzisiejszym świecie zawodu pisarza, szacunku doń, jego wynagradzania czy honorariów, aż po wymiar zainteresowania wyrażony frekwencją na spotkaniach autorskich czy wieczorach promocyjnych.
Książka stała się li tylko rozrywką, metodą spędzenia wolnego czasu i do tego jedną z wielu. Książka (jej „ciężar gatunkowy”) przestała być wyznacznikiem edukacji elit, edukacji w ogóle, czy wręcz przepustką do świata wyżej postawionego ponad jarmarczny świat prostych igrzysk. Ważnym i zasadnym wydaje się być pytanie: cóż tę książkę w tym wymiarze zastąpiło? Pieniądz? Suma posiadania? Wiedza? A może władza? Czy też może inne wyznaczniki i miary wartości intelektualnej, czy duchowej, choć przecież obserwujemy upadek tej wartości, którą zastępuje dziś pragmatyzm sytuacji zmiksowany z podparciem dowodami naukowymi, bądź takimi nazwanymi, czy argumentami z serii mądrości większości. Doprawdy ciężko to stwierdzić, gdyż już tego typu badań nikt przecież nie prowadzi, zapewne z powodów kłopotliwego wskazywania „głównego barbarzyńcy” jako przywódcy tego upadłego stada.
Jeszcze niedawno wierzyłem, że owa garstka związana z książką to elita elit, lecz stopniowo z błędu wyprowadza mnie poziom współczesnej literatury pięknej, sprawy, którymi ta literatura się zajmuje (mam na myśli jej podłą koniunkturalność) oraz listy bestsellerów, na których triumfy święcą kryminały i trzeciorzędne westchnienia pań pozbawionych hamulców swawolnie bajdurzących o zmysłowych kochankach. W tym obszarze też doprawdy ciężko znaleźć literaturę już nie tyle, że... piękną, ale po prostu normalną. Kiedy skonfrontujemy język literacki powieści z lat końca minionego wieku z obecnymi (nawet tymi nagrodzonymi) pozycjami literackimi, naszym udziałem stanie się co najmniej lekkie zmieszanie, aby nie powiedzieć dosadniej. Co się dzieje zatem z literaturą? Gdzie jest współczesny autor „Ziemi (przecież) obiecanej” czy też „Lalki” i do tego nie tej z porno szopu używając na moment arcy-popularnego języka potocznego?
To są pytania retoryczne. Smutne w sumie wnioski z wyżej przeprowadzonego wywodu, którego konsekwencje będziemy wkrótce coraz silniej odczuwać. Oczywiście znajdziemy jeszcze wciąż dobre książki. Tu i tam wpadną nam w ręce pozycje lepsze niż przeciętne. Tyle, że to niczego nie dowodzi. Raczej uśmierza całą przygnębiającą obserwację.
Dobra książka do tego ma pod górkę. Adresat wymiera. Krąg potencjalnych czytelników się kurczy, maleje, aż do stopnia uniemożliwiającego powstawanie takich książek, gdyż znowu – oglądając i oceniając całokształt – jest to pewnego rodzaju koło zamknięte, słowem obieg naczyń połączonych, „dobrzy” (mądrzy i wykształceni) czytelnicy pozwalają jakoś zaistnieć takiemu autorowi i vice versa, ów autor ma pisać dla tych, którzy zrozumieją, a jak pisać, kiedy czytelników jak na lekarstwo?
Wkurza Was ten tekst. I bardzo dobrze. Po to jest pisany. Jako zarzewie buntu wobec: ignorancji, zaściankowości, kumoterstwu, wszelkiemu społecznemu ogłupieniu, wszelkiej maści klakierom i piedestałom niby dziś (uznanych za) wielkich autorów. Któż to taki? Wskażcie mi jakieś konkretne nazwiska. Wskażcie mi dowód na ogólnonarodową dyskusję po jakiejkolwiek książce, na poruszenie po takiej, na ferment społeczny po lekturze!? Na medialny rezonans. Wskażcie mi całą maszynerię – proszę bardzo; tu mamy autora; tytuł; wydarzenia po publikacji, aż po wnioski i znaczenia. Zapraszam. Może się mylę, albo przesadzam. Tak wiem, wiem, Myśliwski, Tokarczuk, i tak dalej – jest jeszcze jakieś dalej?
Najlepsze książki, które ostatnio przeczytałem to były książki: greckie, słowackie, francuskie, czeskie, a nawet rumuńskie... tylko nie polskie. A i to zapewne dzięki pomysłowi translatorsko-wydawniczemu Wydawnictwa Książkowe Klimaty, które raczyło wydać w naszym języku książki po prostu najlepsze i najgłośniejsze z tamtych wskazanych wyżej (dla przykładu) krajów. To też niczemu nie dowodzi, jedynie mamy szczęście, że mogliśmy – dzięki świetnym przekładom – zapoznać się z nielicznymi jeszcze wirtuozami.
Dokąd to wszystko zmierza i prowadzi? Nie wiem. Wiem jedno, że coraz ciężej o dobrą opowieść, bez ucinanych głów, zakopywaniu żywcem czy rui wszechogarniającej, która „Portret Doriana Graya” zamieniła na „Twarze Graya” i ekscytuje mało wymagającego czytelnika. Kiedy to się zaczęło? Kiedy runęły dwie wieże? Kiedy pozwaliśmy sobie na „coraz więcej”? Czy kiedyś indziej? Kiedy ktoś, gdzieś tam ogłosił koniec historii...?
Książka przestała być dzisiaj podstawowym dokumentem kulturowym. Jest towarem, rozrywką, wyrazem ślepych i głuchych, coraz bardziej analfabetycznych przedstawicieli gatunku, którzy w efekcie braku stosowania umiejętności czytania i pisania zaczynają mieć nawet problem ze skonstruowaniem jednego, prostego zdania w mailu, a co dopiero z czytaniem ze zrozumieniem. I jak my mamy się z takim kimś (albo takim czymś?) porozumieć, jak mamy tworzyć i współtworzyć społeczeństwo obywatelskie, jak mamy rozpoznać, opisać i zrozumieć wspólną płaszczyznę, nić porozumienia, wolność, równość i braterstwo?
Zmierzamy tą drogą do katastrofy, być może jeszcze odległej, oddalonej, majaczącej na horyzoncie czasów, ale nieuchronnej. Język, który przestanie nieść porozumienie pocznie rozprzestrzeniać agresję. Tę agresję, którą powoli już obserwujemy czy odczuwamy. Jak wierszu Andrzeja Dębkowskiego „List do Ojca”:
„Ojcze.
Dobrze, że tego nie widzisz.
Dużo nienawiści.
Nasze głowy – pełne pustki.
Nasze ręce – brudne i chude”.
(...)
Kiedyś wspomnicie te słowa, tylko może być już zbyt późno. Jednak kół historii powstrzymać się nie da. Zatem bawmy się. To nam chyba tylko pozostało. Nielicznym życzę dobrych lektur...
Andrzej Walter
Fot. w tekście: Andrzej Dębkowski
Jerzy Grupiński
Śniąc o sprawiedliwym życiu
„W dziwnym świecie / dziwni ludzie / mówią dziwne rzeczy” – tymi słowami zaprasza nas Andrzej Dębkowski do swojej książki pt. ...na ziemi jestem chwilę... Bo w „cudownym stuleciu”, w którym przyszło nam żyć, niełatwo odnaleźć siebie i swój głos. Tak... nie pierwsi i nie ostatni zadajemy sobie pytanie o sens bycia jednostki i naszego świata. I autor wierszy oczywiście o tym wie, stąd doświadczanie rzeczywistości i słowa mają tu swój aspekt społeczny, nie tylko osobniczy, indywidualny. Egotyzm, przysłowiowy egoizm autorski ustępują więc miejsca doświadczeniu, pamięci społecznej, środowiskowej. To cenne wersy książki poszerzające, krąg odczuć obrazów pamięci. Poeta pamięta – mówiąc słowami Czesława Miłosza, ale także przeczuwa, wie, że obrazy, które (w perspektywie m.in. krwawych dni na Ukrainie) zdarzają się naprawdę... Bo jakże inaczej czytamy teraz wiersz pt. „Skrzenie”:
Zło nadchodzi znienacka
niebo nabiera wtedy koloru
zgniłej purpury.
trudno określić nawet,
jaka to pora dnia,
tygodnia, miesiąca, roku
[...]
Ta ziemia
pochłonęła całą krew świata
wyssała ją w krwioobiegu
liści, drzew i traw
Dobry sen dobiega końca,
budzimy się [...]
Ujmuje otwartość, szczerość tych wersów, zwłaszcza wtedy, gdy autor wprost mówi nam o pozbawieniu prawa do wyboru, o tym, że „przyjęto nas do wiadomości”, że pozostało „tylko przyzwyczajenie, nawyk, obowiązek”. Przysłowiowy niepokój metafizyczny ma realny wymiar, pytania i odpowiedzi dotyczą konkretnych sytuacji i osób, co czyni książkę bardziej wiarygodną, bo strofy mówią ustami realnych osób, opowiadają czyny i myśli nie tylko autorskie. Jawią się więc nam przed oczami postacie z dzieciństwa, z rodzinnych historii, osoby z twórczego autorskiego środowiska. Adam Szyper w historii swego tragicznego dzieciństwa, Wojciech Siemion – bosy chłopiec pochylony nad książką. Jest i „Moja mała lampka nadziei” dedykowana Tadeuszowi Kwiatkowskiemu-Cugowowi:
Wiesz, Tadzio
wczoraj oglądałem stare fotografie.
sentymentalna łza
zakręciła się w oku [...]
Co też powyprawiało się na tym świecie? [...]
Andrzej Dębkowski nie unika pytań wprost, niby naiwnych, kolokwialnych, ale przecież tak trudnych... Na okładce książki informacja o autorze:
Poeta, krytyk literacki, publicysta, eseista, dziennikarz i wydawca. Autor szkiców i esejów krytycznoliterackich. Urodził się w 1961 roku w Zelowie, gdzie mieszka do dzisiaj. Założyciel i redaktor naczelny ogólnopolskiego miesięcznika „Gazeta Kulturalna”.
Przytaczam tę notę (mimo że osoba przecież nieobca środowisku i czytelnikom), bo znamienne to znaczenie: urodził się... gdzie mieszka do dzisiaj. Także i omawiania książka – „...na ziemi jestem chwilę...” – wyraźnie zaznacza autorski genius loci. Krąg rodziny, środowisko, lokalny pejzaż stanowią znaczące źródło inspiracji Andrzeja Dębkowskiego. One też odpowiedzieć próbują na podstawowe pytania człowieka – pisarza, na egzystencjonalną szamotaninę.
Pozostała pamięć.
Czułość dobrego ojca
okazywała się najważniejsza
i miała ludzkie oblicze.
Pamiętam
jak siadał na swoim starym krześle,
spokojny jak zawsze
jak wtedy , gdy żył
i kiedy pytał
czy stać mnie na gest pokory. [...]
Czasami dodawał
lubimy robić z siebie widowisko.
śniąc o sprawiedliwym życiu...
(„Nasza obecność” )
Czułe, pięknie napisane „Odchodzenie”, dedykowane babci Anastazji... Pyta więc Andrzej Dębkowski, „kim byli ludzie, którym zawdzięczamy rysy twarzy / skąd się wzięły...” („Kamienie życia”). Ekshumowane groby daleko na Wschodzie, wspomnienia przodków, obrazy pamięci mogiły. Nagłe spotkanie przy saturatorze i ostrzeżenie, groźba: „Uciekaj pan, uciekaj!” – usłyszane gdzieś na Kresach. Bo historia to pamięć, historia to dzisiaj... Brak grobu to wyrwa w świadomości, akt, ubytek nie do odrobienia, nie do wypełnienia („Bez wyjścia”).
Książka Andrzeja Dębkowskiego – „...na ziemi jestem chwilę...” podejmuje kardynalne pytania o los, sens bycia jednostki, o drogi świadomości społeczeństwa, narodu. Mimo pesymistycznych, rozsianych w wierszach aktów beznadziei, pytań bez odpowiedzi, odbieram ten tomik poezji jako przesłanie jasne... Na osobną uwagę zasługuje język wierszy – otwarty, komunikatywny, pozbawiony wieszczej kokieterii, mimo podjęcia kardynalnego rozrachunku z samym sobą, z historią...
Jerzy Grupiński
_______________
Andrzej Dębkowski, ...na ziemi jestem chwilę... Redakcja, projekt okładki i zdjęcie na I stronie okładki: Andrzej Dębkowski. Zdjęcie na IV stronie okładki: Andrzej Walter. Wydawnictwo Autorskie Andrzej Dębkowski, Zelów 2021, s. 64.